ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Egipska historia 1 |
- Ahmes, wiesz przecież że nienawidzę przyjmować gości - żalił się czarnowłosy młodzieniec swojemu siedzącemu obok na poduszkach starszemu bratu. Ten jednak zapatrzony był na rzekę, przepływającą w dole pomiędzy zabudowaniami dworu. Upalne powietrze przeszkadzało oddychać.
- Daj już spokój - zaproponował najmłodszy z braci, zawsze niepokorny Mau o zielonych, kocich oczach. Był podobny do ich matki, o drobnej budowie ciała, przebiegłym spojrzeniu. Dwaj starsi synowie odziedziczyli oczy ciemne, szczupłą sylwetkę i duży wzrost po władcy Egiptu. Głowa najstarszego, siedemnastoletniego Ahmesa ogolona była na gładko, jego brat piętnastoletni Netfis natomiast miał długie czarne włosy spięte wysoko złotymi klamrami. Mau młodszy o trzy lata nosił jeszcze dziecięcą grzywkę przystrzyżoną na wysokości oczu i ciemne włosy na wysokości ramion.
Netfis obrzucił Mau karcącym spojrzeniem, upominając go, że są to sprawy w których on nie ma prawda głosu.
- Netfis, chyba nie rozumiesz po co to wszystko. Ojciec pragnie byś znalazł sobie małżonkę. Będą piękne, odpowiednio urodzone dziewczyny - wyjaśniał bratu Ahmes.
- I chłopcy też - dodał swoją uwagę Mau. W Netfisie zagotowała się krew, nienawidził brata za jego wieczne uwagi. Ale cenił również za ich trafność. Ahmes wciąż poważny kiwnął potwierdzająco też
- Chłopcy też.
Na policzki Netfisa wbiegł rumieniec wstydu. Dobrze pamiętał dzień w którym to jego ojciec kupił mu niebrzydką nałożnice, było to rok temu i ta to właśnie kobieta miała go wprowadzić w świat intymny. Netfis jednak rozpłakał się i uciekł podczas stosunku. Nikt nie śmiał mu tego wypominać lub w ogóle wspominać tej sytuacji, ale mimo to każdy o tym pamiętał i za plecami chłopaka gdzieniegdzie ktoś szepnął, że zbyt chętnie patrzy się na młodych niewolników, półnago pracujących przy ogrodzie władcy. Były to jednak jedynie pogłoski.
Mau wiedział, że osiągnął sukces. Stwierdził więc że najwyższy czas by poszedł zająć się naukami. Zarówno Ahmes jak i jego brat wiedzieli że to po prostu wymówka by się ulotnić - najmłodszy syn Faraona nigdy dobrowolnie nie chodził na lekcje, wysłuchiwał opowieści kapłanów od niechcenia, nie przykładając się do tego, co mówią.
Ahmes był najmądrzejszy i najbardziej wyrozumiały. Zazwyczaj milczący, zamyślony, zawsze jednak wiedział co się dzieje wokół, dobrze rozeznany w panującej sytuacji. Był zawsze wzorem dla Netfisa.
- Dzisiaj czeka nas pełen przeżyć wieczór. Idź już do Motou, by przygotowała cię - polecił bratu Ahmes. Ten kiwnął głową, wiedząc, że nie warto się sprzeciwiać. Opuścił letni taras, kierując się do łaźni. Czekała tam na niego młoda niewolnica Motou, którą Netfis szanował i darzył sympatią. Zajmowała się jego kąpielą i strojem, czesała włosy. Netfis nie wiedział wiele o Motou. Nie wstydził się jej jednak - była w końcu tylko niewolnicą. Także gdy jej dłonie dotykały go nie czuł dreszczy, nie działała na niego. Ubrany już na wieczorne przyjęcie przemknął się cicho w stronę tylniego dziedzińca, którym leniwie prześlizgiwał się wąski strumyk. Powoli zapadał zmrok, Netfis na wyczucie schodził po stromych kamiennych bryłach. W końcu musiała stać się rzecz oczywista - omylnie stanął na nazbyt pochyłą powierzchnie, stracił równowagę, niewiele brakowało by poleciał w dół i prawdopodobnie złamał kark, gdyby nie złapała go czyjaś ręka, zaciskając mocno na jego nadgarstku i przyciągając do siebie, nie dając spaść w dół. Chłopak przytrzymał się mocno swojego wybawiciela, starając się uspokoić oddech. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że wciąż kurczowo zaciska dłonie na lnianej koszuli i to nie swojej. Otworzył wcześniej zaciśnięte strachem powieki. Patrzył wprost w parę pięknych fiołkowych oczu, obrysowanych na czarno. Z linii przedłużającej oko wychodziła łamana w kształcie mogąca przypominać błyskawicę idącą pod okiem. Na oczy opadały jasne włosy w barwie piasku kontrastujące z opaloną skórą.
- Nic ci nie jest? - spytał nieznajomy. Netfis nie mógł przez chwilę wydobyć słowa. Kiwnął więc potwierdzająco głową, zabierając dłonie z lnianej koszuli. Jego wzrok uciekał od fiołkowego spojrzenia, zachowywał się jak małe dziecko i tak właśnie się czuł.
- Powinieneś na siebie uważać, książę - dodał nieznajomy, przyciągając tym uwagę Netfisa. Potem jednak odszedł, zostawiając chłopca samego, wpatrzonego w punkt za którym zniknął mężczyzna. Netfis domyślił się że musiał to być jeden z jego dzisiejszych gości, których zaraz ma oficjalnie powitać. Szybkim ruchem zaczesał włosy do tyłu, poprawił ozdobną tunikę sięgającą kolan i podtrzymującą ją przepaskę, a następnie złoty szeroki kołnierz.
Na przyjęcie poszedł z ciekawością. Ahmes czekał już tam na niego, siedząc po prawej stronie poniżej faraona. Netfis miał zająć miejsce po stronie lewej. W komnacie byli już zarówno goście jak i mieszkańcy dworu faraona, wszyscy rozmawiali między sobą i kosztowali smakołyków podanych specjalnie na przyjęcie gości. Oficjalne przywitanie miało nastąpić dopiero za chwilę. Netfis z trudem usiedział w miejscu, wyciągając szyję, by jak najlepiej widzieć co się dzieje na sali. Szukał wzrokiem znajomych włosów w barwie piasku. W końcu faraon wstał, w sali natychmiast nastała cisza.
- Cieszę się że zaszczyciliście nas swoją obecnością - odezwał się lodowatym głosem, pozbawionym emocji. W kierunku tronu podszedł bogato ubrany, otyły mężczyzna ze swoją córką po prawej stronie. Dziewczyna rzucała spojrzeniem pomiędzy książęta.
- To dla nas zaszczyt - odpowiedział gość, uginając kolana przed tronem władcy. Dziewczyna zrobiła to samo. Znała dworską etykę. Faraon skinął głową. Wtedy też z cienia wyłoniła się postać szczupłego, już niemłodego mężczyzny, z twarzą pooraną drobnymi zmarszczkami, oczy jednak miał wciąż pokreślone czarnymi liniami wydłużającymi powieki, a szaty jego były odpowiednio dobrane. Był to Memnon, jeden z kapłanów, doradców faraona, którego książęta szanowali, a Netfis nawet podziwiał, czym zyskał sobie jego sympatię. Memnon potrafił odpowiednio kierować faraonem, tak by podjęta decyzja wydawała mu się świetna, a tak naprawdę była wbrew temu, czego chciał, zgodna z tym co chcieli kapłani lub jego syn Netfis.
- Proszę, zasiądźcie tu przy mnie - powiedział, wskazując miejsca, przy których stały dzbany z winem i pieczone mięso - mamy nadzieję że czas tu nie będzie dla was czasem zmarnowanym - dodał, klaskając w dłonie. W przeciwległym końcu sali, naprzeciw tronu, odsłoniły się parawany stojące w przejściu do mniejszej sali. Zza nich wyłoniły się trzy piękne tancerki, odziane w biel i złoto, drobne dzwoneczki przy stopach dziewcząt brzęczały cicho przy każdym ruchu, po chwili dołączył do nich dźwięk cytry, fletu i bębenków, tworząc zmysłową muzykę. Efekt ten wzmacniały ponętne ruchy bioder tancerek, rzucane niby ukradkiem kuszące spojrzenia dziewcząt. Netfis obrzucił wzrokiem Memnona. Ten uśmiechał się łagodnie. Chłopak domyślił się że to nie wszystko. Oprócz trzech nadwornych tancerek które znał już od dawna, zza parawanu pojawiły się nowe piękności w szatach ciemnych, ozdobione złotem, przypominające gwieździstą noc. Ich płynne ruchy i zalotne gesty nie były jeszcze znane Netfisowi, chłopak zapatrzył się w ruchy nadgarstków z brzęczącymi bransoletami, w unoszenie i opadanie bioder w powolne zmiany położenia ramion. Tancerki były piękne. I gdy już wydawało się że były one główną atrakcją, zza parawanu wyłoniła się kolejna postać. Był to chłopak, może w wieku Ahmesa. Miał on na szyi szeroką, złotą obręcz, przylegającą do ciała, tak samo na kostkach i nadgarstkach. Na biodrach miał szeroką przepaskę, sięgającą połowy ud, na łydkach złote nagolenniki. Jego szczupłe, błyszczące oliwą ciało zdobiły znaki wyrysowane na ramionach i klatce piersiowej czarnym tuszem.. Wszystko to wspaniale współgrało z jasnymi włosami w barwie piasku. Netfis zapatrzył się na mężczyznę, którego w końcu już spotkał. Czy to możliwe by był po prostu niewolnikiem dla uciechy gości faraona? Miał świadomość, że wpatruje się w niego, nie potrafiąc oderwać wzroku. Nie on jeden. Robił on wrażenie na wszystkich zgromadzonych. Jednak nie był tam on dla wszystkich. Jego fiołkowe spojrzenie utkwione było w młodym księciu. Każdy ruch ramion, nadgarstków, napięcie pośladków, krok, wszystko było dla młodego księcia. Białe i czarne tancerki w tej chwili przestawały istnieć, stały się niewidoczne dla Netfisa, zapatrzonego w pięknego niewolnika. Ich spojrzenia krzyżowały się raz po raz, pod gęstą warstwą kuszącego wdzięku i pożądania unoszącego się niemal w powietrzu, w fiołkowych oczach krył się przejmujący smutek, pewne znużenie. Szedł powoli w stronę tronu stawiając stopy po jednej prostej linii wykonując przy tym ruchy wąskimi biodrami i zgrabnymi pośladkami. Skłonił się przez tronem, lecz nawet to uniżenie było pełne prowokacji. Nie podszedł jednak do faraona, usiadł na najniższym stopniu po lewej stronie. Przy stopach Netfisa. Dłoń niewolnika oplotła się wokół kostki chłopaka. Gdy goście zrozumieli że widowisko dobiegło końca, znów przenieśli wzrok na tancerki. Netfis nie potrafił, z głębokim rumieńcem na policzkach, starał się nie patrzeć na mężczyznę siedzącego przy jego stopach. Był pewien, że jego ciało jest rozgrzane, pachnie olejkami, które sprawiały że błyszczało się w świetle.
- Nie bój się mnie, książę - szepnął niewolnik, przesuwając dłoń wyżej, prawie pod kolano. Na tym jednak zaprzestał. Netfis wstał gwałtownie, odsuwając się od mężczyzny. Dotyk szczupłych palców był przyjemny, aż niebezpiecznie przyjemny, ale najgorsza była wyobraźnie podsuwająca kolejne odczucia, gdyby dłoń niewolnika wędrowała coraz wyżej. Chłopak opuścił salę. Znów uciekł. Tylko on wiedział, że tym razem było to coś całkiem innego to nie był strach przed tym mężczyzną. To był strach przed samym sobą, przed swoimi reakcjami. Udał się do swojej komnaty. Wiedział, że ojciec będzie zawiedziony, że nawet nie zamienił słowa z córką ich gościa. Nie dbał o to. Nagle w komnacie pojawił się Memnos.
- Szybko wyszedłeś - stwierdził krzyżując ręce na piersi
- Nigdy nie lubiłem przyjmować gości - odpowiedział Netfis, wzruszając ramionami. Rumieniec nie znikł jednak jeszcze z jego policzków.
- Nie podobało ci się? - spytał z udawanym zdziwieniem unosząc brwi.
- Tancerki? - upewnił się Netfis, na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu - ależ nie, były wspaniałe.
- Miałem raczej na myśli tancerza - powiedział Memnos, patrząc uważnie na reakcję młodego księcia. Rumieńce pogłębiły się, a spojrzenie powędrowało ku podłodze - pozwolisz, że będę z Tobą szczery. Wszyscy pamiętamy wydarzenie z przed roku - Netfis jęknął w duchu gdy Memnos o tym wspomniał. Co prawda wiedział, że kapłan nie zapomniał, ale uświadamianie go w tym było upokarzające - twój ojciec martwi się o ciebie, nie znając przyczyny, ja zresztą również. Nie zamierzam jednak cię o to pytać - podejrzewam, że ty sam nie potrafisz mi udzielić odpowiedzi. Ważne jest więc żebyś ty ją poznał, bez względu na to jaka będzie. A twój ojciec ci to umożliwi, nawet nieświadomie - zakończył. Netfis wciąż nie całkiem wiedział o co chodzi, acz słowa wypowiedziane przez Memnosa zaczęły układać się w sensowną całość.
- Co mu powiedziałeś? - spytał z obawą. Łagodny uśmiech na twarzy kapłana pogłębił się
- Spokojnie, jedną z prawdopodobnych wersji. Możliwe że z powodu braku matki ani sióstr nie przywykłeś do towarzystwa kobiet i są ci one obce, w pewnym sensie obawiasz się więc obcowania z nimi, to było do przewidzenia. Jednak jesteś już w tym wieku że powinieneś rozpocząć współżycie, więc powinieneś spróbować, przekonać się że to nic złego, wtedy zapewne zdecydujesz się by zrobić to z kobietą - wyjaśnił powoli Netfisowi - ja sam nie wiem czy to jest przyczyną, czy to jest istotne, mam nadzieję że ty poznasz odpowiedź.
- Dziękuję - odpowiedział chłopak i skinął głową. Powiedział to, nie zastanawiając się nad tym. Nie całkiem wiedział za co w zasadzie dziękuje.- Jak on ma na imię?
-Ishitaru. To dla ciebie kupił go ojciec - uświadomił chłopaka, po czym spojrzał przez okno za którym widać było na obniżeniu zabudowania do przyjmowania gości. Muzyka zmieniła się spokojną, relaksującą.- Zapewne zaraz tu będzie - stwierdził - pozwolisz więc że ja wyjdę - powiedział z uśmiechem i opuścił pokój. Netfis nie wiedział co powinien zrobić. Zdjął złoty niewygodny kołnierz i usiadł na łóżku, patrząc się na swoje drżące ręce. Ishitaru działał na niego w pewien dziwny sposób, którego nie potrafił określić. W dodatku cokolwiek dzisiaj się nie wydarzy w tej sypialni będzie to sensacją na dworze w najbliższym czasie. Netfis wyrwał się z zamyślenia dopiero gdy usłyszał, że ktoś się zbliża. Po chwili w jego komnacie pojawił się Ishitaru. W tym samym stroju, w którym był na uczcie. Jego włosy nie były już spięte złotą klamrą. Dwa przednie pasma były przerzucone przez ramiona, reszta została za ramionami. Każdy jego krok był prowokujący, jakby dopracowywał każdy gest, każde ułożenie dłoni, lekkie opuszczenie podbródka, które sprawiało, że każde spojrzenie było rzucane spod rzęs, nadając mu niesamowicie kuszącą wymowę. Podszedł w kierunku księcia. Netfis zastygł nieruchomo, w napięciu oczekując na kolejny ruch mężczyzny. Ishitaru widząc to roześmiał się czystym, perlistym śmiechem.
- Nie musisz się mnie bać.. nie mnie - powiedział łagodnym, naprawdę przyjemnym głosem kucając przy księciu, opierając dłonie o jego kolana. Kciuki zataczały niewielkie łuczki.- pewnie myślisz czy już wiem o tym co się zdarzyło rok temu. O mojej poprzedniczce - znów się roześmiał by rozluźnić atmosferę - powiedz mi tylko, książę , czy to z powodu strachu przed tym, czego nie znasz, czy problemem było to, że była kobietą? - spytał, dłonią delikatnie podtrzymując podbródek księcia, jakby niewypowiedziana prośba by spojrzał mu w oczy. Netfis nie odpowiedział, wyraźnie zawstydzony tym pytaniem. Ishitaru siadł za Netfisem, masując jego napięte ramiona
- Krępujesz się przy mnie? Mam wyjść? - wyszeptał te słowa prawie w jego ucho, pomiędzy kolejnymi lekkimi dotknięciami wargami szyi Netfisa.
- Nie - odpowiedział automatycznie chłopak, wciągając gwałtownie powietrze, bardzo intensywnie odbierał nawet najdelikatniejsze pieszczoty. Nie wiedział czy to właśnie Ishitaru tak na niego działa. Uległ, odchylając głowę w bok wyciągając tym szczupłą szyję. Ishitaru dotykał jej swoimi wargami, miejscami delikatnie całując. Netfis z trudem powstrzymywał ciche westchnięcia. Jednak mężczyzna konsekwentnie starał się je uzyskać, gdy jego dłoń ześlizgnęła się na bok chłopaka, masując go delikatnie.
- Nie podziękowałem ci jeszcze - powiedział Netfis, choć przypominało to raczej przeciągły jęk. Na wargach mężczyzny wykwitł uśmiech.
- Hm… potrafisz mówić - powiedział, z odrobiną sarkazmu, jego język błądził bo szyi Netfisa
-I.. um..- było mu się ciężko skoncentrować, usta Ishitaru były tak wspaniałe…- co właściwie tam robiłeś? - spytał w końcu.
- Przyglądałem ci się, książę - odpowiedział prosto, jego dłonie rozwiązywały powoli tunikę Netfisa.
- Mam na imię Netfis - powiedział lekko urażony. Wolał gdy mówiono do niego po imieniu, nie lubił się wywyższać ponad innych, nawet i niewolników, co było rzadko spotykane wśród kapłanów, a co dopiero rodziny faraona.
- Hm… Netfis.. ładnie - szepnął, jego dłonie zostały zatrzymane przez te Netfisa.
- Poczekaj.. - powiedział chłopak. Czuł że drży.
- Hm… coś nie tak? - spytał troskliwie, odwracając Netfisa w swoją stronę.
- Robisz to, bo zapłacił ci za to mój ojciec? - zadał pytanie książę, choć brzmiało ono bardziej jak stwierdzenie.
- To istotne? - odpowiedział pytaniem Ishitaru. Netfis sam nie wiedział. Na co oczekiwał?
- Nie wiem. Nie chcę teraz. Myślę że mój ojciec nie będzie szczególnie naciskał po tym co było..- stwierdził Netfis, obojętnie wzruszając ramionami - Porozmawiajmy - dodał, pierwszy raz uśmiechnął się do Ishitaru.
- Nie jestem myślicielem, tylko jedynie niewolnikiem. Chyba nie mogę ci zbyt wiele zaoferować rozmową - powiedział. Objął księcia i przewrócił się na bok. Leżeli przy sobie, twarze mieli zwrócone w swoją stronę, ugięte kolana przeplatały się między sobą.- O czym więc chcesz rozmawiać, książę? - spytał.
- Netfis - powtórzył chłopak - Nie wiem, o tańcu.
- Oczywiście… Netfis. Interesuje cię taniec? - spytał z niedowierzaniem.
- W twoim wykonaniu jak najbardziej - stwierdził ze śmiechem Netfis. Czuł się coraz bardziej swobodnie w towarzystwie Ishitaru. Całkowicie nieskrępowany czuł się również przy Motou, ale to było coś całkiem innego. Przy Motou bał się, że powie coś co ją urazi. Ishitaru dawał mu poczucie wolności.
- A co ty robisz, oprócz przesiadywania na niesamowicie nudnych przyjęciach? - spytał Ishitaru, dmuchając na kosmyk spadający na oczy Netfisa, próbując go tym samym odsunąć. Chłopak roześmiał się
- Pobieram nauki u kapłanów, uczę się grać na cytrze, czasem siedzę z braćmi na tarasie patrząc się na rzekę, lubię rzekę - wymieniał po kolei Netfis. Ishitaru słuchał go w skupieniu.
- Jak to jest być synem faraona? - spytał niespodziewanie, w końcu zabrał się do odgarniania nieznośnego kosmyka używając dłoni
- Sam nie wiem… nudno - stwierdził . Wtedy też dłoń Ishitaru dotąd zajmująca się kosmykiem włosów spoczęła na dolnej szczęce Netfisa, przybliżając jego usta do tych Ishitaru. To wszystko nastąpiło tak szybko, Netfis jedynie szerzej otworzył oczy, gdy nagle wargi Ishitaru połączyły się z tymi Netfisa. Chłopak już po chwili na powrót przymknął powieki, otaczając szyję Ishitaru swoim rękami. Nie myślał nad tym co się dzieje, po prostu dał się poprowadzić ciepłym wargom towarzysza. Zatapiał się w nich coraz głębiej, choć trochę nieumiejętnie, jednak Ishitaru wydawało się to nie przeszkadzać. Po chwili odsunęli się od siebie, gdy zabrakło im powietrza. Leżeli teraz znacznie bliżej siebie
- Hm.. rzeczywiście zapewne nie masz tu wielu ciekawych zajęć - kontynuował rozmowę Ishitaru, jak gdyby nigdy nic jedynie jego oczy błyszczały się wesoło, a dolna warga była przygryziona, by ukryć uśmiech. Netfis myślał że będą czuć się skrępowani i poczuł ulgę, gdy Ishitaru zachowywał się tak swobodnie. To dodawało odwagi i jemu.
- Czasem tylko ktoś podpowie mojemu ojcu jakiś ciekawy pomysł jak umilić nam czas - powiedział cicho Netfis, wciąż z uśmiechem na ustach
- Chyba powinienem już iść. Zaraz będziesz musiał się kąpać i iść spać - zakończył rozmowę Ishitaru, wstając z łóżka. Netfis zarzucił mu ręce na szyję, przytulając policzek do pleców.
- Nie idź… ty mnie wykąp- stwierdził
- Od tego masz na pewno inną służącą, poza tym nasze zachowanie wykracza poza normy, jakimi powinni kierować się niewolnik i jego pan… twój ojciec nie byłby zadowolony - powiedział poważnie Ishitaru, poprawiając swój strój. Netfis wplótł palce pomiędzy jasne włosy.
- Mój ojciec nie byłby zadowolony również z wielu innych rzeczy, o których na szczęście nie wie - odpowiedział. Ishitaru roześmiał się.
- Dobranoc książę - powiedział.
- Netfis - poprawił go kolejny raz.
- No tak.. dobranoc, Net - szepnął, mrugając do niego zalotnie i wychodząc z komnaty książęcej. Netfis padł na łóżko, z ust wciąż nie schodził mu uśmiech. Ishitaru miał rację, pora się wykąpać i pójść spać.
Podczas kąpieli, Netfis miał wielką ochotę powiedzieć Motou o wszystkim, ciężko było mu to dusić w sobie
- Co sądzisz o Ishitaru? - spytał służącej, gdy polewała jego włosy wodą.
- Nie znam go - stwierdziła dziewczyna. Netfisa zdecydowanie nie zadowoliła ta odpowiedź, próbował dalej.
- Czy twoim zdaniem jest przystojny? - zapytał. Motou westchnęła.
- Owszem - odpowiedziała, nie całkiem wiedząc po co te pytania. Wcale jednak nie potrzebowała wiedzieć, odpowiadała posłusznie. Netfis myślami był całkiem gdzieś indziej. Myślał o Ishitaru. O jego ustach, dłoniach, włosach…
Szybko więc zakończył kąpiel i położył się spać. Gorące powietrze wpadało do komnaty, jednak jak dla Netfisa, brakowało mu obok ciepłego ciała wciąż wspominając, jak Ishitaru leżał obok niego, obejmując go i bawiąc się jego kosmykiem włosów. Wiedział że Ishitaru jest blisko, gdzieś tam, w dole, w zabudowaniach niewolników. A może przydzielono mu komnatę obok tej jego pana. Netfis obiecał sobie, że dowie się tego jutro. Obudził się wcześnie, kiedy niebo było jeszcze szare. Nie mógł zasnąć. Od wczorajszego dnia ogarniała go od środka gorączka, jakaś dziwna tęsknota. Narzuciwszy więc jedynie prostą lnianą tunikę wyszedł na taras. Jego serce zabiło mocniej gdy w dole przy rzece spostrzegł jasnowłosą sylwetkę. Bez zastanowienia zbiegł w tamtym kierunku. Gdy był już blisko, skoczył na Ishitaru, przewracając ich obu. Jasnowłosy leżał w rzece, oparty na łokciach, które zatapiały się w piasku. Netfis siedział na nim okrakiem.
- Dzień dobry, Ishitaru - powiedział jak gdyby nigdy nic. Ishitaru oparł się na prostych rękach.
- Nie powinieneś, ktoś może zobaczyć..- mówił spokojnie, starając się zsadzić z siebie księcia.
Ten tylko westchnął.
- Wszyscy jeszcze śpią.
- Na pewno nie wszyscy - poprawił go Ishitaru.- I nie zapominaj że przede wszystkim jestem twoim niewolnikiem - przypomniał mu. Netfis się skrzywił, po chwili jednak jego dobry humor powrócił.
- Więc mogę robić z tobą co tylko chcę..- szepnął, odgarniając z czoła Ishitaru mokre włosy. Ten poddał się więc bezradnie siedząc pod Netfisem.
- Już dobrze - powiedział z rezygnacją. - Dzień dobry Net - dodał po chwili - powinieneś już iść - powrócił do tematu. Netfis westchnął.
- Kiedy się zobaczymy?- spytał, uwalniając Ishitaru.
- Niedługo - powiedział ze śmiechem, kiedy odzyskał swobodę, znacznie poprawił mu się humor.- Do zobaczenia - szepnął, całując chłopca w czoło. Potem odszedł w stronę zabudowań. Netfis był przemoczony ale zadowolony. Taki też wrócił do swojej komnaty by się przebrać. Motou nie skomentowała zmiany jaka zaszła z dnia na dzień w księciu, jedynie przez jej wargi przemknął cień uśmiechu widząc jaki jest pełen radości. Netfis zabrał kamienne tabliczki na których miał ćwiczyć hieroglify i przeszedł na taras. Było jeszcze wcześnie, słońce jasnymi promieniami, nisko nad widnokręgiem wpadało ponad dachem na taras. Ahmes już tam był, leżały przy nim zwoje pergaminów, był czymś widocznie zajęty. Ahmes był jedynym powiercą wszystkich tajemnic Netfisa. A przynajmniej większości.
- Co myślisz o Ishitaru? - spytał, kładąc się na brzuchu, niby zajmując się tabliczkami, ale jego spojrzenie co chwila spoczywało na bracie.
- Nie wiem jeszcze, jest tu od wczorajszego wieczoru - odpowiedział. - Ty za to na pewno znasz go lepiej - naprowadził rozmowę na właściwy dla siebie tor. Netfis poczuł że na policzki wpełza mu rumieniec. Czyli wszyscy już wiedzieli po co Ishitaru został tu sprowadzony. Netfis jednak czuł się o tyle lepiej, że nie wiedzieli nic więcej, nie znali relacji która stworzyła się między nim, a jasnowłosym niewolnikiem. Przez jeden wieczór, Netfis zdążył uznać go za kogoś bardziej jak przyjaciela niż służącego, a tym bardziej nałożnika.- powiesz mi? - spytał Ahmes. Skoro już nawet Ahmes zaczynał być ciekawski, znaczyło to że cały dwór aż pęka z niepewności.
- Chciałbym żeby Ishitaru został tu na dłużej. Dużo dłużej - odpowiedział, chowając potem poduszkę. Ahmes uśmiechnął się delikatnie.
- Czy dlatego że jest w tym dobry? - spytał. Netfis pokręcił przecząco głową.
- Nie.. zresztą nawet nie wiem, nie doszło do tego… Ojciec by się wściekł, bo wszystko potoczyło się całkiem odwrotnie niż by chciał. To, na co on oczekiwał nie doszło do skutku a rozwinęło się coś innego… więź, Ahmes..- powiedział cicho, obejmując poduszkę.
- Netfis, co ty wyprawiasz, to niewolnik. Zwykły niewolnik. Robi tylko to co jest wolą jego pana. To czego ty od niego oczekujesz. Nie angażuj się w to zbytnio - ostrzegł Netfisa. Chłopak skrzywił się ale nie skomentował. Spytał tylko cicho
- Nie powiesz ojcu?
- Nie - odpowiedział Ahmes wzdychając. Netfis odetchnął z ulgą, układając głowę na kolanach brata. Ten zaprotestował.
- No już, nie zachowuj się jak małe dziecko - upomniał go, sam wracając do pergaminów. Netfis przekręcił klepsydrę odmierzającą czas. Zdecydowanie była już pora na nauki u kapłanów. Było mu się ciężko skupić. Wszystko wokół niego działo się tak szybko, myślał nad słowami Netfisa, w głowie wciąż brzmiał mu naprawdę szczęśliwy śmiech Ishitaru. Czy mógł on być po prostu świetną sztuką aktorską?
- Netfis, nie uważasz - upomniał go Memnon, powtarzając kolejne raz to samo zdanie, dotyczące etyki dworskiej.
Ishitaru klęczał przy glinianej misie z wodą, w której czyścił szatę z występu. Jego wzrok był zamyślony, z tą iskierką smutku, czy to też niepewności.
- Mogę? - spytał się go jeden z niewolników pracujących na dworze, wskazując wolne miejsce obok Ishitaru. Mężczyzna kiwnął głową.- Wszyscy jesteśmy bardzo ciekawi… jak to wyszło z księciem…- starał się w miarę sensownie układać zdanie by brzmiało jak najbardziej neutralnie. - Robiłeś z nim to? - spytał w końcu bezpośrednio. W jego oczach widać było ciekawość.
- Nie - odpowiedział, nie przerywając pracy. To słowo wywołało istne poruszenie.
- Znowu uciekł? - spytał, głosem prawie pewnym swojej racji. Ishitaru pokręcił przecząco głową.
- Nie. Jak ci na imię? - spytał. Niewolnik wyszczerzył do Ishitaru mocne zęby.
- Tutti - odpowiedział.
- Czy mogę być wobec ciebie szczery, Tetti? Czy nie dowie się od razu o tym cały dwór? - spytał z niepewnością w oczach, wyraźnie mając nadzieję że właśnie tak będzie. Tetti spoważniał, potakując.
- Jemu po prostu brakuje ciepła, lgnie do każdej najmniejszej pieszczoty, jest wdzięczny za wszystko co mu się daje. Myślę że bardzo go pod tym względem zaniedbano. Zapewne tak właśnie jest w tradycji wysoko urodzonych, dzieci wyrastają na twardych i nieczułych ludzi, ale Netfis ma po prostu całkiem inne usposobienie. Nie potrafi tak, dlatego bardzo mu brakuje chociaż odrobiny ciepła.. boję się że z tego wyniknie coś złego - mówił cicho, nie przerywając pracy, ale wykonywał ją automatycznie, nie myśląc o tym, co robi.
- Co może być w tym złego? Dasz mu to, czego książę chce, tak jak żąda tego jego ojciec, w końcu po to tu jesteś.- stwierdził Tetti, wzruszając ramionami.
- Obawiam się że to, czego chce ode mnie książę a faraon to dwie całkiem skrajne rzeczy, wprost wykluczające się. Muszę zdecydować.
- Ja bym dla własnego dobra nie działał przeciw woli faraona- doradził mu Tetti. Ishitaru westchnął, mokrymi dłońmi zaczesując włosy do tyłu. Mętlik w jego głowie tylko narósł. Jedno wiedział - chciał, ale to bardzo znów zobaczyć się z młodym księciem i trzymać go w objęciach.
Po skończonych lekcjach, Netfis wymknął się do części zamieszkałej przez niewolników. Bywał tu rzadko, nie orientował się w tej części dworu. Znacznie częściej można było tu zastać Mau, który był tu nie dlatego że szukał kogoś, po prostu z jednego prostego powodu - że ojciec zabraniał chodzenia do części niewolniczej. Netfis przypominając sobie to, uśmiechnął się do siebie w duchu. Całkowicie zajęty myślami wpadł na kogoś. Szybko odskoczył. Był to jeden z wysokich niewolników, wysoki, barczysty o twarzy spieczonej słońcem.
- Szukam…- zaczął nieśmiało, nie wiedząc czy ma powiedzieć prawdę, obawiając się że o jego obecności tu dowie się ojciec
- Wiem kogo szukasz, książę - odpowiedział niewolnik szczerząc zęby otoczone silnymi dziąsłami. Po czym idąc w pewnym kierunku, Netfis poszedł za nim, mając nadzieję, że dobrze się zrozumieli. Nie zaszli daleko, gdy Tetti zatrzymał się i odsunął materiałową połę zasłaniającą wejście, wpuszczając księcia do środka. Netfis zajrzał ostrożnie. Zauważył jasnowłosą sylwetkę, siedzącą przy wyjściu na zewnątrz. Wszedł do środka. Tetti wycofał się. Ishitaru szybko wyczuł czyjąś obecność, odwracając się. Jego twarz wyrażała zdziwienie.
- Książę? Co ty tu robisz?- spytał, wstając i wycierając mokre ręce o prostą, burą tunikę.
- Netfis. Przyszedłem zobaczyć ciebie - powiedział z delikatnym uśmiechem, na policzkach pojawił mu się lekki rumieniec.
- Nie powinieneś tu przychodzić- stwierdził Ishitaru, mocno zakłopotany. Książe ma go widzieć pięknego, ponętnego, a nie w burej tunice , z mokrymi włosami, niestarannie związanymi rzemykiem.
- Ojciec nie wie że tu jestem.
- I lepiej żeby się nie dowiedział - dodał Ishitaru, kładąc dłonie na ramionach Netfisa.- Zresztą, jak ja wyglądam..- mruknął, spuszczając wzrok.
- Pięknie - odpowiedział mu Netfis, wyciągając rękę w stronę policzka Ishitaru ten jednak odwrócił twarz.
- Co się stało? Czemu twoje zachowanie wczoraj i dzisiaj się tak różnią?- spytał Netfis z wyrzutem w głosie, pamiętając wciąż roześmianego Ishitaru leżącego obok niego. Netfis poczuł jak obejmują go ciasno ramiona Ishitaru.
- Net… nie wiem po prostu co mam robić… spełniać wymagania twoje? Twojego ojca? Nie mów mi tylko że mam robić to co chcę, bo jestem tylko niewolnikiem...- wyszeptał, mocno przyciskając brodę do ramienia księcia. Netfis odetchnął z ulgą. Czuł że jest dobrze..
- Przecież wiesz, że nie traktuje cię jak niewolnika - odpowiedział, odsuwając się na wyciągnięcie ramion od Ishitaru.
- Ale twój ojciec owszem. Zabije mnie jeśli się dowie…
- Nie dowie się - przerwał mu Netfis, całując wargi Ishitaru. Mężczyzna nie potrafił długo pozostawać bierny, w końcu jego dłoń spoczęła na policzku księcia, odwzajemnił pocałunek.
Tetti wiedział, że nie powinien tego widzieć, nie powinien teraz wchodzić i przerywać tej chwili. Wiedział, że nikt się o tym nie dowie. Nie od niego.
- Książe - odezwał się. Chłopak odskoczył od Ishitaru, w jego oczach było widać panikę.- Straż faraona przyszła tu na obchód. Nie powinno cię tu być - ostrzegł Netfisa. Chłopak z wdzięcznością kiwnął głową, odwrócił się w stronę Ishitaru.
- Muszę iść. Proszę, przyjdź dzisiaj do mnie. Nikt się nie dowie - zapewnił go jeszcze raz, po czym odszedł w pośpiechu przez wyjście na dwór. Szedł wzdłuż brzegu rzeki, następnie wdrapał się po kamieniach na górę, do tarasu, na którym jak zwykle siedział Ahmes. Netfis uśmiechnął się tylko do niego figlarsko. Mężczyzna przewrócił oczami ze zirytowaniem, ale również się uśmiechnął, widząc że jego brat jest szczęśliwy.
Ishitaru jeszcze przez chwilę patrzył w miejsce, przy którym Netfis zniknął mu w oczy
- Jeśli faraon się dowie, to nie ode mnie - zapewnił go Tetti. Ishitaru popatrzył na niego z głęboką wdzięcznością.
- Dziękuję.
- Ale uważaj, niewiele osób tak postąpi - dodał ostrzegawczo. Ishitaru westchnął, siadając na kamiennym podwyższeniu.
- Wiem… to się źle skończy. - szepnął, patrząc się na jakiś daleki punkt na horyzoncie.
" O czym teraz myślisz, książę?"
- Ishitaru, mogę wam jakoś pomóc?- spytał Tetti, podchodząc bliżej.
- Już dużo pomogłeś - odpowiedział Ishitaru, i rzeczywiście, potwierdzenie każdego słowa można było znaleźć w jego oczach.- Boję się, Tetti…
Serce Ishitaru naprawdę drżało, bo stało przed nim zbyt wiele wymagań, książę nieroztropnie igrał z ogniem, ryzykując nie swoje, ale jego życie. Był tylko zwykłym niewolnikiem, ale jeśli tylko ktoś się dowie, wina od razu spadnie na niego. Nie wiedział na ile Netfis zdaje sobie z tego sprawę. A Ishitaru nie potrafił dla chłopaka się aż tak poświęcić. Żyć w ciągłym strachu. Wtedy pierwszy raz pomyślał o tym, by zostawić to wszystko za sobą. By uciec od tego wszystkiego.
Netfis leżał na łóżku, już wykąpany, jedynie w krótkiej przepasce na biodrach, powoli zaczynał czuć znużenie, lampka oliwna rozświetlała leniwie pokój, wszystko zdawało się powoli usypiać, a Ishitaru nie było. Netfis zdawał sobie sprawę, że niewolnik wiele ryzykuje starając się przedostać do komnat królewskich. Z drugiej strony, wedle tego co polecił faraon, to właśnie tu było jego miejsce, a książę tak bardzo chciał znów zobaczyć Ishitaru. Ze znudzeniem przewrócił się na plecy, wątpiąc czy Ishitaru przyjdzie gdy tylko o tym pomyślał, chciał nakładać płaszcz i pójść do niego. Mimo to wciąż czekał. W końcu do komnaty wsunął się po cichu jasnowłosy. Zsunął z głowy kaptur, stworzony z szala przerzuconego przez ramiona.
- Przyszedłeś - ucieszył się książę, z powrotem kładąc się na plecach. Ishitaru obrzucił spojrzeniem szczupłe, prawie nagie ciało.
- Prosiłeś o to - odpowiedział Netfisowi, zsuwając szal z ramion i siadając przy łóżku. Jego twarz była na wysokości tej księcia. Netfis wyciągnął dłoń w stronę jasnych włosów Ishitaru. Przepuszczał pasma między palcami, czasem muskając opalony policzek.
- Jesteś taki zmienny, Ishitaru - mruknął, robiąc mu miejsce na łóżku. Ishitaru ułożył się więc obok niego. Netfis uśmiechnął się. Leżeli tak samo jak wczorajszego wieczora. Wplótł dłonie w te Ishitaru.
- Nadal się mnie wstydzisz? - spytał się księcia jasnowłosy. Netfis zaprzeczył.
- Chcę żebyś mnie poznał - szepnął, na jego policzkach pojawił się rumieniec, wzrok uciekł od fiołkowych oczu. Dłoń zsunęła przepaskę z bioder. Druga rozplatała tunikę Ishitaru. Powoli odsłaniał kolejne fragmenty opalonego, zgrabnego ciała wyćwiczonego od tańca. Ishitaru nie przeszkadzał mu w tym, patrząc jedynie na poczynania księcia. W końcu znikły wszelkie bariery dzielące Ishitaru i Netfisa, leżeli przy sobie, dłoń księcia opierała się na klatce piersiowej leżącego przy nim chłopaka. Ishitaru przyciągnął Netfisa bliżej do siebie, ich ciała stykały się ciasno, ciemnowłosy poczuł jak staje się cały czerwony na twarzy, ta bliskość ciała Ishitaru, nigdy nie czuł się z nikim tak blisko. Netfis oparł czoło o jego podbródek. Powoli szczupłe nogi księcia wsunęły się pomiędzy nogi Ishitaru.
- Chcesz milczeć, Net? - spytał się cicho.
- Hm… dobrze mi z tobą - szepnął, muskając wargami dolną szczękę Ishitaru. Ten westchnął cicho.
- Net… to tak nie może być, z tego nic dobrego nie wyniknie - wyszeptał do ucha księcia, pełen napięcia.
- Nie myśl teraz o tym…- poprosił cicho, starając się dosięgnąć lnianą narzutę. Powoli nasunęli ją na swe ciała. - Nigdzie cię nie puszczę...- szepnął, składając delikatny pocałunek na ramieniu Ishitaru. Ten jednak wciąż czuł niepokój, mocniej zacisnął ramiona sprawiając że, jeśli to możliwe, Netfis stał się jeszcze bliżej niego.- Przecież też jest ci dobrze, prawda? - spytał książę, pragnąc potwierdzenia. Odpowiedziała mu jedynie cisza. Po jakimś czasie usnęli wtuleni w siebie.
Poranek wpadł jasnym promykami słońca poprzez okno, budząc Netfisa. Chłopak czuł przy sobie przyjemne ciepło przez całą noc. Otworzył powoli oczy i uśmiechnął się mimowolnie, widząc spokojną twarz wciąż śpiącego Ishitaru. Był piękny, jasne włosy były rozrzucone po poduszce. Pocałował go w czoło, Ishitaru delikatnie zmarszczył nos, powoli otworzył powieki, fiołkowe oczy patrzyły nieprzytomnie na Netfisa. Na jasnych włosach igrały promienie słońca. Ishitaru wciąż zaspany, uśmiechnął się do księcia, całując go w czubek nosa. Netfisowi ta chwila wydawała się najpiękniejsza na chwile, gdzie nie miało nic znaczenia. Gdzie byli tylko oni.
- Ishitaru…- szepnął Książe, czując że drugi raz nie zbierze się na odwagę by to powiedzieć.
- Cii… nie mów nic - poprosił cicho. Czuł, że usłyszałby coś niezręcznego, coś na co nie potrafiłby odpowiednio zareagować. Wolał tego uniknąć - powinienem..- zaczął, oboje wiedzieli co chciał powiedzieć, Netfis mu przerwał.
- Cii…- oparł głowę o klatkę piersiową Ishitaru.
- Zaraz przyjdzie tu twoja służąca.
- Trudno…
- Jeśli dowie się któryś z kapłanów…
- Trudno…
- Albo twój ojciec..
-Trudno…
- Netfis - powiedział poważnie, odsuwając chłopca na wyciągnięcie ramion, by móc patrzeć mu w oczy.- Nie zdajesz sobie sprawy z konsekwencji…- przerwał, widząc że do księcia nie dociera to, co mówi. - Oczywiście - mruknął wstając - Bo dla ciebie nie ma to żadnych konsekwencji. To ja zapłacę za to wszystko własną skórą - dokończył, wyraźnie zezłoszczony, w pośpiechu sznurując tunikę i wychodząc.
- Ishitaru! Zaczekaj - zawołał go książę podrywając się z łóżka. Ale on już nie mógł tego usłyszeć. Netfis był zły na siebie za to jak lekkomyślnie się zachował. Ishitaru miał rację. Ale teraz nie ma jak mu tego powiedzieć, Ishitaru był na niego zły. Netfis ubrał się powoli, wiedząc że ten dzień będzie trudny, bo będzie składał się z tysiąca chwil, w których Netfis będzie zbierał się na przeprosiny. Bo mimo wszystko było w nim coś z księcia miał swój honor który nie pozwalał mu się uniżyć. Swoją dumę, która nie chciała się ugiąć przed kimś słabszym, gorszym, niższym. Przed niewolnikiem. Netfis powtarzał sobie co chwila, że wcale nie uważa Ishitaru za takiego, jednak to nic nie zmieniało nie sprawiało, że łatwiej było przeprosić. Kapłani byli zirytowani całkowitym rozkojarzeniem księcia nawet już przestali mu w pewnym momencie zwracać uwagę, by starał się skupić, widzieli że to i tak nie skutkuje. Netfis wpadł na pewien pomysł jak skutecznie zasłonić ojcu oczy. Najlepsze przepaski miał zawsze przecież Memnos. Wcześniej jednak musiał porozmawiać z Ishitaru, co było trudniejsze nawet niż zmierzenie się z ojcem.
- Ishitaru, coś się stało, prawda? - spytał Tetti, siadając przy jasnowłosym, klepiąc go po ramieniu. Spojrzenie Ishitaru było nieobecne, przejmująco smutne. - Nie wróciłeś na noc. Czyżby książę? - dodał.
- Jakie to ma znaczenie… Tetti, nie wiem co mam robić. Nie powinno mnie tu być. Tkwię pomiędzy młotem a kowadłem. Jedno zimne, drugie rozgrzane do czerwoności. To mnie zabije, Tetti…- szepnął, po opalonych policzkach stoczyła się łza. Po chwili milczenia Tetti siedzący przodem do drzwi poklepał Ishitaru po ramieniu
- Ktoś przyszedł do ciebie, ja wyjdę - powiedział i opuścił pokój. Zapadła cisza, pierwszy przełamał ją Netfis
- Ishitaru.. przepraszam cię… zachowałem się tak egoistycznie, nie chcę żebyś sądził, że sądzę że ja jestem ważniejszy od ciebie.. porozmawiam z Memnosem żeby zamienił słowo z ojcem, wiesz jak on potrafi na niego wpłynąć. Proszę, powiedz coś, Ishitaru…- szepnął, dotykając opalonego policzka - Płakałeś? - zauważył, czując pod palcami wilgotny ślad łez, przytulił się do Ishitaru, ten nie zareagował, ani nie przytulił ani nie odepchnął Netfisa.
- Będę ostrożniejszy - obiecał książę, znów patrząc w fiołkowe oczy.- Obiecuję.
- Panie, czy mogę ci na chwile przeszkodzić?
- Witam Memnosie, cieszę się że przyszedłeś. Co chciałbyś mi powiedzieć? - spytał władca, rozpierając się na kamiennym fotelu
- Chciałem porozmawiać o twoim synu. Sądzę że podjąłeś wspaniałą decyzję - stwierdził. Faraon zmarszczył brwi.
- O czym ty mówisz? Przecież nie zrobił tego co miał, a spędzają ze sobą coraz więcej czasu, kapłani mówią też że Netfis nie skupia się na lekcjach..- powiedział. Memnos pokiwał głową, potwierdzając wszystko co powiedział władca
- Zauważ panie, że twój syn zaczyna darzyć tego człowieka zaufaniem. To dobrze, będzie mu znacznie łatwiej pokonać strach związany z kontaktem fizycznym, szczególnie po tej nieudanej pierwszej próbie.
- Oczywiście, dziękuję ci za dobrą radę.
- Ale to nie ja to wszystko wprowadziłem w życie. Myślę panie, że dobrze postąpiłeś - powiedział kapłan i wyszedł, skłaniając się wcześniej nisko. Przed drzwiami czekał już na niego Netfis.
- Jest dobrze, masz wolną rękę - uśmiechnął się do księcia, wymijając go. Na ustach Netfisa również pojawił się uśmiech.
- Dziękuję - szepnął, patrząc się w ciemne zagłębienie, zza którego wyłoniła się szczupła, zakapturzona sylwetka.
- Już dobrze, Ishitaru - szepnął, podchodząc do jasnowłosego i zsuwając kaptur pogładził go po policzku.- Chodźmy na taras - zaproponował Netfis, Ishitaru bezsprzecznie zgodził się. Gdy tam dotarli, był tam również jak zwykle zamyślony, zajęty swoimi sprawami Ahmes.
Obrzucił brata i niewolnika spojrzeniem. Netfis w pozycji półleżącej oparł się o Ishitaru, siedzącego po turecku. Niewolnik patrzył się wzrokiem pełnym napięcia na starszego syna faraona. Ahmes patrzył za to z pewnym lekceważeniem, trochę pobłażając nowej zachciance młodszego brata. Dwa twarde spojrzenia skrzyżowały się. Ahmes wzdrygnął się, gdy poprzez wszystko co Ishitaru chciał mu pokazać, przedarł się do całkiem nieświadomego głębokiego pokładu przejmującego smutku. Odwrócił spojrzenie. Domyślał się już, jak musiał czuć się Ishitaru, co prawda nie wiedział jakim uczuciem darzył Ishitaru jego brata, ale zdawał sobie sprawę, że pomimo, iż jest niewolnikiem, to nie brak mu inteligencji, musiał więc czuć się jak zabawka w rękach dziecka. Ahmes poczuł szacunek dla tego chłopaka który był prawie że jego równolatkiem, a o życiu wiedział znacznie więcej. Po jakimś czasie starszy z braci wstał i odszedł do wnętrza, wraz z papirusami. Netfis i Ishitaru zostali sami. Książę odwrócił się w stronę swojego niewolnika.
Ahmes siedział niespokojnie na posłaniu mając przed sobą mapy. Konflikt pomiędzy sąsiadem narastał i Ahmes obawiał się najazdu, na który nikt nie był przygotowany, cały dwór, łącznie z faraonem był zbyt zaaferowany Netfisem. Nikt zdawał się nie zauważać problemu, a jeśli chcieli uniknąć konfliktu zbrojnego, powinni spróbować znaleźć dyplomatyczną drogę rozwiązania konfliktu. To jednak wymagałoby pewnego przemyślenia, co można im oddać w zamian, zorganizowania godnego przyjęcia, nad tym wszystkim musiał ktoś pomyśleć. A niestety nie było komu głowić się teraz nad sprawami państwa. Ahmes został sam. Usłyszał ciche pukanie w ścianę od strony tarasu. Po chwili do pokoju wszedł Ishitaru. Kaptur miał zdjęty, zwisający na jego plecach.
- Netfis cię po coś przysłał?- spytał Ahmes, nie podnosząc wzroku znad planów.
- Nie. Netfis ma teraz lekcje u kapłanów, książę - odpowiedział posłusznie Ishitaru, wciąż stojąc przy wejściu.
- Po co więc tu przyszedłeś? - Ahmes wciąż nie patrzył na gościa, zajęty wyrysowywaniem alternatywnych granic Egiptu.
- A nie powinienem? - odpowiedział pytaniem, podchodząc do księcia - Często siedzisz nad tym, książę - wskazał mapy i zwoje - i martwi cię to. Czyżby Egipt miał kłopoty, w których pojmowaniu jesteś odosobniony? Zapewne z mojej winy, przecież moje pojawienie się na dworze wywołało nie małą sensację absorbując uwagę całego dworu.- Ishitaru mówił powoli, dopiero sam też uświadamiając sobie sytuację i kolejne słowa były wnioskami wyciągniętymi z poprzednich. Ahmes podniósł zdziwiony wzrok na Ishitaru. Niewolnik rozumiał znacznie więcej niż mu się wydawało. Potwierdzająco kiwnął głową.
- Co zamierzasz z tym zrobić, książę? - spytał Ishitaru, siadając przy kamiennej ławie, na której były rozłożone mapy i plany.
- Postaram się to rozwiązać pokojowo. Zawrzeć sojusz, możliwe że kosztem części ziem Egiptu.
- A co z faraonem? - spytał ponownie Ishitaru. O tym Ahmes nie pomyślał. Wiedział, że Memnos nie był mu tak przychylny jak jego bratu. Musiał to rozwiązać sam.
- Nie mam zbytnio wyboru, nie chcę tego tłumaczyć poprzez Netfisa, zapewne więc będę musiał zrobić to sam.- odpowiedział, marszcząc wyrysowane czarnym tuszem brwi.
- Zapewne więc niedługo możemy spodziewać się gości? Powinny się już zacząć przygotowania, by móc wysłać gońca od razu po decyzji faraona. Wtedy może nam nie wystarczyć czasu - stwierdził Ishitaru. Ahmes uniósł ze zdziwieniem brew, widząc jak bardzo osobiście niewolnik traktuje problemy Egiptu. Jak pomimo tego, że niewiele może zrobić, stara się.
- A myślałem już że w tym miejscu nie ma nikogo kogo w tej chwili obchodziłby los Egiptu - powiedział z krzywym uśmiechem książę - Jednak jeśli faraon się dowie że za jego plecami trwały przygotowania - wrócił na poprzedni temat - będzie wściekły.
- Faraon nieczęsto rozmawia z niewolnikami, a to oni głównie muszą wszystko robić. Kapłani jedynie sprawują nadzór. Myślę że może udać się wszystko przygotować, kiedy będzie już zgoda faraona, wszystko zostanie ujawnione, będzie można udekorować salę. Już dziś wieczorem porozmawiam z tancerkami. One potrzebują czasu, by zachwycać - odpowiedział Ishitaru, opierając brodę o przedramię położone na ławie. Ahmes uśmiechnął się
" Nie wielcy tego świata nim kierują" Wtedy też Ahmes pierwszy raz pomyślał, że nie chce być takim władcą jak jego ojciec, który wraz z przejęciem władzy stał się ślepy, Memnos wciąż podsuwa mu gotowe rozwiązania, które dziś są pomyślne dla Netfisa, następnego mogą stać się przychylne dla wrogów. W dodatku niewolnicy mogliby miesiącami przygotowywać bunt, a on wciąż by myślał że ma wszystko pod kontrolą.
- Dziękuję, Ishitaru - odezwał się w końcu Ahmes, nie całkiem wiedząc za co dziękuje, za zaangażowanie i chęć pomocy, za wysłuchanie czy może za uświadomienie tego wszystkiego, co dzieje się w obrębie dworu. - Jeśli porozmawiasz jeszcze dzisiaj z innymi, chciałbym się jutro dowiedzieć jaki jest wynik tych rozmów, i jakie kroki zostały uczynione, dobrze? - poprosił książę. Ishitaru kiwnął potwierdzająco głową. - Inni niewolnicy też są tacy inteligentni? - spytał po chwili, kiedy Ishitaru wstał już z zamiarem odejścia.
- Tak - odparł po chwili, uśmiechając się łagodnie, po czym odwrócił się w stronę wyjścia i gdy już prawie opuścił pokój, Ahmes zrobił kilka szybkich kroków i zatrzymał Ishitaru, chwytając go za przedramię.
- Poczekaj.
Jasnowłosy odwrócił się gwałtownie, nasunięty jeszcze przed chwilą kaptur zsunął się do połowy włosów jego włosów. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, po czym w jakiś dziwny, nieodgadniony sposób ich usta zetknęły się, równie szybko jednak odsunęli się od siebie. Ahmes stał z szeroko otwartymi oczami, Ishitaru wysunął przedramię z uścisku księcia i pośpiesznie wyszedł, ponownie nasuwając kaptur na głowę. Nie zaszedł jednak daleko. Zatrzymał się tuż za rogiem, opierając się plecami o ścianę. Uśmiechnął się delikatnie, dotykając czubkami palców swoich warg. W tamtej jednej chwili Ahmes dał mu wolność, bo nie musiał się zastanawiać co kto na to powie, po prostu zrobił to, co chciał. Podejrzewał że książę, będzie czuł się teraz winny przed swoim bratem, jednego był pewien - nikt się o tym nie dowie. Powoli odszedł do swojego pokoiku, mając nadzieję że po drodze nie spotka ani Netfisa, ani Tettiego, ani nikogo, kto mógłby chcieć od niego cokolwiek.
- Ishitaru, gdzie ty byłeś? Był tu młody książę i ciebie szukał.- zakomunikował mu Tetti, nim Ishitaru zdążył wejść do pokoju.
- Trudno - mruknął, wymijając Tettiego i idąc w stronę sali, w której mieszkały tancerki.
- Ishitaru, jeszcze wczoraj myślałeś czy robić czy to czego chce faraon, czy książę, teraz kiedy możesz jedno połączyć z drugim, to nie robisz nic!
- No i co z tego? Będziesz mi to wypominał! Od ciebie wymagają jedynie żeby palmy rosły w odpowiednim kierunku! Nie wiesz co czuje! Nie masz pojęcia czego ode mnie oczekują! Mam się przespać z tym chłopcem! Mam mu dać nadzieję, że mi na nim zależy! Mam grać! Nie jestem aktorem, chcę móc przestać się przymilnie uśmiechać, posłusznie przymykać oczu. Nie zrozumiesz tego! Chce robić to, na co mam ochotę…- zakończył, szybko odchodząc. Tetti chciał coś powiedzieć, nie zdążył. Ishitaru miał szczerą nadzieję, że nie spotka teraz Netfisa. Jego nadzieje nie spełniły się gdy nagle zza rogu wyłonił się ciemnowłosy książę.
- Ishitaru, szukałem cię, jak dobrze że jesteś…- jednak niewolnik nie dał mu dokończyć, przykładając dłoń do ust.
- Nie Książe, nie ma mnie, teraz mnie nie ma, proszę, potrzebuje spokoju, po prostu spokoju wybacz, nie dajesz mi spokoju, proszę, zostaw mnie teraz, po prostu zostaw…- powtarzał, powoli tracił opanowanie, do oczu napływały mu łzy, dłonie drżały. Netfis patrzył się ze zdziwieniem.
- Ishitaru… co się stało? - spytał zmartwiony wyraźnie zachowaniem Ishitaru. Ten zmarszczył brwi by powstrzymać łzy. Zrobił kilka kroków w tył. To nie był jego dobry dzień. Wiedział że Netfis nie zrozumie. Że Netfis w ogóle nie powinien się dowiedzieć prawdy. Odszedł więc jak najszybciej, nie bacząc na Netfisa, raz po raz powtarzającego imię niewolnika. Ishitaru biegł coraz szybciej, wiedział że po twarzy ciekną mu łzy, kaptur powoli zsuwał się z włosów. Tego dnia Ishitaru przyciągał do siebie wszystkich jak magnez. Wybiegł na dwór gwałtownie uderzając od kogoś, nie zdążył odskoczyć, gdy przytrzymały go silne ramiona. Ishitaru podniósł załzawione oczy na najstarszego syna faraona - Ahmesa.
- Ishitaru…? - popatrzył ze zdziwieniem na niewolnika.
- Przepraszam Ahmes… Ahmes.. - Ishitaru starał się wyrównać przyśpieszony oddech. Patrzył się w prawie czarne oczy księcia.
- Ishitaru… spokojnie… ostatnio bardzo mnie… zaskakujesz…- powiedział, odwracając wzrok, zelżał jego uścisk na ramieniu Ishitaru.
- Żałujesz? - żachnął się Ishitaru, odsuwając się od Ahmesa.
- Ja po prostu cię nie rozumiem… Ty chyba nie rozumiesz mnie. To dla mojego brata tu jesteś.- przypomniał mu książę.
- Oczywiście, będę więc dalej grał… będę dalej grał i udawał że to on jest dla mnie najważniejszy…- szeptał Ishitaru, nasunął znów kaptur na głowę i odchodząc. Ahmes jako jedyny nie pozwolił mu odejść.
- Mi się zawsze wydawało, że wszystko jest całkiem normalnie. Nie miałem takich problemów jak Netfis. I gdybyś się nie pojawił zapewne dalej by tak było. Posłuchaj, jeśli ojciec się o tym dowie, jeżeli Netfis się dowie… - tłumaczył się chaotycznie Ahmes. Przerwał, gdy Ishitaru pocałował go w usta. Ahmes tym razem nie pozwolił by Ishitaru szybko się odsunął. Objął go.
Ich usta były spokojne, cierpliwe. Nie byli już dziećmi. Odsunęli się od siebie powoli, ich nosy wciąż stykały się ze sobą.
- To dopiero może się źle skończyć - szepnął cicho Ishitaru, muskając wargami usta Ahmesa - dziś nie idę do Netfisa… ćwiczę taniec - powiedział cicho. Ahmes zrozumiał aluzję.
- Przyjdę - szepnął, dotykając nosem policzka Ishitaru. Niewolnik uśmiechnął się łagodnie.
-Dziękuję Ahmes…- szepnął, po czym nasunął kaptur na włosy. Jeszcze przez chwilę jego spojrzenie trwało połączone z tym Ahmesa. Rozłączyły się, gdy Ishitaru odszedł.
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|