ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Klejnoty 4 |
Blask poranka wpadał przez szpary w okiennicach, rysując smugi na ciemnych deskach podłogi. Z zewnątrz dobiegał gwar przebudzonego już dawno miasta: krzyki woźniców i parskanie popędzanych koni, nawoływania nielicznych kupców, próbujących na małym i rzadko odwiedzanym placu znaleźć zarobek, przekleństwa rzucane przez karczmarza na leniwego stajennego, śmiechy dziewek, myjących włosy przy miejskiej studni.
Kyle przetarł oczy i rozejrzał się po pokoju. Jego współlokatorka spała, jej uśpiona twarz sugerowała, że nim zniszczyły ją starość i trudy życia, Pemea mogła być piękną kobietą. Chłopiec przez chwile przyglądał się jej twarzy, potem cicho ubrał się i zszedł na dół.
Karczmarz, niezadowolony po przeprawie ze stajennym, nie uraczył swojego gościa najmniejszym śladem przywitania. Kyle musiał upomnieć się o śniadanie, a zrobiwszy to został obrzucony ponurym spojrzeniem wściekłego oberżysty. Śniadanie jednak dostał. Zjadł je samotnie w kącie sali, przyglądając się z zainteresowaniem innym gościom. Kupcy, jakiś ubogi szlachcic, ktoś wyglądający na posłańca – gospoda „Pod Mosiężnym Kołem” nie należała do cieszących się dobrą renomą, z drugiej strony nie była też spelunką. Była czysta i spokojna, idealne miejsce dla podróżnych poszukujących niedrogiego noclegu. Widok drobnego piętnastolatka, jedzącego gęstą owsiankę nie wzbudzał niczyich podejrzeń i tak samo nie wzbudzał ich widok obszarpanego starca, zapewne okolicznego żebraka, śpiącego na niskim stołku koło prowadzących do kuchni drzwi.
Chłopiec kończył jeść, gdy zaskrzypiały schody i na dole zjawili się jego towarzysze.
-Ranny ptaszek z ciebie – Tellin z uśmiechem zmierzwił włosy Kyle’a. – A widać (hm... jednak?) nie takie niewiniątko, na jakie wyglądasz, skoro wróciłeś dobrze po północy.
-Musiałem zebrać myśli.
-Zebrać myśli... – przystojny blondyn uśmiechnął się promiennie – W blasku księżyca, niczym prawdziwy poeta...
-Nie pierdol – Kesren trzepnął swojego przyjaciela w ramię – Dzieciak poszedł zakosztować nocnego życia, może stracić dziewictwo. No, jak tam, Evan, jak poszło? Jeśli chcesz, mogę przedstawić cię mateczce Gisel, ona zna się na wtajemniczaniu chłopców w tajniki męskości.
Kyle oblał się szkarłatem, a Kesren dostał sójkę w bok od Relli. Spojrzał na dziewczynę wzrokiem zbitego psa.
-Jeśli czujesz się zaniedbany, ciebie też mogę zaprowadzić...
-Nie, dziękuję – dziewczyna usadowiła się na ławie i zabrała się za jedzenie.
Potężny mężczyzna popatrzył na nią, na Alaniego, rzucił sprośny komentarz, oberwał łyżką po głowie i zaczął jeść swoje własne śniadanie. Przywódca trupy nie próbował nawet załagodzić sprzeczki, charakterystycznej w końcu dla ich wspólnego życia. Wkrótce Kesren i Rella przestali się kłócić i zaczęli wraz z resztą omawiać plany na następne dni. Właściciel gospody chciał, by, tak, jak w poprzednich latach, dali kilka przedstawień na placu, przy którym stał jego lokal. Prócz tego, dziewczyna pragnęła zwiedzić miasto.
-Wiesz, Evan, możemy się gdzieś wybrać – zaproponowała.
Chłopak zgodził się. Nie zaszkodzi rozejrzeć się trochę, zwiedzić dawną stolicę, zorientować się w jej topografii, zapamiętać położenie najważniejszych miejsc. Kiedy wróci tu we właściwym czasie, ta wiedza przyda mu się niewątpliwie.
Idąc przez miasto wyglądali jak dwaj chłopcy z prowincji po raz pierwszy odwiedzający wielkie miasto. Poniekąd była to prawda, nawet, jeśli wyższy z nich, ten szarooki i ciemnowłosy, był w rzeczywistości dziewczyną, zaś ten odrobinę niższy, o blond włosach zebranych w luźny kucyk, urodził się w stolicy. Poprzedniego dnia przekroczyli zaledwie bramy miasta i nie mieli okazji wiele zobaczyć, rozglądali się, więc teraz na wszystkie strony. Plac przed gospodą swymi rozmiarami przypominał rynek w Tarenie, zaś parę przecznic dalej oboje natrafili na naprawdę wielki rynek, prawdziwy plac targowy, zastawiony kramami i wozami kupców. Między samymi kramami z biżuterią można się było zgubić, zaś Rella wykazywała prawdziwie kobiece zainteresowanie świecidełkami, tak, że Kyle musiał, co jakiś czas odciągać ją w stronę innych stoisk. Jeśli dziewczyna chciała udawać chłopca powinna, na miłość Matki, robić to bardziej konsekwentnie.
Na całe szczęście plac targowy, wraz ze wszystkimi jego wspaniałościami, był krótkim przystankiem w ich wycieczce. Choć nie bez żalu tracili z oczu klejnoty, broń, odzież, konie i wszystkie inne cuda, byli ciekawi reszty miasta. Byli już blisko jego centrum, blisko otoczonego murem pałacu cesarskiego, zamkniętego grobowca, w którym ostatni władca imperium popełnił wraz ze swoim dworem samobójstwo, gdy wojska zdobywców przekroczyły miejskie mury. Znali tę historię, Tellin opowiedział im ją po drodze. Opowieść o ostatnim z cesarzy i jego kochance, kobiecie, którą uważano za wcielenie Bogini, lecz która mogła być też sidhe lub Źródłem. Dla tej kobiety cesarz poświęcił wszystko, ze swym imperium i życiem włącznie. Legendy mówiły, że rzuciła ona na pałac czar, który miał ochronić cesarza przed wrogami. Gdy wódz zwycięskiej armii stanął pod bramą, zjawiła się na balkonie, wiotka i eteryczna, odziana w purpurę i złoto, z ciałem cesarza na rękach. Nie wypowiedziała ani słowa i zniknęła na powrót we wnętrzu pałacu. Od tego czasu nikt nie przekroczył jego progu, drzwi i okna zamurowano od zewnątrz. Arcykapłan, który włożył królewską koronę na głowę Resgiusa Estrae, Zdobywcy, wygłosił mowę, w której ogłosił zmarłego cesarza heretykiem zaś jego kochankę – demonem, który przybył by odwieść Imperium od prawdziwych bogów. Zdobywca miał zostać tym, który odbuduje dawną potęgę i przywróci ład oraz prawdziwą wiarę, wypędzi z imperium barbarzyńców i pogan, którzy z roku na rok zajmowali kolejne ziemie wielkiego niegdyś państwa...
-Widzisz – Rella ścisnęła ramię chłopaka. – To tutaj. Jak myślisz, czy ona jeszcze żyje?
Patrzyli na lśniącą w jesiennym słońcu fasadę pałacu. Zbudowany w złotym okresie imperium, był prawdziwą perłą architektury. Nad szerokimi wrotami, zdobionymi płaskorzeźbami i pokrytymi warstwą czystego złota, wznosił się, podparty wyglądającymi na niezmiernie kruche kolumnami, balkon, zaś powyżej jego fasady zdawała się składać z samych jedynie koronkowych rzeźbień i kolumienek. Zwieńczenie pałacu stanowiła kolumna pokryta czymś, co w słonecznym świetle połyskiwało, mieniąc się perłowo. Widok pałacu zapierał dech w piersiach.
-Gdybyśmy mogli zobaczyć go od środka... – rozmarzyła się dziewczyna.
Kyle skinął głową. Zaiste, widok wnętrza pałacu mógł być wart wszelkich starań. Nie było jednak żadnej możliwości, by dostać się do środka, musieli, więc zadowolić się podziwianiem go od zewnątrz. Minęło południe, gdy doszli do wniosku, że powinni odwiedzić też inne miejsca.
***
Wrócili zmęczeni późnym popołudniem. W gospodzie zaczęli już zbierać się goście, zarówno ci, którzy zatrzymali się tu na dłużej, jak i ci, którzy postanowili skorzystać z gościny tylko na jeden wieczór albo noc: szpiedzy, spiskowcy, kochankowie. Im bardziej słońce zbliżało się ku zachodowi, tym więcej stołów było zajętych i tym głośniejszy gwar wypełniał gospodę. Tellin korzystał z tego, siedząc na jedynym pustym stole i grając na flecie. Jego melodia, czarujący jak zawsze uśmiech i miła powierzchowność sprawiały, że wprawienie w miły nastrój klienci chętniej zostawiali swoje pieniądze karczmarzowi. Sztuczka stara niczym świat.
Mężczyzna przerwał na chwilę grę, gdy Rella i Kyle minęli go.
-Alani cię szukał, mały – oznajmił dziewczynie. – Jest niezadowolony, że tak długo cię nie ma.
-Już idę – Rella skinęła głową i pobiegła po schodach w górę.
-Wygląda na to, że jego pozycja pozostaje niezagrożona... – mruknął poeta, sięgając po kufel z piwem. – A twojej cnocie nic nie grozi.
-Przestało mnie to bawić – mruknął Kyle, siadając przy stole. Kiedy Tellin odstawił kufel, bezceremonialnie wziął go i pociągnął łyk gorzkiego piwa.
-Wybacz. Zbyt wiele czasu przebywam w towarzystwie Kesrena, nieokrzesanego gbura i wielkiego zbereźnika. Tak, więc – zmienił temat. – Jak podoba ci się miasto?
-Wspaniałe.
-Słowo „wspaniałe” nie oddaje pełni piękna Salise, wybaczę ci jednak, jesteś młody i nie potrafisz wysławiać się jak starożytni poeci, którzy w kunsztownych słowach opiewali stolicę Imperium – zmarszczył brwi, mierząc chłopca wzrokiem. – Mógłbym zadbać o twą edukację, nauczyć cię czytać, grać i śpiewać, byś mógł znaleźć źródło zarobku. Potrafisz czytać, Evanie?
Chłopak wahał się przez ułamek sekundy. Kłamstwo wydało mu się rozsądnym rozwiązaniem, jednak mając świadomość, że prędko wyszłoby na jaw, zdecydował się powiedzieć prawdę.
-Tak.
-A wiec jednak. Zastanawiałem się, skąd u ciebie takie dłonie. Książątko ani chybi, lub przynajmniej kupiecki synek – myślałem. Nie jesteś wieśniakiem, nie z tymi palcami, i jak widzę, nie myliłem się, bo i o twą edukację zadbano. Kim byli twoi rodzice, chłopcze?
-Umarli, kiedy byłem mały. Wychowywał mnie kapłan – oznajmił, i jego słowa nie były do końca kłamstwem.
-A potem? – dociekał mężczyzna.
-Zbyt długa historia – mruknął Kyle, starając się swoim tonem sugerować, że przytrafiło mu się coś okropnego, coś, o czym woli nie wspominać. Zadziałało. Tellin przestał, przynajmniej na chwilę, wypytywać, i wrócił do gry.
Chłopak nadal siedział przy jego stole, obserwując. Kiedyś powiedziano mu, że obserwacja to najlepszy sposób, by poznać ludzi, trzymał się, więc tej nauki. Podczas gdy dźwięki fletu Tellina płynęły ponad stołami, Kyle przypatrywał się ludziom w sali, jedzącym kolację, popijającym piwo, lub też po prostu rozmawiającym. Spędził tak kilkanaście minut, nim z góry zeszli Alani i Rella. Oboje mieli na sobie najlepsze ubrania, skromne, lecz czyste i elegancko skrojone, zapewne dzieło Pemei. Kubrak z niebieskiego aksamitu, który miała na sobie dziewczyna podkreślał kształt jej bioder, wąskich, lecz niewątpliwie kobiecych, tak, że łatwo było wyobrazić ją sobie jako odzianą w wytworną suknię damę. Członkowie trupy musieli być święcie przekonani, że mają do czynienia z chłopcem, skoro nawet takie ubranie było wystarczająco maskujące. Dziewczyna rzuciła Tellinowi i Kyle’owi pożegnalny uśmiech, promienny i pełen wdzięku, poczym wraz ze swym kochankiem zniknęła za drzwiami.
Ledwie Kyle odwrócił od niej wzrok, ujrzał, siedzącego dokładnie naprzeciw siebie, wysokiego mężczyznę w czerni. Nowy gość gospody zjawił się jakby znikąd i siedział przy pustym stoliku, przypatrując się chłopcu z wyrazem zamyślenia na twarzy. Jego pociągłe rysy nie zdradzały jego wieku, zaś ubiór, fryzura i postawa wskazywały na osobę nieprzeciętną. Czarne włosy, z przodu sięgające ramion, z tyłu splecione miał w długi, przewiązany czerwonym sznurkiem warkocz, przypominający nieco ten, który nosił Kesren. Nosił też srebrną biżuterię – wisiorek i kolczyki w kształcie czaszek, w których oczy wprawione były rubiny o różanym szlifie. Poza tymi akcentami czerwieni, jego ubranie było czarne, jak również czarne były jego włosy i przenikliwe oczy. Nieznajomy uśmiechnął się nieznacznie i pomału wstał. Serce chłopca zabiło mocno, gdy pomyślał, że czarnowłosy zaraz do niego podejdzie, ten jednak ruszył w przeciwną stronę, do drzwi. Kyle odetchnął z ulgą, jeśli ulgą można było nazwać to uczucie. Miał wrażenie, że został rozpoznany i że właśnie zaczęły się jego kłopoty w tym mieście. Z dwojga złego, wolałby jeszcze raz spotkać zabójcę z lasu, jego cele były przynajmniej jasne. Mężczyzna w czerni był zagrożeniem, którego zielonooki nie był w stanie w pełni ocenić.
Spojrzał na Tellina. Aktor, zajęty grą, wydawał się nie zwrócić w ogóle uwagi na gościa. Jego długie palce szybko i precyzyjnie zmieniały swe ułożenie na flecie. Wreszcie skończył, westchnął i wypił resztkę piwa ze swego kufla. Spojrzał na Kyle’a.
-Więc? Myślę, że na dziś wystarczy grania, usta mnie bolą od dmuchania... Moglibyśmy za to iść do mojego pokoju i zając się twoją nauka. Kesren poszedł szukać sobie towarzystwa – uśmiechnął się porozumiewawczo. – tak więc będziemy mieli chwilę spokoju.
Kyle skinął głową. Czemu nie? Tellin zawołał jedną ze służących, rzucił jej kilka komplementów, od których dziewka zarumieniła się i zaczęła chichotać i poprosił o przyniesienie mu do pokoju dzbana piwa i jakiegoś soku dla chłopca. Na górze mężczyzna otworzył swój kufer, najmniejszy, lecz najcięższy ze wszystkich, które mieli ze sobą aktorzy, i pokazał Kyle’owi swój skarb.
-No, Evan – oznajmił z dumą, wydobywając jeden z tomów, oprawiony w grubą, szorstką skórę, pełen luźnych, pożółkłych na brzegach kartek cienkiego pergaminu. – tak wielu ksiąg w jednym miejscu chyba nigdy nie widziałeś? – gdy chłopak pokręcił głową, Tellin położył książkę na stole i otwarł ją. – To nie to, czego uczył cię twój kapłan, obawiam się, że świętobliwy mąż wolałby spalić tą księgę, niż widzieć ją w twoich rękach. To poezja – wyjaśnił z natchnionym, niemal nabożnym wyrazem twarzy. – Czyste piękno. Posłuchaj.
Wiersz, który zaczął czytać, był erotykiem, napisanym w klasycznym języku, używanym za czasów imperium. Jakkolwiek Kyle nie posiadał nigdy specjalnego upodobania do sztuki, musiał zgodzić się z aktorem – wiersz był piękny. I może nie z samych słów płynęło to piękno – nie, promieniowało ono z twarzy Tellina, kiedy czytał. Piękno, smutek i pragnienie - pragnienie osiągnięcia takiego samego piękna, ideału, znanego starożytnym mistrzom, a niedostępnego ubogiemu aktorowi i niespełnionemu poecie, takiemu jak Tellin. Chłopak pojął, ze mężczyzna zawsze będzie marzył o doskonałości, nigdy jej nie osiągnąwszy, zawsze będzie czuł się gorszy od artystów czasów Imperium, czytając ich wiersze czy też mijając wspaniałe budowle Salise. Przez cały wieczór, słuchając jednym tylko uchem gorliwego wykładu Tellina, współczuł mężczyźnie tego poczucia niższości i niespełnienia.
***
Rella z trudem powstrzymywała w sobie odruch chwycenia Alaniego za ramię. Widziała, jak mijające ich damy trzymają w ten sposób swoich partnerów i zazdrościła im, nawet nie kunsztownych fryzur i zdobionych sukni, ale właśnie tego prostego gestu. Gdyby tylko miała ze sobą, choć jedną suknię... Tu nie musiała przecież ukrywać płci, nawet lepiej byłoby dla jej kochanka, gdyby pokazał się z kobietą, choćby tak pospolitą jak ona. Nawet na parterze, na tych prostych ławkach, wśród mieszczan, z dala od lóż arystokratów, bogatych kupców, kapłanów i magów, nawet tutaj czułaby się lepiej jako kobieta, bardziej pasowałaby do tego dystyngowanego miejsca. Kręciła się na swoim miejscu zdenerwowana i podniecona, chłonąc atmosferę wszystkimi zmysłami. „Pokażę ci prawdziwy teatr” – powiedział jej Alani, kiedy zjawiła się w ich pokoju. Prawdziwy teatr, nie ich budę jeżdżącą od miasteczka do miasteczka, a wspaniały budynek, wybudowany dla ostatnich cesarzy, zdobiony rzeźbami, przedstawiającymi alegorie sztuki i postaci ze słynnych dramatów, które ona znała jedynie w postaci wyuczonych na pamięć kwestii, lub których nie znała w ogóle. Budynek miał kształt półokręgu, na którym znajdowały się loże. Naprzeciw nich stała scena, zaś pomiędzy – ławki dla biedniejszych widzów. Budowla była zadaszona i oświetlona blaskiem świec, ale w jej kształcie można było rozpoznać, że wzorowano ją na jeszcze starszych teatrach, wykutych w żywej skale siedzeniach dla widzów. Tamte teatry były dziś w ruinie, zapomniane, porzucone wśród pozostałości dawnych miast. Dawna sztuka, stworzona z religijnych misteriów u świtu cesarstwa kwitła dziś jedynie w Salise i tam, gdzie zjawiały się trupy takie, jak oni. Jednak, jak powiedział Alani, jedynie w Salise można było zrozumieć, czym naprawdę jest teatr.
-Teraz uważaj – szepnął jej do ucha mężczyzna, ściskając lekko jej dłoń. – Zwłaszcza na odtwórczynię roli Femie.
Dziewczyna w milczeniu skinęła głową. Kurtyna, cała z purpurowego aksamitu wyszywanego złotem i srebrem, niepodobna do nędznej płachty, której używali wtedy, kiedy udało im się postawić porządniejszą scenę, poszła w górę, odsłaniając najpiękniejsze, najbardziej realistyczne dekoracje, jakie Rella widziała w życiu. Potem rozpoczął się spektakl, stara sztuka, której dziewczyna nigdy nie grała, historia księżniczki sidhe wplatanej w intrygi pomiędzy Sidhe-are, Imperium i magami. Zmieniające się dekoracje, gra świateł i cicha muzyka sprawiły, że Rella zapomniała o bożym świecie. To było piękne widowisko, najpiękniejsze, jakie widziała w życiu. Na samym końcu, gdy księżniczka Femie popełniła samobójstwo, Rella wiedziała już, że nie wyjdzie już nigdy na scenę bez tego obrazu przed oczyma.
Przedstawienie skończyło się, ludzie zaczęli wychodzić, ona zaś nadal siedziała jak oszołomiona. Dopiero głos Alaniego przywołał ją do rzeczywistości. Otrząsnęła się. Jej kochanek stał przed nią i spoglądał na nią z uśmiechem.
-No, już wstawaj, musimy jeszcze złożyć wizytę Sesir.
-Komu?
-Sesir Nake. Widzę, że jesteś pod wrażeniem?
W odpowiedzi dziewczyna skinęła jedynie głową. Wciąż nie była w stanie przełożyć swoich wrażeń na słowa. Alani tym czasem poprowadził ją między rzędami ławek w kierunku sceny, wspięli się po małych schodkach w górę i oszołomiona Rella stanęła na wyślizganych przez niezliczone buty deskach sceny. Mogła nawet dotknąć niesamowitej, błyszczącej od złota kurtyny, weszła nawet za nią i ujrzała nad swoją głową rzędy płócien z dekoracjami, podwieszonych na linkach u sufitu. Płótno, tektura i farba... niby te same materiały, z których korzystali oni, a jednak...
Przemknęli pomiędzy kulisami i zagłębili się w labiryncie wąskich korytarzy, rozbrzmiewających od ludzkich głosów. Wreszcie mężczyzna zatrzymał się przed jakimiś drzwiami. Zapukał.
-Nie wchodzić, na wszystkie zastępy piekielne! – odezwał się rozeźlony kobiecy głos.
-Sesir, to ja, Alani.
-Ach. Wejdź – w głosie pobrzmiewała teraz ulga. – Myślałam, że to ten obleśny stary wieprz...
Alani nacisnął klamkę i oboje znaleźli się w małym pokoju, najwyraźniej garderobie, bo jedną z jego ścian zajmowało lustro, pod sufitem wisiały zaś rzędy sukien. Przed lustrem siedziała kobieta, wysoka szatynka o dojrzałej urodzie. Rella z zaskoczeniem stwierdziła, że wspaniała, obszyta perłami suknie, którą kobieta miała na sobie, była kostiumem Femie.
-Widzę, że nie jesteś sam – stwierdziła aktorka, odwracając się. Połowa jej twarzy nadal pokryta była białym pudrem, jedno oko mocno podkreślone tuszem, usta karminowe od szminki. – Hmmm, niebrzydka ta mała – stwierdziła, zlustrowawszy Rellę. – Masz niezły gust.
Zdziwiona dziewczyna stała z otwartymi ustami.
-Nic się przed tobą nie ukryje, Sesir – odrzekł Alani.
-Nie, nie ukryje. Twoi towarzysze myślą, że przerzuciłeś się na chłopców? A ty, mała – kobieta wstała i podeszła do Relli – pierwszy raz widzisz kobietę-aktora, mam rację? Widzę, że mam. Matko, przeklęte przesądy... Skoro ją tu przyprowadziłeś – zwróciła się na powrót do mężczyzny - podejrzewam, że ma też talent?
-Owszem.
-No, mała, chciałabyś tu zostać? Uczyć się ode mnie? Grać na prawdziwej scenie.
-Ja? – dziewczyna nie rozumiała do końca, o co właściwie chodzi. Prawdziwy teatr, ona, ta kobieta... Czyżby Alani zaplanował coś bez jej zgody? Zamierzał zostawić ją samą?
-Tak, ty. Nie chcesz zmarnować sobie życia włócząc się po świecie, tak, jak ten idiota, prawda?
-Ale... – spojrzała na Alaniego, potem na Sesir i znów na Alaniego.
-Spokojnie – mężczyzna przybył jej z pomocą. – Sesir, skarbie, to poważna decyzja, lepiej, żeby Rella podjęła ją po namyśle.
-Oczywiście – zgodziła się aktorka, siadając przed lustrem i kontynuując zmywanie makijażu. – Masz coś dla mnie?
-Tak – wyjął zza poły kurtki obwiązany sznurkiem pakunek i podał kobiecie. – A ty?
-Wiadomość tylko dla twoich uszu. Wyjdź, Rella – poleciła, a widząc, że dziewczyna się waha, dodała – nie obawiaj się, jestem ostatnią osobą, z jaką mężczyzna mógłby zdradzić swoją ukochaną. Więc, proszę, zostaw nas na chwilę samych.
Kiwnęła głową i zamknęła za sobą drzwi garderoby. Oparta o nie, nasłuchiwała, lecz żaden dźwięk nie dobiegł jej uszu. O czymkolwiek rozmawiali, zniżyli głosy tak bardzo, że nie była w stanie usłyszeć najmniejszego szmeru. Jak długo stała, w mrocznym, pachnącym naftaliną, kurzem i tanimi perfumami korytarzu, nie wiedziała, zamknęła bowiem oczy, przywołując obrazy z przedstawienia. Potem nałożyła się na nie twarz Sesir. Jej usta poruszały się bezgłośnie, lecz dziewczyna mogła z ich ruchu wyczytać każde słowo: „Chciałabyś tu zostać?”
Wreszcie ktoś nacisnął klamkę. Dziewczyna wzdrygnęła się, obudzona z półsnu.
-Już po wszystkim – Alani położył dłoń na jej głowie, mierzwiąc palcami włosy. – możemy wracać. Cieszę się, że byłaś cierpliwa.
-Ufam ci – powiedziała i z radością ujrzała, że na jego twarzy pojawia się uśmiech. Przytulona do jego ramienia opuściła budynek. W wieczornym mroku i w tłumie wielkiego miasta nikt nie zwracał na nich uwagi. Przemierzając wraz z kochankiem ulice Salise, czuła się szczęśliwa, choć jej serce łomotało pełne niepokoju, świeżo przebudzonych wątpliwości i nadziei.
***
Smukły palec musnął policzek mężczyzny. Gest był niemal pieszczotliwy, lecz mężczyzna nie mógł poczuć tej pieszczoty. Był martwy, jego wykrzywiona w grymasie cierpienia twarz zaczynała już sztywnieć, lecz krew nadal wypływała z oczu, uszu, nosa i ust, nadal ciepła, jakby tłoczące ją serce wciąż jeszcze biło. Czerwony płyn spływał z palca czarnowłosego, który przez moment przyglądał się, jak krew ścieka w dół jego dłoni. Znał krew, wiedział o niej wszystko, lecz nigdy nie miał dość jej widoku. Krew, cudowna ciecz, utożsamiana z życiem, w rzeczywistości przenosząca informacje o tym, jak wygląda i jak funkcjonuje ciało. Bez niej organizm przestawał pracować, serce zamierało, a oczy gasły. Krew nie była esencją życia, leczy była jednym z jego najważniejszych składników. Krew była źródłem strachu i fascynacji, a tacy jak on umieli z tego korzystać. Czarnowłosy powoli oblizał palec. Płyn miał słony, metaliczny smak, smak życia i smak śmierci zarazem.
Żałował, że jego ofiara musiała zginać w tak niepraktyczny sposób. Krew zmarnowała się, wypływając otworami ciała i porami skóry. A jednak zmarły miał jej w sobie jeszcze dość. Sprawnym ruchem czarnowłosy wbił w tętnicę szyjną igłę połączoną z butelką. Naczynie napełniło się błyskawicznie.
Taka ilość powinna wystarczyć na dość długo. Nim krew się skończy, on osiągnie już swój cel. Rozciągając blade, wąskie wargi w uśmiechu, mężczyzna schował butelkę do zawieszonej na pasku torby i spokojnie ruszył w kierunku drzwi. Strażnicy nadal bezmyślnie patrzyli w przestrzeń. Gdy ockną się z transu zaczną szukać zabójcy, ale żaden z nich nie będzie mógł przypomnieć sobie twarzy ostatniej osoby, która odwiedziła Mistrza.
***
Kyle przeciągnął się. Wczorajsza „lekcja” trwała długo, trochę zbyt długo jak na jego gust. Miał uczucie, że zmarnował cały poprzedni dzień.
Tym razem śniadanie zjadł w pośpiechu i wymknął się, nim ktokolwiek z jego towarzyszy zdążył obudzić się i spytać, gdzie się wybiera. Dziś towarzystwo aktorów było ostatnią rzeczą, której sobie życzył.
Znalezienie budynku okazało się większym problemem, niż przypuszczał. Dzielnica, w której od lat osiedlali się magowie, a obok nich spragnieni wrażeń i liczący na towarzyskie sukcesy bogacze, była znana wszystkim mieszkańcom Salise, lecz nikt nie umiał wskazać domu zamieszkanego przez Maruna Kero. Kyle dobrą godzinę błądził w wąskich uliczkach pomiędzy strzelistymi domami dawnych i obecnych magów, ruderami alchemików i skrybów, małymi sklepikami oferującymi napoje miłosne i talizmany, bibliotekami i przesadnie zdobionymi rezydencjami bogaczy. W końcu zatrzymał się, widząc zbiegowisko przed jednym z budynków. Strażnicy otaczali drzwi wejściowe, odgradzając je od tłumu gapiów. Dwie kobiety, wyglądające na służące, szeptem wymieniały między sobą uwagi. Kyle przysunął się bliżej by, opierając się o mur pobliskiego domu, móc słyszeć, o czym rozmawiają. Z, na wpół zagłuszonych gwarem i stukotem końskich kopyta na pobliskiej uliczce, słów kobiet wyłowił informację, która sprawiła, że po jego karku przebiegł dres
zcz. Właściciel domu, mag nazwiskiem Kero został zamordowany uprzedniego wieczora. Dopiero przed kilkoma godzinami znaleziono jego ciało, rozszarpane podobno potężnymi szponami jakiejś bestii. Obie służące były pewne, że to jakiś potężny mag zemścił się w ten sposób na mistrzu Kero lub jeszcze gorzej, – że zabiło go coś, co sam nieopatrznie przywołał. Zgadzały się w jednym – magia to niebezpieczna sprawa i żaden przyzwoity człowiek nie powinien zadawać się z magami.
Niezależnie od tego, ile szczegółów z tak perwersyjną przyjemnością wytłuszczonych przez kobiety, było prawdziwych, Kyle pewien był jednego – człowiek, z którym miał nawiązać kontakt, najpotężniejszy oficjalnie działający mag w Salise został zabity. To oznaczało, że chłopak nie miał, dokąd się udać, co nie było przyjemnym wnioskiem, zwłaszcza w połączeniu z perspektywą zostania dopędzonym przez rudowłosego mordercę.
Po chwili namysłu Kyle prześlizgnął się między tłumem i stanął naprzeciw szerokich, białych schodów, prowadzących do domu Mistrza Maruna Kero. Mag nie zdecydował się na zajęcie jednej ze starożytnych budowli, zadawalając się kamienicą w imperialnym stylu, której zadbana fasada świadczyła o zamożności właściciela. Pomoc urzędnikom Dahaki musiała być intratnym zajęciem, nawet jeśli wiązała się ze ściganiem innych magów, może nawet dawnych kolegów. Może to któryś z nich zemścił się, na Kero, nieświadomy, że Mistrz działał na dwa fronty. Cóż za ironia... Chłopak zamknął oczy, próbując sięgnąć do prądów dzikiej magii. Każda wskazówka, nawet pozyskana z tak niepewnego i kapryśnego źródła, mogła być teraz przydatna.
Mrok. Jasna tafla jakieś dwieście metrów od niego musiała być zwierciadłem. Dookoła niej zastygły smugi mocy, zaklęcie użyte nie dość dawno, by ostatecznie się rozpłynąć, lecz wystarczająco dawno, by uniemożliwiało to jego identyfikację. Czar, który zabił Kero czy ten, którym mag próbował się bronić? A może oba, przemieszane między sobą? Prądy nie chciały zdradzić mu tej informacji.
Zamiast wrócić do rzeczywistości, Kyle skupił się mocniej. Ciekaw był, jak wygląda ciało. Czasem udawała mu się sztuka widzenia odległych miejsc, do której inny mag potrzebowałby zwierciadła i kadzideł. Tym razem jednak nie miał nawet okazji sprawdzić, czy udałaby mu się ta sztuka. Ostry ból przeszył jego głowę i chłopak upadł na kolana. Skołowany, ledwo uświadomił sobie, że tłum rozstąpił się wokoło niego i że kilka mieczy wycelowało w jego szyję.
-To mag – usłyszał kobiecy głos. – ponad wszelką wątpliwość mag.
-Zabić go, Lady Vlaiar? – padło pytanie, zapewne ze strony jakiegoś strażnika.
Kyle zdążył już na tyle uspokoić zmieszane zmysły, by ujrzeć stojącą nad sobą, odzianą w zbroję kobietę. Trzymała w dłoni żarzący się od magii miecz. „Niebieski kamień...” – przemknęło chłopcu przez myśl. Moc emanująca z ostrza i z wprawionego w rękojeść klejnotu utrzymywała go na granicy między transem, a rzeczywistością.
-Nie, do cholery. Jeśli to zwykły talent – kobieta zmrużyła oczy, jakby nie do końca wierzyła w swoje słowa. – może nam się przydać. Zabierzcie go.
„To koniec” – myślał Kyle, gdy żołnierze prowadzili go ulicami Salise. Miecz kobiety cały czas znajdował się na tyle blisko jego szyi, by stanowić realne zagrożenie. Nawet, gdyby jakimś cudem udało mu się uniknąć go i sięgnąć do prądów... Mógłby zabić Łowczynię, ale kto wie, ilu takich jak ona przebywało w Salise? Nim by się obejrzał, byłby już martwy. Zmarnowana szansa... Zmarnowane starania czternastu lat, śmierć wielu ludzi... Kyle parsknął śmiechem. Wybraniec, Źródło... Martwy przez własną głupotę...
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 09 2011 20:48:13
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Kethry (Brak e-maila) 22:43 15-12-2004
ja juz sie rozpisywalam w mailu na temat tego opa, ale tym razem to dla reszty swiata : swietne opo. bardzo ciekawe, z dokladnie, szczegolowo przemyslanym swiatem. interesujace postaci - zapowiadaja sie na niejednowymiarowe. wielowatkowosc, ktorej tak czesto mi brak, w tym co czytam - i to nie powierzchowna. naprawde naprawde, jestem urzeczona tym opkiem i chce koniecznie dalszego ciagu
(Brak e-maila) 19:27 27-04-2005
fajne
nefer (Brak e-maila) 17:01 07-12-2005
bardzo ciekawie napisane chciałabym poznać ciąg dalszy
(ostrygiwwinie@gazeta.pl) 18:15 17-10-2006
Podoba mi się. Może i nie jestem ekspertem w dziedzinie takiej literatury (fantasy itp), ale nie wydajeą mi się Twoje opowiadania gorsze, raczej znacznie lepsze, od większości tego, co serwują wydawnictwa i księgarnie. Zarówno pod względem języka, struktury i fabuły. Czekam na więcej i pozdrawiam..
Davey (Brak e-maila) 17:38 02-02-2007
Te wszechobecne absoluty i wyolbrzymienia są trochę śmieszne. Plus motyw z Wybrańcem, który wszystkich zbawi albo nie, blabla...
Fabuła totalnie leży.
Poza tym trochę błędów interpunkcyjnych i powtórzeń, ale ogólnie piszesz całkiem przyzwoitym językiem.
No coz, może twoje inne opowiadania prezentują się lepiej.
An-Nah (Brak e-maila) 15:41 25-02-2007
Hmmm, nie przypominam sobie, żebym pisąła gdzieś o absolutach ani o zbawianiu... Owszem, historia dawno zarzucona (nieco żałuję), ale mimo wsyzstko wiem, co napisałam i co planowałam napisać i naprawdę ani absolutu, ani zbawiania sobie nie przypominam. "Wybrańca" i owszem, tylko... aaaa, tam, co ja się będę kłucić o prawdziwy sens tego "wybrańca"... było, minęło.
Anloquen (Brak e-maila) 18:02 13-10-2007
Na razie przeczytałam 1 część i byłam zachwycona do momentu przeczytania ostatniego zdania. Grzmot rozlegający się w strasznych momentach to motyw tak zgrany, że nawet już nie śmieszy w parodiach. Ale nie zrażona czytam dalej, bo historia jest raczej niezła.
Anloquen (Brak e-maila) 20:06 13-10-2007
Druga uwaga - cała 3 część, motyw ze strzygą i przede wszystkim z antagonizmem ludzie-elfy bardzo mocno pachnie Sapkowskim, naprawdę bardzo bardzo (czy w Polsce już nikt nie pisze fantasy nie będącego wariacjami na temat jego twórczości?)
Ale niezrażona czekam na dalsze części, bo nadal twierdzę, że historia jest raczej niezła.
svev (Brak e-maila) 22:33 01-12-2007
Opowiadanko świetne. A uwagi krytyczne calkiem nietrafione. Pojawianie się w nurce fantasy tak topicznych wątków jak "wybraniec", walki z rożnymi potworami, zadania i próby itd. to chyba coś normalnego, a zarzucananie ich wykorzystania to jak zarzucanie, że książkea ma pocżatek i koniec.
Nie wiem, jak można zarzucić , że fabula leży. Stoi i ma się calkiem dobrze!
No i fajnie byłoby, gdybys jednak dokonczyła.. eh nie wiadomo, co dzieje się z Kylem i Lehanem...
Anloquen (Brak e-maila) 23:44 06-11-2008
Svev-ok, ale chodzi mi także o styl, scenerię i przede wszystkim o elfy. Tylko u Sapkowskiego ich sytuacja wyglądała tak niewesoło,w każdym innym świecie są czyściochami panującymi nad lasem, wyposażonymi w piękne głosy i absolutnie pozbawionymi słabości. |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|