The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 19 2024 01:33:33   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Szakal 1
Ponowny atak szakala!!!

‘Szakal, seryjny morderca, znowu atakuje w dzielnicy Graudx. Policja bezsilnie rozkłada ręce. Nie wiadomo, czym łączą się wszystkie jego ofiary, czy w ogóle się łączą, a może to ataki kogoś chorego psychicznie? Zero poszlak nie nastawia ludzi pozytywnie do władz miasta. Nie wiadomo, kto będzie następny. Narasta ogólna panika. Wszyscy się boją. Nikt nie wychodzi po zmroku. Wielu mówi, że jest jak w czasach, gdy po Londynie grasował Kuba Rozpruwacz. Tylko, że wówczas wiadomo było, że celem są jedynie ulicznice. Teraz zagrożeni są wszyscy. Pierwsza ofiara, 34-letni mężczyzna, John Karlunde, prawnik prowadzący oskarżenie na Boba Herslaya, oszusta podatkowego. Następna była 89-letnia kobieta, Emily Carlson, emerytowana nauczycielka fizyki. Kolejne ofiary to, 14-letnia Elizabeth Franko, 9-letni Garry Jonson, 55-letni Henry Yorke, 22-letnia Julia Mogelsky, a wczorajszego wieczoru znaleziono 74-letnią Gertrudę Jobelilskon. Czy coś łączy wszystkie ofiary mordercy ochrzczonego mianem Szakala? Czemu jak do tej pory nawet nie ustalono jego portretu psychologicznego? Wszyscy w policji milczą, władze nabrały wody w usta, a morderca nadal panoszy się na naszych ulicach! Jak długo jeszcze przyjdzie bać się nam wychodzić z mieszkań i domów? Czy ktoś wreszcie powstrzyma Szakala?’


Puste place zabaw, po ulicach przemykały się pojedyncze sylwetki. Zapadała noc i wszyscy kryli się w swoich sanktuariach. Jakaś porzucona gazeta przykuła jego wzrok. Duży tytuł przyciągał wzrok ‘Ponowny atak Szakala’...pozwolił wiatrowi wyrwać sobie gazetę i porwać gdzieś w głąb ulicy. Spojrzał na ciemne już niebo. W oknach pogaszone światła. Jakby w stanie wojennym...wszyscy boją się śmierci z rąk tajemniczego Szakala. Westchnął czując nieznośną ciężkość w piersi, przystanął robiąc głęboki wdech. Coś przywarło do jego nogi. Schylił się czując uciążliwe pulsowanie w głowie. Przy jego stopie leżał mały kociak. Z tego co zobaczył w świetle latarni miał jakby żółtawe futerko, z czarnymi łatkami i białymi skarpetkami. Ogon był bury. Prawdziwy mieszaniec. Z uśmiechem podniósł zagubione, pstre kociątko. Cicho miauknęło. Pewnie głodne, zziębnięte i zmęczone...tylko zwierzęta były o tej porze na ulicach. Pogładził ciemną główkę otwierając wielkie drzwi bramy. Wsunął się do środka. Był na niewielkim betonowym podwórku. Ono także wiało zimnem i pustką. Przytulił do policzka znalezione zwierzątko. Otworzył schowane z boku drzwi i wszedł do mieszkania. Zapalił światło i wszedł do kuchni gdzie wyjął z lodówki mleko. Nalał do szklanki i włożył do mikrofalówki. Gdy się podgrzało przelał na gliniany spodek od filiżanki i dał kociakowi na stole. Kotek pił zachłannie mocząc sobie wąsiki. Mały ogonek zabawnie mu drżał. Chłopak uśmiechnął się siadając naprzeciwko na stole do przygotowywania posiłków. Klucz zachrobotał w drzwiach. Ktoś wszedł i po chwili pojawił się w kuchni. Był to postawny mężczyzna w ciemnym płaszczu i kapeluszu. Kapelusz zdjął i położył na wieszaku. Podszedł do siedzącego chłopaka i pocałował go w policzek.
-Co słychać?- zapytał ściągając płaszcz i wychodząc do przedpokoju. Wrócił już w kapciach. Bez słowa podał trzymaną w ręce drugą parę. Chłopak nałożył i skinął głową na kociaka. Mężczyzna uśmiechnął się.
-Jaki paskudny, gdzie to coś znalazłeś?- zapytał podchodząc bliżej by się przyjrzeć pijącemu mleko kociakowi.
-Przybłąkał się.- odpowiedział chłopak uśmiechając się lekko i patrząc z rozczuleniem na kota.
-Co zamierzasz z nim zrobić?
-Zatrzymam...zawsze chciałem mieć jakieś zwierzę.- stwierdził chłopak zeskakując i siadając na stole, na którym znajdował się znajdek i zaczął go lekko głaskać. Kociak zaczął mruczeć.
-Ale musi być ono takie brzydkie? Przecież to...wygląda jakby ktoś na niego wylał farby z palety...prawdziwy brzydal.- podsumował zanurzając dłonie we włosach chłopca.
-Mi się podoba...-burknął z chodząc ze stołu i zabierając kota, który właśnie skończył mleko.
-Jumbi? Coś się stało?- zaniepokoił się mężczyzna wychodząc za chłopakiem, który teraz półleżał na kanapie z kotem na brzuchu głaskając go. Chłopak spojrzał na niego pustym wzrokiem. Mężczyzna westchnął kucając przy nim.- Znowu miałeś jakieś kłopoty?
-Nie...byłem na grobie Julii.
-Jumbi!
-Płakała. Słyszałem jej płacz i nie mogłem się skupić na zajęciach...musiałem iść.- mężczyzna odłożył ostrożnie kota, usiadł i wziął chłopaka na kolana. Zaczął nim lekko kołysać i coś cicho śpiewać. Chłopiec wtulił się i przymknął oczy.
-Zginęła kolejna osoba, wiesz?
-To nie był on...-stwierdził z pewnością w głosie Jumbi. Zaczął całować szyję trzymającego go mężczyzny.
-Znowu chodziłeś po zmroku, co?- chłopiec nie odpowiedział odpinając małe guziczki przy eleganckiej koszuli kochanka.- Prosiłem żebyś tego nie robił...
-Przecież nic mi się nie stanie...
-Nie wiesz tego!- zdenerwował się mężczyzna gwałtownie stawiając go na nogi i samemu zaczynając nerwowo chodzić po pokoju. Chłopak gonił za nim wzrokiem.
-Nie bądź zły...już nie będę...
-Zawsze tak mówisz! Wystarczy, że ja muszę wracać późno! Nie chce by coś ci się stało!
-Wiem, nie będę, obiecuję...teraz mam już kota...
-Tego paskudnika? A co to ci da?
-Nie będę sam...koty uspokajają zmysły, uciszają głosy...
-Ma zakaz zbliżania się w takim razie do naszej sypialni!- stwierdził kategorycznie mężczyzna z błyskiem w oku. Chłopiec początkowo patrzył na niego pytająco, a później uśmiechnął się rozumiejąc. Pogłaskał nowego pupila.
-Trzeba będzie mu wymyślić imię...
-Może Brzydal?
-Nie bądź taki...- poprosił nagle cicho Jumbi smutniejąc i siadając znowu na kanapie. Mężczyzna podszedł i podniósł jego głowę za podbródek.
-Co znowu?
-Przecież on słyszy...robisz mu przykrość...krzywdę, on także cierpi, trzeba dać mu ładne imię, z którego będzie dumny...
-Jumbi...czasami zachowujesz się jak małe dziecko...może nazwiemy go Jumbi Junior?- nagle strzelił złośliwie uśmiechając się. Prawie natychmiast poczuł jak zęby chłopca wbijają się w jego ramię.
-Jesteś okropny...
-To mów jak chcesz go nazwać.
-...Morfeusz.- szepnął wysuwając się z oplatających go ramion i biorąc kota w ramiona. Zaczął z nim tańczyć jakiś dziwny taniec, podczas, którego kociak się obudził i wbił mu pazurki ze strachu. Jumbi cicho jęknął i opadł na dywan. Patrzył trochę zdziwiony na kota, który prychając i odsłaniając malutkie ząbki z podwiniętym ogonkiem cofał się chowając za nogą od stołu. Mężczyzna roześmiał się wywołując swojego chłopca jakby z transu. Jumbi patrzył na niego zlęknionymi i pełnymi bolesnej pretensji oczami. Później skulił się zaciskając palce na dywanie, tak, że ich końce zbielały. W mieszkaniu rozległ się bolesny szloch. Mężczyzna cicho podszedł i zaczął tulić do siebie chłopca starając się rozluźnić jego zaciśnięte palce. Wreszcie spięte ciało rozluźniło się, a oddech był już spokojny i równy.
-Tancerka...ćwiczyła, bo jutro miała wystąpić...Wszedł i tym razem zrobił coś jeszcze...coś...-szeptał cicho chłopiec z głową schowaną w zgięciu ramienia swojego mężczyzny.
-Dobrze, już dobrze...- zgarnął zjeżonego kota do ręki i przysunął do chłopca. Kotek ostrożnie go obwąchał, a później znowu zasnął.- Morfeusz to raczej on nie jest...raczej ulubieniec Morfeusza.- pocałował chłopca w czoło. Jumbi uśmiechnął się lekko. Odłożył na kanapę kociaka i wstał. Trzymając mężczyznę za rękę zaprowadził go do sypialni. Klęknął na łóżku i zdjął koszulę kochanka całując jego tors. Mężczyzna sprawnie zdjął z chłopca bluzę i spodnie, a następnie bieliznę. Dzień się kończył. Słońce już dawno zaszło, a pechowa tancerka zatańczyła po raz ostatni.


-Mathias? Jesteś w domu?- cicho wszedł do mieszkania chłopiec. U progu przywitał go kotek, którego odruchowo pogłaskał. Wszedł dalej zostawiając kurtkę i buty w przedpokoju. W salonie nikogo nie było, to samo w kuchni. Spojrzał do sypialni. Mężczyzna leżał bez góry piżamy. Jumbi ostrożnie podszedł bliżej. Policzki jego kochanka były lekko zaróżowione, oddech spokojny, ale chłopiec czuł, że nie śpi. Usiadł i patrzył. Kociak przyszedł niedługo i usadowił mu się na kolanach, gdzie zasnął cicho mrucząc. Jumbi patrzył smutnymi oczami na łóżko. Mężczyzna nadal udawał sen, a druga część wybrzuszenia spowodowana czyjąś obecnością lekko drgnęła wyrywając tym samym chłopca z zamyślenia.
-Mathias...-szepnął wreszcie chłopak- Ja wyjadę.- wreszcie wyszeptał podchodząc i nachylając się nad nim. Jego powieki drgnęły, ale się nie podniosły. Chłopiec westchnął, pocałował go w policzek i pożegnał się szeptem.- Do widzenia.- wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi od sypialni. Po jego policzku spłynęła nieposłuszna łza, którą zaraz starł z kamienną twarzą. Wyjął niewielką torbę podróżną i spakował kilka drobiazgów. Wyszedł zakładając kotu szeleczki ze smyczą i wkładając do wiklinowej klatki dla zwierząt. Dotknął pieszczotliwie futryny i wyszedł zostawiając klucze z breloczkiem w kształcie trupiej czaszki i niewielkiej lupy na stole. Kociak miauknął cicho z pretensją czując chłodniejszy podmuch wiatru. Chłopiec z zarzuconą na ramie torbą i klatką w ręce skulił się czując zimny wiatr. Rozejrzał się po ulicy i poszedł na przystanek autobusowy. Stamtąd wsiadł do kursującego autobusu i przycisnął policzek do brudnej szyby. Wkładając palce przez wiklinowe pręty głaskał miękkie futerko pupila. Znowu został zdradzony. Bolało go w środku, ale nie chciał płakać. Nie był już dzieckiem. A zachowanie kochanka było do przewidzenia. Po co zresztą przychodził wcześniej? Czy nie po to by przekonać się naocznie o jego zdradzie? Wcześniej tylko czuł, tak jak i morderstwa. Jego dar i przekleństwo zarazem. Odczuwał sytuacje, które miał zaklasyfikowane jako złe gdy były robione przez kogoś dla niego bliskiego. Dlatego trzymał się od ludzi z dystansem, bał się tego, co nim zawładało na te kilka chwil. Mimo, że nie sprawiało bólu fizycznego to cierpiał odczuwając to wszystko...Patrzył na mijające szare ulice, brudne domy i smutnych ludzi. Wszyscy gdzieś się śpieszyli. Mrówki, mróweczki...nikt nie wie gdzie, nikt nie wie po co, ale to wszystko jest niezbędne. Do czego? Za krótko żył by poznać odpowiedź. Miał ochotę wyjechać z miasta, gdzieś bardzo daleko, ale...tu miał szkołę. Chciał ją skończyć. Interesowało go wszystko, co tam mówili. Jego ulubiony sklep zniknął za zakrętem...planował kupić sobie nową płytę, ale teraz...teraz był sam. Cicho westchnął wysiadając w kiepskiej dzielnicy. O ile tam gdzie wcześniej mieszkał było smutno i szaro to tutaj było ciemno. Prawdziwe slumsy. Miały zniknąć już dwa lata temu, ale tylko szerzej rozłożyły ramiona. Rozejrzał się uważnie. Niewiele się zmieniło. Te same rozwalające się domy, butelki przy mizernych drzewach, rozsypujące się schody bez poręczy. Kilku ćpunów siedzących przy słabo świecącej latarni w zmroku, kilku pijaczków pod drzwiami swoich mieszkań. Ruszył wolno w stronę coraz bardziej starych i zniszczonych domów. Osiedle marzeń, jak lubił je nazywać, bo jedyne, co tu było to marzenia, że może się to skończy. Marzenia dzieci. Młodzież i dorośli już zapomnieli jak się marzy przytłoczeni rzeczywistością. Nagle ktoś na niego wpadł. Spojrzał w dół i zobaczył siedzącego na pupie dzieciaka, patrzącego na niego wielkimi brązowymi oczami. W całej, wychudzonej twarzy widoczne były tylko te oczy. Pełne głodu, bólu...tak dalekie od dzieciństwa. Ubranie dziecka ledwo na nim wisiało pokazując chude ramię. A przecież było zimno...ktoś podbiegł.
-Przepraszam, nic się panu nie stało?...ty cholerny gówniarzu! Chodzić nie umiesz?!- zwrócił się z kolei do dziecka jakiś mężczyzna. Prawdopodobnie ojciec. Jumbi uśmiechnął się łagodnie wyjmując z kieszeni kilka cukierków, które milcząc dał dziecku i ruszył dalej. Te cukierki dostał od Mathias’a. Mówił, że są najlepsze na stres i cierpienie. Ludzie się za nim oglądali. Za sobą usłyszał jeszcze krzyk mężczyzny i płaczliwy głos dziecka. Aż za dobrze wiedział, że chłopiec nie wpadł na niego przypadkowo. Wyglądał na bogatszego od tych ludzi. Uznali, ze jakiś głupi smarkacz wybrał się na wycieczkę i łatwo mu będzie podwędzić portfel. Ale Jumbi znał rządzące tą dzielnicą zasady. Do siódmego roku życia tutaj mieszkał. Później, skończywszy 16 lat wrócił na rok. To jego pierwsza wizyta od dwóch lat. Szybko znalazł kamienicę kiedyś pomalowaną na żółto. Dzisiaj odpadał z niej tylko tynk. Kamienica wyglądała odrażająco. Tak jak i wszystkie inne. Powoli wszedł po schodach i otworzył cienkie drzwi ze sklejki. Wchodził po rozwalonych schodach unikając tych grożących zapadnięciem się i niewątpliwą śmiercią. Cicho zapukał do drzwi z wymalowaną dużą piątką białą farbą. Drzwi się gwałtownie otworzyły i pokazała się głowa starej kobiety z obwisłą skórą i duża, porośniętą ciemnymi włosami brodawką na policzku.
-Dobry wieczór pani Gerle, chciałbym wynająć pokój.- powiedział z nieruchomą twarzą. Kobieta zmierzyła go spojrzeniem i nagle się rozpromieniła.
-Jumbi! Ale się zmieniłeś! Nie poznałabym!- zarechotała obleśnie, pokazując bezzębne wargi z kilkoma czarnymi kikutami zębów. Chwyciła jego ramię dużą, tłustą i brudną łapą ściskając.- wejdź, wejdź na chwilę...szukasz mieszkania? Będę dla ciebie coś miała...David’a teraz nie ma, więc możesz zająć jego pokój. Masz tam wszystko!- rechotała potrząsając nim.
-Dziękuję...Chciałbym już się położyć, miałem ciężki dzień.- wymruczał Jumbi ściskając kurczowo klatkę z kotem i torbę. Pani Gerle może i była miła, ale bieda dała się jej we znaki i na pewno nie przepuściłaby okazji ukradzenia mu czegoś, nawet drobnostki.
-Ależ oczywiście, oczywiście...Na następnym piętrze, numer dziewięć, masz klucz, a teraz idź spać, a jutro wszystko opowiesz cioci Caroline...-zadecydowała kobieta wypychając go i dając mu błyszczący klucz. Wszedł na górę, otworzył drzwi i zamknął za sobą. Rozejrzał się uważnie. Po pierwszym spojrzeniu był pewny, że ów David był artystą-malarzem, któremu się nie przelewało. Ściany były wymalowane i przedstawiły jakieś lasy, czarodziejskie postacie, elfy, gnomy, trole... z boku stała stara, wytarta kanapa. W drugim pomieszczeniu była ubikacja, zardzewiały prysznic i wiadro z kranem. Z toalety wychodziło się do następnego pomieszczenia. Tu widać było, że ktoś to miejsce zamieszkuje. Podstawowe meble, było też okno, przez które wiał wiatr. Przejrzał materac. Był czysty. Mieszkanie było czyste, żadnych robaków. Przynajmniej tyle. Otworzył klatkę z kotem i go wypuścił. Kot od razu zajął materac rozglądając się uważnie. Widocznie tego typu miejsca nie były mu obce. Otworzył torbę i wyjął przybory toaletowe. Wszedł do łazienki i ustawił przy rozbitym lustrze pastę do zębów, szczoteczkę w pojemniczku, żel do golenia i paczkę jednorazówek. Przed lustrem leżała już jakaś pasta i szczoteczka do zębów z powyginanym włosiem. Przejrzał się w lustrze. Wyglądał tragicznie. Czerwone obwódki wokół oczu, sine cienie pod oczami, blade policzki i rozczochrane włosy. Wrócił do pokoju po umyciu się i wyciągnął małego jaśka i cienki koc, którym przykrył siebie i kota. Przed zaśnięciem wreszcie popłynęły łzy i chłopiec zasnął. Nie słyszał otwierających się drzwi. Nie widział ciemnej postaci nachylonej nad nim, najwyraźniej zaskoczonej niespodziewanym towarzystwem.


Obudził się czując z jednej strony ogrzewające go ciałko kociaka, a z drugiej Mathias’a...Mathias’a? Przecież Mathias’a nie ma...Więc kto leży za nim, ogrzewając go z drugiej strony? Czyje ramie oplata go w pasie? Ostrożnie obrócił się starając nie obudzić Morfeusza i właściciela ramienia. Na samym brzegu materaca spał jakiś chłopak. Pewnie ten malarz...David. Tylko, co on tutaj robi? Przecież, Gerle mówiła, że go nie ma...
Delikatnie wyswobodził się w uścisku artysty i wstał. Chwilę się porozciągał, a później poszedł się umyć. Musiał pomyśleć nad swoja sytuacją. Nie była wesoła. Chodził na studia, na szczęście Mathias zapłacił czesne do końca roku. Pracę miał, pomagał w sklepie, ale żeby się utrzymać to stanowczo za mało. Pan Frearles powinien także go przyjąć, był prywatnym detektywem, a Jumbi wiele razy mu pomagał, to właśnie on zachęcił chłopaka do nauki tego fachu. Jumbi miał talent. Jeden jedyny talent- umiał logicznie myśleć i szybko rozwiązywał zagadki. Poza tym uwielbiał to. Ale czy to wystarczy? Nie chciał ruszać pieniędzy na koncie. Zbierał je na otworzenie własnej agencji detektywistycznej, a w obecnej sytuacji miał zamiar z nich płacić czesne. Musiał wszystko sobie zaplanować. Wyjął kartkę, ołówek i usiadł przy stole robiąc bilans. Patrzył uważnie na zapisaną kartkę zastanawiając się czy o czymś nie zapomniał. Przebiegł jeszcze wzrokiem i schował ją do torby. Wyciągnął czyste ubranie i przebrał się w łazience. Spojrzał z lekką konsternacją na śpiącego i na zegarek na nadgarstku. Nie chciał go budzić, ale musiał wyjść, a musiał z nim jeszcze kilka rzeczy ustalić. Kociak się obudził i miauknął głodny. Zdenerwowany Jumbi rozejrzał się. Nie wziął żadnego jedzenia. Nie pomyślał wtedy...Trochę speszony otworzył lodówkę. Z boku stało mleko. Spojrzał niepewnie na śpiącego malarza. Głupio czuł się podbierając komuś jedzenie. Westchnął i nalał do kociej miseczki mleka i napisał kartkę do David’a, w której przeprosił go za spanie na jego materacu, za mleko i obiecał odkupić. Przez chwile zastanawiał się jak podpisać wiadomość. Jumbi? Nowy współlokator? Współlokator? A może podpisać się nazwiskiem? W końcu zdecydował się na ‘Jumbi – współlokator’ i głaszcząc na pożegnanie kociaka wyszedł zamykając drzwi. Poszedł na przystanek autobusowy przeklinając w myślach to, że tak szybko się wyniósł. Zapomniał zbyt wielu rzeczy! I nie mógł po nie wrócić!....Chociaż...może powiedzieć, że wrócił po resztę! Tak, a teraz na zajęcia, usiadł rozmyślając i lekko się uśmiechając. Dawno nie czuł się tak lekko, tak wolny! Jednak mimo wszystkich problemów, jakie będzie miał, a jakich nie miał przy Mathias’ie, to podjął dobrą decyzje. Już nawet nie chodzi o zdrady, kiedy udawał, że o niczym nie wie i nie cierpi z ich powodu. Przy nim nigdy nie mógł się czuć tak doskonale wolny, bez zobowiązań! Fakt opiekowania się mały kotem nie wydawał mu się specjalnym obowiązkiem. Kot to nie to samo, co pies. Trzeba się opiekować, pieścić, ale przez jakiś czas brak tego z łatwością znosi. Zajechał pod uczelnię i wszedł pełen wiary w lepsze jutro.


Zapukał z duszą na ramieniu. Przy bramie stchórzył i zadzwonił do sąsiada, ale teraz mógł mu otworzyć tylko sam ‘lew’. Drzwi się gwałtownie otworzyły, a wokół niego zacisnęły się ramiona mężczyzny.
-Jumbi...-usłyszał szept przy swoim uchu i poczuł pocałunki na uchu i szyi. Wysunął się zdecydowanie. Musi z tym skończyć. -Przyszedłem po resztę swoich i kota rzeczy.- powiedział spokojnie przechodząc obok niego. Zdjął buty, ale pozostał w kurtce. Na ramieniu miał zabraną z domu torbę. Zdecydowanie wyjął z lodówki kocie jedzenie i ułożył na spodzie torby. Będzie ciężko. Z szafy wyjął swoje ubrania. Czuł na plecach uważny wzrok Mathias’a.
-Jumbi, co ty wyprawiasz?- drgnął słysząc jego ostry, twardy głos. Pozostałość z dzieciństwa. Uciekać jak najdalej od silniejszych mówiących tego typu głosem. Przełamując strach odwrócił się i wbił w niego zimny wzrok. Nauczył się go właśnie przy nim.
-Wyprowadzam się.
-Tak bez powodu?
-Dusiłeś mnie.- wyznał z prawdą Jumbi. Wziął głęboki oddech i kontynuował- Mam dosyć udawania, że nie czuję i nic nie wiem o twoich zdradach, ja tak dłużej nie mogę. Mam nadzieję, że łącząca nas więź, przez którą czuję cię zniknie jak najszybciej.-wrócił do układania ubrań.
-Zdradach? A niby, kiedy to ja cię zdradzałem?!- wybuchnął gniewem Mathias przewracając torbę i zaciskając ręce na jego ramionach. Nie syknął, chociaż miał ochotę.
-Wymienić według dat? Ja wszystko czułem, jak tego mordercę, tak i to, co ty robisz...złego. Dla mnie zdrada jest zła. Nie mam zamiaru być związany z kimkolwiek, kto jest zły.- czuł jak nogi miękną mu w kolanach. Oparł się o szafę by nie opaść w jego ramiona. Musi być silny. Jeśli ma być wolny to musi być silny i nie dać się mu.
-Ach tak? Nigdy cię nie zdradziłem, wiesz, że cię...że jesteś dla mnie ważny. Nie wolno ci mnie zostawiać, słyszysz?! NIE WOLNO!- wrzasnął prawie łamiąc mu kości. Jumbi jęknął czując zawroty głowy.
-Przestań! Nie możesz mi rozkazywać! Nie jesteś moim ojcem! Byłeś cholernym opiekunem, sponsorem, któremu dawałem się rżnąć w zamian za utrzymanie! Tym byłeś i teraz nic nie możesz! Nie masz do niczego prawa! Jesteś nikim!- krzyczał wyrywając się. Mathias stał jakby go zamurowało. Tego się nie spodziewał. Jego twarz powoli nabierała z zaskoczonego i zranionego wyrazu na gniewny..
-Więc spierdalaj stąd, ty mała kurwo!
-Najpierw zabiorę stąd swoje rzeczy, na wszystkie zapracowałem!- syknął jadowicie wrzucając do torby letni top. Mężczyzna wyglądał przerażająco. Takiego go jeszcze Jumbi nigdy nie widział. Wyszedł do sypialni trzaskając drzwiami, a chłopak odetchnął z ulgą. W piersi zbierał mu się szloch, a policzki piekły go boleśnie. Dotknął ich, były mokre. Mokre od łez. Ze złością kopnął drzwiczki, które natychmiast odskoczyły. W furii wrzucał bieliznę do torby. Rozejrzał się czując, że jeśli jeszcze zobaczy Mathias’a to coś rozwali...Albo się rozpłacze i będzie go przepraszał. Obydwu opcji wolał uniknąć. Przeszedł do przedpokoju, wyjął obuwie. Jak miał zabierać wszystko to wszystko. Jego ręka natrafiła na skórzane półbuty. Pamiętał, kiedy były kupione. Poszli obydwoje do sklepu i kupili takie same. Mathias’a szybko się rozwaliły, ale jego były, wbrew wszystkiemu, bardzo mocne. Stopa mu urosła i stały się za małe. Postanowił je zostawić. Jeśli Mathias chce, to sam je wyrzuci. Wyszedł wycierając nerwowo policzki. Wiatr prawie natychmiast uderzył w niego, jakby nie chciał by odchodził. Jakby chciał by zawrócił. Ale powrotu już nie ma. Tak jak jest, jest lepiej. Będzie lepiej dla Mathias’a i będzie lepiej dla niego samego. Mathias założy normalny związek z jakąś ładną dziewczyną, wezmą ślub, urodzi się im dziecko, które będą posyłać do najlepszych szkół, a później dziecko założy swoją rodzinę. Mathias zostanie dziadkiem i zapomni o tym etapie w swoim życiu, gdy za kochanka miał chłopaka, o którym nic właściwie nie wiedział, którego był sponsorem. Zapomni o tym, co teraz czuje. Przynajmniej on będzie uratowany. Przynajmniej on. Na przekór wiatrowi i sercu ruszył w kierunku autobusu. Czasami najboleśniejsze wybory są najlepsze. Czasami serce nie jest dobrym doradcą. Czasami...


Otworzył drzwi czując jak pasek od torby wpija mu się w bolące ramię. Z westchnieniem ulgi zdjął ją i zaniósł do pokoju, w którym spał. Pokój był pusty. David najwidoczniej już wyszedł. Kotek spał na materacu uroczo zwinięty w kłębek. Kartka z wiadomością od Jumbi’ego ze stołu znikła. Chłopak zaczął wypakowywać swoje rzeczy. Nie miał szafy, więc na razie położył to na materacu. Wygrzebał kocie jedzenie, które zaraz włożył do lodówki i zszedł na dół, do kobiety, która mu to mieszkanie wynajmowała. Przygotował już 25 $, chcąc mieć to już głowy i miał zamiar pożyczyć jakąś komodę, szafę lub coś oraz materac. Zapukał, a po chwili drzwi się uchyliły. Wszedł do środka. Pani Gerle siedziała na fotelu i oglądała telewizję, a przy niej troje kilkuletnich dzieciaków.
-Dzień dobry.- przywitał się. Kobieta odwróciła się. Powoli, z ociąganiem wstała i wskazała chłopakowi kuchnię.
-Dzień dobry, Jumbi. Coś się stało?
-Tak właściwie to chciałbym prosić o jakaś szafę na swoje rzeczy oraz materac, a i wolałbym zapłacić już czynsz, ile wynosi?
-Jak zwykle, kochanie. A co do mebli to możesz zabrać z piwnicy, tu masz klucz, tylko, że ja ci nie pomogę, a nikogo obcego nie proś o to, bo coś ukradną. Ach! Właśnie, wczoraj w nocy wrócił David. Mam nadzieje, że się polubiliście i jakoś daliście rade przez tę jedna noc.- Zaniepokoiła się kobieta z błyskiem w oku zabierając należność za miesiąc wynajmu pokoju.
-Mam nadzieje, że ja mu w niczym nie będę przeszkadzać...
-Ależ skąd! Na pewno się ucieszy, bo nie będzie musiał płacić tych 50 tyko również 25...już idziesz?
-Tak, wolałbym załatwić to wszystko już jak najszybciej.- pożegnał się. Jeszcze tylko meble, pogadać i zatrudnić się u detektywa oraz wreszcie poznać się z tym całym David’em. Otworzył żelazne drzwi od piwnicy. Wypatrzył kilka ciekawych mebli. Gdzieś w rogu był zwinięty dywan. Uśmiechnął się do siebie i zamknął drzwi. Najpierw musi porozmawiać z tym malarzem i powiedzieć mu, że chce zająć pierwszy pokój, itd. Ale teraz powinien iść do pana Frearles’a.

Wrócił dużo później niż planował. Zmrok już zapadł, a wszędzie pustki. Musiał wracać na piechotę, bo autobusy nie kursowały. Zmęczony wszedł po schodach ignorując fakt, że drzwi od właścicielki kamienicy są uchylone i spogląda na niego jej wyłupiaste oko. Otworzył drzwi i na progu przywitał go kociak. Wszedł biorąc zwierzątko na ręce. Zamknął drzwi. Złodziei tutaj nie brakowało. W drugim pokoju paliła się niewielka lampka. Przy stole siedział chłopak, przy którego boku się obudził. Odwrócił się do niego i uśmiechnął.
-Dzień dobry.- przywitał się Jumbi.
-Cześć.- odpowiedział chłopak.
-Ty pewnie jesteś David...
-Taak, a ty Jumbi, co?
-Yhm, sor że ci się na materacu wywaliłem i wziąłem mleko z rana, ale nie miałem nic dla kota, zapomniałem przy...przeprowadzce.
-Dobra, jakoś przeżyłem. Fajnego masz tego kocurka, jak się wabi?
-Dzięki, to Morfeusz, nie jest śliczny, ale...
-Kochasz go.- zakończył z uśmiechem David. Jumbi usiadł naprzeciwko niego.
-Hm, może...nie jesteś stąd?
-Nie jestem, a ty jesteś....Chociaż szczerze mówiąc nie widać.
-To skąd to możesz wiedzieć?
-Z dwóch powodów, pani Gerle by cię tu wpuściła, a po drugie dzisiaj opowiadała mi o tym, jakim cudownym chłopcem byłeś...i jesteś.- roześmiał się widząc zarumienione policzki Jumbi’ego.
-A ty? Jak się tu dostałeś?
-Ja jestem na gigancie od roku...zwiałem z domu.
-Aha.- skinął głową Jumbi. Na kolanach leżał mu kociak. Cicho miauknął.- Muszę go nakarmić...- zerwał się z krzesła i nałożył do niebieskiej miseczki kociego jedzenia z puszki. Czuł, że ten chłopak może być doskonałym przyjacielem, ale nie był pewny czy potrzebuje kogoś takiego.- Właśnie chciałem z tobą pogadać, nie masz nic przeciwko żebym zajął pierwszy pokój?
-Tamten? Nie radzę, strasznie wieje, zimno jak diabli.
-To jak...
-Tutaj sobie wstawisz materac i tyle, podobno bierzesz jakieś meble...
-Mam taki zamiar. -Bierz jak najmniej, bo kradną...
-Wiem i wiem jak temu przeciwdziałać.- uśmiechnął się.- wychowałem się tutaj, okradałem głupków, którzy pobrali mebli, czasami osoby, które wynajmowały takiemu nieżyciowemu płacili żeby ich okraść, więcej kasy dla nich...-David'owi brwi podjechały do góry w geście zaskoczenia.
Livella, kwiecień 2005



Komentarze
mordeczka dnia padziernika 13 2011 23:30:33
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Ellis (Brak e-maila) 21:52 09-01-2007
Czemu własciwie nikt nie komentuje twoich opowiadan s± naprawde dobre o ciekawym temacie smiley
Nada (Brak e-maila) 23:30 11-04-2008
I cio dalej????????????????????????
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum