The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 02:59:40   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Krótka historia miłosna
Bez idealizowania, bez przystojniaków, bez wielkiej i szczęśliwej miłości.



Mareczek, nie inaczej. Nie Marek, Maruś, Mariuszek. Wszyscy nazywali go tak, od czasów niepamiętnych. Lat dwadzieścia i jeden, wysoki, z włosem długim, na czarno zafarbowanym. Z tuszem na rzęsach, w obcisłych spodenkach i damskiej bluzce, no i z zarostem na brodzie. Uśmiech zalotny, poprawia błyszczykiem, strzela oczami na prawo i lewo. Z przyjaciółkami biega po sklepach i razem z nimi narzeka, na męską głupotę, gburowatość i brak czułości. Całuje czule, często się uśmiecha (aż deresz mi po plecach przebiega, bo go nie lubię).

Mamy też Tomasza. Tomasz M. pracuje w banku. Chodzi w garniturze. Odprasowany z krawatem porządnie zawiązanym, jakby ręką kobiecą, ukochaną, żonowatą, ale pan Tomasz M. żony nie ma i mieć nie zamierza.

Dnia pewnego, poranka zgubnego, Mareczek wpadł prosto na Tomasza M. Tomasz powiedział przepraszam, rękę podał i wstać pomógł. Odszedł w oczy nikomu nie patrząc i przemknął prędko na ulicy stronę drugą i dał się wchłonąć tłumowi rozlanemu, pędzącemu chodnikami. Mareczek zamrugał parę razy, długimi czarnymi rzęsami i spoglądając na swoją rękę, oniemiał na chwileczkę.

Czasami zdarza się tak, że, zupełnie bez powodu, czujesz nagle, np. w autobusie, że musisz podejść do jakiejś osoby i z nią porozmawiać. To silniejsze od ciebie. Czujesz niewidzialną rękę, która pcha cię do tego, kieruje jak kukiełkę. Właśnie dlatego Mareczek wybiegł na jezdnie i otrąbiony równo, permanentnie, przez samochody, przebiegł trzymając w ręce swoją damską torebkę. Biegł prędko, przez tłum się przedzierając, a ludzie rozstępowali się, jak Morze Czerwone, ale Tomasza nie spotkał. Nie wiedział oczywiście, że siedzi za biurkiem w pobliskim banku i już coś przelicza w głowie, o nim nawet nie pamiętając.

Oczywiście Los nie byłby sobą, gdyby tak zostawił tę sprawę w spokoju. Niecały tydzień później spotkali się ponownie na jakimś ślubie. Tylko dlatego, że pan młody miał przyjaciela, który miał siostrę, która nie miała z kim pójść. Tomasz M. pojawił się na weselu, w czarnym garniturze z idealnie zawiązanym krawatem, niczym spod ręki żony, ale pan Tomasz żony nie miał i mieć nie zamierzał.

Mareczek siedział w kącie i obgryzał paznokcie. Matka ubrała go w garnitur, ale i tak wyglądał jak zakała, jak hańba rodziny, jak czarna owca. Tak mijały mu godziny, w kochanym gronie rodzinnym. Nikt nic nie mówił, nie w jego stronę, a on siedział i czekał, aż będzie mógł odejść.
Aż obok pojawia się mężczyzna, (Mareczek już wie, że to miłość jego życia) i nawet nań nie spoglądając, nakłada sobie sałatki na talerz i odchodzi. Ciotki spoglądają na Tomasza M. z pochwałą. "Ten to dopiero się urządził - szeptały między sobą - Powiadają, że w banku pracuje, mieszkanie kupuje, drogim samochodem jeździ. Ach, to idealny mężczyzna, dla tej rodziny. Może znajdzie tu pannę dla siebie."

Mareczek wypija trzeciego drinka, oczu nie odrywając od Tomasza. Ruszyć się nie może, nogi ma jak z galarety i na odwagę chlapie kolejne kielichy. O Boże, co to będzie?

Tak tam siedziała ta sierota do rana, pijana, zalana. Wszyscy się wokół tłoczyli, kroczyli, aż w końcu posnęli po kątach.
Jeszcze jakaś para kołysała się sennie, pijacko, namiętnie od końca do początku sali, potykając się i wpadając na stoły, ale oczu nie otwierając.
Mareczek w końcu wstał chwiejnie od stołu i ruszył w stronę Tomasza.
Podszedł, przyklęknął i lekko dotknął dłoni mężczyzny. Ten otrząsnął się nagle z pijackiego otępienia i zmierzył Mareczka od stóp do głów. Skrzywił się w duchu, bo to nie jego typ faceta, ale lepsze to niż nic i po krótkiej rozmowie (koniecznej wymianie zdań, jak określał to później Tomasz), poszli do mieszkania Tomasza i nie wychodzili stamtąd przez dzień i noc całą. A nad ranem, dnia następnego, Mareczek z opuchniętymi od niewyspania oczami, zbierał pospiesznie swoje ubrania, gdzieś z podłogi. Po krótkim pożegnaniu wyszedł po cichu z jego domu.

Tomasz w pracy jak zwykle przeliczał, kalkulował, przelewał i inwestował i kiedy znalazł chwilę przerwy, by wypić kubek kawy, pomyślał o Mareczku, który wykradał się nad ranem z jego mieszkania, żegnając się z nim cicho. Poczuł jak lodowaty wąż wspina się przez żołądek do krtani i zastanowił się czy czasem się nie zakochał.

Po południu stwierdził, że to niemożliwe. Po prostu musiał być głodny, stąd to dziwne uczucie w żołądku.

Tak to trwało dalej, toczyło się od spotkania do spotkania. Mareczek się zakochał i po kilku tygodniach nawet zdołał to wyksztusić, na co Tomasz ze spokojną miną odpowiedział, że nie musi. To bolało, jasne że bolało, ale Mareczek zamknął oczy i parł nadal w ślepy zaułek, nie zauważając, że już od dawna nie ma przed sobą drogi, tylko wali głową w mur. Gruby, porządny jak z czasów komunizmu.

Mareczek zaczął zaniedbywać swoją pracę. Objawy tego były następujące: najpierw jego pensja się zmniejszyła, potem koledzy z pracy słali mu litościwe spojrzenia, co oznaczało, że znalazł się na czarnej liście i wkrótce zwolni miejsce, dla kogoś energicznego, kreatywnego, nie zakochanego.

Tomasz natomiast zupełnie przeciwnie. Pracę w banku wykonywał wręcz pedantycznie. A odkąd Mareczek powiedział, że go kocha, zostawał w pracy dłużej, biorąc nadgodziny...

~*~

Długo tak trwali, aż nawet ja się zdziwiłam, choć Mareczkowi coraz trudniej przychodziło udawanie, że nie widzi niebieski oczu wpatrzonych zawsze w ścianę koło jego głowy, westchnień, zezłoszczonych warknięć. A jednak trwali razem.

Tomasz też nie umiał tego wytłumaczyć. Twierdził, że przecież nic do niego nie czuje, ale nie miał serca wyrzucić go z domu. Bo tak się zdarzyło w między czasie, że Mareczek zamieszkał u Tomasza, by być mu jak żona.

Od tamtej pory Tomasz dostawał codziennie na śniadanie, doskonale przyrządzoną jajecznicę z pomidorami. Nie cierpiał pomidorów i gdy mieszkał, sam zalewał po prostu mlekiem płatki i parzył kawę. Nie wyrzekł nigdy żadnej negatywnej uwagi, na temat tych wyblakłych, rozbabranych pomidorów o konsystencji na pół przetrawionej sałaty, tylko codziennie wpychał łyżkę aż po samo gardło, starając się poczuć jak najmniej smaku. Z jakiegoś powodu, Tomasz nie lubił sprawiać celowej przykrości Mareczkowi. Robił to i tak wystarczającą ilość razy nieświadomie.

Na wieszaku w łazience czekała zawsze wyprasowana koszula. Tomasz jak dotąd sam prasował sobie koszule i robił to tak, jak wszystko w swoim życiu. Powoli, dokładnie i pedantycznie. Jak twierdził później Mareczek, seks też tak uprawiał. Wszystko czego się dotknął, musiało być zrobione dokładnie, równiutko. Nawet brudne ubrania przed wrzuceniem do pralki składał w kosteczkę.

Mareczek wieczny optymista, robił co mógł, by byli szczęśliwi, ale w końcu poddał się.

~*~

Mogłem go znieść, naprawdę mogłem. Z początku przyznam, chyba się zauroczyłem, ale w miarę trwania tego związku, było z każdym dniem gorzej. Im bardziej się we mnie zakochiwał, tym trudniej mi było zdzierżyć jego zachowanie. Już nie mówił do mnie normalnie, jak do przyjaciół czy znajomych. Zawsze odzywając się do mnie, ściszał glos i nachylał się nad moim uchem, jakby szeptał mi jakąś tajemnice, a mówił mi np. że musi wyczyścić kibel. Rozumiesz? - Spytał Tomasz patrząc na mnie. Pokiwałam głową twierdząco. Przezornie milczałam, bo znałam go wystarczająco długo, by wiedzieć, że w takim stanie nie należy mu przerywać.
- Zawsze miałem wrażenie, że w życiu wydarzyło mu się jakieś piętnaście istotnych i godnych uwagi rzeczy. Gdy opowiadał mi je po raz pierwszy, słuchałem uważnie, gdy robił to po raz drugi, słuchałem z uprzejmości, ale gdy każdej nowo poznanej osobie opowiadał to znowu, krew mnie zalewała.
I jeszcze ta stylizacja na mowę dziecka w chwilach intymnych - Wzdrygnął się.
Żal mi go było. Litość mnie brała, jak na niego patrzyłem. Chyba dlatego tak długo to trwało, nim w końcu powiedziałem mu, że ma się wynosić. Oczywiście starałem się być grzeczny... ale mi nie wyszło

~*~

Mareczek siedzi ze puszoną głowa. Nic nie wskazuje na to, że on mu TO powie, ale on i tak wie, że TO nastąpi dzisiejszego wieczoru. Siedzi markotnie i grzebie widelcem w szarym glutowatym mięsie, zalanym czerwonym, mocno przyprawionym sosem. Zatacza nożem koło na ubitych ziemniakach i strąca małą grudkę wprost do sosu. Ziemniak tonie i oblepia się gęsta mazią. Wygląda okropnie.

Tomasz odkłada widelec, nożem zbiera resztkę jedzenia w róg talerza i kształtuję pozostałą papkę w coś podobnego do kwadratu. Wyrównuje jeszcze ostrożnie brzegi. Odkłada widelec dokładnie po drugiej stronie talerza, następnie białą serwetką delikatnie muska usta (na których oczywiście nie została ani krztyna pożywienia) i odkłada zgrabny trójkącik przy swej prawej dłoni.

Mareczek podnosi głowę. Nawet nie wie, że omiata siedzącą przed nim, wyprostowaną postać wzrokiem błagalnym, przestraszonym, pełnym nadziei. Ale nadzieja prędko umiera w tym wzroku, gdy Tomasz w końcu się odzywa.

- Musimy porozmawiać. Jak zapewne zauważyłeś nie układa się nam najlepiej. Oczywiście nie kłócimy się, oboje unikamy otwartych konfliktów. Chodzi raczej o pewne drobnostki, które doprowadzają mnie do stanu skrajnej irytacji. Mówiąc jednym słowem do szału..

Mareczek już otwiera usta, by się bronić i tłumaczyć, może mówić, że się zmieni, jakby wina leżała tylko po jego stronie. Rezygnuje jednak z włożenia swych argumentów, gdy Tomasz kończy wypowiedź słowami - A poza tym zachowujesz się jak żona, a ja żony nie mam i mieć nie zamierzam.

Mareczek wstaje od stołu, zbiera swoje najcenniejsze rzeczy i zwinięte w niezgrabnym tobołku przycisnął z całych sił do piersi. Zrobił wszystko spokojnie, bez awantur i płaczu. Stanął na środku mieszkania, ogarnął je raz ostatni wzorkiem i chał podejść do Tomasza, ale ten cofnął się jednym krokiem, więc spuścił głowę i wyszedł. Dopiero za drzwiami wybuchnął szlochem, z pełną upokorzenia świadomością, że słychać go za drzwiami. Wcisnął pięść do ust, starając się stłumić wszelkie dźwięki. Zatoczył się bo poczuł jakby dostawał cios prosto w klatkę piersiową. Wyszedł.

Padało.

Zawsze w takich chwilach pada. To tak, jakby Bóg z góry chichotał radośnie i mówił: "Widzisz? Zawsze może być gorzej"

~*~

Dowiedziałam się o całej historii najpierw od Mareczka, bo przyszedł do mnie zanocować tamtego wieczora. Cały zaryczany, z rozmazanym makijażem, rzucił się na mnie i swoim płaczem żądał pocieszenia, więc go pocieszałam. Niechętnie. Nie przepadam za nim i nic poradzić na to nie mogę, że obraca się w gronie moich znajomych i widuje go dość często.
Wypłakał mi się na ramieniu, dostał setkę żeby szok pozwiązkowy minął, drugą żeby przestał płakać i trzecią żeby poszedł spać.


Rozumiem Tomka. Istotą Mareczka jest bycie irytującym. Ja nie mogę go znieść jako kolegę, a co dopiero jako partnera? Pewnie zaczęłabym rzucać w niego nożami. I z pewnością nie wytrzymałabym z nim 11 miesięcy, tak jak Tomek je zniósł.

Tak kończy się ta historia miłosna.
Czyżby tylko w tanich romansach ludzie żyją długo i szczęśliwie?




Mary Madness



Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 14 2011 11:56:08
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

pariss (Brak e-maila) 09:45 23-01-2007
mój boże. od dzisiaj jesteś moją ulubiona osobą. kocham cię całym swoim poharatanym sercem i gdybym tylko mogła, zabrałabym cię do siebie, zamknęła w szafie i nie pozwała nikomu na ciebie patrzeć.
to, że pieję z zachwytu, to mało powiedziane. padam na kolana, bije pokłony i idę szukać twoje pozostałe teksty.
mary madness (myxomatosis1@o2.pl) 12:22 23-01-2007
wiele sie tu nie naszukasz. jest jeszcze tylko jedno opowiadanie w FF do HP.
Dzieki takim komentarzom jak twoje autorowi rosnie serducho i czuje ze pa po co pisac. Dziekuje
Musca (Brak e-maila) 16:31 01-02-2007
Cóż. Chciałam właśnie napisać, że, po przeczytaniu tego, zaczęłam Cię kochać. Chciałam to napisać w komentarzu odkąd przeczytałam pierwszy akapit opowiadania. Poczym zobaczyłam, że pariss mnie wyprzedziła.
Przechodząc do sedna - kocham cię.
Może zacznę od tego, że to opowiadanie przypomniało mi Żurawskiego. Znasz? Jak nie, to poznaj. smiley Pisze ironicznie, właśnie tak... trochę tak jak Ty. Po prostu genialnie. smiley W tym momencie nawet śmiem twierdzić, że go przerosłaś.
Mój ulubiony motyw r11; krawat i żona, której Tomasz mieć nie zamierza. Istna perełka.
Jesteś niesamowitym ewenementem. Jeden autor z pięćdziesięciu, którzy zabierają się za pisanie yaoi, potrafi to robić. Jeden autor z dwustu, robi to genialnie. I ty jesteś właśnie taką osobą.
Na koniec jeden błąd, który rzuca się w oczy i kłuje: Czyżby tylko w tanich romansach ludzie żyją długo i szczęśliwie? Z tego, co wiem, powinno być rżylir1;. Nie czepiałabym się, ale ostatnie zdanie jest dosyć ważne. smiley
Pozdrawiam serdecznie, Mucha
mary madness (Brak e-maila) 22:21 02-02-2007
Dziekowac dzikowac ^^" Żurawieckiego znam, znam. Zaczytuje sie nim przed spaniem, zarówno artykułami, a jak robie wszystko zeby sie nie uczyc to i po raz którys zabieram sie za czytanie "Trzech panów..." Facet pisze po prostu genialnie <3
Dziekuje za wychwycenie błędu smiley
Gluttony (Brak e-maila) 15:46 27-11-2007
Nie podoba mi się umieszczenie tutaj transwestyty... metrosexualnych jeszcze zniosę..ale nie lubię transwestytów..takto bardzo fajne opowiadanie.
mary madness (Brak e-maila) 23:45 27-01-2008
Gluttony - Mareczek nie jest transwestytą. Nie podejrzewałam, że ktoś go weźmie za transa. Jego postać jest żywcem wyrwana z rzeczywistości, a jest nim pewien głuchoniemy gej z którym jerzdże autobusem. Zafarbowane włosy, tusz i fragmenty damskiej garderoby są dość powszechne. Przynajmniej wśród gejów których ja znam, a żaden z nich za transa się nie uznaje.

Pozdrawiam
Mary
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum