ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Smak wiśni i krwi |
- Rei, poszli już sobie?- W ciemnościach nocy rozległ się przestraszony i troszkę zaspany szept, ale nikt mu nie odpowiedział. Zza uchylonych drzwi starego, żółtawego kabrioletu wychyliła się niepewnie upstrzona kępą czarnych włosów głowa. Po chwili w ślad za nią z samochodu wynurzyła się cała postać chłopca. Miał może 17 lat, potarganą czuprynę i trochę za duże ubranie. Rozejrzał się dookoła i spostrzegł dopiero co utworzoną chmurę siwego dymu. Na ziemi, oparty o maskę samochodu siedział szczupły mężczyzna i z namaszczeniem wypalał długiego papierosa, rozkoszując się każdym wdechem do płuc tego gryzącego, trującego dymu. Zdawał się nie zauważyć stojącego przy nim chłopaka.
- Długo tu stoimy, Rei?- Ten drugi usiadł na masce wozu i zaczął przyglądać się mężczyźnie. Ale on i tym razem nie dał odpowiedzi. Przez dłuższy czas siedzieli w milczeniu, wsłuchując się w ciszę panującą nocą na pustyni. Mężczyzna dopalił papierosa, rzucił go na szosę i wstał ze zwinnością kota. Oparł ręce na masce wozu, po bokach siedzącego chłopaka i spojrzał na niego przeszywającym wzrokiem.
- Mamy przed sobą całą noc. Do rana będziemy na miejscu- wyszeptał, a przy każdym wypowiedzianym przez niego słowie młody chłopak czuł na twarzy smród dopiero co wypalonego tytoniu.
- Śmierdzisz, potrzebujesz kąpieli- odsunął rękę towarzysza, zeskoczył z samochodu i wrócił na swoje miejsce, obok kierowcy. Mężczyzna podążył w jego ślady. Usiadł za kierownicą, z trzaskiem przekręcił kluczyki w stacyjce i niespiesznie poprowadził wóz z powrotem na drogę, wsłuchując się w głęboki warkot silnika. Po kilku godzinach spędzonych w ciszy i rozmyślaniach, chłopak nie wytrzymał.
- Złapią nas Rei, prawda?- Zapytał, ale było to tylko kolejne pytanie, na które nie spodziewał się otrzymać odpowiedzi.- Khell nam nie przepuści.znajdą nas i zabiją.- odwrócił głowę do okna. Nagle samochód zatrzymał się gwałtownie i gdyby nie pasy chłopak nabiłby sobie guza, waląc głową w tapicerkę przed nim. Poczuł, ze silne ramiona towarzysza łapią go i przyciągają do siebie.
- Nie znajdą nas, Camlan- mężczyzna ze śmiertelną powagą spojrzał swymi ciemno karminowymi oczyma na chłopaka.- Nie pozwolę im cię skrzywdzić!- Czarnowłosego chłopaka zupełnie zaskoczyło to nagłe zapewnienie towarzysza. Zmrużył szklące się już oczy i wtulił się w jego skórzany płaszcz. Rei uniósł podbródek chłopaka i złożył na jego ustach gorący, ale jednak delikatny pocałunek. Camlan poczuł kwaśno-gorzki smak tytoniu, zmieszany z naturalnym smakiem ust towarzysza. Wiśniami. Chciał odwzajemnić pocałunek, jednak Rei odsunął się od niego i zapalił ponownie silnik.
- Musimy dojechać na miejsce przed świtem, świt się zbliża.- Mruknął beznamiętnym głosem. Camlan ostatnią część podróży spędził na rozmyślaniu, analizowaniu i obwinianiu się za zaistniałą sytuację. Jednak po kilkunastu kilometrach zasnął.
***
Chłopak otworzył oczy jak tylko wóz zatrzymał się przed małym domkiem, będącym w istocie motelem na drodze z jednego miasta do drugiego. Słońce już dawało o sobie znać, zalewając wyniosłe kaktusy i ostre trawy ciepłym, pomarańczowym świtem, oznajmiającym ponowną wygraną dnia nad nocą. Rei zniknął we wnętrzu hasiendy, więc czarnowłosy zabrał sportową torbę, zalegającą na tylnym siedzeniu i ostrożnie zawiesił ją sobie na ramieniu. Zostawił samochód i w ślad za towarzyszem, zniknął za szerokimi, dwu skrzydłowymi drzwiami z drewna cedrowego. W środku znajdował się mały placyk wyłożony czerwoną kostką i kilkoro drzwi, prawdopodobnie do pokoi hotelowych. Camlan zobaczył wysoką postać swego towarzysza, która niespiesznie kierowała się ku jednemu z pokoi. Więc podążył za nim. Mężczyzna otworzył drzwi i wszedł do środka, chłopak za nim. Rzucił torbę na łóżko i opadł na fotel.
- Jestem zmęczony.zostańmy tu jakiś czas, proszę- Camlan starał się, aby jego głos nie brzmiał jak przestraszony. Jednak niezbyt zdziwiła go reakcja Rei.
- Wiesz, że nie możemy tu zostać.- Pokręcił głową- Idę się wykąpać.- spojrzał na chłopaka z lekkim uśmiechem, błąkającym się gdzieś w kącikach wąskich ust.
- Popilnuję torby- czarnowłosy młodzik wskazał głową na starą, wypłowiałą sportową torbę. I nagle poczuł się bardzo smutny i przestraszony. Ta torba jest przyczyną wszystkich ich problemów. Mogliby ją tu zostawić, a kiedy przyszliby ludzie Khella, zastaliby tylko tę torbę i 50 tysięcy w środku. Może odpuściliby im wtedy.- chłopak pokręcił głową.
- Jesteś głupcem, Camlan. Musisz dociągnąć to do końca, dobrze wiesz, że nie odpuszczą.- Spojrzał z tęsknotą na drzwi łazienki, zza których dobiegał przytłumiony odgłos lecącej z prysznica wody. Chwilę zmagał się z uczuciami i wszedł do obskurnej łazieneczki. Za zaparowanym szkłem prysznica dostrzegł sylwetkę Rei'ego i aż przygryzł wargę. Obmył twarz z kurzu i brudu podróży, rozebrał się i ostrożnie odsunął ściankę kabiny prysznicowej. Rei stał tyłem do niego, prezentując bardzo zgrabne pośladki i gładkie plecy, do których przykleiły się włosy w kolorze dojrzałych wiśni. Łopatki pokryte były w niektórych miejscach drobnymi lub większymi bliznami. Mężczyzna odwrócił głowę i spojrzał na Camlana z wyczekiwaniem.
- Wchodzisz czy nie? Wpuszczasz do środka zimno.- Powiedział z wyrzutem, ale gdy chłopak znalazł się już w środku, blisko jego ciała, poczuł spokój. Camlan wziął do ręki gąbkę, namydlił ją i zaczął myć plecy mężczyzny. Gdy dojechał do krzyża i niżej, do pośladków, zatrzymał się. Rei uśmiechnął się pod nosem i odwrócił przodem do zawstydzonego chłopaka.
- Co jest, mały? Przecież nie pierwszy raz widzisz mnie nago- w jego głosie zabrzmiała nuta kpiny. Camlan spojrzał na niego zza zasłony spadających kropel wody.
- Tak, ale.- odgarnął kosmyk włosów ze smukłej twarzy mężczyzny. -Trudno do tego przywyknąć.- Powiedział speszony, ale zaraz poczuł na szyi gorące usta Rei. Wędrowały po jego ramionach i szyi, pozostawiając czerwieniące się ślady. Chłopak jęknął cicho, gdy poczuł na podbrzuszu męskość Rei. Objął go w pasie i przytulił się do ciepłego ciała towarzysza. Ten ujął twarz chłopca w swe duże dłonie i zaczął zasypywać go deszczem pocałunków. Z każdym kolejnym dotykiem mężczyzny Camlan coraz bardziej pragnął, aby oddać mu się całkowicie. Ich usta spotkały się i złączyły w namiętnym pocałunku. Obydwaj spijali spływającą ze swych twarzy wodę i obsypywali się nawzajem gorącymi pocałunkami, rozpalającymi ich ciała.
- Wyjdźmy stąd.- szepnął Camlan, a po chwili Rei kładł go na dużym, skromnym łóżku. Chłopak obserwował kocie ruchy kochanka i napawał się tymi chwilami. Mężczyzna pochylił się nad nim i oparł łokcie po bokach głowy czarnowłosego. Ten wysunął głowę w oczekiwaniu na kolejne pocałunki. Objął Rei ramionami i wodził palcami po jego plecach i szyi. Mężczyzna uniósł nieco biodra Camlana i nagle chłopak poczuł, jak coś twardego i dużego wnika w jego ciało, powodując ból i rozkosz jednocześnie. Twarz kochanka zaczęła rozmazywać się, a z oczu popłynęły łzy.
- To łzy smutku czy radości?- Rei scałowywał je skrzętnie z twarzy chłopaka. Ten wtulił się głęboko między ramię a pierś mężczyzny i zacisnął oczy, gdy ten zaczął nacierać na niego rytmicznie. Odpowiadał mu ruchami bioder w tym samym tempie. Rei oddychał ciężko, miarowo, nadal pieszcząc kochanka, który jęczał cicho, ukrywając przy tym płynące z oczu łzy. Jeszcze kilka chwil rozkoszy, która wydawała się wieczna i obydwaj mężczyźni zastygli w bezruchu, najpierw Camlan, a Rei w chwilę po nim. Chłopak poczuł, jak coś wlewa się w niego rzeką lawy, rozrywa jego wnętrze i rozchodzi się po jego młodym ciele falą dreszczu szaleństwa. Rei opadł na pościel obok niego i oddychał ciężko przez jakiś czas. Camlan odetchnął głęboko, rozwartymi oczyma wpatrując się tępo w sufit. Okrył się cienkim prześcieradłem i przytulił do ramienia mężczyzny. Ten objął go drugą ręką i tak zasnęli.
***
Czerwonowłosego mężczyznę obudził odgłos trzaskających drzwi samochodowych. A potem nastała cisza. Spojrzał za okno. Dzień dobiegał już końca, a słońce swymi pomarańczowymi językami czepiało się jeszcze parapetu w pokoju, by w niedługim czasie zupełnie umknąć za linię horyzontu. Rei ostrożnie, by nie zbudzić towarzysza, podniósł się z posłania i ubrał. Przeczucie nieuniknionej tragedii narastało w nim nieustannie. Jeszcze chwila, a ogarnęłaby go panika. Doskonale wiedział, co się dzieje, ale nie dopuszczał do siebie myśli o przegranej.
- Co się dzieje? Rei? Oni już tu są, prawda?- Chłopak na łóżku patrzył przestraszonym wzrokiem na kochanka.
- Zostań tu, Camlan. Muszę coś sprawdzić.- warknął mężczyzna, ukrywając przed wzrokiem towarzysza schowaną za paskiem spodni broń. Czarnowłosy młodzik wiedział jednak, co się święci. Zeskoczył z łóżka i przypadł do Rei.
- Nie możesz tam iść...Zabiją cię! Zostań, uciekniemy tyłem!- Stanął między mężczyzną a drzwiami. Ten spiorunował go ostrym wzrokiem.
- Nic nie rozumiesz?! Nie może mu uciekać przez resztę życia! Zostań tu, a ja...- Nagle zabrakło mu słów, gdy patrzył na przerażoną i jednocześnie zaciętą twarz młodego kochanka.
- Odsuń się!- Zażądał, ale ten ani drgnął. Rei powtórzył nakaz, ale bezskutecznie. Zmrużył oczy i odepchnął chłopaka od drzwi tak, że ten wylądował na dywanie, przy sportowej torbie. Wiśniowe włosy powiewały za nim, gdy przemierzał plac z czerwonej kostki. Stanął przed potężnymi, cedrowymi drzwiami i odbezpieczył Webleya. Przeżegnał się i pchnął jedno skrzydło. Drzwi ustąpiły przed mężczyzną i wyszedł przed hotel. Pomimo stosunkowo ciepłego wieczoru, poczuł przejmujący chłód i zimny dreszcz, przebiegający od karku po całych plecach. Przed nim stały trzy czarne, eleganckie, lecz zakurzone samochody, przy których jak drzewa w gaju porozstawiani byli mężczyźni w czarnych koszulach i słonecznych okularach. Panowała zupełna cisza, przerywana jedynie chaosem panującym w głowie Rei. Z cichym trzaskiem drzwi jednego z samochodów otworzyły się i wyszedł z nich podstarzały, ale nadal postawny mężczyzna. Trochę łysawy, z wykałaczką w ustach i w słonecznych okularach. Z szyi zwieszał się na łańcuszku ozdobny krzyż. W tym momencie po raz pierwszy w życiu Rei zaczął żałować. Mężczyzna podszedł do niego i zdjął okulary. Obydwaj stali teraz w absolutnym milczeniu, które doprowadzało rei na skraj obłędu.
- I co masz mi do powiedzenia...Reihou?- Zapytał starszy mężczyzna głębokim głosem z akcentem człowieka z pogranicza Ameryk. Rei stał nadal milczący. Mężczyzna zaczął obchodzić go dookoła.
- Bo wiesz, ja sobie tak myślę.- Wyjął wykałaczkę z ust i rzucił w pył na ziemi.- Nic do ciebie nie mam. Byłeś dobrym pracownikiem, jednym z moich najlepszych ludzi. Miałem do ciebie zaufanie. Ale ty je odrzuciłeś. A zaufania Khella się nie odrzuca.- Mówił spokojnym głosem, krążąc wokół swej ofiary. Za spokojnym. Niespodziewanie Rei dostał cios pod żebra. Niezbyt mocny, ale bolesny. Zacisnął zęby, ale nie odezwał się.
- powierzyłem ci tę transakcję, mój błąd. Powierzyłem ci opiekę nad moim synem, drugi błąd. Przymknąłem oko na twoją niesubordynację, kolejny błąd.- Ciągnął monotonnym głosem, po czym młody mężczyzna dostał mocny już cios powyżej krzyża. Wygiął się jak łuk i opadł na kolana. Jego pistolet wysunął się zza paska i spadł na ziemię. Khell poczekał, aż tamten się podniesie i kontynuował.
- Ponieważ jednak jestem tylko człowiekiem, popełniam błędy. Ale też je naprawiam.- Na czerwono włosego spadł kolejny, najmocniejszy ze wszystkich cios, tym razem w splot słoneczny. Mężczyzna zgiął się w pół i cofnął. Ale po kilku urywanych oddechach wyprostował się i od razu dostał policzka od Khella. Starszy mężczyzna wyciągnął broń zza paska i przyłożył Rei do czoła.
- A teraz naprawię swój największy błąd. Już nigdy nie dotkniesz mojego syna, zboczeńcu.- Po dłuższej chwili przeniósł lufę pistoletu na pierś czerwono włosego.
- Albo nie, przestrzelę ci płuca i będę obserwował, jak wykrwawiasz się i dusisz.- Odbezpieczył broń. W tej samej sekundzie z drzwi wybiegł młody chłopak o czarnych włosach z przewieszoną przez pierś torbą, rozsypując za sobą łzy w kształcie pereł.
- Ojcze, nie!!!- Krzyknął i rzucił się na mężczyznę z bronią wycelowaną w pierś jego ukochanego. Obydwaj runęli na ziemię, wzbijając tuman płowego kurzu. Chwila szarpaniny i rozległ się strzał. Wszyscy zamarli. Rei, nieobecnym do tej pory wzrokiem obserwujący całe zajście, rzucił się w stronę chłopaka. Przypadł do jego wątłej postaci, leżącej na ziemi i odwrócił twarzą do siebie. Camlan mrugał oczami, szukając towarzysza. Mężczyzna obmacał całą pierś i ramiona chłopaka, ale był cały.
- Podnieś się!- Usłyszał lekko zachrypnięty głos Khella i zobaczył wymierzoną w siebie lufę pistoletu. Powoli ułożył oszołomionego chłopaka na ziemi i wstał, cały czas obserwując Khella i jego broń.
- No i po co ci to było?- Zapytał szyderczo starszy mężczyzna, ale było to pytanie retoryczne. Zaśmiał się cicho.- To koniec, Reihou. Czyż to nie ironia, zginąć z własnego Webleya.
- Masz rację, ojcze. To koniec.- Khell przekręcił głowę i zobaczył wycelowaną w siebie broń.
- Nie pozwolę ci skrzywdzić go skrzywdzić.- Cały drżał, ale broń trzymał pewnie w wyciągniętych dłoniach.
- Camlan, nie.- rzucił czerwono włosy, ale Khell syknął - Zamknij twarz, Reihou. Nie waż się nigdy uciszać mojego syna!- Zwrócił się do syna- Camlanie, zawsze wiedziałem, że nie masz w sobie tej siły, którą mam ja. Myślisz, że byłbyś w stanie strzelić do własnego ojca?- Zakpił i powrócił do Rei.
- Widzisz, nie miałeś szans. Znalazłbym cię wszędzie, więc po co ciągnąłeś ze sobą chłopaka? Jeśli nie teraz, wpadlibyście później, za tydzień, może dwa. A teraz co? Jesteś martwy.
- Nie waż się,.bo strzelę!- Ostrzegł chłopak donośnym głosem. Khell spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Naprawdę strzelisz ojcu w skroń?- Powtórzył i z wyższością obserwował chwilę wahania chłopaka. Broń zadrżała mu w ręku, a ciałem wstrząsnął szloch. Powoli opuścił lufę i opadł na ziemię.
- Tak myślałem.- Rzucił Khell i strzelił do kochanka jego syna. Rei usłyszał najpierw głuchy huk, a potem już tylko krzyk Camlana. Coś wydarło mu dech z piersi i paliło żywym ogniem, rozrywając po kolei skórę, mięśnie i w końcu płuca. Mężczyzna zachwiał się i zamglonym wzrokiem pełnym nieprzyjemnego odurzenia i zdziwienia omiótł twarze dookoła. Ludzie przy samochodach nadal stali na tych samych pozycjach. Khell odrzucił broń, przeszedł obok syna i wsiadł do samochodu. Po chwili, w otoczce z pyłu i kurzu trzy czarne samochody odjechały w stronę pustyni. Camlan rzucił pistolet i przypadł do towarzysza. Wszystko działo się w ciągu kilkunastu sekund, jednak dla postrzelonego mężczyzny zdawały się być godzinami. Przed oczami zaczęły mu tańczyć ciemne plamki, okładając się w niezrozumiałe konstelacje. Rei poczuł, ze coś kapie mu na policzek. Mógł się tylko domyślać, że to łzy ukochanego. Nic nie widział, nie czuł palącego pocisku, który wbił się w jego ciało i wybił w piersi dziurę, z której sączyło się coś lepkiego, mokrego i ciepłego. Podniósł dłoń. W świetle kurczącego się słonecznego kręgu miała kolor dojrzałych wiśni. Poczuł w ustach dziwny, miedziany smak krwi. Zrobiło mu się zimno, a po chwili znów gorąco. Jego głowa spoczywała na czyichś kolanach. Z wielkim trudem przypomniał sobie, co się stało. Przywołał w pamięci twarz osoby, dla której zrobił to wszystko. Twarz Camlana. Zapadał się w bezdenną otchłań czegoś ciepłego i mokrego. A może to łzy zmieszały się z krwią. Rei zamknął oczy. Otuliła go ciepła i wilgotna noc.
Camlan nie spostrzegł momentu, gdy jego obrońca i towarzysz odszedł. Gdy uleciało z niego całe życie. Chłopak przytulił martwe, stygnące ciało kochanka i nie czuł już nic. Żadnych emocji, żalu, smutku.miłości. Nic. Zbliżył swe usta do ciepłych jeszcze warg Rei, by złożyć na nich pożegnalny pocałunek. Rozchylił wargi i poczuł w ustach tak ukochany smak. Ledwo wyczuwalny smak wiśni w sierpniu. I czegoś jeszcze. Smak wiśni i krwi.
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 16 2011 12:06:54
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Schensi (Brak e-maila) 12:21 27-08-2004
Swietne ^^
Pazuzu (Brak e-maila) 22:22 25-09-2004
Powtórzę to, co powiedziałam na NL - zbyt wiele literówek, niedopracowanie, kilka błędów stylitycznych, fabuła klasyczna do bólu itp. Najgorsze jest to, że tekst został po raz drugi wysłany w net bez jakichkolwiek poprawek czy zmian, a to świadczy tylko o lenistwie i niechlujstwie. A to dwie najgorsze wady pisarza.
dea oriantin (Brak e-maila) 23:27 20-11-2004
hum. zgadzam się z Pazuzu. literówki, głupie błędy... kompletnie niedopracowane. poza tym, widziałam już opko \"smak truskawek\" i się coś za bardzo kojarzy :]
jedna tylko rzecz mi się spodobała: \"trudno do tego przywyknąć\". jakoś tak... ładne
PANGEA ZALICZYŁA GLEBUSIE (Brak e-maila) 21:23 11-01-2005
a ja nie czytałam smaku truskawek ;p
A sprawdził ktoś,czy truskawki nie były po wiśniach?
Loukas (loukas@inbox.ru) 16:56 20-11-2005
Według mnie fabuła może być - temat dość zwyczajny i mało ambitny, ale w naszej rzeczywistości na każdej płaszczyĽnie to już codzienność, dlatego to akurat wydaje się być akceptowalne. Co innego forma - rozwiązania stylistyczne, obecność literówek, zła kompozycja - elemtenty, które decyzują o wartości kunsztu, zostały tu zaniedbane.
nadja (Brak e-maila) 17:31 05-03-2006
cudowne
Shana (yaoi-by-chanelle.blog.onet.pl) 18:30 22-09-2008
Cóż. Ciekawie opisane, chociaż nie ukrywam, mogło być lepiej. Podoba mi się połączenie wiśni i krwi. To musi wspaniale smakować ^^. |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|