ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Ogień oczyszczenia |
Pewien był, że pragnął niewłaściwej osoby. Dlatego właśnie został kapłanem - by poświęcić swoje nic nie warte życie Stwórcy Gwiazd, by oddanie naukom Proroka wypaliło w nim tę zakazaną żądzę. By zapomnieć obraz młodego, dumnego rawes klęczącego przed Fannas, zapomnieć o jego skórze barwy wieczornego nieba, o wyraźnych kościach policzkowych, podłużnych oczach, zdecydowanej linii ust i smukłych dłoniach. Zapomnieć o sposobie, w jaki pochylał głowę i unosił ramiona, prezentując odnaleziony przez siebie przedmiot przed Fannas, przed ministrami, kolegium kapłanów i obecnymi na sali strażnikami. Gdy oczy wszystkich skupione były na starożytnym kasjarze, oczy jednej osoby wpatrzone były, niczym w obraz, w tego, który go trzymał. Nawet, gdy wszyscy rozeszli się, on nadal stał na swoim miejscu, patrząc w miejsce, gdzie młody rawes, Jo-Aigore, jak brzmiało jego imię, klęczał jeszcze przed chwilą. Stał i patrzył, oszołomiony gwałtownym, pochłaniającym wszystkie inne myśli pożądaniem.
To, co czuł było złe. Było grzechem. Kapłan, do którego zwrócił się, gdy doszedł wreszcie do siebie, utwierdził go w tym przekonaniu. Pouczył go i wskazał właściwą drogę, polecił zwalczyć ogień ogniem, wypalić płomień grzesznego pożądania płomieniem czystej wiary.
-Demony, hi omeon - mówił - robią co mogą, by sprowadzić wiernych na złą drogę. Pokusy, które przed nami stawiają, mogą być słodkie, lecz wiedz, że żądza, którą ci zesłały, jest grzechem przeciwnym wszelkim prawom ustanowionym przez Wielkiego Władcę.
-Co mam zrobić?
-Modlić się. Powierzyć duszę, serce i umysł Wielkiemu Władcy. Studiować nauki Proroka i przez nie uspokoić swój zagubiony umysł.
Wtedy właśnie, słuchając spokojnego głosu kapłana, podjął decyzję.
-Pójdę w twoje ślady - rzekł, czując, jak boży płomień wypełnia jego duszę i serce, biały płomień, czysty żywioł Światła. - Porzucę wszystko i poświęcę się Bogu.
-Dobrą drogę wybrałeś, hi omeon - kapłan uśmiechnął się z zadowoleniem. - Trudne nadeszły czasy dla prawdziwej wiary i dla naszego foriańskiego dziedzictwa. Każdy, kto przystąpi do służby Stwórcy i Potęgom, zostanie wynagrodzony na tamtym świecie. Powiedz mi, synu, jak brzmi twoje imię?
-Daher-Nray - odrzekł, zaś kapłan nakreślił nad jego czołem symbole ośmiu żywiołów, udzielając mu błogosławieństwa.
Tego dnia porzucił drogę, którą kroczył dotychczas i zasypiał spokojnie, pełen ufności i wiary w Potęgi, strzegące jego duszy.
Lecz demony przyszły i tak, zsyłając mu sen o Jo-Aigore. Czuł, jak dłonie młodzieńca przesuwają się po jego kręgosłupie, a jego wargi pieszczą mu kark. Przyparty do ściany, czuł silne, muskularne ciało przyciśnięte do swoich pleców. Przebudził się, krzycząc z bólu i rozkoszy, które wydawały się trwać jeszcze długo po tym, jak sen rozpłynął się w mrokach nocy. Bieliznę miał lepką od własnej spermy, zaś serce pełne poczucia winy i wstydu. Czuł, że demony nie bez powodu uwzięły się na niego. Jeśli zaś Dzieci Ariol nie dawały za wygraną nawet po błogosławieństwie, naznaczającym go jako przyszłego kapłana, musiał być kimś ważnym.
Z biegiem czasu nieśmiała z początku myśl, że Wielki Władca wybrał go dla jakiegoś celu, wykiełkowała w jego sercu i urosła do rozmiarów drzewa. Choć z całą gorliwością poświęcał się nauce i liturgii, demony nie zaprzestawały swych pokus, a on, ku swemu przerażeniu, nieraz ulegał, zaspokajając się za pomocą własnych dłoni, z obrazem Jo-Aigore przed oczyma. Często śnił o nim, śnił, że kochają się lecąc przez zimną Pustkę, obserwowani przez nienaturalnie jasne oczy demonów z innych gwiazd, tych białych istot nazywających się Ludźmi, które zabierały dzieci z ich planety.
Wiedział, że obiekt jego grzesznych pragnień jest właśnie tam, w Otchłani, oszukany przez te dziwne stworzenia. Tak, jak tysiące innych, którzy uwierzyli, że Ludzie są tak samo rozumnymi istotami jak Ranalanie. Ich dusze były skazane ta potępienie - mówił mu w tajemnicy kapłan, który udzielił mu tamtego dnia błogosławieństwa, jego opiekun. Wszyscy daliśmy się zwieść Dzieciom Ariol, jesteśmy jak Nordowie, czcimy fałszywych bogów, zapomniawszy o Wielkim Władcy.
Daher-Nray wierzył w te słowa, wierzył w nie całym swym sercem i całym swym sercem pragnął ocalić Ranal, jedyny prawdziwy świat. Chłonął nauki swego mistrza i wraz z nim nienawidził tych kapłanów, którzy, zdradziwszy prawdziwą wiarę, nauczali, że Ludzie są dziećmi stwórcy tak samo jak Ranalanie i tak samo jak Ranalanie oczekują na Światło.
-Spójrz tylko, jak dali się omamić - mówił jego mistrz - spójrz, jak szukają dowodów dla swych słów, jak pokazują nam fałszywe religie demonów z Pustki jako świadectwo, że każda rozumna istota dąży do poznania Prawdy. Spójrz tylko, mój synu, twoich oczu nie zamydlono gładkimi słówkami, spójrz na fałszywych bogów, na tego mesjasza, w którego wierzą Ludzie - czyż nie pragną wmówić nam, że Światło przyszło już, że dotknęło ich gwiazdy i że powinniśmy porzucić naukę Proroka i zaprzestać oczekiwania? Niedługo już będą nas oszukiwać, synu, zważ moje słowa.
Pewnego wieczora jego nauczyciel przedstawił Daher-Nray ludziom, którzy myśleli tak samo. Było ich na Ranal wielu, niezadowolonych z rozluźnienia obyczajów i rosnącej fascynacji przybyszami. Niektórzy byli prawdziwie wierni, inni po prostu bali się inwazji obcych, lecz ich cel był wspólny - ocalić planetę. Zmiany zbliżały się do Ranal, zmiany, które oni mieli wprowadzić. Byli pośród nich kapłani tacy jak on i jego mistrz, całym sercem oddani prawdziwej wierze, byli naukowcy, politycy i kupcy, przerażeni rosnącą dominacją Ludzi i możliwością, że Ranal mogłaby stać się kolonią tych istot, byli razeghe, który zajrzeli w umysły obcych i ujrzeli w nich pustkę, rawesu, którzy znali obcych najlepiej, lecz nawet przebywając na ich planecie, nie dali się zwieść i za fasadą wysoko rozwiniętej technologii i potęgi ujrzeli prawdziwe oblicze Ludzi. Daher-Nray cieszył się widząc, ilu jego rodaków podziela te poglądy i wracał z potajemnych zgromadzeń pełen szczęścia. Był już pełnoprawnym kapłanem, wyróżniony wczesnymi święceniami za sprawą swej gorliwości i za wstawiennictwem swojego mistrza, który wiedział, że wkrótce ich sprawa będzie potrzebować każdego. Od dnia święceń Daher-Nray nie miał snów i wierzył, że demony opuściły go. Nawet, gdy na jednym z kolejnych spotkań pokazywano listę tych, którzy popełnili największe zbrodnie przeciw planecie, nie zadrżał, widząc na niej imię Jo-Aigore, zdrajcy, który wywiózł z Ranal bezcenną historyczną pamiątkę i zapewne oddał ją demonom. Daher-Nray podjął postanowienie i złożył przysięgę na wszystkie Potęgi Światłości - zabije tego zdrajcę, odcinając się na zawsze od swoich grzechów i składając Stwórcy ofiarę - z własnych słabości i z życia młodego mężczyzny.
Demony jednak zapragnęły odwieść go od jego postanowień. Jeden z nich zjawił się tej nocy osobiście. Skórę miał białą, pokrytą czarnymi liniami, które poruszały się, tworząc skomplikowane wzory na jego nagim ciele. Czarne włosy demona falowały jak rozwiewane niewidzialnym wiatrem, zęby miały barwę węgla i ociekały świeżą krwią, zaś w czarnych oczach mieściła się cała Otchłań, wraz ze wszystkimi gwiazdami. Dziecię Ariol uśmiechało się złowieszczo, gładząc długimi palcami policzek kapłana.
-Wiem, czego pragniesz - mówił demon, głosem ociekającym jadem i słodyczą. - Mogę ci go dać, chcesz go, prawda?
Przed jego oczyma pojawił się młody rawes, nagi, z białym klejnotem zawieszonym na szyi, jego granatowa skóra lśniła od potu, oczy zaś, jak oczy demona, pełne były zimnego, gwiezdnego światła.
Daher-Nray upadł na kolana i zaczął się modlić, słysząc chichot piekielnej istoty i czując na sobie palące spojrzenie jej sługi. Słowa modlitwy plątały mu się coraz bardziej, w miarę, jak rosło w nim pożądanie, gdy młody mężczyzna podszedł do niego i zaczął go dotykać. W końcu Daher-Nray poddał się i zamilkł, jego modlitwa przemieniła się w litanię jęków i krzyków.
Zbudził go zapach dymu, krzyki na dziedzińcu i walenie do drzwi. Zerwał się, narzucił swoją kapłańską szatę na wciąż jeszcze rozpalone ciało i wybiegł na korytarz.
-Zaczęło się, reasoe - poinformował go sługa świątynny, stary mężczyzna o pomarszczonej twarzy i prawie zupełnie żółtych włosach. - Siedziba Fannas wyleciała w powietrze.
Za wcześnie! - pomyślał. Planowali dokonać zamachu za kilka miesięcy, może nawet rok. Jeśli jednak stało się to teraz, trzeba było iść za ciosem, podsycać oczyszczający ogień, póki płonął.
Otworzył szafę i wyjął z niej płaszcz z kapturem, lekki jak puch i czarny jak smoła. Płaszcz, szyty na wzór tych, które nosili kapłani jeszcze w czasie Wojen o Zjednoczenie. Jego czerń była kolorem władzy, ale też barwą otchłani, która miała pochłonąć wrogów wiary, barwą śmierci. Teraz śmierć miała iść za nim i tymi, którzy podzielali jego poglądy, w imię Stwórcy. Jego rolą było wypalić zło, niczym rak pochłaniające świat.
Podważył dno szafy i z ukrytej skrytki wydobył jeszcze jeden przedmiot. Laska, również jedno z dawnych insygniów kapłańskich, zakończona oktagonalnym pierścieniem, symbolem jedności wszystkich żywiołów. Ta jednak była czymś więcej niż znakiem posłannictwa - stanowiła groźną broń. W ośmioboku wieńczącym laskę znajdował się generator, właściciel przedmiotu musiał tylko odpowiednio ustawić przełączniki, by dotykając grzesznika porazić go prądem o śmiertelnym natężeniu.
Tej nocy rozpalono ogień, który miał oczyścić Ranal. W przeciągu kilku godzin konspiratorzy przejęli władze w Iema-Torn i ogłosili, że wkrótce na całej planecie zapanuje nowy porządek, zostaną przywrócone dawne obyczaje a obcy zostaną wygnani. Aby potwierdzić te słowa, stracono kilku pracowników ziemskiej ambasady, reszcie Ludzi przebywających na Ranal postawiono zaś ultimatum - opuszczenie planety w ciągu tygodnia, lub śmierć. Kilku zapalczywych młodzieńców nawoływało do uśmiercenia wszystkich obcych, zwyciężył jednak zdrowy rozsądek. Wydano natomiast wyrok na wszystkich rawesu, którzy przebywali akurat na Ranal i którzy, widząc co się dzieje, postanowili uciec. Wśród nich znajdował się Jo-Aigore i serce kapłana zabiło mocniej, gdy uzyskał zgodę na zabicie go osobiście. Przedstawiciel nowego rządu uśmiechnął się, widząc jego gorliwość i przydzielił mu do ochrony kilku nagkhai, polecając żeby uważał. Rawes, mimo swego młodego wieku był niebezpieczny.
Daher-Nray nie wypełnił jednak tamtego dnia swej przysięgi. Mieszkanie rawes było puste, dom jego rodziców w Ignie, w prowincji Warmariene również. Wydawało się, że Jo-Aigore zapadł się w Otchłań - i miesiąc później okazało się to być prawdą. To właśnie on, z aroganckim wyrazem pięknej twarzy, przesłał nowym władzom komunikat - rawesu nie będą tolerować zamachu stanu i okrucieństw, które on wywołał. W imieniu Fannas, jedynej prawowitej władzy planety, nawołują swych rodaków do stawienia oporu i ostrzegają zamachowców, że śmierć obywateli Sojuszu Terrańskiego może spotkać się z odwetem.
Przywódcy rebelii, teraz już formalni władcy Ranal, krok po kroku tłumiący opór w kolejnych prowincjach, śmiali się z tych deklaracji. Co mogła zdziałać garstka podróżników, których czekała śmierć, gdyby tylko spróbowali postawić stopę na planecie? Ziemianie zaś obiecali nie mieszać się w sprawy innej cywilizacji, zginęli w końcu tylko mało znaczący pracownicy ambasady, reszcie pozwolono odlecieć.
Tylko Daher-Nray nie śmiał się. Był wściekły. Pełne arogancji i zbytniej pewności siebie spojrzenie Jo-Aigore, teraz, jak się zdawało, przywódcy Ranalan poza planetą, prześladowało go za dnia i w nocy. By odgonić sny, zaczął ścigać osoby, których imiona znajdowały się na liście osób stanowiących największe zagrożenie dla wiary, kultury czy dla moralności. Pierwszą jego ofiarą została kobieta, pisarka, znana jako autorka ohydnej, niemoralnej książki, otwarcie przyznająca się do życia w bezbożnym związku z drugą kobietą. Znalezienie jej nie przysporzyło kapłanowi i oddziałowi, który oddano mu pod dowództwo trudności. Jej kochanka osobiście otworzyła im drzwi, zupełnie, jakby byli oczekiwanymi od dawna gośćmi. Gdy Daher-Nray zaczął wygłaszać ciążące na obu kobietach zarzuty, splunęła mu w twarz. Nie przerwał, mówił nadal, otarłszy tylko ślinę z policzka.
-...dlatego też uznajemy Lhynne-Ly i Astr-Krea winnymi wymienionych tu zbrodni i skazujemy je na śmierć - mówił, podczas gdy jego podkomendni unieruchomili obie kobiety. - Niech miłosierdzie Wielkiego Władcy ocali wasze dusze od zatracenia w mroku nicości. Wasze grzechy zostają wam wybaczone i niech oczyszczą was płomienie.
Przestawił przełącznik na lasce i przytknął ośmiobok do czoła Astr-Krea. Kobieta długo zwijała się z bólu i długo umierała, cierpienie oczyszczało ją z win. Pisarka krzyczała cały czas, wołała imię swojej kochanki, wreszcie, gdy ustały przedśmiertne drgawki i ciało kobiety znieruchomiało, wyrwała się nagkhai i podbiegła do niego.
Wiedział, że nie powinien był, ale pozwolił jej umrzeć, trzymając kochankę w ramionach. Wydawała się cierpieć mniej niż powinna, uśmiechała się, uśmiechała się nawet po śmierci, a był to uśmiech kogoś nieświadomego męczarni Otchłani.
-O, Wielki Władco, o Potęgi światła, miejcie w opiece dusze tej grzesznej kobiety - prosił, klękając przy ciałach zabitych. - Spalcie ten dom - rozkazał. - niech ogień oczyści to miejsce.
Zadaniu, które sobie wyznaczył, poświęcił się tak bardzo, że prędko zaczęto nazywać go Opheri, Demon. Budził lęk nie tylko we wrogach wiary, lecz nawet wśród własnych towarzyszy, obawiających się, że ogarnięty płomieniem fanatyzmu kapłan może znaleźć w nich coś, co sklasyfikuje ich jako nieprzyjaciół. Nikt nie zbliżał się do niego bardziej, niż było to konieczne, on zaś był szczęśliwy. Wierzył głęboko, że zdolny jest odpokutować swój grzech, odegnać demony i wypełnić świętą misję powierzoną przez Stwórcę. Nazywano go demonem? Cóż, czasem by pokonać zło, trzeba stosować jego metody. Jeśli byłoby trzeba, spaliłby cała planetę. Czyż bowiem najpiękniejsze ogrody nie wzrastają na popiołach? Mejnth ave l Thegr, Kapłan Ognia - to był kolejny przydomek, którym go obdarzono i nosił go z dumą.
Triumfował. Rząd obwołał go najwyższym kapłanem Ranal, do niego zwracali się wierni, gdy potrzebowali rady. Wyszkolił dziesiątki młodych Ranalan, którzy, ubrani w czarne płaszcze, dbali o czystość wiary i obyczajów.
Zabił własnego mistrza, gdy odkrył wymierzony w siebie spisek. Płakał zabijając go i modlił się o zbawienie dla duszy zdrajcy. Tak stracił ostatnią osobę, na której mu zależało, ostatnia osobę, którą darzył zaufaniem. Wszyscy odwrócili się od niego, nie rozumiejąc misji, jaką otrzymał od Stwórcy. Demony wciąż zsyłały na niego pokusy, gorliwiej niż wcześniej, do obrazów Jo-Aigore dołączywszy twarze setek ludzi, których zabił. Stwórca zesłał mu poczucie winy, pokazywał ogrom grzechu, jakim było pożądanie drugiego mężczyzny, zdrajcy i odstępcy w dodatku, wizyty demonów były kolejna częścią pokuty, próbą, testem jego wytrzymałości. Znosił je dzielnie.
Zdrada jednak kwitła tuż przy nim, on zaś nie mógł wiedzieć wszystkiego. Bunt przeciw nowej władzy przybierał na sile i po czternastu latach triumfu zaczęli nagle tracić poparcie. Wybuchały kolejne, coraz bardziej zajadłe powstania, oni zaś z przerażeniem odkryli że ich siły kurczą się gwałtownie. Daher-Nray miał nowe zadanie - podtrzymać na duchu bojowników o Prawdę, lecz jego kazania nie miały już takiej siły jak kiedyś. Kolejne rany odniesione w walkach osłabiły go. Nie miał przyjaciół, na których mógłby się oprzeć.
Dopadli go którejś nocy, mężczyźni w białych maskach demonów, przedłużenie jego snu. Stwórcy zawdzięczał ocalenie, fakt, że gdy zrzucili go ze świątynnego dachu nie zginął, a został tylko sparaliżowany. Kilku Czarnych Płaszczy, radykalnych kapłanów, których sam wychował i którymi dowodził, zabrało go i wyleczyło - choć władzę w nogach utracił już na zawsze. Gazety podały wiadomość o jego śmierci, wiadomość przyjętą z radością. W swej kryjówce oglądał doniesienia ze wszystkich części świata, nie mogąc pojąć, jak to się mogło stać. Gdzie popełnił błąd? Jak mógł dopuścić do klęski, on, pomazaniec Wielkiego władcy, równy niemal Prorokowi? Stwórca wybrał go, uczynił go swoim głosem, swoim ramieniem, powierzył mu swój płomień i kazał oczyścić Ranal, on zaś zawiódł. Gdzie popełnił błąd?
Po szesnastu latach od zamachu wybrano Czwartą Fannas, przywrócono dawny ład i otwarto porty kosmiczne. Demony z pustki pojawiły się znowu, jeden po drugim zaczęli wracać wygnani rawesu. Nowa Fanans podpisała porozumienie z Sojuszem Terrańskim, podpisała umowy handlowe, pozwalając Ludziom znów ingerować w losy Ranal. Daher-Nray patrzył na to wszystko z przerażeniem i przytłaczającym poczuciem winy. Gdzie popełnił błąd?
I pewnego dnia zrozumiał. Cały czas, przez te wszystkie lata, nie udało mu się wypełnić przysięgi! Zabijał grzeszników, lecz nie udało mu się zabić powodu tego wszystkiego, obiektu swej grzesznej żądzy, Jo-Aigore. teraz zdrajca wracał na Ranal, odszczepieniec witany jak bohater, podczas gdy wybraniec Stwórcy nie mógł nawet chodzić.
Sam wyruszył na spotkanie z przeznaczeniem, poruszanie się w fotelu na kołach było trudne, ale boska siła wróciła do niego. Znów jasno widział przed sobą cel, wiedział, że zabicie tego mężczyzny jest jego ostatecznym powołaniem. Jo-Aigore, mimo upływu lat, nie stracił swej urody, zupełnie, jakby prawdą było twierdzenie naukowców, że dla podróżników przez Pustkę czas płynie inaczej. Wysoki, ciemnoskóry, był tak piękny, że Daher-Nray stracił na chwilę pewność siebie, przypomniawszy sobie dzień, gdy ujrzał go pierwszy raz. Mimo upływu lat uroda rawes nadal działała na niego oszałamiająco.
Nie, nie mógł tak o nim myśleć. Przygryzł wargi do krwi, by wyrwać się zaklęciu demona. Jeszcze trochę... Ruchem dłoni sprawdził, czy nóż jest dobrze wyważony. Jego ostatnia nadzieja... Jeszcze trochę...
Ćwiczył długo i rzut był bezbłędny, lecz Stwórca zakpił z niego, nie poprowadził ostrza do serca zdrajcy, pozwalając mu wbić się jedynie w ramię. Daher-Nray nie mógł uwierzyć że taki był zamiar Wielkiego Władcy, że Bóg pozwolił ujść Jo-Aigore z życiem. Pocisk energii z miotacza, który uderzył w jego pierś chwilę po tym, jak Kapłan Ognia rzucił nożem także był znakiem niełaski Stwórcy.
-Dlaczego...? - szepnął, leżąc przywalony własnym wózkiem, dotykając lepkiej od krwi rany na piersi.
-Dlaczego to zrobiliście? - usłyszał głos. - Nic mi nie jest.
Jo-Aigore pochylał się nad nim, kapłan widział jego twarz, tak bliską, jak nigdy, powoli zasłanianą przez mgłę. Słyszał jego głos, piękny, spokojny, cichnący powoli wśród chichotu demonów.
KONIEC
16-17 listopada 2002
Kolejny fragment mojego świata... tylko fragment, wiec wybaczcie mi jego chaotyczność. Właściwa historia tkwi w mojej głowie i czeka na odpowiednią chwilę...
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 09 2011 20:51:39
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
An-Nah (Brak e-maila) 16:34 13-12-2004
Zatłuczcie mnie... data na końcu opa to 2002, a ja to w tym roku pisałam... ==\'
Jo: Baka jesteś i tyle...
Kethry (Brak e-maila) 22:59 15-12-2004
nooo, An. super. super. super. super. jak pokochac bohatera, ktory jest fanatykiem? to opo jest takie... ludzkie. w tym sensie, ze daje nam pewien wglad w nie przeidealizowana nature czlowieka.
Pazuzu (Brak e-maila) 14:31 28-12-2004
Znów to, co tygrysek lubi najbardziej - świat skonstruowany precyzyjnie aż do bólu i bohaterowie, nie ludzcy, a jednak żywi. Gratuluję.
Cyrograf (Brak e-maila) 13:17 18-03-2010
Nooo... troche chaotyczne. Dobrze by było jakbyś to rozwinęła. Też zazwsze zastanawiam się dlaczego wymyślasz tak dziwne imiona. Przyznaję, że nienawidzę takiego czegoś. Mbnóstwo nazw, imion, ras itp. Czytelnik się gubi i w końcu nie wiem kto jest kim.
Ej, będę narzekać a co mi tam. Piszę co myslę, w końcu dzięki krytyce autor potrafi się poprawić
Aha, jeszcze słówko dotyczące tego Jo-Aigora czy jakoś tak). Znaczy chodzi mi o opis jego na pierwszej stronie(na samym początku). Powiedziałabym, że jest kompletnie zbędny. Wiesz, wychodzę z przekonania, że im mniej detali z opisu postaci tym lepiej. Dla każdego 'piękność' jest inaczej definiowana. Wystarczy napisać banały, że zmysłowo się rusza a jego głos, niski i nieco melodyjny, był urzekający. Chyba wiesz o co mi chodzi?
Czasem łapię ludzi, którzy wielbią opisy bohaterów. Ale np. taki Eriskon. Tak naprawdę to nie wiem, jak wygląda bohater, ale opisy sprawiają, że mam to przed oczami. Wiem, że jest aroganki i dumny. Że jest szlachcicem. Aha i pojawia się postać w mojej wyobraĽni.
Ale oczywiście opowiadanie niezłe, choć, prawda, poszarpane i chaotyczne . |
dnia maja 07 2016 23:10:01
No właśnie tak cały czas czytałam i myślałam: niemożliwe, żeby stworzyła tak rozbudowany świat dla jednego opowiadania:)
Więc jednak tylko fragment - fajnie.
Dobrze, że zabili tego przygłupa! Już się zaczynałam bać, że wariat zadźga tego ładnego słodziaka:)
Czytało się idealnie, nazwy do przeżycia, świat jest jakiś - chętnie zobaczę, co jeszcze stworzyłaś!
Pa:) |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|