ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Inwokacja |
Konkurs: "DEMON"
Mroczne, zagracone pomieszczenie oświetlał tylko blask świec ustawionych na podłodze po zewnętrznej granicy wyrysowanego niebieską kredą okręgu. Na rysunku, w równych odstępach zaznaczone były skomplikowane i niezrozumiałe dla zwykłego śmiertelnika znaki. Pomiędzy nimi stały grube woskowe świece. Ich płomienie drgały lekko.
- Dobra... zaczynamy - powiedziała niewysoka, szczupła postać w szerokim, zwiewnym płaszczu i zasłaniającej twarz, malowanej na biało masce z drewna. Inwokata otrzepał dłonie z kredy i sięgnął po leżącą na podłodze starą księgę, oprawioną w powycieraną przez czas skórę. Szybko odszukał zaznaczoną kawałkiem postrzępionej kartki stronę i w słabym blasku świec znalazł właściwy akapit. Nabrał tchu i zaczął recytować podniesionym głosem.
Słowa miały wyraźne końcówki, niespotykany akcent, a cała litania brzmiała, jak połączenie kilku języków, w tym co najmniej dwóch starożytnych. Inwokata wykrzykiwał głośniej co którąś sylabę i wtedy wyrysowane niebieską kredą symbole zaczynały jarzyć się swoim wewnętrznym blaskiem. Gdy mag skończył litanię świeciły się już wszystkie. Postać odłożyła na podłogę otwartą książkę i poprawiła nerwowo maskę, pociaśniając węzeł tasiemki, która ją przytrzymywała. Odetchnęła, znowu biorąc w dłonie wolumin, przerzuciła szybko stronę.
Inwokata wyprostował się. Uniósł prawą rękę i zawołał coś głośno, z ogromną pasją i wiarą. Wtedy cały krąg zajaśniał błękitną łuną. Światło robiło się coraz to intensywniejsze, budując nad rysunkiem coś w rodzaju kopuły. W pomieszczeniu zrobiło się jasno, jak w dzień, gdy wnętrze czaszy wypełnił oślepiający mleczno-błękitny blask. Po chwili zaczął przygasać i wtedy dało się dostrzec szary zarys sylwetki. Po kilku kolejnych sekundach łuna całkiem znikła, a stojącą wewnątrz kręgu postać oświetlały tylko świece i bladobłękitna poświata wciąż bijąca z rysunku.
Był to wysoki mężczyzna o bardzo jasnych włosach i jarzących się w przystojnej twarzy szaro-niebieskich oczach. Przybysz omiótł wzrokiem otoczenie. Dostrzegłszy zamaskowanego osobnika w zwiewnej szacie wzdrygnął się.
- Oooo... DEMONIE!! - zagrzmiał mag.
- Oooo... kurwa! - jęknął demon, rozglądając się nerwowo.
- Demonie, przedstaw się! - zażądał usatysfakcjonowany inwokata, wskazując go zamkniętą księgą.
- Jacek - rzucił przybysz krótko, z niejaką rezygnacją.
- Co "Jacek"?!
- Miałem się przedstawić...
- Masz na imię "Jacek"?!! - wykrzyknął niedowierzając i tak energicznie zamachał ramionami, że zahaczył szerokim rękawem szaty o kierownicę stojącego obok, opartego o ścianę roweru.
- Tak - potwierdził ze stoickim spokojem.
- Nie! - zagrzmiał mag, oswabadzając się i szybko podwijając rękawy na kościstych przedramionach. Na jednym z nadgarstków miał skórzaną opaskę. - To podła demoniczna sztuczka! Nie wierzę ci!! - wskazał demona chudym palcem.
- Czemu? - zapytał z uprzejmym zainteresowaniem mężczyzna.
- No bo... - zawahał się i nagle jakby go olśniło. - Bo jesteś demonem!! - wykrzyknął z pasją. Szaro-błękitne spojrzenie mężczyzny wyraźnie mówiło: "Aha... czyli jakiś solidny popapraniec..."
- Taa... i nie można mi wierzyć... - zgodził się w taki sposób, jakby nie chciał kłócić się z osobą psychicznie niestabilną.
- Poza tym to nie jest imię dla demona! - dodał mag. Demon wyprostował się gwałtownie.
- No chyba powinienem poczuć się urażony! Nawet bardziej, niż poprzednio - powiedział cierpko. - Tak! Bo każdy demon musi mieć długie i prawie niemożliwe do spamiętania imię, jak Belebecośtam albo inny Zilizigijakiś! A najlepiej, żeby miało dużo samogłosek i zaczynało się na "iX"! - prychnął ironicznie, zaplatając ręce na torsie.
- Powinien! - potwierdził entuzjastycznie inwokata. Demon westchnął.
- Nie-prawda! - wycedził.
- Prawda!
- Nie kłóć się z demonem! - warknął. - Mówię ci, że to mylne założenie!
- JAK masz więc na imię, demonie?! - znowu zakrzyknął podniosłym głosem mag.
- JACEK! Mówiłem! - zawołał rozzłoszczony demon.
- Ale czemu? - jęknął inwokata żałośnie. Mężczyzna wytrzeszczył oczy. Zamrugał. Wydawał się zaskoczony pytaniem.
- Jak to "czemu"? - zdumiał się. - Matka mi tak dała, bo jej się takie imię podobało... Chyba... - zastanowił się.
- Matka?! - wykrzyknął zszokowany mag, znowu wymachując rękami. - Miałeś matkę?!!
Demon popatrzył na niego krytycznie.
- MAM! - poprawił go. - Co w tym dziwnego? Każdy miał kiedyś jakąś matkę! I uprzedzę ewentualne pytanie, moja NIE uciekła przed moim narodzeniem!
- Rozumiem! - mag pokiwał skwapliwie głową. Ręką przytrzymał maskę, bo tasiemka się poluzowała. - Podła matka wszystkich demonów, która porzuca swe dzieci na demoniczną pastwę! - zawołał z przejęciem. Demon uniósł brwi. Miał taki wyraz twarzy, jakby chciał jak najszybciej opuścić magiczny krąg, piwnicę, a przede wszystkim TEN wymiar!
- Nie... - odparł nad podziw spokojnie, rozglądając się. - Mam swoją matkę... prywatną. Na wyłączność! Całkiem dobrą. Nie narzekam... - oznajmił z grobową powagą.
- Ale... jesteś demonem? - zapytał niepewnie mag. W ton jego głosu wkradło się zwątpienie.
- Jestem! - zapewnił demon Jacek z promiennym uśmiechem. - Najprawdziwszym!
- Dobre i to... - westchnął inwokata, z którego już prawie całkiem opadł zapał. Przycupnął na stercie opon i znowu ciężko westchnął. Zapadła chwila ciszy. Długa chwila ciszy. W końcu demon odchrząknął. Mag drgnął i popatrzył na niego wyczekująco.
- To co teraz? - zapytał Jacek.
- Teraz... - inwokata wstał nagle, wyciągnął otwartą dłoń w kierunku mężczyzny. Powiedział kilka niezrozumiałych słów. Wewnątrz kopuły przemknęło wyładowanie na kształt małej błyskawicy. Uderzyło mężczyznę w ramię. Wrzasnął z bólu. Mag powtórzył regułkę. Znowu piorun strzelił, powalając Jacka na kolana.
- Co ty...? - wydusił, gdy zamaskowany znowu wykrzyczał te same trzy słowa. Kolejny piorun rozjarzył wnętrze kopuły. - Ałaj! - wrzasnął blondyn. Następne trzy wyrazy i znowu trzask. Kolejny raz. I jeszcze.
- Ała...- W końcu mężczyzna zwalił się z jękiem na betonową podłogę.
- No! Przynajmniej to działa! - ocenił usatysfakcjonowany inwokata patrząc na swoją dłoń i znowu opadł na siedzisko z opon. I ponownie westchnął żałośnie. Westchnięciu towarzyszył jęk demona, który wciąż leżał na podłodze i masował sobie czoło.
- No... - odezwał się wolno. - Zrobiłeś mi kuku - stwierdził z niesmakiem. - Co dalej? Rozjedziesz mojego psa, psychopato?! - warknął zirytowany, jednak nawet nie próbował wstać.
- Masz psa?!! - mag poderwał się z miejsca. Demon splótł dłonie na brzuchu, zamknął oczy i westchnął zrezygnowany.
- ...spaniela - odparł półgłosem. Inwokata znieruchomiał. Chyba zabrakło mu słów, bo nie odezwał się. - Tak - rzucił kwaśno Jacek. - Pewnie się demonicznego ogara spodziewałeś! Albo przynajmniej rottweilera, w ostateczności dobermana! WYBACZ, że cię znów rozczarowuję! - wysyczał wściekły, siadając na podłodze. - Ale ciesz się, że to nie demoniczny piekielny ratlerek, czy jakiś inne diaboliczne "cziłała"! - zawołał.
- Ale one akurat SĄ przerażające! - zauważył mag. Zapadła chwila pełnej koncypowania ciszy.
- W sumie racja! - zgodził się demon kiwając głową. I znowu zapanowała cisza. Tym razem pełna konsternacji. - Dowiem się, po co mnie zainwokowałeś?! - zapytał zniecierpliwiony Jacek. Mag wstał gwałtownie i zaczął nerwowo chodzić po piwnicy.
- Inwokowałem krwiożerczego, bezwzględnego demona, a nie informatyka Jacka! - zawołał zirytowany.
- Czemu informatyka?! - szczerze zdumiał się demon.
- Tak wyglądasz - skwitował inwokata, splatając ręce na piersi. Jacek uśmiechnął się dziwnie.
- Nie sądź książki po okładce... - wolno wstał z podłogi. - ...ani po tytule - dodał, podpierając się pod boki. - Więc?!
- Co więc?! - prychnął wciąż zaperzony inwokata.
- Uwolnisz mnie... - demon rozejrzał się wokół, patrząc na niebieskawą mgiełkę. - ...stąd? - rozpostarł ramiona, wymownie pokazując krąg, tworzący jego więzienie. Mag nie odrzekł nic. Wyglądał, jakby się wahał. Jacek przekrzywił głowę na bok. - Do czegoś był ci wcześniej potrzebny demon... Masz takiego, jakiego wywołałeś - zauważył. - Na takiego ci umiejętności starczyło - dodał z odrobiną kpiny. - Więc?! Mów, o co chodzi, albo mnie odeślij do domu, bo reklamacji się nie uwzględnia! - ponaglił go, podnosząc głos.
- To długa historia... - westchnął ciężko mag.
- Więc się streszczaj! - warknął demon.
- Potrzebuję pomocy - oświadczył zamaskowany. Mężczyzna zamrugał.
- No... słyszałem dłuższe historie - skomentował z absolutną powagą. - Pomocy tak?
- Tak.
- Demonicznej?
- Demonicznej - potwierdził.
Jacek zmrużywszy oczy, nabrał tchu.
- Najpierw czepiasz się mojego imienia, potem obrażasz moją matkę! I psa! Serwujesz mi serię ciosów, a teraz prosisz mnie o pomoc?! - wybuchnął. - Żartujesz sobie?!
- Mogę ci kazać!! - wrzasnął nagle rozzłoszczony mag, wyciągając w jego kierunku dłoń. Demon uniósł ręce w obronnym geście.
- Dobra! Spoko! - zawołał. - Dogadamy się - zapewnił. - Nie chcę mieć spalonych brwi - dodał pod nosem. Inwokata opuścił ramię. Jacek uśmiechnął się. - Najpierw mnie stąd wypuść... - zaproponował. - A potem... się dogadamy... - przechylił lekko głowę. - Co ty na to?
- No... - mag zawahał się. Demon czekał. - Dobrze... - westchnął zamaskowany. Otworzył księgę, wyjął z kieszeni szaty kredę i ukucnąwszy przy kręgu, wymamrotał coś, czytając z pożółkłych kart, następnie dorysował dwa znaki, z których jeden stykał się z okręgiem. Niebieskawy blask bijący ze wzoru zamigotał. Inwokata wstał z kucków i odsunął się dwa kroki. Wyszeptał coś pod nosem. Wtedy krąg zgasł. Otaczające go świece również, zupełnie jakby zostały zdmuchnięte jednym krótkim powiewem zimnego wiatru. Zapadła ciemność. Niemalże absolutna. Mag chwilę stał w bezruchu. Nagle usłyszał coś obok siebie. Szelest, a potem odgłos spadającego metalu. Demon zaklął.
- Nie masz tutaj jakiegoś oświetlenia? - zapytał, znowu na coś wpadając. - Ciemno tu jak w dupie! - zirytował się.
- "Ciemno jak w dupie"? - powtórzył mag, ruszając w ciemności w sobie tylko znanym kierunku. - Znasz takie sformułowania? - zdumiał się.
- Piekło, Ziemia, Góra... Nawet w Niebie w dupach nie mają żarówek! - prychnął Jacek.
- Nie powinieneś widzieć w ciemności? - znowu się zdziwił inwokata.
- Chciałeś wywołać demona czy kota? - burknął, znowu urażony.
- Tu napisali, że... - zaczął mag.
- Jak znajdę tę twoją książkę...- przerwał mu demon. - ...i ciebie... to cię zdzielę... NIĄ! - oświadczył, ostrożnie szurając nogami, żeby znowu na coś nie wpaść. Rozległo się pstryknięcie i zapaliło się górne światło. Jarzeniówka. Demon zamrugał, gdy jego wzrok przyzwyczajał się do jasności. - Nie mogłeś zacząć tak od razu? - zawołał zirytowany, rozglądając się po pomieszczeniu. Garaż. Autentyczny XXI-wieczny garaż. Nie skomentował. Odnalazł wzrokiem maga, który stał przy jakichś drzwiach i wyraźnie na niego czekał. Demon podszedł.
- Prowadź - powiedział krótko. Inwokata zawahał się, jednak otworzył drzwi.
Wspięli się wąskimi schodami, potem przemknęli korytarzykiem obok kuchni i niedużego salonu, następnie weszli na piętro. Po chwili znaleźli się w niedużym pokoju. Mag wpuścił mężczyznę i zamknąwszy drzwi oparł się o nie plecami. Demon rozejrzał się po pomieszczeniu. Plakaty rockowych zespołów, gitara, czarne zasłony, komputer... to nie wróżyło dobrze. Jacek obejrzał się, spoglądając na zamaskowaną postać w... w tym świetle już zdecydowanie - w podomce! Demon zamknął oczy. Westchnął głośno. Mag bez słowa go wyminął i odłożył na biurko starą księgę o zniszczonej okładce.
- Wiesz co? - zaczął wolno Jacek.
- Hm? - mruknął inwokata, oglądając się przez ramię.
- Może zdejmij ten pedalski szlafroczek... - zaproponował szeptem.
- To szata maga! - obruszył się.
- Maga-transwestyty! - skomentował demon. - Zaprojektowana przez nawiedzonego stylistę z gatunku "gej - czajniczek, czyli uszko i dzióbek"...
- Humf! - powiedział inwokata, ale pospiesznie zdjął podomkę, odsłaniając swoją sylwetkę. Demon gwizdnął. Odwieszający "szatę" do szafy, mag obejrzał się szybko. Nawet pomimo maski, głównie z jego postawy, dało się zauważyć, że oburzyło go takie zachowanie. Już unosił dłoń, lecz Jacek wyszczerzył zęby.
- Jestem demonem, pamiętasz!? - rzucił wesoło. - Jestem z gruntu zły... I jurny! - dodał wydąwszy usta. - Spopielam wzrokiem wioski... gwałcę dziewice... Albo na odwrót! I co tam jeszcze sobie wyczytałeś... - mruknął, stając na wprost maga. - Jeszcze buźkę pokaż - powiedział, chwytając za brzeg maski. Podniósł ją do góry. Spojrzał. Zamrugał. Szybko przysłonił maskę z powrotem. Uniósł ręce w obronnym geście. - Bez urazy... nie poznałem. Trochę z ciebie deska, jak na laskę... - wybąkał smętnie.
- Jaką laskę?! - obruszył się mag, odsłaniając twarz.
- No sorry - Jacek pokręcił głową. - Ale zarostu to ty jeszcze nie masz!
- Golę się! - oburzył się chłopak.
- Czym? - prychnął. - Ty w ogóle pełnoletni jesteś? - zaciekawił się niespodziewanie.
- A co? - warknął poirytowany inwokata. - Wywoływać demony mogą tylko osoby pełnoletnie?!
Jacek spojrzał na niego z ukosa.
- A regulamin... drobnym druczkiem... chłoptasiu... czytałeś? - zapytał zniżonym głosem. - I...zdejmij grzywkę z oczu! - dodał, gdy mag spojrzał na niego spod byka.
- Gadasz, jak moja matka... - westchnął ciężko, idąc w stronę drzwi.
- One wszystkie tak mówią - Jacek pokiwał głową. - Nie przejmuj się... - dodał przyjacielskim tonem.
- Wcale się nie przejmuję! - zawołał wzburzony chłopak. - Jesteś demonem! Masz mi służyć, a nie się ze mną kumplować! - dodał zdenerwowany, odwracając się na pięcie. Twarz Jacka stężała.
- Dobra - rzekł grobowym głosem. - To jak ci na imię, mój nagły, acz doraźny panie!?
- ... - inwokata zawahał się.
- Nooo? - ponaglił go demon. - Nie wiesz, nie pamiętasz, czy masz tak głupie, że nie chcesz się przyznać?
- Sebastian - odrzekł twardo chłopak.
- Miło mi - powiedział, kiwając głową. - Ja nadal twierdzę, że jestem "Jacek"...
- Mhm - burknął nieco niezadowolony mag, odwieszając maskę na klamkę drzwi. Westchnął. Nabrał tchu: - Ta sprawa, w której potrzebuję twojej pomocy to... - zaczął.
- Nie tak szybko, mój śliczniutki panie... - przerwał mu zgryźliwie. Chłopak zmarszczył brwi.
- Co znów?
- Jestem tak jakby głodny - oświadczył z wyrzutem demon. Sebastian spojrzał na niego nieufnie.
- A co ty jadasz? - zapytał półgłosem. Jacek skrzywił się.
- A co? - prychnął. - Nie było nic w przypisach!? - rzucił kpiąco, ruchem głowy wskazując książkę na biurku. - Czy może zwyczajnie, z przyrodzonego ludziom lenistwa, nie doczytałeś, że moim przysmakiem są świeże serca dzieci, a zapijam krwią dziewic?!
- Żartujesz sobie... - bąknął Sebastian, jednak dość niepewnie. Demon wywrócił oczami.
- Byle nic z McDonalda - rzucił, siadając w stojącym obok biurka skórzanym fotelu. - Tego nawet demon nie tknie... - bąknął pod nosem, biorąc z blatu książkę.
Już na schodach Sebastiana dobiegł męski śmiech. Wszedł niepewnie do swojego pokoju. Jego tymczasowy demon siedział nadal w fotelu i rechotał się niemal do rozpuku. Miał nawet łzy w kącikach oczu.
- Co cię tak bawi? - zapytał chłopak, podchodząc i stawiając na biurku tacę z posiłkiem. Jacek starł kłykciem łzę z powieki. Pokręcił głową i przerzucił kolejną stronę w podniszczonej księdze. Przeczytał kawałek i znowu prychnął śmiechem.
- Miał wyobraźnię ten autor! - zawołał rozbawiony i zamknąwszy książkę, odłożył ją na biurko. - Skąd ty to masz? - poklepał palcami okładkę.
- Z antykwariatu - bąknął.
- Z działu fantasy? - domyślił się. Sebastian zacisnął wargi i nie odpowiedział. Demon wstał. - Co mi przyniosłeś? - zainteresował się, zaglądając mu przez ramię.
- Zrobiłem ci jajecznicę - oznajmił chłopak. - Może być? - zapytał niepewnie. Jacek popatrzył na posiłek. Uniósł brwi.
- To takie coś, co miało być uroczym żółciutkim kurczaczkiem, ale mu się nie udało, bo za wcześnie wyjęli go spod ciepłej opiekuńczej mamy? - upewnił się. Sebastian zbladł.
- Wolisz coś, co biegało po polach? - rzucił kwaśno. Jacek uśmiechnął się szeroko.
- Wolę coś, co miało szansę uciekać... - odrzekł. Chłopak westchnął, zrezygnowany chwycił za talerz, jednak Jacek powstrzymał jego rękę, łapiąc go za przedramię. - Zjem - oświadczył. Sebastian spojrzał mu w twarz, potem na palce demona zaciśnięte na swojej ręce i nerwowo cofnął ją, uświadamiając sobie jednocześnie, że... demon... dotknął go po raz pierwszy. I właściwie niczym się ten dotyk nie różnił od kontaktu fizycznego ze zwykłym człowiekiem. Demon zauważył jego konsternację.
- I co? - rzucił kpiąco, znów unosząc brwi. - Nie oparzyłeś się o moją diaboliczną skórę? - zironizował. Usiadł przy biurku i sięgnął po widelec. - Idź to lepiej umyj i odkaź, bo ci ręka uschnie i odpadnie! - poradził zjadliwie, zabierając się za posiłek. Sebastian naburmuszył się.
- Wredny jesteś - mruknął.
- Jestem demonem, pamiętasz? - powiedział, przełknąwszy kęs. - I mlaskam przy jedzeniu! - dodał, na potwierdzenie swoich słów napychając sobie usta jajecznicą.
Sebastian usiadł na łóżku i obserwował posilającego się mężczyznę... demona! Sprawa była trudna. Właściwie dziwna. Nie, żeby się nie spodziewał, że mu się uda. Był przygotowany na ten sukces. Niemniej... zgodnie z jego okultystyczną wiedzą, nawet profesjonalnemu inwokacie przywołanie demona humanoidalnych kształtów nastręczało trudności. I można było to tutaj wydarzenie uznać za naprawdę wielkie osiągnięcie. Sebastian jednak nie był usatysfakcjonowany. Może wywołany demon i był człekopodobny... nawet bardzo. Tacy rzekomo pochodzili z najwyższej demonicznej półki. Posiadali największe moce... Jednak ten... ten był... dziwny! Nietypowy. Zupełnie nie taki, jak pisali w księgach... Otóż nie był wytatuowany, bliznowaty, ani na swój sposób szkaradny... wręcz przeciwnie... Twarz miał pociągłą, przystojną, z wyraźnie zarysowaną linią szczęki. Gdyby dało się określić wiek demona wyłącznie na podstawie wyglądu, Sebastian nie dałby mu więcej jak trzydzieści lat. Do tego miał całkiem zwyczajne, a w świetle dnia - stalowo-szare, głęboko osadzone oczy i... trzydniowy zarost... oraz generalnie... współczesne ciuchy, czyli nieśmiertelny i wieczny niebieski dżins i czarna bawełna... Wszystko to sprawiało, że przypominał raczej kolegę z sąsiedztwa, niż potwora z innego wymiaru. Na dodatek demon uparcie twierdził, że ma na imię "Jacek". To chyba najbardziej zgnębiło inwokatę.
Jacek skończył jeść, wytarł usta i odchyliwszy się na krześle popijał kompot porzeczkowy. Jednocześnie utkwił spojrzenie w młodym magu i uważnie otaksował go wzrokiem. Uśmiechał się przy tym jednym kącikiem warg. Współczesny inwokata... Czyli blady, chudy dzieciak, chowający zielone oczy pod czarnym kołtunem włosów, który w zamyśle zapewne miał robić za jakąś modną fryzurę. I czerń. Generalnie czerń! I srebro... Ale po co komu takie łańcuszki przy spodniach? Jaką funkcję spełniają? Ozdobną, czy obciążeniową, żeby tego chudzielca nie zwiało przy mocniejszym przeciągu? Demon odstawił szklankę, oparł łokieć na blacie i podparłszy na pięści policzek wgapił się w maga.
- Ktoś z taką twarzą nie powinien mieć ptaka! - skomentował nagle Jacek.
- A odczep się ode mnie! - warknął rozeźlony chłopak, energicznie wstając z łóżka.
- Jaki drażliwy - mruknął demon, unosząc brwi.
- Najadłeś się? - zapytał Sebastian i nie czekając na odpowiedź, ruszył do drzwi. - To idziemy! - zakomenderował. Jacek wstał z westchnieniem.
- Pan każe, sługa musi... - wymamrotał.
Wyszli z domu na dwór. Dzień był piękny i słoneczny, zwiastujący zarówno niechybny koniec lata, jak i kolorową, suchą jesień. Szli szybko chodnikiem. Przodem energicznie kroczył mag, a za nim nonszalancko snuł się demon, omiatając wzrokiem zaciszne osiedle domków jednorodzinnych. Wzdłuż alejki rosły brzozy i kasztanowce, a na trawnikach co kawałek stała nieduża biała ławeczka. Ulica była niemal opustoszała z samochodów, za to na pobliskiej murawie przed jednym z domów dzieci grały w piłkę śmiejąc się i pokrzykując. Nagle Jacek spojrzał przed siebie i nieco zwolnił chód. Na wprost nich szła szybko, postukując obcasami wysokich szpilek, młoda kobieta w krótkiej do kolan spódnicy. Demon przez chwilę sycił oczy widokiem, śledząc jej pełne gracji, energiczne ruchy, obserwując długie, rozwiane impetem marszu kasztanowe loki... Mężczyzna wreszcie opuścił spojrzenie i popatrzył na chodnik z szarej płyty. Znów podniósł wzrok.
Idący zbliżali się do siebie szybko. Kobieta przeszła obok kroczącego ze dwa metry przed demonem Sebastiana. Lecz gdy mijała Jacka, długi wąski obcas wpadł w przerwę między płytami chodnika. Dziewczyna zachwiała się i straciła równowagę. Demon podtrzymał ją zręcznie.
- Dziękuję - powiedziała, zmieszana, odgarniając z czoła włosy. Mężczyzna skinął głową, uśmiechając się uprzejmie.
- Takie obcasy to piekielny wynalazek - powiedział takim tonem, jakby dokładnie wiedział, kto go wynalazł. Co więcej, jakby znał owego twórcę osobiście. A niewykluczone, że nim po prostu BYŁ.
- Tak - zgodziła się, stając dużo pewniej na nogach. - Chyba przerzucę się na trampki... - westchnęła, uśmiechając się z wdzięcznością i wciąż nieco zmieszana ruszyła w swoim kierunku. Demon odprowadził ją zachwyconym spojrzeniem.
- Urocza - skomentował szeptem, odwrócił głowę i nadział się na zdumione spojrzenie Sebastiana. - No co? - zapytał, znów idąc przed siebie. Minął zszokowanego inwokatę. Chłopak ruszył za nim.
- Nie masz... - zastanowił się nad doborem słów. - Odruchu... czynienia zła? - zapytał. Jacek przystanął. Popatrzył na maga jak na szaleńca.
- Czemu mam mieć? - zdziwił się.
- Jesteś demonem! - syknął szeptem.
- Taaa... seksu - potwierdził, wywracając oczami. - Posłuchaj, gówniarzu... - zaczął moralizatorskim tonem. - Bycie demonem nie polega na zianiu ogniem i wyrywaniu ludziom serc! - oświadczył.
- Więc na czym? - zdumiał się Sebastian.
- No masz... - westchnął demon. - Oporny przypadek...
- Noooo??? - ponaglił go.
- Na manipulacji - odparł krótko, a ponieważ spojrzenie chłopaka mówiło wszystko... to znaczy mówiło, że słowa demona nie mówią mu nic, Jacek kontynuował: - Na niecnym wykorzystywaniu ludzi. Stwarzaniu okazji! - uściślił.
- Ale w ten sposób każdy może być demonem! - zawołał nieco oburzony. Jacek spojrzał na niego z ukosa.
- No właśnie! - potwierdził. - Skumałeś! - klepnął go przyjacielsko w ramię i usiadł na pobliskiej ławce.
- To głupie! - burknął Sebastian. Twarz demona nachmurzyła się.
- Co ty się tam znasz, ty niedouczona czarownico! - zganił go, rozpierając się wygodnie i zakładając ręce za oparcie. - To właśnie jest pięknie i genialne w swej prostocie! - popatrzył z rozmarzeniem w błękitne niebo. - Demony przez tysiąclecia starały się wydobywać z ludzi te namiastki zła... namiastki siebie... między innymi stwarzając ku temu...
- ...okoliczności? - wszedł mu w słowo.
- Tak! - Jacek kiwnął głową. - Wbrew pozorom to nie takie trudne... Szczególnie w dzisiejszych czasach...
- Chodzi ci o przemoc? - zaciekawił się Sebastian, siadając obok. Demon zogniskował na nim spojrzenie.
- Chociażby! - zgodził się. - Zło tkwi w człowieku. Nie wystarczy zwyczajnie "nie czynić" zła, by być dobrym! Ono śpi... wyleźć może w każdej chwili! - wzruszył ramionami. - Nawet z najbardziej spokojnej, układnej osoby... To, co człowiek stwarza wokół siebie, to tylko cienka powłoka... z etyki, strachu przed rodzicami, przed złą opinią w oczach innych, przed prawem, przed karą... czy, po waszemu, grzechem! To tylko lakier z wyuczonej przez lata moralności... to nie jest ludzka natura... to skorupka, która...
- ...czasami pęka... - znowu dokończył Sebastian. Demon uśmiechnął się dziwnie.
- I wtedy z człowieka wyłazi potwór! I na przykład dzieciak zaczyna biegać po szkole z pistoletem! Albo gwałci koleżankę z klasy...
- Demon... - szepnął chłopak, pochylając głowę.
- Każdy ma w sobie jego namiastkę. Ziarno, które zasiał... sam się domyśl, kto! - zakończył, patrząc na przepływającą po niebie chmurkę. Sebastian prawie podskoczył na ławce.
- Żartujesz?! - wykrzyknął. Jacek znowu wzruszył ramionami.
- On też miewa poczucie humoru... - westchnął. - Specyficzne - dodał. - Przynajmniej JA go nie rozumiem! - pokręcił szybko głową. - Chociaż... - zastanowił się. - Może to tylko przypadek przy pracy? Defekt? - mężczyzna zamknął oczy. - Przerażające tylko, że On podobno nie popełnia błędów i wie i przewiduje wszystko. A to znaczy mniej więcej tyle, że również i TO zamierzył... zaplanował. Czy to nie upiorne? - spojrzał na Sebastiana. Uśmiechnął się. Chłopak był blady, jakby speszony. - No i co, niewydarzony demonologu? - zakpił Jacek. - Chcesz się dowiedzieć jeszcze czegoś o nas... Czy może raczej... o sobie!? - przechylił głowę, a ponieważ Sebastian milczał, kontynuował: - W dzisiejszych czasach demony często pokazują swoją twarz. Nie trzeba ich inwokować... Wystarczy kilka kieliszków wódki! To najlepsza "magia", by wezwać demona... głupoty, szaleństwa, szybkości... i śmierci... Czasami w jednej osobie - zakończył posępnie. Sebastian nadal milczał. Mężczyzna westchnął. - Czego ty właściwie ode mnie chcesz, co? - zapytał znużonym tonem.
- Od ciebie nic - burknął posępnie chłopak. - Chciałem wywołać porządnego, krwiożerczego demona... A tu...
- No wybacz, że cię ponownie rozczarowuję! - warknął znów poirytowany demon. - Niemniej, gdzieś mnie po coś ciągniesz, tak?
- Może na coś się przydasz... - westchnął wciąż niezadowolony.
- Na co? - zapytał, jednak bez ciekawości.
- No...Zrobisz kilka sztuczek...
- Sztuczek? - powtórzył głucho Jacek.
- Noooo... Użyjesz swoich mocy...
- Mocy? - znowu powtórzył beznamiętnie.
- Nooo... - potwierdził skwapliwie Sebastian. Przez chwilę siedzieli w jakimś dziwnym, skonsternowanym milczeniu.
- Ale ja tu nie mam mocy - oświadczył nagle demon. Tyleż krótko i treściwie, co cicho.
- JAK to NIE masz? - wykrzyknął zszokowany mag, zrywając się z ławki.
- Się zdziwił - burknął Jacek. - Myślisz, że jakbym jakąś miał, dawałbym ci się tak bezkarnie okładać? - prychnął zirytowany, również się podnosząc.
- Ale czemu? - jęknął rozżalony Sebastian.
- Ponieważ...! - zaczął mężczyzna, z trudem opanowując się przed wybuchem złości. - ...ty domorosły wróżbito! W momencie, gdy wbrew woli wsysasz istotę z jej domeny pozbawiasz ją właściwości tamtego wymiaru!! Czy. To. Zrozumiałe. Jest?! - wycedził zjadliwie.
- Kurwa! - wrzasnął chłopak, tupiąc ze złości nogami. Kopnął nawet pobliski kosz na śmieci, aż zadudniła blacha.
- Czyli zrozumiałe - demon obrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Sebastian przez chwilę patrzył, jak odchodzi. Nagle poderwał się i truchtem dogonił mężczyznę.
- Dokąd idziesz? - zapytał.
- Na nic ci się zatem nie przydam. Wracam do domu - odrzekł Jacek.
- Jak?
- Na piechotę. Idę do twojego domu!
- Ale czemu do mojego?! - zdumiał się szczerze mag.
- A jak ci się, kurwa, wydaje!? Masz mnie odesłać! - Jacek brutalnie chwycił chłopaka za kark i nie zważając na wrzaski poprowadził pod same drzwi budynku. Sebastian potulnie otworzył kluczem drzwi. Weszli.
- Właściwie... gdzie są twoi rodzice? - zainteresował się nagle mężczyzna.
- Wyjechali na tydzień do rodziny... - odrzekł, idąc po schodach na piętro.
- No tak... - westchnął demon, podążając za nim. - Nie ma kotów, mysz harcuje... - skomentował złośliwie. - I w głupoty się pakuje - dodał. Sebastian rzucił mu nienawistne spojrzenie.
- No jeszcze trochę poćwiczysz i będziesz, jak ja spopielał wzrokiem wioski - zauważył kąśliwie Jacek. - Ale do dziewic na razie się nie zbliżaj - dodał tonem przestrogi. Chłopak zignorował obie uwagi. Zabrał z pokoju księgę i zeszli razem do garażu. Tym razem mag od razu zapalił światło.
Obaj podeszli do kręgu. Mag usiadł na podłodze i zaczął kartkować księgę. Coś wyczytał.
- Pozapalaj świecie - polecił demonowi. - W kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara... - uściślił.
- Mhm - Jacek pokiwał głową, patrząc pod nogi, na świeczki. - Gdzie masz zapałki? Zapalniczkę? - zapytał.
- Eee... - zawahał się Sebastian. - Nie wiem. Nie możesz jakoś... - zaczął i natychmiast umilkł, jednak za późno, bo demon już nabierał tchu:
- Nie, nie mogę JAKOŚ! - zagrzmiał, znów dotknięty do żywego. - Nie mogę napluć na knot ognistą plwociną i nie zapalę go w ten sposób! Czemu? Bo od twojej gówniarskiej niekompetencji zaschło mi w gardle! Ale niech no tylko przełknę tego wkurwa, to ci napluję na łeb. Ten twój kołtun zapali się jak pochodnia!! - zakończył z pasją.
- Zapalniczka jest gdzieś w rupieciach na stole - bąknął zawstydzony chłopak, skupiając się na lekturze. Jacek energicznie, niesiony gniewem, podszedł do wysokiego stołu. Rozejrzał się. No tak... I właśnie został Kopciuszkiem w wersji szrotowej. Uniósł rękę i przetarł dłonią twarz. Może lepiej dwa drewienka, jak ludzie pierwotni? Będzie szybciej! Znowu omiótł wzrokiem tony żelastwa, rozpaczliwie poszukując czegokolwiek, co by przypominało zapalniczkę... lub przypominało ją BARDZIEJ niż reszta rozrzuconych na blacie kawałków żelastwa, plastiku i innych niezidentyfikowanych materiałów.
- Na stole, tak? - jęknął demon. - Nie wydaje mi się... - skomentował, podchodząc do maga. Ukucnął przy nim.
- C..CO?!! - zawołał chłopak, odsuwając się gwałtownie, gdy dłonie mężczyzny niespodziewanie spoczęły na biodrach Sebastiana i zsunęły się niżej. Popatrzył szeroko otwartymi oczami na Jacka. Demon westchnął ze znużeniem.
- Na pewno masz w kieszeni - powiedział cierpko. - Założę się!
Sebastian zamrugał, poklepał się po spodniach, drgnął. Wstał i szybko wydobywszy zapalniczkę, wręczył ją mężczyźnie. Jacek uśmiechnął się triumfalnie, zaciskając ją w dłoni.
- Mmmm...jeszcze cieplutka! - zauważył. Inwokata wywrócił oczami i zignorowawszy podtekst kontynuował pisanie znaków. Demon pozapalał świece. Po chwili obaj byli gotowi. Jacek wszedł do wnętrza kręgu, natomiast mag stanął dwa kroki poza nim i zaczął recytować. Znaki stopniowo rozjarzały się na biało. Wreszcie świeciły wszystkie, a wnętrze koła wypełniało mleczne światło. Sebastian podniesionym głosem wypowiedział ostatnie słowa zaklęcia. Silny blask wypełnił na chwilę pomieszczenie, lecz w ułamku sekundy zgasł. Świece wciąż się paliły, a demon nadal stał pośrodku kręgu. Miał tylko dla odmiany zły wyraz twarzy i ręce skrzyżowane na piersi.
- I co? - zapytał sucho.
- N..nie wiem! - jęknął chłopak, przerzucając kartki.
- Odeślij mnie! - wrzasnął Jacek.
- Nie umiem! - jęknął rozpaczliwie inwokata. - Przepraszam... - szepnął, zamykając księgę i przytulając ją do piersi.
- No tak! - zaczął zirytowany, wychodząc z kręgu. - Zainwokował mnie jakiś dureń, co się pierdół w antykwariatach naczytał i CO TERAZ?! - zawołał rozkładając ręce.
- Nie wiem... - bąknął Sebastian.
- Nie ciebie pytałem! - ofuknął go demon. Chłopak wytrzeszczył oczy.
- A kogo? - zdumiał się.
- Zwróciłem się do wszechświata jako kilku całości... - wyjaśnił. - I do strażnika...
- Jakiego strażnika? - Sebastian rozejrzał się odruchowo.
- Wy nazywacie ich stróżami... Dawaj to! - z tymi słowami wyrwał magowi księgę z rąk. - ...aniołami, czy jakoś tak... - ciągnął dalej, przerzucając strony. - Ale to klasa demona... - wyjaśnił nawet na niego nie patrząc i śledząc znaki na podłodze.
- Dobrego? - drążył chłopak.
- Co? - Jacek popatrzył na niego. - A... no... starają się... Ale wiesz, jak to jest z dobrymi chęciami... - wzruszył ramionami, wracając do oglądania rysunków.
- Anielskimi też? - zdumiał się Sebastian.
- Ludzkie, demonie, anielskie... dobre chęci, to dobre chęci... O! Chyba się obraził! - zawołał nagle.
- Czemu? - zaniepokoił się chłopak.
- Wyszedł - odparł Jacek, znów pochylając głowę i czytając coś w księdze.
- Mój anioł stróż sobie POSZEDŁ?!! - wykrzyknął, aż podskakując. - ZAWOŁAJ GO!! - rozkazał. Demon popatrzył na niego dziwnie.
- JA?! - zdziwił się. - To mój, czy twój opiekun?
- A kto go uraził? - skrzyżował ręce na piersi.
- No... zastanów się... - zaczął wolno Jacek. - Czy to ja jeden sam, czy może byłem tylko kroplą przepełniającą czarę goryczy? - spojrzał uważnie na chłopaka, który milczał, bardzo zasępiony. Demon uśmiechnął się triumfalnie. - No właśnie!
- Ale ja myślałem, że... - zaczął Sebastian.
- TAK! - przerwał mu. - Wszyscy myślicie, że on będzie w każdej chwili na zawołanie, "hop-siup!" O nie, mój drogi! Niespodzianka! Przysłowiowa anielska cierpliwość, to MIT! A paciorek? A świeczkę czasem zapalić? A za spokojny, udany dzień podziękować? Hm?! A nie tylko prosić i żądać! - skarcił go. - Jak dbasz, tak masz!
Chłopak całkiem spochmurniał.
- Wróci? - zapytał cicho.
- Jak foch minie... Wróci - odparł. - Zawsze wracają... kwestia tylko, kiedy... Więc pilnuj się! - poradził entuzjastycznie, grożąc mu palcem.
- Mhm... - mruknął Sebastian, kiwnąwszy głową.
- No, ale co, kurwa, ZE MNĄ?! - wykrzyknął demon, łapiąc się za czoło. - Przecież to jakiś obłąkańczy bełkot! - rzucił ze złością książkę na podłogę i usiadł, podkurczając kolana. Mag zagryzł wargi, wolno podszedł do załamanego mężczyzny.
- Posłuchaj... - zaczął. - Ja mam w pokoju jeszcze kilka podobnych książek. Może tam coś będzie - zaproponował ostrożnie.
Wrócili na górę, a Sebastian wybrał z regału wszystkie pozycje dotyczące okultyzmu. Było tego... trochę... jakieś kilkadziesiąt kilo... Zaczęli w skupieniu przeglądać książki. Chłopak usiadł na obłożonym księgami łóżku, a Jacek zajął miejsce w fotelu. Przez kilkanaście minut pracowali w milczącym skupieniu.
- Właściwie, to po co był ci krwiożerczy demon? - zagaił nagle mężczyzna.
- ... - odpowiedział Sebastian, przygryzłszy dolną wargę.
- No?! - nacisnął ostro Jacek, podnosząc spojrzenie znad książki.
- Chciałem zaimponować dziewczynie... - wyznał cicho inwokata.
- ... - odpowiedział demon, przegryzając się przez tę informację.
- ... - powiedział chłopak, potulnie czekając na werdykt. Demon zerwał się z miejsca, wbił wściekłe spojrzenie w Sebastiana.
- To musiałeś od razu wywoływać demona?!! - wykrzyknął, wymachując rękami i miotając się po pokoju. - Nie wystarczyło zaprosić jej do drogiej knajpy?! - zawołał, wciąż niedowierzając. Złapał się za głowę.
- To nie TAKA dziewczyna! - burknął głęboko dotknięty mag.
- Aha - Jacek pokiwał głową. - Wyjątkowa! - rzucił kpiąco. - No to trzeba było wytatuować sobie jej imię na tej wklęsłej klacie!
- Przestań! - obruszył się chłopak.
- Albo na płaskiej bladej dupie! - ciągnął demon, nakręcając się coraz bardziej. - Chociaż tak dupę na pierwszej randce pokazywać to też nie bardzo. W końcu nie jesteśmy w Ameryce...
- CICHO! - wrzasnął chłopak.
- Ale nadal nie wiem, jaka miała być MOJA rola w tej wymyślonej przez spaczony umysł szopce! Chciałeś mnie na jej oczach pokonać, ty niedorobiony satanisto?! - wykrzyknął wzburzony. - W jakim świecie ty żyjesz? Za dużo gier! Albo cracku!! Zmień dilera, lub dostawcę internetowego! Gorzej, jak to jedna i ta sama osoba!
- Kazałem ci się zamknąć!! - krzyknął, wyciągając w jego stronę obie ręce. Wyszeptał coś niezrozumiałego. W powietrzu rozległ się głośny trzask, a niewidzialna siła rzuciła demonem o ścianę. Jęknął głucho i spłynął po niej na podłogę. Sebastian z niedowierzaniem i niejaką satysfakcją popatrzył na swoje dłonie.
- Ałaj... - syknął Jacek, podnosząc się do siadu pod ścianą. - Moc masz... to trzeba ci przyznać... - uniósł rękę i starł z oczu krwawe łzy. - Ale źle ukierunkowaną... aż dziwne... u człowieka - rzekł półgłosem. Zamknął powieki. Westchnął. - Dobra - zaczął spolegliwym tonem. - Koniec z tymi wyrzutami. Umówmy się, że spróbujemy wszystkiego, a jak ci się nie uda mnie odesłać... - zawiesił głos. - ...to mnie utłuczesz - poprosił, nie patrząc na niego.
- Co?! - zszokował się Sebastian.
- Zabijesz mnie - wyjaśnił całkowicie poważnym tonem, podnosząc się z podłogi.
- Ale...czemu...? - jęknął chłopak.
- Jak to czemu? - prychnął, znów biorąc książkę i siadając w fotelu. - Nie mam zamiaru tu żyć - oparł nogi na brzegu łóżka.
- Dlaczego? - zapytał głucho.
- Przecież to Polska! Stąd nawet demony spieprzają! - zawołał oczywistym tonem i zakrywszy twarz otwartą książką, dodał: - Do Irlandii...
- Żartujesz, prawda? - bąknął beznamiętnie Sebastian.
- W której kwestii? - odrzekł demon, wciąż schowany za lekturą.
- W obu.
- Czy to ważne? - westchnął. Inwokata już bez słowa sięgnął po następne opasłe tomiszcze.
Przeglądali i czytali książki do późnej nocy... właściwie niemal do rana. W międzyczasie Sebastian odmroził i upiekł pizzę. Zjedli ją w ramach kolacji... albo raczej śniadania, czy też innego, trudnego do nazwania posiłku, który jada się o wpół do piątej rano. Potem poszedł się wykąpać. Wrócił, wnosząc ze sobą zapach płynu do kąpieli i szamponu. Mokre czarne włosy opadały mu na twarz. Usiadł na łóżku i zaczął rozczesywać je grzebieniem. Wciąż miał skórzaną pieszczochę na jednym nadgarstku. Jacek nadal zajmował fotel i kartkował kolejne, setne już, jego zdaniem, tomiszcze. Ile można napisać książek o czarnej magii? A w żadnej nic konkretnego. Wszędzie tylko przyzywanie! A odesłać JAK?! Egzorcyzmy to chyba wykonuje się w białej magii... Czy jakimś innym voodoo... Demon westchnął i zamknąwszy książkę odłożył ją na stertę innych. Popatrzył na Sebastiana. Chłopak rozczesał włosy i wstał. Podszedł do komody. Jacek obserwował go uważnie, śledząc, z błąkającym się na ustach uśmiechem, każdy jego ruch. Sebastian wyjął z szuflady spodnie od pidżamy. Ostentacyjnie ignorując swoje obecne towarzystwo odwrócił się tyłem, zrzucił szlafrok i ubrał się, na krótką chwilę wystawiając na widok publiczny kusząco zaokrąglone pośladki. Demon ukradkowo oblizał górną wargę i wstał. Nonszalancko przemieściwszy się na łóżko, usiadł u wezgłowia, rozpierając się na poduszkach. Chłopak obejrzał się.
- Chcesz się wykąpać? - zapytał.
- A co? Śmierdzę? - popatrzył na niego z ukosa. - Może siarką?
- N...nie... - odrzekł nieco zmieszany chłopak. Demon omiótł spojrzeniem pokój.
- To gdzie ta twoja piękność, której chciałeś w tak idiotyczny sposób zaimponować? - zainteresował się. - Nie powinieneś mieć tutaj ołtarzyka z jej wizerunkiem?
Sebastian skrzywił się.
- Czemu cię to interesuje? - rzucił od niechcenia.
- Chciałbym wiedzieć, jak wygląda powód mojego... - zastanowił się nad doborem słów. - ...PORWANIA! - orzekł twardo. - I czy jest wart sprowadzania z innego wymiaru tak wspaniałej istoty - dodał z rozrzewnieniem, kładąc sobie otwartą dłoń na klatce piersiowej. Inwokata wywrócił oczami. Otworzył szufladę nocnej szafki. Wyjął małą fotografię i podał ją mężczyźnie. Demon wzdrygnął się.
- No... - powiedział. - Ładna... to zdjęcie z jakiegoś halloween? - zainteresował się uprzejmie. Sebastian naburmuszył się.
- Nie! - burknął i szybko schował fotografię.
- Nie... no... blada i upiorna, ale jak takie lubisz, to twoja sprawa - Jacek uśmiechnął się promiennie. - Pewnie ma wspaniały charakter, co? - zagadnął.
- Ma - odburknął znowu chłopak. - Ale cierpliwość też jej się niedługo skończy... - dodał pod nosem.
- To znaczy? - demon zmarszczył brwi.
- Nieważne - Sebastian westchnął, siadając na łóżku.
- No gadaj! - nalegał mężczyzna. - Dla niej mnie tu sprowadziłeś! Więc chyba jesteś mi coś winien!
- No... - zawahał się mag.
- Noooo?! - nacisnął Jacek.
- Jeszcze nawet jej nie pocałowałem... no wiesz... tak na serio... - wyznał. - A skoro niby jesteśmy parą... to...
- To by wypadało pójść do łóżka! - zgodził się Jacek. Chłopak spiorunował go wzrokiem. - No co? Ludzka rzecz! - skwitował demon. - Wy, nastolatki chyba najlepiej o tym wiecie...
- Ale mi to kiepsko wychodzi - wymamrotał zażenowany Sebastian.
- Co? Chodzenie do łóżka? - Jacek uniósł brwi. Mag poczerwieniał. Nie odrzekł nic. - No tak... gówniarz jesteś - zauważył mężczyzna, omiatając wzrokiem regały z licznymi tomami. - I mól książkowy... a w tym przypadku twórcza praktyka przedkładana jest nad bezpłodną teorią... No to co? Podszkolić cię? - zaproponował ochoczo.
- W czym?! - Sebastian wytrzeszczył oczy.
- W "tych sprawach"... - uściślił, uśmiechając się wymownie.
- Oszalałeś! - oburzył się chłopak.
- Czemu? - Jacek wzruszył ramionami.
- Jesteś facetem!! - wykrzyknął.
- Ty też. I co z tego? - zdumiał się. Sebastian nabrał tchu.
- Jak to "co z tego"? - zawołał zbulwersowany.
- Usta są bezpłciowe... - wyszeptał, pochylając się ku niemu i patrząc mu w oczy. Mag zamrugał, zarumienił się jeszcze bardziej, nie odrzekł jednak nic. - Więc? - zapytał, uśmiechając się kusząco. - Wiesz, że demon może cię wiele nauczyć w tej kwestii...
- Nn...no... Nie wiem - odrzekł z wahaniem chłopak.
- Ja wiem - zapewnił Jacek unosząc rękę i delikatnie odgarniając mu z policzka kosmyk mokrych włosów.
- Nigdy nie całowałem się z demonem... - wybąkał Sebastian.
- Tak! Uważaj, bo wyssę ci duszę! - ostrzegł sarkastycznie. - Przez nos!
- A możesz? - zdumiał się mag.
- A chciałbyś? - zdziwił się demon.
- Hipotetycznie pytam - obruszył się chłopak.
- Ja też! - Jacek wzruszył ramionami.
- Dobra! - zniecierpliwił się Sebastian. - Do rzeczy!
Demon pochylił się i delikatnie pocałował inwokatę w usta. Krótko, płytko, lecz całkiem przyjemnie.
- No... faktycznie kiepsko... - podsumował mężczyzna, gdy przerwali pocałunek. Sebastian naburmuszywszy się, powiedział głośne:
- Humf! - i uciekł wzrokiem w bok.
- Ale da się coś z tym zrobić! - zapewnił ochoczo demon. Objąwszy go w pasie, przyciągnął do siebie.
- Co...ty? - zająknął się inwokata. Otworzył szeroko oczy. - Oszalałeś?
- Miałem cię podszkolić... - zmrużył oczy.
- Nie chcę! - odepchnął go rękami, usiłując wstać i wyrwać się z objęć.
- Chcesz... - zapewnił demon i przytrzymawszy go, zmusił chłopaka do położenia się na łóżku. Sebastian zamknął oczy, nie wiedzieć czemu, poddał się woli mężczyzny. Westchnął głośno, gdy dłoń Jacka zawędrowała miedzy jego uda, głaszcząc przez cienki materiał przyrodzenie. Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem.
- Chcę... - potwierdził cicho mag.
- A widzisz? - wyszeptał triumfalnie demon. Sebastian podniósł powieki. Popatrzył w rozbawione szare oczy Jacka, który niespodziewanie odsunął się i usiadł na łóżku.
- Mówiłeś, że nie masz żadnych mocy - powiedział z wyrzutem chłopak.
- To nie moc... to mój samczy urok! - wyszczerzył zęby.
- Jesteś podły - warknął zażenowany mag, uciekając wzrokiem w bok.
- A to już cecha demona, nie indywidualna - oświadczył i wstał, znów rozglądając się po pokoju.
- Żałuję, że cię w ogóle wezwałem! - zawołał obrażony Sebastian.
- To jest nas dwóch - odrzekł, przechadzając się po małym pomieszczeniu.
- Humf! - powiedział chłopak.
- Myślałeś kiedyś o samobójstwie? - zagadnął nagle demon.
- Co?! - Sebastian drgnął. Spojrzał na mężczyznę w zdumieniu.
- Słuchasz tak zwanej "ambitnej", smutnej muzyki. Pewnie jesteś niezrozumianym artystą i wrażliwcem...
- ... - powiedział chłopak.
- Widzisz... demoniczna ludzka natura nie jest skierowywana wyłącznie na zewnątrz... - wyjaśnił Jacek.
- Chcesz powiedzieć, że... - zaczął niepewnie inwokata.
- Tak. To też był demon... - pokiwał głową. - Twój osobisty!
- Aha...
- I jak ci z nim poszło? - zainteresował się. Sebastian odwrócił wzrok. Nie odrzekł nic.
- Ehhh... - westchnął demon znów siadając obok i chwytając go za przedramię.
- Ej!! - krzyknął chłopak, gdy Jacek w dwóch ruchach zdjął mu pieszczochę i przytrzymał rękę na tyle mocno, że Sebastian nie mógł się wyrwać. Przyjrzał się bliznom. - Za płytko - skomentował.
- Wiem! - syknął rozwścieczony chłopak, wyrywając się w końcu z uścisku.
- To była próba? - domyślił się demon. - Marna! Pewnie na drugiej ręce w ogóle nie zostały ci ślady, które musiałbyś teraz ukrywać - prychnął pogardliwie. - Co potem?
- Tabletki - odrzekł smętnie, zakładając pieszczochę.
- Psychiatryk? - dopytywał mężczyzna.
- Starzy mnie wybronili - wzruszył ramionami. - Wyłgałem się...
- Na moje i twoje nieszczęście! - znów prychnął Jacek.
- Co?! - chłopak zmarszczył brwi. Demon wstał energicznie.
- Gdybyś wtedy jednak TRAFIŁ do domku z piernika, dziś nie stałbym tu, wezwany przez samorodnego czarodzieja!
- No przeprosiłem przecież... - jęknął Sebastian, pochyliwszy głowę.
- I co mi, kurwa, po tych twoich przeprosinach?! - warknął, chwytając go za ramię i bez trudu podnosząc z łóżka. - Znajdź jakiś sposób i ODEŚLIJ mnie, albo zamienię twoje marnej jakości życie w pierwszej klasy PIEKŁO!! - wywarczał mu w twarz. Sebastian wytrzeszczył oczy.
- Czekaj! - zawołał. - Wiem! Wiem, gdzie pójdziemy! - oznajmił szybko. - Która godzina? - spojrzał na zegarek na nocnym stoliku. - Od ósmej mają otwarte. Idziemy! - zarządził, wyrywając się z uścisku i robiąc w tył zwrot. Dopadł do szafy.
- A śniadanie? - upomniał się demon, krzyżując ręce na piersi.
- Śniadanie? - obruszył się chłopak, wyciągając ubrania. Czarne. Innych w szafie nie było. - Myślałem, że ci zależy, żeby wrócić do domu? Nie mamy czasu na takie głupoty! - oświadczył stanowczo. Jacek posępnie pokiwał głową. Poszli więc po śniadaniu.
- Poradnictwo psychologiczno-duchowe - demon przeczytał na głos treść dużej tabliczki obok wejścia, do którego prowadziło kilka kamiennych stopni.
- Byłem tutaj, kiedy... - Sebastian zawahał się. - ...no wiesz...
- Kiedy ci życie zbrzydło - Jacek pokiwał głową. - Ale co to ma do mnie?
- To ksiądz - wyjaśnił.
- Ksiądz? - powtórzył cicho demon.
- I psycholog - dodał Sebastian.
- I psycholog... - znowu zrepetował głucho mężczyzna. - To już nie było gorszego połączenia?! - bąknął pod nosem, nieśpiesznie idąc po schodach za chłopakiem.
Sebastian przywitał się ze starszą, siwowłosą panią, siedzącą w ciasnej dyżurce tuż przy wejściu.
- Jest ktoś u księdza Gabriela? - zapytał.
- O tej porze? - prychnęła. - Nikt. Możesz od razu wchodzić...
- Dziękuję! - powiedział i minąwszy schody prowadzące na piętro, skierował się do drugich licząc od wejścia drzwi. Zapukał, a na krótkie "Proszę!", otworzył i zajrzał.
- Szczęść Boże - powiedział, wchodząc na próg. - Pamięta mnie ksiądz?
- A tak... Sebastian! - zawołał poważnego już wieku siwowłosy mężczyzna siedzący za biurkiem. - Wejdź! Co cię sprowadza? - zainteresował się uprzejmie, pokazując fotel naprzeciwko siebie, po drugiej stronie biurka.
- Właściwie niezupełnie o mnie chodzi - wyznał chłopak, wchodząc i kiwając głową na Jacka. Mężczyzna wkroczywszy niespiesznie, zamknął drzwi. Rozejrzał się szybko i dyskretnie.
- Prawdziwy Sługa Boży - skomentował półgłosem. - On siedzi na krześle, a dla klienta jest wygodny fotel...
Sebastian spiorunował go wzrokiem.
- Ksiądz Gabriel bardzo mi pomógł... - powiedział szeptem.
- Nie wątpię - odrzekł cierpko demon. - I zapewne bardzo dyskretnie - dodał zjadliwie. - Chociaż chyba mało efektywnie, sądząc z tego, że jednak TU jestem!
- W czym rzecz? - zainteresował się staruszek, najwidoczniej by łagodnie ponaglić dyskutantów.
- Mój znajomy... - zaczął chłopak.
- Umiem mówić, Sebastianie - odezwał się chłodno mężczyzna. Inwokata popatrzył na niego z wyrazem szoku na twarzy. Jacek uśmiechnął się ciepło. - Będzie lepiej, jak porozmawiam sam na sam... - postanowił.
- Jesteś pewien? - zaniepokoił się.
- Całkowicie.
- No... dobrze... - Sebastian zawahał się, jednak złapał za klamkę. - Poczekam na korytarzu - oświadczył i wyszedł. Demon odprowadził go wzrokiem. Czekając, aż zamkną się drzwi, obrócił się plecami do księdza.
- Proszę usiąść - powiedział uprzejmie staruszek. Jacek pochylił lekko głowę. Uśmiechnął się pod nosem, lecz szybko spoważniał i obróciwszy się wolno, podszedł do fotela. Zajął miejsce. Wciąż miał nieco opuszczoną głowę i nie patrzył na księdza. Przez moment siedzieli w ciszy. Temat podjął starszy: - Co pana do mnie sprowadza? - zapytał. Demon milczał chwilę, jakby wahając się. Wreszcie odrzekł tonem towarzyskiej pogawędki.
- A... takie tam... bzdury! - rzucił lekceważąco.
- Bzdury? - ksiądz zmarszczył brwi. - Czemu pan tak myśli? O co dokładnie chodzi? - zaciekawił się.
- O nic wartego uwagi... - odrzekł spokojnie Jacek i podniósł spojrzenie, patrząc staruszkowi prosto w oczy. Ksiądz napotkawszy szare tęczówki, wciągnął gwałtownie powietrze i wstał tak gwałtownie, że przewrócił krzesło. Cofnął się o krok i wyprostował. Wypuścił drżący oddech.
- To... - wykrztusił. - ...ty...
- Powiesz jakieś nieodpowiednie słowo, a zrobię mu wręcz niewyobrażalną krzywdę - wyszeptał lodowatym tonem Jacek.
- Ale, ty... ty chcesz... - wydukał ksiądz, niemal wtapiając się plecami w ścianę. Demon zamknął oczy.
- Nie możesz już nic zrobić... - oświadczył.
- To mój obowiązek! - zawołał wzburzony. Strużka potu pociekła mu po skroni. Jacek podniósł powieki. Całe jego oczodoły wypełniała ziejąca pustką czerń.
- Dobrze wiesz, że nie jestem przeciwnikiem twojego kalibru, klecho! - wycedził, prawie nie otwierając ust.
- Ale przecież ty chcesz... mu... temu chłopcu... - jęknął przestraszony mężczyzna. Jacek szybko zamknął i otworzył oczy. Znów były pogodne i stalowo-szare. Takie zwyczajne. Ludzkie.
- Wasz... - zrobił pauzę i skrzywił się pogardliwie. - ..."Pan"... dał mu przecież wolną wolę - rzekł, wstając z fotela. - To będzie jego decyzja - wzruszył ramionami i wolno ruszył do drzwi.
- Znam cię! - syknął, zaciskając pięści, jednak nawet nie drgnął. - To będzie podstęp!
- Nie ja kazałem dzieciakowi bawić się w okultyzm! Postąpił, jak chciał. Oni zazwyczaj... tylko uchylają drzwi... - orzekł sucho, oglądnąwszy się przez ramię. - A doskonale wiesz, że mi wystarczy ucho igielne, aby przejść... - wywrócił oczami. - Takie tam... cyrkowe sztuczki! Umiem też tańczyć na czubku szpilki - uśmiechnął się, puścił oko do księdza i wyszedł z gabinetu.
Sebastian siedział na najniższym stopniu schodów. Wstał, gdy mężczyzna znalazł się na korytarzu.
- I co? - zapytał zmieszany.
- Okej - odrzekł demon. - Załatwione - zapewnił.
- Tak? - ucieszył się chłopak.
- Tak - potwierdził, podchodząc do okienka pani z dyżurki. - Już wszystko wiem - zapewnił inwokatę. Kobieta wyciągnęła duży zeszyt i położyła na blacie długopis. - Co to? - zdumiał się Jacek, unosząc brwi.
- To darmowe poradnictwo, więc musimy się tu wpisać... - oświadczył Sebastian. Gdy kobieta otworzyła zeszyt i przerzuciła kartkę, pochylił się, chcąc sięgnąć po długopis.
- Ja pierwszy - powiedział Jacek, ubiegając chłopaka. Wpisał szybko swoje dane osobowe i numer telefonu w odpowiednich rubrykach. Uśmiechnął się uprzejmie do Sebastiana, podając mu długopis.
- Czyli taki jest kierunkowy do piekła? - mruknął zgryźliwie chłopak, również się podpisując, tuż pod danymi mężczyzny.
- To ci się udało - rzucił z uznaniem demon.
Wrócili do domu. Po drodze Jacek wyjaśnił inwokacie, co ma zrobić. Gdy weszli do garażu, chłopak od razu zabrał się do roboty.
Najpierw odnowił powycierane już gdzieniegdzie linie kręgu. Następnie odnalazł właściwy akapit w swojej księdze i wciąż na klęczkach, bądź w kuckach, zaczął skrupulatnie rysować kredą.
- Będziesz tęsknił? - zapytał Jacek, siedzący na jakiejś drewnianej skrzynce.
- Wcale - odburknął chłopak, kreśląc na podłodze to, co nakazał mu demon. Lustrzane rysunki symboli były jeszcze trudniejsze do skopiowania.
- I tak wiem, że będziesz... - skwitował demon.
- Hum - powiedział mag, skupiając się na rysowaniu. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Wiesz... - zagaił znowu Jacek. - Mam nadzieję, że uda ci się z tą twoją laską...
- Mhum - pokiwał głową, nie przerywając pracy.
- Rozmowny to ty nie jesteś! - rzucił kwaśno demon.
- Usiłuję się skoncentrować! - huknął podenerwowany Sebastian. Demon zamrugał, jakby zaskoczony tym wybuchem.
- Spokojnie - powiedział ciepło. - Dasz sobie radę!
- Tak? - chłopak zadarł głowę i popatrzył czujnie na niego.
- Z twoją panienką też będzie dobrze - zapewnił.
- Skąd wiesz?
- Mam takie przeczucie... - uśmiechnął się. - Skończyłeś? - wstał ze skrzynki.
- Prawie - chłopak nachylił się nad ostatnim znakiem i dorysował kilka kresek. W międzyczasie Jacek szybko pozapalał ustawione wokół kręgu świece. - Gotowe - oznajmił mag, wstając z klęczek i wycierając upaprane kredą ręce w swoje czarne dżinsy. Wziął księgę z podłogi, stanął obok rysunku i spojrzał wyczekująco na demona. Jacek uśmiechnął się dziwnie i podszedł do maga.
- To co? - powiedział półgłosem. - Szczery i namiętny pocałunek na pożegnanie? - zaproponował, pochylając się w jego stronę. Sebastian poczerwieniał i już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, jednak nie zdołał, bo demon wykorzystał sytuację i gwałtownie wpił się w jego wargi.
- Mmmm...hhmpf!!! - wymamrotał chłopak, gdy Jacek po długiej chwili odrywał się od jego warg. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Widzisz? Już lepiej - skomentował, wchodząc do kręgu. - Jeszcze trochę poćwiczysz i samymi ustami doprowadzisz tę swoją dark-bjuti do szaleństwa - z tymi słowami wkroczył do kręgu. Sebastian westchnął i przerzucił stronę w księdze. Skoncentrował się. Popatrzył na formułkę. Przygryzł dolną wargę, usiłując nie myśleć o tym, że wciąż czuje smak ciepłych ust mężczyzny. Zamrugał szybko powiekami. A zatem od końca... Kurczę, dobrze, że nie wspak!
Nabrał tchu i zaczął recytować. Z każdą głośniejszą sylabą znaki rozjarzały się mleczno-błękitnym blaskiem. Zapalały się w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Wreszcie jaśniały wszystkie, a przy kolejnej frazie utworzyła się kopuła światła, zupełnie tak jak poprzednio. Mag nie przerywał inwokacji, jednak spojrzał nieco niepewnie na demona. Jacek uśmiechnął się tylko i puścił do niego oko. Wtedy otoczył go mleczny blask tak silny, że chłopak musiał zmrużyć powieki i tylko siłą woli powstrzymywał się przed zasłonięciem twarzy ręką. Nagle światło zgasło. Sebastian zamrugał. Patrzył teraz na pusty krąg, otoczony przez stopione do ogarka świece. Demon znikł! Inwokata rozejrzał się jeszcze dla pewności. Naprawdę wyparował.... To znaczy wrócił! Do siebie. Mag miał przynajmniej taką nadzieję. Na pewno się udało! Demon był zadziwiająco pewny tego, co mają robić. Sebastian westchnął. Było mu... nieomal smutno. Zupełnie...jakby... czegoś mu nagle zabrakło. To była jakaś dziwna tęsknota. No i sama ta świadomość, że już nigdy go nie zobaczy... Chłopak pokręcił szybko głową, aby otrząsnąć się z tych myśli. Wziął z zagraconego blatu jakąś ścierkę i uklęknąwszy zaczął ścierać z podłogi krąg i znaki. Musiał przecież wszystko posprzątać, zanim wrócą rodzice...
Jacek, w czarnej skórzanej kurtce, stał pod małym sklepem monopolowym. Przez moment obserwował, jak trzech gimnazjalistów wchodzi do środka i po kilku chwilach wychodzą zadowoleni, hołubiąc troskliwie dwa papierowe zawiniątka. Mężczyzna uśmiechnął się. Jak to miło, gdy jest się wyręczanym z nudnych obowiązków... Wyciągnął zza pazuchy kurtki złożoną na cztery, wydartą z dużego zeszytu kartkę. Rozprostował papier, patrząc na swój zamaszysty podpis... a poniżej, drobnym ładnym pismem, dane Sebastiana. Uśmiechnął się lekko.
Treść dokumentu nie była istotna... Liczył się papier. Musiał być z czegoś martwego. A w końcu to drzewo też kiedyś żyło... I podpis. Właściwie... kolejność podpisów. Zawsze najpierw..."nabywca"... Tylko i wyłącznie wtedy dokument miał jakąkolwiek ważność. "Tusz" już nie był istotny. Własna krew? To bujda, mająca na celu dać stosowny... efekt! Niegdyś. Dla plebsu. Dziś... to zbytek. Dziś liczyła się skuteczność, a nie oprawa wizualna. Dziś zmieniły się nawet podstawowe zasady. Nie trzeba było świadomie składać podpisu. Wystarczy, że imię i nazwisko, pisane charakterem pisma właściciela, tak przecież różnym i wyjątkowym dla każdego z ludzi, znajdzie się... w "odpowiednich" rękach. W końcu dlatego właśnie niegdyś paliło się listy i dokumenty, na których mógł znaleźć się odręczny podpis. I dlatego trzeba bardzo uważać, co się podpisuje!
W piśmie zaklęty jest charakter... W imieniu - własność i cechy... W nazwisku - przynależność i pochodzenie. W całości... to... jestestwo. Dusza.
Jacek z westchnieniem złożył i schował papier za pazuchę. Ludzie zrobili się czujni, teraz to trzeba było się nagimnastykować, żeby zdobyć jedną marną psyche...
Czasami zdarzały się nieco prostsze przypadki. Nawet zabawne... jak ten tutaj. Wtedy wchodziło w grę aktorstwo. Trzeba było wmówić takiemu napalonemu na okultyzm delikwentowi, iż wywołał ducha, demona, upiora, żeby tylko zechciał gadać! Konieczność symulowania, że reaguje się na te językołamacze-zaklęcia i wymachiwania rękami... Lot na ścianę i krwawe łzy to był majstersztyk! Wyszło lepiej, niż planował. Cała ta szopka... Udawanie nieporadnego, ale refleksyjnego, a jednocześnie zabawnego... niemalże budzącego sympatię... Zakumplowanie się... To wszystko było wyższą szkołą manipulacji. Trzeba dobrze ich znać i przewidywać zachowanie, odgadywać potrzeby. To już nie bycie demonem... to bycie psychologiem!? Takim z piekła rodem. Właśnie! Z Piekła...
Dziś już prawie nikt nie wierzy zwykłym ludziom...Więc ludzka powłoka nie wystarcza... Trzeba być osobą publiczną... kimś na stanowisku, lub religijnym guru. Nikt nie posłucha podszeptów szaraczka...
Ale konkurencja ma jeszcze gorzej! Człowieka przecież trudniej namówić do dobrego. Dzisiaj ludzie prędzej uwierzą w złego ducha i opętania, niż w potencjalny cud... Bo w końcu... Konkurencja też tak w zasadzie nie śpi... Popatrzył w niebo. Chociaż może jednak... czasami drzemie... Poklepał z satysfakcją kieszeń kurtki, do której schował kartkę. Uśmiechnął się zadowolony, zamknął oczy i zniknął.
KONIEC
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 14 2011 22:07:04
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Retro (rettro@wp.pl) 19:58 21-02-2010
Łał. To było COŚ. WYczepiste opowiadanie!
Shat (Brak e-maila) 20:43 21-02-2010
*tula, tula Nam* Twoje jako pierwsze przeczytałam! Nawet poświęciłam się i odłożyłam biochemię na chwilę xDDD I ogólnie rzecz biorąc, padłam. Poległam.
Na początku było takie mHroczne, upiorne... a od pierwszego przekleństwa Jacka to już leżałam i kwiczałam. Świetnie napisane, fabuła wymiata ;* bardzo, bardzo mi się podobało! ;D
Rometa (Brak e-maila) 13:49 22-02-2010
FENOMENALNE zabawne i refleksyjne. Jesteś moją ulubioną pisarką
Diabolina (Brak e-maila) 20:29 22-02-2010
Dość ciekawe ^^ Lubię zabawne opowiadanka. Tylko... z tą nauką pocałunku było dość naciągane, a przynajmniej takie odebrałam wrażenie Jako całość podobało mi się.
Tarereska (Brak e-maila) 23:59 22-02-2010
Zdecydowanie najlepsze z konkursowych. Bez ładowania gejseksu na siłę, a refleksyjne. Demon Jacek jest zajebisty
Pędzibóbr (bobracz@terranova.pl) 12:15 23-02-2010
Świetne opowiadanie. Człowiek zaczyna myśleć nad tym co robi i mu się to wcale nie podoba w efekcie końcowym. Gratuluję.
Anonim (Brak e-maila) 17:30 23-02-2010
Cudo! Zazwyczaj rzadko komentuje, ale to opowiadanie mnie do tego zmusiło. Oryginalny pomysł i dobrze się czyta. Najbardziej podobała mi się końcówka, niby w kontraście do reszty, ale świetnie dopasowana. Życzę więcej takich prac
O (Brak e-maila) 18:27 23-02-2010
Polecone do przeczytania przez Shat.
Powalające!Zwalające z nóg i upiornie zabawne z nutką goryczy na końcu
Jak dla mnie,szarego człowieczka-jedno z lepszych opowiadań jakie czytałam Pozazdrościć wyobraźni
Tsubomi (Brak e-maila) 21:48 23-02-2010
Tak, tak, ja też padłam, poległam, rzeczywiście cudo i gratuluję wyobraźni.... A tak swoją drogą, może ktoś wreszcie ruszy tyłek i zagłosuje na ,,Inwokację", co? Chyba się jej należy, prawda?
Shat (Brak e-maila) 22:59 23-02-2010
Bomi-chan... spokojnie ^^
po pierwsze: głosować to najlepiej jak się już WSZYSTKIE opowiadanie przeczyta, prawda? A nie wszyscy mają czas... np. ja nie mam czasu usiąść i wszystkich od ręki przeczytać xD
Dwa: żeby zagłosować, trzeba być zarejestrowanym na forum, a to już nieco większy problem niż wklepać tu komentarz~
Namida (kazeno@tlen.pl) 23:01 23-02-2010
Ojej, ile komentów! Dziękuję wszystkim bardzo serdecznie! ^.^ Cieszę się, że się podobało.
Co do wypowiedzi Tsubomi... wiesz...ja nie potrzebuję adwokata. Ludzie komentują, bo chcą, bo to zrobić najłatwiej... a żeby zagłosować, trzeba się zarejestrować, aktywować link, potem zalogować i takie tam - a ludzie są z natury leniwi. XD Nie rozumiem - czy ilość moich komentarzy i brak głosów w ankiecie boli Cię jakoś osobiście? >.>' Przecież z tego, co widzę, nie bierzesz udziału w konkursie, więc skąd to poruszenie? Dziwne. O.o'
Elvaner (Brak e-maila) 12:00 26-02-2010
To opowiadanie jest zdecydowanie lepsze od poprzedniego, a już myślałam, że się będę męczyć kolejnymi siedmioma.
Fabuła jest ciekawa, chociaż muszę stwierdzić, że nie bardzo rozumiem dlaczego Sebastian właściwie przyzwał demona. Kiedy pisałaś o zdjęciu dziewczyny, odniosłam wrażenie, że to jakaś gotka. To była kwestia zaimponowania, czy zastraszenia? Powinnaś położyć na to większy nacisk. Podoba mi się twój styl pisarski - potrafisz świetnie zbudować nastrój, co zwłaszcza jest widoczne w pierwszej scenie. Opisujesz sytuacje bardzo plastycznie tak, że wyobraĽnia nie ma zbyt wielkiego pola manewru i musi podsunąć to, co chyba chciałaś, żeby czytelnik zobaczył. Muszę ci zdradzić, że niewielu autorom, nawet profesjonalnym, się to udaje. Tak więc dwa plusy - za fabułę i za styl. Kolejny za postacie. Przemówiły do mnie. Byłam w stanie uwierzyć, że ktoś pokroju Jacka i Sebastiana mógł wygenerować takie sytuacje, jakie opisałaś. Bardzo dobra scena finałowa, kiedy Jacek ujawnia księdzu - staruszkowi kim jest naprawdę. Mnie osobiście korciłoby jeszcze opisać jaką to niewyobrażalną krzywdę może zrobić, ale niedopowiedzenie nie razi jakoś mocno. No i płenta w scenie końcowej zdecydowanie dodaje smaku całości. Czego mogłabym się przyczepić to interpunkcja - zdecydowanie za mało kropek, przecinki w nieodpowiednich miejscach - w sformułowaniu przykładowo "Zahaczył kwiatek tak że się złamał" stosujesz "zahaczył kwiatek, tak, że się złamał" a poprawnie powinno być "zahaczył kwiatek tak, że się złamał" - chodzi mi o ogólną zasadę.
W całkowitej ocenie skłaniam się ku 9/10. Gratuluję.
Namida (Brak e-maila) 12:26 26-02-2010
Dziękuję za konstruktywny komentarz! Faktycznie -interpunkcja to jednak nie jest mój konik. (Mam nadzieję to nadrobić, jak uruchomimy kąciki z poradami w zinie! XD)
Co do niedopowiedzeń i nierozwinięcia "krzywdy"... no cóż... to opo konkursowe...Musiałam zmieścić się w tych 60 tys. znaków. U.U'
An-Nah (Brak e-maila) 22:31 03-03-2010
Nieźle. Na razie drugie najlepsze opowiadanie w konkursie, i nie sądzę, żeby spadło niżej w moim osobistym rankingu, bo z "pewnych" autorów już tylko Fu mi została. Chyba, że mnie ktoś zaskoczy.
Zabawne - demon z osobowością zwykłego człowieka już był, demona imieniem Jacek jeszcze nie. Wątek męsko-męski dyskretny, zero romansu właściwie - i dobrze. Ładna wolta w finale - wisienka na torcie.
Zarzuty? Przesadzasz z wykrzyknikami i kapitalikami.
Więcej grzechów nie pamiętam, idę czytać następne.
Emolinka (Brak e-maila) 14:03 13-03-2010
Zajebiste. Aż miałam gęsiawkę na końcu. |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|