The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 23 2024 16:52:56   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Przepowiednia 1
HOUSTON - ROK 1975



- Kochanie, tak się cieszę, że będziemy mieli dziecko.
- Dzieci, James, dzieci - poprawiła męża Mary.
- No tak. Jeszcze nie przywykłem do tego, że to bliźnięta. Będę miał dwóch synów.
- Skąd wiesz, że to będą chłopcy?
- Bo wiem, czuję to.
- A ja myślę, że to będą dziewczynki.
- Dlaczego nie chciałaś, żeby lekarz powiedział ci, jaka to płeć?
- Bo chcę mieć niespodziankę, zresztą...
W tym właśnie momencie samochód młodych małżonków dołączył do karambolu, który właśnie powstał na autostradzie.


NEW YORK - ROK 2000



- Detektyw Bennetti, słucham.
- Nino musimy porozmawiać. To nie jest rozmowa na telefon, więc może wpadniesz w niedzielę na obiad?
- Nie ma sprawy, mamo. O której?
- O 13.00, to na razie. Uważaj na siebie kochanie.
- Zawszę to robię, do niedzieli mamo.

* * *

- Mamo obiad był przepyszny. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłem coś tak dobrego.
- Powinieneś częściej przyjeżdżać.
- Niestety nie mam czasu, ale chciałaś mi coś powiedzieć - stwierdziłem pomagając mamie zanieść talerze do kuchni.
- Tak, tylko nie wiem, od czego zacząć - mówiąc to zaczęła wkładać naczynia do zmywarki.
- Najlepiej od początku.
- A więc jak wiesz nie możemy mieć swoich dzieci. Dlatego też wraz z ojcem zdecydowaliśmy się na adopcję. Chcieliśmy jednak noworodka. Czekaliśmy prawie półtora roku. W końcu właściciel ośrodka adopcyjnego zadzwonił, że mamy przyjechać. Okazało się, że właśnie trafiło tam dwóch chłopców. Ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym. To znaczy ojciec zginął na miejscu, a matka podczas porodu. Chcieliśmy z ojcem wziąć obu chłopców, ale właściciel ośrodka się nie zgodził, stwierdził że...
- Zaraz, zaraz - przerwałem matce - Czy ty chcesz mi powiedzieć, że...
- Tak - teraz to ona mi przerwała - Masz brata bliźniaka.
- Ale...ale dlaczego mi nie powiedzieliście?
- Baliśmy się, że wszystko rzucisz i pojedziesz go szukać. Chcieliśmy żebyś skończył szkołę, studia, no wiesz...
- Tak, rozumiem.


NEW YORK - DZIESIĘĆ MIESIĘCY PÓŹNIEJ


- Nino, Nino, znalazłem! - krzyczał mój partner już od progu komisariatu.
- Co znalazłeś?
- Nie, co tylko, kogo. Znalazłem twojego brata!
- Możesz powtórzyć?
- Znalazłem twojego brata.
- Jak...
- To później - przerwał mi - Posłuchaj tego - tu wziął i otworzył zieloną teczkę na akta - Imię i nazwisko: Niko Sarradossa. Ukończył szkołę i studium policyjne z wyróżnieniem. Pracuje w policji w Los Angeles, na komisariacie w wydziale ds. narkotyków...
- Czekaj, czekaj - przerwałem mu.
- Ale to jeszcze nie koniec - zaprotestował.
- Domyślam się. Daj mi to, sam sobie przeczytam - mówiąc to zagłębiłem się w lekturze. Czytając odniosłem wrażenie, że czytam własne papiery. Z wyjątkiem kilku szczegółów, dat i nazw akta Niko i moje były identyczne.
- I co? - spytał Mike gdy zauważył, że skończyłem.
- Nie wiem, co powiedzieć. To dziwne...
- Dziwne, ale prawdziwe. Jesteście szczególnym rodzeństwem i podświadomie dążyliście do tego samego. U rozdzielonych zaraz po urodzeniu bliźniąt to się zdarza.
Załatwiłem sobie u szefa urlop i pojechałem do Los Angeles. Na miejsce dotarłem koło jedenastej. Taksówka zawiozła mnie do centrum. Zapytałem jak dojść do Lancaster Road. Postanowiłem zrobić sobie mały spacer. W jednej z bardziej ustronnych uliczek zaczepiło mnie kilku facetów.
- Ej, Niko, szef chce z tobą pogadać.
- Ale...
- Żadnych, ale.
Po chwili obok nas zatrzymał się samochód i wysiadło z niego dwóch mężczyzn.
- No, Sarradossa, wpakowałeś się w gówno i to po same uszy - stwierdził jeden z nowoprzybyłych.
- Ale...- po raz kolejny usiłowałem im powiedzieć, że to pomyłka, ale nie dali mi dojść do słowa.
- Oj Niko, Niko - odezwał się drugi z mężczyzn - ostrzegałem cię, że jak będziesz wtykał nos w nie swoje sprawy to się dla ciebie źle skończy - mówiąc to wyjął spod kurtki colta i wpakował we mnie cały magazynek. Sześć kul ugodziło mnie w pierś, upadłem na asfalt zapadając się w bezdenną pustkę.
W najodleglejszym zakątku mrocznej nieświadomości dostrzegłem światło. Było przyćmione i niewyraźne, tak jakby wydobywało się z latarki, której baterie wydawały ostatnie tchnienie energii. Desperacko walczyłem, aby się tam dostać. Ilekroć zdawało mi się, że mam je w zasięgu ręki, światło oddalało się pogrążając mnie w nicości. Nie żyję - pomyślałem nieprzytomnie - jestem martwy. Nagle uświadomiłem sobie istnienie czegoś znacznie bardziej wyrazistego czegoś, czego być nie powinno. Owo coś wyłaniało się z próżni, z każdą chwilą przybierając na sile. W końcu zrozumiałem, co to jest i stwierdziłem, że wciąż żyje. Ból, cudowny, przenikliwy ból. Rozlał się po całym ciele falą o przerażającej sile sprawiając, że z mojego gardła wydobył się cichy jęk.
- Dzięki ci Boże, nareszcie - głos dochodził z bardzo daleka - Nino, słyszysz mnie?
- ... - na sekundę zapadła cisza. Otworzyłem oczy i jak przez mgłę dostrzegłem pochylony nade mną, niewyraźny kontur postaci. Zacząłem się w niego wpatrywać.
- Zdaje się, że nasz pacjent szykuje się do powrotu do życia - z trudnością rozróżniałem słowa. Nie znałem tego głosu. Wzrok powoli mi się wyostrzał i już po chwili mogłem rozróżnić postacie stojące koło mnie. Było to dwóch mężczyzn. Jeden z nich ubrany był w biały fartuch i potocznie nazywany był lekarzem. Ten drugi miał na sobie jasnoniebieskie jeansy i czarną, skórzaną kurtkę.
- Jak się pan czuje? - spytał lekarz
- Wszystko mnie boli - odparłem szeptem
- Nie ma się, co dziwić. Podziurawili pana jak sito.
- Mogę z nim porozmawiać? - wtrącił się facet w skórze
- Skoro pan musi, ale nie za długo.
- Dobrze doktorze - mówiąc to facet przysunął sobie krzesło i usiadł koło łóżka. Lekarz wyszedł zamykając za sobą drzwi - Jestem detektyw Jack D'Andrea i chciałbym zadać panu kilka pytań, mogę?
- Proszę pytać.
- Czy widział pan, kto do pana strzelał?
- Tak.
- Czy wie pan, dlaczego?
- Mniej więcej.
- Mógłby pan opisać tego człowieka?
- Było ich kilku. Najpierw pojawiło się czterech, ubranych na czarno, takie typowe bandziory. Po chwili zajechał czarny Lincoln, limuzyna i wysiadło z niego dwóch mężczyzn. Ten jeden, najprawdopodobniej szef ubrany był w czarny garnitur, wzrost około metr dziewięćdziesiąt, ciemne krótkie włosy, lekki zarost i blizna z prawej strony czoła tuż przy linii włosów. Ten drugi ubrany był w niebieskie jeansy i granatową marynarkę, wzrost około metr osiemdziesiąt, włosy ciemne długie związane w kucyk. To on do mnie strzelał.
- Mówił pan, że domyśla się, dlaczego do pana strzelali.
- Tak. Prawdopodobnie pomylili mnie z tutejszym policjantem...
- Niech zgadnę - przerwał mi - z Niko Sarradossą.
- Skąd pan wie? - spytałem szczerze zdziwiony
- Bo Niko jest moim partnerem. Z początku myślałem, że to on został ranny. Jesteście do siebie podobni jak dwie krople wody.
- Jesteśmy braćmi - odparłem cicho
- Niko nic mi nie mówił, że ma brata bliźniaka.
- Z pewnością nie ma o mnie pojęcia. Być może nawet nie wie, że został adoptowany.
- Że co? Więc to nie są jego biologiczni rodzice? - D'Andrea był wyraźnie zszokowany
- Nie, nasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym dwadzieścia sześć lat temu.
- Miałem jeszcze jedno pytanie, ale już chyba znam odpowiedź.
- Tak?
- Chciałem wiedzieć, po co przyjechałeś do Los Angeles z drugiego końca stanów. Teraz już wiem, chciałeś się zobaczyć z Niko.
- Tak, ale najpierw chciałem się spotkać z jego rodzicami, nie chciałem przewrócić mu życia do góry nogami.
W tej chwili do pokoju wszedł lekarz.
- Detektywie starczy na dzisiaj.
- Tak, już idę. Wracaj szybko do zdrowia Nino - zwrócił się do mnie - Przyjdę wieczorem.
- D'Andrea...- zawołałem, gdy policjant był już przy drzwiach - nie mów Niko o mnie, dobrze? Sam mu powiem w odpowiedniej chwili.
- Nie ma sprawy, do widzenia.
Detektyw i lekarz wyszli a ja zasnąłem. Niecałą godzinę później mój stan się drastycznie pogorszył i lekarze podłączyli mnie do respiratora. Pod wieczór zgodnie z obietnicą pojawił się D'Andrea.
- Co z nim? - spytał lekarza stojącego przy moim łóżku
- Mam być szczery? Według mnie to on nie przeżyje dzisiejszej nocy, a jeśli nawet to...
- Rozumiem, dziękuję - D'Andrea wyszedł na korytarz. Miał problem i to poważny. W końcu jednak postanowił powiadomić Niko - Dzięki, że przyjechałeś - detektyw uśmiechnął się lekko witając swojego partnera.
- Co to za ważna sprawa, dla której wyciągasz mnie z domu po dwudziestej drugiej?
- Pamiętasz ten telefon ze szpitala, że jesteś ciężko ranny? Pojechałem to sprawdzić.
- I co ciekawego znalazłeś? - spytał, Niko niezbyt zadowolony z faktu, że nie zobaczy zakończenia meczu.
- Chodź.
- Dokąd?
- Coś ci pokażę - mówiąc to D'Andrea wprowadził Niko do pokoju, w którym leżałem.
- ... - Sarradossa spoglądał na przemian na mnie i na Jacka - Kto to jest? - zapytał w końcu
- Wyjdźmy na korytarz. Nazywa się Nino Bennetti i jest policjantem z Nowego Jorku. Pracuje w wydziale ds. narkotyków.
- Mówisz z Nowego Jorku? To, co on...
- Mogę skończyć?
- Przepraszam, Jack, mów.
- Przyleciał do Los Angeles żeby się z tobą spotkać. Jednak w drodze do twojego domu dorwał go McLarty i jego ludzie. Wzięli go za ciebie i postanowili wysłać na tamten świat.
- Ale co to ma wspólnego ze mną? - coraz bardziej niecierpliwił się Niko
- Dasz mi wreszcie skończyć? - warknął D'Andrea
- ....
- Tak, więc Nino trafił do szpitala, no i ktoś pomylił go z tobą po raz drugi tego samego dnia. Kiedy przyjechałem akurat odzyskał przytomność i lekarz pozwolił mi z nim porozmawiać.
- Powiedziałeś, że chciał się ze mną spotkać. Po co?
- Nino prosił żebym ci nie mówił, ale lekarz powiedział, że on prawdopodobnie nie przeżyje tej nocy i jeśli ci nie powiem a on umrze to będziesz na mnie cholernie wściekły.
- No to mi powiedz.
- Łatwo ci mówić. Powiedz. To nie takie proste. No dobrze. Nino chciał najpierw porozmawiać z twoimi rodzicami, nie chciał przewrócić ci życia do góry nogami.
- Jack, co ty mi usiłujesz powiedzieć?
- Nino jest twoim bratem bliźniakiem - wykrztusił wreszcie D'Andrea
- ...Możesz powtórzyć?! - Niko był zszokowany
- Nino jest twoim bratem, ale to nie wszystko. Dorothy i Michael Sarradossa nie są twoimi rodzicami. Zostałeś adoptowany.
- Że co?!
- Wiem tylko tyle ile mi powiedział Nino. Mówił, że wasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym dwadzieścia sześć lat temu.
- A właśnie zawiadomiłeś jego rodzinę?
- Nie...
- No to, na co czekasz?!
- A skąd mam wziąć numer?
- Jesteś gliną no nie? Wymyśl coś.
- Jasne, użyję szklanej kuli.
- To już twoja sprawa. Ja muszę zadzwonić do moich rodziców.
Moi rodzice pojawili się dnia następnego koło południa. Razem z nimi przyleciał mój partner Mike. Obawy lekarzy, że nie przeżyje nocy się nie sprawdziły. Mijał noce i dnie a mój stan ani się nie poprawiał ani nie pogarszał. Michael i rodzice musieli wrócić do Nowego Jorku. Niko, jeśli tylko by to było możliwe siedziałby przy moim łóżku 24h na dobę. Minął miesiąc. Pierwszą osobą, jaką zobaczyłem po otwarciu oczu był Niko. Chwilę później pojawił się lekarz w towarzystwie D'Andrei.
- Przepraszam, musiałem mu powiedzieć - rzekł detektyw. Miałem ochotę go opieprzyć, ale rurka respiratora skutecznie pozbawiła mnie tej możliwości. Od momentu, gdy odzyskałem przytomność mój stan zdrowia poprawiał się błyskawicznie. Nawet lekarze byli tym zdziwieni. Wreszcie nadszedł dzień mojego wyjścia ze szpitala. Niko obiecał, że przyjedzie po mnie koło szesnastej. Dochodziła już jednak siedemnasta a jego nadal nie było. Nagle do sali wszedł D'Andrea.
- Niko nie przyjedzie - stwierdził cicho
- Dlaczego? Co się stało?
- Jest w szpitalu, operują go.
- Gdzie?
- Tutaj?
- Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś?! - krzyknąłem
- Chciałem, ale...ale nie wiedziałem jak...
Dwie godziny później przyszedł lekarz i poinformował nas, że Niko żyje, ale jego stan jest ciężki. Miesiąc później Niko wrócił do zdrowia i postanowiliśmy dopaść faceta, który tak usilnie próbował się nas pozbyć. Znalezienie go okazało się dość proste.
- Witaj, McLarty, jesteś aresztowany, oto nakaz - rzekł Niko wymachując facetowi przed nosem zapisanym świstkiem.
- Ty żyjesz? - spytał McLarty z wyraźnym zdziwieniem
- Jak widać.
- Ale jak...moi ludzie dwa razy do ciebie strzelali, to niemożliwe, że...
- Raz - przerwał mu Niko
- Co raz...?
- Raz do mnie strzelali.
- Dwa...
- Raz, miesiąc temu. Dwa miesiące temu o mało nie zabili mojego brata.
- Sarradossa, wiesz dobrze, że wiem o tobie wszystko. Ty nie masz brata!
- Czyżby? - spytałem stając koło Niko
- To...to...niemożliwe... - stwierdził z przerażeniem McLarty
- Możliwe, możliwe - stwierdził Niko z uśmiechem obserwując jak jeden z mundurowych zakuwa mężczyznę w kajdanki. Sprawa była zakończona i Niko dostał dwa tygodnie urlopu. Siedzieliśmy właśnie u niego w domu, gdy nagle niewiadomo skąd pojawił się starzec ubrany w długą zniszczoną szatę.
- No nareszcie was znalazłem - wysapał
- Kim jesteś? Jak tu wszedłeś?! - Niko był zupełnie zdezorientowany podobnie jak ja
- Jesteście tymi, o których mówi przepowiednia - zaczął starzec - jesteście nieśmiertelni - mówiąc to położył na stole opasłą księgę. Otworzył na jednej ze stron i wskazał coś. Zaintrygowani podeszliśmy bliżej. Księga była bardzo stara i bardzo zniszczona. Napisana była w jakimś dziwnym języku jednak nie mieliśmy problemu z jej odczytaniem. Znaczy nie mieliśmy jak nie mieliśmy. Wielu słów brakowało. Niko zaczął czytać.



- Nic z tego nie kapuje - stwierdził, Niko po chwili - zresztą i tak brakuje ponad połowa strony. Skąd w ogóle masz pewność starcze, że chodzi o nas i o co do cholery chodzi z tą nieśmiertelnością. Tutaj nic o tym nie piszą.




Komentarze
mordeczka dnia padziernika 16 2011 09:09:30
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

NioNio (Brak e-maila) 19:35 23-01-2007
Za szybko! Człowieku, zwolnij, wszystko tutaj dzieje się za szybko. Czuję się, jakbym czytała szkic opowiadania, nie gotowe dzieło. A szkoda, bo koncepcja jest świetna. Jeśli ten pęd jest zamierzony, to nie wypalił... Z innych rzeczy: brak jednego czy dwóch przecinków, brak odseparowania akapitów - tekst zlewa się - to też nie wpływa zbyt dobrze na nastrój czytelnika.
(Brak e-maila) 13:28 24-01-2007
gdzie tak gonisz człowieku? przyhamuj!ogólnie się podobało, ale za szybko wszystko się dzieje!
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum