The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 28 2024 13:43:10   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Wieczni kochankowie
Szedłem powoli przed siebie zupełnie nie zwracając uwagi na to gdzie zmierzam. Było mi już wszystko jedno. Słowa archanioła Gabriela wciąż dźwięczały mi w uszach: "Rada skazuje cię na wygnanie. Czyn, którego się dopuściłeś jest niewybaczalny". Niewybaczalny, niewybaczalny, niewybaczalny, to słowo powracało niczym echo. Dlaczego wszyscy są przeciwko mnie - pomyślałem zły i zrozpaczony. Najpierw rodzice. Wściekli się, kiedy wydało się, że wolę mężczyzn. Uważali, że jestem chory i siłą zaciągnęli do psychiatry żeby mnie z tego wyleczył. Całe szczęście lekarz przekonał ich, że to nie choroba jednak wcale nie zmieniło to ich stosunku do tego, kim jestem. Niby zaakceptowali mój wybór, ale kategorycznie zabronili mi przyprowadzać do domu swoich przyjaciół. Nawet wtedy, gdy byli naprawdę tylko przyjaciółmi. Tak, więc kiedy poznałem Willa musiałem spotykać się z nim poza domem. Kochałem go, naprawdę go kochałem a on po dwóch latach zapewnień, że zawsze będziemy razem zostawił mnie dla innego. Krótko po tym zdarzył się ten wypadek. Autobus, którym jechaliśmy na szkolną wycieczkę zderzył się czołowo z ciężarówką. Jeden z nauczycieli i troje uczniów zginęło na miejscu, w tym ja. Kiedy dotarło do mnie, że jestem martwy i mam możliwość zostać aniołem pomyślałem, że wreszcie uśmiechnęło się do mnie szczęście. Zaprzyjaźniłem się z Alanem, który tak samo jak ja był początkującym boskim posłańcem. Z czasem przyjaźń zamieniła się w miłość i pewnej letniej nocy wymknęliśmy się na ziemię i kochaliśmy w bladym świetle księżyca. Rankiem zaś rozpętało się istne piekło. Archaniołowie wezwali nas na dywanik. Stwierdzili, że to, co zrobiliśmy jest karygodne. Próbowałem jakoś to wszystko wytłumaczyć. Miałem nadzieję, że Alan mi pomoże tymczasem on stwierdził, że to wszystko moja wina, że on wcale nie chciał, że zmusiłem go do odbycia stosunku. Stał przed nimi i kłamał im w żywe oczy. Przedstawiłem swoją wersję wydarzeń, ale uwierzyli jemu a mnie skazali na wygnanie. To nie sprawiedliwe - pomyślałem z goryczą. Nagle usłyszałem klakson i pisk hamulców. Chwilę później coś gwałtownie we mnie uderzyło. Ostry ból przelał się przez całe moje ciało i jak przez mgłę dotarło do mnie, że właśnie potrącił mnie samochód. Powoli otworzyłem oczy. Leżałem na ziemi a wokół mnie zebrał się tłumek gapiów. Ignorując zdziwione spojrzenia wstałem i ruszyłem przed siebie byle jak najdalej stąd.
- Powinien obejrzeć cię lekarz - stwierdził jakiś mężczyzna zastępując mi drogę.
- Nic mi nie jest - odparłem spoglądając na niego. Po chwili złapałem się na tym, że nie mogę od niego oderwać wzroku. Kruczoczarne włosy zaplecione miał w luźny warkocz przerzucony niedbale przez prawe ramię a jasno zielone oczy zdawały się hipnotyzować.
- Na pewno nie potrzebujesz pomocy? - jego głos wyrwał mnie z tego dziwnego stanu zauroczenia.
- Na pewno. Dziękuję.
Nie miałem zielonego pojęcia, co mam ze sobą zrobić. Z dnia na dzień zostałem bez dachu nad głową, bez pieniędzy, bez pracy, sam w obcym mieście. Na dworze robiło się coraz chłodniej i coraz ciemniej. Zmęczony całodziennym tułaniem się po ulicach usiadłem na parkowej ławce. Zegar pobliskiego kościoła wybił północ.
- To nie jest bezpieczne miejsce ani pora młody człowieku. Wracaj lepiej do domu.
- Nie mam domu - odpowiedziałem nim zdążyłem zastanowić się nad tym, co mówię.
- Chodź, przenocujesz u mnie - mężczyzna chwycił mnie delikatnie za ramię.
- Dziękuję, ale...
- Nie mam wprawdzie luksusów, ale lepsze to niż spanie pod gołym niebem - przerwał mi
- Ale...- odparłem zmieszany spoglądając na stojącego koło mnie mężczyznę i oto znów ujrzałem te jasno zielone, hipnotyzujące oczy.
- Chodź - powiedział ciepło a ja ruszyłem za nim nie będąc wstanie zaprotestować. Weszliśmy do starej, ale zadbanej kamienicy. Na piętro wiodły kamienne schody z bogato zdobioną poręczą. Mężczyzna zatrzymał się przed szerokimi rzeźbionymi drzwiami i dużym mosiężnym kluczem otworzył starodawny zamek. Mieszkanie składało się z dwóch małych pokoi, miniaturowej kuchni i niewielkiej łazienki. Wszystkie meble były stare i antyczne jednak było tu bardzo przytulnie.
- Mam na imię Ezbiel - przedstawił się nieznajomy
- Dziwne imię...
- To zasługa mojego kochanego tatusia. A ciebie jak zwą?
- Leonardo - odparłem cicho
- A więc Leonardzie tu będziesz dzisiaj spać - mówiąc to zielonooki wskazał przykrytą wełnianym kocem kanapę. Wziąłem szybki prysznic i zdjąwszy z siebie część ubrań poszedłem spać. Wbrew pozorom kanapa okazała się bardzo wygodna. Obudziło mnie podzwanianie kuchennych sprzętów. Szybko doprowadziłem się do porządku i poszedłem zobaczyć, co robi mój gospodarz. Ezbiel stał przy kuchence i z wprawą przewracał na patelni naleśniki.
- Głodny? - spytał uśmiechając się lekko
- Trochę...
- No to siadaj i jedz zanim wystygnie.
- A ty?
- Ja już jadłem. Słuchaj pracuje w firmie zajmującej się naprawą sprzętu elektronicznego i szef szuka kogoś do obsługi klientów, byłbyś zainteresowany?
- Jasne - odparłem z entuzjazmem.
- No to kończ jeść i możemy jechać. Mieszkać możesz na razie u mnie a później się zobaczy, no o ile nie przeszkadza ci spanie na kanapie.
- No coś ty. Dziękuję...ale...dlaczego mi pomagasz?
- Bo potrzebujesz pomocy - stwierdził zabierając się za zmywanie naczyń.
Od dnia, w którym zamieszkaliśmy razem minęło już sześć miesięcy. Przez ten czas bardzo polubiłem Ezbiela i odnosiłem wrażenie, że uczucie to było odwzajemnione. Co miesiąc część zarobionych pieniędzy dawałem mojemu gospodarzowi, trochę kasy wydawałem na ubrania a resztę odkładałem na czarną godzinę. Oboje zarabialiśmy całkiem nieźle to też na moim koncie urosła całkiem spora sumka. Sobotni ranek. Najpierw śniadanie, później jedziemy na zakupy. Po powrocie bierzemy się za sprzątanie. Trzeba też zrobić pranie, bo jeszcze trochę i nie będziemy mieli, co na siebie włożyć. Mieszkanie jest ciasne i co chwilę na siebie wpadamy, w takich momentach mam ochotę powiedzieć Ezbielowi "Przytul mnie". Dzisiejszego dnia miałem wrażenie, że czarnowłosy czyta w moich myślach. Najpierw w sklepie wziął z półki akurat te ciastka, na które miałem ochotę a później podczas sprzątania, kiedy przeciskał się między mną a segmentem objął mnie i mocno przytulił do siebie całując w policzek.
- Zostaw, nie chcę - zaprotestowałem jednak nawet nie próbowałem się od niego odsunąć -... to znaczy chcę, ale...- odparłem po chwili intensywnie się rumieniąc.
- Ale? - zapytał unosząc lekko brwi.
- Ale widzisz już dwa razy byłem zakochany i dwa razy zostałem porzucony. Nie chcę się angażować, bo boję się, że znów zostanę zraniony.
- Moje biedactwo - wyszeptał głaszcząc mnie delikatnie po włosach.
Po obiedzie zakomunikowałem zielonookiemu, że idę się przejść. Musiałem trochę pomyśleć, w samotności. Poszedłem do parku i usiadłem na jednej z ławek. Obok mnie przeszedł ciemnowłosy chłopak z bukietem czerwonych róż w ręce. Momentalnie przed oczami stanął mi Ezbiel z tym swoim nieodłącznym uśmiechem, jasno zielonymi oczyma i kruczoczarnymi włosami zaplecionymi w niedbały warkocz. Chciałem z nim być. Chciałem by był kimś więcej niż tylko przyjacielem, ale.no właśnie. Pojawiało się kilka, "ale". Po pierwsze bałem się, że za jakiś czas zostawi mnie dla innego tak jak Will. Po drugie byłem aniołem a co za ty szło, nie starzałem się. Tak, więc prędzej czy później Ezbiel zauważy, że ze mną jest coś nie tak. Nawet, jeśli powiem mu prawdę a on uwierzy i nadal będzie chciał ze mną być to za kilka lat.nie taki związek nie ma szans - pomyślałem ze smutkiem. Wstałem z ławki i ruszyłem w stronę najmniej uczęszczanej części parku. Tam upewniając się, że w pobliżu nie ma ludzi i że nikt mnie nie widzi przybrałem anielską postać i machnąwszy białymi skrzydłami wzbiłem się w powietrze. Uwielbiałem latać. To było po prostu cudowne uczucie. Kiedy byłem w powietrzu wszystko inne traciło znaczenie. Czas przestawał dla mnie istnieć. Czas i problemy życia codziennego. Tak było i tym razem. Miałem wrażenie, że wiatr zabrał wszystkie moje troski i wątpliwości. Wylądowałem na wzgórzu nieopodal miasta. Szkarłatna kula słońca zbliżała się powoli do linii horyzontu.
- Wiedziałem, że nie jesteś człowiekiem, ale czegoś takiego się nie spodziewałem - cichy głos Ezbiela wyrwał mnie z zamyślenia.
Jak on mnie znalazł - pomyślałem - i wtedy dotarło do mnie, że nadal jestem w anielskiej postaci i czarnowłosy nie ma prawa mnie widzieć. Gwałtownie obróciłem się w jego stronę. Stał parę metrów za mną w cieniu ogromnego dębu. W półmroku dawało się tylko zauważyć jego jasnozielone oczy. Ruszył powoli w moją stronę, zatrzymał się kilka kroków przede mną. Promienie zachodzącego słońca oświetliły jego szczupłą sylwetkę i wtedy dostrzegłem .skrzydła. Duże, czarne, błoniaste skrzydła.Boże.to nie możliwe.przez pół roku przebywałem pod jednym dachem z demonem i ani razu nie wyczułem obecności zła. To nie możliwe, nie możliwe. W panice zacząłem cofać się do krawędzi wzgórza, gdzie pionowa skała ciągnęła się kilkanaście metrów w dół. Upadek z takiej wysokości wprawdzie nie groził mi śmiercią, ale z pewnością nie byłby czymś przyjemnym. Nagle Ezbiel znalazł się przy mnie. Objął mnie w pasie i podniósł lekko do góry odsuwając się jednocześnie od krawędzi przepaści.
- Puść mnie - wydukałem przez zdławione strachem gardło - nie dotykaj mnie.
- Leonardzie, uspokój się - odparł łagodnie - nie chcę zrobić ci krzywdy.
- Jesteś demonem, jak mam ci wierzyć?
- A czy kiedykolwiek cię skrzywdziłem? - spytał cicho
- Nie
- No właśnie, chcę tylko z tobą porozmawiać.
- Tylko porozmawiać? - powtórzyłem za nim nieprzytomnie
- Tak, tylko porozmawiać - odpowiedział uśmiechając się lekko. Postawił mnie na ziemi i odsunął się trochę.
- Dobrze a więc pozwól, że zadam ci pytanie.
- Pytaj.
- Kim jesteś? Co tu robisz? I czego ode mnie chcesz?
- To trzy pytania, miało być jedno - odparł z rozbawieniem
- Odpowiedz! - warknąłem
- Tak jak powiedziałeś jestem demonem - zaczął - Jestem na Ziemi, ponieważ władze mojego ludu skazały mnie na wygnanie a co do ciebie to chcę być z tobą.kocham cię.
- Wygnali cię? - spytałem z niedowierzaniem - Za co?
- Za to, że byłem zbyt dobry. Za to, że nie rajcowało mnie zabijanie staruszek ani niewinnych dzieci. Już od kilku lat zastanawiali się, dlaczego taki jestem. W końcu ktoś stwierdził, że to pewnie, dlatego, że moja matka była śmiertelniczką. Mój ojciec zaprzeczył. Nie znałem swojej matki. Wiem tylko, że zmarła przy porodzie. Rada postanowiła, że rzucą zaklęcie, które wykaże czy płynie we mnie krew śmiertelnych. Okazało się, że tak. Prawo mówi, że demon z taką skazą musi zostać zabity. Ponieważ jednak mój ojciec jest jednym z Lordów skazano mnie na wygnanie do świata, z którego pochodzi moja matka.
- Skąd wiedziałeś, że nie jestem człowiekiem. To aż tak widać?
- - Ezbiel uśmiechnął się - Pewnego dnia, kiedy w pracy umieraliśmy z nudów rzuciłem dla zabawy zaklęcie "niezgody". Wszyscy zaczęli się kłócić, sprzeczać, oskarżać. Wszyscy z wyjątkiem ciebie. Sądziłem, że jesteś półdemonem jak ja lub coś w tym rodzaju.jednak anioł.to przeszło moje najśmielsze oczekiwania. A właśnie mój aniołku, co ty robisz na Ziemi? Kiedy się poznaliśmy powiedziałeś, że nie masz domu, czyżby wysłali cię żebyś się dowiedział czy ludzie są miłosierni?
- Nie - odpowiedziałem cicho i po raz pierwszy od początku tego spotkania uśmiechnąłem się - To zabawne, ale spotkało mnie dokładnie to samo, co ciebie tylko z innego powodu.
- Wygnali cię? Za co? - spytał powtarzając moje słowa sprzed kilku minut.
- Związałem się z aniołem, pewnej nocy kochaliśmy się i archaniołowie nie byli tym zachwyceni. Wezwali nas na dywanik. I co Alan im powiedział? Że on wcale nie chciał, że ja go zmusiłem. No i wyrzucili mnie.
- Cóż za ironia losu. Oboje zostaliśmy skazani na wieczne wygnanie, ale czy musimy być wiecznie samotni? Powiedziałeś, że nie chcesz się angażować, bo boisz się, że znów zostaniesz zraniony. Rozumiem cię. Jednak mimo to proszę byś mi zaufał. Ja cię nie zostawię. Kocham cię.
- Ja też cię kocham - odparłem bez chwili zastanowienia - ale ja muszę to wszystko przemyśleć. Daj mi trochę czasu, dobrze?
- Jasne aniołku.
- Wracajmy do domu - mówiąc to podszedłem do niego i chwyciłem go za rękę - późno już.
- Idziemy? Lecimy? Czy się teleportujemy?
- Lecimy, zresztą ja i tak nie umiem się teleportować.
- Ale ja umiem. Kiedyś ci pokażę - uśmiechnął się, po czym rozłożył ogromne skrzydła i wzbił się w powietrze. Zrobiłem to samo i już po chwili unosiliśmy się nad oświetlonymi kolorowymi neonami ulicami miasta. Po powrocie do domu zabraliśmy się za przygotowywanie kolacji.
- Zgadzam się - stwierdziłem nagle, przerywając jedzenie
- Na co?
- No na to żebyś został moim kochankiem. Doszedłem do wniosku, że wolę być szczęśliwy z tobą, choć przez chwilę niż całą wieczność być nieszczęśliwy.
- Cieszę się, że tak uważasz i obiecuję ci, że będziesz ze mną szczęśliwy i to dłużej niż przez chwilę.
Po kolacji rozsiedliśmy się na kanapie. Ezbiel przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem. Przytuliłem się do niego opiewając głowę o jego pierś.
- Wiesz tak myślałem i doszedłem do wniosku, że przydałoby się nam większe mieszkanie.
- No. Z przestronną łazienką, w której byłaby kabina prysznicowa i duża narożna wanna z hydromasażem, z kuchnią, po której możnaby się gonić z salonem, w którym wesoło by płonął ogień w kominku i z sypialnią, w której stałoby ogromne, wygodne łóżko z baldachimem - odparłem rozmarzonym tonem.
- Ale masz wymagania. - zaśmiał się serdecznie - skoro jednak takie mieszkanie chcesz mieć to takie kupimy. Chociaż może wolałbyś domek z ogródkiem?
- Może być domek pod warunkiem, że będzie mieć wyżej wymienione wyposażenie.
- Następnego dnia zaczęliśmy szukać odpowiedniego lokum. Po tygodniu poszukiwań znaleźliśmy uroczy piętrowy domek na obrzeżach miasta. Na dole był ogromny pokój z kominkiem, przestronna kuchnia i toaleta. Na górze zaś duży pokój sąsiadujący z łazienką. Tak to było dokładnie to, o co mi chodziło. Zielonooki również był zadowolony. Kolejne dwa tygodnie upłynęły nam na kupowaniu mebli, i różnych innych rzeczy do nowego domu. Wreszcie mogliśmy myśleć o przeprowadzce. Ezbiel pojechał dopilnować ostatnich wykończeń takich jak sadzenie iglaków w ogródku a ja zabrałem się za pakowanie naszych rzeczy. Nigdy bym nie pomyślał, że w tak małym mieszkaniu może znajdować się tyle przedmiotów. Zadzwonił telefon.
- Słucham.
- Cześć skarbie jak ci idzie? - spytał czarnowłosy wesoło
- Nijak. Spakowałem już wszystkie ubrania i większość rzeczy z kuchni. Zostały jeszcze książki, kwiaty i różnego typu drobiazgi a ja już nie mam gdzie tego upychać. Przydałoby się jeszcze kilka kartonów.
- Da się załatwić. Za jakąś godzinę powinni przyjechać faceci z firmy przewozowej.
- Całe szczęście, bo zrobiło się tu trochę ciaśniej niż zwykle.
- Trzymaj się skarbie. Wrócę za jakiś kwadrans i ci pomogę. Pa.
Nagle wyczułem w pokoju czyjąś obecność. Obróciłem się i ujrzałem.Archanioła Gabriela. Boże, wiedziałem, że tak będzie - pomyślałem z rozpaczą. Pewnie przybył by mnie poinformować, że moje zachowanie jest karygodne i niewybaczalne. Odruchowo cofnąłem się kilka kroków.
- Leonardzie - powiedział ciepło - musimy porozmawiać.
- Dlaczego - przerwałem mu, - dlaczego znów chcesz mi odebrać to, co kocham? Ja wiem, że on nie jest aniołem, że nie jest nawet człowiekiem, ale on jest dobry. Nikomu nie wyrządza krzywdy. Dlaczego chcesz mi go odebrać? Czym ja sobie na to zasłużyłem? To niesprawiedliwe.
- Leonardzie uspokój się - teraz to on mi przerwał - niczego ani nikogo nie chcę ci zabierać. Chciałem cię przeprosić. Popełniliśmy ogromny błąd i chce to jakoś naprawić.
- - spojrzałem na niego nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi
- Chodzi o Alana - na dźwięk tego imienia poczułem, że robi mi się gorąco - w ciągu dwóch miesięcy były trzy sytuacje, w których dwaj aniołowie mieli inne zdanie, co do przebiegu danej sytuacji. Jednym z aniołów zawsze był Alan. Wydało się to nam podejrzane. Rzuciliśmy na niego zaklęcie "prawdy" i okazało się, że kłamał. Wiem, że wtedy do niczego go nie zmusiłeś i wiem, że nasz werdykt bardzo cię zranił. Tak w ogóle to muszę ci uświadomić, bo chyba trochę źle to zrozumiałeś, że nie rozgniewało nas to, co zrobiliście z Alanem tylko to gdzie to zrobiliście. Przepraszam za nas wszystkich. Przeszedłem ci powiedzieć, że w każdej chwili możesz wrócić i że zostały zwrócone ci wszystkie anielskie umiejętności takie jak uzdrawianie czy teleportacja.
- Ale ja nie chcę wracać - odezwałem się cicho - nie teraz, kiedy jestem szczęśliwy. Kocham go. i on mnie chyba też - dodałem po chwili z wahaniem
- Zdradzę ci w tajemnicy, że kocha cię i to bardzo - odparł uśmiechając się ciepło
- Skąd wiesz?
- Jestem przecież archaniołem, wiem takie rzeczy. Nie jest wprawdzie człowiekiem, ale zapewniam cię, że są ludzie gorsi od niego. Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwy. Pamiętaj jednak, że zawsze możesz zwrócić się do nas o pomoc albo o radę. Do zobaczenia Leonardzie - mówiąc to ruszył w kierunku wyjścia. W drzwiach stał Ezbiel. Gdy tylko wzrok Gabriela padł na niego uklęknął przed nim i spuścił głowę.
- Panie.- powiedział cicho
- Wstań - odparł miękko archanioł - nie jestem Bogiem żebyś przede mną klękał
- - Ezbiel podniósł się i niepewnie spojrzał na Gabriela
- Chroń go i opiekuj się nim - stwierdził archanioł, po czym zniknął.
- Dziwny z niego.osobnik - zauważył zielonooki wciąż jeszcze lekko oszołomiony spotkaniem
- Ano dziwny - zgodziłem się - Masz te kartony? - spytałem przeczesując dłonią włosy
- Tak. Zostały w kuchni jakieś naczynia?
- Dwa talerze, sztućce, dwa kubki, garnek, czajnik i patelnia, a dlaczego pytasz?
- Głodny jestem. Zrób coś do jedzenia. Kupiłem kilka rzeczy, leżą na szafce koło zlewu a ja w tym czasie wezmę się za pakowanie książek. Kiedy wreszcie skończyliśmy dochodziła piąta. Zrobiłem kawę i usiedliśmy w pokoju.
- Bardzo jesteś zmęczony? - spytał zielonooki przytulając się do mnie lekko.
- Myślę, że długi prysznic rozwiązałby sprawę, a co chcesz?
- To idź, kolację zjemy na mieście a później mam dla ciebie niespodziankę.
- Ale.
- Za chwilę przyjadą po resztę kartonów. Pojadę z nimi, dopilnuję wyładunku, zamknę wszystko i przyjadę po ciebie. Co ty na to?
- Okay.
Kolację zjedliśmy w bardzo eleganckiej i bardzo drogiej restauracji. Następnie weszliśmy do równie drogiego hotelu. Ezbiel podszedł do recepcji i wziął klucz. Wjechaliśmy na szóste piętro i czarnowłosy poprowadził mnie w głąb korytarza. Zatrzymał się przed drzwiami z numerem 6035 i otworzył je. Zapalił światło i przepuścił mnie przed sobą. Wszedłem do pokoju i aż mi dech zaparło. Całe pomieszczenie urządzone było w kolorze złoto czerwonym. Pod jedną ze ścian stało ogromne łóżko z czerwonym baldachimem i złotą jedwabną pościelą.
- I jak, podoba ci się?
- Tak, ale przecież mamy już w domu meble - odpowiedziałem wciąż rozglądając się po pomieszczeniu.
- No tak, ale myślałem, że...skoro nie chcesz to możemy...
- Nie - przerwałem mu zauważywszy, że to, co powiedziałem zraniło go - Po prostu zaskoczyłeś mnie, nie spodziewałem się czegoś takiego - dodałem po chwili uśmiechając się do niego ciepło. Podszedłem do niego i cmoknąłem go w policzek, po czym poszedłem obejrzeć łazienkę.
- Łaaał, tu jest wanna z hydromasażem. Koniecznie muszę to wypróbować, idziesz?
- Kąpałeś się przed wyjściem - odparł Ezbiel z rozbawieniem.
- To był prysznic nie kąpiel. Zresztą po całym dniu harówki chyba nie odmówisz mi kąpieli z pianą i bąbelkami?
- Wiesz dobrze, że zrobiłbym dla ciebie wszystko.
- Cieszę się - mówiąc to odkręciłem wodę i wlałem trochę lawendowego olejku. Zdjąłem ubranie i wszedłem do wanny. Zielonooki po chwili do mnie dołączył. Po kilkunastu minutach moczenia się wstałem i ociekając wodą wyszedłem z wanny. Wziąłem z półki biały puszysty ręcznik i zacząłem się energicznie wycierać. Narzuciłem na siebie frotowy szlafrok i udałem się do pokoju. Spojrzałem na łóżko i uśmiechnąłem się lekko. Wiedziałem, dlaczego Ezbiel wynajął ten pokój. No cóż w mieszkaniu nie było warunków na konsumpcję naszego związku a w domku na przedmieściach cały nasz dobytek łącznie z ręcznikami i pościelami spoczywał w kartonach. Wdrapałem się na łóżko i stanąłem na nim spoglądając w stronę łazienki. Czarnowłosy pojawił się z ręcznikiem owiniętym wokół bioder. Oparł się o ścianę i przyglądał mi się uważnie. Zdjąłem szlafrok i rzuciłem go na podłogę. Zielonooki nie zareagował.
- Śliczny jesteś - wyszeptał po chwili
- Ty też jesteś niczego sobie - odparłem rumieniąc się lekko - długo jeszcze każesz mi czekać?
- Na co?
- Jak to, na co? Na ciebie.
Ezbiel uśmiechnął się drapieżnie, po czym zniknął. Nim zdążyłem zorientować się, co się stało pojawił się koło mnie na łóżku i złożył na moich ustach gorący pocałunek.
- Nigdy więcej tak nie rób! - zaprotestowałem odsuwając się lekko od niego
- Jak sobie życzysz - stwierdził czarnowłosy powracając do przerwanego pocałunku. Jego dłonie zsunęły się po moich plecach na pośladki a usta przywarły do szyi. Położył mnie delikatnie na łóżku i pochylił się nade mną. Jego dłonie i usta były gorące i niecierpliwe. Całował mnie teraz w okolicy pępka rozpalając krew w moich żyłach, wsunął rękę między moje uda i po chwili poczułem w sobie jego wilgotne palce. Zamruczałem cicho unosząc biodra w górę. Zabrał dłoń i wszedł we mnie, mocno przytulając się do mnie. Jego ruchy z początku wolne i spokojne nabierały tempa i gwałtowności. Fala ekstazy przelała się przez nasze ciała niemal jednocześnie.
- Kocham cię mój ty aniołku - wyszeptał mi zielonooki do ucha przygryzając je lekko zębami.
- Ja też cię kocham mój ty demonku - zaśmiałem się wsuwając palce między puszyste kosmyki jego kruczoczarnych włosów.
- Cóż za romantyczna żeby nie powiedzieć ckliwa scenka - rozległ się nagle w pokoju obcy męski głos.
Oboje spojrzeliśmy na przybysza. Był to wysoki przystojny mężczyzna o jasnozielonych oczach i kruczoczarnych włosach zaplecionych w luźny warkocz przerzucony niedbale przez lewe ramię. Gdyby nie to, że Ezbiel leżał koło mnie powiedziałbym, że to on tam stoi.
- Ojcze.czy ty nigdy nie masz w zwyczaju używać drzwi? - spytał mój towarzysz lekko poirytowany.
- Wybacz synku, chyba nie przeszkadzam? Wiesz, gdy tak na was patrzę to dochodzę do wniosku, że Rada miałaby, o czym dyskutować, co najmniej przez miesiąc. Syn Lorda demonów w łóżku z aniołem.
- Ojcze - przerwał mu cicho Ezbiel - kupiliśmy dom może odwiedziłbyś nas za jakieś dwa tygodnie jak już się urządzimy. Wtedy sobie porozmawiamy.
- Dobrze, już sobie idę. Widzę, że jednak przeszkadzam. Do zobaczenia gołąbeczki - pożegnał się i zniknął. Powoli zaczynałem się przyzwyczajać, że w mojej obecności osoby nagle pojawiają się i znikają.
- Przepraszam skarbie - wyszeptał zielonooki lekko speszony
- Nic się nie stało - odparłem z rozbawieniem - on zawsze pojawia się tak niespodziewanie?
- Raczej tak, na czym to skończyliśmy?
- Na tym jak pytałeś mi się czy chcę jeszcze raz.
- A chcesz?
- Jasne, że tak - odpowiedziałem muskając ustami jego policzek.
Nie wiem ile jeszcze razy kochaliśmy się tej nocy, ale jeszcze z nikim nigdy nie było mi tak dobrze. Wreszcie byłem naprawdę szczęśliwy i miałem nadzieję, że tak już będzie zawsze.



Komentarze
mordeczka dnia padziernika 16 2011 09:17:52
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

NioNio (Brak e-maila) 22:18 15-02-2007
Opowiadanie poziomem drastycznie odbiega od pozostałych. Fabuła jest banalna, temat potraktowany "po łebkach", styl jako-taki. Błędy:
nie sprawiedliwe - piszemy razem; "Oboje zostaliśmy skazani (...)" powinno być "Obaj (...)"
i te dziwne kropki zamiast spacji. Może komuś się spodoba. Ja się zawiodłam.
fanki yaoi (Brak e-maila) 00:36 16-02-2007
dno. ala przynajmniej mialysmy niezla beka, jak to czytalysmy.
Lulu (Brak e-maila) 11:55 16-02-2007
Nad opowiadaniem przydałoby się faktycznie nieco popracować, ale aż tak źle nie jest by to nazywać "dnem". Czytałam w życiu o wiele gorsze opowiadania.
Niewiadomoco (Brak e-maila) 20:23 16-02-2007
Kropki zamiast spacji to był efekt nie zamierzony i mam nadzieję, że przy najbliższej aktualizacji zostanie to poprawione.
Nightwish (Brak e-maila) 23:57 22-03-2007
ja tam nie patrze na styl itp. jest prawie północ i czyta mi się lekko, bez usypiania nad tym ani bez wytrzeszczania oczu w ekran, poza tym każdy ma prawo do tego, żeby przestać pisać tak jak zawsze i pozwolić sobie na coś lżejszego < mnie za moje lżejsze zjechano strasznie ^^>

Pozdrawiam Nightwish
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum