The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 11:49:47   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Opowieść o opowieści
Obudziłem się. Coś mi jednak nie pasowało. To nie to, że potwornie bolała mnie głowa, ani nie to, że krajobraz wokół mnie uległ gwałtownej zmianie, ani nawet majaczące wokół mnie sylwetki ludzi z wielkimi nożami. Ja po prostu nigdy nie miałem pazurów, ani kłów, a tym bardziej skrzydeł. Powiem tylko, że bardzo mi się to nie podobało. I tym mężczyznom, którzy się do mnie zbliżali, też nie... Sądząc po ich minach byli nawet bardzo niezadowoleni.
Przedstawić się? Yyy... Chyba kiedyś miałem jakieś imię, ale kiedy? I nawet wtedy prawdopodobnie go nie używałem. Urodziłem się... Zaraz zaraz... Niech no ja sobie przypomnę... Eee... Bardzo dawno temu. Mając dwanaście lat zostałem znakomitym włamywaczem. Ciągle pytacie o to imię! A niech was... Nazywano mnie Akurei. Może być? Tak? Dziękuję. A teraz pozwólcie, że będę kontynuował.
Jak już mówiłem, ludzie z nożami nie byli zachwyceni moim nagłym pojawieniem się i wyraźnie nie mieli pokojowych zamiarów. A ja byłem zbyt zdezorientowany by walczyć. Nawet nie wiedziałem gdzie się znajduję. Słońce wydawało się o wiele jaśniejsze i oślepiało mnie, powietrze falowało z gorąca. Ich zaś było ze dwudziestu i zdawali sobie świetnie radzić. Już myślałem, że to koniec mojej przygody. Wtedy usłyszałem parskanie koni i dźwięk trąb. Nożownicy odwrócili się, ale wciąż mnie otaczali. Od wschodu nadchodził orszak. Błyszczał się w słońcu tak, że myślałem, iż oślepnę. Do przodu wysunął się jeździec na wielkim rumaku. Napastnicy schylili głowy. O tak... Przyjrzałem mu się dokładnie. Tyle złota, co on miał na sobie, jeszcze w życiu nie widziałem! Do czasu...
Nie przerywajcie!
Zatrzymał wierzchowca i lodowatym tonem spytał, co się dzieje.
-Schwytaliśmy intruza kapitanie.
Mężczyzna popatrzył na mnie takim wzrokiem, że aż mi ciarki przeszły po plecach. Poczułem się jak nic nie warty karaluch.
-Zabijcie go.
Mój wzrok przywykł już do oślepiającego blasku. Dostrzegłem, że otaczający mnie nie są tak zwykli, jak mi się wydawało. Każdy, kto miał szpony, kły, czy chociażby ogon, wydawał mi się nienormalny. Ze mną na czele. Co?? Z czego się śmiejecie? Przestańcie, albo więcej nie usłyszycie! Tak lepiej.
Bądź co bądź, nie miałem ochoty iść jak bydło na rzeź. Zrobiłem się zły.
-Ty! Myślisz, że możesz tak po prostu kazać mnie zabić? Uważaj, żebym ja ciebie nie obdarł ze skóry!- Krzyknąłem.
Muszę powiedzieć, że gdy podrosłem, mój dobry przyjaciel nauczył mnie świetnie walczyć nożem i pałką, a w potyczkach na gołe pięści nikt nie miał ze mną szans. Pan ozłocony aż pokrył się ognistą czerwienią.
-Milcz, robaku!
Do mojego gardła przybliżyło się z dziesięć ostrzy. Kapitan mierzył mnie wzrokiem. Już otwierał usta by wydać rozkaz, gdy rozległ się dźwięczny głos.
-Co tu się dzieje Chikara?
Jeździec jakby zdrętwiał, a nożowników zatchnęło. Na piasku stał rydwan zaprzężony w dwa ogniste konie. Obok woźnicy stał młody, może osiemnastoletni, chłopak. Wyglądał całkiem normalnie, ale gdy się uśmiechnął pokazał ostre ząbki, a oczka miał jak tygrys. Ubrany był w czerwony płaszcz, jasną tunikę i wysokie buty. Na szyi nosił szeroki złoty łańcuch, a na nadgarstkach i przedramionach węże z tegoż materiału. Przyglądał się bystro kapitanowi.
-Schwytaliśmy intruza książę. Czy mam kazać go zabić?
Oho, pomyślałem, no to po mnie. Jednak jaśnie pan przyglądał mi się i przyglądał, aż w końcu powiedział.
-Nie. Chcę by został moim służącym.
To rozwiązanie nie przypadło mi do gustu, ale lepsze to, niż skończyć jako durszlak.
Chikara zaniemówił na chwilę, po czym wydarł się na mnie.
-Słyszałeś robaku? Pokłoń się i podziękuj swojemu nowemu panu, księciu piekieł, ulubieńcowi Lucyfera, dzielnemu Rauko.
Ani myślałem to robić, ale cios w nogi jednak mnie do tego przekonał. I jakoś mało cieszył mnie fakt, że mam do czynienia z diabłami...
Rauko zaś nie odrywał ode mnie wzroku. Odwzajemniłem się więc tym samym. Miał prawie białe włosy i orzechową skórę. Był szczupły i gibki. Coś w nim sprawiało, że czułem ściskanie w dołku. Kapitanowi też się przyjrzałem, ale tym razem na spokojnie i dokładnie. I nagle doznałem wrażenia, że kiedyś go znałem i bynajmniej nie darzyłem sympatią. I coś mi się zdawało, że on też mnie poznał.
-Zwiążcie go i prowadźcie za rydwanem księcia.- Polecił.
To mi się nie spodobało. Co? Znowu się śmiejecie? Bo przestanę! No, już dobrze.
Już miałem zacząć protestować, gdy odezwał się sam ulubieniec Lucyfera.
-Nie Chikara. Mój sługa pojedzie ze mną. Ty zostań tu, odwiedź koszary, zrób inspekcję.
-Jesteś pewien panie?
Tygrysie oczy błysnęły groźnie.
-Ależ oczywiście, proszę o wybaczenie...- Mruknął jeździec.
Chcąc nie chcąc musiałem wsiąść do rydwanu. Zahaczyłem skrzydłem o koło i posmakowałem piasku, lądując na ziemi. A że bolała mnie głowa złorzeczyłem okropnie, co wzbudziło ogólną wesołość wśród otaczającej jaśnie pana świty.
Jadąc u boku księcia piekieł zorientowałem się, że wylądowałem na pustyni. Jakim cudem, tego nie mogłem pojąć i w dalszym ciągu nie mogę, bo nasze przemieszczanie się po światach bez udziału woli, wciąż jest tajemnicą. Zdążyłem też przyjrzeć się otaczającym mnie demonom. Były najróżniejsze, wszystkich barw, z kłami, pazurami, ogonami i bogowie wiedzą, czym jeszcze. Skrzydeł nie miał żaden... Ale nie poprawiło mi to humoru.
Gdy ujrzałem pałac, pomyślałem, że śnię. Spodziewałem się ogni, kotłów, siarki i dymu, a ujrzałem rezydencję jakby żywcem przeniesioną ze starożytnego Egiptu.
Co to jest Egipt?! Wy garkotłuki niedouczone! Poszukajcie, to się dowiecie!
Ech... Książę kazał mnie przebrać, wyczesać, wymyć i tak dalej. Jeszcze nigdy nikt się mną tak nie zajmował. Gdy spojrzałem w taflę wody w ogrodzie, ledwo co się poznałem. Bo kły i pazury nie były jedyną zmianą, jaka u mnie zaszła. Tak. Kiedyś miałem piękne, niebiesko-fioletowe oczy. A teraz jakie mam? Czarne, tak jest. Jak otchłań rozpaczy. I jeszcze jedna ozdoba. Tego tatuażu też nie miałem. Stał się widoczny z chwilą mego pojawienia się na pustyni.
Wiecie, co przedstawia? To było pytanie retoryczne... O Lucyferze... Czyż nie jestem dobrym sługą? Ech... To kobra. Tak, kobra to wąż. Ale cicho!!! Gdzie to ja...A!
No więc gdy spojrzałem na swoje odbicie w chwili wkroczenia do pałacu, ledwo co się poznałem. Ale gdy zajęli się mną niewolnicy księcia, w wodzie ujrzałem innego czło... demona.
Tak... Długo trwało nim przyzwyczaiłem się do swojej nowej powłoki. Bardzo. A jeszcze dłużej opierałem się przed przyjmowaniem rozkazów. Tam, gdzie mieszkałem, byłem wolny, dziki i szalony. Ludzie się mnie bali, a u współtowarzyszy miałem opinię człowieka, któremu się nie naraża. Jednak w pałacu było zupełnie inaczej niż w moim mieście.
Zostałem najbliższym sługą Rauko. Teraz mogę przyznać, że gorszego służącego piekło nigdy nie miało. A jednak on nie tylko nie karał mnie za moje nieposłuszeństwo, a często śmiał się z tego. Zaś Chikarę żółć zalewała, gdy to widział. Wielokrotnie sugerował memu panu, by ostrzej mnie traktował. Wtedy upewniłem się w przekonaniu, że skądś mnie zna i ogromnie mnie nie lubi.
Rok po moim pojawieniu się w pałacu wciąż nie umiałem przyjąć panujących w pałacu zasad. Po kłótni z Chikarą, ten ozłocony kapitan zostawił mi prezent. Tę bliznę na policzku. To ślad jego nahajki. Byłem bardzo zły... Nie chcąc, by ktoś inny cierpiał z winy tego idioty wyszedłem do ogrodów. Krew ściekała mi aż do ust. Dopiero wtedy przypomniałem sobie, jak bardzo mi kiedyś smakowała. Siadłem na obmurowaniu głównej fontanny. Niebo nad pustynią jest piękne. Tamtej nocy była pełnia księżyca. Cały pałac tonął w jego srebrnym blasku. Lodowe kolibry niosące ludziom zapowiedź głodu i wyniszczających zim latały wokół mnie i siadały na moich włosach. Ogromny lew pustynny poznaczony bliznami wpatrywał się we mnie.
Nagle obrócił głowę. W chwilę później ja też usłyszałem kroki. Na ganku stanęła Setnefer. Jej płonące, kobaltowe oczy napotkały mój wzrok. Biała skóra lśniła od potu, a kręcone rudawe włosy spływały aż do pasa. Zbiegła do mnie.
-Tu jesteś Akurei! Wszystko widziałam. Chikara wciąż się wścieka. Nie znoszę go.- Wydęła czerwone wargi. Jej lśniące zakrzywione rogi przybrały barwę miedzi.- Chcę ci coś dać.
Zdumiałem się. Jeszcze nigdy nikt mi niczego nie podarował.... Z własnej, nieprzymuszonej woli. Włożyła w moje dłonie instrument podobny do fletu. Poczułem dreszcz, jak przy spotkaniu dawno niewidzianego przyjaciela.
Co? Ja nie miałem przyjaciół? Oczywiście, że miałem. A nawet jeśli, to mogłem to sobie tak wyobrażać. Przestańcie mi wreszcie przeszkadzać! Na głowę Anubisa! Co ja takiego uczyniłem?!
Popatrzyłem na przedmiot, a potem na nią.
-Dziękuję ci Setnefer.- Nie mogłem się powstrzymać przed wypowiedzeniem tych słów.- Jesteś piękna tej nocy... Wyjątkowo piękna. Bo twoja uroda jest wieczna.
Roześmiała się.
-Zagraj coś Akurei.- Spojrzała na brzeg rzeki płynącej w głębi ogrodów.
-Ja nie umiem grać.- Pokręciłem głową.
Ty! Z czego się cieszysz? Podejdź no tu do mnie! Gdzie... Gdzie się chowasz?! Wracaj!!! Och... Lucyferze...
Setnefer pogładziła moje włosy.
-Niebo ma dziś taki kolor, jak twoja grzywa.- Spojrzała mi prosto w twarz swoimi wielkimi, kobaltowymi oczami. - A ja sądzę, że potrafisz.- Niespodziewanie podjęła przerwany wywód.- No, spróbuj!- Jeszcze raz spojrzała przelotnie na drugi brzeg. Usiadła na obmurowaniu fontanny.
No cóż... Przytknąłem instrument do ust. To było tak, jakbym grał od zawsze. Melodie i pieśni same pojawiały się w moich myślach. Nikt z ludzi nawet nie przypuszcza, jak słodko brzmią tony diabelskich instrumentów. Ani jak piękne są to nuty.
Gdy skończyłem drugi utwór diablica wstała.
-Muszę iść. Ale graj Akurei, bo ten ogród i ta noc domagają się tego.
Patrzyłem jak odchodzi. Ale nie czułem żalu. Była piękna. Tak. Wiele demonic było. Jednak nie umiałem znaleźć w żadnej z nich tego, co tak mnie kiedyś urzekło. Przytknąłem znów instrument do ust i grałem. Pustynny lew opuścił swoje miejsce i legł u moich stóp, łbem zwrócony w stronę rzeki.
Skończyłem prząść balladę. Drapieżnik wstał nagle. Z rzeki wynurzyła się smukła, gibka postać. Prawie białe włosy opadały na plecy. Książę szedł w moją stronę. Jego oczy utkwione były we mnie. Patrzyłem na mego pana nie mogąc wydobyć z siebie żadnego głosu, prócz głuchego jęku. Bo oto przede mną stała kwintesencja tego, czego tak uparcie szukałem wśród kobiet. Tak. Rauko jest idealny... Lustrował mnie bacznie swoimi tygrysimi ślepiami, a blask księżyca spływał z jego ciała w strużkach wody.
-Nie kończ grać Akurei. Zagraj dla mnie.
Od tego momentu wiedziałem, że kocham mego pana. Z fletu wyrywały się dźwięki pełne uczuć. Ludzie myślą, że diabły i demony są złe. A one tylko są tym, kim mają być. Rauko usiadł na trawie, zaś pustynny lew usłużnie położył się za jego plecami, by go podeprzeć. Gdy się zmęczyłem i wargi miałem zbyt spierzchnięte, by grać, niebo nad pustynią zaczęło barwić się świtem.
-Jesteś smutny Akurei.- Ulubieniec Lucyfera zanurzył dłoń w fontannie. - W twoich oczach lśnią gwiazdy, twoje włosy mają kolor nocy pustyni, a ty wciąż jesteś sam. Sprowadzę ci kobiety, demonice i diablice, byś mógł znaleźć swoją towarzyszkę.
Jego spojrzenie było tak pełne smutku. Zacisnąłem palce odłupując potężny fragment kamiennego obmurowania.

Przez pałac przewinęło się tyle istot płci żeńskiej, że nawet bym nie przypuszczał, iż tyle może ich być na świecie. Wszystkie piękne, pociągające... Ale nie miały tej gibkości, a oczy nie lśniły tygrysią mądrością. Obserwowałem mego księcia, tak jak on obserwował mnie. I zdawało mi się, że chce mi coś powiedzieć.

Minął kolejny rok. Książę Rauko był coraz smutniejszy, a ja wciąż nie mogłem zebrać w sobie wystarczająco dużo odwagi.
Co jak zwykle? Wy mordy niewyparzone! Jak przez rok poczyścicie sobie klatki piekielnych ogarów, to odechce się wam takich uwag! I wasze jęki nic wam nie pomogą.
Wtedy z pomocą przyszła mi Setnefer.
Przez mój ogród przewinęło się już tamtego dnia przynajmniej dwadzieścia kobiet różnych ras. Czułem się bardziej zniechęcony i znużony niż kiedykolwiek. Setnefer zastała mnie, gdy siedząc przy sadzawce konserwowałem flet.
-Witaj Akurei.
-Witaj Setnefer. Czyżby i ciebie przysłał do mnie książę Rauko?
Pokręciła głową. Jej rogi lśniły lekkim fioletem, co oznaczało, że jest zmęczona.
-Jesteś nieszczęśliwy. Powiesz mi dlaczego?
Popatrzyłem w jej kobaltowe oczy.
-Setnefer... Mój pan przysyła do mnie setki kobiet... Pięknych kobiet. Ale ja już mam kogoś, do kogo tęskni moje serce. Tylko, że nigdy... Nigdy nie będę mógł być z tym kimś razem.
-Kto?- To jedno słowo było dla mnie jak nóż uderzający w serce.
Zapatrzyłem się w dal. Zagrałem kilka prostych nut.
-Rauko.- Spojrzałem jej prosto w oczy.
-To jest duży problem...- Zamyśliła się. Jej twarz wyrażała jedynie głębokie skupienie. Wiedziałem, że dawno mnie przejrzała. I pogodziła się z tym, że nie będzie panią przy moim boku. Setnefer była najbardziej niezwykłą kobietą, jaką kiedykolwiek znałem.- Akurei... Nasz książę ma wspaniały rodowód... Naprawdę trudno znaleźć kogoś o czystszej krwi. Ty zaś... Jesteś włóczęgą. Nawet nie wiemy skąd pochodzisz... Czy naprawdę jesteś stworzeniem ciemności... Może...- Nagle jej piękną twarz rozjaśniła się w uśmiechu. -Komnata Wspomnień..
Wy pewnie nie słyszeliście o czymś takim? Nie wiem co zrobiłem, naprawdę, ale wolałbym stanąć oko w oko z egzorcystą światła.
Słuchając rozmów toczących się w czasie uczt u księcia, dowiedziałem się o Komnacie Wspomnień. To miejsce, gdzie spisany jest każdy, najmniejszy i najmarniejszy nawet demon, diabeł, licho i wszystkie inne stworzenia ciemności. Tam właśnie zabrała mnie Setnefer.
Droga była bardzo uciążliwa, zapomniana, trudna droga wiodła przez pustynię... W końcu stanęliśmy przed ogromną wieżą z czarnego granitu. Sprawiała wrażenie, jakby pochłaniała światło. Piasek wokół niej był chłodny i suchy. Diablica. Wyciągnęła dłoń. Żelazne drzwi rozwarły się, a mnie ciarki przeszły po plecach. Weszliśmy do środka. Znaleźliśmy się w ogromnej hali od góry do dołu zapełnionej półkami, skrzyneczkami i księgami. Promienie słoneczne wpadały tam przez wąskie okna. I zobaczyłem setki, tysiące... Nie... miliony barwnych kuleczek. Setnefer stanęła na podwyższeniu. Wyciągnęła rękę i szepnęła.
-Akurei.
Jej głos dźwięczał milionkrotnie odbity. Żadna kuleczka nie pojawiła się przed nami. Diablica spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-To nie jest twoje prawdziwe imię?
Pokręciłem głową.
-Już nie pamiętam swojego prawdziwego imienia.
Stanąłem na środku komnaty. Żal i gniew walczyły we mnie jak anioł z demonem. Promienie słońca padały na moją twarz. Cierpki zapach przykurzonej historii drażnił mnie.
-Muszę dowiedzieć się kim byłem.
Pokręciła rogatą głową. Wydawała się bledsza i jakby bardziej zniechęcona.
-Nie pomogę ci Akurei. Zrobiłam wszystko, co mogłam.
Zostawiła mnie samego. Klęknąłem tam, samotny, rozdarty... Moje myśli przemierzały ciemne korytarze mojego umysłu... Tak ciężko było odnaleźć zagubione imię. Słońce zaszło i wzeszło wiele razy. A ja czułem, jak scalam się z tym miejscem. Powoli zacząłem tworzyć z nim jedność. Na tym polega niebezpieczeństwo długiego przebywania w Komnacie Wspomnień. Ona wciąga... Gdybym dłużej został, stałbym się jeszcze jedną rzeźbą. Ale po wielu dniach nagle dostrzegłem plamę światła. I imię wykwitło w moich myślach, tak jaskrawe...
Wypowiedziałem słowo. Do moich dłonie popłynęło wiele barwnych kulek.
Ze ściśniętym sercem zanurzyłem się w fali wspomnieć. Oglądałem moje minione życia nie wierząc, że to mogło mnie kiedyś spotkać. Dostrzegłem postać o prawie białych włosach. Spojrzała na mnie, uśmiechnęła się, a w jej tygrysich oczach dostrzegłem błysk smutku. Już wiedziałem kim jestem.
Ojciec mój, zajmował wysokie miejsce u boku Seta, egipskiego boga ciemności. Pamiętałem go... Wysokiego, o złocistych oczach, gdy trzymając sfinksy siedział razem z panem mroku i sądził zdrajców. Moja matka, księżna Mrocznych nie utkwiła mi tak w pamięci. Tylko jej głos rozbrzmiewał w myślach. Jej słodki śpiew... Wiele potężnych demonów spotkałem. Uczyłem się u najlepszych i najmądrzejszych. Cała wiedza, jaką mi kiedykolwiek przekazano, wróciła do mnie, świeża i czysta.
Oglądałem twarze tych, który już dawno odeszli, bądź o mnie zapomnieli. Wymawiałem na głos ich imiona... A kiedy w końcu trafiłem do ogromnego pałacu serce zaczęło tłuc mi się w piersi. Na tronie siedział białowłosy demon w czerwonej tunice, ze złotym naszyjnikiem na szyi. W dłoniach trzymał zwiniętą rolkę papirusu. A na głowie miał dwie korony. Dolnego i Górnego Egiptu. Młody faraon o tygrysich oczach. Zobaczyłem siebie, w szatach kapłana. Obok moich stóp prężył się gepard. Faraon zwracał się do mnie po radę.
Wśród wspomnień znalazło się miejsce i dla Chikary... Mały, brudny służący drgający i śliniący się z przerażenia. Wił się przede mną na ziemi i skamlał. Zrobiło mi się niedobrze. Był moim sługą. Ośmielił się wejść mi w drogę... Och... Długo tego żałował. Wierzcie mi... Bardzo długo.
W końcu rozgarnąłem kulki mnie otaczające. Rozprostowałem palce. W mojej dłoni zapłonął ogień. Roześmiałem się. Moc odziedziczona przez rodziców wciąż się we mnie paliła. Tak samo jasno i czysto, jak w dziecięcych latach.
Do Komnaty Wspomnień wszedł nic nie warty sługa. Wyszedł potężny mag, którego bali się nawet egzorcyści światła. Droga przez pustynię nie dłużyła mi się już. Czułem się świeży, nowy...
Może wyda się wam to dziwne, ale dopiero wtedy po raz pierwszy użyłem skrzydeł. Wzbiłem się w niebo, a blask gwiazd lśnił odbity od piasków pustyni.
Pałac tonął w ciszy i nie chciałem od razu iść do Rauko. Skierowałem swoje kroki do ogrodów. Zapach kwiatów wydawał mi się jeszcze piękniejszy niż dotychczas. Wziąłem flet, z którym się nie rozstawałem i w mroku rozległy się jego dźwięki.
Odpoczywałem i nabierałem sił po wyczerpującym pobycie w głębinach czasu. Napawałem się ciszą. Prostowałem i zginałem palce, oglądałem swoje ciało, tak, jakbym nigdy dotąd go nie widział i nie znał. Chciałem poczekać do rana.... Wejść do komnaty mojego księcia skąpany w promieniach słońca i powiedzieć mu, że go kocham.
Nagle rozległ się huk. W pałacu wybuchło straszliwe zamieszanie. Krzyki i dźwięki rzucanych w popłochu zaklęć docierały aż na pustynię. Niosły się wokół mnie.... Czułem strach. Duszący, lepki... Śmiertelnie przerażenie i uczucie bezradności paraliżujące całe ciało. Wtedy, wśród zgiełku i kolejnych wybuchów usłyszałem krzyk Setnefer. Zerwałem się na równe nogi i popędziłem w stronę budynków. Przeczucie, że stało się coś złego, targało moim sercem.
Od razu wpadłem na dużą grupę przerażonych służących. Schwyciłem najbliższego. Trząsł się cały, usiłował się wyrwać z mojego uścisku. Omal nie wydrapał mi oka. Dopiero gdy potrząsnąłem nim oprzytomniał na tyle, by móc mówić.
-Co tu się dzieje?- Wrzasnąłem wciąż telepiąc nim jak szmacianą lalką.
-E... E...Egzorcysta światła! Lord... Rauko...On... Jest... Jest... Jest w niebezpieczeństwie.
Poczułem jak słabnie. Jednocześnie straciłem władzę nad rękami. Ogarnęła mnie zimna furia. Gorące fale gniewu obejmowały mnie i rozpalały od środka. Jak to się stało! Ktoś, kto ośmielił się podnieść rękę na mojego pana zapłaci mi najwyższą z możliwych cenę. Wstrząsnąłem głową. Służący padł bez sił na ziemię i więcej się już nie poruszył. Obnażyłem kły.
Powietrze przesycał metaliczny posmak. Zapach magii był doskonale wyczuwalny. Dławiło mnie w gardle. Rdzawa mgiełka pozostająca po użyciu zbyt wielu silnych zaklęć na raz, wisiała w powietrzu. Cienie przybierały fantastyczne, groźnie kształty. Ślady walki były doskonale widoczne. Czułem woń mojego księcia... Podążałem za nim, lękając się, żeby nie dotrzeć za późno. Nagle natrafiłem na leżące bezwładnie ciało. Rude włosy rozsypane wokół głowy tworzyły ognistą aureolę. Setnefer umierała w gruzach rzeźbionej kolumny. Na jej ustach zastygła czerwona piana. Oddychała ledwie dostrzegalnie, ciężko. Barwa jej rogów stawała się coraz bledsza.
-Akurei... -Jednak błysk w jej kobaltowych oczach pozostał taki sam.- Ratuj księcia. To sprawka tego sukinsyna Chikary...- Smużka gęstej krwi spłynęła po wardze. Znieruchomiała, a jej szklisty wzrok pozostał utkwiony w moich oczach.
Czuliście kiedyś nienawiść tak silną, głęboką, że mogłaby ona zniszczyć w drobny pył cały otaczający was świat? Takie właśnie było uczucie, jakim darzyłem wtedy ozłoconego kapitana. Rozłożyłem skrzydła. Przywołałem ogień i mrok. Nikt i nic nie mogło mnie powstrzymać, a zwłaszcza Chikara.
Przypomniałem sobie płaszczącego się u moich stóp demona. Bardziej przypominał podrzędnego chochlika niż prawdziwą istotę mroku. Skamlał i wił się z przerażenia. Dotknąłem blizny na policzku. Oblizałem wargi i ukryłem się w cieniu.
Dojrzałem ich w komnacie przyjęć. Rauko pół klęczał, pół leżał pod stopami tronu, blady, delikatny i kruchy. A nad nim, jak katowski topór wisiał egzorcysta. Jego srebrny płaszcz otaczała świetlista aureola. Trzymana w dłoniach laska skierowana była w serce księcia.
Odrzuciłem głowę do tyłu. Posłałem ognisty pocisk i kij wypadł mu ze zdrętwiałych dłoni. Odwrócił się gwałtownie. Spojrzałem w jego dziwne oczy. Były całkiem błękitne. Wtedy poznałem tę twarz, okoloną złocistymi kędziorami. To on... Wspomnienie niesamowitego bólu, rozdarcia... Siła skręcająca ciało we wszystkie strony. To on wysłał mnie do świata śmiertelnych...
-Moore...- Chciał coś jeszcze powiedzieć...
Poczułem się tak, jakbym miał zaraz wybuchnąć. Nie wiedziałem co zrobić z wypełniającą mnie energią.
Otworzyłem więc usta i zacząłem krzyczeć...
Mój wrzask niósł się po pustyni... Egzorcystę uderzyła niewidoczna fala. Rozmywał się. Bladł. Wyglądał tak, jakby po kolei coś od niego odrywano. Została po nim tylko laska. Rozpłatałem ją na dwoje.
Chikara stał w kącie. Znów ślinił się i trząsł. Przestał przypominać dumnego demona, którym nigdy z resztą nie był. Stał się trzęsącą galaretą. Rozcapierzyłem szpony. Patrzył na mnie jak zaszczuty szczeniak. Jeszcze nigdy nie widziałem, by ktoś upadł tak nisko.
Wyskandowałem zaklęcie. Zawył.
-Wierz mi, że wolałbyś dostać się w ręce egzorcysty światła... Zdrajco.- Wywarczałem.
Kiedy z nim skończyłem, Rauko odzyskiwał przytomność. Wyciągnąłem ku niemu rękę. Zacisnął palce na mojej dłoni. Byłem szczęśliwy.
-Już nie jesteś smutny, Akurei.- Uśmiechnął się do mnie blado.
-Nie. Bo mój pan żyje...
W jego oczach płonęły łobuzerskie iskry. Zarzucił mi ręce na szyję i pocałował w usta. Zanurzył dłonie w moich włosach. Fala ciepła przeniknęła moje zmęczone ciało.
-Kochany mój Akurei... Nigdy nie pozwolę ci odejść.
Jasne kosmyki spływały mu aż na barki. Bransolety lśniły na nadgarstkach.
-W takiej niewoli mogę pozostać na zawsze.- Mruknąłem nawijając na palec białe pasmo jego grzywy.
Odsunął się ode mnie i stanął w promieniach wschodzącego słońca. Młody faraon. Pochyliłem głowę. To mój pan...
-Nie jestem twoim panem Moor...
Zacisnąłem dłonie na jego ramionach.
-Przysięgam ci, że nigdy cię nie opuszczę, książę.
Jak widzicie, dotrzymałem swojej przysięgi. I dalej jestem jej wierny... Setnefer odeszła... Tak... Ale jej duch wciąż tu jest.
Słucham? Rauko! Ja? Tak... Znów opowiadam tę historię... Czekają już nasze odziały... Idę mój książę. Egzorcyści Światła... Eh... Tak, wiem. Dopóki jest dobro, jest i zło. Dopóki są demony, są też anioły. Ale dopóki jesteś ty, cała reszta mi nie przeszkadza. No, może i jestem trochę dziecinny, ale czy to coś złego? Tak jest Rauko...
Do zobaczenia młodzieży kochana....




Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 16 2011 11:34:25
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

koleus (Brak e-maila) 21:18 01-11-2004
doskonale się bawiłam czytając te opowiadanie, po prostu świetne!
Pazuzu (Brak e-maila) 10:01 03-11-2004
Śliczne.
An-Nah (Brak e-maila) 21:02 09-11-2004
No więć, opowiadanie napisane jest ładnie i uważam je za naprawde dobre, ale, jako, ze jest to w koncu opowiadanie konkursowe, pozwole sobie wyrazic lekkie niezadowolenie. Nie postaralas sie z fabula, niestety. Styl masz dobry, widac talent, ale fabularnie niestety opowiadanie jest niedopracowane.
Ognisty Anioł (Brak e-maila) 11:03 12-11-2004
Chylę głowę i dziękuję za pozytywną ocenę. Przyznaję rację An-Nah, z fabułą jest rzeczywiście cienko ><... B. rzadko piszę coś na dany temat, co widać. A wszystko inne co mam niestety jest za długie (minimum 20 stron)
Kethry (kethry@interia.pl) 22:58 17-11-2004
podpisuje pod An.
Keth (Brak e-maila) 22:59 17-11-2004
dzis ze mna cos nie tak jest -__-. podpisuje SIE pod An.
sennefer (Brak e-maila) 19:31 19-11-2004
mnie tam się podobało.i tytuł taki fajny...
Evil Yuki (Brak e-maila) 08:37 30-11-2004
Oh, zaraz przeczytam. Widze, że jak w mojej fotografii (było nie było chodziłom do szkoły fototechnicznej miesiąc) narracja pierwszoosobowa, na samym początku bohater siebudzi (jak Uriel!) Kochana, to chyba jakaś peletapia! Znaczy telepatia.
Ognisty Anioł (Brak e-maila) 19:33 30-11-2004
Bardzo możliwe Yuki =D Jak to się mówi... Wszystko jest możliwe
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum