ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Hunter 1 |
Białe ściany tego kompleksu mogły przyprawić o mdłości, nie licząc drzwi wszystko tu było tego koloru. Czystość grała bardzo ważną role, jeden mały błąd mógł doprowadzić do nieoczekiwanych problemów, których nikt tu nie chciał. Po obu stronach korytarza znajdowały się metalowe drzwi otwierane elektronicznie za pomocą magnetycznych kart, dostanie się do niektórych sal wymagało również wprowadzenia specjalnego hasła. Przez pancerne szyby każdy mógł zobaczyć, co dzieje się wewnątrz pomieszczeń, dzięki temu nie trzeba wchodzić do środka. Pokoje te zostały urządzone z wielką skromnością. W jednym kącie lóżko, w drugim stolik i dwa krzesła, oczywiście o barwach takich jak reszta. W każdym z nich zamknięto człowieka, w sumie sześciu mężczyzn oraz trzy kobiety. W tym momencie wszyscy spali na swych posłaniach, nie zdając sobie sprawy z tego, co dzieje się wokół. Tak przynajmniej zdawało się naukowcom, którzy w tej chwili obserwowali dokładnie sale.
Pokój ochrony nie należał do największych, lecz strażnikom w zupełności to wystarczało. Nie potrzebowali zresztą nic poza monitorami i szafą, w której trzymali broń lub inne przydatne narzędzia. Jak zwykle siedziało tutaj dwóch pracowników, pierwszy z nich wysoki, dobrze zbudowany o krótkich ciemnych włosach oraz niebieskich oczach na pewno był silniejszy, a także bardziej sprawny niz. ten drugi. Tamten dosyć pulchny blondyn nie przebiegłby dwadzieścia metrów bez postoju. Mimo wszystko potrafili się ze sobą dogadać, sami poprosili o taki przydział.
-Kim oni w ogóle są?- Zapytał w pewnym momencie szatyn.
-Niewiele nam powiedzieli, kazali tylko nie spuszczać ich z oczu- Odparł znudzonym tonem grubas.
-Nawet tobie nic nie powiedzieli?
-A, czemu mieliby to zrobić?
-Sam nie wiem...
Zapadła cisza przerywana jedynie dźwiękiem wentylatora, nie przeszkadzało to nikomu. Większość ludzi zdążyła się już do tego przyzwyczaić, choć na początku działało to wszystkim na nerwy. Ochroniarze tępym wzrokiem patrzyli na ekrany pokazujące wnętrze pomieszczeń. Żaden z więźniów się nie ruszał, leżeli spokojnie w swych lóżkach. Można by pomyśleć, iż dziwnym trafem cala dziewiątka zmarła. Minuta mijała za minuta, godzina za godziną i nic ciekawego się nie działo.
-No jeszcze kwadrans i zmieniają nas- Rzekł wyższy ze strażników przeciągając się- Co powiesz na późny obiad w tej nowej restauracji?
-Jasne, czemu ni...- Urwał patrząc z przerażeniem na monitor. W jednym z pomieszczeń zbudził się chłopak, na oko miął jakieś 26-27 lat. Nie wyglądał najlepiej, blady, kruczoczarne włosy opadały mu bezładnie na twarz. Jego zielone oczy utkwione były w kamerze przywieszonej pod sufitem- Co do...- Nie zdążył skończyć, gdy obraz na ekranie zniknął. Szatyn natychmiast zareagował naciskając przycisk alarmu, wewnątrz budynku rozległ się głośny, wręcz ogłuszający dźwięk. Obaj chwycili za broń wybiegając z pomieszczenia, nie zobaczyli, więc, że w każdej sali po kolei kamery przestawały działać.
Kiedy dotarli na miejsce ujrzeli już kilku ludzi w białych fartuchach, najdziwniejsze było to, iż prawie wszyscy stali przy jednej szybie. Strażnicy powoli zbliżyli się do nich i zamarli. Przez szybę można było dostrzec jak jeden z więźniów trzymał w dłoniach głowę jakiegoś lekarza, ciało natomiast leżało gdzieś pod ściana. Sporych rozmiarów kałuża krwi nie podnosiła na duchu. Ten chłopaczek nie mógł mieć więcej niz. szesnaście lat. Grubas wyglądał tak jakby zaraz miął zwymiotować, widział wiele, ale to przekraczało ludzkie pojęcie. Białe dotąd ściany pokrył czerwony płyn, w środku na pewno unosił się ohydny odór.
-Hej...- Wyszeptał mięśniak- Cala reszta zniknęła.
-Jak to?
-Nie ma nikogo. Został tylko ten dzieciak.
Dopiero teraz dostrzegli idącego w ich kierunku wysokiego mężczyznę o siwych włosach oraz stalowoszarych oczach. Z tego, co słyszeli był to kierownik całego ośrodka, dosyć nerwowy, wiec lepiej nie wchodzić mu za skore.
-To wy włączyliście alarm?- Zapytał lodowatym tonem.
-Tak- Odparli równocześnie.
-Prośże za mną- Po tych słowach obrócił się i ruszył w stronę, z której przed chwila przyszedł. Chcąc nie chcąc dwójka strażników musiała pójść za nim.
Maszerowali w milczeniu widząc plecy swego szefa, po jego reakcji wywnioskowali, ze nie czeka ich nic przyjemnego. Spojrzeli na siebie nawzajem, ale żaden nie wiedział, co mogliby w tej sytuacji zrobić. W jednej chwili wszystko zawaliło im się na głowę, tylko z powodu ucieczki grupki dziwaków. Jeszcze raz przed oczami stanął im widok okrutnie sponiewieranego ciała lekarza. To nie były zwykli ludzie, właśnie się o tym przekonali.
Po wejściu do gabinetu właściciela placówki poczuli się jakby byli w zupełnie innym miejscu. Pomieszczenie zostało bogato urządzone, najwięcej miejsca zajmowały regały z książkami stojące po ich obu stronach. Dyrektor usiadł przy solidnym, drewnianym biurku wskazując im dwa krzesła. Strażnicy usiedli niepewnie nie wiedząc, czego mają się spodziewać.
-Może opowiecie mi, co dokładnie widzieliście na monitorach- Zaczął chłodno sięgając jednocześnie po cygaro.
-Więźniowie spali, nic ciekawego się nie działo. Piętnaście minut przed zmiana jeden z nich wstał i patrzył na kamerę, która po chwili się wyłączyła- Odpowiedział spokojnie blondyn, jego kolega natomiast milczał. Nie chciał niczego popsuć, a trzeba przyznać, ze często mu się to zdarzało- Wzięliśmy broń, włączyliśmy alarm i poszliśmy sprawdzić, co się dzieje. Resztę Pan zna.
-Nie wiele mi pomogliście- Warknął patrząc na nich z irytacją- Wynoście się stąd- Ochroniarze wstali pospiesznie i opuścili gabinet z ulgą.
Nagły powiew wiatru o mało, co nie przewrócił chłopaka ledwie trzymającego się na nogach. Jakiś samochód o bliżej niezidentyfikowanych kolorach przemknął obok z duża prędkością. Młodzieniec ten był bardzo szczupły, jeśli nie powiedzieć chudy. Wiele osób mogłoby go wziąć za anorektyka, nie pasowała jednak do tego jego ciemna karnacja. Wyglądał na opalonego, choć zbliżał się już środek zimy. Przeczesał ręka sięgające ramion kasztanowe włosy, które co chwila opadaly mu na twarz przysłaniając głębokie brązowe oczy. Siłował się od jakiś trzydziestu minut z silnym wiatrem chcąc wreszcie dostać się do domu. Od rana bolała go głowa, teraz z trudem łapał oddech, a obraz przed nim czasem się zamazywał, co nie oznaczało nic dobrego. Jakby tego było mało zaczął sypać śnieg, chyba nawet Bogowie zwrócili się przeciwko niemu. W dodatku nie zanosiło się na szybką poprawę pogody. Kolejny silny podmuch powalił nastolatka na kolana, ten próbował wstać, lecz nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Był taki zmęczony, przed oczyma pojawiły mu się czarne plamy. Coraz większe i większe, aż w końcu nie widział już absolutnie nic. Bezwładne ciało chłopca upadło na zamarznięty chodnik wydając przy tym głuchy stukot.
W tle słyszał jakąś tandetna piosenkę o nieznanym tytule, swoją drogą, kto mógłby słuchać czegoś takiego? Wydało mu się śmieszne, ze w takiej chwili czepia się takich drobiazgów. Cale ciało go bolało, wszystkie mięsnie i stawy. Już dawno nie czul się, aż tak źle. Powieki strasznie mu ciążyły, z trudem otworzył oczy łapczywie chłonąc powietrze wokół siebie. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, ze patrzy prosto w najpiękniejsze zielone oczy, jakie kiedykolwiek widział. Nie miął bladego pojęcia gdzie się znajduje i kim był ten osobnik, ale teraz nie grało to żadnej roli.
-Moje sny robią się coraz piękniejsze...- Mruknął dotykając policzka nieznajomego swoją dłonią. Albo to on sam był bardzo zimny, albo to ten człowiek ciepły.
-To rzeczywistość chłopcze- Dotarł do niego spokojny i sympatyczny głos obcego. Chłopak momentalnie cofnął dłoń czerwieniąc się jednocześnie i wciskając się mocniej w poduszkę- Szkoda, ze nie widziałeś wyrazu swojej twarzy- Wybuchnął śmiechem mężczyzna przed trzydziestką. Nie licząc oczu najbardziej rzucająca się rzeczą w jego wyglądzie były lśniące, kruczoczarne włosy i delikatne rysy twarzy. W przeciwieństwie do nastolatka ten należał do osób umięśnionych oraz barczystych. Niewątpliwie miął facet krzepę i dużo siły i gdyby tylko chciał mógłby połamać delikatne ciało swojego gościa- Jak się nazywasz?
-Yoshitare Katano- Odpowiedział szybko. W głowie rodziły mu się coraz to nowe podejrzenia i obawy. Co on robi w jego mieszkaniu? W jego łóżku?
-Do mnie mów Coriyama... Coriyama Takana. Miło mi- Na twarzy mężczyzny zagościł szczery uśmiech, który trochę uspokoił poszkodowanego, mimo wszystko ten nie strącił całkowicie czujności.
Nastała krępująca cisza, młodszy ciągle z wypiekami na policzkach nie miął pojęcia, co powiedzieć, a starszy wciąż zastanawiał się nad zachowaniem poszkodowanego.
-Znalazłem Cię leżącego przy drodze- Rzekł w końcu Coriyama widząc strach w oczach gościa. Chciał go uspokoić i dodać otuchy- Byłeś nieprzytomny, nie mogłem Cię tak zostawić.
-Dz..Dziekuje...- Wyjąkał nastolatek próbując się podnieść. Niestety skończyło się to niepowodzeniem i ciało z powrotem opadło na lóżko. Chłopak westchnął patrząc na swojego tymczasowego opiekuna, starał się wyczytać coś z jego twarzy, jednak nie udało mu się to.
-Czemu mi się tak przyglądasz?- Usłyszał pytanie i o ile to jeszcze możliwe rumieńce stały się jeszcze wyraźniejsze. Mężczyzna tylko rozczochrał mu włosy i wstał z krzesła, na którym do tej pory siedział- Przyniosę Ci gorącą herbatę, przy mnie niedługo poczujesz się lepiej- Po tych słowach wyszedł z pokoju zamykając po cichu drzwi.
Yoshitare teraz dopiero mógł się dokładnie porozglądać po pomieszczeniu. Nie należało do największych, lecz mieściło wszystko, co potrzebne. Duże, dwuosobowe lóżko zajmowane teraz przez niego samego, po obu stronach małe stoliki, a tuz obok wyjścia sporych rozmiarów drewniana szafa. Oprócz tego koło okna postawiono biurko, a na nim laptop, który w tym momencie się ładował. Ściany pomalowano na kremowy kolor, co pasowało do barwy mebli, Yoshitare nie mógł oprzeć się wrażeniu, ze wszystko tutaj ma swoje miejsce i nigdy nie może leżeć gdzieś indziej. Jego uwagę przysól obraz wiszący nad biurkiem, przedstawiający jakiś górski krajobraz. Był naprawdę piękny, namalowany z dokładnością oraz ze wszystkimi szczegółami.
-Widzę, ze Ci się spodobał- Młodzieniec tak zafascynował się obrazem, iż nie zauważył, kiedy Coriyama wszedł do pokoju. W ręku trzymał kubek, z którego wciąż leciała para. Wręczył go chłopakowi, który spojrzał na płyn niepewnie- No pij, przecież nie chcę Cię otruć- Mężczyzna wybuchnął śmiechem, Yoshitare zaczął się zastanawiać czy on zawsze tryska takim optymizmem. Wypił łyk herbaty i spojrzał na swojego wybawcę, pewnie gdyby go nie zabrał wciąż by leżał na tym chodniku i prawdopodobnie by zamarzł. Przeszedł go dreszcz na samą myśl o tym.
-Dlaczego Pan to zrobił?- Zapytał niespodziewanie młody człowiek leżący wciąż na łóżku.
-Co za pytanie. Nie mogłem Cię tam zostawić- Spojrzał na niego z zatroskanym wyrazem twarzy.
-Większość ludzi, by pewnie nawet nie spojrzała na kogoś takiego.
-Więc masz szczęście, bo zostałbyś śliczną kostka lodu- Puścił do niego oczko, a twarz młodzieńca ponownie pokryła się rumieńcami. Sam nie wiedział skąd ta reakcja, przez te słowa czul się po prostu zmieszany i nie wiedział, co ma odpowiedzieć w takiej sytuacji.
-Ja...Ja już...Chyba pójdę...Dziękuję za pomoc- Wyjąkał próbując ponownie wstać, lecz i tym razem zakończyło się to niepowodzeniem. W głowie mu się zakręciło, przed oczami pojawiły się ciemne plamy i już po kilku sekundach upadł znowu na poduszkę.
-Chyba musisz zostać tu jeszcze trochę. Mam nadzieję, że to tylko zmęczenie, z czymś poważniejszym raczej sobie nie poradzę- Coriyama zrobił jedną ze swoich głupich min drapiąc się jednocześnie po głowie, gdy napotkał zdziwione spojrzenie swojego gościa uśmiechnął się ciepło. Ten natomiast szybko spuścił wzrok i patrzył teraz na dłonie- Prześpij się jeszcze trochę to szybciej będziesz miął mnie z głowy- Wyszedł z pokoju zostawiając go samego ze swoimi myślami.
Yoshitare przycisnął głowę mocniej do poduszki owijając się szczelniej kocem, nagle poczuł się gorzej. Nie chciał być tutaj sam, w pewnym momencie chciał zawołać towarzysza jednak szybko z tego zrezygnował. Mimo wszystko chłopak zasnął prawie od razu, zapominając o bożym świecie.
W tym samym czasie Coriyama siedział na kanapie w salonie i gapił się bezmyślnie w wyłączony telewizor. Był zmęczony tą sytuacja, dobry humor, który jeszcze przed chwila mu dopisywał gdzieś się ulotnił i pozostał jedynie smutek i wyczerpanie. Wyciągnął nogi przed siebie nie odrywając wzroku od pustego ekranu. Jak na złość zaczęła go boleć głowa, jakby mało miął problemów. Podniósł się ze złością i skierował do kuchni, tam z szafki wyciągnął pudełeczko z tabletkami, jak się okazało puste. Mężczyzna rzucił nim silnie o ścianę opierając się zaraz potem o blat stołu. Rozmasował pulsujące skronie mając nadzieję, że może to trochę pomoże, jednak ból się tylko nasilił. Był wręcz nie do wytrzymania, najchętniej zacząłby teraz wrzeszczeć, ale nie chciał przestraszyć młodzieńca śpiącego w pokoju obok. W jego głowie zaczęły kłębić się różne myśli, dlaczego mu wtedy pomógł? Dlaczego zabrał do siebie? Dlaczego opiekuje się nim? Na żadne z tych pytań nie potrafił sobie teraz odpowiedzieć. Na razie tłumaczył to sobie tym, ze nie potrafi patrzeć na cierpienie innych, choć wiedział, iż to kłamstwo. Nie raz zadął ból innemu człowiekowi, czemu teraz zrobił inaczej. Usiadł na chłodnej posadzce opierając się o kuchenna szafkę. Dobrze, ze nikt go teraz nie zobaczy, bo chyba zapadłby się ze wstydu. Od dawna się tak nie rozklejał, nie miął tylu problemów i dodatkowo ta niepewność. On naprawdę nie wiedział, co ma robić, cala ta sytuacja przerastała mężczyznę.
-Co Ty robisz?- Dotarł do niego kobiecy glos, Coriyama podskoczył jak oparzony na sam jego dźwięk.
-Suzuki! Ile razy mówiłem Ci, żebyś tego nie robiła!- Wrzasnął rozglądając się po kuchni, w drzwiach opierając się o framugę stała niższa od niego o głowę szczupła brunetka. Włosy sięgały do pasa otaczając smukła sylwetkę dziewczyny. Brązowe głęboko osadzone oczy nadawały jej niezwykłego uroku.
-Lubię Cię denerwować- Odparła szczerze patrząc dokładnie na swojego przyjaciela- Dobrze się czujesz?
-Tak- Warknął- A nie widać?!
-Wiesz, nie bardzo- Suzuki uśmiechnęła się podchodząc bliżej i siadając przy stole.
-Napijesz się czegoś?- Zapytał chcąc zmienić temat, nie miął ochoty rozmawiać o życiu oraz o tym jak to się czuje w nowym mieszkaniu.
-Chętnie. Herbatę prośże.
-Co Cię ogóle sprowadza w moje skromne progi?
-Nie takie skromne- Na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech, który rzadko, kiedy ją opuszczał.
-O co chodzi?- Rzucił z pewna irytacją, powoli trącił cierpliwość.
-Nie można odwiedzić przyjaciela?
-Nikt nie broni- Postawił przed nią filiżankę z napojem, a sam zajął miejsce naprzeciwko. Patrzył na gościa zniechęcony, ostatnie, czego pragnął to rozmowa z ta kobietą.
-No właśnie, ktoś musi od czasu do czasu zobaczyć jak się sprawujesz.
-Pilnujcie własnych spraw, dobrze?
-Cori...Czemu nie dasz nam szansy?
-A, po co? Dobrze radżę sobie sam.
Zapadła niezręczna cisza, mężczyzna wstał i odłożył brudne naczynia do zlewu. Przeniósł się do salonu, dziewczyna jednak nie dawała za wygraną i wciąż podążała za nim. Tym razem tak szybko się nie odczepi. Usiadł na kanapie w takiej samej pozycji jak poprzednio, rzucając jednocześnie brunetce pełne niechęci spojrzenie. Pod jego wpływem Suzuki przybrała poważna minę, nie odwróciła się jednak. Wciąż patrzyła na Coriyamę dając mu do zrozumienia, ze musi jej wysłuchać.
-Pakuj się, tym razem pojedziesz razem z nami- Powiedziała wreszcie.
-Zostaje tutaj powtarzam po raz kolejny.
-Nic z tego Mój Drogi- Ruszyła w kierunku sypialni z zamiarem wrzucenia pierwszych lepszych rzeczy do walizki. Zanim mężczyzna zdarzył zareagować dziewczyna otworzyła już drzwi i stanęła zszokowana patrząc na lóżko. Leżał w nim młody chłopak z twarzą zasłonięta kasztanowymi włosami, spał.
-Kto to jest?!- Krzyknęła podenerwowana, co rzadko jej się zdarzało. Coriyama podszedł do niej powoli zamykając drzwi, starał się nie zrobić przy tym większego hałasu.
-Nikt- Wzruszył ramionami, wiedząc i tak, że ta odpowiedz nie zadowoli Suzuki- Leżał nieprzytomny na dworze, gdybym go zostawił to długo by nie pożył.
-Wielki samarytanin. Co Ty sobie wyobrażasz?!
-To moje życie i będę z nim robił, co chce.
-Tak! Dopóki Cię nie znajdą!
-O co Ci chodzi? Jak tylko ten chłopak poczuje się lepiej wróci do siebie i zapomni o moim istnieniu- Mimo, ze starał się trzymać emocje na wodzy, nie udało mu się ukryć smutku, czego od razu pożałował.
-I Ty tez o nim zapomnisz?- Milczał, nie znal odpowiedzi na to pytanie. Był prawie pewien, ze nie uda mu się zapomnieć o tym- Wiedziałam!- Wrzasnęła ponownie i ruszyła do kuchni.
-Możesz być ciszej? Obudzisz go...- Wyszeptał mężczyzna podążając w ślad za nieproszonym gościem.
-Czemu się tak nim przejmujesz?- Spojrzała na niego, najwidoczniej nie była zachwycona.
-Nie interesuj się.
-Jak chcesz, ale pożałujesz tej decyzji- Po tych słowach zamknęła oczy, powietrze wokół niej zgęstniało, a ona sama po paru sekundach zniknęła z cichym trzaskiem. Coriyama czasem zazdrościł dziewczynie tej umiejętności, teleportacja czasem naprawdę się przydaje.
Szatyn oparł się o ścianę głośno wzdychając, po tej rozmowie zaczął poważnie myśleć, o co tak naprawdę mu chodzi. Czy gdyby to był ktoś inny zachował by się tak samo? Uchylił drzwi i zaglądnął do środka, Yoshi już nie spal. Udało mu się nawet wstać i teraz stał przy oknie patrząc na spadający śnieg. Coriyama stal tak w przejściu obserwując ciało młodzieńca, takie drobne, wręcz kruche. W tej chwili włosy sterczały mu na wszystkie strony, najwyraźniej nie dało się ich ułożyć, lecz to wcale nie psuło wizerunku. Stwierdził, ze mógłby tak godzinami stać i patrzeć na to piękne ciało. Nie dane mu było jednak zachwycać się tym widokiem choćby minutę dłużej, gdyż Yoshitare właśnie odwrócił się gwałtownie patrząc na niego. Wydawał się być czymś zmartwiony, na jego twarzy malował się smutny uśmiech.
-Czuje się już lepiej...- Wyszeptał- Wiec chyba mogę już wrócić do domu.
-Jasne, przecież nie trzymam Cię tu na siłę.
-Ja jeszcze raz dziękuję za pomoc.
-Nie ma problemu.
Chłopak był już gotowy do wyjścia, ubrany przeszedł obok nowego znajomego i rozglądnął się po pomieszczeniu. Tak jak w sypialni, tak i tutaj panował lad i porządek. Wszystko miało swoje miejsce, Yoshi dostrzegł, ze i tutaj było mnóstwo kwiatów oraz innych roślin. Po za telewizorem, dużą kanapą oraz szklanym stołem po środku pokoju uwagę chłopca przykuły kolejne dwa malowidła przedstawiające również krajobrazy, tym razem na jednym płótnie morze, na drugim zaś gesty las. Podobieństwa miedzy nimi zdradzały, ze malowała je ta sama osoba.
-Podobają Ci się?
-Tak. SA takie...Realistyczne. Kto je...?
-Malarz, który woli pozostać w cieniu- Przerwał mu uśmiechając się ciepło, chociaż był on wymuszony. W pewnym stopniu Coriyama żałował, ze znowu zostanie sam. Bez słowa odprowadził chłopaka do wyjścia słysząc znowu podziękowania i przeprosiny na zmianę. Gdy ten miął już wychodzić mężczyzna chwycił go delikatnie za ramie.
-Poczekaj...Wpadniesz jeszcze kiedyś?- Zapytał niepewnie, bojąc się reakcji młodzieńca.
-Jeśli Pan chce...- Wyszeptał nerwowo nie odwracając się.
-Cori, nie Pan- Zwolnił uścisk wypuszczając gościa. Patrzył przez chwilę jak odchodzi, zdarzył już zmarznąć i zmoknąć. Śnieg sypał coraz mocniej, wiatr też się wzmógł, może lepiej byłoby zaczekać. Yoshi i tak zniknął mu już z oczu, wiec nie znajdzie go choćby chciał. Wszedł do ciepłego mieszkania układając się wygodnie na kanapie, przykrył się kocem i momentalnie zasnął.
Pogoda pogorszyła się jeszcze bardziej. Silny wiatr poprzewracał kilka mniejszych drzewek, które teraz leżały na trawnikach i ulicy. Do tego sypał śnieg ograniczając widoczność do minimum. Yoshiemu poruszanie przychodziło z wielkim trudem, już kilka razy poślizgnął się i o mało nie upadł. Zasłaniał twarz ręką chroniąc ją przed lecącymi mu w twarz lodowymi kryształkami. Nogi się pod nim uginały, cieszył się, że do domu zostało już tylko kilka metrów. Gdyby Coriyama mieszkał dalej pewnie znowu wpadłby w kłopoty i prawdopodobnie teraz nie miałby już tyle szczęścia, co poprzednio. Marzył o gorącej herbacie i ciepłym, wygodnym lóżko. Oczywiście nie dane mu było dojść do domu bez wcześniejszych kłopotów, tuż przed furtką potknął się o jakiś wystający konar. W ostatniej chwili wyprostował ręce upadając na ziemię, dzięki czemu głowa uchroniła się od upadku. Cały w śniegu, zmarznięty i mokry podszedł do drzwi. Dobre kilkanaście minut temu zaszło słonce, więc teraz okolice spowijały ciemności. Latarnie dawały nikle światło i chyba tylko, dlatego Yoshi trafił do domu. Dopiero teraz zorientował się, ze nie ma przy sobie kluczy. Westchnął naciskając przycisk dzwonka, modląc się by nie otworzył mu ojciec. Życzenie nie spełniło się, w drzwiach stanął wysoki, barczysty mężczyzna. Nie należał do szczupłych, wręcz przeciwnie tłuszczu mu nie brakowało. Opierał się umięśnionymi dłońmi o ścianę i chyba tylko przez zdołał utrzymać się na nogach. Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na młodzieńca i od razu pojawiła się w nich złość. Chwycił go silnie za ramie i wrzucił do środka o mało nie przewracając stojaka na ubrania. Yoshi wpadł na ścianę i syknął z bólu chwytając się momentalnie za ramie.
-Gdzie Ty gówniarzu się włóczysz?- Wrzasnął ojciec zbliżając się do niego chwiejnym krokiem, chłopak machinalnie zasłonił twarz dłońmi chroniąc się przed ciosem ze strony własnego taty. O dziwo ten nie nadszedł, ostrożnie spojrzał przed siebie. Mężczyzna stał teraz nad nim przyglądając mu się z pogardą, chwycił go za włosy, tak, że ten aż wrzasnął. Podniósł go do góry przyciskając syna do ściany- Zadąłem pytanie!
-Ja zasłabłem na ulicy...Pomógł mi pewien mężczyzna, gdyby nie on pewnie bym zamarzł...- Odpowiedział przestraszonym głosem nastolatek.
-Dobrze by się stało. Jeden gówniarz mniej w tym domu!- To zabolało bardziej niz. zwykle pobicie, jakie zdarzały się w tym mieszkaniu, conajmniej raz w tygodniu. Łzy zaczęły spływać po twarzy chłopaka, nie mógł znieść tego wszystkiego- I co ryczysz?- Zwolnił uścisk uderzając jeszcze raz chłopaka w brzuch, na tyle silnie, iż ten upadł na kolana krztusząc się- Będziesz mi siedział u obcych ludzi. Znam takich jak on. Masz wracać do domu zaraz po szkole, rozumiemy się?
-T..Ta...k- Wyjąkał, próbując wstać, co nie bardzo mu wyszło.
-A teraz idź do swojego pokoju i nie pokazuj mi się na oczy- Mężczyzna wszedł do salonu zasiadając w fotelu i od razu sięgnął po piwo leżące na stoliku obok.
Yoshi jakimś cudem podniósł się i o własnych siłach dotarł do małego pomieszczenia tuż obok schodów prowadzących na drugie piętro, gdzie spało jego rodzeństwo. Wewnątrz panował nie przenikniony mrok, chłopak wszedł zamykając za sobą drzwi na klucz. Opadł na ziemię opierając się o nie i zamykając oczy, nie miął już siły żeby doczołgać się do lóżka. Chciał tylko zasnąć, odpocząć w spokoju, obolałe kości nie pozwalały mu na to. Z trudnością się poruszał, miął tez kłopoty z oddychaniem. Usłyszał pukanie do drzwi, a po kilku sekundach ktoś nacisnął klamkę. Nie mógł jednak dostać się do środka.
-Yoshi wszystko w porządku?- Dotarł do niego jakby z oddali dziewczęcy glos, nie odpowiedział, nie był wstanie. Nawet na cos tak prostego nie miął siły- Pewnie już śpisz, dobranoc- To była ostatnia rzecz, jaka pamiętał, później osunął się opierając o szafę stojąca obok i strącił przytomność.
Słonce już zaszło kilka godzin temu, ciemność spowiła pomniejsze uliczki, jedyne światło dawały latarnie. Śnieg przestał już padać, ale temperatura spadła znacznie poniżej zera. Nikt nie wychodził ze swojego domu, perspektywa opuszczenia przytulnych i ciepłych mieszkań nie kusiła ludzi. Znalazła się jednak dwójka, która szła teraz wolnym krokiem chodnikiem zasłaniając twarz przed silnym wiatrem potęgującym uczucie chłodu. Cala okolica przykryta białym puchem wyglądała naprawdę olśniewająco, od kilku lat tak nie sypało jak tej zimy. Mężczyzna zatrzymał się w pewnym momencie i zaczął się nerwowo rozglądać, jakby wyczul cos, czego gołym okiem nie widać. Na jego twarzy pojawił się strach, jak również zaskoczenie. Dziewczyna dopiero po przejściu paru kroków zorientowała się, iż cos jest nie tak.
-O co chodzi?- Patrzyła na przyjaciela z niepokojem. Ten tylko jednym gestem nakazał być jej cicho, posłuchała od razu.
W tym momencie latarnie zgasły jedna po drugiej pogrążając w całkowitym mroku to miejsce. Jak na zawołanie wiatr zaczął ponownie swój taniec robiąc przy tym nienaturalny, wręcz przerażający dźwięk. Dookoła nich rozbrzmiewał również przyprawiający o dreszcze, cichy śmiech.
-Yuna!- Krzyknął chłopak podenerwowany- Szybko światło!
-Ale...
-Rób, co mówię!
-Dobrze...- Po tych słowach zaczęła wymawiać szeptem niezrozumiałą dla nikogo formułkę. Po kilku sekundach w jej dłoniach pojawiła się niewielkich rozmiarów, jasna kula, która ponownie rozświetliła okolice. Yuna Hino nie przekroczyła jeszcze osiemnastu lat. Była niską, średniej budowy blondynką, niedawno ścięte włosy nie sięgały teraz szyi. Miała wyjątkowe zielone oczy, z małą domieszką brązu. Teraz blada rozglądała się wokoło szukając swojego przyjaciela, jednak nigdzie go nie dostrzegła.
-Shimo! Shimo- Wołała rozpaczliwie imię towarzysza, lecz odpowiedział jej wiatr, który poruszał gałęziami drzew. Dziewczyna zaczęła wpadać w panikę, upadła na kolana, a po policzkach spływały stróżkami łzy.
-Żałosne...- Z mroku wynurzyła się postać w długim ciemnym płaszczu oraz opaską o tym samym odcieniu na czole. Niesforne czarne włosy odstawały w każdym możliwym kierunku, niektóre opadały na przepaskę. Yuna zadrżała patrząc w prawdziwie czarne oczy nieznajomego. Nie mógł mieć więcej niż szesnaście lat, lecz biła od niego dziwna energia, co sprawiało, iż bała się tego osobnika.
-Cz...Czego chcesz?- Wyszeptała nadal cicho szlochając. Młodzieniec wyszerzył jedynie zęby, jednocześnie oblizując wargę. Zrobił krok w stronę przyszłej ofiary, nie spuszczając jej z oczu. Wyciągnął z pochwy przymocowanej do paska niewielki sztylet i rozkoszował się rosnącym strachem, który wyczuł w nastolatce.
-Ja?- Zapytał uśmiechając się przy tym krzywo- Twojego życia.
Nie mówiąc już nic chwycił wolną ręką Hino za włosy i zmusisz do wstania. Spojrzał jej prosto w oczy z dziką satysfakcją, wreszcie po tak długim czasie może się na kimś wyżyć. Jak tego potrzebował, tego najbardziej mu brakowało ostatnimi czasy, a skoro trafiła się w dodatku ona, tym lepiej dla niego. Powoli zacznie realizować zadanie, które sobie obrał. Zbliżył ostrze do brzucha blondynki, druga dłonią trzymał ją nadal za włosy. Wsłuchiwał się w zawodzące jęki oraz płacz, co tylko wzmocniło w nim chęć mordu. Pragnął sprawić dziewczynie jak największy ból, o tak napewno szybko nie zginie. Przesunął sztylet do góry wodząc po całym ciele ofiary, aż dotarł w końcu do szyi, gdzie pulsowała szybko jedna z żył. Chwycił pewniej broń, po czym odsunął się o kilka kroków.
-Nie zamierzasz się bronić?- Na jego twarzy nadal gościł szyderczy uśmiech, najwyraźniej chłopak był bardzo pewny siebie. Nie uzyskał jednak żadnej odpowiedzi, co w sumie wcale go nie zdziwiło. Właśnie takiego obrotu spraw się spodziewał. Ona jest zbyt słaba, żeby stawiać jakikolwiek opór. Pójdzie mu zbyt łatwo.
-Psujesz całą zabawę- Rzekł zawiedziony biorąc zamach. Nie zdążył jednak zaatakować, gdyż poczuł silne uderzenie w bok- Co do...?!
-Nie próbuj jej dotykać!- Wrzasnął mężczyzna, który do teraz pozostawał w ukryciu. Był znacznie lepiej zbudowany niż szesnastolatek i od razu widać, ze i silniejszy. Na głowie nawet gdyby się chciało to nie doszukałoby się nawet jednego włoska, a szare oczy zawsze wyglądały tak samo. Najczęściej nie wyrażały żadnych uczuć, w ostateczność złość, czy gniew. W dłoniach dzierżył długi miecz.
-Zaczyna się robić ciekawie- Obcy nadal się uśmiechał, jednak teraz nie interesowała go już dziewczyna, lecz on- Zabawę czas zacząć.
-Shimo!- Dziewczyna nie wytrzymała napięcia i stałą teraz przyciśnięta do mężczyzny, tak, że ten nie miał swobody ruchu.
-Yuna, biegnij do reszty. Ja sobie poradzę- Rzekł nie spuszczając z oczu przeciwnika, a widząc niezdecydowanie przyjaciółki kontynuował- Zrozum, nie mogę walczyć, gdy nie będę pewien, że jesteś bezpieczna. No już biegnij- Nastolatka niechętnie odwróciła się i rzuciła się pędem przed siebie, Shimo patrzył jak znika oddalające się światło, które stworzyła.
-Wzruszające- Usłyszał pełen złośliwości głos- Ją dorwę później.
-Zobaczymy- Zamknął oczy, gdyż i tak wokoło panował mrok. Jedyne, co mu pozostało to słuch, a to komplikowało trochę sprawę. Ustawił się w pozycji obronnej, przygotowując swój miecz do ewentualnego odparowania ciosu.
-Żałosne...- W ciemności Honito dostrzegł dwa niebieskie punkty, które zbliżały się niebezpiecznie szybko. W ostatniej chwili odskoczył, co jednak okazało się nie wystarczające. Poczuł jak ostre pazury zatapiają się w jego lewym ramieniu, przygryzł dolną wargę, nie chcąc dać przeciwnikowi tej satysfakcji. Broń wciąż trzymał w prawej ręce, choć wymagało to w tej chwili od niego sporo siły. Ból nasilał się coraz bardziej, a mężczyźnie utrzymanie się na nogach przychodziło z coraz większym trudem. Najwyraźniej rana była bardzo poważna i już zdążył stracić sporo krwi- I Ty chciałeś mnie powstrzymać?- Słyszał wokół siebie ten szyderczy głos, nie mógł określić jednak, z której dokładnie strony- Naprawdę żałosne.
-Powtarzasz się- Shimo skrzywił się nieznacznie, gdy poczuł kolejny przeszywający ból w ramieniu. Długo tak nie wytrzyma, musi wymyślić coś i to szybko.
-Zaczynasz mnie nudzić, pora to zakończyć- Honito wziął głęboki oddech obracając się wokoło, starał się dostrzec cokolwiek, co mogłoby zdradzić jego przeciwnika, niestety nic takiego nie zobaczył. Usłyszał natomiast gdzieś za sobą tupot łap, nie zdążył się odwrócić, kiedy coś uderzyło w niego na tyle silnie, aby zwalić go z nóg. Leżał teraz na brzuchu, z głową w śniegu, a przeciwnik siedział mu na plecach. Co najgorsze to coś ogóle nie przypominało człowieka, raczej jakieś zwierze -Do zobaczenia w piekle.
Mężczyzna ostatkiem sił próbował znaleźć gdzieś swój miecz, który wypadł mu podczas upadku, bezskutecznie. Ciszę panująca na ulicy przerwał rozpaczliwy krzyk, Shimo próbował zrzucić z siebie bestie, która szarpała jego ramię. Czuł ostre kły wbijające się mu w skórę i rozrywające ciało na strzępy. Nie miał już siły dłużej się opierać, poddał się. Z ciała powoli zaczęło uchodzić życie, ale potwór nie zamierzał tak po prostu zostawić swoją zdobycz. Zabawiał się z nią jeszcze jakiś czas, drapał, gryzł, szarpał, na koniec pożarł mięso i oblizał krew z głowy, która została pozbawiona ciała. Znudzona zostawiła resztki znikając ponownie w ciemnościach.
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 16 2011 19:12:32
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Fu (Brak e-maila) 00:16 13-12-2004
Całkiem całkiem niezłe muszę przyznać. Zastanawia mnie co dalej. Oczywiście mus Ci troszkę popracować nad stylistyką, zwłaszcza w opisach ale błedów wielkich jakichś nie dostrzegłam. Ogólnie pozytywnie i czekam na dalszy ciąg. Pozdrawiam.
(Brak e-maila) 12:14 17-12-2004
Zgadzam sie,czekam na dalszy ciag
Raven (Brak e-maila) 19:25 05-01-2005
Dzięki Fu, postaram się to poprawić. Cieszę się, że przypadło do gustu. |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|