The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 03:50:29   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Wind of change
***
The world is closing in
Did you ever think
That we could be so close
Like brothers
The future's in the air
I can feel it everywhere
Blowing with the wind of change
***

Apollo przyglądał się nimfom bawiącym się w lesie. Od kilku tygodni wciąż wypatrywał tam kogokolwiek, kto mógłby zająć mu czas. Nudził się. Kiedy Helios stwierdził, że powinien zająć się poważniej swoimi obowiązkami i towarzystwo w rydwanie go rozprasza, Apollo stracił ostatnią rozrywkę. Nawet gra na lutni czy harfie przestała go bawić. Wprawdzie od czasu do czasu odwiedzał go Boreasz, pan wiatru, ale towarzystwo tego czarnowłosego mężczyzny było rzadką przyjemnością. Atena jakoś dziwnie często z nim przebywała i po prostu nie miał on na spotkania z Apollinem czasu. A piękny bóg się nudził. Nawet Hermes był zajęty. Bez przerwy gnał na północ, do Lokiego. Raz spotkali się na jakimś bankiecie i odtąd nie widzieli świata poza sobą... Obaj byli przystojni i uwielbiali dowcipy.... pasowali do siebie. Apollo westchnął. Naprawdę mu się nudziło... Spojrzał z okna swojego pałacu na jezioro w lesie. Jak zwykle Narcyz przyglądał się swoim złotym loczkom... ale kto stał obok niego? Niewysoki, smukły, może kilkunastoletni chłopak o jasno fioletowych włosach delikatnie muskających ramiona. Pierwszą myślą na jego temat, jaka zaświtała w głowie Apolla było 'śliczny' zaś drugą 'lecę do ciebie!'. I poleciał.
***
Narcyz poprawił fryzurę i przelotnie rzucił okiem na stojącego obok chłopca.
-Hm, jak myślisz, lepiej wyglądam tak czy tak?-Zmieniał ułożenie loków.
-Oh, doprawdy ciężko się zdecydować, Narcyzie, przecież i tak jesteś piękny.
-Apollo!-Zdziwił się złotowłosy. Drugi chłopak tylko się odwrócił w stronę nowoprzybyłego.
-No tak, trudno mnie nie poznać. Oh, a kim jest twój nowy przyjaciel?-Zagadnął bóg i spojrzał na fioletowowłosego chłopaka.
-To Hiacynt, poza mną rzecz jasna, najśliczniejszy w całym lesie.
-Miło mi poznać-Hiacynt wyciągnął dłoń w geście powitanie. Apollo z przyjemnością ją uścisnął wpatrując się długo w ciemno-granatowe oczy chłopaka. Zdawało mu się, że za chwilę się w nich utopi, ale w zasadzie to nie miał nic przeciwko temu...-Panie? Mógłbyś już puścić moją rękę?
-Ach, no tak, oczywiście, zapatrzyłem się w twoje piękne oczy-Apollo uśmiechnął się zalotnie, zaś Hiacynt jedynie spojrzał na niego zaskoczony-A poza tym, mów mi po prostu Apollo, skarbie.
-Nie mam na imię 'skarb', więc nie mów tak do mnie.
Apollo uniósł jedną brew. Czy ten chłopak właśnie go odrzucił? Jego? Jednego z bogów? Jak..!
-O! Hiacynt! Hiacyncie, mój ukochany! Miłości mego życia!-Zgromadzonych dobiegł głos zza krzewów. Spojrzeli w tamtą stronę i po chwili ich oczom ukazał się Faun. Cały porośnięty sierścią, z kozimi nogami, brodą i rogami, wyglądał odrażająco. Od niepamiętnych czasów uganiał się za ślicznymi nimfami bądź przystojnymi chłopcami. A obecnie upodobał sobie Hiacynta i ganiał za nim, jak opętany. Sam zaś fioletowowłosy tylko jęknął cicho. Od rana udało mu się zgubić tego potwora zaledwie na pół godziny i już nie miał sił absolutnie na nic.
-Hiacyncie, dlaczego ode mnie uciekasz? Przecież wiesz, że jesteśmy dla siebie stworzeni! Oh, Apollo!-Faun dopiero teraz zauważył boga, który był aż czerwony ze złości. Bo JAK ktoś taki, jak Faun śmie chociażby myśleć w ten sposób o JEGO Hiacyncie?!-Apollo, trzymaj go! Hiacyncie, już wkrótce odpłyniemy razem do świata rozkoszy! No, nie opieraj mi się dłużej!
Hiacynt, mimo wspaniałej sylwetki, też miał ograniczenia i ledwie dawał radę dalej biegać. A Faun, wiadomo, dzięki kozim nogom w ogóle się nie męczył. I pewnie teraz już by złapał granatowookiego, gdyby nagle nie owiał wszystkich delikatny wietrzyk... W jednej chwili między Hiacyntem a Faunem pojawił się wysoki młodzieniec o długich, tak jasnobłękitnych, że praktycznie białych włosach i oczach w kolorze tafli czystego jeziora otoczonych firanką długich, gęstych rzęs. Na bladą skórę miał założoną jedynie bieliznę i gładką, białą tunikę do pół uda, przewiązaną luźno w pasie. To był Zefir. Uwielbiany przez ludzi, którym niósł ukojenie w gorący dzień (czyli, gdy Helios zabierał kogoś do swojego rydwanu i zamiast jechać rydwanem jechał kogoś) oraz przez bogów, którzy cenili sobie jego obecność na wszelkich ucztach. I to nie tylko ze względu na przyjemne orzeźwienie, jakie przynosił ale i niewątpliwe zwiększanie przyjemności wzrokowych. Ten eteryczny młodzieniec był naprawdę piękny, a przy tym niesamowicie zwinny i nawet Hermesowi nie udało się go utrzymać w ramionach na tyle długo, by złożyć na jego ustach choćby delikatny pocałunek. Zdecydowanie był najbardziej pociągającą istotą w tym świecie. A teraz jak gdyby nigdy nic stał między zaskoczonym Hiacyntem i śliniącym się Faunem, delikatnie się uśmiechając.
-Witam Apollo-Tu skłonił się lekko, a bóg odwzajemnił ukłon.-Hiacyncie, Narcyzie oraz ty, Faunie.-Uśmiechnął się zadziornie. Był jedyną osobą, która nie musiała się bać ohydnych łapsk tego stwora. W razie czego mógł po prostu rozpłynąć się w powietrzu i unieść gdzie indziej.
-Zefir, miło cię widzieć. Z jakiej okazji do nas wpadłeś?-Apollo postanowił prowadzić zwyczajną rozmowę. Może przynajmniej Zefir zechce dotrzymać mu towarzystwa lub pomoże w zyskaniu względów Hiacynta.
-Aaaaach, nudziło mi się, więc postanowiłem sprawdzić co dzieje się u starych znajomych.-Uśmiechnął się rozbrajająco-A poza tym byłem ciekawy kogo tym razem ściga mój drogi Faun, bo przecież wiem, że nie pozostał mi wierny-Z udawaną złością spojrzał na kozionogiego przed sobą.
-Zefirku, kochany, powiedz sam, czy ty mógłbyś oprzeć się pięknej twarzy Hiacynta? Poza tym ty zawsze mi uciekasz, więc muszę jakoś się zaspokajać.-Faun uśmiechnął się obleśnie.
-Też mi pytanie... ale chyba przesadzasz, nieprawdaż? Biedny Hiacynt jest już zmęczony a ty od rana go gonisz, myślisz, że nawet jeśli byś go złapał, miałby siłę na jakiekolwiek harce z tobą?-Białowłosy uśmiechnął się lekko i rzucił Faunowi prowokujące spojrzenie, a Hiacynt oblał się rumieńcem.
-Doprawdy, Zefirze, od kiedy tak bardzo się o to martwisz? Wystarczy, że ja będę miał siłę, on może sobie tylko leżeć, ja się wszystkim zajmę...
-Eh, widzę, że mnie jeszcze nie zrozumiałeś Faunie.-Zefir zmarszczył brwi.-Zostaw Hiacynta.
-Nic z tego, on będzie mój.-Żachnął się Faun i przybrał bojową gardę.
Narcyz pogrążony w kontemplacji własnej urody nie zwracał uwagi na całą scenę, Apollo patrzył na rozmawiającą dwójkę zaskoczony, gdyż sam dopiero teraz zrozumiał o co chodziło Zefirowi, natomiast Hiacynt czuł się kompletnie zbity z tropu i zastanawiał się, gdzie mógłby uciec przed Faunem.
-Sam się o to prosiłeś-Szepnął złowrogo Zefir i uniósł dłoń tym samym podnosząc w góry Fauna, a następnie gwałtownie odrzucił ją w bok, co sprawiło, że kozionogi wylądował w środku lasu, kilka kilometrów stąd.
-Nie wiedziałem, że bywasz taki nerwowy, Zefirze.-Wyraził swoje zdziwienie Apollo.-Chociaż to tylko dodaje ci uroku.
-Cóż, dziękuję.-Zefir uśmiechnął się i lekko skłonił.-Po prostu przegiął i dostał za to nauczkę.
-Mam nadzieję, że na uczcie za kilka dni nikt ci się nie narazi i nie skończy jak Faun.
-Oh, Apollo, te wszystkie zaczepki i podrywy bogów na mnie nie działają, nie musisz się martwić.
-Czy to oznacza, że w końcu dasz się złapać?-Bóg uśmiechnął się zalotnie.
-No cóż, może kiedyś pozwolę ci na jakieś przytulanki, ale nie licz na więcej.
-Ja żyję wyłącznie myślą o czymś więcej, Zefirze.-Apollo stał już tuż obok młodzieńca.
-W takim razie wróżę ci szybką śmierć.... -Zefir rozpłynął się w powietrzu i w tej samej chwili stał już za Hiacyntem. -A tymczasem zostawiam Hiacynta pod twoją opieką. Pilnuj, żeby Faun trzymał się z daleka od niego, ja muszę coś załatwić dla Afrodyty.-Dłoń Zefira delikatnie pogładziła policzek zarumienionego Hiacynta i białowłosy wzniósł się wysoko znikając wszystkim z oczu. Fioletowowłosy wpatrywał się zdziwiony w chmury. Wspomnienie o dłoni błękitnookiego młodzieńca na twarzy zostawiło mu takie dziwne, przyjemne uczucie...
-Hm, skoro mam się tobą zająć to chyba najlepiej jeśli udamy się do mojego pałacu...-Apollo uśmiechnął się dwuznacznie do Hiacynta.
-Ach, no dobrze.-Hiacynt otrząsnął się i spojrzał na Apollina. Opalona skóra, jasne włosy spływające na szerokie ramiona, rozpalone, bordowe oczy z żywym ogniem w środku. Jakoś nie był przekonany czy uciekanie przed Faunem nie byłoby bezpieczniejsze...
***
Afrodyta właśnie witała namiętnie Aresa, gdy jej długa, bogato wyszywana tunika uniosła się aż do ud.
-AH!-Bogini natychmiast złapała materiał i zaczęła go naciągać, ale widocznie zbyt wiele okien było otwartych i przeciąg był niesamowicie silny. Zaś Ares tylko się śmiał i przyglądał staraniom kochanki. Wtedy na jego ramieniu usiadł wygodnie Zefir, który właśnie się zmaterializował. Nawet Ares, zaprzysiężony heteroseksualista, nie mógł się oprzeć widokowi gładkich, długich nóg dotykających jego twarzy. Już miał chwycić Zefira i namiętnie pocałować, gdy ten z uroczym, pokrętnym uśmiechem odleciał na bezpieczną odległość. Strój Afrodyty przestał się unosić.
-Zefir! Mogłam się spodziewać, że to twoja sprawka!
-Oh, piękna bogini...-Białowłosy schylił lekko głowę w parodii ukłonu- ...ja tylko robię jedną z dwóch rzeczy, które umiem najlepiej: wieję.
-Doprawdy? A cóż jest ową drugą rzeczą?-Przyzwyczajona do dowcipów pociągającego nawet ją młodzieńca, Afrodyta uśmiechnęła się do niego.
-Spójrz na Aresa, bogini...
Istotnie, bóg wojny, wyraźnie myślał tylko o tym by jak najszybciej przelecieć jednego z władców wiatru. I było to doskonale widać po jego minie i lekko unoszącej się z przodu todze. Afrodyta przyjrzała się temu ze zrozumieniem. Nie spotkała jeszcze nikogo, kto oparłby się Zefirowi...
-Aresie, mógłbyś przynajmniej spróbować się opanować...
Zefir jedynie zaśmiał się perliście, wręczył Afrodycie woreczek z afrodyzjakiem i odleciał z gracją, uśmiechając się słodko do obojga.
***
Apollo przyciskał zdezorientowanego Hiacynta do łoża i całował po szyi. Fioletowowłosy próbował mu się wyrwać, ale unieruchomione nad głową ręce bardzo to utrudniały.
-Ummmm.... kochanie, nie wyrywaj się tak.... lubię jak jęczysz, ale nie musisz się aż tak opierać.... w końcu jestem bogiem, to powinien być dla ciebie zaszczyt... mmmm....
-Ach... aaa....-Hiacynt naprawdę nie miał ochoty na *bliższą* znajomość z Apollinem lecz nie mógł nic zrobić i tylko dyszał ciężko wijąc się pod ciężkim ciałem jasnowłosego.
Nagle Apollo uniósł się i spadł kilka metrów od łóżka.
-Zefir.... już jesteś?
-Coś ci mówiłem... ale chyba ty i Faun macie ten sam problem... chcecie mieć coś, czego nie powinniście dotykać...-Wycedził Zefir przez zęby. Był wściekły i jeden Odyn raczy wiedzieć czemu, gdyż Apollo nie miał pojęcia.
-Oh, co ci tak zależy na tym młokosie?-Apollo podniósł się i otrzepał kurz. Powoli podszedł do swojego łoża, na którym wciąż siedział Hiacynt. -Widzisz, Zefirku, możemy załatwić to polubownie. Znaczy, chwilę się z nim pobawię a potem ci go oddam albo pobawimy się we trzech, co wolisz?-Uśmiechnął się drapieżnie.
Zefir błyskawicznie pojawił się przed Hiacyntem owiewając przez to jego i Apollina przyjemnym chłodem.
-Apollo, zostaw go. Nie mogę się równać z twoją mocą ale...-Zefir spojrzał w bok z zamyśleniem malującym mu się na twarzy-... spróbuję ci go zastąpić...-Jego policzki pokryły się delikatnym rumieńcem. Apollo rozszerzył oczy patrząc na jeszcze piękniejszego niż zwykle młodzieńca. Białe włosy opadały na jego ramiona i pościel wokoło, zaciśnięte dłonie lekko drżały, długie rzęsy przysłaniały błękitne oczy, rzucając cień na różowe policzki a rozchylone usta niemal prosiły o pocałunek. Bóg aż przełknął ślinę. Najcudowniejsza i najbardziej pożądana istota nie tylko na Olimpie ale i w całym Asgardzie właśnie miała dobrowolnie mu się oddać...? Blondyn przez moment nie wierzył w swoje szczęście i postanowił działać nim Zefir zmieni decyzję.
-D... dobrze...-Odparł w końcu Apollo.-Niech tak będzie.-Uśmiechnął się szatańsko i wyciągnął dłoń, aby zbliżyć głowę Zefira.
-Czekaj...-Zefir nieśmiało spojrzał mu w oczy. Wyglądał niesamowicie zmysłowo-Najpierw... przyrzeknij, że Hiacynta nie tkniesz.
-Przyrzekam.-Apollo przyciągnął do siebie Zefira i już prawie dotykał jego cudownie rozchylonych warg dyszących gorąco, własnymi rozpalonymi pożądaniem ustami, gdy ten... rozpłynął się...? W jednej chwili także Hiacynt uniósł się pod sam sufit a Zefir zmaterializował się trzymając go na rękach. Wyglądał na szczerze rozbawionego. Spojrzał z tryumfalnym uśmieszkiem na wściekłego Apollina.
-Chyba nie sądziłeś, że ci pozwolę na coś takiego?-Zadrwił bogu w żywe oczy-Oh, jak ja cię proszę, nie rób mu krzywdy, weź mnie, ach, och... aaach...!-Zefir mówił piskliwym głosem parodiując swoją własną minę sprzed kilku chwil-Chyba nie sądzisz, że dla mnie jakimkolwiek problemem jest udawanie słodkiego, niewinnego chłopca, co Apollo?-Zefir wyszczerzył się.
-No cóż, muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś Zefirze...-Apollo wstał z łoża i uśmiechnął się do chłopaka.-Przez chwilę miałem nadzieję, że w końcu mi się udało. No, będę próbować na najbliższej uczcie.
-Obiecuję się zjawić!-Zefir już miał odlecieć z wciąż zdezorientowanym Hiacyntem na rękach, gdy zatrzymał go głos Apollina
-Zefir! Powiedz mi.... dlaczego tak bardzo ci na nim zależy? Owszem, jest niesamowicie piękny ale... tylko dlatego?
Zefir uśmiechnął się podstępnie. Zleciał na podłogę, postawił Hiacynta i podszedł do Apollina.
-Gdybyśmy się tak długo nie znali, nie mówiłbym ci tego ale w takich okolicznościach...-Zefir uniósł się lekko i szepnął bogowi wprost do ucha.-Widzisz.... ja go kocham... i nie pozwolę, by coś mu się stało...
-Zalewasz?!-Wrzasnął Apollo-TY I M I Ł O Ś Ć ?! Pozwól, że cię uświadomię, ty NIGDY dotąd się nie zakochiwałeś i uważałeś, że to BZDURA!!!
-Ale z ciebie papla...-Skonfundowany Zefir spojrzał na Hiacynta. Stał on z otwartymi szeroko ustami i przyglądał się niemo władcy wiatru.-Ech... widzisz co narobiłeś.... a chciałem mu to powiedzieć w jakiejś romantycznej scenerii... już nawet z Luną się umówiłem... no trudno, stało się...-Zefir podszedł do Hiacynta z beztroskim uśmiechem-Mam nadzieję, że mimo tego pozwolisz mi się znieść z Olimpu na Ziemię?
-Em.... taaaa, jasne.....-Fioletowowłosy chłopak chwycił mocno szyję trzymającego go na rękach Zefira, gdy zlatywali z Olimpu. Miał wrażenie jakby bardzo powoli spadał w dół, ale nie odczuwał strachu. Wręcz przeciwnie. Było... przyjemnie... zupełnie jakby ktoś delikatnie gładził go po twarzy.... po całym ciele... poczuł na twarzy ciepły oddech drażniący jego usta. Otworzył powoli oczy. Byli już w lesie, on sam opierał się o kolano siedzącego Zefira, którego twarz znajdowała się bardzo blisko jego własnej. W jednej sekundzie zrozumiał, dlaczego wszystkim bogom i innym tak bardzo zależy by zdobyć tego pięknego młodzieńca o białych włosach i cudownie błękitnych oczach. I dlaczego jemu samemu nagle zrobiło się aż tak gorąco...
-Hej, Hiacyncie, obudź się.-Zefir uśmiechał się łagodnie.-Jesteśmy już na ziemi.
-Aaa... taaak.... ten..... no....
-No? Chcesz coś powiedzieć?-Białowłosy miał minę jakby rozprawiał o pogodzie... a Hiacynt ledwo składał litery w i tak nie do końca sensowne słowa.
-Czy ty naprawdę mnie kochasz?!-Wydusił jednym tchem Hiacynt.
-No, a bo co?-Zefir wstał i pomógł się podnieść drugiemu chłopakowi.-Przeszkadza ci to w czymś?
-E... nie.... tylko...
-No?-Ponaglił go Zefir.-Muszę zaraz lecieć do Freya, a to dość daleko.
Hiacynt poczuł się nieco przytłoczony. Niby go kocha ten błękitnooki młodzieniec a tak mu się śpieszy wszędzie... nawet nie chce z nim porozmawiać... i jeszcze wszystko mówi tak beztrosko... Hiacynt wstrzymał cisnące mu się na usta określenia tego zachowania i spojrzał na twarz Zefira. Nieco zawadiacki uśmiech zdawał się mówić "No? Co tam u ciebie? Ciepło? Pada?". Zupełnie nie pasował do powagi sytuacji, jak wydawało się Hiacyntowi.
-Oj, widzę, że nie wiesz co właściwie chcesz powiedzieć.... No nic, przez parę dni może mnie nie być.... hmmm... spotkamy się podczas uczty na Olimpie, zgoda? Do tego czasu postaraj się trzymać z daleka od Fauna, najlepiej poszukaj Artemidy i przekaż jej, że... eee.... a zresztą! Po prostu powiedz, ze ja cię przysłałem, no to narka!-Zefir cmoknął kompletnie zdezorientowanego Hiacynta w policzek i odleciał na północ. Chłopak usiadł z rozmachem na trawie i dotknął policzka.
-Rany... co tu się dzieje... W ciągu jednego dnia uganiał się za mną Faun, Apollo i Zefir... cała ta szopka mnie zaraz dobije... lepiej od razu coś z tym zrobić ...
Położył się i wpatrzył w chmury. Oczy same mu się zamykały. Już prawie usnął, gdy usłyszał głos Fauna w pobliżu. Ścigał nimfę Dafne.
-Lepiej jak najszybciej poszukać Artemidy...-Mruknął wstając i ruszył przed siebie.
***
Zefir rozglądał się nerwowo. Uczta zaczęła się już dwie godziny temu a wciąż nie mógł nigdzie wypatrzyć Hiacynta. Zresztą, sam dopiero co wrócił z Asgardu. Frey ostatnio wyjątkowo dużo wymaga od innych... ale cóż, było tam tak zaśnieżone, że bez pomocy władcy wiatru nie daliby rady wydostać się choćby na bankiet, a miejscowi bogowie byli jak zwykle zbyt zajęci pasjonującym nicnierobieniem, by samemu się z tym uporać... Poza tym także Hermes pomagał ze śniegiem, więc Zefir nie był osamotniony. Gorzej, że bóg złodziei i Loki bez przerwy na niego polowali. Gdyby nie udało mu się ukryć w gałęziach wielkiego drzewa i zmaterializować tam, aby na chwilę się zdrzemnąć, to pewnie byłby kompletnie przemęczony. Od chwili powrotu na Olimp zdążył jedynie się umyć i założyć czystą togę. Równie krótką jak poprzednią ale jasnobłękitną z delikatnym, białym haftem na brzegach. We włosy włożył srebrną ozdobną opaskę, którą swego czasu dostał od Hefajstosa za towarzystwo w gorącu wnętrza jego wulkanu. No cóż, Zefirowi nigdy nie było gorąco, więc nie marudził i dzielnie podtrzymywał rozmowę. A zadowolony bóg podarował mu tę śliczną błyskotkę. Władca wiatru poprawił spływające na ramiona włosy i jeszcze raz dokładnie się rozejrzał.
-Artemida! Wspaniale!-Zefir uśmiechnął się szeroko i już był obok bogini łowów.
-Oh! Zefirze, witaj.-Rudowłosa piękność uśmiechnęła sie doń promiennie. Jako jej częsty kompan podczas polowań, Zefir mógł liczyć na przyjaźń ze strony siostry Apollina.
-Artemido, widziałaś może Hiacynta? Miał się do ciebie zgłosić kilka dni temu...
-Nie martw się, zaraz tu będzie z Dafne.
-Dafne? Tą przesłodzoną nimfą?-Skrzywił się błękitnooki.
-Tak, przypadkowo się spotkaliśmy, gdy uciekała przed Faunem, a znasz moje dobre serce-Artemida uniosła zaciśniętą pięść na wysokość biustu i zrobiła minę bohaterki walczącej o dobro i sprawiedliwość.-Nie mogłam na to spokojnie patrzeć i pomogłam biedaczce. A potem ta dwójka się skolegowała i ostatnio mieszkali sobie u mnie. Mam nadzieję, że w zamian za to potowarzyszysz mi na jutrzejszej wyprawie?
-Oczywiście!-Zefir gorliwie pokiwał głową.
-Hej, patrz, już przyszli, są tam, z moim bratem.
Zefir błyskawicznie stał obok Hiacynta, tym samym oddzielając go od Apollina, który sprawiał wrażenie wyraźnie zainteresowanego wdziękami Dafne.
-Zefir... mmmm....-Apollo był już po kilkunastu porcjach nektaru, więc Zefir się nie zdziwił, gdy przystojny bóg uwiesił mu się na ramieniu. Jedynie westchnął i zrzucił go na pobliskie poduszki.
-Apollo, mógłbyś trochę przyhamować z tym piciem, tu są damy.-Zefir wskazał na Dafne, która pokryła się szkarłatem.- No a przecież pamiętasz, że później będą tańce i może nawet ja się pokuszę...
-O taaak, z tobą zawsze i wszędzie Zefirku...
-... jeśli oczywiście do tego czasu wytrzeźwiejesz...-Dokończył Zefir z kamienną twarzą. Rzucił tylko przybitemu bogu tryumfalne spojrzenie i odwrócił się do nimfy i Hiacynta.-Witam serdecznie.-Ucałował szarmancko dłoń ślicznej, różowowłosej, Dafne.-Mam nadzieję, że Faun nie zdążył zrobić ci nic złego? -Błysk w oku Zefira wystarczył, by nimfa się zarumieniła.
-Eee... niee.... Hiacynt i bogini Artemida mi pomogli...
-To wspaniale.-Zefir uśmiechnął się.-Hej, Apollo!
Jasnowłosy bóg oberwał mocnym podmuchem wiatru prosto w twarz, co go błyskawicznie otrzeźwiło.
-Apollo.-Skrzywił się Zefir.-Raczyłbyś wstać przynajmniej.-Nieco zdezorientowany brat Artemidy podniósł się.-Powierzam pod twoją opiekę tę oto śliczną nimfę, mam nadzieję, że wykażesz sie kulturą i nie zaciągniesz jej do łóżka a jedynie uprzyjemnisz ten wieczór.-Wyrecytował władca wiatru z miną, którą Apollo dobrze znał i bezbłędnie odczytał jako "I tak mam to w nosie" i lekko pchnął Dafne w ramiona młodego boga.-Jakby coś ci zrobił, Dafne, wołaj mnie.-Puścił oczko i pociągnąwszy Hiacynta ze sobą zmył się w nieco spokojniejszą część pałacu Zeusa, na balkon.
-Co ty sobie wyobrażasz?-Hiacynt był nie w humorze.-Tak po prostu podrywać ją a potem oddawać w łapska Apollina! I to przy mnie!
Zefir wywrócił oczami i głośno wypuścił powietrze. Spojrzał kątem oka na chłopaka obok. Delikatny wietrzyk, który sam tu sprowadził, poruszał lekko fioletowymi włosami. Światło księżyca delikatnie oświetlało drobną twarz z ciemnymi, głębokimi oczami. Zefir westchnął.
-Hiacynt...?
-Czego?-Prychnął nie domyślający się myśli władcy wiatru chłopak.
-Mogę cię... pocałować?
-Co takiego...?
-Mogę?
Hiacynt zarumienił się i kiwnął niepewnie głową. Bez wątpienia Zefir go fascynował. Roztaczał wokół siebie jakiś dziwny czar, powietrze przepełniał zmysłowością a każdy marzył tylko o tym, by mieć to nieskazitelne, pociągające ciało. A on, zwyczajny chłopak przecież, ma zaraz... Hiacynt na ułamek sekundy się zawahał. A jeśli Zefir kpi sobie z niego tak, jak niedawno jeszcze z Apollina? Ale wszelkie wątpliwości natychmiast zakończyły swój żywot w Hadesie, kiedy drobną twarz otoczyła zasłona białych, aksamitnych włosów, a zdecydowana dłoń spoczęła na jego biodrach, podczas, gdy druga znalazła się na karku. Hiacynt cichutko jęknął, czując na twarzy gorący oddech a tuż za nim miękkie, wilgotne usta na swoich własnych. Zefir początkowo całował go bardzo delikatnie, nie śpiesząc się, jakby chciał go jak najbardziej posmakować, po chwili jednak zaczął lekko przygryzać wargi fioletowowłosego chłopca wywołując tym przyjemne, pobudzające jęki. Lizał usta Hiacynta, powoli wkradając się coraz głębiej do ich wnętrza. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Dopiero po dłuższej chwili odsunęli swoje twarze o kilka centymetrów. Zefir spojrzał w nieco zamglone, ciemne oczy.
-Czy... sprawa Dafne... nadal ma dla... ciebie.... jakieś znaczenie...?-Powoli wydyszał władca wiatru.
-Myślę... że.... żadne....-Hiacynt wtulił się w miękkie, białe włosy.
Zefir chwycił jego brodę i spojrzał mu w oczy.
-Ale się ośliniłeś.... -Zaśmiał się cicho.
-Nie, to TY mnie ośliniłeś.-Powiedział Hiacynt buńczucznie.
-Doprawdy....? -Zefir zaczął lizać twarz fioletowowłosego.
-Będę mokry.-Ostrzegł chłopak.
-No to cię osuszę...
-O, a niby jak?
-Zawieję...
***
-No dobra!-Wrzasnął mocno podpity Dionizos.-A teraz czas na nimfy!! Zatańcznie dla nas, skarbeńki!-Wypił jednym haustem pół butelki nektaru.-Ha...! Dobre!-Otarł ręką zmoczoną twarz.-No, zaczynajcie!!
Kilkanaście pięknych nimf wyszło na środek sali i zaczęło swój taniec. Wokół siedzieli wszyscy bogowie i bożkowie Olipmu i Asgardu.Naturalnie, żaden nie był trzeźwy, choć z racji boskiego pochodzenia mieli dość mocne głowe i doskonale wiedzieli, co dzieje się wokoło. Afrodyta ośmielona namowami Aresa, Hefajstosa i Thora zaczęła tańczyć razem z nimfami. Hiacynt usiadł wygodniej. Zajmował wspólną leżankę z Zefirem. I była ona równie wspaniała, jak te Odyna, Zeusa czy ich synów i córek. Zefir był gościem bardzo chętnie zapraszanym, więc i warunki musiał mieć odpowiednie. Obecnie zaś wychylał kolejny puchar nektaru. Fioletowowłosy spojrzał na niego zaskoczony.
-Ty na pewno dasz radę potem normalnie wiać?-Spytał z powątpiewaniem.
-Jasne. Przeze mnie to przechodzi jak woda. Ja się normalnie nie potrafię upić.-Rozbrajająco uśmiechnął się władca wiatru.
-Wygląda na to, że Apollo dobrze się bawi z Dafne.-Hiacynt wskazał kiwnięciem głowy na całującą się parę.
-Ano. Ale to było do przewidzenia.-Zefir sięgnął po brzoskwinię.-Ja i Apollo często rywalizowaliśmy o względy różnych panienek czy chłopców. I zazwyczaj to ja wygrywałem.-Ugryzł kawałek i podał drugą Hiacyntowi.-Masz, dobre są. A teraz nie musi się martwić, że mu ją odbiorę i się nie śpieszy. Inaczej już dawno byliby po.
-Eh...?-Ciemnooki zerknął z niepewnym wyrazem twarzy na młodzieńca.
-No, bo ja mam ciebie, więc nie będę się czepiał kogoś innego. To była taka jego i moja gra, chyba od zawsze. Kiedy tylko się dało, prześcigaliśmy się w zaliczaniu kolejnych piękności.
-Więc czemu tak się ciągle wyrywasz bogom?
-Bo większość to ciury.-Krótko skwitował Zefir i skończył brzoskwinię.
-Ja też jestem tylko częścią gry?-Hiacynt odważnie spojrzał w oczy Zefira. Przez chwilę panowała między nimi cisza, po której władca wiatru spadł z leżanki ze śmiechu. Szybko wdrapał się na nią z powrotem i rozczochrał włosy zaskoczonego chłopaka.
-Ty chyba żartujesz...? Coś ty! Mamy swoje zasady. Poza tym już dłuższy czas mi się podobałeś, a wtedy Apollo umawiał się z Heliosem.
-Powiedzmy, że mi ulżyło.-Hiacynt zabrał się za jedzenie brzoskwini.
-HEJ! LUDZIE!!-Loki stał na środku i starał się wszystkich uciszyć wykorzystując całkiem donośny głos.-LUUUDZIEEEE NOOOO!!!
-ZAMKNĄĆ SIĘ WSZYSCY!!-Ares postanowił pomóc uroczemu bogu i na sali faktycznie zrobiło się cicho.-No.-Ares kiwnął głową na skonsternowanego Lokiego, by kontynuował.
-Co powiecie na to... żeby teraz zatańczył Zefir? Dzisiaj jakoś wybitnie mało się udziela społecznie, nie?-Okrzyki zadowolenia i gwizdy poparły propozycję Lokiego.-Zefirze...zapraszamy.
Zefir uśmiechnął się podstępnie do Hiacynta i wstał. Doskonale wiedział, że teraz wszyscy patrzą się wyłącznie na niego. Odrzucił na plecy swoje długie, białe włosy i poprawił opaskę oraz togę. Miał pełną świadomość, że wygląda absolutnie zniewalająco a wonne olejki wciąż się dobrze trzymają na jego bladej skórze. Rzucił wszystkim wokół zalotne spojrzenia i powoli uniósł dłoń. Artemida sypnęła na niego garść księżycowych iskier, dzięki czemu wokół władcy wiatru unosiły się błyszczące punkciki. Zefir poruszał się, jakby nawet nie usiłował dotknąć podłoża. Każdemu ruchowi towarzyszył delikatny powiew wiatru, a orzeźwiający zapach rozniósł się wokół niego. Cała sala w ciszy obserwowała piękny taniec Zefira i jedynie Apollo delikatnie przygrywał na cytrze. Bez wątpienia, Zefir był u szczytu formy co doskonale pokazywał swoimi ruchami. Nikt nie mógłby zatańczyć lepiej. Lekkie, w jednej chwili spokojne, a już w następnej pełne ognia i energii, nieziemsko piękne ciało unosił chłodny wiatr. Cicha, nastrojowa melodia cytry idealnie komponowała się z tańcem Zefira. Wszyscy, bez wyjątku, wpatrywali się w dziejącą się na środku sali scenę, bojąc się zepsuć jej czar choćby głośniejszym oddechem. W końcu Zefir zatrzymał się lekko i stanął na podłodze. Delikatnie się ukłonił po czym podszedł do Apollina. Przez chwilę w ciszy patrzyli sobie w oczy.
-Nawet nieźle zagrałeś.-Powiedział w końcu Zefir ze zniewalającym uśmiechem.
-A ty całkiem znośnie zatańczyłeś. Choć mogłeś się bardziej postarać.-W oku Apollina coś błysnęło.
-Wzajemnie.-Zefir oparł dłonie na biodrach i pochylił się, aby szepnąć coś do ucha boga.
-Jak sobie życzysz, Zefirze.-Apollo uśmiechnął się do wracającego na miejsce władcy wiatru.-Noooo, to teraz pijemy zdrowie Zefira!!
Wszyscy zakrzyknęli radośnie i chwycili puchary z nektarem. Tymczasem białowłosy odprowadzony rozpalonymi spojrzeniami dotarł do swojej leżanki.
-I? Podobało ci się?-Położył się obok Hiacynta.
-Hmmm...czy ja wiem...-Zaczepnie spojrzał w błękitne oczy, które na moment się zwęziły. Niemal w tej samej chwili poczuł na ustach namiętny pocałunek.
-A teraz?-Zefir chuchnął mu w usta ciepłym powietrzem i odsunął się trochę.
-Jesteś cudowny...
-Wiem.-Zachichotał białowłosy.
***
Take me to the magic
Of the moment
On a glory night
Where the children of
Tomorrow share theire dreams
With you and me
Take me to the magic
Of the moment
On a glory night
Where the children of
Tomorrow Dream away
In the wind of change

***




Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 16 2011 18:53:24
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Pazuzu (Brak e-maila) 19:01 04-11-2004
Może niezbyt ścisłe z mitologicznym oryginałem, ale bawiłam się doskonale.
An-Nah (Brak e-maila) 21:07 09-11-2004
Oh, Primea, jak ja dawno nie czytalam Twoich opowiadan... Nadal odczuwam straszna przyjemnosc z ich czytanai - choc liczylam na to, ze twoj styl bardziej wyewoluowal. No coz, nie mozna miec wszystkiego. W zalewie ogólnego angstu przyjemnie miec czasem odpoczynek. Przyjemnie sie czytało, choc balam sie, ze na koncu walniesz dethfica (cóz, mit wyglądął, jak wyglądął, niestety...)... W sumie dobrze, ze dopisałaś do tego happy end.
prim (Brak e-maila) 07:45 17-12-2004
ja nie lubię deathficóXD dlatego ich nie dajęXD no i An-chan, dzięki że to przeczytałaś, strasznie dawno się nie widziałyśmy^^ skrobnij czasem do pri maila^^ a nad stylem pracuję, pracuję^^ do tego opka po prostu pasował mi taki beztroski, lekkki styl^^ no i zamierzam kontynuować tematy mitów^^ szyuję się do Tanatoska^^ to będzie już nieco powazniejszeXDta, pri i powagaXD
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum