ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Saga szkolna 1 |
Szkoła. Miejsce tortur dla każdego ucznia. Szczególnie dla nowego ucznia. Tomek z trwogą w oczach przekraczał próg I Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Łodzi. Jak to się w ogóle stało, że tu trafił? Odpowiedź była prosta. Żart losu. Nigdy w siebie nie wierzył, więc bez obaw założył się z rodzicami, że nawet jak złoży tu papiery, to i tak się nie dostanie. Pech chciał, że egzamin gimnazjalny poszedł mu znakomicie. To przez tą chorobę. Pomimo gorączki bowiem, poszedł go pisać. Ta… to przez tą gorączkę. Sam z siebie przecież nie napisałby rozprawki na maksa. Ale cóż było zrobić? Dostał się i jak jego rodzice dowiedzieli się o tej "szczęśliwej nowinie", nie było mowy o żadnym przepisywaniu się, bo to przecież jest najlepsza szkoła w mieście, a oni nie pozwolą, aby ich syn zmarnował taką szansę. Bla, bla, bla…
Z jak najgorszym więc nastawieniem przekraczał próg, pewien dostania się w szeregi kujonów, bo właśnie z nich słynęła ta szkoła. I do tego jeszcze te mundurki! Niby to tylko marynarka na normalne ubranie (oczywiście i tak nie można nosić galnów, bo zniszczyłyby nowy parkiet), ale i tak się czuł jak znakowana krowa. W dodatku nie znał tu nikogo, ponieważ nikt z jego całego gimnazjum nie był na tyle szalony, aby starać się o dostanie do tej "szlachetnej placówki oświatowej". Nie licząc oczywiście tej kujonki w okularach z niemieckojęzycznej klasy. Jak jej było tam było? Nawet nie pamiętał jej imienia.
Naprzeciw wejścia była sala gimnastyczna, na której rozpoczynała się już akademia. Że też on zawsze musi się spóźniać! Starał się przemknąć nie zauważony koło sceny, aby dotrzeć do grupy bez tarcz, więc jeszcze tych przed ślubowaniem, czyli pierwszaków takich jak on. Niestety, jego misterny plan nie udał się bo… Potknął się o kabel od głośników i nagle całe nagłośnienie szlak trafił. Wszystkie pary oczu zwróciły się wtem na niego. Tomek spłonął najczystszym odcieniem czerwieni i wybąkał:
- Przepraszam. To było niechcący…
Oczy widowni odprowadziły go na wcześniej obrane miejsce wędrówki (był przecież ciekawszą atrakcją niż szkolna akademia, która bez względu na szkołę jest zawsze równie nudna), ale prowadzący uroczystość profesjonalnie udawali, że nic się nie stało, a nagłośnienie było ful wypas. Tomek stanął zgarbiony na samym końcu sali i próbował udawać, że go tu nie ma, ale chichociki dookoła i pojedyncze palce, wskazujące na niego, dowodziły niestety o nieskuteczności jego metody.
***
Po uroczystości odbyło się zebranie poszczególnych klas w salach z ich wychowawcami. Opiekunem Tomka jak i klasy I A, do której należał, okazał się sympatycznie wyglądajmy szatyn po trzydziestce. Smutnym faktem okazało się, iż owy mężczyzna jest również strasznie przepisowy. Mało przyjemna perspektywa.
Chłopak zapobiegliwie od razu usiadł w ostatniej ławce, pomimo że wysoki nie był. Zaledwie 175 cm wzrostu. Jednak to nie tak najgorzej, gdyż średnia wzrostu dziewcząt wynosiła ok. 165 cm, czyli ma jakieś szanse na podryw, bo nie oszukujmy się. Nastolatek płci męskiej jest "nieco" niewyżyty. No wiecie… Te hormony (a dziewczyną oczywiście te hormony nie szkodzą wcale a wcale ^-^)
W ławce siedział sam, bo niefartownie przyszedł ostatni na uroczystość i nie zapoznał się jeszcze z nikim, a liczba osób akurat była nieparzysta. Dokładniej 31 osób. Cóż… Jak pech to pech. Nie będzie miał do kogo ściągać na klasówkach.
Facet gadał coś tam jeszcze o statucie szkoły ze 20 min, ale on już nie słuchał. Zwyczajnie odpłynął. Nie świadczy to o nim, że jest jakimś super luzakiem czy mającym gdzieś autorytety gościem. O, nie. Po prostu nauczyciel miał głos odpowiedni do czytania dzieciom bajek na dobranoc. Nie za głośny, ale wyraźny, ciepły i nużący. I on ma ich również historii uczyć? Dobre sobie. Zaśnie jak nic. I to pewnie na każdej lekcji. Zauważył jednakże, że nie jest sam w swoich osądach. Niemal całej klasie kleiły się oczy.
Po podaniu jeszcze planu na tylko następny dzień i serdecznym "już was dłużej nie trzymam, bo pogoda taka dziś ładna, więc idźcie już do domu", wszyscy rzucili się do drzwi i nie minęła minuta jak nikogo z nich już nie było nie tylko w klasie, ale i w szkole. Przed wejściem Tomek zorientowawszy się, że nie ma żadnych oznak zbierania się klasy na piwo czy coś w ramach integracji, poszedł w swoją stronę.
***
Następnego ranka zdarzyła się rzecz dla Tomka oczywista, a mianowicie zaspał. W pośpiechu spakował książki, chwycił suchą bułkę i z wywieszonym jęzorem pobiegł na autobus, który naturalnie się spóźnił, co spowodowało małą reakcję łańcuchową, czyli nie załapał się na tramwaj (musi się przesiadać). Zdruzgotany brakiem fartu, biegł po schodach. Za zakrętu niespodziewanie wyszedł jakiś uczeń ze zmoczoną gąbką i Tomek (czego można było się spodziewać) wpadł na niego, przez co tamten upadł. Ech… Normalka.
- Przepraszam. To było niechcący… - zaczął przepraszać.
- Mógłbyś z łaski swojej trochę uważać! - fuknął tamten i ciskając pioruny z oczu, udał się do klasy. Tomek nie miał, po co tu stać, więc pędem ruszył na geografię, która była pierwszą lekcją.
***
Nagle drzwi do klasy roztwarły się z hukiem, a w nich stanął zdyszany brunet o szarych oczach, wzrostu przeciętnego, z włosami ściętymi na coś a la grzybek, które teraz powykręcane były we wszystkie strony świata, czyli jednym słowem, a nawet dwoma: spóźniony Tomek.
- Przepraszam za spóźnienie. - wydyszał.
- O, tak jak wczoraj mamy wielkie wejście, co? - zauważył zadziornie nauczyciel.
- Przepraszam. To było niechcący…
- Już się nie tłumacz. Siadaj. Dziś ci daruję.
- Dziękuję panie profesorze.
"Spoko koleś" - pomyślał Tomek i z każdą minutą lekcji się w tym przekonaniu utwierdzał, bo profesor Chaberski był naprawdę wyluzowanym nauczycielem, a poza tym posiadał jeszcze ten młodzieńczy entuzjazm. Może to za sprawą swojego wieku, gdyż nie wydawał się mieć więcej niż 28 lat. I był do tego przystojny. Sam, co prawda, nie zwrócił na to uwagi, ale miał się o tym dowiedzieć niebawem.
***
Radośnie zadzwonił szkolny dzwonek, który dla ucznia oznacza wyzwolenie albo torturę. Na szczęście tym razem to pierwsze. Jak tylko nasz chłopaczek znalazł się na korytarzu dobiegły go wesołe popiskiwania dziewcząt, czyli kolejny stały element każdej budy.
- Widziałaś jakie on ma oczy? - rzuciła podnieconym głosikiem blondynka w różowej bluzeczce.
- A jaki ma słodki uśmiech! - dodała entuzjastycznie czarnowłosa z białym napisem na koszulce "To jest wielki, biały napis".
Do rozmowy przyłączyły się jeszcze inne nastolatki i póki co Tomek zamierzał omijać tę grupkę szerszym łukiem. Dużo szerszym łukiem. Jednakże do kogoś wypadałoby zagadać, żeby tak nie wyjść na gburka. Wybór padł na jedzącego jabłko szatyna, siedzącego pod salą.
- Cześć. Jestem Tomek. - rzekł wysoce inteligentnie, dosiadając się.
- Michał.
Panowie podali sobie dłonie i nastała martwa cisza (po miedzy nimi rzecz jasna, bo hałas na przerwie był przepotworny), ale wydawała się ona przeszkadzać tylko brunetowi, gdyż Michał w najlepsze gryzł sobie jabłuszko.
- No to może o czymś pogadamy? - zaczął Tomek.
- Zaczynaj. - odrzekł krótko tamten. To będzie trudniejsze niż się spodziewał.
- Może… Co lubisz?
- Niczego nie lubię.
Tomka zatkało.
- Ale czemu?
- A czemu nie?
Dobra. Może należy spróbować z innej strony.
- A co myślisz o naszym geografie?
- A co powinienem myśleć?
- E… No nie wiem… O, masz może jakieś rodzeństwo? - To jest myśl. Mogą sobie ponarzekać na rodzinę.
- Nie. - pudło.
- A może…
- Bawisz się w kontrwywiad?
- Nie!
- To przestań w końcu mnie wypytywać.
Koniec. Tomek się poddał. To dla niego za dużo. Najwidoczniej dokonał złego wyboru.
***
Następną lekcją była chemia. "Grotą strachu" jak ponoć nazywano salę, w której miała się odbyć wcześniej wspomniana lekcja, była dość… Zwyczajna. Zlewki, probówki, odczynniki, pipety, bagietki, cylindry miarowe, statywy… No właśnie. Statywy. Na jednym takowym stojącym przed nim widniał napis zamieszczony korektorem "to jest pierwszy dzień reszty twojego życia". Dobra… Pomińmy. Tomek nie chciał już nic wiedzieć.
W gimnazjum lubił chemię, ale jak poznał panią profesor Hejwę, to szybko zmienił zdanie. Takiej wrednoty i piły w jednym jeszcze nie spotkał. Już odpytała dziś jakiegoś chłopaka i dziewczynę z materiału z gimnazjum. I to tak ostro, że na dzień dobry poleciały dwie jedynki. A na słabiutką prośbę koleżanki Małgosi:
- Ale ja pani profesor mam dziś urodziny… - i to była prawda, bo nauczycielka sprawdziła w dzienniku.
Hejwa odpowiedziała z uśmieszkiem:
- No to w ramach prezentu dostaniesz urodzinową jedynkę.
Nie ma co. Miła kobieta…
***
Reszta lekcji minęła bezkolizyjnie. Nudnawo, czyli jak to na pierwszych, organizacyjnych lekcjach, a Tomek nieco zrażony, poprzestał prób kontaktu z rówieśnikami. Jednak wychodząc ze szkoły ci rówieśnicy sami się o niego dopomnieli, a właściwie to jeden rówieśnik, bowiem kierując się w stronę tramwaju, poczuł, że ktoś ciągnie go za ramię. Owym niegodziwcem okazał się drobny blondynek z jego klasy.
- Cześć! - zaszczebiotał - Jestem Piotrek, a ty?
- Tomek. Cześć.
- Stary, ale masz fart.
- Fart? - skonsternował się brunet. O czym on mówił?
- No takie wejścia. Nie zostaniesz nie zauważony.
- Ja tam myślę, że to jednak pech tak na samym początku podpadać.
- Oj, przestań. Nic nie zrobiłeś, a już zwróciłeś na siebie uwagę.
- Może masz rację…
- Pewnie. Ja zawsze mam rację - uśmiechnął się szeroko - Spieszysz się gdzieś?
- Nie, a co?
- To może wybierzemy się na Pietrynę albo gdzieś, bo nie chce mi się do chaty lecieć.
- Spoko. A ktoś z nami idzie? Bo może zorganizowalibyśmy jakąś integrację.
- Już pytałem. Ten ma angielski, tamta dentystę, tamten siamto, tamta owamto. Mówię ci. Wszyscy są zajęci, a to dopiero początek września! Ale trudno się mówi i żyje się dalej. Poza tym ja takim kiepskim kompanach chyba nie jestem, więc nie masz się co martwić. Jakoś sobie poradzimy. Może nawet nie zanudzimy się na śmierć. To co? Gdzie idziemy?
- Czy ja wiem…
- Wiem! - wykrzyknął uradowany blondas - Chodźmy na lody!
- Co?! - Tomka wryło.
- Na lody. Do Hortex'u nie jest daleko! No chodź.
- Spoko.
Tomek po raz pierwszy spotkał się z taką dziecięcą ufnością i radością życia. Może jednak nie będzie mu w tej szkole tak źle.
***
Tak szli do tego Hortex'u, że ostatecznie dotarli do małej i uroczej ni to kawiarni, ni to pizzerii o wdzięcznej nazwie "Cafe lulu". Piotrkowi coś strzeliło do łba, więc krzyknął:
- No to ja chcę kawę! - mimo że jak mówił wcześniej, kawy nie znosił.
- Kawy nie ma! - odpowiedziała barmanka.
- A bu. - Piotruś się zawiódł i zrobił minkę nadąsanego dziecka, co wywołało salwę śmiechu nie tylko Tomka, ale i barmanki.
- W takim razie poprosimy herbatę. - przez łzy powiedział Tomek.
- Herbaty też nie ma. - nie ma to jak pełen asortyment.
- E… A co jest?
- Piwo. - w sumie a czegóż innego można by się spodziewać?
- No to poprosimy dwa! - nie wiedzieć czemu, Piotrek się rozweselił.
I kto powiedział, że alkoholu nieletnim się nie sprzedaje?
Piwo było, delikatnie mówiąc, lurowate, ale wystarczająco było go dużo, aby chłopaki mogli się troszkę podpić. Jakby nie wystarczyło, że sami z siebie są już weseli…
***
Po wyjściu na ulicę Piotruś oświadczył, że nie pójdzie do domu jak nie zje wcześniej wspomnianych lodów. Tomek więc niewiele myśląc (zakładamy oczywiście, że on w ogóle myśli ^-^), zakupił mu takowe w najbliższej budce.
- Ojej, dziękuję! - Piotrek niemal rzucił się z radości Tomkowi na szyję.
- Ależ nie ma za co.
I podał koledze lody, a po ich skosztowaniu tamten pisnął radośnie:
- Skąd wiedziałeś, że lubię cytrynowe?
- Strzelałem.
Tyle szczęścia naraz to było dla Piotrusia za dużo, toteż nie powstrzymał się tym razem i uwiesił się na tomkowej szyi. Ten odebrał mu w locie lody, nie chcąc, aby te wylądowały na jego koszulce. Niestety blondynek tak się rzucał, że smaczny produkt mleczny wypadł brunetowi z ręki. I nie byłoby aż takim nieszczęściem, gdyby wylądowały one na chodniku. Fortuna znowu nie była dla szarookiego łaskawa, bowiem lody wolały zabrudzić czyjąś koszulę. Obaj chłopcy w jednej chwili stanęli sztywno i zaczęli przepraszać jegomościa. Poszkodowany okazał się być starszym panem i posiadał, cechująca jego wiek, upierdliwość.
- Jak wy się w ogóle zachowujecie?! Co ma znaczyć takie zachowanie?! Ta dzisiejsza młodzież zachowuje się jakby wszystko jej było wolno! Też coś!
- Bardzo przepraszam. To było niechcący… - to jak wiadomo stały tekst Tomka.
- Tak, oczywiście. A ja jestem królową angielską!
- To może my już pójdziemy - zasugerował Piotrek i ciągnąc kolegę za ramię, pobiegł w dół ulicy.
***
Odprowadziwszy Piotrka pod same drzwi domu jego, Tomek udał się na własną chatę, a w niej czekało na niego niemałe zaskoczenie.
Niczego nie świadomy wszedł do domu, rzucił plecak pod lustro i udał się po szklankę soku do kuchni, a tam… Siedział na kuchennym stole jego o pięć lat starszy brat cioteczny.
- Co ty tu robisz?
- Może tak najpierw "dzień dobry" albo jakieś "cześć", następnie pytanko "jak się masz", a do dopiero później ta twoja kwestia. Nie uważasz, że trzeba chociaż zachowywać pozory, podkreślam pozory, kulturalności? - jegomość swoją wypowiedź zakończył szerokim uśmiechem.
- Kamil… Daj sobie spokój. Gdzie są rodzice?
- Ech… Czyli moje próby wychowawcze spełzły na niczym. A ja tak się starałem! Panie, daj mu choć odrobinę taktu, bo sobie biedaczek nie poradzi w życiu - tu teatralnie wzniósł ręce ku niebu.
- Kamil! Ja cię ostrzegam. Gadaj i to już.
- Ty mi grozisz? Ty? No naprawdę. Zero szacunku dla starszych. Matko… Co ja z tobą mam…
- Ty ze mną?! To raczej ja z tobą!
- No dobrze, dobrze. Nie denerwuj się już tak, bo złość piękności szkodzi.
- Wrr.. - Tomkowi zaczynały puszczać nerwy.
- Oj, no dobra. Twoi starzy wpadli na genialny pomysł, abym się tobą zajął podczas ich nieobecności, bo ja biedny studencina i tak nie mam się gdzie podziać, a sam zostać nie możesz, bo oni umarli by ze strachu o ciebie.
- Ale niby czemu masz się mną zajmować? Gdzie ich posiało?
- No i jeszcze tak się wyraża. Będę miał tu dużo roboty.
- Kamil!
- Spokojnie, wyluzuj się. Odstaw tę patelnię! Ale już!
Tomek w odpowiedzi tylko warknął i potrząsnął owym niebezpiecznym kuchennym akcesorium.
- Okej, okej. Już wszystko opowiadam. Twoi rodzice postanowili zrobić sobie coś a la kolejną podróż poślubną. Sam wiesz, że im się to już zdarzało.
To była prawda. Jego rodzice średnio raz na dwa lata nagle "uciekali z domu", aby pobyć trochę sam na sam. Niektórych to naprawdę nie opuszcza romantyzmu. Nawet na stare lata…
- Ale czemu zrobili to tak niespodziewanie? Zazwyczaj dowiadywałem się o tym jakiś…Dzień wcześniej… - powiedział spokojnie Tomek odkładając narzędzie grozy.
- A ty mnie się pytasz? Zadzwonili dziś rano, pogadaliśmy i oto jestem.
- A na jak długo tym razem pojechali?
- Wspominali coś o trzech miesiącach…
- Co?!
- Nie pruj się tak na mnie. - i dodał optymistycznie - Kasę nam przecież zostawili.
- Matko Boża, Jezusie Chrystusie, wszyscy święci…
- Nie odmawiaj litanii, bo aż tak źle to nie jest.
- …za co mnieście tak pokarali? - pominął uwagę Tomek i dociągnął dalej swą żałosną myśl.
***
- To straszne! Jak ja mam z nim wytrzymać trzy miesiące?! Jest strasznym bałaganiarzem i w dodatku nie umie gotować! Poza tym cała rodzina wie, że lubi często imprezować, więc pewnie będzie rano wracał zalany! Co ja mam zrobić?! - biedny Tomek użalał się następnego dnia Piotrkowi.
- No nie martw się - pocieszał go blondas - może nie będzie tak źle, a obiady możesz czasami jadać u mnie.
- Naprawdę? - ucieszył się brunet - Ale czy twojej mamie to nie będzie przeszkadzało?
- Co ty, daj spokój. Ma nas pięcioro, więc jedna gęba do wykarmienia w tą czy w tamtą nie zrobi jej różnicy.
- Pięcioro…? - wykrztusił zdziwiony.
- No tak. Moja najstarsza siostra Iga ma 22 lata, Jacek ma 20, a Kuba i Marta po 18. To bliźniaki. - i dodał z uśmiechem - A na końcu urodziłem się ja. Co prawda przypadkiem, bo przypadkiem, bo to była wpadka, ale jednak.
- Matko… Ale gromadka…
- Też tak myślę. Ale przynajmniej nigdy nie jest nudno.
- Gdzie wy się mieścicie? Przecież odprowadziłem cię do zwykłego bloku.
- O nie, panie bracie. Nie mogłeś zauważyć, bo i jak, tego, że mieszkania w tym bloku są dwupoziomowe. Mamy duuuże mieszkanko. A zresztą w kupie cieplej, no nie?
- Ta…
Nagle twarz Piotrka mocno zbladła.
- Co ci jest? - spytał naprawdę zmartwiony Tomek.
- Spójrz w tamtą stronę…
- O kurde…
Powolnym krokiem zbliżał się do nich starszy pan. Ten starszy pan, którego koszulę ubrudzili poprzedniego dnia lodami. Że też pech musi właśnie ich prześladować…
- Wy jesteście I A? - uczniowie pokiwali niepewnie głowami - Jestem waszym nauczycielem od w-f-u. Przebieralnia jest tam. No już. Jazda się przebierać.
Tomek z Piotrkiem wmieszali się w tłum, byle ich psor nie widział, co nie było takie trudne, gdyż byli najniżsi.
W tym miejscu warto wspomnieć o stroju na wychowanie fizyczne, gdyż jest ono podobno tradycją tegoż przybytku wiedzy. Odzież sportowa nie tylko składa się z klasycznej białej koszulki, ale przede wszystkim ze strasznie oczojebistych, żarówkiastych, zielonych spodenek. Tak, tak. Zielonych. Jaśniutko zielonych. Nie czarnych czy granatowych jak w innych szkołach, ale zieloniutkich jak soczysta trawka. Tylko pozazdrościć…
Po przebraniu się w wyżej wymieniony strój, chłopcy stanęli w równym szeregu, a nauczyciel zaczął sprawdzać listę obecności i niestety nie grzeszył kiepską pamięcią. Wręcz przeciwnie. Wczorajszych swych oprawców twarze zapamiętał doskonale i po odczytaniu nazwisk szyderczo się uśmiechnął i zarządził im taki w-f, że nie wychodzili z sali, a wyczołgiwali się. To był koszmar. Ledwo utrzymywali ciała swe w pionie. A nauczyciel wychodząc z sali, podśmiewał się:
- Nie ma to jak odrobina wysiłku fizycznego, prawda?
***
Człap, człap, człap…
"Jeszcze tylko chwilka, jeszcze jedna, już, już tylko…"
Jeb!
"Mmmm… leżę…"
Tak oto Tomek znalazł się na kanapie. I leżałby sobie do przysłowiowej usranej śmierci, gdyby nie niepokojąca cisza. Coś za cicho było.
"E tam. Pewnie ta menda poszła na imprezę" podsumował niepokojący stan i pozwolił się porwać Morfeuszowi w swe objęcia.
***
Z marzeń sennych delikatnie wyrwał go subtelny szelest. Uchylił Tomuś na milimetr jedno oczko i zobaczył światło w przedpokoju.
"O, menda wróciła" przemknęło mu przez myśl i już chciał ponownie zapaść w sen, lecz poczuł, że coś go podnosi z posłania. Troszkę się wystraszył, jednakże obejmujące go ramiona były takie ciepłe oraz czuł się w nich totalnie, bezgranicznie bezpiecznie. Było mu nie wymownie dobrze, więc nie dał po sobie poznać, że już jest na jawie, a błogostan ten się wprawdzie nie skończył, ale nieco przemienił. Został bowiem ułożony w swoim łóżeczku. A uwierzcie mi. Tomek miał je nadzwyczaj wygodne. Po prostu godne pozazdroszczenia.
Już się wtulał w podusie swą, gdy coś zaczęło go… Rozbierać!
Tomkowi serce stanęło w piersi. Nie podejrzewał bowiem wcześniej Kamila o takie rzeczy! Został w samych slipkach, gdy ten zboczeniec przykrył go kołdrą.
"Uf… a więc to tylko to…" i skarcił się w myśli za takie podejrzenia.
Drzwi skrzypnęły… Ale nie skrzypnęły znowu…. Czyli, że nie zostały zamknięte…
Nagle Tomek poczuł wargi Kamila muskające jego policzek…
***
- Kurde, mówię ci… Tak się zestrachałem, że o mało w te slipki, co mi pozostały, nie narobiłem! - opowiadał następnego dnia Piotrkowi rozentuzjazmowany Tomek.
- Wyluzuj. On ci dał tylko buziaka na dobranoc. I to w policzek. Nic się przecież nie stało - uspokajał dzielnie kolegę.
- Tak myślisz?
- Oczywiście.
- Serio?
- Serio, serio.
- No ale…
Nie dane mu było dokończyć, bo przechodzący Michał (ten od jabłka ^-^) zarzucił kąśliwą uwagę:
- A co ty się tak ekscytujesz? Orgazm przeżywasz?
- Co?!
- Nico. On tak na ciebie działa?
- Co?!
Ale Michał już odszedł, a plota już poszła i ktoś zakrzyknął:
- Ej, może wy rzeczywiście jesteście parą? Zawsze przecież trzymacie się razem.
- Hej! Bez kitu! To już jawna przesada! Czy ja wyglądam na jakiegoś geja?! No Piotrek, powiedz. Czy ja wyglądam jak gej?
- Ja… Nie wiem…
Chłopak dziwnie się speszył i szybko udał się do sali. W sumie to już był dzwonek, więc miał prawo, ale mimo wszystko to było troszkę niecodzienne zachowanie z jego strony…
***
Przez cały dzień Piotrek się już nie odzywał. No chyba, że to było już absolutnie konieczne. Tymczasem szarooki nie mógł dojść, co chłopaka ugryzło.
Po lekcjach Tomek czekał na blondyna pod szkołą. Jednak się nie zapowiadało, ażeby tamten miał zamiar wyjść, lecz po upływie 20 minut raczył się wyłonić. Tylko że gdy zobaczył bruneta, odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem zaczął się oddalać. Czyżby go unikał?
- Ej, Piotrek! Poczekaj! - Tomkowi nie znane jednakże był czasownik "poddać się" (biedak, nie dedukowany widać jest ^-^)
Wołany chłopak tak nagle stanął, że goniący go osobnik wpadł na niego. Szczęście od Boga, że nie upadli na chodnik.
- Czego chcesz? - burknął Piotr.
- Nie warcz tylko raczej powiedz mi, co się z tobą dzieje. Rano przecież wszystko było w porządku…
- Nie chcesz wiedzieć - krótko uciął.
Piotrek już nie był zdenerwowany, tylko szalenie smutny. Tomek się przeraził.
- Chcę. Powiedz mi. Proszę.
- Słyszałem, co mówiłeś w szkole i ja… Zrozumiem jak już nie będziesz chciał się ze mną przyjaźnić, a nawet mnie znać. Zrozumiem. Naprawdę.
- Co ty w ogóle gadasz?! Czemu mielibyśmy się przestać przyjaźnić?! Weź mnie nie strasz….
- Jestem gejem.
- Em… No nie bardzo wiem, co powinienem powiedzieć. - lecz widząc minę Piotrka zaraz się zreflektował - To znaczy… To nie tak, że ja jestem nietolerancyjny czy coś. To było niechcący. Ta sytuacja z Kamilem po prostu mnie przestraszyła, a Michał oskarżył mnie o bycie kimś, kim nie jestem. To wszystko.
Po tym malutkim monologu Piotruś, jak to miał w zwyczaju, uwiesił się na tomkowej szyi i z radością zapiszczał:
- Czyli jednak będziemy nadal ze sobą?
Tomek nieco zesztywniał, więc blondyn szybko się poprawił:
- Miałem na myśli, że nadal będziemy przyjaciółmi?
- A nie, no to tak, oczywiście - uśmiechnął się Tomek.
***
Po zwyczajowym już odprowadzeniu kumpla Tomeczek w końcu zagościł w swym domku. Zzuł buty. Poczym wszedł do pokoju i zastał… Siedzącego na kanapie wystrojonego w czarne, skórzane spodnie i tegoż samego koloru jedwabną koszulę Kamila, który miał strasznie głodne spojrzenie. Wręcz przerażająco głodne. A co najgorsze, było ono utkwione w Tomku.
- Cześć Kamil… Co tobie?
- A co ma mi być? - odrzekł aksamitnym głosem.
- No taki wystrojony jesteś i w ogóle…
- Podoba ci się? -to było już… jakby… podniecające nawet.
- Twój strój? No całkiem…
Kamil podniósł się z gracją i zmierzał powolnym krokiem w stronę Tomka. Niczym pantera, która upatrzyła sobie już swój obiad. Główne danie cofało się, ile mogło, ale napotykało za plecami ścianę.
"Kurde… co mu jest? Najarał się czegoś? Wygląda jakby chciał mnie zgwałcić albo coś… Mamo, ratuj!" Takie właśnie myśli przelatywały przez tomkową głowę w tempie błyskawicy. Jak widać nie były one zbyt przyjemne.
Kamil niczym nie zrażony, a nawet uradowany oparł się o wyżej wzmiankowaną ścianę tuż nad głową szarookiego, do którego doleciał zapach zmysłowych perfum brata ciotecznego.
- Słuchaj, czy może nie poszedł byś ze mną dzisiaj na imprezę? Wiesz, laska mi się w ostatniej chwili wymiglancowała, a tak samemu to nie wypada się pojawić - tu szelmowsko się uśmiechnął i zbliżył swoją twarz do lica bruneta.
- Em, ja?
- Em, ty - przedrzeźnił go.
- Ale wiesz, że wyjdziesz na geja?
- Trudno. Zresztą jesteś ładniutki - i musnął wargami jego nosek, poczym szybko odskoczył.
Bardzo dobrze, że tak uczynił, gdyż wreszcie odezwała się w młodszym chłopaku wojownicza część natury.
- Ty popaprańcu zasrany! Co ty sobie w ogóle myślisz?!
- Że jesteś tak pyszny, że aż chciało by się cię schrupać - i puścił do niego oczko.
- Poczekaj jak cię dorwę!
I zaczęła się klasyczna gra w berka. Albo przynajmniej coś w ten deseń. W każdym razie Tomek leżał po wszystkim przygnieciony do podłogi przez Kamila, który unieruchomił mu nadgarstki tuż nad głową.
- To jak? Pójdziesz ze mną?
- Nie!
- No nie łam mi serca misiaczku…
- Nie nazywaj mnie tak!
- A pójdziesz?
- Nie!
- Misiaczku, tak ładnie cię proszę…
- No dobra tylko przestań mnie tak nazywać!
- Spoko koteczku ;)
***
"Boże… Co ja tu robię? Jakim cudem on mnie do tego namówił?" pomyślał Tomek, kiedy przekraczał próg eleganckiej willi, która teraz pękała w szach od ilości mieszczących się w niej ludzi. Kamil natomiast sprawiał wrażenie totalnego luzaka i w dodatku zachowywał się tak jakby Tomek był jego chłopakiem. Ech… Życie jest ciężkie.
A o samej imprezie nie ma się, co rozpisywać. Można ją pokrótce opisać tak: jedna, wielka biba.
***
Byli tu już od jakiś pięciu godzin. Szarooki padał ze zmęczenia, a co najgorsze nie mógł iść, bo Kamil zawieruszył się mu jakąś godzinę temu. Chodził biedak od pokoju do pokoju w poszukiwaniu braciszka. Nagle się o coś potknął.
- Przepraszam… To było niechcący…
Te słowa skierował do jakiś kolesia, który uwalił się prosto w przejściu. Wionęło od niego alkoholem. No tak… można było się tego spodziewać. Za ściany usłyszał jakiś dziwny nieartykułowany dźwięk. Otworzył je i zobaczył rzygającą dziewczynę. Wymiotowała prosto na środek bardzo drogiego dywanu, a za nią jakaś para w stanie wskazującym uprawiała dziki seks. Najlepiej zrobi jak sobie stąd pójdzie. Ta…
Po kolejnym pół godziny poszukiwań dał sobie spokój. W końcu ta ofiara sama go znajdzie. Zwyczajnie na niego zaczeka na tym tarasiku.
W pewnym momencie do jego azylu wpadło dwóch "nieco" podpitych gości.
- Sie masz ziom. Chcesz szluga?
- Ja nie palę…
- Stary, to nie fajki… To czyściutka marycha.
Tomkowi było już w sumie wszystko jedno. Jak raz weźmie, to nic się przecież świat nie zawali. Prawda? Wziął więc dragi od jednego z kolesi i już miał zacząć popalać, gdy drzwi się z hukiem otworzyły, a w nich stanęła zguba. Nawiasem mówiąc, ostro wkurwiona zguba.
- Odłóż to! A wy spadajcie!
Dwóch facetów spojrzało się na niego jak na idiotę.
- No już powiedziałem! Zjeżdżajcie! Ale to już! Won!
Tamci posłuchali go, ale Tomek nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Kamil jednak wiedział co. Podszedł do młodszego chłopaka i wyrwał mu skręta z ręki.
- Nigdy mi się nawet nie waż brać tego gówna!
- Ja…
- Co sobie kurwa myślałeś?! Że jak raz zapalisz, to się nic nie stanie?! Tak się właśnie do jasnej cholery zaczyna!
- Przestań! - Tomkowi puściły nerwy, nikt bowiem nie będzie się na niego bezkarnie wykrzykiwał - Kim ty w ogóle jesteś, że chcesz mi rozkazywać?! Moją matką?! Ojcem?!
- Opiekunem. Zapomniałeś? A tak poza tym - tu już humorek mu się zmienił; z wkurzonego, zaczął wkurzać - grasz tu mojego chłopaka. Czyżbyś też o tym zapomniał? Jak mógłbym się nie troszczyć o mojego małego koteczka…
- Przestań!
- No już nie bądź taki nie przystępny… - i zaczął się do niego zbliżać z lubieżnym uśmiechem na twarzy - No chodź do tatusia…
Szybkim ruchem chwycił Tomka w pół i wyciągnął go do pokoju na parkiet, by zatańczyć. To było ciekawe doświadczenie w życiu świeżo upieczonego licealisty. Kupa zalanych i zaćpanych ludzi pod ścianami, głośna muzyka, a on w objęciach faceta. Poruszali się wprawdzie w rytm muzyki, ale jakoś nie czuł zbytnio, aby Kamil był trzeźwy. Ruszał się bowiem jak ostatnie podrygi latającej ostrygi. Ta… dokładnie tak się ruszał. Tezę dysfunkcji mózgu potwierdził zaciskający się uścisk wkoło jego tali. A kamilowa ręka po jego bluzką tylko jeszcze bardziej umocniła go w tym przekonaniu.
- Ej, co ty do diabła robisz?!
- Oj, sorki. Zapędziłem się - odparł półprzytomnie student - Zapomniałem, że nie jesteś dziewczyną… - i dodał z rozmarzonym spojrzeniem - A to wielka szkoda.
- Dość! Wychodzę!
Absolutnie żadna istota ludzka nie ma prawa mylić go z płcią żeńską. Po prostu żadna! Zatrzasnął drzwi willi i nie bacząc na to, że nie zna za bardzo drogi powrotnej, zaczął iść, delikatnie ujmując, dość szybko.
- Poczekaj! - krzyknął za nim Kamil - Stary, zwolnij!
Po nie małym trudzie, w końcu go dogonił, a co było trudne ze względu na ilość alkoholu (i pewnie nie tylko tego) krążącą w jego żyłach.
- No już się nie gniewaj.
Tomek go zlewał.
- No…Uśmiechnij się…
- Odwal się - syknął brunet.
Kamil w akcie desperacji stanął przed nim. Nareszcie tamten się zatrzymał. Jednakże nie na długo. Chciał go wyminąć, więc studencina nie wiele myśląc… Pocałował go. Prosto w usta. Tomka tak zszokowało, że nie mógł się ruszyć.
- Ej, no bez przesady. Ja tylko chciałem, żebyś zwolnił, a nie od razu stawał. Z jednej skrajności w drugą… Matko, co ja z tobą mam? No chodźże…
I pociągnął kłodę za nadgarstek za sobą do domowego zacisza.
***
Przez następnych kilka dni Tomek omijał z daleka swego brata ciotecznego, który zachowywał się jak gdyby nigdy nic, co wcale, a wcale nie poprawiało mu humoru. W szkółce Piotrek też to zauważył, ale póki co żadną miarą nie mógł od niego wyciągnąć, co go gryzie, lecz stosowna okazja przydarzyła się niebawem (już autorka się o to postarała ^-^).
***
Pewniej pochmurnej środy po szóstej godzinie lekcyjnej średniego wzrostu licealista płci męskiej poczuł pewną potrzebę, a mianowicie zachciało mu się do toalety. Podreptał więc po schodach na pierwsze pięterko, gdyż tam się znajdował właściwy przybytek. Po szybkim załatwieniu swej sprawy, skierował swe kroki z kabiny do umywalki. Sięgając po mydło, jego ręka zderzyła się z inna dłonią. Dużo drobniejsza i delikatniejszą swoją drogą.
- O, przepraszam. To było niechcący.
- To ja przepraszam.
Teraz dopiero Tomasz powędrował wzrokiem wzdłuż przedramienia, poprzez ramię, szyję, aż do twarzy, a należała ona do Piotrka. Mina mu zrzedła na ten widok i bez słowa dokończył rozpoczętą czynność, a później chcąc wyjść, chwycił za klamkę. Jednak dłoń drugiego chłopaka spoczęła na jego przegubie i nie pozwalała mu opuścić pomieszczenia.
- Daj spokój. Porozmawiajmy - miękkim głosem niemalże wyszeptał blondyn.
Tomek nie mrugnąwszy nawet powieką, szarpnął za niczemu winą klamkę.
- Tomek, pogadajmy! - niebieskooki nie dawał za wygraną.
- Nie mamy o czym!
I podczas tej małej szarpaniny urwali naprawdę niczemu winną klamkę, przez co zostali uwięzieni. Jakby tego było mało, zadzwonił dzwonek na lekcję.
- No ładnie… - skomentował Piotrek.
- Zamknij się! To przez ciebie się spóźnimy!
- O ile w ogóle stąd wyjdziemy…
- Co?!
- Musimy przecież poczekać, aż ktoś wejdzie…
Tomek mało wdzięcznie opuścił szczękę.
- Nie rób tak, bo poddajesz w wątpliwość są już wątpliwą inteligencję - żartobliwie zauważył blondynek, chcąc rozluźnić atmosferę. Tomek tylko syknął i poszedł posadzić swą szlachetną część ciała na parapecie.
Podchodząc do naburmuszonego chłopaka, Piotrek zasugerował:
- No to może w zaistniałej sytuacji porozmawiajmy o tym, co cię gnębi.
Tomek ukrył twarz w dłoniach i wyszeptał:
- Nie chce o tym gadać…
- Oj, przestań. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Mnie możesz wszystko powiedzieć.
Tomek widząc jawną sympatię, jaka była mu okazywana, poddał się i opowiedział Piotrkowi cała historię. Gdy zamilknął, niebieskooki pomilczał chwilę i delikatnie zapytał:
- Słuchaj stary, to może ja do niego pójdę?
- Po co?
- Pogadam z nim.
- To nie ma sensu…
- Skąd wiesz? Ty nie spróbowałeś, a ja nie pozwolę, aby mój najlepszy kumpel chodził smutny - i klepnął go przyjacielsko po plecach.
- No sam nie wiem… A co ja mam w tym czasie niby robić? Bo chyba przecież spotkacie się w domu, a nie przy ciastku w kawiarni za rogiem.
Na samą myśl o tym obaj gruchnęli śmiechem. Ze łzami w oczach Tomek powiedział:
- No dobra, idź, a ja sobie kino odwiedzę. Wierzę w ciebie brachu.
***
Film był średni. Kiepska fabuła. Gra aktorska też pozostawiała wiele do życzenia, ale czego mógł się w końcu spodziewać po tlenionej blondynce z biustem w rozmiarze XXL. Chociaż efekty specjalne były całkiem, całkiem. Podsumowując, ujdzie w tłoku, a i przynajmniej samopoczucie mu się znacznie poprawiło.
Strasznie się stresował, bo w końcu Piotrek przecież już pewnie zdążył przeprowadzić pogadankę Kamilem. Aż ciarki mu przeszyły na samą myśl o tym, że zaraz musi pokazać się bratu na oczy. Ale nic to, nic. Jak mus, to mus.
Z niepewnym sercem przekraczał prób swego domu i… Nic nie wyleciało na niego z hukiem. To dobry znak? Czy zły? Tego jeszcze nie wiedział…
Stąpał powolutku… Nic. "Podejrzana cisza" ktoś by rzekł. Z sercem w gardle zmierzał w stronę sypialni brachola. Otworzył wrota a tam… Jego braciszek w łóżeczku, a z nim nikt inny jak Piotrek w całej swej krasie. Oboje nadzy rzecz jasna. I nie zachodziła miedzy nimi tylko intensywna wymiana płynów ustrojowych przez otwory gębowe. O nie. Chciałby żeby tylko to. Oni posunęli się dużo dalej. A właściwie tak dla ścisłości to Kamil posuwał licealistę.
- E….. - Tomek zabłysnął elokwencją, a Piotruś pisnął i schował twarz w zagłębieniu szyi studenta - Sorry… To było niechcący… To ja już sobie pójdę… Może załapie się na jeszcze jeden seans.
I wypruł z chaty jakby go goniło stado nie karmionych przez tydzień, pogryzionych przez osy i w dodatku w okresie godowym niedźwiedzi grizzly.
***
Cichy szczęk w zamku oznajmił Kamilowi, że ktoś wszedł. Tym ktosiem z całą pewnością był Tomek, który zresztą wyłonił się zaraz i bez słowa poszedł do swojego pokoju, nie obdarowując czekającego na niego nawet jednym spojrzeniem.
Ten olany nie poddał się, aczkolwiek stracił swą swobodę i spontaniczność.
- Tomek…
Wyżej wymieniony nawet się na niego nie spojrzał. Siedział wciąż odwrócony do niego tyłem przy swoim biurku.
- Martwiłem się o ciebie…
Powolnym ruchem Tomek odwrócił głowę i zaszczycił go zimnym spojrzeniem. Wiecie, takie sto sztyletów z czystego lodu. Przeszyło ono studencine na wylot. A syknięcie tylko jeszcze bardziej go zgasiło.
- Piotrka nie ma?
- Nie ma… - odezwał się słabo - Było już późno, więc musiał zwalać na chatę.
- Aha - i znów się odwrócił przodem do biurka.
- Słuchaj Tomek… To co widziałeś to nie jest tak jak myślisz.
- Ja nic o tym nie myślę.
- Chodzi o to, że to tak wyszło, że…
- Nie chce nic wiedzieć - uciął - To wasza sprawa i mnie nic do tego. Ale wiesz, jak pierwszy raz w życiu kogoś widzisz, to jakoś tak zwyczajnie nie wypada go zaciągać do łóżka, nie uważasz? Ale ja tam może staroświecki jestem…
Kamil nie wiedział, co odpowiedzieć, więc po prostu wyszedł.
***
Przez kilka następnych dni Piotrka nie było w szkole, a Kamil znikał na całe dnie z domu. Tomek wiedział tylko, że tam sypia, bo późnymi wieczorami, jak kład się spać, słyszał skrzypnięcie drzwi do pokoju brata, a i rano zastawał już gotowe śniadanie.
W szkółce starał się zachowywać normalnie, a wszelakie pytania o Piotrka uzasadniał chorobą lub jakoś przeskakiwał na inny temat.
Pewnego razu podczas rozmowy z Anią (dziewczyną z genialnym napisem na bluzeczce ^-^), zauważył tą kujonkę od niego ze szkoły i… Jakąś bandę głupków śmiejących się z niej jawnie oraz że ona miała prawie łzy w oczach. Co prawda, nie przepadał za nią, ale to była zdecydowana przesada. Niczym średniowieczny rycerz walczący o względy swej damy, przeprosiwszy Anię, poszedł na ratunek dręczonej.
- Ej, chłopaki. Przestańcie.
- Coś ty powiedział? - spojrzeli na niego jakby się z choinki urwał.
- Ona to słyszy - odparł spokojnie - i jest jej przykro.
- Obrońca kobiet się znalazł - zakpili - O, przepraszam. Obrażam kobiety. To coś to jakaś szara mysz, a nie kobieta - ryknęli śmiechem, ale sobie poszli.
Tomek podszedł do okularnicy i podał jej chusteczkę.
- Już w porządku?
- Tak i dziękuję, ale nie trzeba było. Już się przyzwyczaiłam - odparła owa niewiasta miękkim głosem.
- To oni tak częściej?
- Zdarza się… kilka razy… Dziennie…
- Auć. Musi boleć. Ale wiesz… Jakbyś rozpuściła włosy i ubrała się w coś kolorowego, to wyglądałabyś ładniej. Serio mówię - i zabłyszczał swym uśmiechem numer pięć - a tak w ogóle, to jak ci na imię?
- Ewa.
- Ładnie. Ja jestem Tomek. A, i myszy są fajne - dzwonek rozdźwięczał - Pa, myszo.
***
"Głupi maluch" tak pomyślał o rzeczonym pojeździe, który przed chwilą umieścił całą zawartość kałuży na jego spodniach. Nie zdążył się nawet porządnie zdenerwować, a tu kolejny zbiornik wody o nieistotnym znaczeniu strategicznym wylądował na jego osobie i w efekcie nie miał na sobie ani jednej suchej nitki. Nawet majtki miał mokre. Chyba wszystkie samochody się na niego uwzięły! Life is so… So brutal.
Będąc w stanie niezbyt komfortowym, wrócił do domu z cichą nadzieją na gorącą czekoladę oraz szczelne opatulenie dużym, puchowym, cieplutkim kocykiem. Niestety i w tym aspekcie los z niego zakpił. Od razu po przekroczeniu progu, zastał opartego o drzwi kuchenne Kamila.
- Masz gościa. Czeka na ciebie w twoim pokoju.
Po czym odwrócił się na pięcie i wszedł do kuchni, rzucając tylko przez ramię.
- Lepiej się przebierz, bo się przeziębisz.
Średnio ukontentowany Tomek podreptał więc do swej sypialni, modląc się, aby odwiedzającym go nie był Piotrek. Otworzył drzwi i… Cóż. Przeliczył się. Na jego łóżku siedział zgarbiony przyjaciel. Na ten widok zrobiło mu się naprawdę żal chłopaka, lecz nie wiedział, co powinien uczynić. Nastała toteż nieco niezręczna cisza, której żaden z nich nie ośmielił zakłócić. Jednakże w końcu, nie podnosząc głowy, pierwszy odezwał się drżącym głosem Piotrek.
- Ja… Bo… To takie trudne. Nawet nie wiem od czego zacząć. - na dłuższą chwilę urwał - Wybacz mi. Ja nie chciałem. Naprawdę. Niczego nie zamierzałem ani nie planowałem! Serio. Tak mi teraz głupio. Pewnie myślisz o mnie jak o jakiejś najgorszej szmacie albo kimś w tym rodzaju. Może i masz rację. - westchnął - Tak szybko uciekłeś. Ja pewnie na twoim miejscu postąpiłbym tak samo. To naturalne, ale… Ja… Proszę… Zrozum mnie. Wiem, że to nie jest łatwe, lecz chociaż spróbuj. Bo ja… Najzwyczajniej w świecie nie mogłem się oprzeć Kamilowi. W nim jest coś takiego… Ja nie mogę tego określić, ale po prostu nie mogę się temu oprzeć. Jego spojrzenie. I uśmiech. Taki ciepły. Ma też takie szerokie ramiona. Czuję się w nich tak bezpiecznie. Poza tym… Jak go zobaczyłem, to jakby strzelił grom z jasnego nieba. Ja… Chyba się w nim zakochałem od pierwszego spojrzenia. Wiem to głupie. Jak można obdarzyć kogoś tak silnym uczuciem, widząc go zaledwie chwilkę? A do tego jeszcze pójść z nim do łóżka…? - zakrył twarz dłońmi - Boże, tak mi wstyd. Pewnie brzydzisz się mnie i wcale ci się nie dziwię. Nie zaskoczy mnie, jeśli nie będziesz chciał mnie już nigdy więcej widzieć na oczy! Naprawdę… Chciałem ci to sam powiedzieć, bo jesteśmy, a raczej byliśmy przyjaciółmi, a nie dlatego, że twój kuzyn stchórzył. Tomek… Ja… Tak mi przykro…
Piotrek nie wytrzymał napięcia i zwyczajnie zaczął płakać. A to już było za wiele. Stanowczo za wiele jak dla Tomka. Chciał wysłuchać chłopaka do końca. Nie przerywać mu, ażeby miał okazję się wytłumaczyć, ale on już najwidoczniej skończył. No i ten płacz. Niebieskooki nie zasłużył na to. Popełnił co prawda duży błąd, ale tylko jeden. Nie powinien się tak zadręczać. A i on sam się do tego troszeczkę przyczynił. Podszedł więc do Piotrka i przytulił go. Jak małe, biedne, pobite zwierzątko, które ufnie wtuliło się w jego ramiona. Głaszcząc go po główce szeptał spokojniutko.
- Ci… Już dobrze. Ja się już wcale nie gniewam. Byłem zły. To prawda. Ale mi przeszło. No już nie płacz maleńki…
Blondyn jeszcze przez jakiś czas się uspokajał, lecz w końcu podniósł łepek i z zapłakanymi oczkami zapytał:
- Jesteś pewien?
- Pewnie, że jestem - uśmiechnął się słodko - Ostatecznie jesteś moim najlepszym przyjacielem, a z przyjaźni się przecież tak łatwo nie rezygnuje - i pocałował go w czółko - A teraz chodź umyć buzię, bo małej dzidzi tak nie do twarzy z tym wszystkim, co?
- Dobzie - rozpromienił się Piotruś.
Tomek wstał i pociągnął rówieśnika za sobą. Pokonał pokój w mgnieniu oka, otworzył z rozmachem drzwi i…
- Ała!
U progu bowiem siedział Kamil i oczywistym się teraz stało, że podsłuchiwał. A raczej się starał.
- Chyba coś ci nie do końca wyszło, czyż nie? - zażartował Tomek.
- Oj, czep się rzepa, co? A tak poza tym, to już wszystko dobrze?
- Dobrze ciołku, dobrze - zaśmiał się brunet, a blondyn, aby ukryć chichot schował się w łazience.
-No - wstał Kamil - cieszę się, że mamy to z głowy. A ty tak się może w końcu z łaski swojej przebrałbyś się, hę?
- Oj… Faktycznie. Wiedziałem, że coś mi za mokro. Ale to zaraz. Teraz musimy poważnie porozmawiać. Sami - dodał jak zobaczył wychodzącego Piotrka z łazienki.
- A… Aha. Łapię aluzję. Już mnie nie ma - zarzucił niebieskooki i faktycznie zmył się w mgnieniu oka.
- No to co? Nie stójmy tak, tylko przejdźmy do kuchni, bo widzę, że zbiera się na dłuższą pogawędkę - niezwykle błyskotliwie zauważył Kamil.
***
Siedzieli na przeciw siebie. Dzielił ich tylko kuchenny stół i dwa kubki z parującą herbatą. W tle słychać było radio. Jakieś smenty leciały. Czyste dno totalne.
- Kamil, mam do ciebie pytanie i proszę. Bądź poważny.
- Luz. Wal prosto z mostu.
- Nie spłycaj. Zanim odpowiesz, przemyśl dobrze odpowiedź.
Nastał znów moment, w którym ktoś zasiał mak. Jednak po kilku chwilach powolnym ruchem głowy student z należytym szacunkiem wyraził swoja aprobatę.
- Nie będę owijał w bawełnę - głęboki wdech - Co ty właściwie czujesz do Piotrka?
- No cóż… W sumie to nie wiem.
- Jak to nie wiesz?! - oburzył się - Byłeś z nim w łóżku i nie wiesz?!
- Tomek, nie histeryzuj. Znasz mnie przecież. Z niejedną osobą uprawiałem seks.
- Ale, ale… On to wziął na poważnie!
- Cóż zrobić - wzruszył ramionami.
- No właśnie! Co zamierzasz zrobić?!
- Po pierwsze, na mnie nie krzycz, a po drugie, to nie jest twoja sprawa.
- Jak to nie moja?! Piotrek jest moim przyjacielem!
- Już mówiłem, żebyś na mnie nie krzyczał. A to, że jest twoim przyjacielem, nie upoważnia cię do bycia jego niańką, wiesz?
- To nie o to chodzi. Ja się zwyczajnie o niego martwię.
- Młody, słuchaj. To nie jest takie proste. Ja naprawdę nie wiem jak nazwać to, co się ze mną dzieje, kiedy on jest przy mnie. Bo to tak jakbym jechał na najlepszych dragach. Tyle że bez brania!
- Ech, jak ty to ładnie ująłeś - uśmiechnął się krzywo Tomek, ale w duchu cieszył się niezmiernie, bo on wiedział, co to znaczy.
***
Wtorkowego ranka Tomek i Piotrek znów szli ramię w ramię wzdłuż szkolnego korytarza. Zupełnie jakby tamto "małe" nieporozumienie w ogóle nie istniało. Gadali w kółko jak najęci, a właściwie to Piotrek nadawał…
- … a te jego dłonie! Takie męskie! A jak wczoraj od ciebie wychodziłem, to posłał mi takie spojrzenie i w ogóle! Jejku, Tomek, ja ci mówię! To jest ten jedyny! Ach… Ile to ja go już nie widziałem? Jakieś szesnaście godzin! Matko, jak ja za nim już tęsknię… A nie wiadomo, kiedy go znowu zobaczę. Jak mam móc umieć się kupić na tych zajęciach, podczas gdy mój ukochany jest gdzieś tam! I w dodatku…
- Dość!
Piotrek zaprzestał swojej paplaniny i tylko spojrzał dziwnie na kolegę.
- No co?
- Błagam, oszczędź moją psychikę… Ja Cię proszę… Tak ładnie… - jęczał Tomek.
- A co ja takiego robię?
- W kółko gadasz o moim bracie ciotecznym jakby był jakimś bożyszczem!
- A nie jest? -blondyn spojrzał na niego jak na różowowłosego orangutana.
- Słuchaj, to ty się w nim zabujałeś, ale wszystko ma swoje granice! - zbulwersował się chłopak - Czy my nie możemy o czymś innym pogadać?!
- No już się tak nie denerwuj - uspokajał znerwicowanego kolegę - Możemy pomówić o gegrze. Zaraz będzie. Umiesz coś?
- Coś tam umiem, np. przedstawić się - uśmiechnął się szeroko.
- O widzisz, masz taki sam uśmiech jak Kamil (może to rodzinne), na którym na pewno daleko zajedziesz - odparł poważnie niebieskooki - A tak a pro po, opowiadałem ci o jego uśmiechu? No więc jest jak….
- O, Boże… Znowu się zaczyna.
***
- Witaj, kochana klaso!
- Dzień dobry! - klasa z radością przywitała ulubionego nauczyciela geografii, a właściwie to ulubionego w ogóle.
- No to może kogoś przepytamy?
- Nie!!!!!!!!!!!! - zaprotestowała donośnie klasa.
- Zła odpowiedź!
Nauczyciel niby udał zezłoszczonego, ale wszyscy dobrze wiedzieli, że się zgrywa i nawet co lekcyjne pytanie nie mogło negatywnie wpłynąć na kontakty tego pedagoga z młodzieżą. Zdumiewające, naprawdę.
- To może dzisiejszą ofiarą zostanie… hm… numer osiemnasty. Miłkowski!
Tomek z nietęgą miną wstał i zbliżył się do nauczycielskiego biurka.
- O, kogo my tu mamy? Pan "to było niechcący", czyż nie?
- No… Em… - brunet "trochę" się zmieszał, a klasa zachichotała.
- Jaki dziś pan elokwentny. Przyznaję, że niezwykle.
I A widząc to małe starcie, ryczała ze śmiechu. Nawet oni nie mieli dla niego litości. Potwory. Jeszcze ich znajdzie. Wrr…
- To tak na rozgrzewkę. Co pan nam powie o ruchach izostatycznych?
- E… Chyba nie bardzo orientuję się w tym temacie.
- A może coś się panu o uszy obiła tektonika płyt litosferycznych?
- Cóż, chyba też nie bardzo - pogrążał się Tomek.
- Oj, zawodzi mnie pan, panie Miłkowski. Ej, tam - zwrócił uwagę uczniom z tył klasy - nie bawcie się eksponatami!
- Ale panie psorze, one są takie fajne… - żartowali chłopcy.
- Jasne. Nie przeszkadzajcie mi w dręczeniu!
- Spoko sorze! - śmiali się.
Po tej humorystycznej wymianie zdań, nauczyciel zarzucił:
- A może jak nie umiesz zeszłej lekcji, to opowiesz mi coś o tych skałach? - ironicznie zasugerował.
- Cóż, myślę że to jest granit ze Strzegomia, gdyż ten ze Strzelina ma…
I w tym momencie rozpoczął się nieoczekiwany wykład o skalach, ich występowaniu, różnorodności, podziale, zastosowaniu. Swoje miejsce zalazły nawet w nim ciekawostki. Nauczycielowi i klasie szczęki opadły. Wmurowało ich zupełnie. Nikt mu nawet nie ośmielił przerwać. Kiedy skończył, nauczyciel zapytał:
- Może chcesz wstąpić do kółka geologicznego?
- Może jednak niekoniecznie…
- A może jednak tak! Tyle wiesz! O tych piaskowcach z Gobi nie miałem nawet pojęcia!
- Panie profesorze, bo się zarumienię! - Tomek pozwolił sobie na mały żarcik, na który niektórzy pospadali z radości z krzeseł.
- No bez przesady. Porumienisz się na kółku, które notabene prowadzę, co?
- No dobrze…
- To jesteśmy umówieni. Zajęcia odbywają się w piątki na zerówce.
- A…aha.
Nieco oszołomiony porą zajęć, Tomek usiadł w ławce i momentalnie Piotrek do niego zaszeptał:
- Stary, skąd ty tyle wiesz o tych kamorach?
- Ech, mówiłem ci, że moi starzy jeżdżą co jakiś czas na te swoje "miesiące miodowe".
- A co to ma do rzeczy? - nie rozumiał.
- Mój ojciec z każdej takiej podróży przywozi jakąś "zachwycającą" skałkę albo i kilka skałek i każe mi się nimi napawać i w ogóle. Truje mi o nich od dziecka! Męczarnie przynajmniej w końcu na coś się przydały.
- No to twój tatuś się ucieszy.
- Żartujesz! Nie powiem mu o tym - wzburzył się brunet.
- Czemu?
- Bo będzie mi o tych kamyczkach truł w nieskończoność.
***
- Ale panie profesorze! To nie ja!
- Jasne, jasne. Jest tam twój podpis. Ech, zawiodłem się na tobie. Dopiero miesiąc w szkole, a tu już taki znaczący akt wandalizmu.
- To nie ja! - uparcie powtarzał Tomek - Gdybym to był ja, to bym się przecież nie podpisał pod tym! To chyba logiczne!
- Młody człowieku, nie będziesz mi powtarzał, co jest logiczne.
- Ależ panie profesorze!
- Dosyć - stanowczo zarządził wychowawca I A - To przekracza moje kompetencje. Do gabinetu dyrektora - i dodał jeszcze ostro - Migiem!
Cóż było zrobić? Nauczyciel nie chciał mu uwierzyć, więc może dyro chociaż okaże się bardziej wyrozumiały. Bo to naprawdę nie była jego wina! Ktoś pomalował drzwi pracowni informatycznej czerwoną farbą. Co prawda nie za duże było to dzieło, ale na środku i do tego raczył je podpisać jego imieniem i nazwiskiem! Jakiś dupek to zrobił i tak bezczelnie zwalił na niego. Komu on tak szybko podpadł? Do tej pory wydawało mu się, że raczej go wszyscy lubią… No może nie był gwiazdeczką czy innym idolem, ale jednak bez przesady. Kto mógł mu coś takiego zrobić? Dobrze, że chociaż woźnej udało się to zmyć i nie został ślad, bo dopiero miałby przechlapane. Dopiero przechlapane?! Już ma taki przechlap, że szok! Że też jego to musiało spotkać…
- Hej, Tomek! - usłyszał za plecami.
Odwrócił się i ujrzał Michała opartego sobie luzacko o ścianę.
- Hej - odparł smętnie.
- Słyszałem o twoim wybryku - uśmiechnął się… Uśmiechnął?!
- E…
- Aleś ty wygadany. Aż strach! Na gegrze jakoś lepiej ci szło - ironizował, a kpiarski uśmieszek nie schodził mu z twarzy.
- Michał, o co ci chodzi? - Tomek na serio nie czaił, o co chodziło.
- Powiedzmy, że podlizywałeś się nie temu nauczycielowi.
- Czyli to ty zrobiłeś?!
W odpowiedzi tylko zachichotał.
- Ale czemu? - nie mógł zrozumieć brunet.
- Jeszcze nie kapujesz? - nagle Michał spoważniał - Chaberski jest mój!
I odszedł. Tomek zastanawiał się, co go napadło. Nie znał się bowiem zbytnio na układach damsko-męskich. Nie mówiąc już o męsko-męskich! To było dla niego o dużo za dużo.
***
Siedział pod tymi drzwiami już od jakiś dwóch minut, a wydawało mu się jakby siedział tu całe wieki! Kiedy w końcu przyjdzie ten dyrektor! On tu zaraz zejdzie z nerwów!
Jak widać stan psychiczny poszkodowanego nie rysował się w najkolorowszych barwach. Ba, zdawałoby się nawet, iż plasuje się w okolicach czerni.
Tak udręczonego chłopaka zobaczyła Ewa i zrobiło jej się jego zwyczajnie żal, więc podeszła.
- Hej! - zarzuciła.
- A… To ty… hej - wybąkał raczej niż powiedział.
- Czemu tu siedzisz z taką smętną miną?
- Wrobiono mnie w… Zresztą, nieważne już. Jak tylko dorwę Michała, to mnie ostro popamięta.
- Chodź.
- A dyro? - zdziwił się.
- Już go dziś nie ma. Pojechał na jakieś spotkanie z dziesięć minut temu.
- No to mam to przynajmniej na dzisiaj z głowy… - i z ociąganiem dźwignął się z ławki.
- Masz to na zawsze z głowy.
- E… - nie kapował - ale jakim cudem?
- Mam wtyki. Sprawa rozejdzie się po kościach.
- Dzięki - wyraźnie się chłopak ucieszył - czemu to robisz?
- To w podzięce za wstawienie się za mną przed tymi kolesiami.
- Aha… - i podszedł do niej - Jesteś kochana.
I pocałował ją w policzek. Dziewczynie z wrażenia wypadły wszystkie zeszyty, które uprzednio dzierżyła w rękach.
- Wybacz - ale minka wcale nie wyrażała tego słowa - Pozbieram.
I jak powiedział, tak też uczynił. Jednakże podczas dokonywania tego czynu, z jednego zeszytów wypadła jakaś pognieciona kartka, po której Tomek odruchowo przeleciał wzrokiem. Na kawałku papieru okazało się bowiem, iż jest umieszczony tekst i do tego lirycznej natury.
- Piszesz?
- Trochę. Niedawno zaczęłam.
- Mogę przeczytać?
- A musisz?
- A jeśli tak?
- To czytaj - i wzruszyła ramionami.
Postawę jej uznał więc za przyzwalającą, toteż rozpoczął czytanie dziełka.
"Sen"
Zbudź mnie,
bo dryfuje w czymś,
co snem wydaje się.
Wciąż zagubiona
błądzę w tej mgle.
Twarze rozmazane są,
Akcja w połowie urywa się,
Dźwięki niewyraźne otaczają mnie,
Woń popiołu przesyca tlen,
A ja kroczę otulona puchem
Z perłą, co zwiastuje łzę.
Zbudź mnie pocałunkiem
jak królewicz Śnieżkę.
Może jak otworzę oczy,
lepszy ujrzę świat.
- Wiesz co? - zaczął - Jak na początek to jest całkiem dobry.
- Naprawdę? - wyraźnie się dziewczyna rozpromieniła.
- Naprawdę - i z uśmiechem dodał - mnie się podoba.
"Nieco" zszokowana laska wstrząśnięta tym faktem po prostu odwróciła się i postąpiła kilka kroków z zamiarem odejścia, lecz Tomek chwycił ją za rękę, przez co musiała odwrócić się chociaż do niego głową.
- Spotkamy jeszcze kiedyś? Ale tak wiesz. Poza szkołą.
- Masz na myśli randkę?
- No tak.
- No to do kiedyś - teraz już naprawdę sobie poszła, lecz Tomek miał zupełnie dobre przeczucia.
THE END
Notka odautorska:
Pietryna - popularny skrót od: ul. Piotrkowska; jest ona główną, charakterystyczną i reprezentatywną ulicą Łodzi, jej deptakiem, miejscem spotkań młodzieży (ze względu pewnie na niezliczoną ilość pubów), ale również wszelakich meneli (powód: patrz nawias pierwszy), więc łatwo można zarobić guza.
Hortex - dość elegancka lodziarnia na Pietrynie, ale można również zamówić lody gałkowe na wynos (wiadomej marki oczywiście).
Cafe lulu - faktycznie istniejąca "pizzeria", dość menelska, mieszcząca się również w okolicach Pietryny.
Buzie w nawiasach z tekstem (coś tam ^-^) to są moje komentarze, jakby ktoś nie zauważył ;)
Motyw urwanej klamki w kiblu szkolnym (tyle że w gimnazjum) oraz sposób dostania się do liceum, a nawet sama buda (w tym gatki na w-f) to wątki autobiograficzne ;) No i pamiętny statyw też :D
Kolejne części będą nawiązywać jedynie do głównego miejsca akcji (czyli konkretniej tej szkoły) lub drugoplanowych bohaterów, a nie opowiadać bezpośrednio o dalszych losach Tomka.
A, i mam jedno pytanko do was drodzy czytelnicy, a raczej bardziej już do doświadczonych pisarzy bądź pisarek (mnie tam w sio rybka). Czy ktoś z was chce zostać moim mentorem? Bo jak sami pewnie zauważyliście mojemu utworkowi brakuje (tu nastąpi eufemizm) co nieco…
Gorąco pozdrawiam :)
I oczywiście oczekuję konstruktywnych, wyczerpujących, budujących komentarzy ;)
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 13 2011 23:49:26
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
(Brak e-maila) 16:23 14-02-2006
Fajniutkie,ale troszkę głupio się kończy i jak dla mnie trochć za mało
dizzy_sun (Brak e-maila) 22:32 14-02-2006
Konstruktywnego, budującego i wyczerpującego komentarza chciałabyś?
No cóż, ja też bym chciała być dzisiaj w stanie taki stworzyć. Niestety, na chęciach to się wswzystko skończy ^^
Styl, interpunkcja - wszystko poprawne. I nic poza tym. Wszystko to pisanie jest tak niesamowicie... spartańsko? Prostota, bezpośredniość i ten język młodzieżowy... Kurczę, ja rozumiem, że budynki, otoczenie są autentyczne. Rozumiem. Ale to tak, jakbym czytała relację z lekcji poprzelataną czasem zupełnie tu niepasującymi zdarzeniami.
Późna godzina i ciężko jest mi zebrać myśli w miarę sensowny sposób, ale jedno wiem na pewno. Nie podobało mi się. Tak po prostu.
A mimo to, przesyłam ciepłego promyka do autorki ^^
lollop (lollop@op.pl) 22:45 14-02-2006
ech.. dopiero się uczę ale może kiedyś będzie lepiej a kończy się nie głupio (no moż etroszkę), ale chodziło o to, aby nie tak jak prawie wszystkie yaojce :/
a tak poza tym, to mogli sobie oszczędzić odmieniania mojego nicka, bo brzmi jeszcze durniej niz zwylke :/
Eovin Nagisa (eovin_nagisa@op.pl) 10:48 15-02-2006
A mi sie tam podobalo. Jest takie.. inne niz wszystkie. Szczerze mowiaz nigdy nie czytalam opowiadania dziejacego sie w Polsce, w ktorym jest tak duzo szczegolow. Przynajmniej troche poznam Lodz do ktorej pewnie nigdy nie pojade, ale to szczegol^^' Teraz chociaz wiem jakie ulice przemierza moja beta ^_~ Zakonczenie faktycznie dziwne, bo zamiast tej panienki Tomek mogl sie umowic z jakims fajnym chlopaczkiem^^ No ale zobaczymy jak to sie wszystko potoczy w nastepnej czesci^^ Pozdrawiam ^__^
Schensi (Brak e-maila) 19:58 23-02-2006
fajne, ale jak dla mnie ten kuzyn powinien do Tomka zarywac XD no ale jak nie on to okto? dowiemy sie w nastepnym odcinku... ytlko kiedy on bedzie
lollop (lollop@op.pl) 14:50 05-03-2006
ech... muszę was zamrtwić.. na poczatku siadł mi komp, a teraz nie mam "już" nie działa tylko net T_T więc odkłada się nastepnu odcinek....
jednakże cieszę się, iż większości (przynajniej tej o sie wypowiedziała) się podobalo do zobaczenia kiedyś
neferr (neferr@tlen.pl) 23:05 19-03-2006
czytam wiele opowiadań na stronie i twoje bardzo mi się spodobało nie jest to może konstruktywne czy wyczerpujące ale jest to na pewno szczere bardzo chciałabym abyś kontynuowała ten temat mam tylko nadzieje że nie będzie trzeba długo czekac na ciąg dalszy
lollop (lollop@op.pl) 20:49 07-12-2006
Muszę Wam coś powiedzieć.
Już miałam drugi odcinek cały napisany (porządne dwadzieścia parę storn), ale... Komp mi siadł i nie udało się odzyskać danych (pie...ona technologia!).
Jednakowoż nie poddałam się. Naskrobałam dziełko od nowa (miało się jeszce tą motywację, że może druga wersja będzie lepsza itp.), ale... Windows mi się zlasował (nie mam zielonego pojęcia, co go bolało). Zapisałam więc plik na płytce, odinstalowałam Windowsa, ponownie zainstalowałam i działa teraz, jak na leży. Wkładam płytkę, a tam... Nie ma nic. Nic się nie zapisało!
Naprawdę... Teraz to już mam kipeską motywację, ażeby pisać to po raz trzeci...
A w planach miało aż być pięć rozdziałów...
Mosa (mini@vp.pl) 17:01 30-07-2007
Wierze że jednak odnajdziesz motywacje i mimo złośliwości rzeczy martwych naskrobiesz kolejne cześci
Powodzenia!!! )
bajerancki klub kucyka ponny (Brak e-maila) 19:04 21-10-2007
lollop napisz dalszy ciąg!! intryguje mnie co sie stanie z tym nauczycielem geografii no i czy Tomek w koncu stanie sie gejem...tak wiec streszczaj dupe!!!!!!!! |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|