The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 25 2024 07:50:17   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Family guy
Jakby Wam to powiedzieć... Nie uważam tego bynajmniej za swoje najlepsze dzieło. Ale pisywałam też gorsze (niestety).

Opowiadanie zawiera wątki autobiograficzne i jest dość... jakby to ująć... napastliwe. Jeśli ktoś poczuje się urażony, to niech wie, że ma do tego pełne prawo. Ja nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Poza tym, że nie identyfikuję się z poglądami bohatera. No, w każdym razie, nie zawsze.

Tytuł jest parafrazą (zaczyna mi to wchodzić w zwyczaj) i świadczy o moim intelektualnym lenistwie. Wybaczcie.




Kaine był już bardzo bliski odkrycia swej prawdziwej osobowości, kiedy drzwi do pokoju skrzypnęły i otworzyły się, a Marcin automatycznie wyłączył monitor. Był to w jego przypadku odruch zupełnie bezwarunkowy, wyrobiony jeszcze za czasów czytania Kizuny.
- Tak, ciociu? - zapytał, spoglądając na szczupłą blondynkę przed pięćdziesiątką, zaglądającą do pokoju. Przez chwilę obserwowała Marcina w milczeniu, prawdopodobnie zastanawiając się właśnie, co jej bratanek robi wpatrując się w zgaszony ekran monitora, ale z jakiegoś powodu uznała, że woli nie wiedzieć.
- Jeszcze nie gotowy? - zapytała.
Marcin skrzywił się mimowolnie.
- Ja nigdzie nie jadę, ciociu.
Oddychaj głęboko. Policz do dziesięciu. Wytłumacz to spokojnie. Jeszcze raz.
- Jak to? Dzieci nie mogą się doczekać, kiedy cię wreszcie poznają.
Też coś. Te "dzieci" mają po dwadzieścia parę lat. Kiedy przestanie je tak nazywać?
- Przeżyją - mruknął, wstając.
- Nie zrób nam zawodu. Wszyscy liczyliśmy na to, że w tym roku będziesz już wystarczająco dorosły...
- By dołączyć do *dzieci*?
Bądź grzeczny. Następną spowiedź planujesz w przyszłej dziesięciolatce, więc nie zabijaj nikogo. Dzisiaj.
Marcin minął ciotkę i wyszedł z pokoju. Chwilowa przerwa w pochłanianiu dzisiejszej porcji komiksów przypomniała mu o tym, że jeszcze nic dzisiaj nie jadł.
W salonie zgodnie z wszelkimi oczekiwaniami siedziało około trzydziestu osób, wujków, ciotek i pociotków, będących, jak Marcin się nieoficjalnie dowiedział, jedynie skromnym przedstawicielstwem różnych gałęzi rodu rozsianych po całym świecie. Na stole znajdował się obowiązkowy zestaw szesnastu rodzajów ciast i ciastek, a z video leciała właśnie jedna z ośmiu kaset z zarejestrowanym przedwczorajszym weselem. Marcin miał głęboki uraz do wszelkiego typu nagrań rodzinnych, a to konkretne zdążył już obdarzyć szczególną nienawiścią. Nie tylko uwieczniono go bowiem w krawacie i garniturze, ale jeszcze trzy z czterech kamer zarejestrowały moment na którym (zupełnie przypadkowo) złapał welon panny młodej.
Chłopak westchnął, usiadł przy stole i nalał sobie herbaty.
- Już prawie się zgodził! - Zaświergotała ciotka, wlatując za nim do salonu. Marcin spojrzał błagalnie na blondynkę, dolewającą właśnie lemoniady stryjecznemu kuzynowi albo kuzynowi stryja, nie pamiętał. Monika zawsze była jego ulubionym członkiem tej rodziny, a noc poślubna bardzo pozytywnie wpłynęła na jej podejście do życia (Monika była gorliwą katoliczką). I co najważniejsze, miała ona gadane i wspaniały dar przekonywania. Moniczko ratuj, pomyślał. Monika uśmiechnęła się najbardziej promiennym uśmiechem, jaki Marcin kiedykolwiek oglądał w naturze.
- Jedź, jak cię o to ciocia ładnie prosi - powiedziała.
Nie zapomnę ci tego.
Marcin zaczął zlizywać krem z ciastka.
- Nie chce mi się jechać - oświadczył. - Nie bawi mnie to.
- Skąd wiesz, skoro nigdy z nimi nie pojechałeś? - odezwał się szwagier zięcia trzeciej żony stryjecznego dziadka.
- Nigdy nie pojechałem właśnie dlatego, że mnie to nie bawi - wyjaśnił.
- Wiemy, że zawsze byłeś przywiązany do rodziny...
Powinienem zostać aktorem.
- Nigdy nie wyjeżdżałeś bez rodziców na dłużej niż trzy dni.
Nie bez rodziców, tylko bez komputera.
- Jako jedyny z kuzynów nie spędzałeś wakacji u babci, pamiętasz?
Tak. Nie miała telewizora.
- Uczepiony maminej spódnicy...
Żeby ją zepchnąć ze schodów. Miałem wszak kompleks Elektry.
- Zawsze byłeś taki nieśmiały, ale dzieci naprawdę chcą cię poznać...
Te DZIECI są niemal bez wyjątku w wieku Moniki, a Monika od dwóch dni jest mężatką. Nie wystarczy mieć dwudziestu lat by przestać być uważanym za dziecko? Musi sobie koniecznie znaleźć męża?
- Wiemy, że dla ciebie dwa tygodnie to trochę długo...
Dwa tygodnie w głuszy. Bez telewizji.
- Nigdy na tak długo nie opuszczałeś domu...
Spokojnie. Policz w myśli do dwudziestu.
- Pewnie się boisz, że będziesz tęsknić.
Po japońsku.
- Ale już o tym rozmawialiśmy i...
Od tyłu.
- Powiedzieliśmy dzieciom, że masz jakieś zaległe egzaminy i że musisz wcześniej wrócić. Będziesz mógł przyjechać jak tylko się stęsknisz za domem i jednocześnie zachować twarz.
Przepraszam. Co ona powiedziała?
- Och! - Ciotka skoczyła w stronę drzwi do ogrodu. - Już są! Pośpiesz się Marcin, nie będziemy na ciebie czekać.
Zapłaczę się - pomyślał, odwracając się przodem do okna. Spojrzał na grupę młodych ludzi, wytaczających się właśnie z niewielkiego busu, a dokładniej na ostatniego z nich, szatyna o widocznych nawet z tej odległości błękitnych oczach.
I zrewidował swoją opinię.
- Dajcie mi trzy minuty - oświadczył, odchodząc w stronę pokoju.


***


Bez komputera. Bez papierosów. Bez piwa. Bez alkoholu. Bez telewizji. Bez hard porno.

Bez piwa?!!!!


***


Marcin nigdy nie mógł się nadziwić zasadzie, na jakiej funkcjonują gospodarstwa agroturystyczne, a już szczególnie takie, w jakim obecnie przyszło mu się znaleźć. Rozumiał, dlaczego w czasie urlopów ludzie płacą za luksusy, których nie mają na codzień, ale miał zbyt ubogą wyobraźnię, by pojąć, jak można przejechać trzysta kilometrów i zapłacić za pobyt w miejscu pozbawionych podstawowych wygód. Zupełnie jakby brak ciepłej wody oznaczał bliższy kontakt z naturą.
Goszcząca ich rodzina składała się z małżeństwa po czterdziestce, bezzębnej prababki jednego z nich oraz kilku żółto-różowo-zielono-pomarańczowo-fioletowo-czerwono-niebieskich maluchów, które Marcin programowo ignorował.
- Obie ciotki będą mieszkać razem z nami? - zapytał jakiejś szaro-burej blondynki, z tego, co pamiętał, studentki prawa. Dziewczyna potwierdziła z lekkim uśmiechem, jednocześnie przeciskając się przez drzwi z plecakiem większym od niej samej. Powinien chyba znać jej imię. Powinien chyba wiedzieć, kim ona jest. Jeszcze jedna kuzynka? Może ciotka. Wszystko możliwe.
- Więc... co będziemy robić?
- Mamy wiele planów - dziewczyna ożywiła się. - Myślę, że przedyskutujemy to dziś wieczorem, kiedy reszta się zjawi.
- Ktoś pomyślał o tym, żeby przemycić jakieś promile?
Spojrzała na niego marszcząc brwi.
- Promile? - zapytała. Na drobnej, foremnej twarzyczce odmalował się wysiłek umysłowy.
- Forget it. - Wyglądała na kogoś, kto ze słowem "promile" spotkał się tylko w roczniku statystycznym. Marcin westchnął i skierował wzrok za okno, na szczupłego chłopaka w obcisłych dżinsach, opróżniającego bagażnik. Siedem procent, że jest gejem, piętnaście że biseksualistą.


Keep dreaming, sweetheart.


Gospodyni z szerokim uśmiechem zaprowadziła ich do pokoi, całkiem dużych i przestronnych (efekt ten uzyskano redukując hol do szerokości korytarzyka na łodzi podwodnej). Marcin przykleił się do ściany, by przepuścić obie ciotki. Zastanawiał się, jak ich tu rozlokują. *Dzieci* są oczywiście za małe, żeby zrobić to samemu, więc...
- Ja zajmuję ten! - zakomunikował szatyn, wskakując do pokoju z balkonem. Marcin nieśmiało zajrzał do środka i oparł się o framugę. Chłopak zdążył już rzucić się na dolne łóżko i pełnym rozpaczy gestem zakopać twarz w poduszkach.
- Bez telewizji, bez piwa, bez papierosów, bez komputera, bez alkoholu, bez hhhhhhhhhhhhej - spojrzał w górę, wyczuwając obecność Marcina.
Chłopak zagryzł wargi, żeby nie parsknąć śmiechem.
- Mogę się wprosić?
- Musisz?
- Tak.
- Naprawdę?
- Tak.
Chłopak nie był szczególnie zachwycony. Cóż, zawsze przecież można popracować nad jego opinią.


***


Pustka. Nic, nic, nic, drzewo, nic, krzak, drzewo, stajnia, nic, dom, nic, rudera, kierunkowskaz do wsi, nic, nic, nic, psia buda, nic, nic nic, drzewo, nic, krzak.
Marcin wziął głęboki oddech.

- Co myślisz?
- Dużo... przestrzeni.


***


Nie chodziło o to, że Marcin nie kochał swojej rodziny. Rodzinę trzeba kochać. Ale nikt nie powiedział przecież, że oprócz tego trzeba ją jeszcze lubić. Idealność tego drobnomieszczańskiego obrazka, jaki przyszło mu oglądać na codzień, zwyczajnie przygnębiała go. Począwszy od wujka z Warszawy skończywszy na kuzynach z Niewiadomokąd cała rodzina składała się z ludzi cieszących się zdrowiem, urodą, miłością, szacunkiem bliźnich, pieniędzmi i heteroseksualizmem. To nie był obrazek rodu z domu pani Dulskiej, z zewnątrz doskonały, w środku popieprzony. Ten obrazek po prostu BYŁ doskonały. Tą cholerną doskonałością, która mogła zabić każdego zaprzysiężonego pesymistę.

Była mniej więcej trzecia w nocy, kiedy, bardziej ogłuszony paskudnym smakiem zdobycznej wódki niż jej zbawiennym działaniem, Marcin uzewnętrzniał swoje żale przed nowym współlokatorem. Andrzej, syn córki siostry stryjecznej babki ze strony wujka Marcina (co mu ciotka wczoraj przez bite trzy godziny tłumaczyła), okazał się na tyle sympatyczny, by przez dłuższy czas w przekonywający sposób udawać, że słucha. Po ujrzeniu denka butelki jednak nawet jego wytrzymałość się skończyła.
- Próbowałeś im kiedyś powiedzieć? - zapytał, usiłując dostać się na górne łóżko.
- O czym?
- Że jesteś gejem?
- Taaak - Marcin ziewnął. Jego wytrzymałość też była na wyczerpaniu. Dziś była niedziela, tradycyjny dzień wypoczynku, co znaczy że za dwie godziny zostaną wyrzuceni z łóżek, żeby zdążyć na mszę. - Wygrałem konkurs na Króla Dowcipu Lutego.
- Nie słuchają - Andrzej pokiwał głową.
- Nie rozumieją - poprawił. - Nie potrafią.
Marcin skopał buty i ułożył się na łóżku, przykrywając się cienką kołdrą. I wtedy do niego dotarło.
- A kiedy TOBIE powiedziałem?
- Co? Aach, dzisiaj. W połowie pierwszej butelki. Pamiętasz?
- Aaaa. Taaaach. - Marcin ziewnął i opadł na poduszkę.

Mówiąc szczerze, nie przypominał sobie.


***


Pięć dni, sześć psów, siedmioro dzieci, osiem kotów, dziewięć zabitych gazetą karaluchów i dziesięć puszek najgorszego piwa jakie zdarzyło mu się pić w tej pięciolatce.

I wszystko dla chłopaka który jest gejem na jakieś trzydzieści procent.

Marcin zerknął na Andrzeja, który leżał koło niego na łóżku, gapiąc się w sufit z głupkowatym uśmiechem i troskliwie przytulając pustą butelkę do piersi.
Powiedzmy, że trzydzieści jeden i pół procent.
Piętro niżej trwały właśnie przygotowania do kolacji, które oboje z Andrzejem tradycyjnie zignorowali, czy to z niechęci do tradycyjnie ciężkostrawnej polskiej kuchni, czy też z poczucia przyzwoitości, które nakazywało im zachować dla siebie informacje o własnym alkoholizmie.
- Podrap mnie po plecach - wymruczał sennie Marcin, wtulając twarz w poduszkę. Jeśli teraz zaśnie, będzie miał z głowy kolejną dobę i jeszcze tylko siedem przed sobą. Andrzej na chwilę przerwał przytulanie się do puszki. - PLECY SĄ WYŻEJ, ZBOCZEŃCU!
- Myślisz? - wybulgotał.
W zasadzie, w chwili obecnej Marcin bardzo niewiele myślał.
- To gdzie cię swędzi?
Marcin przygryzł wargi.
- Trochę... niżej.
- Tutaj?
- Niżej - stwierdził, zapominając o tym, że swędziała go łopatka.
- Tutaj?
- Niżej.
- Tutaj?
- Głębiej.
A miał udawać, że nie jest łatwy.
Z dołu doszło do nich szuranie krzeseł. Ekipa zasiadała do kolacji. O nich dwóch oczywiście nikt nie pomyślał, co było naturalne po tym, jak wczoraj potraktowali smarkacza, który usiłował ich ściągnąć na posiłek.
- Owady bywają paskudne, co?
Andrzej zachichotał. Marcina swędziały już nie tylko plecy.


***


Na parterze w małym wiejskim domku po środku niczego tradycyjna polska drobnomieszczańska rodzina zasiadała do tradycyjnej polskiej wiejskiej kolacji rozpoczynając ją od tradycyjnej polskiej śpiewanej modlitwy. Na piętrze tegoż wiejskiego domku dwaj członkowie tejże tradycyjnej polskiej drobnomieszczańskiej rodziny kłócili się właśnie o to, kto będzie uke.


***


- Nie wyobrażasz sobie za dużo?! - Marcin z pewnym trudem odepchnął Andrzeja i usiadł na łóżku. Spodnie i bieliznę miał zaplątane wokół kostek. - To że mnie komary pogryzły to jeszcze nie znaczy...
Andrzej uśmiechnął się paskudnie, opierając brodę na łokciu. Był nagi.
- Chciałbym być tym komarem - wymruczał. Marcin poczuł, że zbiera mu się na sweatdrop.
- Że jestem aż tak zboczony!!!! - dokończył.
- Tylko mi nie mów że wyłazi z ciebie heteryk. - Andrzej sprawiał wrażenie zdegustowanego. - Jak dla mnie, wyglądasz na uke.
- Jakoś nie obchodzi mnie twoje zdanie na ten temat. To był z resztą twój pomysł więc...
- Mój?!
- A kto mi wepchnął łapę do majtek?
- A kto się ode mnie od pięciu dni ociera?
Marcin zmarszczył brwi.
- W zasadzie nie nazwałbym tego *ocieraniem* - stwierdził w zadumie.
Z dołu zaczęły do nich dochodzić dziwne odgłosy.
- Co oni tam robią? - Andrzej spojrzał w dół, jakby spodziewał się dostrzec coś przez deski w podłodze.
- Pobłogosław Panie z błękitnego nieba..... - z salonu doszło do nich coś na kształt chórku przykościelnego.
- Śpiewają - stwierdził sucho Marcin. - Nie udawaj proszę zaskoczenia i nie odwracaj mojej uwagi. Na czym stanęliśmy?
- Na tym, że zdecydowałeś się pozostać dzisiaj passe.
- Hej co by na tym stole nie zabrakło chleba....
- Śnisz - burknął chłopak.
Andrzej uśmiechnął się przekornie, a Marcin pokazał mu język.
- Skoro i tak ja siedzę, a ty leżysz.... - zaczął, przeciągając mięśnie jak chirurg przed operacją.
- Nie jestem aż tak pijany żeby nie móc usiąść!! - Zbulwersował się Andrzej.
- Nie fatyguj się - z paskudnym uśmiechem chłopak przystąpił do działania.
- Nie zabra....
- MAAARCIN!!!!!!
Andrzej wrzasnął. Wrony z dachu zerwały się i uciekły, psy na podwórku zaczęły szczekać, karaluchy skupione przy słonym paluszku rozbiegły się na wszystkie strony a chórek na dole urwał i zamilkł niespodziewanie. A Marcin był w siódmym niebie.
- Niech cię chole...
- Prawo dżungli, bracie - wymruczał, skubiąc ustami krawędź ucha Andrzeja.
- Kuzynie - poprawił tamten. - I proszę uważaj co robisz, bo... O cholera!
- Bo co? - wymamrotał gdzieś między lizaniem jego podbródka i skubaniem szyi. Andrzej przez chwilę był zbyt pochłonięty rejestrowaniem docierających do niego bodźców, by zawracać sobie głowę odpowiedzią.
- Pobłogosław panie... - z okazji nieprzewidzianej przerwy, na dole postanowiono zacząć od początku.
- Marcin... wolniej, kurwa. - Andrzej jęknął, wbijając się paznokciami w ramię *kuzyna*. - Daj się podelektować.
- Przecież jest wolno. - Marcin podparł się na rękach i spojrzał mu w oczył.
- Nie jest.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Życie to sztuka kompromisów - stwierdził sentencjonalnie, przytulając twarz do jego szyi.
- Właśnie - przytaknął Andrzej. - Skoro już ja jestem na dole...
- JEST KTOŚ TAM NA GÓRZE? - zza okna dobiegł głos trzynastoletniej dziewczynki.
- Tak. Marcin. I ZROBIŁ TO SIŁĄ! - wrzeszczał Andrzej.
Przerażony chłopak przykrył mu twarz poduszką.
- Marcin?! - Dziewczynka najwyraźniej była czymś bardzo przejęta. - Dlaczego nie zszedłeś na kolację?
- Konsumuje coś innego! - wyrzucił spod poduszki Andrzej. Marcin przycisnął ja mocniej do jego twarzy.
- Będzie-tak-wolno-jak-tylko-sobie-życzysz-tylko-zamknij-się-PROSZĘ - wyrzucił z siebie jednym tchem, zapominając o znakach przystankowych.
- Słowo? - Andrzej uśmiechnął się, jednocześnie uwalniając się spod poduszki. Spojrzał na Marcina roziskrzonymi oczyma. Miał niezły ubaw, najwyraźniej.
- Tak. ZEJDZIEMY ZA CHWILĘ! - krzyknął do dziewczynki.
- Długą chwilę. - Andrzej objął go w talii i przytulił do siebie.


***


Trzy dni później obóz przerwany został tradycyjną w naszym kraju letnią powodzią, a cała dziatwa wróciła do domów.

Marcina nie zmartwiło to jakoś szczególnie.

Z tej okazji Kaine'owi dane było wreszcie zapoznać się ze swą prawdziwą osobowością, a Marcinowi z ostatnimi stronami mangi o Kaine. Przez chwilę zastanawiał, się czy nie warto by jeszcze tego wieczoru zacząć kolejnej, ale po namyśle zmienił zdanie. Pod nieobecność rodziców pełnił wszak funkcję gospodarza domu i w jego gestii leżało odpowiednie zadbanie o znajdujących się pod jego dachem gości tudzież zapewnienie im rozrywki.
Może nie tyle chodziło o gości, co raczej gościa - pewnego bardzo konkretnego, smukłego, jasnowłosego, opalonego, niebieskookiego, wyjadającego mu właśnie resztki chipsów i rozwalonego na łóżku w samych slipkach, gościa.

Skąpych slipkach.

Marcin uśmiechnął się do siebie i wyłączył komputer.



Komentarze
mordeczka dnia padziernika 14 2011 14:20:14
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Ignis (Brak e-maila) 19:03 24-10-2004
Fajne =] Fajnie opisane =] Cholera nie to chcialam powiedziec == tak czy siak...dobra, poddaje sie== fajne :}
Morfeusz (Brak e-maila) 15:19 02-02-2005
ciekawa treść i jeszcze ciekawsza okoliczność podoba mi się

(Brak e-maila) 00:47 04-05-2006
smiley)))) oczy mi sie same smieja to tego tekstu! ^^
(Brak e-maila) 20:56 11-06-2006
bardzo fajne, dzięki!
Mva (Brak e-maila) 23:24 09-08-2006
mnóstwo świetnych dowcipów itp ale reszta strasznie klasyczna
(Brak e-maila) 21:41 31-10-2006
mozna byloby to brdziej rozwinąć ale bylo naprawde bardzo zabawne i milusie

Pati (Brak e-maila) 19:09 01-09-2009
Nom, popieram, bardzo zabawne i fajnie smiley super!
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum