The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 24 2024 14:00:28   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Śnieg pachnie krwią... 1
Świt przedarł się przez ośnieżone granie rozorując swym blaskiem zmrożone niebo. Chłodne światło słońca przelało się do niewielkiej doliny, a potem na łąki porośnięte zgniłozieloną trawą i gdzieniegdzie obsypane zmarzniętym śniegiem. Spłoszony czymś tabun dzikich koni zerwał się, ruszając przed siebie galopem.
Stojący na skarpie nad doliną ciemnowłosy mężczyzna bez emocji przypatrywał się biegnącym zwierzętom. Kłęby pary buchały znad ich rozgrzanych cwałem zadów, kopyta tłukły zmarzniętą ziemię, a gęste grzywy czesał lodowaty wiatr. Mężczyzna odetchnął kłującym powietrzem i wypuścił ustami smużkę pary. Wokół panowała absolutna spowita bielą cisza... Do jego uszu dobiegło skrzypnięcie śniegu. Odwrócił się, spoglądając na słusznej postury siwowłosego mężczyznę w barwionych na czerwono skórach, którego zachrypły szept ostro przeciął zimowy bezgłos:
- Ruszamy, Sarv!



* * *



Pokój wypełniało ciepłe światło oliwnych lamp. Delikatne dłonie wyjęły z miski małą ściereczkę i odsączyły ją z wody. Wilgotny materiał spoczął na subtelnym łuku śniadego karku...wiedziony szczupłymi palcami obmył szyję, obojczyki, kształtne piersi o ciemnych sutkach...
Na dachu przeciwległego budynku, ukryty w mroku nocy siedział jakiś cień. Zielone oczy utkwione były w oknie, za którym myła się dziewczyna. Odłożyła ściereczkę do miski i wyjęła spinkę z włosów, a kasztanowe loki gęstą kaskadą opadły na ramiona oraz plecy. Sięgnęła po przewieszoną przez krzesło nocną koszulę...
- Lepiej, żeby cię na tym nie przyłapali! - cień aż podskoczył zaskoczony czyjąś obecnością. Spojrzał w bok... i w dół, patrząc ze zdumieniem na ubranego w łachmany karła ze szczeciną na twarzy.
- To ty, Herd! - odetchnął z ulgą. - Przecież nie robię nic takiego... - obruszył się, nieco zażenowany.
- Jej ojciec zapewne tak by nie uważał... - westchnął karzeł, siadając obok niego. Dziewczyna właśnie kończyła się ubierać. Herd przez moment przyglądał się jej szczupłej twarzy o wysokich kościach policzkowych i wąskim zgrabnym nosie. Jej śniada skóra zdawała się połyskiwać złotem w świetle lamp, a z całością pięknej twarzy kontrastowały wodniście błękitne oczy.- Rosanti czystej krwi... - ocenił z zachwytem. - Dlatego nie masz u niej szans, Loren! - stwierdził brutalnie. Chłopak zasępił się.
- Ale z ciebie przyjaciel, Herd! - obruszył się.
- Szczery... to chyba w przyjaźni najważniejsze...
- Najważniejsza jest lojalność! - wyrecytował. - Wiem, że jestem Dreagiem i to nie moja kasta... - dodał smętnie. - Ale może kiedyś się dorobię i...
- ...przyjdziesz złożyć jej życzenia na manach z tym synem sędziego? - parsknął karzeł. - Nie zapomnij o podarku! - dorzucił. Loren popatrzył na niego mocno urażony.
- Ty to potrafisz zdeptać czyjeś marzenia... - burknął wstając i schodząc z dachu po drabinie.
- Ktoś musi cię sprowadzać od czasu do czasu na ziemię, drogi chłopcze! - zaśmiał się Herd. Loren zwinnie zeskoczył z drabiny i ruszył ciemną uliczką. Po przejściu kilkunastu metrów do jego uszu dobiegło rżenie koni. Zaskoczony podążył w kierunku, skąd dobiegał odgłos. Wysunął się zza węgła i dostrzegł trzech jeźdźców, którzy zatrzymali się przed gospodą. Jeden, odziany w czerwone skóry, zsunął się miękko z siodła i pomógł zsiąść drobnej postaci opatulonej w grubą pelerynę z kapturem. Kiedy zeszła z konia i stanęła obok mężczyzny okazało się, że sięga mu zaledwie do piersi. Mężczyzna chwycił ją pod ramię i poprowadził w kierunku drzwi karczmy. Wtedy kaptur zsunął się z głowy otulonej osoby i w świetle księżyca błysnęły długie, całkiem białe włosy. Po chwili postać wraz z wojownikiem znikła za drzwiami karczmy. Loren zmarszczył brwi i poruszył się niespokojnie. Jego ubranie musiało głośniej zaszeleścić, gdyż ostatni z jeźdźców, ciemnowłosy Martonin spojrzał w jego kierunku. Chłopak znieruchomiał pod ostrym czarnym jak węgiel spojrzeniem jeźdźca, które poczęło bacznie lustrować cienie pod budynkami. Loren wstrzymał oddech, gdy wydało mu się, że jeździec patrzy wprost na niego, jednak po krótkiej chwili mężczyzna odwrócił wzrok i zsiadł z konia. Następnie pochwycił uzdy pozostałych wierzchowców i wprowadził je na podwórze gospody. Dopiero wtedy ukryty w cieniu chłopak odetchnął, wsuwając się bardziej w mrok, po czym szybko odbiegając w głąb uliczki.



* * *



Kopyta konia monotonnie skrzypiały na świeżo spadłym śniegu. Białoszare zwierzę parskało, wypuszczając nozdrzami i pyskiem kłęby pary. Odziany w futra jeździec ściągnął wodze, zatrzymując wierzchowca. Rozejrzał się po ośnieżonej pogrążonej w mroku nocy głuszy. Omiótł wzrokiem dolinę, zatrzymując błękitne spojrzenie na światłach odległego miasteczka. Zacisnął usta i spiął konia do dalszej drogi.


* * *



Karczmę wypełniał gwar tłuszczy i zapachy wieczerzy, a ciepłe światło oliwnych lamp rozpraszało mrok w pomieszczeniu.
- Co ty sugerujesz?! - zniecierpliwił się Herd, dopijając swoje piwo.
- Mówię ci tylko, że to były rasowe hodygardy! - wycedził siedzący na po drugiej stronie stołu chłopak. - Długa, gęsta sierść i czarne grzywy... Dawno nie spotkałem tutaj takich koni... Poza tym ta zakapturzona postać...- zamyślił się. - Widziałem już takie włosy! I doskonale wiesz, o kim mówię! - popatrzył na karła oskarżycielsko. Ten westchnął.
- Nie powinieneś o tym rozpowiadać... - skarcił go półgłosem, nerwowo obracając w małych dłoniach pusty kufel. - Napytasz sobie biedy! Zawsze miałeś zbyt ciekawską naturę i za długi język! - prychnął. - To nie twoja sprawa... ot przyjechali sobie i pewnikiem niebawem pojadą... Może już pojechali! Daj temu spokój! - wstał od stołu, ruszając w kierunku wyjścia. Loren zacisnął wargi, wbijając spojrzenie w brudny blat z nieheblowanych desek. W gwarze karczmy usłyszał bliskie skrzypienie skór i szelest ubrania, po czym nagle zakrył go cień. Podniósł wzrok, spoglądając na postawnego wojownika o jasnych, krótko przyciętych włosach i pozostawionych dłuższych trzech warkoczykach za lewym uchem. Mężczyzna patrzył na niego chłodnym błękitem ereńskich oczu i uśmiechał się lekko, lecz bynajmniej nie sympatycznie. Na prawym policzku, tuż pod oczodołem miał wytatuowane Zaklęcie Czujności w hieroglificznym języku Ruth. Loren gwałtownie wstał, zamierzając odejść, jednak odziana w rękawicę dłoń nieznajomego spoczęła na jego ramieniu i posadziła go z powrotem.
- Porozmawiamy? - zapytał miękko blondyn, siadając na niedawnym miejscu karła. Loren poczuł, jak robi mu się gorąco. Doskonale wiedział, jakie rozmowy tak się zaczynają. Wiedział też, jak mogą się skończyć...
- Wybaczcie, panie, ale nie bardzo...
- W jakiej gospodzie widziałeś tych na hodygardach? - padło pierwsze pytanie. Chłopak pobladł. Więc rozmowa już się toczyła...
- Nie bardzo pamiętam... - wydusił i umilkł, czując jak między żebra wbija mu się ostrze sztyletu.
- Nie chciałbym musieć odświeżać twojej pamięci... - wojownik zawiesił głos. Loren zazgrzytał zębami.
- Klonowy liść... - odrzekł sucho. - Karczma pod klonowym liściem...
- Ilu ich było? - ostrze połaskotało jego bok, najwyraźniej rozcinając pierwszą warstwę ubrania.
- Dwóch mężczyzn i jakaś zakapturzona postać...chyba kobieta... - odparł beznamiętnie. Blondyn skinął i sztylet wycofał się.
- Dziękuję za pomoc! I liczę na to, że zachowasz tą wiedzę już tylko dla siebie... - powiedział, wstając.
- Taaa... Zawsze do usług...- mruknął Loren smętnie i usłyszał brzęknięcie monet. Spojrzał w bok na połyskujące na blacie dwa złote krążki. Zaszokowany odwrócił się, patrząc na wychodzącego z karczmy mężczyznę.


* * *



Odziana w czerń postać bezgłośnie przemykała po pokrytych strzechą dachach. Śledziła wysokiego wojownika w długiej i ciężkiej opończy z wełny błękitnych hardaxów. Zatrzymała się dopiero, gdy ten skręcił w wąską uliczkę, prowadzącą na tył gospody.



* * *



Karzeł kopnął jakiś pechowy kamyk, który nieopatrznie nawinął mu się na but. Loren szedł obok i był obecnie właścicielem nieco sfrustrowanej miny.
- Wszystko jedno! Jeśli ci zapłacił nieproszony, to na pewno nie ma dobrych intencji! - osądził Herd.
- Złotem?
- Bogaty złoczyńca! Wielkie mi co! - prychnął karzeł, nie zmieniając tempa marszu.
- To był Erenin... I to najemnik! Miał za uchem trzy welari...- dodał.
- Hmm...z daleka go tu przyniosło... - orzekł z zadumą. Chłopak popatrzył na towarzysza. - Widać ma tu coś do załatwienia... koniec dyskusji, Loren! - zniecierpliwił się Herd, widząc, że ten chce coś jeszcze powiedzieć. - Nie nasza sprawa... Już późno! Rozdzielmy się. Biorę dzielnicę kupców, ty idź na plac targowy... - rzucił, bez ostrzeżenia skręcając w najbliższy zaułek. Chłopak zmarszczył brwi, naburmuszając się nieco, po czym ruszył przed siebie.



* * *



Siwowłosy mężczyzna zwalił się ciężko na ziemię, a jego odzienie z czerwonych skór zaczęło nabierać na plecach jeszcze bardziej karminowej barwy. Stojący nad nim wojownik wytarł ostrze krótkiego miecza o ramię martwego i zogniskował spojrzenie na jedynej żywej w pokoju osobie.
Białowłosa postać podciągnęła nogi na łóżku, otulając się opończą. Jęknęła cicho, a piękną twarz wykrzywił grymas przerażenia, kiedy wojownik podszedł do niej i chwyciwszy pelerynę, brutalnie ściągnął ją, wyrywając materiał z kurczowo zaciśniętych dłoni. Następnie gwałtownie złapał za lnianą koszulę i nie bacząc na protesty, szarpnął tak mocno, że aż puściły kościane guziki i tkanina odsłoniła białą młodzieńczą klatkę piersiową. Jego wzrok skupił się na fragmencie czarnego tatuażu na obojczyku i ramieniu chłopca, a usta zacisnęły w wąską linię. Cofnął się nieco, puszczając go.
- Na imię mi Rax...- rzekł wolno, sięgając dłonią do jego twarzy, ujmując podbródek i zadzierając jego głowę do góry. Szare, pozbawione źrenic, oraz zdolności oglądania tego świata, oczy skierowały się na niego. - Pójdziesz ze mną! - oświadczył.


* * *



Loren włóczył się bez celu pustymi uliczkami. Drobne złodziejaszki z reguły włóczą się w nocy bez celu, w nadziei, że ich cel pod postacią samotnie wracającego kupca, lub zapitego żołnierza, znajdzie ich sam. Chłopak skręcił w jedną z cichych ulic i nagle usłyszał ludzkie jęknięcie, po czym pod nogi upadło mu ciało... również ludzkie! Loren znieruchomiał. Bogowie! Wiedział, że ma pecha w życiu, ale to już wyglądało na jakiś okrutny żart! Opanował chęć błyskawicznego pryśnięcia z miejsca zdarzenia i przykucnął przy zwłokach. Poruszyły się, gdy tylko ich dotknął.
- Na...ri... - wychrypiał ciemnowłosy mężczyzna, w którym Loren rozpoznał jednego z jeźdźców hodygardów. Drugim, co rozpoznał była ciężka woń krwi.


* * *




Koń szedł spokojnym, usypiającym rytmem, wyciskając na świeżo spadłym śniegu równy ślad. Erenin nagle zatrzymał wierzchowca, obrócił się w siodle, spoglądając na pasażera. Chłopak znieruchomiał, nie podniósł jednak na niego wzroku.
- Nie jest ci zimno? - zapytał Rax. Białowłosy pokręcił głową. - Na pewno? - nacisnął mężczyzna. - Zejdź! - polecił, chwytając chłopaka za przedramię i pomagając mu zsiąść, sam również zsunął się z siodła.- Usiądziesz z przodu! - z tymi słowami, podsadził dzieciaka, po czym sam wspiął się na konia, siadając za chłopcem i okrył ich obu futrem. Ściągnął wodze wierzchowca i ruszył.



* * *



Ogień w kominku cicho trzaskał i wypełniał ciepłym blaskiem niewielkie pomieszczenie, oświetlając dwie siedzące przy stole naprzeciw siebie postacie.
- Przyznaj lepiej, że masz wyrzuty sumienia! - mruknął kwaśno Herd. - Ten wojownik pytał cię właśnie o tych od hodygardów, a teraz jeden z nich dogorywa w twoim łóżku...
- Masz rację! - odwarknął z irytacją Loren. - Nie wiem, czy nie pokazałem zabójcy jego celów! Ty byś naturalnie nie czuł się ani trochę współwinny!! - umilkł, patrząc z przerażeniem ponad karłem. Herd błyskawicznie odwrócił się, spoglądając na stojącego w progu, opierającego się z wysiłkiem o futrynę zgiętego wpół mężczyznę w bandażach, na którego twarzy malował się ból, a w oczach tliła gorączka.
- Muszę... znaleźć...Na...- wychrypiał i runął na podłogę.


* * *


Słońce chyliło się ku zachodowi, nadając śnieżnym zaspom barwy scukrzonego miodu. Koń parskał, wypuszczając nozdrzami kłęby pary. Chwytał coraz silniejszy mróz. Rax dostrzegł w oddali ciemne zarysy budynków.
- Obudź się... - rozkazał cicho. Chłopak drgnął i poprawił się na koniu. - Zatrzymamy się w jakiejś gospodzie... pewnie jesteś głodny - powiedział. Białowłosy nie odrzekł nic. Rax zmarszczył brwi. - Jesteś tylko niewidomy, czy nie umiesz też mówić?! - zawołał lekko zirytowany. Jego pasażer zadrżał.
- Umiem... - wyszeptał z lękiem.
- Więc jak ci na imię? - zapytał.
- Nari... - odparł cichutko.


* * *



- Nie możesz wstawać... - rzekł Loren, przysuwając do ust mężczyzny miseczkę z wywarem z ziół. - Przynajmniej nie przez kilka dni... - Ciemnowłosy wypił kilka łyków, po czym chwycił chłopaka za nadgarstek.
- Nie rozumiesz! - wyszeptał z trudem. - On zabrał... Nari jest z nim... muszę ich znaleźć! - postanowił i spróbował się podnieść z łóżka, w skutek czego opadł na nie z powrotem sycząc z bólu.
- Widzisz? Nie jesteś w stanie utrzymać się na nogach, a co dopiero w siodle... - mruknął, okrywając go pledem. - Lepiej teraz odpocznij, jak dojdziesz do siebie będziemy coś radzić...
Mężczyzna przyjrzał mu się uważnie.
- Dlaczego mi pomagasz? - zapytał. Loren uciekł wzrokiem w bok, przeklinając w duchu.
- Powiedzmy, że złożyłem bogom obietnicę miłosierdzia... - mruknął, wstając. - Teraz śpij! - polecił, ruszając w stronę drzwi.
- Obietnica miłosierdzia? - zadrwił Herd, gdy tylko chłopak zamknął drzwi do sypialni. Loren rzucił mu zbolałe spojrzenie.


* * *



Rax w milczeniu patrzył, jak chłopak powoli je posiłek. Po omacku znajdował rękami kawałki mięsa w sosie, zagryzał plackiem. W karczmie smacznie gotowali i mieli doskonałe wino. Mężczyzna wypił łyk z kubka i zdał sobie sprawę, że ich stolik jest przedmiotem czyjegoś zainteresowania. Pochwycił łakome spojrzenie jednego z dwóch najemników przy stole obok. Przez chwilę badali się wzajemnie. Wreszcie jeden z nieznajomych wstał i wolno zbliżył się do nich.


* * *



Drzwi trzasnęły i Loren podszedł szybko do wieszaka z płaszczami. Herd podniósł wzrok, patrząc na niego pytająco.
- Dalej majaczy?
- Trzeba będzie znowu wezwać medyka... - powiedział chłopak, zakładając kubrak. - Idę! Zajrzyj do niego za chwilę...


* * *



Nari prawie stracił równowagę, gdy został popchnięty w stronę łóżka.
- Rozbieraj się! - polecił ostro Rax. Chłopak odwrócił się w jego stronę.
- Panie, błagam... - zaczął.
- Powiedziałem coś! - warknął, podchodząc do niego. Chwycił go za pazuchę i przyciągnął do siebie. Poczuł, że Nari dygocze. - Mam sam to zrobić?! - zapytał ostro.
- Nie...proszę... - skulił ramiona.
- Więc ściągaj ciuchy! - syknął, puszczając go brutalnie. Popatrzył na obu, stojących przy drzwiach mężczyzn, którzy wydawali się być zadowoleni z takiego sposobu traktowania dzieciaka. Nari już bez słowa zaczął się rozbierać, odsłaniając stopniowo szczupłe i wiotkie ciało o jasnej, a przy tym idealnie gładkiej skórze. - Całkiem! - rzucił Rax, widząc, że chłopak pozostał w przepasce biodrowej. Kiedy drżące dłonie dzieciaka skwapliwie podążyły do mocujących ją sznurków, przyjrzał się uważniej czarnemu tatuażowi rozmaitych symboli w języku Zarvów. Rysunek był ogromny i biegł przez prawie całe ciało, poczynając od lewego obojczyka, poprzez pierś oraz cały bok chłopca, przecinając pępek i kierując się w stronę prawego uda. Dalsze symbole ciągnęły się wzdłuż całej nogi aż do kostki. Rax wiedział, że mężczyźni również dostrzegli rysunek. Po prostu nie sposób było go nie zauważyć. Odwrócił się w ich kierunku w momencie, kiedy chłopak zsunął z siebie resztkę odzienia i zaciskając uda przysiadł na brzegu łóżka. Patrzyli na Nariego już nie z zachwytem. Raczej z przestrachem. Blondyn uśmiechnął się do nich krzywo:
- Który pierwszy? - zapytał, a słyszący to chłopak na łóżku skulił ramiona i pochylił głowę. Mężczyźni popatrzyli nieco spłoszeni na Raxa.
- T...to...przecież harinda! - wydusił jeden z nich.
- Owszem... - zgodził się blondyn. - Wszakże sami mówiliście, że wam wszystko jedno...
- Ale... nie tak! - obruszył się drugi gość, ruszając w kierunku drzwi.
- Rezygnujecie więc? - Rax uniósł kpiąco brwi.
- A kto przy zdrowych zmysłach by nie zrezygnował! - warknął pierwszy, podążając za towarzyszem. - Zabawiłeś się naszym kosztem! Nie ma co! - rzucił, kiedy drzwi zatrzaskiwały się za nimi. Rax uśmiechnął się i zamknął je na skobel. Podszedł do siedzącego na łóżku chłopaka. Wyciągnął rękę i odgarnął białe włosy, odsłaniając jego twarz. Dostrzegł zaczerwienione policzki i ślady łez. Wsunął palce w białe pasma i usłyszał cichy jęk protestu. Zignorował go, rozkoszując się dalej miękkością jego włosów. Przemknąwszy palcami po policzku Nariego, ujął jego podbródek, unosząc go do góry i przypatrzył się zeszklonym od łez niewidomym oczom. Uśmiechnął się, gładząc kciukiem delikatny policzek. Opuszkiem musnął różowe, teraz nieco spierzchnięte i lekko rozchylone wargi. Opanował chęć posmakowania ich...
- Ubierz się! - polecił chłodno, puszczając go i siadając obok na łóżku. Chłopak drgnął i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak tylko wypuścił wstrzymywany przez dłuższy czas oddech. Po omacku odnalazł przepaskę i wstał, chcąc ją założyć. Jednak jego ręce wciąż drżały, a palce nie do końca chciały być posłuszne. Mężczyzna przez moment obserwował jego zmagania. - Pomogę ci... - stwierdził chwytając sznurki i bagatelizując to, że chłopak wzdrygnął się od jego dotyku, szybko zawiązał przepaskę.
- Dziękuję... - szepnął Nari, sięgając po resztę swoich ubrań. Rax nie spuszczał z niego oczu.
- Jest nieskończony... - odezwał się w końcu. Chłopak znieruchomiał. - Tatuaż... - uściślił mężczyzna. - Nie jest dokończony!
- Tak, to prawda... - odrzekł Nari, kontynuując ubieranie. - Kapłan... zmarł...nie zdążył go zamknąć - dodał, zawiązując na koszuli pasek.
- Wieźli cię do innego? - zapytał. Chłopak zawahał się.
- Nie... - odrzekł, siadając znowu na łóżku. Rax wciąż przypatrywał mu się uważnie.


* * *



Herd wyżął kawałek mokrej szmatki do miski i położył kompres na rozpalonym czole rzucającego się w gorączce mężczyzny. Z obawą przypatrywał się wykrzywionej z bólu pobladłej twarzy, po której strużkami ściekał pot. Karzeł przygryzł wargę i zamknął oczy.
- Szybciej, Loren! - szepnął do siebie.


* * *



Mężczyzna całował go coraz goręcej.
- Proszę...nie... - wyszeptał z żalem Nari. - Błagam... - zawołał, gdy wojownik przycisnął go do łóżka i wsunął dłoń pod pelerynę, rozchylając mu koszulę. - Błagam! Panie... - zaszlochał, czując jak Rax rozpina jego spodnie. - Nie! - oparł obie dłonie na jego klatce, starając się go odepchnąć. Mężczyzna, na którym z pozoru nie robiło to wszystko żadnego wrażenia, znieruchomiał nagle, po czym uniósł się nad nim.
- Mam ci przylać?! - zapytał ostro. Nari zadrżał i ucichł. - Naprawdę wolisz, żebym zrobił to siłą? - ciągnął blondwłosy. - Wtedy będzie rzeczywiście bolało... - zagroził, a wówczas z kącików oczu chłopca popłynęły łzy.
- Nie, proszę... - szepnął.
- Więc bądź grzeczny... - mruknął ostrzegawczo i pocałował go mocno w usta. Nari jęknął, lecz po krótkiej chwili nieśmiało odpowiedział. Nie wzbraniał się już... nie przestawał jednak płakać, kiedy Rax stopniowo pozbawiał go odzienia i dotykał w miejscach, w których nikt do tej pory tego nie robił.
- Błagam! - zawołał rozpaczliwie, gdy mężczyzna rozsunął mu nogi. - Nie chcę! Proszę! Nie mogę!- zacisnął uda i podsunął się w kierunku wezgłowia łóżka, wyślizgując spod niego. Tam skulił się, gwałtownie łapiąc oddech. Rax patrzył na niego surowo. Zacisnął zęby tak, że aż zadrżały mięśnie jego policzków, po czym złapał chłopaka za przedramię i przyciągnął do siebie brutalnie.
- Odwróć się tyłem! - warknął i poczuł, że Nari zadygotał. Nie usłyszał jednak protestu, tylko stłumiony szloch, gdy obracał go na brzuch. Wojownik zaklął po ereńsku i jeszcze raz obrócił go, tym razem na bok, tyłem do siebie. Położył się za nim i objął w pasie. - Ściśnij uda... - polecił. Chłopak wciągnął gwałtownie powietrze. - Słyszałeś?! - syknął Rax. Białowłosy bez słowa spełnił polecenie i po krótkiej chwili poczuł, jak mężczyzna wsuwa nasmarowaną czymś ciepłym i tłustym dłoń miedzy jego nogi. Leżał jednak posłusznie, nawet, kiedy usłyszał, jak Rax rozpina spodnie i poczuł, jak obejmuje go w pasie i przysuwa do siebie. Jęknął i szarpnął się, gdy naprężone przyrodzenie wojownika dotknęło jego pośladków. - Nie zrobię tego... - szepnął mu do ucha Rax. - Nie tak, jak nie chcesz... - dodał i w tym samym momencie Nari poczuł, jak wielki członek wsuwa się w szczelinę utworzoną przez jego zaciśnięte uda. Mężczyzna zaczął się raz po raz poruszać, przyciskając do siebie chłopca i uderzając biodrami o jego pośladki. Nie sprawiał jednak bólu...


* * *



Medyk wszedł do pomieszczenia, zamykając za sobą cicho drzwi. Otarł pot z czoła i zbliżył się do siedzących przy stole postaci. Gdy stanął w łunie płonącego ogniska mogli dostrzec, jak bardzo znać zmęczenie na twarzy siwowłosego mężczyzny w habicie.
- Gorączka spadła... - oznajmił, siadając obok Lorena. - Ale musicie dzisiaj przy nim czuwać...
- Wyjdzie z tego? - zapytał karzeł. Medyk skinął wolno głową.
- Ale to będzie ciężka noc... - dodał.


* * *



Chłopak leżał zwrócony do niego tyłem i Rax mógł uważnie przyjrzeć się czarnym wzorom na jego plecach. Pod rysunkiem dostrzegł coś jeszcze... Dotknął palcami tatuowanej skóry, na której dało się dostrzec blizny... Szramy, przywodzące na myśl ślady po dawnej chłoście. Nari drgnął pod jego dotykiem, jednak nie odezwał się, ani bardziej nie poruszył.
- Nari... - odezwał się cicho mężczyzna. - Kim ty jesteś?
- Przecież wiesz, panie...jestem harinda... - odrzekł szeptem.
- Nie... mi chodzi o to, kim byłeś wcześniej... - nacisnął Rax.
- Nikim! - padło.



Komentarze
mordeczka dnia padziernika 14 2011 21:45:30
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Fu (Brak e-maila) 09:34 19-11-2006
Brawo!
NioNio (Brak e-maila) 10:28 19-11-2006
Ładny styl, ciekawa treść, czego jeszcze można chcieć? Chyba tylko kontynuacji...
Raven (Brak e-maila) 21:04 19-11-2006
Całkiem ciekawe i wogle tylko co po niektórych słów nie zrozumiałem o co z nimi chodziło i co oznaczają *przydał by się słowniczek* ale ogólnie opko wpożo ^^
Namida (namida@interia.pl) 07:13 20-11-2006
;-PP A właśnie, że nie będzie słowniczka! Z założenia znaczenie tych słów ma wyjśc w praniu - słowem - macie się domyślać! ^___~'''
kei (Brak e-maila) 15:30 20-11-2006
zapowiada się ciekawie... czekam na następne części smiley
s (Brak e-maila) 20:42 04-12-2006
Podoba mi się pomysł z niewidomym uke i realia w jakich osadziłaś opo ( nie ma to jak dzicy mężczyźni w skórach ;> )I to co lubię najbardziej- wielowątkowość. Więcej, więcej smiley
(Brak e-maila) 12:08 22-02-2008
Po prostu...skończ to! smiley Prooszę.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum