The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 25 2024 15:25:07   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Smak wiśni i krwi
- Rei, poszli już sobie?- W ciemnościach nocy rozległ się przestraszony i troszkę zaspany szept, ale nikt mu nie odpowiedział. Zza uchylonych drzwi starego, żółtawego kabrioletu wychyliła się niepewnie upstrzona kępą czarnych włosów głowa. Po chwili w ślad za nią z samochodu wynurzyła się cała postać chłopca. Miał może 17 lat, potarganą czuprynę i trochę za duże ubranie. Rozejrzał się dookoła i spostrzegł dopiero co utworzoną chmurę siwego dymu. Na ziemi, oparty o maskę samochodu siedział szczupły mężczyzna i z namaszczeniem wypalał długiego papierosa, rozkoszując się każdym wdechem do płuc tego gryzącego, trującego dymu. Zdawał się nie zauważyć stojącego przy nim chłopaka.
- Długo tu stoimy, Rei?- Ten drugi usiadł na masce wozu i zaczął przyglądać się mężczyźnie. Ale on i tym razem nie dał odpowiedzi. Przez dłuższy czas siedzieli w milczeniu, wsłuchując się w ciszę panującą nocą na pustyni. Mężczyzna dopalił papierosa, rzucił go na szosę i wstał ze zwinnością kota. Oparł ręce na masce wozu, po bokach siedzącego chłopaka i spojrzał na niego przeszywającym wzrokiem.
- Mamy przed sobą całą noc. Do rana będziemy na miejscu- wyszeptał, a przy każdym wypowiedzianym przez niego słowie młody chłopak czuł na twarzy smród dopiero co wypalonego tytoniu.
- Śmierdzisz, potrzebujesz kąpieli- odsunął rękę towarzysza, zeskoczył z samochodu i wrócił na swoje miejsce, obok kierowcy. Mężczyzna podążył w jego ślady. Usiadł za kierownicą, z trzaskiem przekręcił kluczyki w stacyjce i niespiesznie poprowadził wóz z powrotem na drogę, wsłuchując się w głęboki warkot silnika. Po kilku godzinach spędzonych w ciszy i rozmyślaniach, chłopak nie wytrzymał.
- Złapią nas Rei, prawda?- Zapytał, ale było to tylko kolejne pytanie, na które nie spodziewał się otrzymać odpowiedzi.- Khell nam nie przepuści.znajdą nas i zabiją.- odwrócił głowę do okna. Nagle samochód zatrzymał się gwałtownie i gdyby nie pasy chłopak nabiłby sobie guza, waląc głową w tapicerkę przed nim. Poczuł, ze silne ramiona towarzysza łapią go i przyciągają do siebie.
- Nie znajdą nas, Camlan- mężczyzna ze śmiertelną powagą spojrzał swymi ciemno karminowymi oczyma na chłopaka.- Nie pozwolę im cię skrzywdzić!- Czarnowłosego chłopaka zupełnie zaskoczyło to nagłe zapewnienie towarzysza. Zmrużył szklące się już oczy i wtulił się w jego skórzany płaszcz. Rei uniósł podbródek chłopaka i złożył na jego ustach gorący, ale jednak delikatny pocałunek. Camlan poczuł kwaśno-gorzki smak tytoniu, zmieszany z naturalnym smakiem ust towarzysza. Wiśniami. Chciał odwzajemnić pocałunek, jednak Rei odsunął się od niego i zapalił ponownie silnik.
- Musimy dojechać na miejsce przed świtem, świt się zbliża.- Mruknął beznamiętnym głosem. Camlan ostatnią część podróży spędził na rozmyślaniu, analizowaniu i obwinianiu się za zaistniałą sytuację. Jednak po kilkunastu kilometrach zasnął.



***



Chłopak otworzył oczy jak tylko wóz zatrzymał się przed małym domkiem, będącym w istocie motelem na drodze z jednego miasta do drugiego. Słońce już dawało o sobie znać, zalewając wyniosłe kaktusy i ostre trawy ciepłym, pomarańczowym świtem, oznajmiającym ponowną wygraną dnia nad nocą. Rei zniknął we wnętrzu hasiendy, więc czarnowłosy zabrał sportową torbę, zalegającą na tylnym siedzeniu i ostrożnie zawiesił ją sobie na ramieniu. Zostawił samochód i w ślad za towarzyszem, zniknął za szerokimi, dwu skrzydłowymi drzwiami z drewna cedrowego. W środku znajdował się mały placyk wyłożony czerwoną kostką i kilkoro drzwi, prawdopodobnie do pokoi hotelowych. Camlan zobaczył wysoką postać swego towarzysza, która niespiesznie kierowała się ku jednemu z pokoi. Więc podążył za nim. Mężczyzna otworzył drzwi i wszedł do środka, chłopak za nim. Rzucił torbę na łóżko i opadł na fotel.
- Jestem zmęczony.zostańmy tu jakiś czas, proszę- Camlan starał się, aby jego głos nie brzmiał jak przestraszony. Jednak niezbyt zdziwiła go reakcja Rei.
- Wiesz, że nie możemy tu zostać.- Pokręcił głową- Idę się wykąpać.- spojrzał na chłopaka z lekkim uśmiechem, błąkającym się gdzieś w kącikach wąskich ust.
- Popilnuję torby- czarnowłosy młodzik wskazał głową na starą, wypłowiałą sportową torbę. I nagle poczuł się bardzo smutny i przestraszony. Ta torba jest przyczyną wszystkich ich problemów. Mogliby ją tu zostawić, a kiedy przyszliby ludzie Khella, zastaliby tylko tę torbę i 50 tysięcy w środku. Może odpuściliby im wtedy.- chłopak pokręcił głową.
- Jesteś głupcem, Camlan. Musisz dociągnąć to do końca, dobrze wiesz, że nie odpuszczą.- Spojrzał z tęsknotą na drzwi łazienki, zza których dobiegał przytłumiony odgłos lecącej z prysznica wody. Chwilę zmagał się z uczuciami i wszedł do obskurnej łazieneczki. Za zaparowanym szkłem prysznica dostrzegł sylwetkę Rei'ego i aż przygryzł wargę. Obmył twarz z kurzu i brudu podróży, rozebrał się i ostrożnie odsunął ściankę kabiny prysznicowej. Rei stał tyłem do niego, prezentując bardzo zgrabne pośladki i gładkie plecy, do których przykleiły się włosy w kolorze dojrzałych wiśni. Łopatki pokryte były w niektórych miejscach drobnymi lub większymi bliznami. Mężczyzna odwrócił głowę i spojrzał na Camlana z wyczekiwaniem.
- Wchodzisz czy nie? Wpuszczasz do środka zimno.- Powiedział z wyrzutem, ale gdy chłopak znalazł się już w środku, blisko jego ciała, poczuł spokój. Camlan wziął do ręki gąbkę, namydlił ją i zaczął myć plecy mężczyzny. Gdy dojechał do krzyża i niżej, do pośladków, zatrzymał się. Rei uśmiechnął się pod nosem i odwrócił przodem do zawstydzonego chłopaka.
- Co jest, mały? Przecież nie pierwszy raz widzisz mnie nago- w jego głosie zabrzmiała nuta kpiny. Camlan spojrzał na niego zza zasłony spadających kropel wody.
- Tak, ale.- odgarnął kosmyk włosów ze smukłej twarzy mężczyzny. -Trudno do tego przywyknąć.- Powiedział speszony, ale zaraz poczuł na szyi gorące usta Rei. Wędrowały po jego ramionach i szyi, pozostawiając czerwieniące się ślady. Chłopak jęknął cicho, gdy poczuł na podbrzuszu męskość Rei. Objął go w pasie i przytulił się do ciepłego ciała towarzysza. Ten ujął twarz chłopca w swe duże dłonie i zaczął zasypywać go deszczem pocałunków. Z każdym kolejnym dotykiem mężczyzny Camlan coraz bardziej pragnął, aby oddać mu się całkowicie. Ich usta spotkały się i złączyły w namiętnym pocałunku. Obydwaj spijali spływającą ze swych twarzy wodę i obsypywali się nawzajem gorącymi pocałunkami, rozpalającymi ich ciała.
- Wyjdźmy stąd.- szepnął Camlan, a po chwili Rei kładł go na dużym, skromnym łóżku. Chłopak obserwował kocie ruchy kochanka i napawał się tymi chwilami. Mężczyzna pochylił się nad nim i oparł łokcie po bokach głowy czarnowłosego. Ten wysunął głowę w oczekiwaniu na kolejne pocałunki. Objął Rei ramionami i wodził palcami po jego plecach i szyi. Mężczyzna uniósł nieco biodra Camlana i nagle chłopak poczuł, jak coś twardego i dużego wnika w jego ciało, powodując ból i rozkosz jednocześnie. Twarz kochanka zaczęła rozmazywać się, a z oczu popłynęły łzy.
- To łzy smutku czy radości?- Rei scałowywał je skrzętnie z twarzy chłopaka. Ten wtulił się głęboko między ramię a pierś mężczyzny i zacisnął oczy, gdy ten zaczął nacierać na niego rytmicznie. Odpowiadał mu ruchami bioder w tym samym tempie. Rei oddychał ciężko, miarowo, nadal pieszcząc kochanka, który jęczał cicho, ukrywając przy tym płynące z oczu łzy. Jeszcze kilka chwil rozkoszy, która wydawała się wieczna i obydwaj mężczyźni zastygli w bezruchu, najpierw Camlan, a Rei w chwilę po nim. Chłopak poczuł, jak coś wlewa się w niego rzeką lawy, rozrywa jego wnętrze i rozchodzi się po jego młodym ciele falą dreszczu szaleństwa. Rei opadł na pościel obok niego i oddychał ciężko przez jakiś czas. Camlan odetchnął głęboko, rozwartymi oczyma wpatrując się tępo w sufit. Okrył się cienkim prześcieradłem i przytulił do ramienia mężczyzny. Ten objął go drugą ręką i tak zasnęli.


***



Czerwonowłosego mężczyznę obudził odgłos trzaskających drzwi samochodowych. A potem nastała cisza. Spojrzał za okno. Dzień dobiegał już końca, a słońce swymi pomarańczowymi językami czepiało się jeszcze parapetu w pokoju, by w niedługim czasie zupełnie umknąć za linię horyzontu. Rei ostrożnie, by nie zbudzić towarzysza, podniósł się z posłania i ubrał. Przeczucie nieuniknionej tragedii narastało w nim nieustannie. Jeszcze chwila, a ogarnęłaby go panika. Doskonale wiedział, co się dzieje, ale nie dopuszczał do siebie myśli o przegranej.
- Co się dzieje? Rei? Oni już tu są, prawda?- Chłopak na łóżku patrzył przestraszonym wzrokiem na kochanka.
- Zostań tu, Camlan. Muszę coś sprawdzić.- warknął mężczyzna, ukrywając przed wzrokiem towarzysza schowaną za paskiem spodni broń. Czarnowłosy młodzik wiedział jednak, co się święci. Zeskoczył z łóżka i przypadł do Rei.
- Nie możesz tam iść...Zabiją cię! Zostań, uciekniemy tyłem!- Stanął między mężczyzną a drzwiami. Ten spiorunował go ostrym wzrokiem.
- Nic nie rozumiesz?! Nie może mu uciekać przez resztę życia! Zostań tu, a ja...- Nagle zabrakło mu słów, gdy patrzył na przerażoną i jednocześnie zaciętą twarz młodego kochanka.
- Odsuń się!- Zażądał, ale ten ani drgnął. Rei powtórzył nakaz, ale bezskutecznie. Zmrużył oczy i odepchnął chłopaka od drzwi tak, że ten wylądował na dywanie, przy sportowej torbie. Wiśniowe włosy powiewały za nim, gdy przemierzał plac z czerwonej kostki. Stanął przed potężnymi, cedrowymi drzwiami i odbezpieczył Webleya. Przeżegnał się i pchnął jedno skrzydło. Drzwi ustąpiły przed mężczyzną i wyszedł przed hotel. Pomimo stosunkowo ciepłego wieczoru, poczuł przejmujący chłód i zimny dreszcz, przebiegający od karku po całych plecach. Przed nim stały trzy czarne, eleganckie, lecz zakurzone samochody, przy których jak drzewa w gaju porozstawiani byli mężczyźni w czarnych koszulach i słonecznych okularach. Panowała zupełna cisza, przerywana jedynie chaosem panującym w głowie Rei. Z cichym trzaskiem drzwi jednego z samochodów otworzyły się i wyszedł z nich podstarzały, ale nadal postawny mężczyzna. Trochę łysawy, z wykałaczką w ustach i w słonecznych okularach. Z szyi zwieszał się na łańcuszku ozdobny krzyż. W tym momencie po raz pierwszy w życiu Rei zaczął żałować. Mężczyzna podszedł do niego i zdjął okulary. Obydwaj stali teraz w absolutnym milczeniu, które doprowadzało rei na skraj obłędu.
- I co masz mi do powiedzenia...Reihou?- Zapytał starszy mężczyzna głębokim głosem z akcentem człowieka z pogranicza Ameryk. Rei stał nadal milczący. Mężczyzna zaczął obchodzić go dookoła.
- Bo wiesz, ja sobie tak myślę.- Wyjął wykałaczkę z ust i rzucił w pył na ziemi.- Nic do ciebie nie mam. Byłeś dobrym pracownikiem, jednym z moich najlepszych ludzi. Miałem do ciebie zaufanie. Ale ty je odrzuciłeś. A zaufania Khella się nie odrzuca.- Mówił spokojnym głosem, krążąc wokół swej ofiary. Za spokojnym. Niespodziewanie Rei dostał cios pod żebra. Niezbyt mocny, ale bolesny. Zacisnął zęby, ale nie odezwał się.
- powierzyłem ci tę transakcję, mój błąd. Powierzyłem ci opiekę nad moim synem, drugi błąd. Przymknąłem oko na twoją niesubordynację, kolejny błąd.- Ciągnął monotonnym głosem, po czym młody mężczyzna dostał mocny już cios powyżej krzyża. Wygiął się jak łuk i opadł na kolana. Jego pistolet wysunął się zza paska i spadł na ziemię. Khell poczekał, aż tamten się podniesie i kontynuował.
- Ponieważ jednak jestem tylko człowiekiem, popełniam błędy. Ale też je naprawiam.- Na czerwono włosego spadł kolejny, najmocniejszy ze wszystkich cios, tym razem w splot słoneczny. Mężczyzna zgiął się w pół i cofnął. Ale po kilku urywanych oddechach wyprostował się i od razu dostał policzka od Khella. Starszy mężczyzna wyciągnął broń zza paska i przyłożył Rei do czoła.
- A teraz naprawię swój największy błąd. Już nigdy nie dotkniesz mojego syna, zboczeńcu.- Po dłuższej chwili przeniósł lufę pistoletu na pierś czerwono włosego.
- Albo nie, przestrzelę ci płuca i będę obserwował, jak wykrwawiasz się i dusisz.- Odbezpieczył broń. W tej samej sekundzie z drzwi wybiegł młody chłopak o czarnych włosach z przewieszoną przez pierś torbą, rozsypując za sobą łzy w kształcie pereł.
- Ojcze, nie!!!- Krzyknął i rzucił się na mężczyznę z bronią wycelowaną w pierś jego ukochanego. Obydwaj runęli na ziemię, wzbijając tuman płowego kurzu. Chwila szarpaniny i rozległ się strzał. Wszyscy zamarli. Rei, nieobecnym do tej pory wzrokiem obserwujący całe zajście, rzucił się w stronę chłopaka. Przypadł do jego wątłej postaci, leżącej na ziemi i odwrócił twarzą do siebie. Camlan mrugał oczami, szukając towarzysza. Mężczyzna obmacał całą pierś i ramiona chłopaka, ale był cały.
- Podnieś się!- Usłyszał lekko zachrypnięty głos Khella i zobaczył wymierzoną w siebie lufę pistoletu. Powoli ułożył oszołomionego chłopaka na ziemi i wstał, cały czas obserwując Khella i jego broń.
- No i po co ci to było?- Zapytał szyderczo starszy mężczyzna, ale było to pytanie retoryczne. Zaśmiał się cicho.- To koniec, Reihou. Czyż to nie ironia, zginąć z własnego Webleya.
- Masz rację, ojcze. To koniec.- Khell przekręcił głowę i zobaczył wycelowaną w siebie broń.
- Nie pozwolę ci skrzywdzić go skrzywdzić.- Cały drżał, ale broń trzymał pewnie w wyciągniętych dłoniach.
- Camlan, nie.- rzucił czerwono włosy, ale Khell syknął - Zamknij twarz, Reihou. Nie waż się nigdy uciszać mojego syna!- Zwrócił się do syna- Camlanie, zawsze wiedziałem, że nie masz w sobie tej siły, którą mam ja. Myślisz, że byłbyś w stanie strzelić do własnego ojca?- Zakpił i powrócił do Rei.
- Widzisz, nie miałeś szans. Znalazłbym cię wszędzie, więc po co ciągnąłeś ze sobą chłopaka? Jeśli nie teraz, wpadlibyście później, za tydzień, może dwa. A teraz co? Jesteś martwy.
- Nie waż się,.bo strzelę!- Ostrzegł chłopak donośnym głosem. Khell spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Naprawdę strzelisz ojcu w skroń?- Powtórzył i z wyższością obserwował chwilę wahania chłopaka. Broń zadrżała mu w ręku, a ciałem wstrząsnął szloch. Powoli opuścił lufę i opadł na ziemię.
- Tak myślałem.- Rzucił Khell i strzelił do kochanka jego syna. Rei usłyszał najpierw głuchy huk, a potem już tylko krzyk Camlana. Coś wydarło mu dech z piersi i paliło żywym ogniem, rozrywając po kolei skórę, mięśnie i w końcu płuca. Mężczyzna zachwiał się i zamglonym wzrokiem pełnym nieprzyjemnego odurzenia i zdziwienia omiótł twarze dookoła. Ludzie przy samochodach nadal stali na tych samych pozycjach. Khell odrzucił broń, przeszedł obok syna i wsiadł do samochodu. Po chwili, w otoczce z pyłu i kurzu trzy czarne samochody odjechały w stronę pustyni. Camlan rzucił pistolet i przypadł do towarzysza. Wszystko działo się w ciągu kilkunastu sekund, jednak dla postrzelonego mężczyzny zdawały się być godzinami. Przed oczami zaczęły mu tańczyć ciemne plamki, okładając się w niezrozumiałe konstelacje. Rei poczuł, ze coś kapie mu na policzek. Mógł się tylko domyślać, że to łzy ukochanego. Nic nie widział, nie czuł palącego pocisku, który wbił się w jego ciało i wybił w piersi dziurę, z której sączyło się coś lepkiego, mokrego i ciepłego. Podniósł dłoń. W świetle kurczącego się słonecznego kręgu miała kolor dojrzałych wiśni. Poczuł w ustach dziwny, miedziany smak krwi. Zrobiło mu się zimno, a po chwili znów gorąco. Jego głowa spoczywała na czyichś kolanach. Z wielkim trudem przypomniał sobie, co się stało. Przywołał w pamięci twarz osoby, dla której zrobił to wszystko. Twarz Camlana. Zapadał się w bezdenną otchłań czegoś ciepłego i mokrego. A może to łzy zmieszały się z krwią. Rei zamknął oczy. Otuliła go ciepła i wilgotna noc.
Camlan nie spostrzegł momentu, gdy jego obrońca i towarzysz odszedł. Gdy uleciało z niego całe życie. Chłopak przytulił martwe, stygnące ciało kochanka i nie czuł już nic. Żadnych emocji, żalu, smutku.miłości. Nic. Zbliżył swe usta do ciepłych jeszcze warg Rei, by złożyć na nich pożegnalny pocałunek. Rozchylił wargi i poczuł w ustach tak ukochany smak. Ledwo wyczuwalny smak wiśni w sierpniu. I czegoś jeszcze. Smak wiśni i krwi.




Komentarze
mordeczka dnia padziernika 16 2011 12:06:54
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Schensi (Brak e-maila) 12:21 27-08-2004
Swietne ^^
Pazuzu (Brak e-maila) 22:22 25-09-2004
Powtórzę to, co powiedziałam na NL - zbyt wiele literówek, niedopracowanie, kilka błędów stylitycznych, fabuła klasyczna do bólu itp. Najgorsze jest to, że tekst został po raz drugi wysłany w net bez jakichkolwiek poprawek czy zmian, a to świadczy tylko o lenistwie i niechlujstwie. A to dwie najgorsze wady pisarza.
dea oriantin (Brak e-maila) 23:27 20-11-2004
hum. zgadzam się z Pazuzu. literówki, głupie błędy... kompletnie niedopracowane. poza tym, widziałam już opko \"smak truskawek\" i się coś za bardzo kojarzy :]
jedna tylko rzecz mi się spodobała: \"trudno do tego przywyknąć\". jakoś tak... ładne smiley
PANGEA ZALICZYŁA GLEBUSIE (Brak e-maila) 21:23 11-01-2005
a ja nie czytałam smaku truskawek ;p
A sprawdził ktoś,czy truskawki nie były po wiśniach?
Loukas (loukas@inbox.ru) 16:56 20-11-2005
Według mnie fabuła może być - temat dość zwyczajny i mało ambitny, ale w naszej rzeczywistości na każdej płaszczyĽnie to już codzienność, dlatego to akurat wydaje się być akceptowalne. Co innego forma - rozwiązania stylistyczne, obecność literówek, zła kompozycja - elemtenty, które decyzują o wartości kunsztu, zostały tu zaniedbane.
nadja (Brak e-maila) 17:31 05-03-2006
cudowne
Shana (yaoi-by-chanelle.blog.onet.pl) 18:30 22-09-2008
Cóż. Ciekawie opisane, chociaż nie ukrywam, mogło być lepiej. Podoba mi się połączenie wiśni i krwi. To musi wspaniale smakować ^^.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum