The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 20 2024 15:51:57   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Uczta 2
II


Wszyscy świętowali, nawet służba i grabarze. W dolnych ogrodach rozpalono wielkie ogniska, podobne oświetlały szerokie kanały wypływające z miasta. Na brudnej, mętnej wodzie unosiły się dziesiątki płaskodennych, szerokich łodzi używanych do transportu towarów. Na większości z nich zapalono trójnogi i pochodnie. Wkoło lawirowały wąskie czółna strażników i biedoty. Na jednym z nich, przycumowanym do brzegu, siedział mężczyzna od stóp do głów spowity w brudną burkę typową dla grabarzy. Nie był to nietypowy widok, zajmowali się oni też wyławianiem zwłok i śmieci z kanałów i pobliskich rzek. Jako że profesja ta uważana była za wyklętą, wykonywaną tylko przez nie-ludzi, chromych czy niedawnych włóczęgów, inne łodzie mijały go szerokim łukiem.
Z pobliskich krzaków wyłoniły się kolejne trzy postacie, również noszące opończe grabarzy. Dwóch pomagało iść swemu towarzyszowi, silnie utykającemu. Za nimi, od strony niedalekiego ogniska, nadleciało kilka kamieni, kości i gałęzi. Oraz przekleństwa rozochoconych służących. Czyściciele nie zareagowali, przyzwyczajeni do wszelakich ataków powoli wsiedli do czółna. Siedzący w nim mężczyzna wstał, silnie odbił się od brzegu długim drągiem. W migotliwym blasku ognia wyraźnie widać było brodawki i blizny pokrywające jego dłonie. Przewoźnik kilkoma ruchami skierował łódkę na środek kanału, w główny nurt. Tam, niemal bez pomocy człowieka, wartko ruszyli w stronę wodnej bramy w murach miejskich.
Dosłownie pół hejnału po ich odpłynięciu na pograniczu górnych i dolnych ogrodów wybuchł pożar. Płomienie strzelały ku niebu. Podniosły się dzikie krzyki, pierwsze rozbawienia, późniejsze przerażenia, gdy zgromadzeni zrozumieli, że w środku znajdują się dwie osoby.
Mimo rozpaczliwych prób, wyciągnięto tylko zwęglone zwłoki.

W tym samym czasie czółno, sprawnie sterowane przez skomplikowaną siatkę kanałów i naturalnych rzek, opuściło już tereny miasta, minęło też podmiejskie zabudowania i najbliższe pola. Nim świt zaczął różowić horyzont dotarli do dwunastej, ostatniej grodzi, chroniącej oddalone o dziesięć stajni miasto przez zalaniem. Tu przybyli do brzegu, wciągnęli łódkę na brzeg. Z kamiennej chaty należącej do wodziarza, wyszła wysoka, postawna postać również ubrana w burkę grabarzy. Jak wszyscy brudny kaptur miała owinięty zawojem. Podeszła od wychodzących na brzeg, jednemu z nich uścisnęła prawicę. Nic nie powiedzieli, tylko skierowali się do niewysokiej, kamiennej zagrody. Czekał tam na nich szósty wyławiacz zwłok i sześć mało efektownych, krępych koni o szarej sierści i w prostych rzędach.
Nim słońce wstało ruszyli. Kierowali się w stronę Gór Liana. Okolica była dość bezludna, kiedy skończyły się grodzie i śluzy, gdy nic nie chroniło przed częstymi wylewami i powodziami, za to blisko było do lasów i wpółdzikich skał, kmiecie obawiali się osiedlać. Do tego podróżnicy wybierali opustoszałe boczne drogi, często skracali sobie drogę przez opustoszałe pastwiska i już zżęte pola szarego zboża. Okolica była może i dość malownicza, ale monotonna. Nie sposób było nie zauważyć, że zbliżała się jesień… Dnie i noce ciągle były ciepłe, ale niebo stało się wyblakłe, jakby mdłe. Co jakiś czas zrywał się ostry, porywisty wiatr. Im było bliżej do skalistych szczytów, tym bardziej nieprzyjemnym wydawało się powietrze.
Gdzieś koło południa minęli po drugiej stronie kępę wysokich niezwykłych drzew. Miały one smukłe, wąskie pnie a ich korony zdawały się płonąć wszystkimi odcieniami zieleni i błękitu. Jeden z jeźdźców na moment wstrzymał konia, przyjrzał się dziwnemu zjawisku.
- Linia magii - zauważył mrukliwie.
- Linia magii - potwierdził jeden z jego towarzyszy.
Nic więcej nie powiedzieli, tylko popędzili swoje apatyczne wierzchowce. Konie, mimo nieszczególnego wyglądu i raczej ospałego charakteru, były silne i wytrzymałe. I, co najbardziej zaskakujące, potrafiły być dość szybkie. Nie wymagały specjalnej paszy, dzikie odmiany szarego zboża, okoliczne krzewy i trawa podskubywana w marszu w zupełności im wystarczały. Jeźdźcy nic nie jedli, tylko czasem dzielili się wodą z przytroczonych do siodeł bukłaków. Dzięki temu poruszali się bez postojów i pod wieczór dotarli do pierwszych, strzelistych skał.
Księżyc był już na niebie, gdy w końcu urządzili popas. Zatrzymali się w niewielkiej, ukrytej wśród stromych zboczy kotlince. Rosły tu mięsiste, szerokolistne byliny i krępe, kolczaste krzaki oraz wysokie, ponure sosny. Wierzchowce zostały rozkulbaczone, przywiązane za uzdy do gałęzi, napojone w pobliskim strumieniu i wyczyszczone. Teraz, z filozoficznym spokojem, jaki cechował je przez cały dzień, żuły obrok. Podróżnicy również szykowali się do spoczynku. Rozpalili niewielkie ognisko, raczej dla światła i ciepła niż strawy, zaczęli wyciągać z juków suszone mięso i ciemny, twardawy chleb. Jeden z nich odszedł ku wodzie. Po chwili podążył za nim następny, zdjął już swoje przebranie, odwinął zawój z głowy ukazując wysokosklepioną, smukłą głowę ogryta.
Zwinnie przeszedł przez chaszcze, odruchowo omijając wszelkie gałązki podejrzane o trzaskanie i kamienie które mogły się obsunąć spod stóp. Zatrzymał się o kilka kroków od niewielkiego rozlewiska. Elf kończył zdejmować swoją burkę. Starannie złożył ją na jednym z kamieni.
- Zmęczony? - spytał się przez ramię.
- A ty?
- Jak po kampanii - uśmiechnął się, odpinając biżuterię i podając ją ogrytowi. - Schowaj ją, może być nam przydatną.
Goblinoid obejrzał z zainteresowaniem srebrne drobiazgi, każdy przez chwilę trzymał między palcami, podziwiał w świetle księżyca, a potem ostrożnie chował do mieszka przytoczonego do pasa.
- Rzeczywiście, piękna robota - ocenił z uznaniem. - Zależało im na tobie.
Elf zaśmiał się, posyłając mu jedno ze swoich powłóczystych spojrzeń i potrząsając prowokująco włosami. W odpowiedzi na zaczepkę lekko wyszczerzył kły i gardłowo zawarczał. Czarnowłosy pokazał mu język. Zsunął z ramion podartą tunikę, przykląkł przy brzegu i zaczął się myć. Ogryt ukląkł obok. Woda była lodowato zimna, wspaniale orzeźwiała. Przemył twarz, przedramiona spłukując brud drogi i swąd ludzkich ubrań.
- Urtyk…
- Tak?
- Po co tu przybyłeś?
- By ci pomóc. - Zbył pytanie. Elf spojrzał podejrzliwie.
- To nie musiałeś być ty.
- I miałbym zaufać długouchemu zdrajcy? - prychnął, co wyglądało dziwnie przy jego nieludzkiej twarzy. - Powierzyć ci tak delikatną misję? Albo i zezwolić, byś sam pławił się w glorii zwycięzcy?
- Wszak wszystkie splendory tobie się należą - mruknął sarkastycznie.
- A jakże… - przyznał, ze śmiechem.
Czarnowłosy również się zaśmiał. W świetle księżyca jego blada skóra niemal fosforyzowała. Urtyk ze zdziwieniem stwierdził, że sutki elfa są dużo ciemniejsze niż zwykle. Chwilę przyglądał im się, zachodząc w głowę co dlaczego i po co. Elf zauważył jego spojrzenie.
- To szminka - starł barwnik kciukiem. - Działa na ludzi, warto byś pamiętał, gdy będziesz uwodził wojowników mięczaków.
- Dzięki za radę, najstarszy - skłonił nisko głowę. - Karin, powiesz po ką wkradłeś się tam jako kokota?
- Wywiad uznał, że tak będzie najpewniej - skończył toaletę, przysiadł na kamieniu, zaplatając włosy w warkocz. - Sam wiesz, że Diuka nie można było zdjąć na jego ziemiach. A o jego skłonności do elfów krążyły legendy. Oficerowie i ja uznaliśmy, że to najlepsza metoda. Czysta kalkulacja.
Urtyk pokiwał głową ze zrozumieniem. Sam znał trochę inną wersję wydarzeń. O ile wiedział, wszyscy oficerowie wywiadu umierali z ciekawości czy Karin zachowa się jak zawodowiec i nie straci głowy, czy też prześpi się z dowolnym człowiekiem jak tylko będzie miał okazję. Dla tego szybko zaaranżowali sposobność. I porobili zakłady, a Urtyk, nieomal kumpel elfa oraz jeden z bardziej zainteresowanych, został wytypowany by wybadać wynik.
Sprawa była o tyle niepewna, że od przeszło trzech lat długouchy mieszkał w Berlaw, gdzie siłą rzeczy nie miał co liczyć na potencjalnych kochanków, czy choćby przyjaciół, a Diuk uchodził za niezwykle przystojnego mężczyznę.
Ogryt musiał przyznać, że ciągle nie jest pewien, czy coś się wydarzyło. Jasne, podarta tunika, malinka na szyi, niewielkie obtarcie na nadgarstku i lekkie utykanie dość jasno wskazywały jaka jest odpowiedź, ale nie chciał stracić pieniędzy tylko przez niepewne obserwacje. A obawiał się zapytać wprost, bo Karin, choć słaby fizycznie i kiepski wojownik, był nerwowy. I z odległości trzydziestu kroków trafiał sztyletem w najmniejsze nawet jabłko.
- Kiedy ruszymy?
- O świcie. Będziemy trzymać ostre tempo, więc do granic państwa dotrzemy za dwa dni - wyjaśnił, zastanawiając się czy blizna na twarzy elfa przypadkiem nie zmieniła lekko kształtu.
- Dobrze.
- Nie obawiaj się, eliksiru starczy aż do Branka. - Bezbłędnie odczytał jego obawy. Karin skinął lekko głową, potem wstał, przeciągnął się tłumiąc jęk.
- Idę spać. - Ziewnął. Ponownie założył tunikę, wiążąc rozdarcie rzemieniem. - Urtyk, mam prośbę.
- Jaką?
- Jak będziesz go przesłuchiwać, złam mu kilka żeber w moim imieniu.
- Nie ja będę prowadził badanie, ale przekażę. - To przesądzało sprawę, zaklął w myślach. Co go podkusiło, by stawiać trzydzieści sztuk srebra? - Powiedz, długouchy, aż tak był zły w łóżku? Czy tylko brutalny?
- Urtyk… - Karin zmierzył go lodowatym wzrokiem, co było trudne przy jego czerwonych oczach, ale możliwe. Nagle uśmiechnął się uroczo. - Urtyk, jeżeli naprawdę zależy ci na nie przekazaniu swojej krwi następnym pokoleniom, powtórz to, co powiedziałeś. Bardzo ładnie proszę.
Zachęcający uśmiech nie schodził mu z warg. Jednocześnie przebierał palcami po głowni wąskiego sztyletu do rzucania przytroczonego do pasa. Ogryt przez chwilę obserwował go wpółprzymkniętymi oczyma. Był wściekły na siebie, że nie utrzymał języka za kłami; na długoucha który okazał się być mięczakiem i nie zapanował nad chucią. Pieprzone Elfy i ich namiętności. Nagle zaśmiał się warkliwie, ukazując zęby. Mięczak, czy nie udowodnił swoją wartość. Jak trzeba było sam nie tylko odnalazł, ale i poderżnął gardło niewolnikowi którego miejsce później zajął. Oczywiście według planu miał go otruć, a zwłoki przechować do końca akcji, a nie topić, a więc jakby nie patrzeć zawalił sprawę, choć potem szybko naprawił błąd. No i uwiedzenie Dodge'a też było częścią planu, i wykonał ją doskonale. Tylko czemu od razu szedł z nim na całość? Miał szczerą ochotę potrząsnąć solidnie elfiątkiem, i to tak, by zatrząsł zębami.
Gdzieś w pobliżu zawyły Worty - prawie dwumetrowe, pokryte brązową szczeciną drapieżniki. Obaj oficerowie odwrócili się błyskawicznie w stronę, z której dobiegały odgłosy.
Skowyt powtórzył się.
To zadecydowało. Bez zbędnych słów zabrali swoje rzeczy i błyskawicznie wrócili do obozowiska. Kłótnia poszła w zapomnienie i wkrótce też przysnęli, zmęczeni wielogodzinną akcją, choć tak naprawdę wszyscy członkowie pięcioosobowego oddziały wiedzieli, że odpoczną dopiero w kraju goblinoidów.












 


Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum