The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 07:35:54   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Dunkelzelle 1
Rozdział pierwszy

Zlecenie





- Chcemy żeby kogoś pan wyprowadził.

Nieznajomy rozejrzał się nerwowo wokół. W ciemnej spelunie, widać było tylko zarysy gwarnego tłumu oblegającego stoliki i każdą, nadającą się do usadowienia przestrzeń. Co prawda hałas zapewniał ograniczone bezpieczeństwo, ale nigdy nie można było mieć pewności, że ktoś nie podsłuchuje.

- Już z tym skończyłem, nie przerzucam nikogo ani niczego. Może napijesz się czegoś? - Nikita zaproponował uprzejmie. Zawsze starał się dawać opór nagannemu zachowaniu nadmierną uprzejmością. Z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny sprawiało to, że jego rozmówcy nagle tracili pewność siebie, z jaką rozpoczynali z nim dyskusję.

Mężczyzna mrugnął fosforyzującymi oczami, zdziwiony i potrząsnął przecząco głową.

- Nie przyszedłem tu pić. Mam interes.

- Muszę nalegać. - Nikita złapał wzrok ogromnego barmana i poprosił na migi o jeszcze dwie szklaneczki tutejszej specjalności. Był jedynym klientem w historii "Ciemnego Chaosu", któremu przynoszono zamówienie do stolika. Gdyby spróbował tego, którykolwiek z innych bywalców najprawdopodobniej przywitałby się dość widowiskowo ze ścianą lub blatem baru.

Jack, ogromne chłopisko, do którego należała tutejsza speluna przyniósł dwie szklanki bimbru, pędzonego na zapleczu i spojrzał podejrzanie na nowoprzybyłego.

- W porządku? - spytał Nikity, wyglądając przy tym na gotowego do skręcenia czyjegoś karku.

- Tak, jasne. Mój nowy znajomy właśnie miał mi coś oznajmić.

Barman upewnił się, że Nikicie nic nie grozi i oddalił się, niezgrabnie manewrując między stolikami swoją potężną tuszą. Miał około dwóch i pół metra wysokości, był przy tym niezwykle umięśniony, a gdy chciał, jego twarz przybierała na prawdę groźny wyraz.

- Słucham więc Panie Bezimienny?

- Nazywam się Robertson i zdaje się, że nie wspomniałem wcześniej, że jestem tutaj w imieniu Heinleina.

Nieznajomy uzyskał taki efekt, jakiego oczekiwał. Nikita drgnął wyraźnie na dźwięk imienia swojego byłego pracodawcy. Był najlepszym szefem, dla którego wykonywał skoki za mury, z pasażerami lub bez. Lubił dla niego pracować, ufał mu i wiedział, że nie wyśle go na pewną śmierć, zawsze był dobrze poinformowany, uprzedzał wszystkich swoich pracowników o łapankach, tak by mogli się zawczasu gdzieś przyczaić. No i nieźle płacił.

Nikita pracował dla niego od czternastego roku życia. Heinlein jak zbawiciel wychodził na ulice Dunkelzelle, przeszukiwał przeludnione osiedla i zaglądał nawet do kanałów, w poszukiwaniu utalentowanych i sprytnych mutantów, których mógł wykorzystać do swojego interesu.
Tam właśnie znalazł Nikitę, na samym dnie niczego.
Gdy był jeszcze dzieckiem i przyciskał go głód, włamywał się do mieszkań i okradał je ze wszystkiego, co przedstawiało dla niego jakąkolwiek wartość. Właśnie przy jednym z takich włamań, gdy udało mu się zlokalizować kilka puszek z konserwą, najwyraźniej z przemytu, zanim zdążył opuścić mieszkanie wróciła właścicielka. Rozsierdzona wyciągnęła pistolet z torby, stustrzałowego D99, Dunkelzelle'cką robotę. Kule były niezwykle małe, dlatego z łatwością można było zmieścić sto z nich w stosunkowo niewielkim magazynku. W zetknięciu z powierzchnią rozpryskiwały się na setki mikroskopijnych części, które wędrowały wraz z krwią przez cztery sekundy, a następnie wybuchały czyniąc spustoszenie w narządach wewnętrznych.
Kobieta strzeliła do Nikity. Pierwsza kula trafiła w prawą dłoń i przeszła na wylot. Najwyraźniej właścicielka D99 musiała dla oszczędności kupić podrabiane kule i ładunek nie rozprysł się. Pod wpływem bólu, wypuścił z ręki worek z jedzeniem. Druga kula przeszła prosto przez jego czoło, ale zdążył już dokonać przemiany, więc nie wyrządziła mu żadnej krzywdy i utkwiła w ścianie. Kobieta widząc, co się stało, zaklęła szpetnie i ruszyła w jego kierunku. Nikita spanikował i przeszedł prosto przez jej ścianę. Wyszedłby z tego właściwie bez szwanku. Przestrzeloną dłoń może udałoby się jakoś połatać, ale Nikita zapomniał, że mieszkanie znajduje się na drugim piętrze.

Miał wtedy dopiero czternaście lat, nie do końca potrafił panować nad swoimi zdolnościami przenikania przez materię, więc ze strachu wrócił do swojej ludzkiej struktury i z całym impetem gruchnął o ziemię. Poczerniało mu przed oczami, ręka na którą spadł chrupnęła głośno. Zdawało mu się, że krzyknął z bólu, ale nie był pewien.

Ocknął się po zaledwie kilku minutach z czyjąś dłonią na ustach, unieruchomiony w stalowym uścisku.

- Bądź cicho - wyszeptał mu niski głos prosto do ucha.

Kobieta z mieszkania przemierzała zamaszystym krokiem ulicę, wymachując groźnie bronią. Wyglądała jakby było jej obojętne kogo zabije. Przechodnie usuwali się jej prędko z drogi, nikt nie chciał niepotrzebnie oberwać. Nie zauważała Nikity i jego wybawiciela, kryjących się w cieniu jednego z budynków.

- Dobra mały, chyba poszła.

Nikita stanął niezbyt pewnie na nogach, następnie zbadał dokładnie swoją przestrzeloną na wylot, obficie krwawiącą dłoń i przekręcony nienaturalnie łokieć.

- Nie boli - stwierdził ze zdziwieniem.

- Dałem ci środek przeciwbólowy. - Mężczyzna wskazał na szyje Nikity, gdzie znajdowała się niewielka, okrągła naklejka, poprzez którą szybko i bezboleśnie można było zaaplikować środki farmaceutyczne. Droga rzecz. I trudno dostępna w getcie dla mutantów.

- Ale wkrótce przestanie działać. Możesz mi wierzyć, że kiedy to się stanie, nikt nie pofatyguje się żeby cię opatrzyć, czy choćby litościwie skrócić ci cierpienia. Ale ja mogę ci pomóc - zaproponował mężczyzna - jeśli ty pomożesz mi.

Chłopcu nie zostało nic innego jak zgodzić się na propozycje Heinleina. Okazało się na jego szczęście, że to nie żaden szalony doktor, kapłan krwawego kultu czy alfons. Heinlein był uczciwym przemytnikiem, utrzymywał się głównie z przerzucania mutantów za granicę Dunkelzlle do Zeppelina, jak potocznie nazywano Zjednoczone Kraje. Wizja wyrwania się z getta, którego bramy zamknięto wiele lat temu, a przestrzeń powietrzną pokryto ogromną kopułą, była na tyle kuszącą, że mutanty były w stanie przez lata żyć w głodzie i nędzy byle móc zaoszczędzić potrzebną kwotę i wyrwać się stamtąd.

Nikita w związku z tym, że posiadał niespotykaną wcześniej umiejętność przenikania murów i bram, nawet z pasażerem, dokonywał najczęstszych i najzuchwalszych akcji, a jego postać obrosła czymś na kształt legendy.

Wszystko układało się świetnie do zeszłego tygodnia, kiedy to znaleźno Heinleina z poderżniętym gardłem. Od tamtej pory Nikita włóczył się bez celu po ulicach miasta mutantów, Ciemnicy. Na razie nie szukał pracy, zgromadził wystarczająco dużo funduszy by utrzymać się przez najbliższe sześć czy siedem miesięcy.

Chłopak otrząsnął się ze wspomnień i zmierzył groźnie, swoimi jasnymi, zazwyczaj pogodnymi oczyma, siedzącego naprzeciwko mężczyznę.

- Heinlein nie żyje - Nikita powiedział sucho. Odłożył szklankę z piekielnie mocnym samogonem. - Więc nie może przychodzić pan w jego imieniu.

- Zlecił to zadanie na trzy dni przed swoją śmiercią. Wiedział, że coś się szykuje, podejrzewał jednego ze swoich ludzi, że go zdradza i donosi istotom ludzkim o jego działalności. Poprosił żeby wyprowadzono jeszcze jedną osobę, poprosił też żeby pan to uczynił.

- Umowa wiążąca mnie z nim została zerwana. Nie mam żadnych zobowiązań co do organizacji, bo organizacja wraz z jego śmiercią przestała istnieć.

- Myślę, że się pan myli w obydwu kwestiach. Osoba, którą ma pan przeprowadzić to syn Heinleina, a organizacja działa i wkrótce będzie pracować równie sprawnie jak przed jego śmiercią.

- On miał syna?! - Nikita zamarł w szoku, wpatrując się z niedowierzaniem w twarz mężczyzny przedstawiającego się, jako Robertson.

- Tak, trzymał to w tajemnicy. Obawiał się, że jego potomek może stać się celem ataków, czy porwań dla okupu. Heinlein miał wielu wrogów.
Nikita zastanowił się przez chwilę, po czym wzruszył ramionami i pociągnął solidny łyk ze szklanki. Robertson poszedł w jego ślady. Po przełknięciu twarz mu natychmiast poczerwieniała, a fosforyzujące oczy wybałuszyły. Nikita roześmiał się na ten widok w duchu, ale jego twarz pozostała bez wyrazu.

- To nie moja sprawa.

Robertson wyszczerzył zęby, kiedy mógł już ponownie oddychać. Nikicie przebiegł po plecach dreszcz.

- Podejrzewaliśmy, że będzie pan potrzebował zachęty. - Położył na stole niewielkie zawiniątko. - Proszę to rozpakować w bezpiecznym miejscu i uznać za zaliczkę. Reszta po wykonaniu zadania. Do widzenia.
Mężczyzna skłonił się wytwornie i już odwracał się by odejść, kiedy Nikita zatrzymał go pytaniem.

- Skąd pewność, że nie wezmę zaliczki i się nie ulotnię?

Uśmiech na twarzy mężczyzny poszerzył się, a oczy mu zabłysły. Dosłownie.

- Kiedy pan zobaczy co to, jestem pewny, że będzie pan pragnął reszty. Żegnam.

- Ta, ja również żegnam.

Nikita bacznie obserwował swojego nowego znajomego, dopóki ten nie zniknął w wyjściu. Następnie ruszył na zaplecze, dobrze znaną sobie drogą. W powietrzu unosił się zapach drożdży, a pod ścianą stała sześćdziesięciolitrowa beczka kwasoodporna, z której dobywała się woń. Barman trzymający w obu dłoniach puste szklanki, spojrzał na niego pytająco.

- Kłopoty? - spytał wskazując podbródkiem drzwi, w których zniknął nieznajomy.

- Nie wiem. Jakiś podejrzany typ. Zlecił mi robotę. - Nikita zajrzał do beczki. - Zawsze się zastanawiałem, z czego pędzisz to świństwo.

- Nie zmieniaj tematu. Uważaj, Heinlein zapewniał pracę na czystych warunkach, ale nie wiadomo czy inni będą równie uczciwi.

- Jezus, czy tu są herbatniki?!

- Generalnie to zacier z krochmalu. Ale mogło mi tam coś przypadkiem wpaść.

- Pędzisz wódkę z krochmalu?**

- Tak jakby. - Jack wzruszył ramionami w geście bezradności. - Jeśli zapomniałeś, to dość trudno znaleźć w Ciemnicy cokolwiek. Niby skąd bym miał wziąć tutaj buraki cukrowe, albo ryż czy. no nie wiem. Cokolwiek.

- Skąd ty bierzesz krochmal? Komu w ogóle potrzebny jest tutaj krochmal?

- Nie pytaj. - Jack roześmiał się, a od jego potężnego głosu zadrżały wszystkie sprzęty znajdujące się w pobliżu.

- Ale sam też pijasz ten wynalazek? - spytał podejrzliwie Nikita, obiecując sobie w duchu, że jeśli odpowiedź będzie negatywna, nigdy więcej nie weźmie ani kropli do ust.

- No ba! Nie znajdziesz lepszego w Dunkelzelle! Poza tym potrafię upędzić bimber praktycznie ze wszystkiego. Potrzeba matką wynalazku. - pochwalił się nieskromnie, Jack.

Uśmiech zrzedł na twarzy Jacka i spojrzał poważnie na Nikitę.

- Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać. - Zwykle potężny głos barmana teraz zniżył się do szeptu.

- Jasne, znasz mnie, będę ostrożny jak dziewica wędrująca nocą po Trzecim Sektorze. - Nikita posłał mu rozbrajający uśmiech.

- Znam cię, właśnie dlatego się martwię. - Potężny mężczyzna usiadł ciężko na krześle. - Zaglądnij czasem do mojego pubu i daj znać czy żyjesz.

- Wybacz Jack, ale. trudno nazwać to miejsce pubem. - powiedział poważnie i zatoczył koło dłonią, wskazując na brudne, sklecone z byle czego stoliki i klientelę spod ciemnej gwiazdy.

- Bardzo śmieszne. - Jack rzucił jedną z trzymanych cały czas, w dłoni, szklanek, ale przeleciała przez głowę Nikity i roztrzaskała się na szafce za jego plecami. Chłopak mrugnął do niego psotnie i przeszedł przez ścianę zaplecza. Dało się jeszcze słyszeć stłumione pożegnanie, kiedy był w trakcie jej przekraczania.

Olbrzymi barman spoglądał jeszcze przez chwilę na ścianę, za którą zniknął Nikita. Bał się o niego. To było naturalne. Wciąż był dla niego małym braciszkiem.

~*~

Jeśli mieszkało się w Ciemnicy i miało się pieniądze, leki, jedzenie albo zaawansowane technologicznie urządzenia, przemycone z Zeppelina, należało ukryć je najskrzętniej jak to było możliwe. Problem Nikity polegał na tym, że nie był w stanie zataić swoich dochodów przed innymi mutantami, ponieważ wszyscy pracujący u Heinleina prowadzili dostatnie życie, kontrastujące tak bardzo z codzienną biedą i zawszonymi dzieciakami przewracającymi się na ulicach, z głodu. Właściwie odkąd Nikita nie był już jednym z nich, nie bardzo go obchodziło, co się z nimi dzieje. Niestety ich interesowało, co dzieje się z nim, a raczej z jego zarobkami. Nikita wdrapał się na szczyt, na który tylko garstka mogła się dostać. Dlatego znalezienie sobie mieszkania zajęło mu sporo czasu. Musiało to być miejsce gdzie mógłby wejść tylko on lub ktoś za jego zgodą.

W końcu zdecydował, że pod latarnią jest najciemniej.

Zanim Dunkelzelle stało się gettem, na jego terenie znajdowały się trzy miasta ludzkie, z dobrze rozwiniętą infrastrukturą, między miastami pozostawały rzadziej rozmieszczone domy i tereny uprawne. Trzy centa były naszpikowane wieżowcami, strzelistymi kościołami i mnóstwem budynków, między którymi ciągnęły się ulice, dziś już nie tak imponujące, zniszczone i ograbione. Żeby przejść całą Ciemnicę podobno potrzeba było ośmiu dni marszu, ale Nikita nie był tego pewny, nigdy nie próbował.

Skoro były miasta były i kanały. Zanim getto zostało zamknięte oczywiście zalano je wszystkie betonem wokół całej granicy, uniemożliwiając wyjście. Budynki zaś zdmuchnięto z powierzchni ziemi tworząc stu metrowy pas gruzów, otaczający pierścieniem kopułę. Nikita natknął się kiedyś, podczas przemykania na drugą stronę, na podziemny schron któregoś z tych poległych budynków. Wejście do niego było przykryte setkami kilogramów gruzu. On oczywiście mógł tam wejść bez problemów. By uniknąć śledzących go oczu w ustronnych miejscach schodził do kanałów i szedł nimi, aż do betonowej zapory, skręcał w prawo przenikając pas ziemi, po czym trafiał na grubą ścianę swojego domu, et voila!

Żaden mutant nie podchodził tak blisko granicy, bo znajdowały się tam karabiny z czujnikami ruchu. Żaden człowiek zaś nie stawiał tu swej stopy, ponieważ teren znajdował się w okolicy ogromnego leju po bombie GC 9, zrzuconej przez mutanty za czasów wojny. Był to ich wynalazek, który miał przynieść ratunek bezdusznie mordowanym mutantom. Ludzie zawsze obawiali się inności. GC 9 miała to zmienić, jej działanie powodowało zmiany genetyczne u wszystkich istot ludzkich, które znalazły się w zasięgu jej działania. Stawali się ich braćmi i nie musieli się już bać.

Jednak wszystkie wysiłki poszły na marne. Udało się wystrzelić tylko jedną bombę, a ludzie w ciągu kilku tygodni zbudowali największe więzienie świata i zamknęli w nim mutanty, chroniąc się murami, zaporami ciągnącymi się pod ziemią i nad ziemią. Wszystko to wskazywało na to, że planowali to już na samym początku trwającej pięć lat wojny. Początkowo chciano zabić wszystkie dziwadła, wybryki natury, póki grupa naukowców nie przekonała przywódców świata, że mogą czerpać z nich korzyści. Mogą robić na nich badania, na przykład jaka zmiana zachodzi w ciele mutanta, że żadna kula nie jest go w stanie uszkodzić, a może zginąć z powodu rany zadanej kawałkiem tłuczonego szkła. Jakie dawało to możliwości rozwoju armii! Stworzyć pancerz, w którym żołnierz będzie niezniszczalny. Kuszące.

Nikita po wyjściu przez ścianę zaplecza, zszedł do kanałów i skierował się w stronę swojego domu. Starał się nie używać zbyt często tej samej drogi. Pierwsza zasada jakiej uczył swoje cudowne dzieci Heinlein to: "Rutyna zabija". A Nikita nie chciał zginąć.

Kiedy znalazł się już bezpiecznie w swoich czterech ścianach, opadł na wymoszczony fotel z kraciastym obiciem i wyciągnął z kieszeni czarny woreczek. Zważył go w ręce, ale nie rozsupłał cienkiego sznurka. Nie ciekawiło go, co znajduje się wewnątrz. Nie spodziewał się czegoś zaskakującego. Może były to pieniądze, może chipy, narkotyki, akumulatory będące w stanie zasilić urządzenia w jego mieszkaniu przez lata. Płacono mu w różnych formach, ale tak na prawdę w głębi serca, Nikita nie wykonywał skoków, ponieważ liczył na zyski. Lubił to robić, grać ludziom na nosie, przechodzić z łatwością pod ich nowoczesnymi zasiekami, w które włożyli niezliczone ilości pieniędzy, udoskonalali nieustannie, zaopatrzali w kolejne systemy zabezpieczające. Odczuwał wtedy nieopisaną satysfakcję, że żadna z tych rzeczy nie jest w stanie go powstrzymać.

Czasami w czasie przerzucania mutantów na drugą stronę przechodziło mu przez myśl, żeby już nie wracać. Zostać między ludźmi, żyć w dobrobycie, nie przejmować się tym jak długo będzie go stać na to, by włożyć coś do garnka. Ale wtedy uświadamiał sobie, że istoty ludzkie to tak naprawdę potwory obleczone gładką skórą. I to najgorszy rodzaj z możliwych, dlatego nie byłby w stanie żyć między nimi.

Nikita wszedł pod prysznic pozwalając strumieniom gorącej wody wypędzić z jego ciała zmęczenie. Zastanawiał się nad przyjęciem propozycji od nieznajomego. Nagle uświadomił sobie, że nawet nie wie, kim mężczyzna jest i dla kogo pracuje, bo z tego co pamiętał cały czas wypowiadał się w imieniu jakiejś większej liczby osób. Cała sprawa wydawała mu się niepewna i wystarczająco podejrzana by rozsądnie myśląca istota zrezygnowała z niej natychmiast. Właśnie dlatego postanowił ją wziąć. Poza tym nie chciał przepuścić okazji na poznanie syna Heinleina. Jeśli jego ojciec był tak intrygującą postacią, to jaki musiał być jego syn?
Nikita zakręcił wodę i okręcił biodra ręcznikiem. Staną przed lustrem, odgarnął jasne pasma włosów z twarzy i w zamyśleniu przesuną dłonią po piersi i brzuchu, gdzie znajdowały się dwa świadectwa jego pochodzenia.

Skrzywił się z nienawiścią na myśl o laboratoriach, w których się urodził i spędził siedem lat swojego życia. Zostały mu po tych wydarzeniach dwie pamiątki. Jedną był gładki brzuch pozbawiony pępka, dowód na to, że stworzyli go ludzie. Drugą tatuaż na klatce piersiowej, umieszczony tuż nad sercem. N1 K1 T A, głosiło czarne, niezacieralne piętno. Jego numer katalogowy, określający jakiego rodzaju eksperymentem był. Jedynki świadczyły o tym, że był prototypem, a o wiele wyraźniejsze od reszty dwie ostatnie litery zostały wytatuowane na dzień przed wrzuceniem go do Ciemnicy. Eksperyment nieudany - głosiły

A przynajmniej tak wydawało się naukowcom. Nie zdradzał żadnych pożądanych zmian w strukturze genetycznej. Chciano zmusić jego DNA do przekształcania się i elastycznego powracania do swojej stabilnej formy. Prościej mówiąc chciano sprawić by eksperyment N1 K1 potrafił przybierać różne postacie. Dopiero kiedy Nikita mieszkał w Ciemni zauważył, że może i eksperyment nie poszedł z myślą naukowców, ale zaowocował niespodziewanym efektem, którego nikt nie przewidział.

c.d.n

Mary Madness


* Dunkelzelle (niem.) ciemnica
** Naprawdę można pędzić wódkę z krochmalu! Na 2 wiadra wody dać 10 kg krochmalu i ugotować tak, jak kisiel Potem dodać 500 g drożdży i 1 kg cukru. Odstawić na 3 - 5 dni i w efekcie otrzymamy 11 l wódki.











 


Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 14 2011 12:27:44
Komentarze arciwalne przeniesione przez admina

ela (Brak e-maila) 00:06 13-07-2007
Bardzo zgrabne, błyskotliwe i wciągające. Gdzieniegdzie małe blędy, ale całość świetna. Czekam z niecierpliwością na więcej. Może piszesz gdzieś jeszcze?
Pozdrawiam!
B. (Brak e-maila) 14:27 13-07-2007
Ach, mutanty. ^^ Przypomina mi trochę "Dark Angel", ale to same pozytywne skojarzenia ;D Czekam na następn± czę¶ć i pozdrawiam. ;]
Mary Madness (myxomatosis1@o2.pl) 18:53 13-07-2007
Dziękuje bardzo za komentarze. Zawsze miło jest autorowi, kiedy wie, że ktoś czyta jego wypociny.

Z następną częścią mogą być problemy, bo zginęła śmiercią tragiczną. Komputer mi skonał, pochłaniając ją w swoich czeluściach.

Co do twojego pytania Ela, tutaj jest trochę pisadeł mojego autorstwa, ale niewiele tam yaoi. W większości fantastyka. http://mary-madness.deviantart.com/gallery/
Li (Brak e-maila) 16:09 12-08-2007
Naprawdę świetne! Bardzo mnie zaciekawiłaś, proszę o jeszcze.
andesha (Brak e-maila) 11:50 15-06-2008
Świetny styl, ciekawy pomysł. Największą zbrodnią autora jest zacząć i nie skończyć, przerywając na dodatek w intrygującym momencie. Dokończysz? (ponoć nadzieja umiera ostatnia...smiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum