The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 05:01:36   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
La raison du plus fort 1
La raison du plus fort*


Oświadczam, że za tekst niniejszy nie ponoszę żadnej odpowiedzialności, ponieważ polskie prawo nie pociąga do odpowiedzialności za czyny popełnione w stanie zamroczonej poczytalności, a tekst poniższy powstał, jakimś cudem i naprawdę nie wiem kiedy, podczas mojej sesji, zaś siedem egzaminów w ciągu niespełna dwóch tygodni stanowi dla mnie doświadczenie całkowicie nowe i niezwykle traumatyczne. Być może z czasem się do niego przyzwyczaję, ale na razie efekty są takie, jakie są.
Za wysyłanie tego w miejsce, gdzie do podobnie chorych tekstów, mogą mieć dostęp osoby normalne i stanowiące wartościowe dla społeczeństwa jednostki, nie ponoszę odpowiedzialności również, gdyż działam pod wpływem szantażu.
Osoba nasza nie poczuwa się takoż do odpowiedzialności za wszelkie nieścisłości naukowe, polityczne, socjologiczne, biologiczne i językoznawcze, albowiem raczyła je wprowadzić w celach humorystycznych, a przy tym jest przekonana, iż w sposób niezwykle fortunny oddają stan jejże umysłu w chwili tekstu niższego powstawania.


Motto, czyli dewiza:
Nasi górą vel Polak potrafi^^.


Z dedykacją dla W. Wierzejskiego:)



Czytanie poniższego tekstu powoduje psychozę, neurastenię, choroby serca, migrenę, niestrawność, omdlenia, oparzenia, moczenie nocne, drgawki, szum w uszach, odleżyny, suchość w jamie ustnej, natręctwa seksualne, w skrajnych wypadkach impotencję.
Minister Zdrowia i Opieki Społecznej

Tekst poniższy nie zawiera żadnych walorów edukacyjno-wychowawczych i nie kwalifikuje się do użytku szkolnego.
Minister Edukacji Narodowej

Tekst poniższy spotkał się z oficjalną krytyką Watykanu i znajduje się na dwunastej pozycji w Indeksie Ksiąg Zakazanych.
Nuncjusz apostolski

Naród polski żywi nadzieję, iż tekst poniższy nie pogorszy stosunków między III RP, a tymże pięknym krajem, gdzie panuje miłościwie szejk Hilal Omar Halef Falehd Abu Ghani Salim Chalil Ben Hilal Abul Hadżi Abadilah Mahmud Sami Jusuf Kasim Ibn Hilal Hadżi Abbas Halal Shammar Ahmad Muhammad Aziz el Ibn Hilal Omar Hadżi Salim Mahmud Aziz Ibrahim i deklaruje jego pełne potępienie przez rząd. Oświadczamy niniejszym, że informacje tu zawarte nie są spowodowane przeciekiem w naszych departamentach i nie wiemy skąd ta #$%)@($(@)$ je wzięła, acz ośmielamy się sugerować, że to Waszej Wysokości wywiad nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań.
Minister Spraw Zagranicznych
Minister Obrony Narodowej


COŚ JAKBY POLSKI PUNKT WIDZENIA


18 czerwiec.
Jakiś czas temu wróciłem do mego biura po zapomniany portfel.
Traf chciał, że zastałem tam Szefa. Z piętnastolatkiem. Bardzo ładnym piętnastolatkiem. Bardzo ładnym nagim piętnastolatkiem.
Szef nie tracił zimnej krwi, nawet mi zaproponował współudział. Chłopak był śliczny, chętny.... i nagi.... i.... Ale nie, ja oczywiście musiałem być obowiązkowy.
No i efekt jest taki, że po licznych zawirowaniach wylądowałem w Marsylii. Powiedziałbym, że to zesłanie, ale tu jest podejrzanie ekstra. Jeszcze strategii Szefa nie rozpracowałem. Może to łapówka? Ale po co człowiek, który mógł mnie kazać przemielić i wkomponować elegancko w Plac Defilad miałby mi dawać łapówkę?
Misji jakoś żadnych nie było. Siedziałem sobie spokojnie. Opalałem się. Podrywałem wszystko, co się nawinęło. Z zasady skutecznie.
I nudziłem się.
Chyba rozgryzłem strategię Szefa. On wie, że ja nie zniosę długo bezczynności. Zabije mnie bez czyjejkolwiek współpracy. Cicho. Bez śladów.

22 czerwiec.
Najwyraźniej się myliłem. Chce mnie zabić wykorzystując terrorystów. Myślałem, że stać go na coś bardziej oryginalnego. Mam odtransportować do domu jakieś szejkowskie dzieciątko, które wraca na wakacje ze szkółki w Stanach. CIA odtransportowało je do Londynu, a Intelligence Service do Paryża, gdzie z jakichś powodów musieli go przekazać Deuxičme Bureau, ale tatuś-szejk jakoś im nie ufa, bo w rozpaczy i zatroskaniu o swoje dzieciątko skontaktował się z moim Szefem, którego znał z dawnych czasów i poprosił go o kogoś, komu na pewno można zaufać.
A on wskazał mnie.
To więcej niż podejrzane.
W każdym razie jutro mają przekazać mi dzieciaka. Popłyniemy statkiem. Tatuś-szejk nie ufa samolotom, od kiedy jego pobratymcy upodobali je sobie do zwiedzania wieżowców. I, z bliżej nieokreślonych powodów, nie popłyniemy Kanałem, tylko opłyniemy Afrykę.
Co ja jestem, Vasco da Gama?!

23 czerwca.
Gaston Malain pojawił się w moim biurze dziś rano. Zapytałem go, jak ocenia zagrożenie. Spojrzał na mnie dziwnie. Powiedziałem, że tatuś-szejk jest dość nielubiany przez antyamerykańskie ugrupowania i w związku z tym jest możliwe, że spróbują ubóść tatusia pozbawiając go hołubionego synka.
Malain westchnął i powiedział, że to akurat jest najmniejszy problem.
Francuzi są dziwni.

23 czerwca, wieczorem, "Królowa wód"
Francuzi są dziwnym narodem, ale można ich zrozumieć.
Poznałem chłopczyka. Ma na imię Hilal Hadżi Omar Abbas Halef Abul Shadi Mohamed Ben Hilal Omar Halef Falehd Abu Ghani Salim Chalil Ibn Hilal Abul Hadżi Abadilah Mahmud Sami Jusuf Kasim el Ibn Hilal Hadżi Abbas Halal Shammar Ahmad Muhammad Aziz. W rodzinie pieszczotliwie zwany Shadi, bo to imię odróżnia go od tatusia, stryjków, braci i kuzynów.
Wszedłem do jego kajuty i przywitałem moim krystalicznie czystym arabskim, uśmiechając się słodziej niż panna na wydaniu na wieczorku zapoznawczym.
Dziecię zmierzyło mnie wzrokiem i bez większych emocji odrzekło:
- Wal się.
Po polsku.
Zdolna bestyjka.
Potem powiedziało, że chce dostać piwo, papierosy i Sens historii Nikołaja Bierdiajewa.
I poskarżyło się, że telewizor nie chwyta kanałów porno.

24 czerwca.
Dziecię powiedziało, że skoro już jestem głupim Polakiem, to mógłbym mu chociaż zrobić bigos.
Tak więc ja, agent specjalny, doświadczony snajper i saper, cały dzisiejszy ranek pichciłem słodkiemu Shadiemu bigos.
Słodki Shadi natomiast, cały dzień chodził po statku, wdając się w dyskusję z załogą i doprowadzając większość do lekkiej paranoi.
ZEA nie są tak daleko. Naprawdę nie są tak daleko.

25 czerwca
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. ZEA są daleko.
Moje arabskie książątko zdezelowało nam sprzęt do nawigacji, doprowadziło kapitana i bosmana do załamania nerwowego, wmówiło sternikowi, że ma chorobę morską, upiło czterech marynarzy, resztę załogi ograło w karty, określiło wiatr o 11 stopniu w skali Beauforta jako "zefirek", a na końcu pospuszczało szalupy, komentując "co wy jesteście: marynarze czy zestrachane cioty?"
Zestrachane cioty.

26 czerwca
Kapitan i bosman nadal majaczą w swoich kajutach, sternik z zieloną twarzą zwisa z bakburty, marynarze leczą kaca, a ja co chwilę odbieram nerwowe telefony tatusia-szejka w związku z wczorajszym sztormem.
Kucharz rzucił się na Shadiego z nożem; nie ustaliłem jeszcze, czy działał na czyjeś zlecenie, czy po prostu nie wytrzymał nerwowo. Zamknąłem go w jego kajucie. Funkcje porozdzielałem na nowo, ale zastanawiam się, co zrobić z Shadim. Nie mogę odpowiadać za jego bezpieczeństwo, kiedy tak się wałęsa po pokładzie. Wygląda mi na to, że większość załogi solidaryzuje się z kucharzem. W życiu nie widziałem równie rozwydrzonego bachora.


COŚ JAKBY ARABSKI PUNKT WIDZENIA

18 czerwca
Ten cały Bill to krańcowy debil. Wydaje mu się, że jest jakimś super ekstra gościem. Nosi taką wielką giwerę, że chyba próbuje tym nadrabiać rozmiary czego innego... Pieprzę to, dlaczego zawsze muszą mnie pilnować jacyś półidioci? Ojcu się wydaje, że mnie chroni, a jak dla mnie, to ja prędzej umrę z nudów przy tych panikujących o byle gówno panienkach w garniturach, niż mnie zamorduje jakiś jego polityczny przeciwnik.
Życie daje dupy, ale dlaczego ja mam brać w tym udział?

22 czerwca
Kuuurde, jak ja się cieszę... Jutro: do widzenia, Gaston.
To chyba najgorszy frajer, jaki kiedykolwiek dotąd robił za moją nianię. Teraz czeka mnie błogi rejs z jakimś Polaczkiem. Ojciec to ma fantazję.

23 czerwca
Moja nowa niania ma blond włoski, modre oczęta, perfekt-szlif arabski, kolczyk, dżinsy bardziej poharatane od moich i kurewski uśmiech.
Nie dała mi, małpa, fajek.
Ale za to przyniosła piwo, ustawiła porno kanały, wiedziała, kim jest Bierdiajew i nie zemdlała od mojego brukowego polskiego.
Nie wykończę jej; tylko trochę podręczę.

24 czerwca
Zatkało mnie. Niania przyniosła z ambasady polskie wydanie Sensu historii, powiedziała "Polish your Polish", posłała mi kurewski uśmiech nr 6 i zostawiła mnie zatkanego.

24 czerwca, wieczorem
Moja niania robi dojebisty bigos, to jej trzeba przyznać, ale jest trochę za nerwowa.

25 czerwca
Załogę to ten statek ma cienką. Niania chyba jest na granicy wytrzymałości, a już myślałem, że przetrzyma jakiś tydzień. To byłby rekord, ale chyba do niego nie dojdzie.

26 czerwca
He, he... Pierwszy raz w życiu ktoś próbował mnie zabić. W sumie to to nie jest śmieszne, bo teraz ojciec dopiero dostanie świra. Niania obezwładniła parzygnata, skuła i wsadziła do kajuty. Coś knuje. Jakoś podejrzanie na mnie patrzy.


Z CYKLU: NIEPRAWDOPODOBNE... A JEDNAK!

- Panie Has... Ja pana błagam... - Nowo mianowany sternik z płaczem rzucił się na kolana.
- Tak? - westchnął pan Has, składając gazetę i melancholijnie spoglądając w pokryte mgłą rozpaczy oczy marynarza.
- Wrzuci go pan do morza? - nie krył swych nadziei sternik.
- Shadi... - wycedził mężczyzna i wstał z wyjątkowo zdecydowaną miną.
- Możemy go przecież ciągnąć za statkiem... - podpowiedział niewinnie marynarz.
Polak rzucił na niego spojrzenie, mówiące, że rozważy propozycję i ruszył na pokład.
- Miałeś siedzieć u siebie w kajucie - wycedził, stając nad Jego Wysokością celującym ze stalowej kuszy do uciekających gdzie się da marynarzy.
- A odchrzań ty się ode mnie - piękną, nienaganną polszczyzną odpowiedział chłopiec.
- No dobra. Dość tego - zdecydowanie powiedział mężczyzna, podniósł go za kołnierz i przerzucił sobie przez ramię, najspokojniej schodząc pod pokład.
- Ocipiałeś?! - wrzasnął Jego Wysokość otrząsnąwszy się z konsternacji. - Odpierdol się, chuju jebany! Ogłuchłeś? Ciebie chyba posrało! Postaw mnie, wszawy pizdolcu! Kurwa, bo jak ci wjebię... Odwal się! Postaw mnie, ty durny pedale! No żeż w mordę jebany... Spierdalaj, skurwielu!
- Jezu Chryste, kto ciebie uczył polskiego? - westchnął Has, otwierając drzwi kajuty.
- Nie twój zasrany interes, pojebany dupku! Puść mnie!
- W tej chwili, Wasza Wysokość. - Upuścił go na podłogę.
- Odpowiesz mi za to, pieprzony sukinsynu!
- Wasza Wysokość ma pierwszeństwo. - Uśmiechnął się, siadł i chwytając go, przerzucił sobie przez kolano, wymierzył trzydzieści solidnych klapsów, podniósł, położył na łóżku i przykuł kajdankami do ramy.
- POJEBAŁO CIĘ? - zawył chłopak po otrząśnięciu się z szoku.
- Niech się Wasza Wysokość z łaski swojej zamknie - uciął i dla pewności zakneblował mu usta. - Nie martw się. Dostaniesz kolację.


- Jak tam? Uspokoiliśmy się? - Has wszedł do kajuty i zsunął knebel z ust księcia.
- Ty popier...
- Najwyraźniej nie. - Spokojnie zakneblował go z powrotem. - Rozważ to. Przyniosłem ci kolację, ale nic nie dostaniesz, dopóki nie przestaniesz bluzgać. Wasza Wysokość wybaczy, komórka mi dzwoni - powiedział uprzejmie, po czym odebrał telefon.
- Robert Has speaking. Oooooo..... Wasza Wysokość..... Ależ OCZYWIŚCIE, że wszystko w porządku... - uśmiechnął się promiennie. - Tak, Jego Wysokość czuje się po prostu DOSKONALE..... Tak, odpoczywa właśnie w swojej kajucie...... Tak....... Ależ Z PEWNOŚCIĄ dotrzemy bez żadnych problemów. Wasza Wysokość ZUPEŁNIE niepotrzebnie się martwi........ Do widzenia.
Usiadł na łóżku i postawił sobie na kolanach tacę.
- Jak tam, Wasza Wysokość? Namyśliliśmy się? - Zsunął mu knebel.
Shadi spojrzał na niego wilkiem.
- Każę cię rozstrzelać.
- Dobrze, ale później. Otwórz buzię. Chyba, że wolisz głodować przez resztę rejsu... No? Założę się, że jesteś już nieźle głodny... Nie licz, że cię rozkuję... Jedz, póki mam ochotę tu siedzieć... Możemy to załatwić zastrzykiem, jestem przygotowany na każdą ewentualność... No, wiedziałem, że zmądrzejesz - stwierdził z zadowoleniem, wsadzając mu łyżkę w usta. - No cóż, Wasza Niesforna Wysokość... Trzeba sobie zdać sprawę z pewnych faktów. Po pierwsze, twój pobyt na pokładzie nie jest bezpieczny ani dla ciebie ani dla załogi. Po drugie, żadne rozsądne argumenty nie są w stanie cię tu zatrzymać. Po trzecie, ja odpowiadam za twoje bezpieczeństwo. Reasumując, uważam, że najlepiej będzie, jeśli zostanie, jak jest. To znaczy ty będziesz sobie grzecznie leżał przykuty do łóżka, a ja ci będę przynosić jedzenie. Twoje zdanie w tej kwestii niewiele mnie obchodzi. I nie próbuj mnie zastraszyć, bo ci się to nie uda, ty mała cholero. Założę się, że w razie czego cała załoga z ochotą potwierdzi moją wersję. Właściwie to oni mi proponowali bardziej drastyczne rozwiązania, więc możesz mi być co najwyżej wdzięczny. Czy wszystko jasne? - Odstawił miskę i pochylił się nad chłopakiem, unosząc lekko brwi. Shadi zagryzł wargę.
- Zanudzę się - mruknął w końcu.
- Nie martw się, kotku - uśmiechnął się szeroko. - Będę do ciebie wpadać, jeśli będziesz grzeczny.
- Całuj mnie w dupę.
- Dobrze, kochanie, ale może najpierw sobie porozmawiamy? - Oparł rękę na jego biodrze. Shadi wbił się głębiej w łóżko.
- Pedał. - mruknął.
- No, no... Bądź grzeczny, kotku, to ci może opowiem bajeczkę na dobranoc.
- I co jeszcze... - wycedził ironicznie.
- Nie za dużo byś chciał, skarbeńku? - promiennie zignorował ironię Robert. - Hm... Nie jestem mocny w klasyce... Co powiesz na Alternatywną Śpiącą Królewnę?
- Masz popierdolone w głowie.
- Racja, to ograne, niech będzie Alternatywna Królewna Śnieżka.


A CO BY BYŁO GDYBY...

Część I: Bunt Królewny Śnieżki.


- Mam tego dość! - wrzasnęła nagle Królewna Śnieżka, powodując panikę na pobliskich drzewach i nagłą przerwę w obradach wroniego sejmu.
- Eee... Ale czego Śnieżko? - po krótkiej konsternacji niepewnie spytał Mędrek.
- WAS! - dobitnie objaśniła Śnieżka, czego wrony już nie wytrzymały nerwowo i z oburzeniem oddaliły się z miejsca zaistniałych wypadków.
- Ale... Czemu? - dla Mędrka kontekst był wciąż niejasny.
- Od trzech miesięcy gotuję wam, sprzątam, prasuję, szyję i nie powiem, co jeszcze robię! To chamstwo i dyskryminacja! To cholerny antyfeminizm! Dzieci się później naczytają takich bajek i nabiorą fałszywego wyobrażenia o świecie! MÓZG im się wypaczy! Która normalna kobieta trzyma w domu siedmiu darmozjadów?
- Śnieżko, chciałbym zauważyć, że my codziennie rano, za przeproszeniem, "Hej ho, hej ho, do pracy by się szło!" - z urazą przypomniał Mędrek.
- Znam ja wasze "Hej ho, hej ho!" - ryknęła Śnieżka. - Co wy myślicie, że ja telewizji nie oglądam? NA TAŃCE CHODZICIE, ŁAJZY JEDNE! A ja za praczkę mam robić, tak?!! NIEDOCZEKANIE! Ja cały dzień haruję, a wy tylko tańce - spać - jeść! Piwożłopy!
- Nie zapominaj z łaski swojej, że sama do nas przyszłaś - warknął Gburek.
- Nawet mi nie przypominaj! Żerujecie na cudzym nieszczęściu! Jesteście gorsi niż ruska mafia od burdelu! Ale koniec z tym!
- Ale Śnieżko, przecież ty czekasz na księcia, jabłko, kryształowa trumna, pocałunek, te rzeczy... - nieśmiało przypomniał Gapcio.
- MILCZ! Koniec z tym powiedziałam! Myślicie, że bez faceta nie umiem być pełnowartościową kobietą? Od dziś moją idolką jest macocha! Ona to umie dbać o swoje interesy - kobieta wyzwolona, bez przesądów, kobieta sukcesu! Oto mój cel! Żegnajcie!
Trzasnęła drzwiami i wyszła. Nastała cisza, sama zresztą swym faktem zniesmaczona.
- No dobrze panowie - odezwał się po chwili Mędrek. - Nie ma co kryć - jest źle. Trzeba się zastanowić co robić.
- Dwie godziny do obiadu... - westchnął Gapcio. - A żaden z nas nie umie porządnie gotować.
- Co się stało? - przebudził się Śpioszek i został znokautowany przez Gburka.
- Nie ma wyjścia - musimy znaleźć nową gospodynię - mruknął Mędrek.
- A można wiedzieć gdzie? - warknął Gburek.
- Nie wiem... Może by zadzwonić do Związku Zawodowego Gospodyń....
- I przyślą nam jakąś herod-babę, która rozda nam miotły i będzie lała wałkiem... - chlipnął Płaczek.
- A psik! - podsumował problem Apsik, gdy...
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - Za oknem rozległ się przeraźliwy krzyk.
- Mordują Śnieżkę? - z nadzieją zasugerował Gburek.
- Uwzględniając charakterystyczną zmienność nasilenia dźwięku o charakterze rosnącym, przypuszczam, że ten obiekt się zbliża - wysunął hipotezę Mędrek.
- Ratujcie, ratujcie, ratujcie! - Obiekt zaczął wrzeszczeć pod drzwiami i przeraźliwie w nie łomotać, potwierdzając tym samym hipotezę Mędrka.
- Czego tam?! - Z właściwą sobie uprzejmością Gburek otworzył drzwi.
- ZBAWCO! - piskliwie wrzasnął obiekt, uwieszając się Gburkowi na szyi, z rozpędu wpadając z nim do mieszkania i lądując pośrednio na podłodze, bezpośrednio na Gburku.
- Co jest? - spanikował nieprzyzwyczajony do tak intensywnego okazywania uczuć Gburek.
- MORDUJĄ!!!!!!!!!!!!! - wrzasnął mu do ucha obiekt z siłą syreny alarmowej.
- Śnieżkę? - nie tracił nadziei Gburek.
- MNIE, głąbie! - Obiekt stracił dla niego ciepłe uczucia, wstał, otrzepał się z godnością i rozejrzał. - Hilton to to nie jest... - westchnął i poprawił włoski wpadające mu w ogromniaste oczęta.
- Jaki śliczny... - Zarumienił się Nieśmiałek.
- Nie zaczynaj znowu, dopiero co się skończyła twoja rozprawa o molestowanie Pinokia - zgromił go Mędrek.
- Wy byście lepiej poszukali mojego mordercy! - pisnęło chłopię, dramatycznym gestem wskazując drzwi.
- Nie bój się, ja cię obronię! - Odważnie wyrwał się do przodu Apsik; reszta wzruszyła ramionami i podążyła za nim.
- I co, i co? - zapiszczało z domu.
- Tu nikogo nie ma - warknął Gburek.
- Kłamstwo! - W domku pękły szyby od tego ultradźwięku.
- Naprawdę nikogo nie ma... Wiedział, że ze mną nie ma co zadzierać. - Wyprężył się Apsik.
- Taaaa... - łypnęli na niego sublokatorzy. Malec wyjrzał z domku, porozglądał się na boki i pędem wpadł między waleczną siódemkę.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - Podskakiwało na jednej nodze.
- Kim jesteś, dziecko? - dobrotliwie spytał Mędrek.
- Jestem królewicz Szronik z Królestwa Wiecznych Mrozów. Moi rodzice to wielki król Lód Kra Arcticus i jego zacna małżonka Szadź z Firnów. Niestety! - zrobił dramatyczną pauzę Szronik. - Zła czarownica Ukropa Wrząca napadła na moje królestwo, zamordowała rodziców i wygnała mnie i moją drogą siostrzyczkę Gołoledźkę. Wysłała za mną zabójcę, który ścigał mnie przez siedem gór, siedem lasów i siedem rzek. Wiecie, jak się zmachałem? - westchnął. - I gdzie ja się teraz biedny podzieję, chlip.
Mędrek i Gburek spojrzeli na siebie i błyskawicznie stanęli tuż przy chłopcu.
- Mały... - z wahaniem odezwał się Gburek. - Nie umiesz przypadkiem... gotować?
- Gotować? - Szronik spojrzał na niego niepewnie. - No w sumie...
- A prać? - dopytywał się Mędrek.
- Cicho, obiad najważniejszy. - Machnął ręką Gburek. - Słuchaj, mały. Idzie o to, że do tej pory kucharzyła Śnieżka, ale dała dyla i... musimy znaleźć kogoś na jej miejsce... Wtedy mógłbyś tu mieszkać... właściwie.
- Eee... - Zamrugał oczętami Szronik. - Ale wy nie powinniście być... no tego... krasnalami? - Nieufnie przyjrzał się stojącemu obok Gburkowi, mierzącemu na oko jakieś 190 cm wzrostu.
- I po co się czepiać szczegółów? - zdenerwował się Mędrek. - Ważne jest ogólne przesłanie.
- No nie wiem... - Z powątpiewaniem przyjrzał mu się Szronik. - Chociaż brody moglibyście mieć czy coś...
- KURDE ! - jęknął zirytowany(i głodny) Mędrek. - Ostatecznie możemy zapuścić!
- Mowy nie ma! - zaprotestował Płaczek i został znokautowany przez (głodnego) Gburka.
- Czy ja wiem... - kręcił nosem Szronik. - Za młodzi jesteście... Chłopcu w moim wieku potrzeba autorytetu...
- Znalazł się Pylaszczkiewicz - warknął Gburek, ale Mędrek ze słodkim uśmiechem zatkał mu usta.
- No ostatecznie zgoda... - westchnął Szronik, co zostało owacyjnie przyjęte.
- No to chodźmy, chodźmy... - Wygłodzony do nieprzyzwoitości Mędrek, zagonił wszystkich w stronę domku.
- A nie moglibyście chociaż nosić kubraczków... - zamarudził jeszcze po drodze Szronik.
- Mały perwers - mruknął Gburek, zamykając drzwiczki do małego domku siedmiu krasnoludków i ich nowej gospo... To znaczy nowego gospodarza.

INTERLUDIUM

- No, to tyle na dzisiaj. - Radośnie uśmiechnął się Has.
- Świr - mruknął Shadi. - Freud to powinien usłyszeć....
- Eeee... Marudzisz... - Dał mu pstryczka w nos. - Aha. I jeszcze jedno. - Pochylił się nad nim. - Wcale nie jestem pedałem. - Pocałował go mocno w usta i natychmiast zakneblował. - To do jutra. - Uśmiechnął się promiennie i wyszedł.


ZAWSZE MOGŁO BYĆ GORZEJ

No tak. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Od dwudziestu czterech godzin tkwił w kajucie statku o wystroju z wyrafinowanego porno przykuty kajdankami do łóżka i odwiedzany tylko przez karmiącego go łyżeczką i gadającego dyrdymały silnego i w dodatku uzbrojonego faceta o wybitnie kurewskim uśmiechu, który, jakby tego było mało, najwyraźniej był pedałem.
Co prawda, nie licząc wczorajszego pocałunku i okazyjnego dotykania w nieszczególnie zapalne miejsca, nic na razie nie zrobił, ale...
Dostatecznie deprymujące było już to, że upierał się go tak karmić i wmusił już w niego kolację, śniadanie i obiad. I najpewniej zaraz znów tu miał przyjść z kolejną kolacją.
Ja chcę do domuuuuuuuuuuu.....................
On za nic nie chciał go rozkuć, a ręce już solidnie mu zdrętwiały, nie wspominając już o tym, że nie uśmiechało mu się bycie przykutym do łóżka w towarzystwie pedała. Hm... No dobrze, geja. Może gdyby zmienić taktykę i stać się nagle wcieleniem grzecznego, słodkiego, uprzejmego aniołka w końcu by go rozkuł?
- Jestem, kochanie. - Wróg wszedł do kajuty, zamykając za sobą drzwi na klucz.
Niedobrze.
- Posłuchaj... - potulnym głosem zaczął Shadi. - Ja wiem, że mi nie ufasz, ale...... może wystarczyłoby, gdybyś zamykał drzwi na klucz? Musisz mnie trzymać przykutego do łóżka?
- Nigdy zbyt wiele ostrożności. - Uśmiechnął się.
- Ale... nie musiałbyś mnie karmić... - mruknął.
- Kiedy ja to bardzo lubię - stwierdził radośnie.
- A.... ha...... - Shadi powstrzymywał się resztkami sił. - Ale... ja... ja chciałbym... umyć się...
- Tym też się mogę zająć. - Nie istnieją szersze uśmiechy.
- A... ale.... - Shadi staczał bohaterską walkę z własną naturą. - Ja chciałbym..... no wiesz...
- Kucharzowi podstawiłem kaczkę.
- A...le.... - Shadi pobił właśnie rekord Guinessa jako najdłużej w historii powstrzymujący się przed wybuchem choleryk w krańcowych warunkach. - Mnie... mnie już tak ręce bolą...
- No dobra... - westchnął Robert. - Na chwilę cię rozkuję. Ale tylko na chwilę. - Pochylił się do kajdanek.
- Dziękuję....
Tak. Shadi naprawdę znał to słowo.
Po prostu go dotąd nie używał.
- A.... a skoro... już mnie rozkułeś... to może przy okazji... pójdę do łazienki?
- Dobrze, ale ze mną.
- C...co?
- Nie martw się, nie będę podglądać. - Poklepał go po policzku. - Chcę mieć pewność, że nie uciekniesz przez okienko.
- Przez to gów... Ono jest za małe... - szepnął rozpaczliwie.
- Nigdy nic nie wiadomo - filozoficznie skomentował Has, otwierając drzwi łazienki. Shadi westchnął i wszedł w geście desperacji, stając nad muszlą i zabierając się do rzeczy, starając się nie przejmować osobą zachowującego kamienną powagę mężczyzny.
- A prysznic? - spytał potulnie.
- Proszę. - Beztrosko wskazał kabinę Robert.
Pochwalony niech będzie Allach, ścianki nieprzezroczyste.
- No to ja... rozbiorę się... w środku... - Znikł w kabinie.
Rzeczy. Gdzie dać rzeczy? Ostrożnie wysunął ramię, po omacku szukając wieszaka.
- Potrzymam. - Has odebrał jego ubrania.
Allach il Allach!
- Dzię... kuję...
Robert z całym spokojem stał bez słowa równe pół godziny.
Jeszcze nie było takiego, który wziąłby go na przetrzymanie.
- Je... steś tam?
- Oczywiście. - uśmiechnął się, słysząc ciche westchnienie.
- Podasz... mi moje rzeczy?
- Masz mnie za swoją służbę pałacową? Chodź i sam sobie weź.
- ...
- No na co czekasz?
- Ale przecież...
- Chyba powiedziałem, że nie jestem twoim służącym
- Pro... Proszę...
Zasób słów Shadiego rozszerzał się w zastraszającym tempie.
- To całkiem co innego. - Uśmiechnął się zjadliwie, z ostentacją wsuwając ramię do środka kabiny.
Shadi wyszedł po chwili, patrząc na niego z urazą.
- Coś nie tak?
- Nie... dlaczego...
- To dobrze. Chodź, muszę przykuć cię z powrotem.
FUCK!
- A... nie mógłbym przynajmniej sam zjeść?
- No cóż, skoro musisz... - westchnął.
Shadi jadł powoli.
Bardzo powoli.
A potem jeszcze zwolnił.
Co za debil wymyślił coś takiego jak dno?
- Skoro skończyłeś... - Robert sięgnął po kajdanki.
- A... ale..... ja jeszcze muszę...
- Co?
- No wiesz...
- A. No tak. No to chodź.
- Kurde, srać też mam przy tobie? - jęknął.
- Co robić? - spytał uprzejmie. Chłopiec patrzył na niego już kompletnie załamany. - No dobrze już, dobrze... Coś wymyślimy.
Zaprowadził go do łazienki.
- Spuszczaj spodnie.
- Ale...
- Spuszczaj, mówię.
Shadi westchnął i posłuchał, gratulując sobie w duchu upodobania do przydługich koszulek.
- Siadaj.
Chwycił jego rękę i przykuł do rury.
- Nie stresuj się, zawołaj, kiedy skończysz.


- Jak tam, kochanie? - Robert wszedł do łazienki i oniemiał. Zamrugał wolno oczami. - Shadi... co ty... robisz?
Chłopak spoczywał na podłodze w dość dziwnej pozycji.
- Leżę. Chociaż może raczej wiszę - zjadliwie wyszeptał Shadi. - ROZKUJ MNIE!!!!!!!!
- Dobrze, skarbie, ale można wiedzieć...
- Spuszczałem wodę - względnie uprzejmie poinformował książę. - ZOSTAWIŁEŚ MNIE TU NA TRZY GODZINY, DEBILU!!! - Cóż, nie ma na tym świecie rzeczy trwających wiecznie, a gdyby nawet takie były, to cierpliwość z pewnością by do nich nie należała.
- No, skoro tak zamierzasz mnie traktować... - Zrobił obrażoną minę i wyszedł.
- Ale... ROBEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEERT!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - zawył Shadi.
I pożałował tego. Bardzo.
- OCH, SKARBIE! Pierwszy raz nazwałeś mnie po imieniu... - Has dopadł do niego z rozanieloną twarzą.
- ODWAL SIĘ! - wrzasnął chłopak, czując że tym razem ręce wroga bez pardonu sięgają w jak najbardziej zapalne miejsca.
- Dobrze, dobrze, kotku, teraz już wiem, że to tylko takie twoje zaloty. Nie musisz być taki nieśmiały... - Porwał go na ręce i wyniósł do kajuty, kładąc na łóżku, zdecydowanie przygniatając do stękającego mebla i intensywnie zabierając się do rzeczy.
- O kurwa, o kurwa, o kurwa... - Shadi chwilowo nie był w stanie zdobyć się na nic elokwentniejszego.
- A fe, misiaczku, to bardzo nieładnie tak mówić... - Mocnym chwytem zmusił go do otwarcia ust i pocałował go sięgając językiem w okolice migdałków i puszczając po około minucie.
- O kurwa..... - pisnął w końcu chłopak.
- Nie bój się, kiciuniu, zaraz będziesz W NIEBIE... - Rozpiął i zsunął mu spodnie, jednocześnie przesuwając językiem po linii jego szczęki i dosięgając ucha. - I nie wykończę cię... - szepnął cicho. - Tylko trochę podręczę...
Shadiego zatkało. Na krótko.
- GRZEBAŁEŚ W MOICH RZECZACH, SKURWIELU?!?!?!?!??!?!
- Wcale nie. - Obraził się. - Tak sobie tylko... przypadkiem...
- TY.....! ! !
- I co to miało niby znaczyć, że mam kurewski uśmiech? - wyszeptał mu z uśmiechem w usta.
- Nie rób sobie jaj! Odegrałeś się - w porządku! A teraz złaź!
- A może nie mam ochoty?
- O...o...o....o...odwal się!!!
- Zły pomysł. - Uśmiechnął się, wciskając dłoń między jego zaciśnięte uda i sunąc z nią coraz wyżej... i wyżej... i wyżej...
- Słodki Jezu... - słabo jęknął chłopak.
- Nie sądzisz, że to jest raczej średnio odpowiednia pora na zmianę wyznania? Rozumiem; raptowna zmiana przekonań, ale chyba lepiej to odłożyć...
- Nie umiem wzywać Allacha po polsku - zaperzył się Shadi. - A poza tym........ Kiedyś ty mnie przykuł? - popadł w konsternację chłopak.
- Ech, te dzieci... - westchnął Has. - Cały nastrój szlag trafił...
- Długo zamierzasz się tak ze mnie nabijać? - warknął.
- Po kres życia, kochanie... - zachichotał. - Bądź cicho. Dokończę bajeczkę i dzidzia pójdzie lulu. - Cmoknął go w nos.

A CO BY BYŁO GDYBY...


Część II: Home, sweet home...


Królewicz Szronik zdobywał doświadczenie zawodowe w charakterze gosposi już od jakiegoś miesiąca. Jak wszystkie rankingi bajkowe zgodnie twierdzą, fucha gospodyni u krasnali była jedną z lepszych na rynku, więc królewicz Szronik w zasadzie nie miał powodów do narzekań.
Co prawda nie wszystko tak do końca zgadzało się z jego światopoglądem. Po pierwsze krasnoludki nie chodziły jak Pan Bóg przykazał do kopalni, żeby tam ryć kilofami w bliżej nieokreślonym celu, lecz poznachodziły sobie bardziej konkretne zajęcia. Płaczek był ekonomistą, Gapcio neurochirurgiem, Mędrek inżynierem biotechniki i profesorem filozofii, a tymczasowo (patrz: Heraklit z Efezu, w dalszej kolejności Hegel, ew. Marks) ministrem edukacji, Nieśmiałek wiceministrem kultury, Apsik pracował w resorcie zdrowia, a Śpioszek i Gburek na kolei; Śpioszek jako dróżnik, a Gburek w dziale Informacja. Po drugie krasnoludki były zdecydowanie za młode, plasując się gdzieś między 25 a 30 rokiem życia i co gorsza za wysokie począwszy od podejrzanych 175 centymetrów Gapcia do jadących szwindlem na odległość 192 centymetrów Gburka.
Taaaak, zdecydowanie coś tu było nie tak, ale królewicz Szronik jakoś przeszedł nad tym do porządku dziennego.
- Honey, I'm home! - zadarł się Apsik, przy okazji roztrzaskując drzwi o ścianę. Zawsze pierwszy urywał się do domu, bo u nich i tak był za duży bałagan, jak na Apsika alergię na kurz. - Co moja mysia-pysia zrobiła na obiad? Hm, zupcia grzybowa? No nie wiem, Płaczek znowu będzie miał pretekst do udawania bólu brzucha.
- Dla Płaczka mam grysik. - Demonicznie uśmiechnął się Szronik.
- Moja picia-ficia, jak ty się szybko uczysz.... - rozczulił się Apsik, wykorzystując nastrój do zabłądzenia rękami w okolice krocza królewicza. Ponieważ Szronik nie był z tych, co przegapiają okazję na to, co niektórzy lubią określać jako wham-bam-thank-you-ma'am (a jako gosposia mógł od biedy za ma'am robić), od razu wskoczył na ladę i przyjął tzw. pozycję taktyczną. Apsik już, już miał przejść do sedna, gdy drzwi znów z rozmachem walnęły w ścianę, a ponieważ jednocześnie ze ścian pospadały doniczki, od razu było wiadomo, że tym razem przyszedł Gapcio.
- Wiedziałem! - krzyknął tryumfalnie.
- Ech, my, to... ech.... To nie to, co myślisz! - zdecydował się na ograną technikę Apsik. Spróbować zawsze można.
- Wiedziałem, że na obiad grzybowa - sprecyzował Gapcio. - Nie przeszkadzajcie sobie. - W dalszym ciągu niuchając, sunął ku garnkowi pewnie i immanentnie niczym świnia ku truflom, toteż para na ladzie wzruszyła ramionami i istotnie sobie nie przeszkadzała, jeśli nie liczyć ciosu ścierką, jaki oberwał od Szronika Gapcio, kiedy próbował wsadzić głowę w garnek i chłeptać wrzącą zupę.
- Bao yo ę uyh - wymamrotał Apsik(z uwagi na to, że on sobie w ogóle nie przeszkadzał - Bardzo szybko się uczysz).
Drzwi po raz kolejny rąbnęły o ścianę, swój los przyjmując ze stoicyzmem bijącym na głowę Senekę i Marka Aureliusza.** Być może miał na to wpływ fakt wyrycia nad nimi przez Mędrka_w_przebłysku_mądrości_filozoficznej maksymy Consuetudo altera natura, uzupełnionej przez Mędrka_w_przebłysku_mądrości_życiowej (to znaczy w stanie nietrzeźwym) o nagryzmolony flamastrem dopisek "A w tym przypadku nawet i pierwszą..." Do domku wtarabanił się Gburek, bez pardonu zrzucając z pleców donośnie chrapiącego Śpioszka. Oszacował z grubsza sytuację i stanął przed wyborem drogi życiowej: ślinić się do zupy razem z Gapciem albo...
Lada jęknęła pod 98 kilogramami jego masy mięśniowej i w żadnym wypadku tłuszczowej, bo to by już zakrawało na brak estetyki, a było nie było - to nadal jest bajka dla dzieci, zaś jak powszechnie wiadomo stworzenia te lubią seks i przemoc, natomiast nie lubią braku estetyki z naciskiem na przerost tkanki tłuszczowej.
- Prosił cię ktoś? - warknął Apsik, który chwilowo miał wolne usta, ale za to szybkie biodra.
- Oa o eie au eui iei. - Szronik właśnie przestał mieć cokolwiek wolnego.
- No właśnie, i też mi się coś od życia należy - mruknął Gburek, który zrozumiał, że Szronik powiedział "Zostaw go, pewnie miał ciężki dzień", ponieważ bardzo często miał okazję słyszeć go mówiącego... hm, właśnie w taki sposób, a choć nie był jak Mędrek profesorem filozofii to dla niego przyzwyczajenie też było drugą naturą (pierwszą nie, bo jeszcze nie było południa, a choć nie był dżentelmenem tylko Gburkiem, to przed południem nie pijał).
W tym momencie drzwi huknęły i wypadły z zawiasów, a do środka wszedł szlochając Płaczek, wstawił drzwi na miejsce, po czym rozejrzał się wokół.
- Jak zwykle, jedenasta dochodzi i już wszyscy spierniczyli z roboty. - Chlipnął. - I dziwić się, że w tym kraju wszystko schodzi na psy. - Usiadł w kącie i rozpłakał się rzewnie a boleściwie, jakby się nie mógł z Reymontem rozstać.
- Znowu dekoniunktura? - wysapał Apsik. Płaczek energicznie pokiwał głową, po omacku szukając jakiejś chusteczki i z braku laku wysmarkał się w papier śniadaniowy.
- Przypomnijcie mi, żebym od tej pory pakował kanapki w folię... - dość ozięble wycedził Szronik, podczas gdy Gburek i Apsik pracowali nad zamienieniem się miejscami. W momencie, gdy odnieśli sukces, drzwi uchyliły się delikatnie, wzdychając cicho nienawykłe do takiej subtelnej pieszczoty, a do środka weszło dwóch pozostałych krasnoludków, wodząc wzrokiem od chrapiącego i śliniącego się na podłodze w kącie Śpioszka do smarkającego w papier śniadaniowy Płaczka, a następnie popiskującego na dwóch łapkach przed kuchnią Gapcia i wreszcie skomplikowanej konfiguracji na ladzie.
- "Więcej państw zginęło od zepsucia obyczajów niż wskutek pogwałcenia prawa." Monteskiusz. - grobowo oznajmił Mędrek. W tym czasie Nieśmiałek nieśmiało zbliżył się do lady i po obdarzeniu trójkąta nieśmiałym uśmiechem, został zaaprobowany jako czwarty kąt.
Mędrek zacisnął tylko zęby i usiadł w fotelu, zagłębiając się w Uwagach nad przyczynami wielkości i upadku Rzymian.
Po miesiącu takiego życia, nawet on się zdążył przyzwyczaić.

INTERLUDIUM

- Jakieś komentarze?
- Tak. Załóż mi moje spodnie z powrotem.
Has spojrzał po nim przeciągle i uśmiechnął się niesympatycznie.
- Myślę.... że prościej już będzie ściągnąć ci też koszulę.... Tak dla harmonii.
- Coooo takiego? - ostrożnie spytał Shadi.
A potem się dowiedział.

DIALOGI CENZUROWANE


- To chyba nie jest zgodne z przepisami.
- Nie jest. I to też nie będzie.


- Wiesz, za chuja bym nie wpadł, że można się pierdolić w takiej pozycji.
- ...
- Co?
- Gdzieś ty się nauczył tak cudownej polszczyzny?
- Od kolegi. Z mojego internatu. Syna jakiegoś waszego senatora.
- Elita od pięciu boleści - mruknął po nosem. - Koniec z tym.
- Z czym?
- Z przeklinaniem.
- Daruj sobie, co? Będziemy musieli znosić swoje towarzystwo jeszcze przez jakieś dwa tygodnie. Chce ci się mnie na taki okres wychowywać?
- Wcale cię nie chcę wychowywać. Po prostu nie lubię słuchać przeklinania. Kaleczy mi uszy.
- Pedał.
- Co ma jedno z drugim wspólnego?
- Nie wiem. Coś musiałem powiedzieć.


- Nie rozumiem. Wpadłeś w kłopoty, bo nie chciałeś ukrywać przygody szefa z tym dzieciakiem, tak?
- Tak.
- Ale czemu, u licha, nie chciałeś, skoro wcale nie jesteś lepszy?
- No wiesz... Jest pewna różnica między piętnastolatkiem i siedemnastolatkiem.
- Jaka?
- ...


- Jesteś obwiesiem, wyrzutkiem, zuchwałym gburem, brutalnym, nieokrzesanym troglodytą, aroganckim impertynentem, potworem, bestią, zwierzęciem, rozwiązłym, wyuzdanym, rozpasanym, sprośnym deprawatorem nieletnich, nieodpowiedzialnym, nierzetelnym, niepoważnym, nieprofesjonalnym ignorantem i awanturnikiem, rozpustnym nikczemnikiem, wykolejonym łajdakiem, skończonym bezwstydnikiem i obrzydliwym erotomanem!!!!!!!
- Owszem. Chcesz znowu?
- Tak.


- Nie uśmiechaj się tak głupio.
- ...
- Nie lubię, kiedy się tak uśmiechasz.
- ...
- Mógłbyś przestać tak się uśmiechać?
- ...
- Jesteś nachalny, wiesz?
- ...
- I tak tego nie zrobię.
- ...
- Na pewno nie.
- ...
- To... jeszcze nic nie znaczy.
- ...
- Poza tym nie popieram...
- ...
...........
- Wiesz, dobrze się składa, że nie jesteś scjentologiem.


- Zasadniczo moja religia tego zabrania.
- Zasadniczo moja też.


- Mam głód.
- Winogronko?
- Nioyoy.
- Co?
- Tfu... Nikotynowy.
- To co?
- Nie dałbyś mi papierosa?
- Nie palę.
- Ale sternik pali.
- Zapomnij.
- Ale czemu?
- Bo po papierosach cuchnie z ust jak ze studzienki kanalizacyjnej, nie wspominając o tym, że obrzydliwie gorzknieje sperma.
- Ja mam gorzką spermę? - zbulwersował się Shadi.
- Nie tak bardzo, dzięki Bogu, zdążyła się trochę odkazić. Wrócisz do domu i będziesz robić, co chcesz, ale póki płyniemy razem - zapomnij.
- Mógłbyś po prostu przestać mnie w końcu molestować - zasugerował po namyśle.
- Nie mógłbym.
- Aha.


- Ale ty wiesz, że kiedy tatko spyta, jak się bawiłem podczas rejsu, może mi strzelić do głowy, by opowiedzieć mu bardzo dokładnie?
- No dobrze, dziś bez kajdanek.


- Czy dla ciebie nie istnieją żadne pryncypia?
........
- O, matko... Ekhm... Tak. To miało być wyjaśnienie, bo nie rozumiem?


- Ty, dokończ mi tę bajkę.
- Spodobała ci się?
- Od razu spodobała. Po prostu interesuje mnie jak daleko może sięgać spaczenie umysłu.
- A, chwytam. To tak samo, jak kiedy interesowało cię, jak daleko może sięgać...
- Zamknij się, Has.


A CO BY BYŁO GDYBY...

Część III: Potęga słowa

Swobodne życie (nie tylko seksualne) w małym domku zmącił pewnego ranka śpiewający goniec. Śpiewający goniec był popularną formą porozumiewania się w królestwie, szczególnie, gdy chciano się porozumieć z kimś, kogo się nie lubiło. Ten akurat goniec pochodził od biskupa i przez pół godziny męczył ich arią na temat konieczności morału w bajkach. Gburek warknął, że to baśń, a nie bajka i został wynagrodzony wesołymi kupletami na temat chwiejności terminologicznej przy przekładach z rosyjskiego. Nie wszyscy rozumieli, o co chodzi, do czasu, gdy następnego dnia nie przyszedł śpiewający goniec od niejakiego Proppa, który wstrząsającym falsetem zawodził nad tym, co oni porobili z niejakiego Proppa funkcjami.
Po krótkiej naradzie, krasnoludki postanowiły wydać królewicza Szronika, zanim, nie daj Bóg, przyjdzie jakiś śpiewający goniec od Profesora z sąsiedniego królestwa, a Mędrek czytał jego podręcznik do Teorii Literatury i wiedział chłop, czym straszy.
Jako pierwszy zjawił się książę od Królewny Śnieżki, a właściwie przywiozła go karetka, ponieważ był całkowicie sparaliżowany po tym, jak próbował pocałować rzeczoną Królewnę. Szronik jednak odmówił ślubu z facetem, który nie dość, że był sparaliżowany to jeszcze pozbawiony oka i wykastrowany.
Wkrótce przybył książę od Śpiącej Królewny, ale Szronik wycofał się po tym, jak książę zażądał, by podczas nocy poślubnej ubrał się w sukienkę i udawał, że cały czas śpi.
Niebawem pojawił się książę od Kopciuszka, ale ten chciał tylko bezustannie obwąchiwać Szronikowi stopy, co Szronik twardo definiował jako dewiację, nie dając się przekonać wywodom Gapcia na temat wielu alternatywnych dróg do rozkoszy. Prawdę mówiąc, Gapcia nikt nie traktował do końca poważnie, odkąd w wieku siedemnastu lat oświadczył, że najbardziej kręci go robienie na drutach.
Rychło zajechał książę od Prawdziwej Księżniczki, ale od razu na wstępie zdenerwował Szronika, domagając się przedstawienia drzewa genealogicznego z załącznikami w postaci co najmniej pięciu oficjalnych zaświadczeń oraz certyfikatu potwierdzającego status uchodźcy od władającej obecnie w Królestwie Wiecznych Mrozów złej czarownicy Ukropy Wrzącej, a potem skompromitował się ostatecznie, wrzucając Szronikowi groszek za koszulę i wrzeszcząc "Wydało się! Wydało się! Oszust! Nie boli go! Nie boli!" Nazajutrz przybył książę Harry, ale Szronik mruknął, że ryżych nie lubi. Potem pojawił się książę Albert z Monako, ale Szronik tylko pisnął i schował się w piwnicy.
Po miesiącu Mędrek napomknął, że skoro chodzi o morał, właściwie powinna pojawić się księżniczka. W rezultacie spędzili wieczór, usiłując namówić Szronika do wyjścia ze studni, a przez następne dwa tygodnie wokół domku odbywały się Parady Równości, podczas których Gajowy (od lat w stałym związku z Sinobrodym) i Czerwony Kapturek (od lat w stałym związku z Kopciuszkiem) zbierali podpisy pod petycją o zdjęcie Mędrka z urzędu ministra edukacji. Mędrek się obraził i powiedział, że jak on jest niemile widziany, zawsze można posłać do sąsiedniego królestwa po księcia Romana. Manifestacje ustały, ale problem pozostał.
Jednakże, pewnego pięknego dnia, na horyzoncie ukazał się ogromny Czarny Ogier, który pędził ku domkowi sążnistym Galopem. Stratował wszystkie dynie w ogródku, po czym został osadzony na miejscu Stanowczym Ruchem Twardych Ud dosiadającego go Mężczyzny. Mężczyzna zeskoczył na ziemię i obdarzył zebranych przed gankiem mieszkańców domku Władczym Spojrzeniem.
- Jestem książę Męski z królestwa Testosteron - oświadczył Mrocznym Barytonem, efektownie prężąc Bicepsy. Szronik westchnął i zemdlał, Nieśmiałek też. - Słyszałem, że macie tu dla mnie żonę.
Właściwie trudno było powiedzieć, że ktokolwiek miał na myśli konkretnie księcia Męskiego, ale nie było sensu wspominać o konkurentach - doprawdy, konkurentach! - bo przecież było oczywiste, że na taką żałosną wzmiankę książę Męski jedynie by się Uśmiechnął.
- Cóż... tak... - przyświadczył w końcu Mędrek.
- To dobrze. W takim razie zabieram ją do mego królestwa, gdzie będzie mnie podziwiać i co roku rodzić mi dorodne dzieci.
- Nie obraź się, Męski, ale będzie pewien problem z tym rodzeniem dzieci - delikatnie dał do zrozumienia Mędrek.
- Ty pokurczu... - zbulwersował się książę Męski. - Nikt nie potrafi Płodzić tak jak JA.
- Nie wątpię - zapewnił Mędrek. - Pragnąłbym jedynie zauważyć, że w tej konkretnej dziedzinie kompetencje Szronika są dość ograniczone.
- Co? - bąknął książę Męski, nieufnie przypatrując się Mędrkowi. Wyglądał, skubany, na inteligenta, a wiadomo, czego się po takich można spodziewać.
- Szronik to chłopiec - otwarcie przyznał szef krasnali.
- No i? - wciąż nieufnie rzucił książę Męski.
- .... - odpowiedziało siedmiu krasnoludków.
- Z tego, co wiem... - łagodnie odezwał się Mędrek, skromnie przemilczając dwa ze swoich dwustu piętnastu doktoratów. - Nie jest możliwe, by zapłodnić chłopca.
- Doprawdy... - Zaśmiał się tryumfalnie książę Męski, obrzucając Mędrka protekcjonalnym Spojrzeniem. - Trzeba czegoś więcej, by przeszkodzić takiemu Mężczyźnie jak JA.
I okazało się, że książę Męski wiedział, co mówi, bo równo po dziewięciu miesiącach od ślubu Szronik urodził dorodne trojaczki, a jeszcze zanim zdążono urządzić chrzciny, okazało się, że znów jest w ciąży.
A po chrzcinach, na które do zamku księcia Męskiego zaproszono mieszkańców małego domku, okazało się, że w ciąży jest też siedmiu krasnoludków.
Dla zajęcia czymś opinii publicznej, książę Męski podbił denerwująco plotkarskie królestwo, a po krótkim namyśle również kilka innych i przyłączył je do królestwa Testosteron.
Od tej pory Szronik co roku rodził trojaczki (a jak rok był dobry, to nawet i dwa razy) do czasu, aż książę Męski nie uznał, że pora przystopować i ograniczył się do płodzenia bliźniąt, choć z sąsiedniego (obecnie i kto wie, może tymczasowo - krasnoludki znów zaproszono na chrzciny) królestwa przychodziły pozwy uważające to za złośliwość.
Biskup trochę sarkał, ale ostatecznie miał co chrzcić, więc dał spokój. I tylko czasem wzdychał, że w dzisiejszych czasach nawet morały są jakieś takie niemoralne.



EPILOG

W samo południe Robert Has wkroczył do Domu Kultury (a w istocie skrywanej pod tym kamuflażem tajnej siedziby swojej tajnej agencji), obdarzając chmurnym spojrzeniem Muzykalnego Jasia z ich tajnej recepcji, który, nie wiedzieć czemu, nucił melodię z Ojca chrzestnego, co było co najmniej nie na miejscu.
A przynajmniej mógł tak utrzymywać, dopóki w godzinę potem nie wracał z Rozmowy ze skierowaniem na tajną placówkę w Górach Czukockich, gdzie miał, jako zaiste ścisły tajniak, utrzymywać w czystości więzienne toalety - biorąc pod uwagę swe wizje w trakcie Rozmowy, dosyć z tej perspektywy zadowolony.
- Robeert... - zaciągnął Muzykalny Jasiu z tajnej recepcji, tym razem na melodię Ja się boję sama spać.
- Co? - spytał z roztargnieniem, rozważając po ilu latach będzie mógł bezpiecznie wystąpić o przeniesienie do tajnego skrobania ziemniaków.
- Był telefon do ciebiee od jakiegooś szejkaa... - Muzykalny Jasiu pośpiesznie zmienił melodię na Stokrotkę, gdyż weszła właśnie gromadka młodzieży przedszkolnej, kierującej się pod wodzą Swojej Miłej Pani do salki kinowej, gdzie wedle afisza wyświetlano właśnie Kubusia Puchatka. Bileter dał szybko cynk do obsługi (gdyż afisz Kubuś Puchatek oznaczał, że znudzeni tajni agenci oglądają właśnie Dziką Orchideę) i pośpiesznie zmieniono film, ale Franiuś, który wyforsował się naprzód, zdołał zobaczyć pewną kluczową scenę i odtąd nigdy nie był już tym samym czterolatkiem - choć niewątpliwie mogło to mieć też związek z tym, że nazajutrz miał urodziny.
Należałoby tu jeszcze zaznaczyć, że nikt z tajnego personelu stanowiącego kamuflaż tajnej agencji, nie dał się nabrać na manewr Muzykalnego Jasia, który wciąż nucił niewinnie melodię Stokrotki, gdyż wszyscy doskonale wiedzieli, jakie zwykł podkładać pod nią słowa.
Tymczasem Robert Has trawił informację, ponieważ po godzinnej Rozmowie z Szefem nie bardzo kojarzył nawet Muzykalnego Jasia, a co dopiero jakiegoś szejka.
- A... - zaskoczył wreszcie i nagle z trwogą uświadomił sobie, że Szef nie rozmawiał jeszcze z szejkiem i że Góry Czukockie naprawdę zapowiadały się całkiem miło. - I... co?
- Jego Wysokość pyta, czy nie przyjąłbyś posady ochroniarza na stałe.

K O N I E C

I Muzykalny Jasiu wykonujący melodię końcową.

I'm a little out of mind -
Said I trying to be kind
Amor said: Nevermind.***




Przypisy perwersyjnie romantyczne

* Azaliż eufoniya jego nie jest piękną?

**Podobnież zwykł czynić ciemiężony lud polski, jako gnębiony w żywotności swej brakiem Absolutu, zmuszon jest wyknąć ku denaturatowi, co ze zwykłą sobie łagodnością cierpi.

***Melodia końcowa: Stanowi piętnastą strofę popularnej średniowiecznej ballady ludowej, której autorstwo przysądzane jest czasami wyśmienitemu i słynnemu minstrelowi mianem Crookouh of Podunk.




Komentarze
mordeczka dnia padziernika 17 2011 14:52:31
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

mary madness (Brak e-maila) 19:56 20-03-2007
boze kocham cie! sesja ci moze nie sluzy, ale za to tworczosc ci sie zrobila wybitnie zrozniowana. smiley ale to dobrze. Lubie takie twory, widac od razu, ze autor jest inteligentny smiley
sylwia D (Brak e-maila) 16:46 21-03-2007
Po prostu zwaliło mnie z nóg XD
Jesteś mistrzynią tworzenia dialogów. Zasmucić czytelnika jest względnie łatwo, ale żeby go rozbawić-trzeba się postarać. Masz prawdziwy talent w tej dziedziniesmiley
lollop (Brak e-maila) 16:47 21-03-2007
Cóż... po nimnjeszym tekście widać, iż autorka posiada, przynajmniej chwilowo, trudny do sprecyzowania stan świadomości umysłowej... Ale czy to źle? smiley
wiolka (Brak e-maila) 12:42 28-03-2007
Tekst świetny na wieczorne odstresowanie, ale błagam!!!!!!!!! niech ktos poprawi te daty na początku. 18 czerwca, nie 18 czerwiec!!!!
Musca (Brak e-maila) 19:30 28-03-2007
Haha, kocham Cię! Zaczęłam się już załamywać poziomem niektórych opowiadań, a Twoje przyszło jak zbawienie. Miłe, przyjemne, zabawne. smiley
Shateiel (Brak e-maila) 22:03 04-04-2007
Po prostu... po prostu czuję się wzruszona. ^^ Tak długo Cię nie było i teraz to. xD Piękne. Ozłocić Cię zacna kobieto!!! I pomnik w środku miasta postawić!!! To było naprawdę piękne. ^^ Dawno się tak nie uśmiałam. smiley
Neko (Brak e-maila) 20:23 09-04-2007
No po prostu genialne! cudowne! zachwycające i oszałamiające! smiley

Kocham Twoją twórczość!!
Rządzisz!
meji (meji@op.pl) 11:34 10-04-2007
świetne...boskie...kocham cię za to ^^
Nick (Brak e-maila) 15:24 10-04-2007
O Piękna, Cudowna Dobrodziejko Sachmet, nie przestawaj nas raczyć Cudnymi Dziełami Twymi!

Sprawiasz, że odzyskuję wiarę w Polaków xD
Ava Ingray (ava_ingray@o2.pl) 00:02 30-04-2007
Allachu drogi xD Powaliłaś mnie na kolana. Has jest boski xD Ale muszę powiedzieć, ze z całego tekstu najlepsze były fragmenty w formie dzienników smiley Szkoda, ze cały tekst nie jest napisany w takim stylu.
Mosa (Brak e-maila) 11:53 08-08-2007
To jest poprostu ŚWIETNE
Mam proźbe napisz jakąś luźną kontynuacje albo przynajmniej coś w tym stylu.Zgóry dzięki. Jesteś Mistrzyni!!!
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum