The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 04:14:33   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Malinka
Od autorki:
Macie przed sobą krótką historyjkę, którą wymyśliłam jakoś tak, po prostu ;) nie jest niczym głębokim, ale wg. niektórych fajnie się to czyta :D
Tak więc; Miłego czytania!
nastia




Pawcio jest na mnie zły. Po prostu wkurzony jak cholera. A ja się z tego cieszę. Nie, to nie jest żadna forma masochizmu po prostu, kiedy jest na mnie zły w TEN sposób, wiem, że szybko mu przejdzie. Z tego powodu jestem całkiem zadowolony z życia. Choć jeszcze kilka dni temu tak nie było, ale przez kilka dni naprawdę wiele się może zmienić.
No dobra, ale zacznijmy od początku.

Na imię mi Michał, mam 22 lata i studiuję chemię. Paweł Bart jest moim najlepszym przyjacielem, od... hmm… zawsze? Nie pamiętam w każdym razie żeby kiedykolwiek nie był. Nasi rodzice się znali od lat, byli przyjaciółmi, i jakoś tak na nas przeszło. Chodziliśmy do różnych szkół, ale widywaliśmy się od dziecka, bardzo często. Wyszło, że poszliśmy na te same studia. Fajnie, nie? Też tak myślę.
Choć dwa dni temu miałem do tego zgoła inne podejście…
Na laborkę się oczywiście spóźniłem… po zarwanej nocy innej opcji nie było. Jeszcze do tego rano odkryłem efekt wczorajszego wieczoru, na mojej szyi. Pośpiesznie, już i tak pewien, że się spóźnię, wygrzebałem z szafy jakiś golf. To po prostu błogosławieństwo. Dzięki bogu za człowieka, który wpadł na ten pomysł.
Uspokojony ukryciem śladu pognałem na wydział. Oczywiście, dostałem wielką burę od profesora, ale wpuścił. To już był sukces. Jaszcze tylko biały kitel i już można się zabierać do pracy. Pawcio zajął mi miejsce, jak zwykle. Jak on to robi, że się nigdy nie spóźnia?! Jeszcze nie widziałem żeby był spóźniony. Farciarz jeden.
Roboty, jak to zwykle na laborkach bywa, od groma. Po pierwszej godzinie człowiek pada, co dopiero po czterech. Po skończonej pracy poszliśmy wszyscy po odwieszać kitle. No, i zrobiłem najgłupszą rzecz z możliwych. Zdjąłem golf. I zaczęło się.
-Uuuu… Michałek, a co to? Nowa panienka? -Zaczął Przemek, kolega z roku.
Paweł od razu się do mnie odwrócił, a na widok mojej szyi wyszczerzył zęby. A ja tylko patrzyłem na nich tępo. Zupełnie o tym zapomniałem… pojęcia nie miałem, o czym mówią, o co im chodzi. Cieć nieszczęsny, ciężki kretyn.
- Masz nową dziewczynę? - Spytał Paweł.
Zanim dotarło do mnie, o czym mówią, zdążyłem zaprzeczyć.
- Jednorazowa sprawa? - Dopytywał mój przyjaciel, to było oczywiste, jakoś nigdy nie umiałem chodzić z dziewczynami… zawsze kończyło się na jednej, dwu randkach.
Zrobiło mi się gorzej. Nic nie odpowiedziałem. No, bo co tak właściwie miałbym powiedzieć? Że chłopak? No dobra, Paweł homofobem nie jest i nigdy nie był, nie wiem, czemu miałby się stać akurat teraz. Nie jedną noc przechlaliśmy, i nie jedną przegadaliśmy, więc wiedziałem, jakie ma do tego podejście. Wiedziałem, że jemu to nie będzie przeszkadzać. Nie zaprzeczyłem jednak, pozwalając mu myśleć, że tak właśnie było. Co w gruncie rzeczy równa się kłamstwu.
Ale… no właśnie, jest to wielkie, ogromne ALE. Jest, ponieważ twórcą mojej malinki, efektu wczorajszego, skądinąd bardzo… echem… upojnego wieczoru, był nie kto inny, tylko Łukasz. Co to ma do rzeczy? Oj ma… Życie byłoby zbyt proste gdyby nie miało.
Łukasz, istota od niecałego pół roku osiemnastoletnia. Chłopak o pół głowy niższy ode mnie, o ślicznych rysach twarzy, pięknych, miękkich w dotyku, kasztanowych, lekko falowanych włosach, zabójczo ciemno brązowych oczach. O ślicznej, po prostu cudnej sylwetce i uśmiechu, przy którym się rozpływam i dla którego zrobiłbym chyba wszystko. Mój chłopak od jakichś trzech tygodni. I, co w tamtym momencie było aż nader istotne, brat mojego najlepszego przyjaciela.
Jego kochany, młodszy braciszek, którym się zawsze opiekował. Na którego zawsze sarkał, że się za nami plącze. Z którym się wiecznie kłócił. Za którego gotów byłby oddać życie (i wcale nie przesadzam). Ten sam, który poprzedniego dnia w dość jednoznacznych okolicznościach zrobił mi tą malinkę… Dobry Boże… Wolę nie myśleć, co by powiedział Pawcio, gdyby wiedział, gdzie teraz jego braciszek ma malinki…
A wyszło jakoś tak, samo z siebie. Poszedłem wtedy do Pawła, ale go nie było. Nikogo nie było. Tylko Łukasz. Wszedłem, w końcu znam go od tych jego osiemnastu lat, prawda? I tak, od słowa do słowa, od gestu do gestu… Wylądowaliśmy na kanapie, on na moich kolanach, całując się. Potem mi powiedział, że mu się od dawna podobam, tylko się bał cokolwiek zrobić… Moje słodkie maleństwo… Nawet nie próbowałem się przed tym bronić, bo po co?? Inteligentny człowiek nie broni się przecież przed czymś dobrym.
Potem zaczęliśmy się spotykać. I… cóż… ja przy nim po prostu wariuję. Nie umiem się hamować. A zagwozdkę miałem niezłą. Jak powiedzieć Pawłowi? Prawda jest taka, że on i tak by się dowiedział. To była kwestia czasu. Nie da się chodzić z czyimś bratem tak, żeby ta osoba niczego nie zauważyła. Chciałem mu powiedzieć. Musiałem mu powiedzieć. Tylko jak? To był mój główny problem.
Hej stary, słuchaj chodzę z twoim bratem? Wątpiłem czy by się z tego ucieszył. Łukasz nie miał oporów. Ale czułem, że to ja powinienem mu o tym powiedzieć, nie on. Nie mogę być przecież tchórzem… Prosiłem Łukasza, żebym to ja zrobił. Zgodził się, w sumie było mu to obojętne.
Dlatego wtedy, w szatni, nie zaprzeczyłem. Nie powiedziałem "tak", ale i nie powiedziałem "nie". A na pierwszą wzmiankę o Łukaszu zrobiło mi się po prostu gorąco. Paweł mówił, że młody wrócił wczoraj horrendalnie późno do domu, i on na miejscu rodziców ukróciłby smarkacza. Wiem, o której wracał. Sam go odprowadzałem… Jak słyszałem ton Pawła to… Boże, to będzie trudniejsze niż myślałem… - tłukło mi się po głowie. Aż przełknąłem głośno ślinę. Oj, będzie trudno…
- To ja wpadnę do ciebie. Pouczymy się do egzaminu. - Powiedział, kiedy wyszliśmy przed uczelnię.
- Spoko. - Wsiadłem na mój cudny motor. - O której będziesz?
- Jakoś za godzinę. Pewnie trochę dłużej.
Pożegnaliśmy się i pojechałem.
Motor dostałem. Od ojca na osiemnastkę. Podobnie jak kawalerkę, w której obecnie mieszkam, dostałem z okazji dostania się na studia. Dobrze jest mieć bogatych rodziców. Ale aż tak rozpuszczony to ja nie jestem. Utrzymanie tego samodzielnie stawiam sobie za punkt honoru. Jakoś wychodzi. A kasę, którą dostaję od rodziców składuję na koncie. Im też się ten pomysł podoba. Stwierdzili, że będzie jak znalazł, na większe mieszkanie jak już się ożenię… tia… na to się jakoś nie zanosi…
Podjechałem pod moją kamienicę, motor jak zawsze zamknąłem w garażu. Na moje poddasze w zasadzie wbiegłem, zawsze to robię, to w końcu tylko pięć pięter. I tam niespodzianka. Łukasz siedział na schodach prowadzących na dach. Na mój widok się uśmiechnął. Ja też się uśmiechnąłem.
- Cześć. - Powiedziałem po prostu, uśmiechając się do niego i odwróciłem się żeby otworzyć drzwi.
- Cześć. - Odpowiedział tuląc się już do moich pleców.
Na poddaszu są trzy mieszkania. Co by było, gdyby ktoś akurat wyjrzał przez wizjer? - Przemknęło mi przez myśl. Ale po chwili stwierdziłem, że mam to gdzieś, bo on się do mnie tuli… Otworzyłem drzwi i przepuściłem go przodem. Wszedłem za nim i musiałem postąpić dwa kroki do tyłu, kiedy z impetem rzucił mi się na szyję. Drwi trzasnęły, kiedy uderzyłem w nie plecami.
Łukasz zaczął mnie całować. No cóż, do nieśmiałych to on nigdy nie należał. Po chwili rozkoszowania się samym smakiem jego warg, objąłem go w pasie, przyciągając do siebie jeszcze bliżej. Pogłębiłem pocałunek wsuwając mu język do ust, jęknął cicho w moje, całkowicie mi się poddając. Po chwili zorientowałem się, że jedna z moich dłoni samowolnie przesunęła się na jego pośladek… Ech… jaki on ma cudny tyłek… Jakoś nie protestował przeciw temu. Całowaliśmy się długo i zachłannie, tak, jakbyśmy zamiast kilkunastu godzin nie widzieli się co najmniej kilkanaście dni. Z niechęcią oderwaliśmy w końcu od siebie usta. Przez chwilę jeszcze się do mnie tulił, uśmiechając słodko, poczym jak gdyby nigdy nic po prostu zdjęliśmy buty i kurtki.
- Napijesz się czegoś? - Spytałem wskazując na kuchnię.
- Jasne, jakiś soczek masz? - Uśmiechnął się znowu, musnął dłonią mój brzuch przechodząc do małego, ale przestronnego pomieszczenia.
Usiadł sobie na jednym krześle, stopy opierając na drugim. Podszedłem do lodówki, wygrzebałem jakiś sok i szklankę z szafki obok.
- Przyszedłeś tak po prostu, czy po coś konkretnego? - Spytałem zwykłym tonem, nalewając mu soku.
- Tak po prostu po coś konkretnego. - Padła typowa dla niego odpowiedź. Mały mądrala. Spojrzałem na niego z zaciekawieniem. - Tak po prostu pobyć z tobą. - Uśmiechnął się i pokazał mi język. Smarkacz jeden.
- Dobra odpowiedź. - Podałem mu szklankę, uśmiechając się szelmowsko, kradnąc mu całusa. Roześmiał się lekko.
Stanąłem opierając się o szafkę. Zrobiło mi się za ciepło, więc zdjąłem golf, znowu odsłaniając jego dzieło.
- O! -Wyszczerzył zęby, zupełnie jak Paweł. - To po wczoraj?
-Widzisz, jaki z ciebie potworek? - Zaśmiałem się.
- Ze mnie?! - Oburzył się ze śmiechem. - Ty wiesz, jakie JA mam ślady?!
- Ty przynajmniej masz je w niewidocznym miejscu. - Uśmiechnąłem się pod nosem przypominając sobie pewne momenty poprzedniego wieczora.
- Taaa… - Spłonił się lekko. - Niewidoczne zwłaszcza, kiedy się przebierasz na Wf. -Poskarżył się kpiącym tonem.
- Ale ci się podobało. - Wstrętny uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Zrumienił się jeszcze bardziej. Jak on się ślicznie rumieni…
- Podobało. - Mruknął cicho.
-To co dziś robiłeś? - Zapytałem nalewając wody do czajnika.
- Miałem klasówkę z chemii… - skrzywił się - a właśnie! Apropo chemii… - pochylił się nad plecakiem czegoś szukając -… gdzieś tu… była… O, jest! - Podał mi opasłe tomiszcze. Jedna z wielu książek, jakie są mi potrzebne na studiach. - Zostawiłeś ją u mnie kiedyś. Wczoraj znalazłem.
- Dzięki, chyba z tydzień jej szukałem… - Uśmiechnąłem się.
Odłożyłem książkę na stół, a on jej użył jako podłokietnika. Profanacja po prostu.
- Zamówiłeś już bilety na koncert? - Spytał, patrząc jak krzątam się po kuchni, robiąc sobie herbatę.
- Mhhh. - Potwierdziłem pomrukiem.
- To do kiedy mam zapłacić?
- W ogóle. Ja to zrobiłem. - Wzruszyłem ramionami.
Skrzywił się lekko.
- Chyba nie jestem przyzwyczajony, żeby ktoś za mnie płacił. - Mruknął.
- Ty płaciłeś za kino, ja za koncert. - Znowu wzruszyłem ramionami.
- Taaa… - zaśmiał się - za kino płaciłem tylko dlatego, ze ty zapomniałeś portfela. -Zakpił. - Poza tym, jest mała różnica między dwoma biletami do kina a dwoma biletami na koncert. Jakaś, powiedzmy dziesięciokrotna? - Sarkazm jest zdecydowanie jego mocną stroną. Dokończył swój sok.
- Nie marudź. Poza tym… trzema biletami…
- Hmmm… Powiesz mu do tego czasu? - Zaciekawił się.
- Wiesz… to nie jest takie proste…
- Wiem. Powiesz Pawłowi czy nie? - Uśmiechnął się złośliwie.
- Powiem… Powiem…
- O czym mi powiesz?
Obaj odwróciliśmy się do drzwi. Paweł. Stara skleroza!! Zupełnie zapomniałem, że on zaraz przyjdzie. No, i drzwi były przecież otwarte…
- Michał kupił bilety na koncert. - Na szczęście Łukasz miał lepszy refleks niż ja. -Fajnie, nie?
- Jaki koncert? - Zaciekawił się mój przyjaciel, patrząc na mnie. - Zaraz! - Zreflektował się szybko. - Co TY tu robisz? - Spytał podejrzliwie.
Patrzył to na mnie to na niego.
- Siedzę. - Odparł Łukasz zimno. Na minę Pawła mówiącą "No, co ty nie powiesz?" dodał: - Książkę przyszedłem oddać. - I podsunął bratu mój podręcznik.
Jak on pięknie kłamał. Zadziwiające. Ma chłopak talent normalnie. Pawcio spojrzał na tytuł.
- Po co ci to? - Prychnął.
- Po gucio. - Bezczelnie odparł Łukasz. - Referat z chemii pisałem, inteligencjo chodząca. A Michał mi pomagał.
- Ty cieciu, nie mogłeś z tym do mnie przyjść? A nie, zamęczasz niewinnego człowieka. - Pokręcił z niesmakiem głową. Niewinny… ja… ekhem… ta sama myśl odbiła się na twarzy Łukasza. - Poza tym nie musiałeś tego pożyczać. Też to mam. - Wskazał na podręcznik.
- Nie mogłem, cieciu, pójść do ciebie, bo cię nie było. - Odpysknął młody. -A w tym twoim burdelu to nic nie można znaleźć. - Dodał oskarżycielsko. - Mógłbyś czasem posprzątać. To nie boli.
- Grzebałeś w moim pokoju?! - Spojrzał na niego, potem na mnie. - On grzebał w MOIM pokoju!! - Poskarżył mi się.
To się robiło coraz bardziej śmieszne.
- Dzieci… Dzieci… uspokójcie się. - Powiedziałem z trudem opanowując śmiech.
- Jakby on nigdy nie grzebał w moim… - Sarknął Łukasz. - A na koncert idę z wami. -Pokazał bratu język.
- Śnisz!
- Sam śnisz! Michał kupił trzy bilety! Jeden dla mnie!
Przyjaciel spojrzał na mnie oskarżycielsko. Wzruszyłem bezsilnie ramionami, z trudem powstrzymując śmiech.
- Na czym ten świat stoi… - rzucił zrezygnowanym tonem i opadł na krzesło obok brata.
Jak tak usiedli obok siebie, kolejny raz zacząłem ich porównywać. Te same włosy, Paweł ma jaśniejsze oczy, nieco ciemniejszą skórę, jest wyższy nawet ode mnie. Rysy twarzy trochę podobne, ale inne. Widać, że są braćmi, ale są zupełnie różni. Różne uśmiechy…
- Dobra, spadam. Wy się chyba będziecie uczyć?
Odprowadziłem moje słoneczko do drzwi.
- Dzięki. - Szepnąłem mu do ucha i musnąłem kark ustami.
- Sklerotyk! - Zaśmiał się ze mnie cicho, poczym odwrócił się i pocałował mnie szybko w usta. - Na razie! - Usłyszałem jeszcze i już go nie było.
Wróciłem do kuchni.
- Bezczelny smarkacz. - Mruknął Paweł. Ale nie był zły, bo po chwili dodał: -W sumie dobrze, że z nami idzie. To ile mam ci oddać za te bilety?
No, i znowu się zaczyna.
- Nic… - westchnąłem.
- Jak to nic?
- Normalnie, przestań. Po prostu ja stawiam. - Zniecierpliwiłem się.
Popatrzył na mnie dziwnie, ale nic nie powiedział. Wiedział, że jeśli się uprę to nie ma przebacz.
Uczyliśmy się do późna. Chyba ze cztery razy próbowałem mu powiedzieć. No dobra, prób było więcej. Cztery były zauważalne. Ale za każdym razem kończyły się jakże inteligentnym "eee…" i pytaniem z tego, czego się akurat uczyłem. Kiedy wychodził, stwierdził że jakiś dziwny jestem… No, super. Na pewno nie to chciałem osiągnąć. Tymczasem miałem spokój. Ale nie na długo. Bo nadszedł w końcu dzień wczorajszy.
A działo się wczoraj, oj działo…
Od dwu tygodni piątek jest dniem otwartym dla licealistów. O tym akurat nie zapomniałem. Zresztą nie bardzo się dało, kiedy pod nogami kręciło się tylu smarkaczy. Oczywiście obaj z Pawłem na to narzekaliśmy. Ale mimo tego, że cała sytuacja działała nam na nerwy, zaczepieni cierpliwie odpowiadaliśmy na pytania. I tak, zatrzymywani po drodze z dziesięć razy, nareszcie dotarliśmy do sali wykładowej. Nawet trochę za wcześnie. Paweł poszedł zająć miejsca, a ja usiadłem przy otwartym oknie. Na Sali będzie duszno, to chociaż teraz pooddycham.
- Cześć! - Usłyszałem koło ucha.
- Łukasz?! Co ty tu robisz?! - Omal nie wypadłem przez to okno…
- Dzięki za miłe przywitanie. - Odrzekł kwaśno. - Macie dzień otwarty, nie?
- Ty? - Spojrzałem na niego podejrzliwie. - Chcesz studiować TUTAJ?
- Żartujesz! Ja, urodzony humanista, tu? - Zaśmiał się. - Wypraszam sobie. Jestem z kolegą.
Dopiero w tym momencie zauważyłem niskiego blondyna obok niego. Chłopak przywitał się nieśmiało.
- Michał, Adam. Adam, Michał. - Przedstawił nas sobie.
Adam wypytał mnie o parę rzeczy, poczym powiedział, że musi coś jeszcze sprawdzić i prosił żeby Łukasz na niego tu zaczekał.
- Co to za kolega? - Spytałem patrząc za odchodzącym.
- A co? Zazdrosny jesteś? - Uśmiechnął się słodko.
- Tak. - Odrzekłem ostentacyjnie, uśmiechając się również. Miałem trudności z powstrzymaniem się przed objęciem go. - A mam powód?
- Nie. -Wzruszył ramionami.
- I tak jestem.
Zaśmiał się na to.
- A gdzie Paweł?
- Na sali.
- Rozmawiałeś z nim?
- A wyglądał wczoraj jakbym z nim rozmawiał? -Westchnąłem. - Przecież on mnie zabije…
- To podobno twój przyjaciel. - Spojrzał na mnie trochę zły. - Albo ty mu powiesz albo ja to zrobię. - Postawił sprawę jasno.
- Dobra, dobra, dziś mu powiem, obiecuję.
- No. - Ucieszył się, znowu postawił na swoim.
- Zadzwoń do mnie jutro, ok.? Jak już się uspokoi.
Kiwnął głową, i po chwili go nie było. Kolega machał do niego, żeby już poszli.
Wykład się przeciągał w nieskończoność. I jednocześnie minął jakoś zbyt szybko. To był nasz jedyny wykład tego dnia. Nadeszła sądna chwila. A ja się zżymałem, i nie byłem w stanie zacząć tego tematu. W końcu nic z tego nie wyszło. Zamiast porozmawiać umówiliśmy się na piwo, na stare. Na stare, czyli na stare miejsce. Jeszcze w liceum się tam umawialiśmy, to był taki fajny zakątek w parku.
Przyszedłem jakieś 10 minut za wcześnie. Było ciepło, zdjąłem kurtkę i usiadłem na trawie. On się pojawił też trochę przed czasem.
- Cześć. - Przywitał się.
-Hej.
Usiadł obok mnie. Wyjął z plecaka dwie puszki. Poczułem się znowu jak licealista. Jakbym się kolejny raz zerwał ze szkoły, żeby posiedzieć z nim w parku. Przyjaźniliśmy się tak długo… bałem się, że to się może skończyć. Gadaliśmy o niczym w sumie. Ale on już wiedział, że coś jest nie tak.
- Gadaj. - Powiedział w końcu.
- Ale co? - Nie zrozumiałem. Choć nie, zrozumiałem, tylko się bałem zacząć.
- Bez jaj. Od dwu dni się czaisz. Chcesz mi coś powiedzieć, tak?
Westchnąłem. Skinąłem głową. To twój przyjaciel, to twójprzyjaciel, totwójprzyjaciel… powtarzałem sobie. Oby nim pozostał. Wyskoczyła natrętna myśl.
- Słuchaj… ja… nie wiem jak ci to powiedzieć… - spojrzałem na niego żałośnie, ale nic nie powiedział. Szelma, dobrze mnie zna. Wiedział, że jeśli teraz mi przerwie, to nigdy tego z siebie nie wykrztuszę. Westchnąłem. - Jestem gejem… - Powiedziałem w końcu.
Spojrzałem na niego. Zatkało go. Na chwilę. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
- No… - Wykrztusił w końcu -… tego się nie spodziewałem.
Milczał chwilę.
- Od dawna wiesz? - Spytał w końcu.
Odkąd się zabujałem w twoim bracie? - Przemknęło i przez myśl.
- Nie… od jakiegoś czasu. - Westchnąłem.
Myślał przez chwilę, potem się uśmiechnął.
- To dlatego tak zareagowałeś na tą malinkę! - Zaśmiał się. A ja już wiedziałem, że z częścią pierwszą nie będzie problemu. - To żadna dziewczyna, tylko chłopak! Masz kogoś? -Drążył.
Skinąłem głową. Robiło mi się coraz bardziej gorąco.
- Długo z nim jesteś?
- Niecałe trzy tygodnie. - Wykrztusiłem. Boże… przecież rozmawialiśmy o JEGO BRACIE!
- A długo się znaliście? Ja go znam?
Skinąłem znowu głową.
- Michał? Co jest? Powiesz mi, kto to? - Patrzył na mnie dziwnie, trochę zmartwiony.
Nie patrzyłem na niego. Nie umiałem.
- Łukasz. - Powiedziałem w końcu.
- Jaki Łukasz? - Zmarszczył brwi. Nie zrozumiał, albo nie chciał zrozumieć.
Nie odpowiedziałem. Spojrzałem na niego błagalnie. Patrzyłem jak jego twarz się zmienia. Od zdziwienia, przez niezrozumienie i szok, do złości. Patrzył ciągle na mnie.
- Co?! - Wydarł się w końcu. - Ty chyba nie chcesz mi powiedzieć że..?!
Nie odpowiedziałem. Znowu…
- Cholera jasna, cholera jasna cholera jasna… - Zaczął powtarzać, jak mantrę.
- Paweł ja…
- Zejdź mi z oczu, bo zabiję. - Warknął i wstał. - Jak możesz! Ty… - zaczął krzyczeć, ale nie dokończył. - Lepiej już pójdę, bo ci krzywdę zrobię. - Warknął odchodząc.
Był zły. Był naprawdę wściekły. Co oznacza, że kiedyś mu przejdzie, prawda? Chwilowo czułem się okropnie, ale po powrocie do domu, dotarło do mnie, że mu przejdzie. Uff. Położyłem się pełen dobrych myśli.
A dziś czekam na telefon od Łukasza. I to czekanie wypełnia mi wszystkie myśli. O, telefon!
- Tak? - Odbieram nie patrząc kto to.
- Cześć słonko. - Mama… ech… teraz?
- Cześć. - Wzdycham.
- Coś nie tak? - Słyszę jej zaniepokojony głos.
- Nie, wszystko ok. - Boże, jej też kiedyś będę musiał powiedzieć…
- Acha. To dobrze. - Ucieszyła się. - Słuchaj, mam prośbę, jedziemy ma kilka dni z Bartami na Mazury. Wiesz, odpocząć, te sprawy. Jakbyś mógł wpaść we wtorek, rybki nakarmić, kwiatki podlać, co? - Spytała.
- Dobra, nie ma sprawy.
- Masz klucz?
- Mam.
- Aaa… i jeszcze coś. - Zaczęła bardziej poważnie. - Ania mówiła, że Paweł jest strasznie zdenerwowany i się o niego martwi. Podobno pokłócił się wczoraj ze wszystkimi, a już najbardziej z Łukaszem. Wiesz coś na ten temat?
- Ja... no… coś tam wiem. - Kłamię… własnej matce kłamię… - Pójdę dziś do niego. A kiedy wyjeżdżacie? - Zręcznie zmieniam temat.
"Pójdzie do niego." słyszę jak mam komuś powtarza moje słowa.
- Co? Aaa… no, w zasadzie to właśnie podjechaliśmy po Bartów. Wrzucimy wszystko do bagażnika i jedziemy. Wiesz, ich wóz jest większy, nie będziemy się przecież tłuc dwoma…
- Racja, racja. - Potakuję.
Żegnamy się, ale ja myślę już o czym innym. Już jadą. To znaczy, że Łukasz i Paweł są sami… komórka znowu dzwoni.
- Cześć. -Tym razem to głos Łukasza.
- Cześć. - Odpowiadam.
Przez chwilę trwa cisza.
- I… i co z nim? - Pytam. - I z tobą? - Reflektuję się natychmiast.
- Co… nic. - Mówi dziwnym, obojętnym tonem. - Przyszedł wczoraj, pożarł się z rodzicami, potem wpadł do mnie, spytał czy to prawda. Powiedziałem, że tak, to się na mnie wydarł. Wytknął mi chyba wszystko, co przez całe życie mu zrobiłem, to odpłaciłem mu tym samym. Wrzeszczeliśmy na siebie z godzinę. W końcu poszedł do siebie, zamknął się i rzucał czym się dało. Było słychać w całym domu. Teraz jest spokojnie. Ale jeszcze rano, kazał mi się wynosić jak do niego wszedłem. Słuchaj… Przyjedź. - Poprosił.
Teraz już nie jestem taki pewien, czy mu przejdzie… już niczego nie jestem pewien.
- Myślisz, że to dobry pomysł? - Pytam niepewny.
- Szczerze? Myślę, że dobrym pomysłem byłoby walnąć go w ten jego głupi pusty łeb. -Mówi ze złością. - Ale tego chyba żaden z nas nie chce? Przyjedź. - Prosi jeszcze raz. - Już jest spokojny. Nawet wyszedł zrobić sobie herbaty…
- Dobra, już jadę. - Wzdycham.
Rozłączam się. Biorę klucze i idę. Ech… żebym tylko nie spowodował jakiegoś wypadku. Chociaż, może i przydałby się wypadek? Już to widzę oczami wyobraźni: ja w szpitalu, Paweł i Łukasz odwiedzają mnie razem. Paweł mnie przeprasza i mówi, że mu to nie przeszkadza, i że strasznie się o mnie martwił. A Łukasz… cóż… on pewnie by mnie z wyzywał od kretynów, debili, samobójców, piratów drogowych… i jeszcze zakazałby mi wsiadać kiedykolwiek na motor… Może to jednak nie byłoby takie dobre rozwiązanie…
Drogi prawie nie odczułem. A nie jechałem przecież aż tak szybko… Chcę zadzwonić do drzwi, ale słyszę szczęk otwieranego zamka. Łukasz czekał. Wita mnie smętnym spojrzeniem. Tuli się do mnie. Obejmuję go i też tulę.
- Chodź, jest u siebie.
Pociągnął mnie za rękę i poszliśmy do Pawła. Pukam, ale nie ma odpowiedzi. Patrzę bezradnie na Łukasza. On tylko prycha i otwiera drzwi. Wchodzi, a ja za nim.
- To wy. - Wita nas niezbyt przyjazne warknięcie. Paweł leży na łóżku.
- My. - Odpowiada równie nieprzyjemnym tonem Łukasz.
Boże… nie chcę słuchać jak się kłócą. Nie na poważnie. Nigdy nie lubiłem tego słuchać… Jak zaraz czegoś nie zrobię to…
- Paweł, słuchaj… ja wiem, że to wygląda… no, dziwnie. Ja i Łukasz… ale… zrozum…
- A co tu jest do rozumienia? - Zrywa się do siadu. - Mój brat chodzi z moim najlepszym kumplem!! -Warczy ironicznie.
- Nie będziesz mi mówił, z kim mam się spotykać! - Wybuchnął Łukasz. - Nie będziesz mi mówił, w kim się mogę zakochać!! Jesteś podły! Ty cholerny egoisto! Ty podły, samolubny… -Przerwał.
Obaj patrzymy ma niego zaskoczeni. Nie był nigdy spokojny, ale takie wybuchy też mu się nigdy nie zdarzały. Odwraca się i podchodzi do okna. Teraz stoi tyłem do nas obu. Oddycha głęboko próbując się uspokoić.
- Każdy, tylko nie ja, tak? - Zaczyna znowu, tym razem cicho. - Przecież… to nie jest tak, że… Ja ciągle jestem twoim bratem. A on twoim przyjacielem. Nie możesz po prostu cieszyć się z nami? - Trafił w samo sedno.
Pociągnął nosem. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem płaczącego Łukasza. Nigdy. No, może kiedy miał 7 lat, spadł z płotu i rozbił sobie kolano, ale… Tak nigdy jeszcze nie było. Cholera. Podchodzę do niego. Chcę go objąć, ale czuję na ramieniu dłoń. Odwracam się do Pawła. Już nie jest zły. Teraz jest zmieszany. Chyba tego nie chciał. Nie przewidział tego, że Łukasz może się rozpłakać. Ja też bym nie przewidział. Krzyk zaskoczył, ale płacz? Na to nie mam słów. Paweł tylko kręci głową. Rozumiem, odstępuję kilka kroków w tył robiąc mu miejsce. Staje obok brata.
- Łukasz… - Zaczyna przepraszającym tonem.
- Co? - Chłopak rękawem ociera łzy, pociąga nosem.
- Przepraszam.
- Naprawdę? - Pyta jak dziecko, odwraca się do niego.
- Naprawdę. Przepraszam. - Powtarza.
I widzę coś, czego od ładnych paru lat nie widziałem. Łukasz się daje przytulić bratu! Ba, sam się do niego tuli. Odkąd skończył11 lat, oburzał się na sam pomysł i każdą taką próbę Pawła, twierdząc, że nie jest już dzieckiem. Uff… teraz to już mogę odetchnąć spokojnie.
- I nie jesteś już zły? - Bąka Łukasz, gdzieś w koszulkę brata.
- Nie jestem.
- I nie masz nic przeciw nam?
Paweł wzdycha, patrzy na mnie, jakoś dziwnie. Ale po chwili się uśmiecha. Uff, no normalnie Alleluja!
- Nie mam.
- Super! - Emocje Łukasza pozostaną dla mnie tajemnicą. Zmienia je jak kameleon ubarwienie… dzika radość w głosie ma się nijak do tego, co sobą przedstawiał przed chwilą.
- Dobra, a teraz spadaj do łazienki, umyć twarzyczkę. Bo teraz to wyglądasz po prostu ślicznie. - Mówi Paweł złośliwym tonem. - I żeby ci to chwilę zajęło. Bo ja muszę sobie z nim pogadać. - Popatrzył na mnie.
Hmm… to może jednak nie Alleluja?
Łukasz ląduje za drzwiami, a ja zostaję sam na sam z moim, mam nadzieję wciąż, przyjacielem. Plus, starszym bratem mojego chłopaka… Mam się bać? Czy się śmiać?
- Siadaj. - Uśmiecha się wrednie. - Jesteś moim najlepszym przyjacielem, ale to jest mój brat.
Kurde, czuję się jak na jakimś przesłuchaniu… w co ja się wpakowałem? Zakochałem się w bracie kumpla… kretyn…
- Spałeś z nim? - Pyta. Jezu, on pyta na poważnie… a mi nic nie chce przez gardło przejść. - Spałeś… - wzdycha - nie wierzę, że to się dzieje naprawdę…
- Nie spałem! - Zdołałem w końcu to powiedzieć. - Słuchaj, ja to naprawdę traktuję poważnie. Nam się nigdzie nie spieszy. Wiem, że się o niego martwisz, ale naprawdę nie musisz. - Próbuję mówić rozsądnie.
- Taa… o czym doskonale świadczy ta oto piękna malinka, którą jak mniemam zrobił ci przedwczoraj mój brat. - Zakpił. Cholerna malinka!
- Paweł… - Zaczynam ale nie wiem co powiedzieć…
A ten drań się śmieje! Cholerny sadysta!
- Uduszę cię poduszką. - Grożę, kiedy pokłada się ze śmiechu na łóżku.
- Ale ty się tą malinką przejmujesz. - Kpi hamując na moment śmiech.
- Żebyś ty wiedział gdzie… - ojć. Urywam. Bądź co bądź nie należy przeginać.
Spojrzał na mnie. Chyba wiedział, co chciałem powiedzieć.
- Nie powiedziałeś tego. - Mówi stanowczo. - Ja tego nie słyszałem. I są rzeczy, których nie życzę sobie wiedzieć. - Śmieje się lekko, trochę panicznie.
Oddycham z ulgą. No, teraz to już naprawdę mogę.
- Jak to się wogóle stało…? - Pytanie brzmi jakby myślał na głos.Spogląda na mnie.
- Jakoś tak… po prostu. - Wzruszyłem ramionami. - Przyszedłem do ciebie, ale był tylko Łukasz, i… - Przerywam, słysząc jakiś hałas za drzwiami. Paweł daje mi znak, żebym mówił dalej. -… od słowa do słowa… - Podchodzi do drzwi. -… jakoś samo wyszło…
Otwiera drzwi z rozmachem, i Łukasz dosłownie wpada do środka. Paweł się śmieje, ja się z trudem powstrzymuję. Łukasz wygląda jak wkurzone zwierzątko.
- No, i czego rżycie… - Efekt "jestem zły" psuje jego własny śmiech. Ja też już nie jestem się w stanie hamować.
- A ty co? Bałeś się że ci chłopaka uszkodzę? - Paweł pomógł mu wstać.
- Spróbował byś. Do końca życia byś żałował. - Uśmiechnął się wrednie.
Łukasz siada ze mną na fotelu, Paweł na łóżku. Gadamy i znowu jest jak kiedyś. Paweł się oburza kiedy Łukasz mnie całuje. Z niesmakiem sarka, że możemy mu darować takich widoków, bo on na to patrzeć nie chce. Ale nie jest zły. Mam chłopaka i mam przyjaciela.
Czy może być coś wspanialszego?




Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum