The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 23 2024 12:06:09   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Nie wiem skąd się wziął 1
Jakoś tak się stało, że moja ukeś zostawiła u mnie swój Śpiewnik Szantowy. Jakoś tak się stało, że sprzątałam i go znalazłam. Również czysty przypadek sprawił, że natrafiłam na piosenkę, której tytuł widzicie powyżej.
Teraz, gdy siadam do tego opka, sama nie wiem, co z tego wyjdzie. Mam nadzieję, że żaden potforek ^^"






I
Nie wiem skąd się wziął, bo worka nie miał z sobą.
Nie wiem skąd się wziął, bo niepozorną był osobą.
Nie wiem skąd się wziął, gdy go ujrzałem w górnej koi,
Wyglądał jak ten, co się własnego cienia boi.

"Wot te na, kolejny rejs przed nami" - pomyślałem, wchodząc na pokład. Parę kroków od trapu przystanąłem na chwilę i rozejrzałem się po reszcie załogi. Paru chłopaków grało w karty, większość uganiała się jeszcze po naszym niewielkim stateczku, szykując i sprawdzając łajbę przed wypłynięciem z portu. Przyjrzałem się gnojom przy beczce. Westchnąłem z rezygnacją. Same stare mordy, szykuje się takie samo piekło jak zawsze. Jeden zauważył, że się wgapiam w ich karty, więc szybko złożył wachlarz i spojrzał mi w twarz. Lepiej wiedzieć, komu ma się zamiar przefasonować pysk. Przeorana bliznami twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu. Zauważyłem, że brakuje mu kolejnego zęba. Wdał się widać w kolejną bójkę w porcie. Takich idiotów nie nauczysz.
- Stary, to ty jednak z nami płyniesz?! - parsknął. - A już myślałem, że zeszłeś na brzeg, żeby już do nas nie wrócić.
- Masz pecha, pomęczę was jeszcze trochę swoją obecnością - mruknąłem.
Roześmiał się, ukazując szereg szczerb i zepsutych zębów.
- Ty mi lepiej powiedz, jak to się stało, że stary zabrał cię na kolejny kurs, moczymordo?
- A gdzie on znajdzie lepszego ochmistrza? - odpowiedział z dumą. - W całym porcie, co tam, w całym kraju...
- Tak, tak... - żachnąłem się, po czym skierowałem w stronę kajuty.
Pod koniec korytarza dostrzegłem paru młodzików tłoczących się przy starym. Kapitan wyglądał, jakby miał ochotę zaraz wszystkich za burtę wywalić. Zaśmiałem się, po czym otworzyłem drzwi do swojej kajuty. Położyłem torbę na ziemi, po czym przesunąłem ją ostrożnie w kąt. Brzdęknęło parę butelek z wiadomą zawartością. Odwróciłem się do koi i stanąłem jak wryty. Z górnego hamaka patrzyła na mnie para niezwykle zielonych oczu, okolona biało-kasztanową rozwichrzoną fryzurą. Podpierając się na łokciu, młody chłopak patrzył na mnie z lękiem.
- Coś ty za jeden? - warknąłem.
Gnojek przełknął nerwowo ślinę. "Gapowicz" - pomyślałem. Niezły tupet miał, to mu trzeba było przyznać.
- Co, ozór ci w rzeźni ucięli? - zapytałem. Przedłużająca się cisza działała mi na nerwy.
Potrząsnął głową.
- N-nie, proszę pana.
Oż niech go, jaki uprzejmy...
- To gadaj.
- P-pan kapitan mi tu kazał przy... - przerwał, przestraszony moją miną.
Szybkim ruchem chwyciłem go za kostkę, po czym brutalnie ściągnąłem z koi. Nie do pomyślenia, żebym jeszcze się musiał pierniczyć z jakimś towarzystwem, a do tego z takim gówniarzem! Co ja, za mało mam roboty? Kuchnia, nawigacja, takielunek... Gdzie jest ten cholerny stary?! Ciągnąc młodego przez korytarze nie zważałem na ostre zakręty, schody, czy nawet innych ludzi. Dla mnie gnojek mógł nawet tej podróży nie przeżyć. W końcu dostrzegłem kapitana na końcu głównego korytarza. Krzyknąłem na niego, po czym podniosłem nogę gówniarza.
- Co to ma być?!
- Stopa - odparł z całkowitą powagą.
- Do ciężkiej cholery, Fred! - warknąłem, ciskając dzieciakiem o ziemię i pokazując na niego. - Co to ma znaczyć?!
Kapitan ledwie zerknął na skulonego szczeniaka.
- Pomocnik.
- Co? - zapytałem po krótkiej chwili.
- Mówiłeś, że brakuje ci kogoś do pomocy w tym twoim królestwie. Dziś się zgłosił. Jeśli go odwołasz, to go wysadzę, ale już więcej mi nie mów, ze nie masz na nic czasu - mówił z chłodną powagą.
Zgrzytnąłem zębami, odwracając wzrok. Ktoś od czarnej roboty rzeczywiście by się przydał. Przydałoby się trochę wolnego...
- Ale dlaczego u mnie?!
- Bo masz wolną koję - odparł niemal pogodnie. - Poza tym - to twój pomocnik.
Zacisnąłem szczęki. Komuś, kto nie znał starego mógłby sie wydawać, że jest spokojny i w humorze. Ale nie mnie. Pływałem już pod nim od ponad 14 lat i wiedziałem, że jest wściekły na opieszałych marynarzy, znerwicowany kolejnym kursem i zniecierpliwiony moim sprzeciwem. Zdecydowanie nie był w nastroju do negocjacji.
Nie odrywając oczu od jego twarzy, chwyciłem młodzika za chabety. Patrzyłem się na kapitana jeszcze przez chwile, po czym odwróciłem i zaciągnąłem szczyla z powrotem do siebie. Tym razem nie jęczał.
Rzuciłem gnojem o ścianę, co nie było łatwym osiągnięciem, zważywszy na małe rozmiary mojej kajuty. Skulił się i podczołgał do kąta. Wyglądał jak skatowany szczeniak. Zatrzasnąłem za sobą drzwi, po czym podsunąłem sobie niski stołek. On wyjrzał ciekawie zza ramienia. Siadłem, oparłem się o drzwi i zlustrowałem go wzrokiem. Był szczupły, ale z dobrego domu - włosy przystrzyżone na grzyba i żadnych starych blizn po zadrapaniach czy otwartych złamaniach, jakie mogłoby mieć dzieciak ulicy. A więc paniczyk. Cóż takie coś by robiło na takim statku jak ten? Nieważne, nie moja sprawa.
- Drzwi się nie domykają - powiedziałem, przerywając ciszę. - Czasem trzeba trzasnąć, ale uprzedzam, że jeśli trzaśniesz, gdy będę spał, to tak cię spiorę, że sobie własne urodziny przypomnisz - zakończyłem groźnym warknięciem. Zadrżał. To dobrze. Mam płytki sen, jeszcze mi brakuje, żeby mi taki gnój przerywał błogie chwile odpoczynku. - Zajmujesz górną koję... Się nazywasz?
- ...
- Jak? Trochę głośniej.
- Piotr...
- Jak?!
- Piotr!
- Nie słyszę!
- Piotr, proszę pana!!! - krzycząc, musiał sie trochę wyprostować.
Stracił równowagę i odwrócił w końcu do mnie, podpierając się rękami. Dopiero teraz miałem okazję przyjrzeć się jego drobnej, delikatnej twarzy i wielkim, szmaragdowym oczom. Aż dziw, że to chuchro zdecydowało się wyruszyć z nami.
- I tak powinieneś odpowiadać, gnojku! - najwyraźniej zrobiło mu się z jakiegoś powodu głupio, bo spuścił oczy i zarumienił się jak baba. - Mnie wszyscy mówią Filozof. Ty też tak możesz. Masz jakiś bagaż?
- Nie, proszę pana...
- Słucham?
- Nie, proszę pana!
- Nie słyszę cię, do kogo ty mówisz?
- Do pana!
Odwinąłem się i strzeliłem go przez łeb. Nim upadł, złapałem go drugą ręką za kudły i podniosłem na wysokość oczu.
- Jak ci kazałem mnie nazywać?
- Ph... Filozof... - wycharczał.
- A wiec jak powinieneś mi odpowiedzieć?
Zawahał się przez chwilę.
- Nie mam żadnych bagaży pa... Filozofie.
Spojrzałem mu w oczy, z których ziało tylko nieme błaganie o litość.
"Ten szczylek nie wytrzyma z nami nawet miesiąca i będzie chciał do mamy" - pomyślałem.
- Jesteś pewien, ze chcesz tu zostać? - zapytałem cicho. - Tu są tylko gorsi ode mnie, nic cię dobrego tu nie spotka.
Spróbował potrząsnąć głową.
- Nie chcę tam wrócić.
"Dlaczego?" - przemknęło mi przez głowę.
- Aleś ty głupi - warknąłem, po czym zamachnąłem się i rzuciłem go na koję. - Jak sobie chcesz.
Usiadłem na hamaku i zacząłem rozwiązywać buty. Przeciągły gwizd i seria szarpnięć dały znać, że chłopaki się uwinęli wcześniej, a my już ruszamy. Z góry doszło mnie ciche chlipanie i fyrkanie. Westchnąłem i sięgnąłem pod koję. Wyjąłem stamtąd małe białe pudełko i podniosłem je do góry.
- Tylko umyj się, zanim użyjesz. Jak się doprowadzisz do porządku, to możesz sobie pooglądać oddalający się port. A potem do roboty. Zrozumiano?




Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum