The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 19 2024 09:51:01   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
The pirates 1
Olbrzymi trójmasztowiec majestatycznie wpływał do małego, rzadko odwiedzanego portu. Ludzie, którzy nie byli zajęci w tej chwili ważnymi sprawunkami odwrócili głowy w jego stronę bądź podeszli bliżej oceanu. Nawet znawcy statków byli zachwyceni tym widokiem, ale jedynie kilku z nich wiedziało, do kogo należała ta wspaniała Syrena.
Dziób fregaty* stanowiła postać półnagiej kobiety, która w ręce trzymała wykonaną i wykutą z metalu latarnię. Dalsza część jej ciała była ogonem ryby przekształcającej się dalej w burty statku.
Cały trójmasztowiec był we wspaniałej kondycji. Każdy fragment lśnił czysty i wypolerowany. Kapitan bardzo dbał o swoją własność i wszystkiego zawsze sam pilnował. Nigdy nie powierzał doglądania statku innym ludziom i zajmował się tym osobiście. Codziennie przed śniadaniem wyruszał na obchód i sprawdzał jego stan. Wtedy dopiero wydawał ludziom odpowiednie rozkazy, a także rozdzielał pracę pomiędzy żeglarzami.
Fregata zatrzymała się w jednym z portowych doków nadmorskiego miasteczka. Gdy tylko kotwica została zrzucona na dno, marynarze przerzucili przez burtę trap i rozpoczęli wyładunek towarów przeznaczonych na sprzedaż. Na zejściu zaroiło się od ludzi pracujących na statku, a na końcu na brzegu znalazł się sam kapitan Syreny. Żupan zarzucony na białą koszulę ze zdobionym kołnierzem sięgał mu aż do połowy ud. Wzory wyhaftowane na niebieskim materiale były złotą i srebrną nicią. Spodnie natomiast miały ciemniejszy odcień i wpadały w granat. Jego długie blond włosy rozwiewały podmuchy wiatru, które nie były targane na wszystkie strony tylko, dlatego, że na nich był ciemnogranatowy kapelusz z dwoma piórami. Jedno z nich niebieskie, a drugie białe jak śnieg.
Mężczyzna stanął na drewnianym molo, a jego rysy twarzy rozluźniły się. Po chwili uśmiechnął się delikatnie i odwrócił w stronę statku. Zagwizdał głośno i już za moment na jego ramieniu pojawiła się dorodna, bardzo kolorowa papuga z rodziny kakadu. Zaskrzeczała przyjaźnie i dziobnęła właściciela w ucho. Odwróciła potem łepek i spojrzał na niego bystrze.
Kapitan potarmosił jej piórka na główce, po czym odleciała, a on skierował się w stronę tawerny. W międzyczasie jego ludzie rozładowywali zawartość statku i sprzedawali zdobycze z najazdów. Wszedł do karczmy i usiadł koło baru. Zamówił sobie kufel piwa i odwrócił się w kierunku usługujących w tawernie dziewcząt. Przyglądał się im, ale na koniec skrzywił się jedynie. Żadna nie była na tyle ładna, by się o nią starać. Westchnął później i wypił połowę płynu jednym haustem. Zagadał do grubego barmana stojącego za ladą. Od niego dowiedział się, że w okolicy zwiększyły się patrole hiszpańskich statków kontrolujących te wody. Zaklął siarczyście i dopił swój kufel. Wyszedł stamtąd i skierował się na swój trójmasztowiec. Wkroczył na pokład i złapał kwatermistrza.
-Zatrudnij kilku ludzi. Mają się znać na rzeczy. Muszą umieć posłużyć się szablą, a także nie mogą się obijać. Znajdź kogoś, komu będzie można powierzyć dużo obowiązków.- Powiedział do niego i skierował się do swojej kajuty. Wszedł do środka i zamknął drzwi od środka. Zdjął kapelusz i rozpiął kilka guzików koszuli. Siadł wygodnie na krześle przy biurku i otworzył butelkę czerwonego wina stojącą obok kałamarza z piórem do pisania. Nalał sobie kieliszek i postawił ja na poprzednim miejscu. Nogi podniósł i położył na blacie wyciągając się. Westchnął ciężko i zaczął myśleć o trasie kolejnej morskiej wyprawy. Po chwili rozwinął mapę i zaczął analizować narysowane linie. Dokładnie odczytywał szerokości i długości geograficzne z niej i zastanawiał się jak popłynąć tym razem.
Moment później na jego usta wypłynął uśmiech. Nie miał nic teraz do roboty to, czemu nie spróbować? Będzie musiał tylko nadrobić trochę drogi, do Kalias, bo na tej trasie dużo jest statków hiszpańskich i angielskich. Kapitan nie chciał ryzykować otwartej walki. Chociaż był wspaniałym aktorem i niejednokrotnie już oszukał marynarzy europejskich królów, a takie oszustwa często kończyły się jego znacznym wzbogaceniem.
Samuel pociągnął łyka z kieliszka i rozwiązał rzemyk w woreczku na swojej szyi. Wyciągnął z niego malutką mapkę i ułożył ją na większej. Po raz chyba tysięczny próbował ją dopasować do linii brzegowych na większej, przedstawiającej świat. Jednak jak zawsze jego wysiłki spełzły na niczym. Przedstawiała ona teren, na którym zaznaczony był krzyżykiem jakiś punkt. Droga do niego stanowiła przerywaną linię narysowaną odręcznie.
-Kapitanie! Znalazłem kilkunastu. Może wybierzesz wśród nich sam?- Bez pukania do kajuty wszedł kwatermistrz. Sam bardzo szybko schował mapkę z powrotem i odwrócił głowę w stronę intruza.
-Ted, jeszcze raz wejdziesz do mojej kajuty bez pukania, a pożegnaj się z życiem. Gdybyś nie był tak dobry w swojej robocie, wysadziłbym cię na najbliższym brzegu, gdzie mogliby cię zgarnąć.- Odpowiedział wściekły mężczyzna i wyszedł z pomieszczenia nie oglądając się za siebie. Stanął na mostku i spojrzał na ludzi, których znalazł jego podwładny. Zszedł do nich po chwili i zaczął się im dokładnie przyglądać. Byli to głównie młodzi chłopcy. Sam uśmiechnął się pod nosem i pomyślał, że przecież w tak małym miasteczku pirackim nikogo innego by się nie zatrudniło.
Kapitan podszedł do każdego z osobna i zajrzał im w twarze. Niektórych już od pierwszego wejrzenia znielubił i kazał im się zmywać ze swojego statku. Nie chciał mieć na pokładzie osób, których nie mógłby znieść.
Samuel podszedł do ostatniego chłopaka w szeregu i spojrzał mu w twarz. Miał duże, zielone oczy i krótkie, sięgające ucha platynowo blond włosy. Był jednak niewysokiego wzrostu, przez co wyglądał prawie na dziecko.
-Chłopcze, pływałeś już na jakimś statku tak w ogóle?- Zapytał z ironia podnosząc podbródek chłopaka do góry.
-Oczywiście, że tak... Panie kapitanie- Odparł młody ze złością, ale w ostatniej chwili zreflektował się i uspokoił. Bardzo zależało mu na tej pracy i nie chciał tracić w oczach tego człowieka. Kapitan tak intensywnie się wpatrywał w chłopaka, że ten zarumienił się i odwrócił wzrok.
Samuel widząc nieśmiałość małego zaśmiał się, ale puścił go. Odszedł od nowych marynarzy. Po schodkach dotarł na mostek i odwrócił się do wszystkich marynarzy.
-Wypływamy o wschodzie słońca. A wy...- Zwrócił się do ludzi znalezionych przez Teda.- Przejdziecie swój chrzest bojowy. Nasza trasa prowadzi przez Dorkam. Chyba wiecie, co to znaczy? Będziemy brać udział w bitwie. Przygotujcie się dobrze. A dzisiaj wyczyśćcie pokład i przygotujcie posiłek. Podzielcie się między sobą.- Skończył i wszedł do swojej kajuty nie czekając na zgodę. Wiedział, że żaden z jego ludzi nie ośmieli się nie wykonać jego rozkazu. A nowi.. No cóż.. Jak będą podskakiwać to pozostali ich utemperują.
Samuel zdjął swój żupan i położył się na swojej koi. Leżąc nabił sobie fajkę i zapalił ją. Postanowił odpocząć chociaż chwilę, gdyż, kiedy tylko słońce ma się pokazać na horyzoncie z samego rana wypływają. A jako kapitan musi być przytomny i wyspany. Na szczęście nie potrzebował wiele snu, aby zregenerować swoje siły.

Kyle rozcierał zmęczone ramiona po popołudniu pełnym pracy. Nie rozpaczał jednak nad sobą. Cieszył się, że pomimo swojego wyglądu i postury kapitan dał mu szansę. Jednakże na samą myśl o tym wysokim mężczyźnie na jego twarzy wykwitły rumieńce. Nie znosił jak ktoś brał go za dziecko i jeszcze tak traktował. Miał już przecież swoje osiemnaście lat, a kilka ostatnich spędził wyłącznie na morzu.
Chłopak wszedł na koję i zasnął. Jak zawsze śnił o wielkich przestrzeniach oceanu, po których można pływać bez końca. Obudził się jednak już po kilku godzinach, gdy inni marynarze zaczęli bić w dzwon, którego dźwięk ogłaszał wypłynięcie z portu. Uśmiechnął się promiennie. Wreszcie będzie mógł rozpocząć swe życie na nowo. Tym razem jednak jako osoba wyjęta spod prawa. Jako pirat. Jako pirat na słynnej Syrenie, na statku znanym w całej Europie.



***



Dni na statku szybko mijają, gdy są pełne pracy. Kyle nie liczył już ich. Zajmował się tym, czego oczekiwano od niego, a co jakiś czas kapitan zapraszał go do siebie do kajuty jak każdego członka załogi. Do tej pory starał się, aby nikt nie miał żadnych zastrzeżeń do tego, co robi. Chciał, aby wszystko, za co się zabrał zostało zakończone. Dzięki swojej pracowitości zdobył sympatię kilku starszych marynarzy, a jedyne, czego nie mógł znieść to spojrzenia załogi. Na jego szczęście tylko na niektóre z nich zmuszony był odpowiadać rumieńcem. Kyle wiedział, że jest ładny, ale nie znosił, gdy inni mu to wytykali. Pozostałe zaś z nich były mieszaniną ciekawości, zazdrości i kpiny.
Samuel był bardzo zadowolony z nowych chłopców. Nie tylko byli pracowici i posłuszni, ale także umieli nieźle władać bronią. Nawet ten mały. Jego najbardziej polubił. Wiedział, że Kyle nie znosi jego obecności i spojrzeń, więc na złość przebywał w jego pobliżu. Uwielbiał patrzeć jak on się denerwuje.
Niedawno zaczął się nawet odzywać do Sama. Nie były to, co prawda rozbudowane wypowiedzi, ale mężczyzna uznał, że i tak chłopiec zrobił duże postępy.
Kapitan nigdy nie trzymał na swym statku osób, których nie lubił. Jeżeli ktokolwiek zalazł mu za skórę musiał się pożegnać z resztą załogi. A ktoś taki nie mógł już wrócić na pokład Syreny. Dlatego też zawsze starał się poznać jak najlepiej wszystkich ludzi, którzy przebywali u niego na statku, a w szczególności interesował się nowymi.
Samuel jak zawsze zapraszał ich na rozmowę do swojej kajuty. Chciał dowiedzieć się więcej o nich. Kyle był już ostatnim. Chłopak wszedł do środka i usiadł na krześle wskazanym przez mężczyznę. Od wejścia nie wymówił nawet jednego słowa. Schylił tylko bardzo nisko głowę i przyglądał się czubkom swoich butów. Och.. Jakie one interesujące.
-No Kyle, opowiedz mi cos o sobie. Gdzie mieszkałeś, co robiłeś, ile i czy w ogóle na statku już kiedyś pracowałeś?- Zapytał drażniąc się z chłopakiem Samuel przerywając panującą ciszę.- Możesz być pewien, że nic z naszej rozmowy nie wyjdzie poza te drzwi.- Zamilkł oczekując na odpowiedź Kyle'a.
-Urodziłem się w Istor. A jak zapewne wiesz, panie kapitanie, jest to miasto portowe. Od najmłodszych lat mój ojciec zabierał mnie na swój statek i przyuczał do żeglugi. Znam morze i umiem odczytywać jego znaki bardzo dobrze. Nic innego w życiu nie robiłem.- Odpowiedział chłopak i spojrzał wyzywająco na mężczyznę.
Na widok wzroku młodzieńca Samuel roześmiał się.
-No a teraz powiedz mi, spałeś kiedyś z kobietą?- Zapytał i spojrzał na niego spod oka.
-Tak, oczywiście.- Odpowiedział Kyle, a jego twarz pokryła się zdradzieckim szkarłatem.
-Dobra, wracaj do pracy. A potem kładź się spać, bo jutro zawijamy do portu w Tule.

Port w Tule był spory, dzięki czemu wiele statków się w nim mieściło. Większość z nich miała hiszpańskie czy też angielskie bandery. Syrena także miała ją zmienioną dzisiejszego dnia. Miała niebiesko czerwonobiałą barwę i udawała statek wyspiarski. Nie wolno przecież wpływać z piracką flagą. Na dodatek jeszcze w okolicy kursuje wiele statków Ich Wysokości. Nie ma potrzeby ryzykować. Marynarze zrzucili trap i zeszli na brzeg.
Samuel jak zawsze wysiadł ze statku i skierował się do tawerny. Rozejrzał się po jej wnętrzu i uśmiechnął od razu. Ta gospoda była sławna na świecie, a to za sprawą obsługi, jaka miała tu swoje dyżury.
Kapitan podszedł do barmana i zamówił kufel najlepszego piwa i kilka butelek czerwonego wina. Gdy dostał te drugie podszedł do jednego ze swoich ludzi i kazał mu ich pilnować do póki nie wróci.
Tawerna jak zawsze była pełna ludzi. Niezwykłe w niej było to, że nie tylko kobiety mogły w niej pracować. Pomiędzy stołami chodzili także młodzi chłopcy. Samuel widząc ich siadł przy drewnianym blacie i skinął na jednego z nich. Nakazał mu przynieść jego piwo z baru i dbać o to, aby płynu w naczyniu nie zabrakło.
Kiedy chłopak odchodził, kapitan patrzył na niego ukradkiem. Młodzieniec był raczej średniego wzrostu. Jego głowę pokrywały krótkie, brązowe włosy sięgające karku. Największą uwagę jednak Samuel zwrócił na jego oczy. Były bardzo duże i o barwie orzecha włoskiego. Poruszał się jak kot pomiędzy stolikami manewrując z tacą pełną trunków. Przed piratem postawił jeden z największych kufli i poszedł roznieść pozostałe. Sam w tym czasie wypijał jak najszybciej swoje piwo i już za moment nie było po nim śladu.
Chłopak tego nie zauważył, dopiero ponaglające skinienie mężczyzny przypomniało mu, że ten życzył sobie dolewek. Śmignął do baru po kolejną porcję i przyniósł Samuelowi jego napój. Młodzieniec został jednak zatrzymany przez niego.
-Jak masz na imię i ile bierzesz?- Zapytał bez żadnych wstępów patrzą mu w oczy.
-Jestem Rick, a za całą noc będzie 10 kapli*.- Odpowiedział chłopak.
-Dobrze, zaraz porozmawiam z barmanem, ale czuj się, że masz zajętą noc.- Uśmiechnął się do niego i machnął ręka na znak, że może sobie już pójść.

Kyle skończył wcześniej rozładowywać swoją działkę. Poszedł, więc do miasta się przejść. Tule nie było duże, a port zajmował jego większą część. Chłopak mijał po drodze wiele domów. Niektóre były wielkie i bardzo zadbane, zaś inne, w pewnej odległości od pozostałych małe i zrujnowane. Ludzie chodzili ubrani w luźne kolorowe szaty, często przepasane opaskami wyszywanymi złotymi bądź srebrnymi nićmi.
Młody chodził po mieście podziwiając jego urodę. Wśród budynków zauważył nagle tawernę. Wszedł do środka i rozejrzał się po sali pełnej gości. Jego uwagę zwróciła jednak tylko jedna osoba. Samuel siedział przy stoliku dopijając piwo. Podniósł rękę, aby mu pomachać, że już do niego idzie, ale w tej chwili kapitan skinął na chłopaka z baru. Tamten przyniósł mu zamówiony trunek. Ku zdziwieniu młodego Sam złapał go za rękę i zapytał o coś przyciszonym głosem.
Kyle opuścił powoli rękę i podszedł do baru. Zwrócił się do właściciela tego przybytku.
-Przepraszam, kim jest ten brązowowłosy chłopak?- Zapytał siląc się na obojętność.
-On? To jest Rick, ale masz pecha, jest już zajęty na noc. Gdybyś przyszedł chwilę wcześniej... Ale może któryś z pozostałych?- Wskazał ręka na innych młodzieńców, ale Kyle nawet nie zaszczycił ich spojrzeniem. Wstał od lady i wyszedł z tawerny nie odwracając się za siebie. Wrócił na statek i położył się na swojej koi. Odwrócił się do ściany i zaczął rozmyślać. Nie wiedział, że Samuel był taki jak on. Tylko, dlaczego nic mu nie powiedział? Przecież tyle razy sam powtarzał, że chce być przyjacielem, a przecież przyjaciele mówią sobie o wszystkim. Nie wiedział, kiedy zmęczony zasnął.

Sam czekał w swojej kajucie, aż do środka wejdzie Kyle. Chciał z nim porozmawiać. Tak jak przyjaciel z przyjacielem. Od pobytu w Tule młody unikał go i nie chciał z nim rozmawiać, wręcz zaczął go ignorować. Aby wyjaśnić całą sytuację zaprosił chłopaka do swojej kajuty na pogawędkę. Nie znosił, gdy którykolwiek członek załogi nie zwracał na niego uwagi, a co dopiero sam Kyle.
Kapitan otworzył butelkę czerwonego wina i nalał płynu do dwóch kieliszków. Po chwili drzwi się otworzyły i wszedł spodziewany gość. Mężczyzna wstał i ze zdziwieniem zauważył, że policzki młodego są jeszcze mokre od łez.
-Kyle, co się stało? Czemu płaczesz?- Zapytał z wielką troską.
-Nic... Tak po prostu... Nie przejmuj się mną...- Powiedział i spróbował wyrwać swoją twarz z dużych i silnych dłoni Samuela. -Puść mnie...
-O nie mój mały. Nie pozwolę ci teraz uciec.- Mężczyzna przyciągnął Kyle'a do siebie i mocno przytulił. Czując jego drżenie nie mógł się już opanować. Te ostatnie dni, gdy chłopak się nie odzywał były dla niego ciężką próbą. Samuel podniósł go szybko i nie zwracając uwagi na protesty, położył go na łóżku i zerwał z niego koszulę.
-Sam... Nie! Przestań! Nie rób tego!- Krzyczał Kyle, a jego oczy natychmiast zapełniły się łzami. Próbował odepchnąć od siebie mężczyznę, ale był na to zbyt słaby. Wkrótce mógł tylko cichutko wyrażać swój sprzeciw.
Samuel zdawał się nie słyszeć słów chłopaka. Zaczął całować najpierw jego twarz, a później całe ciało. Nie panował już nad swoimi emocjami, a czerwone wino, które było w jego krwi wcale nie poprawiało sytuacji.
Kyle krzyknął cicho, gdy starszy wszedł w niego. Nie miał już siły opierać się Samowi. Był wyczerpany i czuł wielki ból. To był jego pierwszy raz nie tylko z mężczyzną, ale w ogóle z drugim człowiekiem. Dlaczego to musi odbywać się w taki sposób- załkał w myślach, bo nie miał aż tylu zwykłych łez, aby teraz je uwolnić. Nie miał już siły, aby czuć cokolwiek oprócz tego przejmującego bólu.
Już niedługo jednak mężczyzna skończył robotę i wyszedł z niego. Nie minęła nawet sekunda jak Samuel padł nieprzytomny.
Kyle spojrzał na mężczyznę.
-Sam?- Zaniepokoił się brakiem odpowiedzi, więc spróbował wstać z łóżka. Opadł jednak bezsilnie na poduszki. Nie zauważył nawet, gdy i on stracił kontakt z rzeczywistością.

Samuela obudziło bardzo głośne pukanie do drzwi. Otworzył powoli oczy i podniósł się do siadu. Rozejrzał się leniwie dookoła i zamarł ze zgrozy.
-Idź sobie Ted, będę na mostku za jakieś pół godziny. Obudź teraz resztę i przygotuj statek!- Krzyknął do dobijającego się kwatermistrza.
-Wszyscy już wstali Sam, tylko Kyle'a nigdzie znaleźć nie możemy. Zniknął gdzieś.
-Dobra, poszukam go, ale to za trochę, a teraz daj mi spokój!- Starał się nie dać znać po sobie, że wpadł w panikę.
Kyle nie wyglądał zbyt dobrze. Był nieprzytomny, a kiedy się obudzi pewnie nie będzie mógł ani siedzieć ani chodzić. Na prześcieradle widniały ślady krwi młodego. Sam wstał i podszedł do posłania.
-Kyle? Obudź się! Błagam! Przepraszam cię, nie chciałem tego! Wybacz mi!- Krzyczał szeptem, aby nikt nie przybiegł do jego kajuty. Przestraszony nie na żarty zerwał się i wyciągnął miednicę z wodą. Zamoczył w niej kawałek znalezionej szmatki i przetarł twarz Kyle'a. Niestety to nic nie pomogło. Wziął, więc z szafki czysty kieliszek, nabrał do niego płynu i wylał na nieprzytomnego.
Młody pomrugał trochę, a później całkiem otworzył oczy. Widząc Samuela tuż przy sobie spróbował wstać, ale opadł z powrotem na pościel z głośnym sykiem, a w jego oczach pojawiły się łzy. Zacisnął powieki i jęknął z bólu.
-Sam, czemu to zrobiłeś? Czemu musiałeś zniszczyć naszą przyjaźń? I to jeszcze w taki sposób?!
-Kyle... Ja.. Ja przepraszam. Nie chciałem tego, poniosło mnie. Wybaczysz mi?
-Nie wiem czy będę potrafił...- Odpowiedział chłopak i powoli zaczął wstawać. Cały był obolały, a w szczególności tył.
-Kyle... Ja cię kocham, błagam cię....- Powiedział Samuel z powagą.
Młody chłopak spojrzał na mężczyznę i zrobiło mu się go żal. Zdawał sobie sprawę z tego, że ten wyrządził mu ogromną krzywdę, ale wiedział jak wiele kosztują go te wypowiadane właśnie słowa przeprosin. Piraci przecież nigdy tego nie robią. Zamiast o prosić o wybaczenie zabiliby prędzej osobę, do której mieliby się z tym zwrócić.
-Wybaczę ci, ale musisz mi obiecać, że nie będziesz spał z in...- przerwał i speszony spuścił głowę. Nie chciał, aby Samuel wiedział, że był o niego zazdrosny. -Ale ja nie o tym. Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie. Nie mogłeś delikatniej? Jak ja dziś będę na statku pracować? To był mój pierwszy raz.
-Kyle, przepraszam, poniosły mnie moje żądze.- Odrzekł kapitan skruszony i ucałował dłonie siedzącego młodzieńca. Po chwili jednak roześmiał się.- Następnym razem będę z całą pewnością delikatniejszy.
Kyle zaczerwienił się straszliwie i z piskiem godnym jednego z gryzoni nakrył się prześcieradłem chcąc uciec przed od Samuela. Ten jednak nie przejął się tym zbytnio. Cieszył się bardzo, że chłopak nie jest już dłużej na niego zły i wybaczył mu jego błąd. Pierwszą myślą, jaka nawiedziła go tego ranka było to, że zniszczył wszystko to, co do tej pory udało mu się zbudować wraz z młodzieńcem. Choć nie znali się bardzo długo, te dni, które spędzili na statku razem, a także bitwy wspólnie wygrane bardzo zbliżyły ich do siebie. Często rozmawiali, śmiali się, aż wreszcie stali się wspaniałymi przyjaciółmi. Samuel nadal uwielbiał się z nim droczyć, ale teraz młody zawsze ripostował jego zaczepki i często wygrywał na słowa. Ostatnio nawet zaczął mu docinać.
Samuel wyprostował się, a Kyle dopiero teraz mógł podziwiać jego ciało. Wczoraj nie miał na to szansy, bo kapitan po prostu go zaatakował. A mężczyzna ten był wspaniale umięśniony i zbudowany proporcjonalnie. Całą skórę zaś pokrywała złota opalenizna powstała od słońca panującego nad morzami i wiatru.
-Co mi się tak przyglądasz, co?- Zapytał z chytrym uśmiechem, gdy zakładał już spodnie.
-Wcale się nie przyglądam.- Naburmuszył się Kyle, odwracając wzrok na drugą stronę kajuty i znów oblał się rumieńcem.
Samuel roześmiał się serdecznie na tą odpowiedź i reakcję młodego. Ubrał się do końca i podszedł do chłopaka.
-Połóż się, muszę cię umyć, bo sam nie dasz rady.- Powiedział do niego i zanurzył szmatkę w misce z wodą.
Kyle posłuchał go i ułożył się na pościeli leżąc na brzuchu. Samuel podszedł do niego i zaczął go myć. Gdy ręka mężczyzny schodziła poniżej krzyża napinał się cały i czerwienił mocniej. W chwili, gdy Samuel mył jego wnętrze zagryzł wargi i zacisnął pięści na prześcieradle.
Po kilku minutach kapitan skończył delikatny zabieg i ubrał Kyle'a. Wyszedł na mostek przywitać marynarzy w nowy dzień, a chłopak tymczasem przemknął się za nim niepostrzeżenie. Starał się iść w miarę normalnie i możliwie jak najszybciej, aby nikt z pozostałych członków załogi go nie zauważył.
W chwili, gdy Samuel stanął na mostku, młodzieniec przeszedł do kajut i schował się w nich. Tam też zgodnie z umową z kapitanem usiadł w jednej z beczek, aby nie łatwo byłoby go znaleźć.
Tylko jedna osoba oprócz tej dwójki zauważyła ten manewr. Nie mówiąc jednak na razie nic nikomu słuchała kapitana, a także podziału obowiązków na dzień dzisiejszy.

Kyle od tamtego pamiętnego dnia oblewał się czerwienią za każdym razem, gdy tylko wzrok Samuela zahaczał o niego. Nie znosił u siebie tej wstydliwości. Przez nią właśnie kapitan zawsze wiedział, o czym myśli, gdy na niego patrzył. A jego głowę zaprzątały ostatnio myśli dotyczące tylko Sama.
Mężczyzna był bardzo zdziwiony daną sytuacją. Nie potrafił zrozumieć sam siebie. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie czuł takiej troski o kogoś i nie miał potrzeby przebywać w czyimś towarzystwie. Teraz jednak wszystko się zmieniło. On, pirat, który jeszcze nigdy nie obawiał się niczego martwił się o bezpieczeństwo jakiegoś chłopca. Na dodatek nie miał odwagi zaprosić go do swojej kajuty po tym, co zaszło ostatnio. Gdyby komuś to powiedział wyśmialiby go.


***



Fregata wpływała do portu w Istor, który był uznawany jako największy i najważniejszy na danym kontynencie. Miasto, przy którym leżał było znacznie mniejszej wielkości i wspaniałości, ale było zaliczane do najludniejszych na całym świecie.
Kyle biegał po pokładzie nie mogąc doczekać się, aż będzie mógł wysiąść na ląd. Nie mógł uwierzyć, że Samuel zrobił mu tak wspaniały prezent i będzie mógł odwiedzić rodziców oraz znajome zakątki w tym ojczystym miasteczku. Kiedy tylko statek zacumował i trap został spuszczony wybiegł na brzeg i pognał w kierunku, gdzie mieścił się niegdyś jego dom.
Za nim w pewnej odległości szedł Samuel. Pirat chciał poznać tych, dzięki którym Kyle pojawił się na świecie.
Chłopak zatrzymał się nagle i zamarł w zdziwieniu pomieszanym z trwogą. W miejscu, gdzie stał rodzinny dom widniała ruina tego, co kiedyś tam istniało. Drewniane ściany były całe zbutwiałe i spróchniałe. Szyby zostały w oknach wybite, a firanki w nich wiszące poszarpane i nadpalone. W dachu raziły swoją obecnością wielkie dziury, przez które w czasie deszczu do środka musiały spływać litry wody.
-Nie...- Wyszeptał cicho Kyle, a jego oczy zapełniły się natychmiast łzami. Opadł na kolana na drodze i wpatrywał się tępym wzrokiem w ruinę będącą kilka lat temu jego domem.
-To niemożliwe, to nie mogło się stać... Oni muszą tu gdzieś by...!- Spróbował wykrzyczeć, ale ręka Samuela nie pozwoliła mu dokończyć zdania.
-Ci... Nie płacz, chodźmy stąd, wracajmy na statek.- Powiedział miękko chłopakowi do ucha i pociągnął go w stronę łodzi odganiając ludzi, których przyciągnął krzyk Kyle'a. Nie chciał patrzeć jak płacze, więc zaprowadził go na trójmasztowca i nie odpowiadając na pytania marynarzy z pokładu kazał mu położyć się na swojej koi i zasnąć, aby nie przejmować się smutnymi wieściami. Wkrótce zmęczony płaczem usnął.
Tymczasem mężczyzna wrócił na pokład i zawołał Teda.
-Znajdź mi kilkunastu nowych ludzi. Musimy uzupełnić braki po ostatnich bitwach. I o Kyle'a się nie martw. Trochę popłacze, ale niedługo się uspokoi. Dowiedział się, że jego rodzice już nie mieszkają w tym mieście, a ich dom jest zrujnowany.- Powiedział do niego Samuel wyraźnie zmartwionym głosem, a jego oczy były pełne smutku.
-Tak, panie kapitanie.- Odpowiedział Ted przyglądając się z uwagą twarzy kapitana i odprowadził go swoim wzrokiem do kajuty. Wyszedł potem na brzeg i zmieszał z tłumem miasta Istor.



***



W kilka godzin później przed Samuelem stanęło piętnastu młodych ludzi, których znalazł Ted. Kapitan na pierwszy rzut oka od razu kazał trzem wracać na brzeg. Resztę z nich zostawił i postanowił poznać, choć odrobinę bliżej, aby przekonać się, czy nadają się do pirackiego życia.
Kapitan skierował się do kajuty marynarzy. Podszedł do śpiącego młodego i pocałował go delikatnie w policzek nie chcąc go budzić. Gdy miał już odchodzić poczuł dłoń chłopca na swoim rękawie i odwrócił się do niego nic nie mówiąc. Młodzieniec miał otwarte oczy, a jego spojrzenie było utkwione w Samuelu.
-Dziękuje ci, że jesteś ze mną. Gdyby ciebie teraz mi zabrakło załamałbym się.- Powiedział chłopak cicho, uśmiechając się promiennie.
-Kyle, ja zawsze będę przy tobie.- Odpowiedział i nachylił się bardziej do jego ucha.- Może przyjdziesz dzisiaj do mnie?- Wyszeptał i podniósł się na nogi.
-Dobrze.- Odpowiedział młody z uśmiechem na ustach.
W tym samym czasie pozostali członkowie załogi zeszli do miasta, aby zrobić zapasy na drogę.


***



Po kolacji wszyscy oprócz pełniących wartę położyli się na swoich kojach, aby odpocząć, choć te kilka godzin przed kolejnym, ciężkim dniem pełnym obowiązków i pracy.
Tylko troje z członków załogi nie zamierzało w ogóle spać tej nocy.
Kyle wyszedł z kajuty i cichutko przemknął się do pokoju kapitana. Jego twarz od razu zmieniła kolor na wiśniowy, kiedy zobaczył Samuela. Tym razem był bardzo dobrze przygotowany na przyjście młodego. Na stole stały dwie palące się świeczki, obok nich otworzona butelka czerwonego wina i dwa kieliszki napełnione tym trunkiem.
Zaraz po wejściu chłopaka Samuel zamknął dokładnie drzwi i zastawił deską, aby nikt nie mógł im przeszkodzić. Złapał za rękę gościa i zaprowadził go do stołu. Chciał, aby wszystko wyszło tak jak należy tym razem. Podał Kyle'owi kieliszek i zachęcił do wypicia jego zawartości. Chłopak jednak ledwo, co spróbował wina i odstawił naczynie.
-Tym razem zrobię wszystko tak jak powinno być. Nie musisz się mnie bać. Gryzę bardzo delikatnie- Powiedział do Kyle'a i puścił mu oczko.
Chłopak natychmiast napił się wina, aby ukryć swoje zmieszanie i rumieńce.
Żaden z przebywających w kajucie piratów nie wiedział o trzeciej osobie, której wykrzywioną w grymasie wściekłości twarz można było dostrzec w małym okienku wychodzącym na pokład.
Samuel wkrótce odstawił swój kieliszek i złapał Kyle'a za rękę. Wstał i podniósł chłopaka delikatnie i zakręcił nim w powietrzu śmiejąc się radośnie.
Kyle zawtórował mu w wesołości i wtulił się w duże ramiona mężczyzny. Po chwili został jednak położony na posłaniu. Pirat w tym czasie rozebrał siebie i jego.
Samuel starał się być bardzo delikatny, co doprowadzało chłopaka do szaleństwa. Dłonie starszego błądziły po całym jego ciele zabierając mu resztki z całej jego intymności.
Kiedy każdy zakamarek został odkryty przez Samuela zastąpił dłonie ustami. Najpierw lizał młodzieńca, a później zaczął całować. Kyle był nieprzytomny z rozkoszy. Słyszał szeptanie kapitana, lecz nie docierał do niego ich sens. Oddychał ciężko, a jego serce biło jak oszalałe. Jeszcze nikt nie doprowadził go do takiego stanu.
Samuel widząc, że chłopakowi podoba się to, co robi, pozwolił sobie na odważniejsze pieszczoty. Wrócił do klatki piersiowej i zaczął podgryzać jego różowe sutki. Zszedł potem niżej i wsunął język w pępek młodzieńca. W kilka sekund później wziął jego członka do ust i zaczął ssać doprowadzając go do wytrysku.
Samuel zlizał nasienie z twarzy i wyciągnął rękę w bok sięgając po stojącą na szafce oliwkę. Wylał trochę jej zawartości na palce i wsunął jeden z nich w chłopaka. Kyle krzyknął cicho, ale zaraz się uspokoił. Po chwili dołączył do niego drugi i trzeci rozciągając wejście młodego.
W tym czasie nałożył na rękę więcej płynu i rozsmarował go na swoim członku. Kilka sekund później zastąpił rękę czymś większym. Wszedł w chłopaka gwałtownie, a on krzyknął z bólu raz jeszcze.
Samuel jednak zamknął mu usta gorącym pocałunkiem i poruszał się miarowo, ale zarazem stanowczo w Kyle'u. Chłopiec oddychał coraz szybciej czując się jakby rozlewał się po jego ciele jakiś żar. Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje.
Nie czuł już żadnego bólu. Do jego nerwów mózgowych docierały jedynie bodźce przyjemności i podniecenia.
Obaj wiedzieli, że niedługo nadejdzie koniec. Kyle doszedł pierwszy wyprężając swoje z krzykiem. Samuel zaś zaraz po nim szeptając jego imię. Wysunął się z chłopaka i opadł obok zmęczony.
-I jak ci się podobało? Odkupiłem swoje winy?- Powiedział mężczyzna odwracając głowę w kierunku rozmówcy i figlarnie zaglądał mu w oczy.
-To było cudowne Sam. Jeszcze nigdy tak się nie czułem.- Odpowiedział chłopak, podniósł się do siadu i nachylił nad kapitanem całując go namiętnie w usta. Potem Odsunął się odrobinę mając zarumienioną twarz. -Masz tu jakąś balię bądź miskę z wodą? Chciałbym się umyć. Sam.- Dodał widząc pełny nadziei wzrok pirata na sobie.
-Mam, stoi tan na kredensie. Szmatki masz w szafce na dole.- Odparł zrezygnowanym tonem, na który Kyle, kiedy go usłyszał prychnął z rozbawieniem. -Co się z nieszczęśnika śmiejesz, co?- Odparł, ale już za moment cała jego twarz się rozchmurzyła, a w oczach migały dziwne błyski. -Skoro mi nie pozwalasz siebie umyć to sobie popatrzę jak ty sam to robisz.- Uśmiechnął się i oblizał wargi wlepiając oczy w ciało młodego.
-Zboczeniec...- Stwierdził chłopak, ale nie uczynił nic, aby kapitan nie mógł go oglądać. Wręcz przeciwnie. Postawił miskę na środku kajuty i kucnął przy niej przodem do Samuela. Zmoczył znalezioną szmatkę i wyż miął ją dokładnie. Po kilku sekundach zaczął myć swoje ciało.
Młody rozpoczął od lewej ręki. Później przeszedł na prawą i wypłukał materiał. Po ramionach przyszła kolej na nogi. Za każdym razem, gdy Kyle dochodził do końca ud z premedytacją wracał do stóp kucając przy misce. Co chwila rzucał Samuelowi spojrzenia, aby sprawdzić, czy ten jeszcze patrzy na niego.
-Już dość. Teraz się odwróć, nie mam ochoty się później myć po raz drugi.- Powiedział chłopak z mieszaniną rozbawienia i wstydu.
Tymczasem rysy człowieka, który patrzył przez okno do kajuty stężały, a oczy zapłonęły złością. Dopiero, gdy młody zaczął się ubierać wrócił do pozostałych marynarzy. Obudził jednego z nowych członków załogi.
-Hej, nie wydaje ci się, że Samuel się za bardzo panoszy? A poza tym on jest inny. Lubi chłopców.
-Coś ty powiedział?!- Wykrzyknął nowy, ale został natychmiast uciszony przez rozmówce. -Lubi chłopców? Jesteś pewien?
-Wiesz, który to Kyle?- Marynarz kiwnął głową na tak.- On właśnie jest w kajucie kapitana. I na pewno nie chodzi o rozmowę, sam widziałem. Ten chłopak zmienił naszego Samuela i sprowadził go na złą drogę.
Rozmowę mężczyzn przerwało otwarcie drzwi. Przez nie wszedł ubrany już Kyle. Przemknął się cichutko do swojej koi i położył się. Przez jakieś pół godziny męczył się, aby zasnąć. Zaczął, więc rozmyślać nad tym, co się stało. Był już pewien, że kocha mężczyznę. Cieszył się jeszcze bardzo, że tamten naprawił swój błąd. Po tych wyczerpujących wnioskach zapadł w twardy i spokojny sen.

Samuel zbudził się następnego dnia w bardzo dobrym humorze. Był szczęśliwy i pełny nadziei na lepsze jutro. Wierzył, że teraz wszystko się dobrze ułoży. Jednak na niebie wisiały ciemnogranatowe chmury. Wyszedł na mostek.
-Witaj moja droga załogo!- Krzyknął z uśmiechem, ale zaraz spełzł mu on z twarzy. Na jego wołanie odpowiedzieli nieliczni marynarze. Zdziwiony wolał jednak nie wytykać im tego od razu. Znów rozchmurzył swoje oblicze i podjął na nowo.
-Dziś cumujemy w Liore. Dopłyniemy tam razem z zachodem słońca. Mamy dużo czasu, ale bądźcie czujni. Na tych wodach kręci się dużo floty hiszpańskiej.- Powiedział i znów zapadła cisza. -Hej, co z wami dzisiaj?- Zapytał i spojrzał na każdego z nich przenikliwie.
-Nie, panie kapitanie.- Odparł Ted, który zaczął zbliżać się do Samuela.- To po prostu koniec twoich rządów na tym statku!- Wykrzyknął i wyciągnął szablę z pokrowca. Rzucił się na kapitana, który w ostatniej chwili uskoczył przed ciosem. Kwatermistrz miał dużą przewagę nad mężczyzną. Po pierwsze w dłoni miał broń, a jego przeciwnik nie nosił jej przy sobie z samego rana.
Marynarze zatrudnieni w Istor wzięli do ręki swoje miecze i obrócili się przeciwko innym, a wielu ze starszych stażem dołączyło do nich po chwili. Lojalnych Samuelowi zostało około dziesięciu osób, więc bardzo szybko buntownicy się z nimi uporali, a Ted został ogłoszony nowym kapitanem Syreny.
Sam wraz z innymi marynarzami i Kylem zostali zamknięci pod pokładem, gdzie niegdyś piraci trzymali swoich więźniów. Na ręce każdego z nich Ted założył ciężkie, żelazne kajdany i usadził tak, aby Samuel nie miał szans zbliżyć się do Kyle'a. Ich nogi także unieruchomił. Przebywali po różnych stronach pomieszczenia i mogli jedynie patrzeć na siebie. Oczy starszego mężczyzny były zamknięte.
-Dziękuję wam za lojalność. Nie zapomnę wam tego. Możecie być tego pewni.- Powiedział otwierając je i patrząc na każdego swoimi niebieskimi jak błękit morza źrenicami. Na samym końcu spojrzał na chłopaka po drugiej stronie ich więzienia.
-Kyle, wszystko w porządku? Jakiś blady jesteś...- Powiedział do niego z troską, a każdy z pozostałych marynarzy zwrócił swój wzrok w stronę młodego.
-Nic mi nie jest, tylko... Boję się, Sam... A jeżeli oni nie skończą na zamknięciu nas tutaj?- Zapytał naprawdę zmartwiony i zajrzał w oczy byłemu kapitanowi.- Nie chcę, aby któregoś z nas zamęczyli na śmierć w jakiś torturach, czy coś.
Wtem drzwi więzienia zostały otwarte. Do środka wszedł Ted, a w swojej prawej ręce trzymał klatkę z kolorową papugą. Postawił ją obok Samuela i uśmiechnął się kwaśno. Wychodząc skinął tylko ręką na towarzyszących mu marynarzy. Ci zaś zostali w pomieszczeniu i rozkuli Kyle'a. Zaraz po nim przyszła kolej na Sama. Wyprowadzili ich z celi i zmuszono do zajęcia miejsca siedzącego na pokładzie. Obydwaj zauważyli deskę wystawioną w stronę morza i zamarli z grozy.
Ted napawał się chwilą swojej dumy. Był niewiarygodnie szczęśliwy, że wreszcie będzie mógł panować na tym wspaniałym statku, a także, iż może rozkazywać Samuelowi. Miał wielki żal do wcześniejszego kapitana, gdyż związał się z chłopakiem, a nie interesował się resztą załogi. Po kilku minutach podszedł do młodzieńca i uderzył go w twarz. Sam od razu zerwał się, aby chronić Kyle'a, jednak dwóch buntowników mocno przytrzymała go za ramiona. Spróbował jeszcze raz, ale osiągnął tylko to, że Ted kazał go przywiązać do masztu.
Przywódca rebelii na statku pociągnął młodego w górę i postawił na nogach. Zaprowadził go na skraj deski i założył mu więzy na ręce.
Kyle miał szeroko otarte oczy ze strachu. Bał się straszliwie. Spojrzał w toń wody, która była tuż za nim i przełknął głośno ślinę. Na powierzchni morza widniały charakterystyczne, trójkątne płetwy. Chłopak przeniósł przerażony wzrok na Samuela, a potem na Teda. Wiedział już, że nic nie zdoła go uratować. Z jego zielonych oczu popłynęły gorzkie łzy.
-Ale mazgaj z ciebie. I pomyśleć, że to dla kogoś takiego nasz kapitan stracił głowę. No, ale teraz odkupisz swoje winy. Jeżeli skoczysz kapitanem statku znów zostanie Samuel. To wszystko twoja wina. Ten cały bunt. Gdybyś się nie pojawił nie byłoby żadnego kłopotu. Jesteś przekleństwem Syreny.- Powiedział z wściekłością wymalowaną na twarzy do chłopaka. Jego łzy nie działały na niego i nic w ten sposób nie zdobędzie.
Kyle spojrzał na Teda ze zdziwieniem. Nie wiedział nawet, o co chodzi mężczyźnie. Przeniósł zapłakane oczy na Samuela i z ruchu jego warg odczytał "nie rób tego". Widząc minę ukochanego wszedł na deskę i odwrócił się w stronę morza. Dokładnie pod swoimi nogami zauważył dwa, ciemnoszare kształty. W ostatniej chwili odwrócił się i uśmiechnął do Samuela i skoczył w dół.
-Kyle!!!


***



Samuel nalewał trzęsącą się rękę resztkę wina z trzeciej butelki tego wieczoru. Żaden z marynarzy nie śmiał mu przeszkadzać w jego zamyśleniu i pijaństwie. Od tamtego pamiętnego dnia nie mieli odwagi mu się sprzeciwiać. Szczególnie po tym, co spotkało Teda za karę. Wtedy, gdy Kyle skoczył były kapitan zaczął strasznie się wydostać z więzów. Gdy ciszę przerwał krzyk chłopaka, który dostał się w paszcze rekinów, wrzasnął przeraźliwie i rozerwał krępujące go liny. Rzucił się na Teda i powalił go na ziemię. W jednej chwili twarz leżącego zmieniła się w krwawą miazgę. Samuel nie panując nad sobą wstał i zawlókł zmęczone nieco ciało buntownika i przywiązał do masztu. Podniósł z ziemi kawałek mocnego sznura i zaczął okładać mężczyznę z całych sił tak, aby czuł jak najboleśniej każde uderzenie. Dopiero, gdy Ted stracił przytomność odwiązał go i wyrzucił za burtę. Odwrócił się do pozostałych marynarzy na pokładzie.
-Jeżeli jeszcze kiedykolwiek zrobicie coś takiego spotkają was gorsze rzeczy, niż ta, którą widzieliście. Jesteście głupi, zabiliście jedyną osobę, która mogłaby powstrzymać mnie od zabijania. Natychmiast macie uwolnić pozostałych członków załogi, których zamknęliście na dole. Przyprowadźcie ich do mnie. Muszę ich nagrodzić za lojalność wobec mnie.
Marynarze szybko zostali doprowadzeni przed jego oblicze, a wtedy Samuel po prostu rozpłakał się w ramię pierwszego z nich. Nie potrafił już dłużej tłumić w sobie emocji.
Od tamtego właśnie dnia nikt nie śmiał przeszkadzać i sprzeciwiać się kapitanowi, a on tymczasem całymi dniami prawie siedział w swojej kajucie i pił.

***


-Jutro cumujemy Tule! Przygotujcie się, wpłyniemy tam z samego rana. Będziecie mieć cały dzień dla siebie. Mat! Zmień banderę. Tym razem na hiszpańską.- Powiedział do marynarzy zadziwiająco trzeźwym głosem. Ale było tak tylko, dlatego, że zapasy dla całej załogi skończyły się dwa dni temu. Musiał jak najszybciej dostać się do jakiegoś miasta, bo nie wytrzyma już długo bez alkoholu.
Samuel wrócił do kajuty i siadł na swoim łóżku. Nie mogąc na niczym skupić wzroku zamknął oczy i starał się nie wspominać tego, co widziały te drewniane ściany. Chwilę później jednak wstał i podszedł po raz setny do kredensu. Zajrzał do środka i przeszukał kolejny raz całą szafkę. Nie znalazł tak jak się spodziewał już nic. Same puste butelki, bez nawet jednej kropli czerwonego płynu. Zaczął miotać się po całej kajucie i przeklinać, aż wyszedł na pokład.
Pokręcił się trochę i siarczystym przekleństwem wrócił do kajuty. Położył się na koi i próbował zasnąć, aby przespać ten czas, gdy nie będzie mógł się napić. Sen jednak jako zły, wredny i niedobry nie przyszedł. Samuel wstał rozeźlony i ponownie skierował się na zewnątrz. Każdy, kto go zauważył w swoim pobliżu uciekał na jego widok.






*mówię od razu, na żeglarstwie nie znam się w ogóle i jeśli są jakieś nieścisłości to proszę mnie powiadomić, żebym więcej głupich błędów nie robiła, bo nie wiem nawet czy fregata może być trójmasztowcem ^^'
**waluta wymyślona na potrzeby opowiadania



Komentarze
Aquarius dnia padziernika 09 2011 18:48:04
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Kruha (Brak e-maila) 18:03 02-01-2005
Ładne i bardzo smutne... Dlaczego musiało sie tak stać? ;_;??
Rahead (rahead@o2.pl) 11:19 03-01-2005
Moim zdaniem musisz sporo popracowac nad stylem. Częste są niepotrzebne powtórzenia i stwierdzenia które nic nie wnoszą, \"Wszedł do środka i zamknął drzwi od środka.\" oraz nad spójnością tekstu... Zaczynasz pewien wątek i przechodzisz ni stąd ni zowąd do innego.
Myśle że jeżeli nad tym popracujesz twoje opowiadania będzie się czytać o wiele przyjemniej. Naprawde staram sie oceniac je konstruktywnie, nie złośliwie broń boże i z góry dziękuje za przemyślenie moich słów.
Alexa (Brak e-maila) 11:59 03-01-2005
mi wlasnie chodzi o konstruktywna krytyke^^ pierwszy raz coś pisze i dlatego licze, że właśnie dostane uwagi co do stylu pisania^^
Rahead (Brak e-maila) 19:54 03-01-2005
uf odetchnęłam z ulgą smiley
mam nadzieje ze chociaż odrobinke to co napisałam ci pomogło >.<
Morfeusz (morfeusz66@op.pl) 14:19 05-01-2005
dla mnie ekstra ale musisz popracować nad gramatyką np.\"otworzoną\"
An-Nah (Brak e-maila) 09:10 07-01-2005
No to ja też konstruktywnie, dobrze? Więc, styl rzeczywiście wymaga pracy, niektóre zdania wydają się niezreczne, inne zbędne... Zdarzają się też kwiatki w stylu \"Nie mówiąc jednak na razie nic nikomu słuchała kapitana, a także podziału obowiązków na dzień dzisiejszy.\" \"Sen jednak jako zły, wredny i niedobry nie przyszedł\"
Ale IMHO, stylistycznie nie jest wcale tragicnie. Gorzej, niestety z fabułą. Jakoś czegoś mi tu brakuje... Nie wiem... Może daltego, ze narazie nie dzieje się wiele - ot, poznali się, poszli do łóżka... Mam nadzieję, że w nastepnych częściach będzie ciekawiej.
Yourico (yourico@o2.pl) 12:11 13-01-2005
powiedzmy ze kmoja krytyka tez bedzie troche konstruktywna... smiley musisz troche popracować nad stylistyka...masz tez kilka błedów gramatycznych...
ale tak poza tym..kurcze gadajcie co chcecie ale mi sie podobało smiley miło sie to czyta...beda jakies dalsze czesci??
Alexa (Brak e-maila) 14:46 13-01-2005
Będą, druga narazie jest w trakcie pisania.
(Brak e-maila) 21:19 25-01-2005
jak na pierwszy raz zajobombajo XD styl wypracujesz, a kicz w fabule po pewnym czasie sam zniknie. tak mysle XD
Subaru (shu-chan@o2.pl) 00:15 04-08-2006
Jestem pod wrażeniem. Nie wzruszam się jako tako... Ale postać Kyle'a... Chyba polubiłam go na tyle, że nie mogłam nie rozpłakać się w wiadomym momencie. Co do ewentualnych błedów nie będę powtarzać moich poprzedników. Pisz dalej,jak dla mnie bomba. Pozdrawiam.
Sammy Walerine (havanapirates@interia.pl) 21:08 28-12-2006
Piraci + yaoi. Ciekawe polaczenie wyszlo. Ja sama pisze opo, nie o tematyce facet-facet, ale pirackie, i trochę mnie to zdziwiło... Piraci gejami? Hmm... Ale fajne smiley
Amiko (karolyynaa@interia.pl) 17:23 03-01-2007
Jak dla mnie opowiadaie jest śiwetne! Nie czytałam jeszcze tak fajnegosmiley Moim zdaniem fabuła jest bardzo dobra i nie widze szczerze powiedziawszy czegoś czego można by było się przyczepić. Owszem jest kilka powtórzeń, ale kto ich nie popełnia. Akurat tych paru nie wyłapałaśsmiley Kurde! Jak ja się nie moge doczekać nowej części! Prosze napisz ją i wklej bo to opowiadanie tak mnie wciągnęło, że zaraz chyba nie wytrzymam! Ja sama pisze takie opowiadania, ale nie umywają się do twoich, niedłygo powinni wstawić pierwsze na tej stronce;P Pozdrawiam i czekam na nową część!!!
Scatha (Brak e-maila) 16:27 23-08-2007
Opowiadanie mi się podoba i w porównaniu do niektórych, które czytałam jest całkiem niezłe. Jakoś nie zwracałam większej uwagi na błędy, ponieważ spodobał mi sie sam pomysł. Jestem ciekawa, co będzie dalej i smutno mi z powodu Kyle'a ;__; Uważam, ze to całkiem niezłe opko i na dodatek oryginalne ^^ Można by tylko dokładniej opisać niektóre wydarzenia, aby nabrało ładniejszej głębi.
Amechi (Brak e-maila) 20:43 25-04-2008
O-JA-pierdolę! TO JEST WIĘCEJ NIŻ BOSKIE!
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum