The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 05:08:45   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Stray 1
Rozdział I
Ciął z pół obrotu, prowadząc cięcie od obojczyka, przez pierś, aż do miednicy. Prześlizgnął się pod świszczącym w powietrzu żelazem, ze zwinnością i gracją kota, miękko podnosząc się na nogi. Pchnął scimitar w plecy człowieka. Pchnął po samą rękojeść, oręż przebił się przez ciało ofiary, wychodząc z drugiej strony, z piersi. Chlusnęła krew.
Chłopiec poprawił białe włosy, spływające w nieładzie na plecy. Złote oczy błysnęły żywo. Wyglądał jak elf. Jego ruchy, postawa, budowa i wygląd wskazywały na to bezsprzecznie.
Blada dłoń odgarnęła śnieżnobiałe, ubroczone karminem włosy za ucho. Ucho pozbawione jakiejkolwiek szpiczastości. Ucho ludzkie.
Chudy i niski chłopiec, o włosach białych niczym śnieg, uczesanych w warkocz, leżący na plecach, i złotych oczach nie mógł jeszcze wiedzieć, w jaką kabałę się wplątał. Nie mógł wiedzieć, że jego imie jest na ustach wielu ludzi, o których istnieniu on sam nie ma pojęcia. Nie mógł tego przewidzieć. Chciał tylko oszukać przeznaczenie.
*

Patrzył z obrzydzeniem na dziewczynę, stojącą przed nim. Była wyższa od niego niemalże o głowę, włosy, spięte spinką z tyłu, upstrzone granatową aksamitną kokardką były w kolorze piasku, beżowego piasku. Była szczupła. I miała piersi. Duże piersi.
Po plecach popielatowłosego chłopca przebiegł dreszcz obrzydzenia.
Dwoje dostojnych, dorosłych ludzi położyło dłonie na ramionach dziewczyny.
- "Kobiety" - poprawił się w myślach.
Podobno miała lat siedemnaście, o trzy więcej, niż on sam. Ale takich piersi, i takiego wyrazu twarzy nie mogła mieć siedemnastolatka.
W sumie rzadko widywał siedemnastolatki, ale tak było w jego odczuciu.
Jasne błękitne oczy świdrowały go, kpiący uśmieszek nie schodził z błyszczących, umalowanych jasno-różową szminką, albo czymkolwiek podobnym, ust. Niby skromna, aksamitna sukienka, w całkowicie granatowym odcieniu, sięgała kolan, odsłaniając łydki ubrane w gładkie białe pończochy. Niżej błyszczały dumnie czarne lakierki.
W połączeniu z tak dużym biustem, i takim wyrazem twarzy dziewczyna wyglądała groteskowo.
- Kathrine Marinna de Leaux - dziewczyna dygnęła, lekceważąco, schylając głowę, a mimo to nie sięgając nawet do popielatych kosmyków chłopca. Białe ząbki błysnęły w kpiącym uśmiechu.
Ten był w trakcie analizy beznadziejności jej nazwiska, i tego jak jej niecierpi. I co właściwie tutaj robi.
- To jest, synu... - Zza pleców dziewczyny wystąpił jego ojciec, człowiek wysoki, z powagą wymalowaną na twarzy. Teraz uśmiechał się. A zdarzało mu się to rzadko. W gruncie rzeczy, był to pół-uśmiech - Twoja narzeczona.
Eris w tym momencie poczuł, jakby ktoś wsypał mu do żołądka kubełek lodu, następnie odruch wymiotny, i niemalże spazm obrzydzenia. Czuł że na jego blade policzki wstępuje jakiś kolor. Nie był tylko pewny, czy niebieski, czy zielony.
Zgromadzeni dorośli, i oczywiście jego narzeczona, doskonale widzieli że był to kolor fioletowy. Nie obchodziło ich, że chłopiec odwrócił się na pięcie, i wybiegł, jakby goniło go stado wilków. Uśmiechali się fałszywie.
Wszystko jedno, co smarkacz zrobi. To dla dobra państwa.
Kathrine już rozmyślała nad imionami dzieci, które w planach miał spłodzić jej chłopiec o popielatych włosach i bursztynowych oczach.
A Eris, dławiąc się łzami, i powstrzymując ostatni posiłek chcący powrócić z jego żołądka na świat, rozmyślał nad dwoma rzeczami - że wolałby spotkać stado wygłodzonych wilków, niż wychodzić za tę dziewczynę, za JAKĄKOLWIEK dziewczynę.
I którędy najlepiej zwiać

*
- Stray... - Coś połaskotało jego policzek. Uchylił leniwie powiekę.
- Co?
Szarpnął głową, uciekając od ciepłej dłoni siedzącego koło niego chłopca. Był on wyższy od białowłosego o pół głowy. Całą delikatną twarz usypaną miał jasno-brązowymi piegami. Duże, brązowe oczy błyszczały wesoło, a na ramiona opadały kosmyki ogniście rudych włosów. Chłopiec odgarnął włosy za ucho. Szpiczaste ucho.
- Masz brudne włosy. A tak po za tym, sprzątnąłem ten bajzel, więc możemy iść dalej.
- Jestem zmęczony.
Falik popatrzył na niego. W jego oczach błysnęło coś, co przypominało zmartwienie. Stray nie dostrzegł tego jednak, za późno odwrócił wzrok, napotkał tylko szeroko uśmiechniętą twarz elfa.
- No to odpoczniemy.
Zaległa cisza. Rudowłosy nie wytrzymał długo.
- Nad czym tak dumasz?
- Nad niczym.
*

Wypuścił z dłoni włosy, które skończył układać w warkocz. Związał je czarnym rzemykiem i ściągnął mocno, żeby się nie zsunął. Popielaty warkocz przytulił się do pleców, przykrytych czarnym, materiałowym płaszczem, sięgającym do bioder. Nogi opinały czarne spodnie, na stopy wciągnął wysokie do połowy łydki lekkie budy z klamerkami. Buty był elfiej roboty, toteż poruszał się w nich niemal bezszelestnie. Zarzucił tobołek na plecy, obok skórzanej, czarnej pochwy, ozdobionej mnóstwem ćwieków, w której tkwił krótki, poręczny miecz. Średniej długości rękojeść wysadzana była trzema rubinami, umieszczonymi w poziomie. Ponadto była wyołożona chropowatą, brązową skórą, żeby oręż był łatwiejszy do utrzymania nawet w spoconych dłoniach.
Chłopiec westchnął cicho. Przytroczył woreczek z miękkiego futerka i skórzaną sakiewkę do pasa. Za pas zatknął sztylet, o pofalowanym ostrzu, wykonanym z dziwnego metalu o błękitnym połysku. Rękojeść rzeźbiona była w roślinne motywy. Na ostrej krawędzi widoczne były szlaczki, utworzone przez runy.
Zaklęcia. Podręczne. Jakby zapomniał...
Szczupłe palce dotknęły woreczka. Chłopiec usłyszał miły szelest ziół. Jego wargi zacisnęły się w poziomą kreskę.
Godzinę wcześniej, do jego pokoju przyszła jego narzeczona. Twierdziła, że musi go "przygotować" do małżeństwa, po czym bez słowa zaczęła zrzucać ubrania. Stanęła przed nim zupełnie naga, chwaląc się swoimi wdziękami.
Żołądek Erisa wygrał spór, który chłopiec toczył z nim od południa. Zgiął się w pół, i unicestwił piękny dywan leżący na podłodze. Kathrine zniesmaczyła się, komentując jedzenie serwowane w tymże domu. Popielatowłosy wykorzystując jej lament, z trudem podniósł się i dał nogę.
Uciec, uciec jak najdalej.
Rodzice ustalili mu mariaż, korzystny dla państwa, dla korony, tronu. Miał tylko czternaście lat! To nie było normalne. I nie chciał dłużej uczestniczyć w tej zabawie.
Poprawił zapinkę płaszcza. Odwrócił się jeszcze raz, spoglądając na pokój. Westchnął bezgłośnie. Otworzył okno. Okiennice skrzypnęły cicho. Chłopiec wspiął się na parapet, po czym zeskoczył w ciemność.

*
Ogień trzaskał wesoło. Pachniało sosną, i żywicą. Ciszę nocy zakłócały tylko śpiewy pasikoników, kryjących się w ciemnościach. Falik patroszył złowione ryby. Flaki, płetwy i łuski zgarniał do wykopanego obok siebie dołka. Później zasypie.
Stray wpatrywał się w ogień, blask płomienia odbijał się w jego oczach. Był zamyślony. Elf nie miał tego za złe swojemu kompanowi. Zresztą, lubił się nim zajmować. Oczywiście, przyznawał się do tego wyłącznie przed sobą samym. Drewno trzeszczało miło.
Białowłosy wstał, powiedział bardzo cicho, i jakby nieobecnie:
- Pójdę po chrust.
Falik zdążył jedynie kiwnąć głową, kiedy chłopiec odwrócił się i zniknął w krzakach. Sowa oznajmiła swą obecność cichym hukaniem.
*

Z gardła chłopca wydobyło się cichutkie westchnienie. Mężczyzna pochylił się nad nim i delikatnie pocałował szyję. Rozpięty płaszcz zsunął się z chudych ramion. Człowiek wsunął swoją dużą dłoń pod beżową, przylegającą do ciała koszulkę, i podciągnął ją wysoko, niemalże do szyi, odsłaniając cały blady brzuch, i klatkę piersiową. Popatrzył z zadowoleniem na zaczerwienione sutki chłopca, i poświęcił im dużo uwagi. Właściel obiektu uwagi mężczyzny stękał, jęczał, wzdychał, wił się, wyginał w łuk, szeptał przyrzeczenia i miłosne wyznania, albo bredził bez sensu. Zarzucał ręce na umięśnione ramiona, to znów je wycofywał, i chował w dłoniach spąsowiałą, rozpaloną twarz. Czuł miękką pościel pod plecami, a raczej za wgniatającym się w nie płaszczem. Między nogami natomiast czuł uciskaną przez spodnie erekcję, jego własną, i pocierające ją kolano, bynajmniej nie jego własne. Mężczyzna zacisnął zęby na drobnym sutku i został za to nagrodzony wyjątkowo nieprzyzwoitym jęknięciem. Uśmiechął się pod nosem.
Chłopiec nie mógł dostrzec błysku pożądania w ciemnych oczach.
Tego błysku. Bo po za nim, po za tym zwierzęcym pożądaniem, w tych oczach nie było nic.
Popielaty warkocz zamiótł poduszkę, kiedy ciemnowłosy człowiek podniósł leżące pod nim drobne ciało, drżące z rozkoszy. Szybkimi ruchami zwinnych dłoni pozbawił je górnego i dolnego odzienia. Rozpiął własną koszulę, i odrzucił ją koło łóżka, na drewnianą podłogę. Butów, spodni i całej reszty pozbył się jeszcze szybciej. Podniósł chłopca o bursztynowych oczach i posadził na swoich kolanach. Przycisnął drobne ciało do siebie. Nad pępkiem czuł gorącą, napiętą erekcję przyszłego kochanka.
Bo wiedział, że już jest jego. Już nie było odwrotu.
Zmaruczał cicho, kiedy mały odnalazł jego wargi, i wpił się w nie, niezdarnie obdarzając je pocałunkiem, który przeobraził się w następne, coraz bardziej dzikie i namiętne. Mężczyzna przesunął dłonie na szczupłe plecy, rozwiązując czarny rzemyk, utrzymujący określoną fryzujrę. Odrzucił go na podłogę, obok spodni chłopaka. Leniwymi ruchami rozpuścił warkocz. Popielate włosy opadły do połowy pleców.
Obydwaj byli spoceni, i dyszeli ciężo. Powietrze było gorące, i napięte. Mały wyglądał, jakby miał zejść na zawał. Poruszał ustami jak wyciągnięta z wody ryba. Mężczyzna wyglądał znacznie spokojniej. Ale w środku był rozpalony do granic możliwości. Chciał przerżnąć smarkacza już, teraz, jak najprędzej.
Ale nie po to się tak męczył. Skoro uzyskał zaufanie tego nieufnego gówniarza, to pobawi się trochę.
Popielatowłosy chętnie, długo i przyjemnie pieścił ustami palce mężczyzny. Jęknął głośno, najbardziej nieprzyzwoicie jak dotychczas, kiedy palce zagłębiły się w jego wnętrzu. Krzyczał, błagał. A człowiek nie przerywał. Uśmiechał się tylko, i przytulał twarz do drżącego ramienia chłopca, drażniąc delikatną skórę kilkudniowym zarostem.
Przygotowywał go długo. Mały zdążył dojść raz, wykrzykując głośno imię mężczyzny, wbijając w jego plecy paznokcie, mocno, drażniąc skórę do czerwoności.
Za pierwszym podejściem odwrócił chłopaka na brzuch, podniósł go tak, by klęczał na kolanach. Dobrze go przygotował. Bursztynowe oczy były zamglone, a jęki i stęknięcia były już nieodłączne, kiedy kochali się, delikatnie, powoli, namiętnie. W międzyczasie zmienili pozycję, mężczyzna położył chłopca na plecach, całował zaczerwieniowe policzki, odpowiedział uśmiechem na uśmiech, pocałował w czoło, szeptał uspokajająco, szeptał obietnice, miłosne wyznania i zapewnienia. Podtrzymywał biodra młodego kochanka w górze, kiedy wchodził w niego ponownie.
Oddawał się temu człowiekowi, ufał mu, kochał ponad życie. I wierzył w te obietnice, szepty, westchnienia. Słowa. Gesty.
Doszedł w nim, pozostawiając w szczupłym ciele coś swojego, jakąś część. Rytuał dobiegł końca. Miłość została wyznana dobitnie, nie było wątpliwości. Chłopiec zerknął między swoje nogi. Nie dostrzegł niczego, co wyglądało by jak krew. Tak, ten człowiek był odpowiedzialny. Kochający. Najważniejszy.
Wtulił się w niego, podkurczając nogi i zarzucając ręce na umięśnione barki. Zdążł ostatni raz wyszeptać najpiękniejsze słowa, i ucałować spierzchnięte usta kochanka. Popatrzeć w najukochańsze na świecie, ciemne oczy. Mężczyzna objął go, przykrył kołdrą, poprawił poduszkę pod głową, odgarnął popielate kosmyki.
Uśmiechał się pod nosem, jakby osiągnął coś. Nie był to życzliwy uśmiech.
A chłopiec oddychał cicho, wtulony ufnie w ciało dające mu bezpieczeństwo.

Uchylił powieki. Światło wpadające przez okienko, przebijające się przez białe haftowane firanki boleśnie ukuły bursztynowe oczy. Chłopiec odwrócił się w drugą stronę, a jego usta już ułożyły się w uśmiech, z gardła już wydobywał się głos, szczęśliwy, spełniony, chcący przywitać ciemnowłosego mężczyznę. Zamiast ciepłego ciała, na zmiętej pościeli leżał kawałek pergaminu, zapisany niewyraźnie, pośpiesznie. Chłopak odgarnął popielate włosy, wpadające mu w oczy. Podniósł się, podparł na dłoni. Przeczytał szybko nabazgrane zdanie.

"Dzięki za tyłek, dziwko."

*
Było cicho. I ciemno. Księżyc w pełni i gwiazdy odbijały się w gładkiej jak lustro tafli jeziora. Cykady ciągle grały swą pieśń. Ciszę rozrywały ciche jęki.
Białowłosy chłopiec siedział pod pniem potężnego dębu, obejmował dłońmi podkurczone kolana. Jego ciałem wstrząsał szloch, jeden za drugim. Po zaczerwienienych policzkach lały się łzy, gorzkie, gorące. Z cichym szelestem skapywały na trawę i odzienie Straya.
Nie płakał przy nikim, płakał rzadko, niemalże wcale.
Ale teraz nie było nikogo...
- Nienawidzę cię... nienawidzę...!
Płakał głośno. Jego rozpaczliwe łkanie rozdzierało ciszę nocy. Nie usłyszał kroków stojącej teraz za innym drzewem, w odległości trzydziestu kroków postaci. Nie widział stężałej w gniewie i nienawiści piegowatej twarzy, zmarszczonych ognistoczerwonych brwi. Nie mógł dostrzec ściśniętej w pięść dłoni.
- Dlaczego mi to zrobiłeś... jak ja cię nienawidzę...
Kolejny potok łez, kolejny szloch. Lodowate, żelazne kleszcze zaciskające się na żebrach, odbierające dech. Ból, rozrywający od środka. Obezwładniający. Odbierający wszystko.
Nie usłyszał chrzęstu, jaki rozległ się, kiedy rudowłosy elf uderzył zaciśniętą pięścią w twardą, chropowatą korę. Syknięcia, i tłumionego przekleństwa również. Ani cichych, oddalających się kroków.
*
Białowłosy wyłonił się w mroku. W dłoniach niósł naręcza chrustu. Blada twarz była spokojna, chłodna, nie wyrażająca żadnych uczuć. Jak zwykle.
Falik przyglądał się w skupieniu wszelkim działaniom Stray'a, obserwował jak chłopak odkłada chrust, spogląda na tkwiące w ognisku ryby, nadziane na patyki. Jak powoli siada pod drzewem.
Zjedli w milczeniu. Potem zamienili kilka słów o dniu nastepnym, ustalając trasę i godzinę wyruszenia.

Rudowłosy ocknął się, nie mógł zasnąć. Przewrócił się na drugi bok. Stray leżał skulony kilka kroków od niego. Szepatł coś przez sen, trząsł się lekko. Falik poczuł to dziwne ukłucie w okolicach serca. Zsunął z ramion kocyk. Na kolanach zbliżył się do chłopca. Patrzył długo w niespokojną uśpioną twarz. Białe brwi co chwila marszczyły się, powieki drgały. Szepty były gorączkowe, niewyraźne. Elf okrył go kocem, leciutko pogłaskał po chłodnym policzku.
Bardzo długo siedział obok chłopaka. Zasnął tuż przy jego boku, okrywając się płaszczem dopiero wtedy, kiedy oddech białowłosego ucichł, a jego twarz na powrót stała się spokojna.
*
Obudzili się niemal równocześnie. Złote, chłodne oczy, nie wyrażające żadnych emocji wpatrywały się w niego. Stray był osobą o wyjątkowo obojętnym i bezuczuciowym stylu bycia. Falik, młody elf który był zupełnym przeciwieństwem takiej postawy, mimo wszystko bardzo lubił chłopca.
Znali się niedługo, dwa miesiące zaledwie...
Ale poznali się w okolicznościach nietypowych, i białowłosy świetnie zdawał sobie sprawę, jak dużo zawdzięcza Falikowi. Nie wiedział jednak, jak dużo piegowaty zawdzięcza jemu. Nie mówił o tym. Uśmiechał się promiennie, dbał o Straya jak o młodszego brata. Mimo że od niego zawsze wiało chłodem i niechęcią.
Falik przysypał małe, prowizoryczne ognisko piachem, zapakował tobołki, przygotował śniadanie. Zbierali się do drogi. Rozejrzał się, odrywając od pochłaniającej pracy, zdając sobie sprawę z tego, że nie ma jego towarzysza.
- Stray?
Odpowiedziała mu cisza, i nieustający śpiew ptaków. Elf podniósł się z ziemi, na której klęczał kiedy zawiązywał tobołek, i przytraczał do niego mały, zdobiony toporek. Przechodząc przez pozostałości nocnego obozowiska, skierował się w krzaki, zagłębiając się w las. Kierował się szumem wodospadu. Ścieżka była wydeptana przez zwierzęta, ale wśród uschniętych igieł, liści i połamanych patyczków widać było ślady większe... ludzkie.
Rudowłosy dotarł tuż nad brzeg strumienia. W ostatniej chwili zatrzymał się w krzakach jak wryty, wytrzeszczając oczy na zjawisko, scenę, odgrywającą się pod wodospadem.
Złotooki stał w wodzie do połowy uda, zupełnie nagi, a spływająca ze wzgórza orzeźwiająca, krystaliczna woda rozbijała się o jego blade ramiona, spływała po szczupłym ciele, po pięknie zarysowanych mięśniach ramion, pleców, brzucha, ud... Odchylał głowę do tyłu, a białe, mokre kosmyki opadały lśniącą kaskadą niżej, zasłaniając pośladki. Kąpiel sprawiała chłopcu wyraźną przyjemność, mruczał coś pod nosem, a powieki miał przymknięte.
Elf poczuł pyknięcie w nosie, po czym ciepła krew potokiem zaczęła broczyć po jego ustach i brodzie. Szybkim ruchem dłoni usiłował zatamować krwotok dłonią. Pośpiesznym krokiem wycofał się, odwrócił i pognał na złamanie karku w stronę obozowiska. Wypadł na nie po wykonaniu imponującego salta w powietrzu, spowodowanego złośliwym korzeniem wystającym z ziemi. Krew przestała zalewać jego twarz i ubranie. Rozsupłał sznurki i rzemyki swojego tobołka, wyciągnął szmatkę i bukłak napełniony wodą z pobliskiego strumienia. Doprowadzał się do porządku. Ubrania musiał zmienić.
Tak, stanowczo odżywiał się nie najlepiej. Miał zbyt kruche naczynka.











 


Komentarze
mordeczka dnia padziernika 14 2011 12:49:20
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

yadziak (Brak e-maila) 03:18 01-04-2006
Świetnie. Pisz dalej. smiley
Marc (Brak e-maila) 03:22 01-04-2006Spadaj smiley Ty czytałaś dobrze wklejoną wersję, zaraz mnie zjadą za brak akapitów w pierwszej części i zeżartymi polskimi znakami w trzeciej smiley A to nie maj foult ;_;
yadziak (Brak e-maila) 03:23 01-04-2006
Świetnie. Pisz dalej. smiley
Marc (Brak e-maila) 03:23 01-04-2006Spadaj smiley Ty czytałaś dobrze wklejoną wersję, zaraz mnie zjadą za brak akapitów w pierwszej części i zeżartymi polskimi znakami w trzeciej smiley A to nie maj foult ;_;
Marc (Brak e-maila) 03:23 01-04-2006
Eee... to ja sie moze nie bede odzywac smiley
yadziak (Brak e-maila) 03:25 01-04-2006
E... Nie no zajebiste to jest smiley
Marc (Brak e-maila) 03:26 01-04-2006
Odkryliśmy klonowanie.
( nie dobrze wklejoną, miałem na myśli, z notatnika przysłaną przezemnie, zaszczyt! ) teraz ludzie nie mogą delektować się moją tFurczością ;_;
yadziak (Brak e-maila) 03:27 01-04-2006
E... Nie no zajebiste to jest smiley
yadziak (Gupi_yadziak@GayParty.pl) 03:27 01-04-2006
E, chyba dodaje sie drugi raz jak klikasz na 'odswierz'.

Widzem. Na szczescie ja mialam to szczescie czytac to w oryginale xP
Marc (Brak e-maila) 03:28 01-04-2006
odświeŻ
yadziak (Gupi_yadziag@DresPart.pl) 03:28 01-04-2006
Odśwież. Późne godziny źle działają na mój i tak nie istniejący już mózg.
Marc (Brak e-maila) 03:29 01-04-2006
Coś czuję że adminka już nas nie lubi.
yadziak (yadziak_i_marc@rządzą_światem.pl) 03:30 01-04-2006
No, przynajmniej masz duzo komentow smiley
Linda (Brak e-maila) 11:09 07-04-2006
Opowiadanie było...chaotyczne, rozumiem, że kursywą jest przeszłość, sześć razy zabierałam sie do czytania, ale niestety nie przepadam za kursywą, szczególnie jak jest jej tak dużo. Oczywiście brak litery "ś" stworzył kilka najzabawniejszych cudów - popij zamiast pośpij, to moje ulubione, chciaż jakiś sens w tym można znaleźć(najlepiej sie śpi po pijaku), ale już takie lubu zamiast ślubu było lekko...szalone, bo w staropolskim jest luba jako ukochana, a w czeskim lubić znaczy kochać, podobnie w rosyjskim "ja lublu tiebia", prócz tego były tam jakieś dziwne gramatyuczne cuda - chyba jedno zdanie mozna było nazwać tasiemcem, ale tylko jedno, wiec nie jest źle(za to moje płuca ciągle próbują uzupełnic braki powietrza).
Komentarze były...powalające, rodzeństwem jesteście, czy jedną osobą z rozdwojeniem jaźni?
Dzisiaj mam dobry humor(udało mi sie wykrecić od szkoły- ostatni dzień i mam przerwe na 2 tygodnie!) więc to wszystko.
Aha, i mam prośbę, nie zmieniaj im tak szybko imion oraz niech ten Fiolik(czy jakoś tak) też ma coś z życia, niekoniecznie Straya, czy drugiego elfa, ale taka urocza elficka pani dodałaby realności(może wreszcie przestałoby go tak zalewać?)
Marc (Brak e-maila) 21:52 07-04-2006
re.up. yadzia i ja powinniśmy być rodzeństwem, dziwne zrządzenie losu że nim nie jesteśmy smiley zalóżmy że jesteśmy przyszywanymi bratem i siostrą smiley

Co do Falika - na pewno nie zachwyciłaby go żadna elficka pani, przykro mi smiley ale jemu raczej nie smiley

A chaotyczność pierwszej części nie dość, że zamierzona, ( w drugiej powinno się rozwiać, jeśli nie, to znaczy że chaotycznie piszę ja, trudno, pracuję nad tym XD ) ale w oryginale jest ś i są.. akapity.
Ja bym w ogóle nie brał się za czytanie tekstu bez akapitów, ale mam nadzieję że przy.. którejś tam okazji te akapity powrócą smiley
n (Brak e-maila) 13:18 08-04-2006
Hmmm... co by tu napisac. Opowiadanie nawet ciekawe, tylko jak juz ktoś wczesniej stwierdzil - nieco chaotyczne. Na poczatku nie moglam sie za bardzo polapac o co w tym chodzi, ale ostatecznie z moim rozumowaniem nie jest jeszcze tak zle.
Jestem troche czepialska, wiec sie do czegos przyczepie "(...)niż wychodzić za tę dziewczynę, za JAKĄKOLWIEK dziewczynę." - Nie wiem czy to bylo zamierzone, ale chlopak za dziewczyne raczej nie wychodzi, tylko sie z nia zeni. Poza tym, chyba nie mam do czego sie przyczepic. Twój styl nie kaleczy moich oczu i na szczescie nie robisz bledow ortograficznych (albo po prostu ich nie zauwazylam ;p).
Podoba mi sie kreacja charakteru Erisa, to milo, ze nie zrobiles z niego placzliwej panienki. Chłopak ma swoje zdanie i nie jest z niego, ze sie tak kolokwialnie wyraze, zadna pipa. Mam nadzieje, ze tego nie zepsujesz.
Czekam na ciag dalszy i zycze duzo weny twórczej.
Len (Brak e-maila) 21:44 11-04-2006
Mi się podobało. Ale wolałabym więcej Falika. To mój ulubiony bohater. Jak ktoś już napisał, niech ma coś od życia. Choć wolałabym elfa niż elfkę...
natiss (Brak e-maila) 16:38 20-04-2006
Przeczytałam. Trochę początek mnie zraził, ale im dalej w las tym lepiej. Nieźle to zakręcone, ale widać, że pomysł i fabułe masz. Niezłą nawet. ^__^ Fajny jest główny bohater, podoba mi sie podoba... no i ten jego kompan Falik czy cuś. smiley I tak jak Linda jestem za tym, zeby uszczęśliwiła Falika jakaś miła, ładna elfka. smiley Ślij dużo nowych rozdziałów, koniecznie dłuugich. smiley
Pozdrawiam.
liz (liz5@o2.pl) 18:59 20-04-2006
wiec i ja sie powturze : swietnie i pisz dalej, bo czekamy z niecierpliwoscisa
Marc (Brak e-maila) 19:19 21-04-2006
Drogie panie, muszę was rozczarować, niestety Falik nie lubi kobiet i uszczęśliwić go może jedynie jakiś przystojny młodzieniec... smiley
yadziak (yadziak_rządzi@światem.pl) 02:56 22-04-2006
Ludze, po co wam związki hetero w opowiadaniach yaoi?
To się kupy nie trzyma. (A może raczej właśnie do kupy się nadaje) Po to się tworzy postacie homo, aby takie były, a nie szukały sobie przedstawicieli przeciwnej płci do szczęścia. A po Faliku wyraźnie widać którą płeć preferuje ;]]]
natiss (Brak e-maila) 17:01 22-04-2006
No cóż, szkoda. ;p Ale myśle, ze Falik z jakimś miłym chłopcem również bedzie uroczo wyglądać. smiley
An-Nah (Brak e-maila) 11:47 26-04-2006
Aaaa no prosze, teraz dopiero widze, ze to jest tu na stronie == Trzeba było link po prostu podac, jak prosiłam na forku smiley Moja opinię już znasz smiley
An-Nah (Brak e-maila) 11:52 26-04-2006
A co do kwesti Falika i poprzednich komentatrzy, to a) do związków hetero w opowiadaniach yaoi nic nie mam smiley Falika widzę puki co z Erisem, a co smiley Panienkę możemy wcisnąć temu drugiemu elfowi co anjwyżej smiley c) Falik powinien przejść się do elfiego seksuologa bo jak mu krew płynie do nosa, zamiast do przedniej cześci ciała, to współczuję jeogo pożyciu seksualnemu smiley Ale to już komentarz na wesoło smiley
Marc (Brak e-maila) 00:00 27-04-2006
re.An-Nah

Wkleiłem na forum, żeby gdzieś była wersja z akapitami, bo nie wiem kiedy na stronce poprawią smiley chyba będę musiał się znowu upomnieć, a raczej, przypomnieć smiley
mary madness (myxomatosis1@o2.pl) 13:00 24-09-2006
Dobra mam małe pytanie, co do tego cytatu: "Włosy i oczy straciłyby pigment wcześniej czy później." Ok czy oczy mają pigment? Wiem, ze skóra ma, ale pod względem wiedzy biologicznej jestem ignorantką i nie wiem jak jest z oczami, ale to chyba nie pigment?
Marc (Brak e-maila) 23:55 26-09-2006
pigment z tego co wiem, nadaje kolor prawie wszystkiemu - skórze, włosom w tym i tęczówkom oczu. Jeśli się mylę, to głupi jestem smiley
Jeśli nie, to nie mam pojęcia, co innego mogłoby nadawać im kolor, jak nie pigment (zauważę jeszcze, że kiedy włosy z wiekiem tracą kolor, to samo dzieje się z tęczówkami).
Ginger (ginger9@orange.pl) 23:23 05-06-2007
Nie będę Ci tu koloryzować-przeczytałem całość z okazji Falika i przede wszystkim dlatego,że widuje go codzień w lustrze.trafiłeś z kolesiem,nie ma co.pisz dalej,po tej wkurwiającej akcji z Mightem przydałby się jakiś relakssmiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum