The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 20 2024 04:52:42   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Elianel
To dla ciebie, Evil Yuki.






Wierzycie w anioły? Ja tak... Spotkałem kiedyś jednego. To był mój Stróż. Cholera, jaki ja byłem głupi! I on też, ale to szczegół. Był nowy w swoim fachu, a ja byłem jego pierwszym podopiecznym. I spieprzył robotę. Wiecie, jak zginąłem? Udusiłem się sierścią chomika. Żałosne, prawda? A jednak.
No, w końcu jak zginąłem... Jezu, jak on przepraszał! Kazał mi wybrać, jak ma odpokutować za błąd. Był tak piękny, że niewiele myśląc, rzuciłem:
-Prześpij się ze mną.
Ale się czerwony zrobił!
-Ale... Ja...-wyjąkał.
-Sam pytałeś, czego chcę. A ja chcę się z tobą przespać. Jesteś piękny. A jeżeli seks ci nie odpowiada, wystarczy mi jedna noc obok ciebie. Ale pod jedną kołdrą!-zastrzegłem sobie jak dziecko. Kiwnął tylko głową. Rozejrzałem się wtedy. Zaczynało się ściemniać. Niebo jest piękne o zmroku. Uśmiechnąłem się do anioła. Odpowiedział trochę zalęknionym wzrokiem.
-A twoje imię? Bo ja jestem...
-Konrad, ale wołali cię Julian, od tego z Amberu. Wiem, przecież byłem twoim stróżem. Ja jestem Elianel.
-Piękne imię, wiesz? To w którą stronę?-uśmiechnąłem się szatańsko. Ale się zburaczył! Mistrzostwo świata!
-W tamtą.-machnął ręką gdzieś na lewo i zaczął iść. Posłusznie podążyłem za nim.

No, mieszkanko to on miał niczego sobie... Skromne, niewiele sprzętu, ale jakieś takie pełne ciepła, czy czegoś. Nie mogłem się powstrzymać od komentarza.
-Odjechana chata! Sam je meblowałeś?
-Naprawdę ci się podoba? Dzięki.-zarumienił się znowu-Tak, sam meblowałem. Masz może ochotę na coś do jedzenia, czy picia?
-Herbatę waniliową poproszę. Bez cukru.-powiedziałem automatycznie, tym samym nieświadomie dając mu do zrozumienia, jak bardzo dziwi mnie to wszystko: śmierć, Niebo, anioły... Zawsze piłem waniliową bez cukru, gdy byłem zdenerwowany lub przestraszony, a on, jako mój były stróż, wiedział przecież takie rzeczy. Podszedł do mnie i przytulił mocno do siebie. Z przyjemnością wtuliłem się w ciepły materiał szaty, jaką miał na sobie. Zbierało mi się na płacz, ale siłą woli się uspokoiłem. Odsunąłem się od niego powoli.
-Dzięki .- mruknąłem - To co z tą herbatką?
-Tylko woda się...-w tym momencie usłyszałem przenikliwy gwizd czajnika-...zagotuje.
Uśmiechał się wesoło. Taki wyraz twarzy jeszcze dodawał mu uroku. Miał brązowe, podchodzące pod rudy włosy i zielono-niebieskie oczy. Piękne oczy. Odpowiedziałem również uśmiechem.
-Śliczny jesteś, mówił ci to ktoś już?-zapytałem z wesołym uśmiechem. Znowu się zaczerwienił.
-Nie.-bąknął
-A szkoda, bo to najszczersza prawda. To jak tam herbatka?-zmieniłem temat, by go już nie denerwować
-Zrobiona.-uśmiechnął się, podając mi filiżankę. Przyjąłem ją z wdzięcznością. Powietrze przesycał aromat wanilii, delikatny, uspokajający. Odetchnąłem głęboko i chyba dopiero wtedy dotarło do mnie, że UMARŁEM. Nie żyję. Jestem trupem. Kopnąłem w kalendarz.
I że rozmawiam sobie jak gdyby nigdy nic z aniołem. Z ANIOŁEM. Ręce nagle zaczęły mi drżeć. Filiżanka z trzaskiem upadła na ziemię i rozprysła się na milion kawałeczków, a gorąca herbata rozlała się po drewnianej podłodze, oczywiście, nie mijając moich nóg. Syknąłem. Po mojej twarzy zaczęły spływać łzy, spowodowane tak bólem jak i świadomością tego, CO SIĘ STAŁO. Elianel podszedł do mnie i przytulił do siebie. Cholera jasna, rozpłakałem się jeszcze bardziej.
Po dłuższej chwili oderwałem się od niego i schrypniętym głosem zapytałem:
-Mam nadzieję, że nie jedyny się tak rozkleiłem?-uśmiechnął się tylko ciepło i przecząco. Spojrzałem mu w oczy i właśnie wtedy zdecydowałem-Czy mogę zmienić swoje życzenie?-zapytałem, niepewny, czy się zgodzi. Ale nie było się czego bać.
-Tak, oczywiście. Masz do tego prawo, póki nie zostało jeszcze spełnione.
-I spełnisz każde?-zapytałem ciekawie. Lekko zadrżał, a w jego oczach dostrzegłem błysk strachu, który zaraz zniknął.
-Każde.-jego głos był drżący i cichy, a ja zrozumiałem, że mimo widocznej na pierwszy rzut oka pewności siebie, jest on bardzo delikatny i chyba samotny.
-Chcę móc tu zostać. Z tobą.-stwierdziłem pewnie, a oczy Elianela zrobiły się wielkie jak spodki. Zamarł jak posąg, a z jego twarzy odpłynęły wszystkie uczucia. Po dłuższej chwili odetchnął głęboko i odpowiedział mi, już spokojnie.
-Dobrze. Jak sobie życzysz.-uśmiechnął się ciepło-Miło będzie mieć tu kogoś. Tylko będę musiał nauczyć się wreszcie gotować.-mrugnął-Bo jak dotąd nawet wodę gotuję na twardo.
-Ale JA umiem gotować. I mam zamiar się pobawić. Wszelkie zamówienia proszę składać na kartkach.-zażartowałem. Było mi naprawdę lekko na sercu.
-Ale przecież nie mogę cię tak wykorzystywać!-zaprotestował gwałtownie
-Ile miałem lat, gdy mnie tobie przydzielili?-zapytałem słodkim głosem
-W chwili urodzenia.-odparł, nie bardzo wiedząc o co chodzi
-A ile miałem lat, gdy pierwszy raz coś upichciłem samodzielnie?-nadal słodziutko się uśmiechałem.
-Dwanaście...
-To przez... zaraz... siedem lat nie nauczyłeś się że mam KRĘĆKA na punkcie gotowania? Też mi anioł stróż...-zakpiłem i zaraz tego pożałowałem. Chyba trochę przesadziłem. Poprawka. NA PEWNO przesadziłem i to nie trochę, ale bardzo. Cholernie BARDZO. Elianel spiął się cały, a na jego twarzy pojawił się wyraz bólu. Cholera, cholerny mój niewyparzony ozor!
-Elianel... Ja nie chciałem... Przepraszam.-tylko tyle mogłem z siebie wykrztusić, patrząc na tę przepełnioną cierpieniem słodką twarzyczkę. Przytuliłem go do siebie, szepcząc co chwilę "przepraszam".
-To ja przepraszam.-jęknął on przytłumionym głosem-Nie nadaję się do niczego, a na stróża najmniej.
-Co ty pierdolisz?-wyszeptałem mu w delikatne białe uszko, które aż kusiło, by je pocałować, co zaraz też uczyniłem.-To tylko mój język, który plecie trzy po trzy od zawsze i nie umie przestać. A to był żart. Słabo wysmażony, muszę przyznać, ale tylko żart. Uważam, że miałem świetnie życie, a to chyba musi być czyjaś zasługa... Jakiegoś skrzydlatego, brązowłosego, turkusowookiego aniołka-potworka, czyż nie?-tłumaczyłem mu delikatnie, tak by dotarło to do jego zapłakanego umysłu. I chyba dotarło, bo podniósł na mnie zaczerwienione oczętka, z wyrazem niepewnego pytania przenikającego źrenice. Kiwnąłem poważnie głową, jeszcze raz go przytulając i przepraszając. Był taki delikatny, słabiutki w moich ramionach. Czułem, że jego stan to nie całkiem moja wina. Wyglądał na przemęczonego i znerwicowanego.
-Wypłacz się, jeśli chcesz, jestem przy tobie. I już zostanę, jeśli tylko będziesz chciał.-mówiłem cicho, spokojnie, jak do mojej młodszej siostrzyczki, gdy przychodziła do mnie spłakana, po kłótni z koleżankami, chłopakiem, czy nawet naszymi starymi.
-Chcę.

I tak się wszystko zaczęło. Zamieszkałem z nim, gotowałem, czasem nawet zdarzało mi się sprzątać. Mój, znaczy się jeszcze nie wtedy, aniołek miał dodatkowy wolny pokój w mieszkanku i tam się ulokowałem. Było mi bardzo dobrze. Czasem się kłóciliśmy, ale nie za bardzo. Czasem się do niego przystawiałem, ale nie za bardzo. Czasem dostawałem w pysk, ale nie za mocno. Aż do wtedy...
-Czy do twojego zakutego na Amen w pacierzu łba nie dociera, że NIE ŻYCZĘ SOBIE, ZEBYŚ SIĘ DO MNIE ZBLIŻAŁ?!!!
-Elianel... Jesteś ranny, pozwól się opatrzyć. Znam, wyobraź sobie granice, a wszystko wyjaśniliśmy sobie jakiś czas temu. Nigdy nie zrobiłem nic ponad przytulenie cię i... Martwię się o ciebie, czy ty tego nie rozumiesz? Jesteś moim przyjacielem, przynajmniej tak uważam.-zrobiłem krok w jego stronę. I to był błąd.
-NIE. ZBLIŻAJ. SIĘ. DO. MNIE!-ryknął-WYNOŚ SIĘ!
Trzepnęło mną, naprawdę mną trzepnęło. Nie sądziłem, że aż do tego doszło, ale postanowiłem nie tracić zimnej krwi. Kiedyś musiało do tego dojść, a że akurat teraz, dziś? Trudno.
-Najpierw pozwól się opatrzyć. Potem już mnie nie zobaczysz.-spojrzał na mnie z wściekłością, ale już wiedziałem, że wygrałem. Odwrócił się powoli, dając mi do zrozumienia, że mam wolną rękę.
-Żegnaj.-powiedziałem, gdy skończyłem. Odwróciłem się i dopiero za drzwiami, gdy prawie je już zamknąłem, dodałem-Zaufałem ci...
Szklanka z brzękiem rozbiła się o futrynę. Nie powiedział nic. Zacisnąłem oczy, powstrzymując cisnące się do nich łzy. Wiedziałem, że już żałuje, ale jest zbyt dumny, by się do tego przyznać. Coś się w nim zmieniło od czasu, gdy go poznałem. Ale teraz to już nie ważne. Zostałem sam i muszę sobie radzić. Najpierw jakieś lokum... i praca. Swoją drogą, ciekawe ile czasu zajmie mu zebranie silnej woli na przeprosiny. Lub kiedy mu jej zabraknie, do mieszkania samemu. Jakiś czas temu zatroszczyłem się o to mieszkanko, zrobiłem niewielkie przemeblowanie, zmieniłem zasłonki... Nie sądziłem, że przyda się to teraz do wywoływania w nim poczucia samotności. I trudno, zasłużył sobie.
Nie wiem, ile błądziłem po mieście, ale zeszłem aż do Pomiędzy, strefy oddzielającej Niebo od Piekieł, więc musiałem trochę pochodzić, szczególnie, że obrałem na początku kierunek przeciwny, a na przekrój przez Królestwo jest ok 30 km, a nie ma prostej drogi, prócz Traktu Łączącego, na który nawet nie wszedłem. W każdym bądź razie znalazłem się przed restauracją/gospodą/kafejką/hotelem/barem/izbą (nie)wytrzeźwień/pubem, w którym na oknie wisiała kartka o treści następującej: "Poszukujemy pracownika, tj. kelnera od zaraz. Oferujemy dach nad głową, wyżywienie i po 20J za dzień." Oferta była mocno kusząca, nawet nie biorąc pod uwagę, ze szukałem CZEGOKOLWIEK, dosłownie CZEGOKOLWIEK. No, nie licząc prostytucji, nie myślcie sobie...
Wszedłem do restauracji/gospody/kafejki/hotelu/baru/izby (nie)wytrzeźwień/pubu i spytałem o właściciela. Zaprowadzono mnie do potężnie zbudowanej Dżinny, o zielonych włosach i takiegoż koloru oczach.
-W jakiej sprawie pan...-spytała się mnie mocnym, pewnym głosem.
-Julian. Ja w sprawie ogłoszenia.
-Byłeś kiedyś kelnerem?-zaprzeczyłem-A wiesz, na czym to polega?
-Trochę...-bąknąłem.
-To co tu robisz?-zdziwiła się
-Szukam pracy, jakiejkolwiek.-odpowiedziałem szczerze.
-Dobrze. Zobaczymy jak sobie dziś poradzisz. Mila!-zawołała donośnie. Po chwili pojawiła się przy niej niesamowicie podobna do niej dziewczyna, mniejsza tylko.-To Milari, wprowadzi cię we wszystko. Zaczynasz od pełnej godziny, czyli od... za czternaście minut. Żegnam i życzę powodzenia.
Mila była naprawdę wspaniałą dziewczyną. Ładna, zgrabna, poruszała się z wdziękiem, a co najważniejsze, była inteligentna. Wytłumaczyła mi wszystko, krótko streściła obowiązki. Nie wyglądało to tak źle... Najważniejsze, że miałem gdzie mieszkać.
Dni mijały spokojnie, powoli. Po kilku potknięciach nauczyłem się właściwie wykonywać swoje obowiązki i od tego czasu było już z górki. Zastanawiało mnie tylko, jak sobie radzi Elianel. Tęskniłem za nim, każda myśl sprawiała niewypowiedziany ból. Tak chciałem znów usłyszeć jego śmiech, spojrzeć w jego roziskrzone oczy, nawet kłócić się z nim, byle by tylko słyszeć jego głos. Elianel... Ty cholerny, ocnociały niedoanielony głupku! Jak Amen w pacierzu, niech cię szlag! Nawet gadać zaczynam jak ty, potworze! Tak pomstowałem na niego, od kilku godzin już i powoli zaczynało mi brakować pomysłów.
-Konrad?
-Zdiablony sukinsyn z atrapą aureolki nad pustym łbem!-wyrwało mi się, zanim zdołałem się opamiętać. Spojrzałem na ofiarę mojego niewyparzonego języka i jęknąłem w duchu. Elianel. Na rogi Lucyfera!
-Konrad...
-Przepraszam, ale my chyba nie mamy o czym rozmawiać.-warknąłem i odwróciłem się na pięcie.
-Konrad, wysłuchaj mnie, proszę!-Elianel złapał mnie za ramię-Proszę.
Wyrwałem mu się. Byłem zły. Zły na siebie, że jeszcze nie odeszłem i jednocześnie, że takie myśli w ogóle przychodzą mi do głowy. Zły na niego, że tu przyszedł i że tyle musiałem na niego czekać. Wreszcie zły na pogodę, że nie świeciło słońce i że nie chciało podać. Zły na cały świat, że jest tak skomplikowany i jednocześnie tak piekielnie prosty.
-Mów. Byle szybko, jestem zajety.-mruknąłem
-Ja... Po pierwsze chciałbym cię bardzo przeprosić. Wtedy... Ja naprawdę nie chciałem tak cię potraktować, tylko...
-Tylko co?-przerwałem mu obcesowo. Miałem JUŻ serdecznie dosyć tej rozmowy.
-Dobrze, zacznę od początku. A początek jest taki, że cię kocham. Długo nie mogłem dopuścić do siebie takiej myśli. To przecież grzech, herezja i...i nie wiadomo co jeszcze...-dokończył gorzko-Dlatego cię wtedy tak zjechałem, byłem już u kresu wytrzymałości, nie miałem sił ukrywać tego przed tobą, a dla ciebie to była przecież tylko przyjaźń, może poprzetykana kilkoma frywolnymi żartami, ale.... Konrad, ja...-nagle jakby się opamiętał-Przepraszam, że cię nachodzę. Wybacz, więcej mnie nie spotkasz.
-Elianel... Elianel.-tak piękne imię-Nawet nie wiesz, jak pragnąłem to usłyszeć.-teraz to ja trzymałem go, by nie odszedł. Zmartwiał-Bo ja również cię kocham, to nigdy nie była przyjaźń, od samego początku. To nigdy nie była TYLKO przyjaźń. I... dziękuję, że przyszedłeś.-wtuliłem się w niego. Nie płakałem, co to to nie. Śmiałem się tylko jak szalony. A on śmiał się razem ze mną.

W tej chwili chciałbym powiedzieć, że żyliśmy długo i szczęśliwie, ale nie była by to prawda. Kłóciliśmy się często, choć do takich incydentów jak ten już nigdy nie doszło. I najważniejsze było to, że się kochaliśmy. Na zabój, na zawsze, na całe życie.
Nie, nie żyliśmy długo i szczęśliwie. Ale byliśmy szczęśliwi.





"To już jest koniec, nie ma już nic..."
Raisa



Komentarze
mordeczka dnia padziernika 16 2011 19:08:09
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

NioNio (Brak e-maila) 19:48 23-01-2007
Trochę z Kossakowskiej, trochę z czegoś, czego nie znam, ale fajniusie. Trochę banalne, trochę przesłodzone, ale sympatyczne. I tyle?
Raisa (Brak e-maila) 13:26 06-02-2007
koniec. definitywny. To i tak powstało tylko z powodu dużych ilosci gorącej czekolady, czekolady w kawałkach(milka, of coutse) i kanapek z nutella
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum