The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 20 2024 04:56:04   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Tajemnica testamentu 4
Nitta przeszedł energicznie przez korytarz, a mężczyzna usiłował dotrzymać mu kroku.
-, Dokąd idziesz? - zapytał zdumiony Shiroi.
- Coś ci pokażę… - mruknął.
-, Co takiego?
- Pewien rysunek… - uśmiechnął się zagadkowo.
Zatrzymali się dopiero w bibliotece, w której snuli się prawie wszyscy pozostali goście, poza McBrinds'em, który wykonywał jakąś ważną rozmowę służbową w gabinecie przylegającym do czytelni. Nitta uśmiechnął się, stając na wprost oprawionego i oszklonego rysunku, o wymiarach niecałe 20 centymetrów na 15, zawieszonego nieco powyżej jego poziomu oczu.
-, Co to jest? - mruknął Shiroi, niezadowolony. Niewielki obrazek przedstawiał gałązkę z żołędziami i wykonany był czerwoną kredką na czerwonawo preparowanym papierze.
- Studium rośliny… - odrzekł spokojnie chłopak. Shiroi popatrzył na niego z irytacją.
- A przywlokłeś mnie tutaj, bo…? - zaczął groźnie. Nitta nie wydawał się zrażony jego tonem.
-, Bo to rysunek…obraz…! Leonarda… da Vinci!- wyjaśnił, a oczy mężczyzny rozszerzyły się.
- NIEMOŻLIWE! - huknął, ściągając na nich uwagę wszystkich obecnych. Nawet McBrinds szybko zakończył rozmowę i wbiegł do pomieszczenia.
- Coś się stało, panie Yutada? - Ratherford podszedł do niech powoli.
- Czy to oryginał? - zainteresował się Shiroi. Adwokat zawahał się.
- Tak… - powiedział. - Pańska świętej pamięci ciocia uwielbiała Leonarda da Vinci i gdy tylko Windsorska Biblioteka Królewska wystawiła ten rysunek na aukcję, wzięła udział w licytacji. Jej życiową aspiracją było posiadanie jednego dzieła ręki ponadczasowego mistrza…
- Nie zapytam, ile to kosztowało, bo nie chcę teraz dostać zawału, ale czy mógłby pan to zdjąć? - poprosił Shiroi. Ratherford wydawał się być zaskoczony, jednak bez słowa podszedł i zdjął obrazek ze ściany. Chciał wręczyć rysunek ciemnowłosemu mężczyźnie, jednak ten tylko rozpaczliwie cofnął ręce, jakby obrazek miał go poparzyć.
- Coś jest z tyłu! - powiedział. Mecenas ze zdumieniem odwrócił ramę i spostrzegłszy przeklejoną kopertę, ostrożnie oderwał ją.
-, Co to jest? - zaciekawiła się Kate, gdy Ratherford odwiesiwszy studium na ścianę zaczął oglądać kopertę.
- Kolejna wskazówka? - podsunęła Mary. Mecenas podszedł do biurka, biorąc z szuflady nóż do papieru. Szybko rozciął kopertę. Przez moment trwała napięta cisza, podczas której wszyscy z wyczekiwaniem wpatrywali się w Ratherforda. Ten poniósł wzrok i poprawiwszy okulary omiótł spojrzeniem zebranych.
- No to mamy sprawę w zasadzie wyjaśnioną… - ocenił.
-, Co? - wykrzyknął Edward. - Co tam jest napisane? Proszę pokazać mi ten list! - wyciągnął rękę w kierunku mężczyzny. Ten bez słowa oddał kartkę.
- "Dziękuję Wam, moi Drodzy, za miłą zabawę… Wasza ukochana ciocia!" - przeczytał, a jego twarz stężała.
- CO?! - wybuchnęła Elisabeth. - Co to ma być, panie Ratherfod? - popatrzyła na adwokata. Ten uśmiechnął się tylko i wyciągnął zapalniczkę. Odebrał list od chłopaka, ogrzewając kartkę od spodu, po czym wręczył go z powrotem Edwardowi.
- "Wszystkie liczby razem wzięte, to szyfr do testamentu…
- Jak to? - zdumiał się McBrinds.
- Testament jest zapewne ukryty w osobistym sejfie pani Hopkins. - odrzekł spokojnie adwokat.
-, Więc to proste… 30 było pierwszą częścią szyfru… - stwierdziła Katherine. - Kolejna wskazówka była na 246 stronie książki…
- Zgadza się! - przyznał Ratherford z uśmiechem. - Jednak szyfry do tej marki sejfów są dziewięciocyfrowe. Dalsze cztery cyfry znam ja… - popatrzył na rysunek Leonarda da Vinci. Ale zdradzę wszystko państwu dopiero dzisiaj wieczorem, po oficjalnej kolacji. - oznajmił.
- Dlaczego?! - zawołali chórem.
- Ochłoną państwo trochę i zdążą się przygotować… - wyjaśnił stanowczo mężczyzna. Popatrzył na stojącego obok milczącego Nittę. - Dobra robota, panie Kazuo!

* * *

Shiroi siedział na miękkim dywanie i wpatrywał się w trzaskający w kominku ogień. Usłyszał skrzypnięcie drzwi i popatrzył na podchodzącego do niego chłopaka.
- Wszyscy są strasznie podenerwowani… - odezwał się Nitta, siadając obok niego.
- Nic dziwnego… - mruknął cicho.
- Ty wydajesz się spokojny. - stwierdził.
- Tak? - westchnął, zamyślając się. Nitta przez moment mu się przyglądał, po czym bez zbędnych wyjaśnień i ceremonii wślizgnął się na kolana mężczyzny. Shiroi uśmiechnął się lekko, kiedy chłopak mocno ścisnąwszy zgiętymi kolanami jego pas, przewrócił się na plecy, pociągając go za sobą. Mężczyzna pocałował mocno swojego kochanka, przyciskając go do dywanu z długim włosiem. - Chcesz się kochać? - zapytał, przerywając pocałunek. Nitta upozorował zdziwienie.
- Nie. - odrzekł z udawaną powagą, unosząc kpiąco brwi. - Leżę pod tobą, bo mam akurat ochotę zagrać w szachy… - wyszczerzył zęby.
- Mały diabeł z ciebie, wiesz? - mężczyzna zsunął dłonie na uda Nitty i ścisnął lekko, a ten jęknął i mimowolnie poruszył biodrami.
- Za to chyba mnie kochasz… - wymruczał, zaczynając rozpinać koszulę kochanka.
- Chyba kocham, czy chyba za to? - zapytał przekornie.
- Nie łap mnie za słówka… - mruknął niezadowolony. Nagle skrzypnęły drzwi. Znieruchomieli, spoglądając jednocześnie w kierunku wejścia, w którym stał nieco zaszokowany Edward. Odchrząknął.
- Przepraszam… - bąknął i drzwi zamknęły się za nim.
- Pięknie… - jęknął Shiroi. Leżący pod nim chłopak wydawał się być zaskoczony.
- Przejmujesz się? To jego wina, że wszedł bez pukania. - wzruszył ramionami. - Chociaż znając ciebie, nie zdążyłbyś ze mnie zejść… - wyszczerzył zęby. - Wróćmy do rzeczy, co? - zaproponował. Mężczyzna przystał na to z ochotą, rozbierając chłopaka. Jego dłonie zatańczyły na ciele Nitty. Obsypywał pocałunkami twarz i klatkę piersiową partnera. Nitta zręcznie się odwzajemniał. - Właściwie to zastanawiam się, po co była ta cała zabawa… - odezwał się nagle chłopak. - …i dlaczego ciocia zaangażowała ciebie, kogoś, kto nie wiedział o jej istnieniu. Swoją drogą to ciekawe, że masz jakąś rodzinę w Europie, nie sądzisz? To fakt, że nie jesteś Japończykiem czystej krwi. Widać to po tobie… - spojrzał w dół, między ich biodra. - Teraz szczególnie to widać! - ocenił z wymownym uśmiechem. - Ale i tak wszystko jest nieco podejrzane…
- Nitta!! - huknął nagle mężczyzna.
-, Co?
- Przestań w końcu gadać! - zirytował się. - Nie mogę…
- …skupić się na tym, co robisz? - Nittta uniósł drwiąco brwi. - No popatrz, a ja myślałem, że ty takie rzeczy robisz odruchowo… - uśmiechnął się szeroko.
- Diabeł! - ocenił mężczyzna, pocałunkiem zamykając mu usta.

* * *

Tym razem kolacja przypominała raczej przyjęcie, niż spotkanie rodzinne. Podano ją w dużym gabinecie cioci, w którym urządzono bufet z wykwintnymi daniami i trunkami oraz szwedzki stół.
Rozmawiali jedząc i popijając, w rzeczywistości jednak z trudem skupiali się na dyskusjach, gdyż adwokat miał się zjawić za parę minut. Tylko Nitta i Timothy wydawali się być zrelaksowani i pogrążeni w niezobowiązującej rozmowie.
- Rozwiązłość obyczajów! - usłyszał nagle Nitta cichy szept za plecami. Odwrócił się i ruszył w stronę autora słów, którym był Edward, stojący wraz z Mary przy bufecie. Podszedł i rozdzielił ich, sięgając pomiędzy nimi po szklankę z ponczem i rzucił mężczyźnie dwuznaczne spojrzenie. Kiedy ten wyraźnie się zmieszał, Nitta przybrał jeden ze swych najbardziej zmysłowych uśmiechów i wypił łyk ze szklanki, wysuwając przy tym język i prowokująco oblizując brzeg naczynia a potem usta. Oczy Edwarda rozszerzyły się w szoku, zaś zadowolony chłopak odszedł w stronę sofy. Kiedy usiadł, do gabinetu wszedł właśnie elegancko ubrany Rahterford.
- Dobry wieczór państwu! - uśmiechnął się do zebranych. - Jeśli państwo pozwolą, przejdziemy od razu do rzeczy…
- Jestem jak najbardziej za… - mruknął McBrinds, siadając w fotelu. Adwokat podszedł do biurka, za którym mieściła się duża szafka i otworzył ją, ukazując sejf.
- Ostatnia część szyfru to domniemana data powstania rysunku Leonarda da Vinci, czyli rok…
- 1506! - wtrącił Nitta. Wszyscy popatrzyli na niego ze zdumieniem. - Przepraszam! Nie mogłem się powstrzymać! - dodał smętnie.
- Zgadza się! - potwierdził Ratherford, odwracając się w stronę sejfu. - 302461506… - powiedział, wystukując cyfry. Rozległo się elektroniczne piśnięcie, a potem sejf stęknął i drzwiczki odblokowały się. Mecenas otworzył je, ukazując ciemne czeluście skarbca, a w nim półkę, na której leżała duża, zalakowana koperta. Wziął ją i pokazał zebranym.
- Jeśli to kolejna zagadka… - bąknął Edward, a Mary zaśmiała się nerwowo. Ratherford rozciął kopertę i wyjął dokument. Odchrząknął:
- "Ten testament nie będzie typowy, moi Drodzy…" - odczytał.
- Jak wszystko u kochanej staruszki… - skomentował McBrinds.
- "Nie będę pisała tutaj, że byłam zdrowa na ciele i umyśle, bo zapewne spotkałoby się to z komentarzem Johna…" - czytał dalej adwokat, a McBrinds sposępniał nieco. - "Dlatego przejdę od razu do rzeczy…" - Ratherford zrobił pauzę. - "Elisabeth Smith przekazuję moją fabrykę mebli, którą ma gospodarować wraz ze swoim byłym mężem… Johnowi McBrinds ofiarowuję akt własności lasów w Bringham, z kategorycznym zakazem ich wycinania! (Nie samymi pieniędzmi człowiek żyje, John!) - adwokat zrobił efektywną pauzę, a wymieniony wcześniej mężczyzna zaklął pod nosem. - "Mary Johnstone…otrzymać ma moje oszczędności z konta w Zurichu, jednak ma przedtem rzucić zgubny nałóg palenia papierosów!" - na te słowa Mary jęknęła. - "Edwardowi Lackley przekazuję moje dwie restauracje w Londynie. (Wiem, że nie masz pojęcia o gastronomii, Ed… Ale zawsze będziesz miał okazję czegoś nowego się nauczyć!) - Ratherford przerwał na moment, a Edward wywrócił oczami i opadł bezsilnie na fotel. - "A Timothemu Jones należą się: moje doskonale prosperujące wydawnictwo oraz wszystkie cztery księgarnie…" - na te słowa siedzącemu obok Nitty chłopakowi opadła szczęka. Wytrzeszczył oczy.
- C…co? - wydusił, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi.
- Natomiast mojej kochanej bratanicy Katherine Hopkins ofiarowuję całą resztę, łącznie z oszczędnościami w Narodowym Banku, willą z ruchomościami i nieruchomościami, moją wspaniałą stadniną rasowych koni, a także akcje giełdowe, których wartość wynosi na dzień dzisiejszy sześć milionów funtów, a którymi zarządza w chwili obecnej mój adwokat Thomas Ratherford. To wszystko Katherine otrzyma po ślubie z naszym bardzo dalekim krewnym Shiroi Yutadą, z którym będzie dzielić owy spadek i życie… Pomagać w zarządzaniu będzie im mój mecenas Thomas Ratherford, a wyłączne prawo do całkowitego zarządzania majątkiem uzyskają natomiast po przyjściu na świat ich potomka…- zakończył adwokat. - "Podpisano Eugenia Hopkins…" - z tymi słowami złożył kartkę.
- Cała Eugenia! - warknął McBrinds. - Nawet zza grobu usiłuje nami rządzić!
Adwokat popatrzył na niego znad okularów:
- Taka jest wola świętej pamięci pani Hopkins! - przypomniał sucho.
- Wyjeżdżam! - oświadczył wstając. Obrócił głowę i rzucił przez ramię do siedzącej w fotelu zdębiałej Katherine: - Możesz zatrzymać sobie te lasy, Kate! - po czym wyszedł z pokoju.
- Myślę, że powinni państwo ochłonąć nieco… - oświadczył Ratherford. - Muszą państwo przyjąć podane w testamencie warunki, w przeciwnym razie stracą państwo swoją część spadku. Porozmawiamy jutro. Proszę przez noc przemyśleć decyzję... - z tymi słowami ukłonił się na pożegnanie i ruszył do drzwi. Po jego wyjściu w gabinecie zapanowała cisza. Nikt się nie poruszył.
- Ech… ta ciocia… - westchnęła z łagodną dezaprobatą Elisabeth.
-, Co ja zrobię z wydawnictwem… - jęknął cicho Timi.
Nitta popatrzył na niego i klepnął pokrzepiająco w ramię.
- Poradzisz sobie jako wydawca! - uśmiechnął się i zerknął niepewnie na zasępionego Shiroi.
- I tak miałam rzucić papierosy… - westchnęła Mary. - Wyjdzie mi to na zdrowie, prawda Kate? - popatrzyła na dziewczynę i zamarła. - Kate?! Kate!! - zerwała się z miejsca, przypadając do pobladłej, trzęsącej się dziewczyny, po której policzkach płynęły gorzkie łzy.
- Jak…ciocia mogła mi to zrobić? - zaszlochała, ukrywając twarz w dłoniach.

* * *

Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy ciemnowłosy mężczyzna w eleganckim garniturze wyszedł na prowadzący do ogrodu taras i oparł łokcie na balustradzie. Westchnął ciężko. Usłyszał odgłos otwieranych drzwi i ktoś cicho podszedł do niego. Nitta oparł się nonszalancko o balustradę i zmierzył Shiroi bacznym spojrzeniem.
- Coś taki markotny? - zapytał z troską,
- Ja? Markotny? - mruknął niechętnie. - Skąd! Uśmiecham się przecież od ucha do ucha...
Chłopak patrzył na niego przez chwilę.
- No, to masz uszy bardzo blisko siebie... - skomentował.
- Nitta, już w ogóle nie przejmujesz się tym? - zdziwił się, lekko poirytowany.
- A czemu mam się przejmować? - wzruszył beztrosko ramionami. Weźmiesz z nią ślub, a ja zostanę twoim niezbyt sekretnym kochankiem.
- "Niezbyt sekretnym?" - powtórzył Shiroi, mrużąc oczy.
- Przed swoją matką nie potrafiłeś tego zataić. - przypomniał.
- Ja?! - obruszył się. - To ty już w progu uwiesiłeś mi się na szyi... - mruknął z wyrzutem.
- Nie mogłem się powstrzymać... - Nitta wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ciesz się, że jest tolerancyjna...

Drzwi na taras otworzyły się i w progu pojawiła się Katherine. Miała pobladłą, smutną twarz.
- Przepraszam, że przeszkadzam… - podeszła do nich. - Ale chciałabym z tobą porozmawiać, Shiroi… - powiedziała, nieco zażenowana. - Na osobności! - dodała, spoglądając przepraszająco na Nittę. Chłopak uśmiechnął się bez przekonania.
- Jasne! - odrzekł. - Spadam! Skoczę do Timiego, zobaczyć czy ciągle biadoli, że on się nie zna na literaturze… - z tymi słowami ruszył w kierunku drzwi.

* * *

Katherine i Shiroi przechadzali się wolno po ogrodzie. Dziewczyna muskała palcami krzaki kwitnących róż, dotykając ich zamykających się na noc płatków.
- Jesteście parą, prawda? - zapytała, ruchem głowy wskazując dom. Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
- Tak… - odrzekł krótko.
- I jesteś…? - zawahała się.
- Raczej wyłącznie mężczyźni… - ubiegł jej pytanie. Uśmiechnęła się lekko.
- Ja też kogoś mam! - wyznała, patrząc gdzieś w bok.
- Tak? - uniósł w zdumieniu brwi.
-, Dlatego zupełnie nie rozumiem decyzji cioci… - powiedziała z żalem. - To znaczy rozumiem… Ona uważała, że rodzinie potrzebna jest świeża krew… Rozumiesz? Obcokrajowiec… Ktoś z daleka… Nowe geny…- popatrzyła na niego z pewnym zawstydzeniem. - Ale nie myślałam, że ja padnę ofiarą jej planów!
- Pokładała w tobie wielkie nadzieje…
- Wiem o tym! - powiedziała szybko. - Ale wiedziała o Edgarze! Wiedziała, że go kocham… - ukradkowo otarła łzę, która spłynęła jej po policzku
- Jaką decyzję podejmiesz? - zapytał.
- Będziemy musieli podjąć ją razem, Shiroi… - odrzekła cierpko. - Jeszcze nigdy nie sprzeciwiłam się decyzji cioci…

* * *

Shiroi znowu stał na tarasie. Zewsząd otaczała go ciemność, a w powietrzu unosił się słodkawo-lepki aromat pachnącego groszku. Nitta wyszedł z domu i podszedł wolno do mężczyzny.
- Ciepła noc, prawda… - zaczął.
- Owszem… - zgodził się mężczyzna. - Wyjątkowo…
- Pewnie znowu będziesz musiał spać nago… - Nitta uśmiechnął się wymownie.
- To najbardziej praktyczne! - ocenił rozbawiony spoglądając na kochanka. Nagle uśmiech znikł z twarzy chłopca.
- Shiroi? - zaczął z wahaniem. - Uzgodniłeś coś z Kate?
- Tak… - odrzekł cicho, a Nitta zmarkotniał jeszcze bardziej.
- Rozumiem… - rzekł głucho.
- Nitta, w porządku? - podszedł do niego.
-, Czyli ty… podjąłeś już decyzję? - zapytał, pochylając głowę.
- Co?
- Może to dobry wybór? - popatrzył na mężczyznę. Jego oczy szkliły się dziwnie. - Będziesz bogaty, a po narodzinach twojego dziecka odziedziczycie wszystko.
- Nitta…
- Tak będzie lepiej, Shiroi. - stwierdził z żalem. - Ja ci nie wystarczę. Nie mogę być tym, kim ona może być, nie dam ci dziecka...
- Zawsze możemy się starać... - skomentował żartobliwie Shiroi, kiedy nagle dłoń Nitty przecięła powietrze i trafiła mężczyznę w twarz.
- To nie jest śmieszne! - wybuchnął chłopak, odwracając się do niego plecami.
- Masz rację, Nitta. - przyznał Shiroi. - Przepraszam. - objął go w talii i przyciągnął do siebie. - Tak, podjąłem już decyzję. Chcę być z tobą! - rzekł z naciskiem. - I nic mnie nie obchodzi. Jesteś dla mnie najważniejszą i najcenniejszą osobą w życiu... Rozumiesz? - przypatrzył mu się bacznie i uśmiechnął się ciepło.
- Mhm…
- Pytałem, czy rozumiesz… - powtórzył, odwracając go w swoją stronę.
- Tak… rozumiem! - odrzekł cicho Nitta, a mężczyzna pocałował go czule w usta.
- Musimy popracować nad odpowiadaniem pełnym zdaniem… - wymruczał, przytulając go mocno.

* * *

Nitta wrzucił plecak do bagażnika taksówki i zatrzasnął drzwi. Następnie odwrócił się i skrzyżowawszy ręce na piersi popatrzył z wyczekiwaniem na przechadzającą się po ogrodzie kwiatowym parę.

- Co teraz zrobisz? - zapytał Shiroi. Kate westchnęła cicho.
- Wyprowadzę się stąd. Mam trochę oszczędności na osobistym koncie. - odrzekła. - Wynajmiemy z Edgarem kawalerkę i jakoś to będzie. Poszukam pracy…
- Przecież ciągle się uczysz!
- Postaram się pogodzić jedno z drugim! - wzruszyła ramionami.
- Aż mi się nie chce wierzyć, że twoja ciocia, z którą mieszkałaś tyle lat zrobiła ci coś takiego! - wyznał. - Mam wyrzuty sumienia…
- Przecież razem podjęliśmy tą decyzję… - odparła. - I z całym szacunkiem dla cioci, ale ona nie może rządzić moim życiem osobistym! - dodała stanowczo. Na żwirze przed domem zachrzęściły opony. Popatrzyli w tamtym kierunku.
- Czy to Ratherford? - zdumiał się Shiroi, dostrzegając wysiadającego z auta mężczyznę.
- Tak… - zmarszczyła brwi. - Ciekawe, po co przyjechał… - powoli ruszyli w jego kierunku.

* * *

W zaciszu gabinetu panował przyjemny chłód. Adwokat poprawił okulary i popatrzył z uwagą na Katherine.
- Jest panienka pewna?! - nacisnął.
- Tak! - odparła nieugięcie.
- Wie panienka, że będzie się musiała w ciągu najbliższych dni opuścić rezydencję? - zapytał.
- Tak! Doskonale zdaję sobie z tego sprawę!
- I nie zmieni panienka zdania!?
- Nie! - warknęła, lekko poirytowana jego uporem. Adwokat przez moment przyglądał jej się z srogim wyrazem twarzy. Katherine bez wysiłku odpychała jego zimne spojrzenie.
- Dobrze. - nagle oblicze Ratherforda rozjaśniło się, a usta rozciągnął uśmiech. Oboje, Kate i Shiroi drgnęli zaskoczeni niespodziewaną zmianą. A wręcz podskoczyli, kiedy adwokat przedarł na pół trzymany w ręku testament.
-, Co pan robi!? - wykrzyknęli niemalże chórem.
- Wypełniam wolę cioci panienki… - odparł z przekonaniem.
- Jak to? - zdumiała się, kiedy Ratherford wziął kopertę, w której wcześniej znajdował się testament. Delikatnie rozkleił ją i wyciągnąwszy zapalniczkę podgrzał papier od spodu. Po chwili ukazał się tekst. Było to drobne i schludne, własnoręczne pismo Eugenii Hopkins. Poświadczone podpisami, w tym mecenasa.
- Proszę bardzo! - wręczył dziewczynie kartkę. Omiotła spojrzeniem tekst.
- Nie rozumiem! - powiedziała z wahaniem.
- Podział majątku i warunki dla pozostałych nie zmieniają się. - wyjaśnił. - Tylko dla pani warunek jest inny… Ma pani sprowadzić się do willi z Edgarem O'Neilem. Oczywiście o żadnym ślubie z panem Yutada nie może być mowy… Naturalnie bez urazy…- popatrzył na Shiroi, na którego twarzy odmalowała się szczera ulga.
-, Ale dlaczego…? - wydukała zszokowana Kate.
- Pani Hopkins chciała sprawdzić, czy dobrze wychowała swoją podopieczną. - Ratherford uśmiechnął się ciepło. - Dowiedzieć się, co jest dla niej najważniejsze… Wybrałaś słusznie, Kate!

* * *

Katherine szła wraz z mężczyzną w kierunku taksówki. Nitta przyglądał im się podejrzliwie.
- Możecie tutaj przyjeżdżać, kiedy tylko chcecie, Shiroi! - ćwierkała uradowana dziewczyna. - Jesteście zawsze mile widziani! - pocałowała go w policzek, a Nitta wytrzeszczył oczy.
- Do widzenia, Kate! - powiedział ciepło mężczyzna. - To była niesamowita wizyta!
- Niesamowita wizyta, co? - burknął Nitta, kiedy zbliżyli się do niego.
- Owszem! - mruknął Shiroi, wpychając chłopaka do taksówki i również wsiadłszy zamknął drzwi.
- Do widzenia, Nitta! - zawołała Kate.
- Narka! - puścił do niej oko, a taksówka ruszyła. Przez chwilę machali do dziewczyny, a ona odmachiwała im tak długo, aż samochód wyjechał przez główną bramę z posesji. Nitta przez moment przypatrywał się siedzącemu obok mężczyźnie.
- Jakaś nagła zmiana planów? - zapytał podejrzliwie.
- Poniekąd… - odrzekł krótko. A nie usatysfakcjonowany taką odpowiedzią chłopak nacisnął:
- A trochę dokładniej?
- Opowiem ci w samolocie… - rozsiadł się wygodnie. Nitta zmarszczył brwi.
- Dlaczego dopiero w samolocie?!
- Lubię, kiedy wiercisz się ze zniecierpliwienia… - popatrzył na niego z ukosa.

* * *

- Dziękuję panu bardzo, do widzenia! - powiedział Shiroi, zamykając za listonoszem drzwi. Przekręcił zamek i spojrzał na pokreśloną kopertę. Westchnął, otwierając ją i wyciągając krótki list. Nitta wyszedł z łazienki, tylko w krótkim ręczniku przewiązanym w pasie i przyjrzał się skupionemu na tekście mężczyźnie.
- Kolejny list od jakiejś cioci zza oceanu? - zażartował, wycierając włosy drugim ręcznikiem.
- Tym razem od wujka… - mruknął posępnie Shiroi, a oczy chłopaka rozszerzyły się.
- Poważnie? - zdumiał się i drgnął, widząc, że mężczyzna zgniata papier w rękach i wrzuca go do kosza na śmieci. - Co robisz?
- Nie mam zamiaru się nigdzie wybierać. - oświadczył, wychodząc na balkon. - Dobrze mi w Japonii… A moja daleka rodzina jest nieźle pokręcona! - zakończył i zapalił papierosa. Nitta przez moment przyglądał mu się, po czym w dwóch susach dopadł do kosza. Wyciągnął zgnieciony list i rozprostował kartkę. Czytał przez chwilę.
- O! - zawołał. - Widzę, że tym razem lecimy do Stanów! - ucieszył się. Shiroi rzucił mu baczne spojrzenie, a chłopak podszedł do telefonu. Mężczyzna poderwał się i ruszył w jego kierunku. Nitta szybko wybrał numer i wraz ze słuchawką począł tyłem zmierzać w kierunku łazienki, unikając jednocześnie piorunującego spojrzenia swojego kochanka.
- Ani mi się waż, Nitta! - zagroził. Chłopak uśmiechnął się:
- Halo? Dzień dobry… - zaczął rozmowę, niemalże odruchowo przechodząc obok przewieszonej przez oparcie fotela marynarki Shiroi i wyciągając z kieszeni portfel. - Chciałbym zrobić rezerwację na lot do Nowego Jorku… - cofnął się gwałtownie i zanim mężczyzna zdążył do niego podbiec wpadł do łazienki, po czym szybko zatrzasnął drzwi, przekręcając klucz.
- Nitta! - krzyknął Shiroi, chwytając za klamkę.
- Tak, zapłacę kartą kredytową… - rozległ się rozbawiony głos chłopaka, a oczy szarpiącego za klamkę mężczyzny rozszerzyły się.
- NITTA!!! - wykrzyknął z rozpaczą.


KONIEC











 


Komentarze
mordeczka dnia padziernika 14 2011 21:38:13
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

przypadkowy przechodzień (Brak e-maila) 21:42 15-08-2004
Bardzo ciekawe opowiadanie, naprawdę. Przeczytałem je jednym tchem i mam nadzieję, że na tych trzech częściach się nie zakończy.
Enna (enna_eithiel@op.pl) 15:23 17-08-2004
a ciąg dalszy gdzie??
(Brak e-maila) 15:23 17-08-2004
poza tym swietne
grzybek (grzybekmen1@op.pl) 20:48 21-08-2004
Fajne.
Natiss (natiss@tlen.pl) 22:57 22-08-2004
Bardzo fajne i wciągające. ^-^
kethry (kethry@interia.pl) 23:29 22-08-2004
i ze swietnym pomyslem, to trzeba przyznac smiley
Rahead (Brak e-maila) 22:02 26-08-2004
ale albo jestem geniuszem albo musisz robiś trudniejsze zagadki XDDD
Namida (namida@interia.pl) 00:06 27-08-2004
Zagadki są bardzo proste...wymyślone na poczekaniu... ^__^\' I takie miały być w zamiarze... To lekkie opo - nic ambitnego... ;PP
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila)19:50 27-08-2004
Ja powiem krótko - oni dwaj są fajnismiley ZWŁASZCZA Nitta, on to już jest boskismiley I chciałam powiedzieć, że TEŻ WIEM gdzie jest następna wskazówka, ale nie powiem, bo może nie wolnosmiley(Rahead,jesteś geniuszem, bo wtedy ja też będę, he, he) I chciałam spytać, czy słodki Timi się kocha w.... w.... Kurczę, chyba też nie powinnam mówić, skoro to nie było wyraĽnie powiedziane.^^; Takie tylko wrażenie odniosłam^^ Ja wiem, że pewnie jak zwykle za szybko szukam wszędzie miłości.... Ale powiedz, proszę POWIEDZ, czy tak(no chyba, że zaraz będzie dalszy ciąg - z naciskiem na zaraz;P), to ja już będę wiedzieć, że to o tego młotka chodzismiley
Ashura (Brak e-maila) 11:42 28-08-2004
To znowu ja Nami wiec ciesz sie ciesz^______^Coz moge powiedziec, zawsze uwielbialam zagatki wiec to opo bardzo mi sie spodobalo, jak wiekszosc tego co tworzysz.Z niecierpliwoscia czekam na ciag dalszy.Aha, ta scena z jedzeniem kielbasy jestPO PROSTU REWELACYJNA!dAWNO SIE TAK NIE USMIALAM.Hmmmmmmmm a moze sama skozystam kiedys z tego pomyslu?Hje hje...
Rahead (Brak e-maila) 08:22 02-09-2004
kurcze czyli jestem genialana!!
*wzrok na Namidę*
Zagadki wcale nie są łatwe! Rozumiesz??
XDDDDDD
Ignis (Brak e-maila) 19:43 24-10-2004
Zagadki nie są łatwe...raczej trzymają dobry poziom...to z matematyką było straszne _^_ a jeśli Twoim zdaniem te zagadki są łatwe, to chyba jesteś jakąś krewną Einstein\'a OO
Rahead (Brak e-maila) 22:26 08-11-2004
Nic mi o tym nie wiadomo ale dzieki XDDD

I zapomnialam napisać ze ogólnie to się to czyta baaaaaaaardzo przyjemnie smiley
An-Nah (Brak e-maila) 19:09 19-11-2004
No cóż, musze powiedziec, że przy \"Wilku\" to opowiadanie jednak blado wypada, ale, Namida-sama, masz wielką klasę. Podziwiam. A KIEŁBASKA TO PRAWDZIWY MAJSTERSZTYK!

No i proszę dalej.
lollop (Brak e-maila) 21:28 20-11-2004
no co z dalszymi częściami?? chcę się dowiedzieć, co z tym skarbem ^_^
Livcia (Brak e-maila) 16:43 19-04-2005
konczyc w taki sposób i nie kontynuowac przez tak dlugi czas to juz zbrodnia, ktora powinna byc karalna! Pisz dalej!
Kiri (kiri125@wp.pl) 00:21 31-05-2005
To opowiadanie jest boskie!!!!Prosze o dalsze cześci!!!
Airt (Brak e-maila) 14:50 01-05-2006
Fajne, sympatyczne, przyemne, odprężające i... sama powinnaś wiedzieć^^ Myślę, że opowiadanie jest dokładnie takie jakie powinno być. Są w nim odpowiednie sceny, ale jest też ciekawa treść.
kafu (Brak e-maila) 11:05 02-05-2006
mruuu.... *^_^* kawaii zakończenie...heh...mam dziwne wrażenie, że mam charakterek podobny do Nitty XD Opowiadanko ogólnie super ^^ współczuję shiroi, że ma taką rodzinkę ^^"
An-Nah (Brak e-maila) 12:14 03-05-2006
No i tyle? Heh, szkoda, że tak rzadko cos wzucasz smiley (Nie sugeruje niczego, ale chciałaby "Wilka" dalej). Przyjemne było, ciekawy pomysł z zakończneiem, pozazdrościc ciotki smiley Ale ja to bym wydawnictwo chciała. Fajne ale... pozostawia niedosyt... Będę cierpliwa...
Yumi (Brak e-maila) 16:12 05-05-2006
zajebiste! Świetne po psostu!
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum