The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 22:38:40   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Roszada (fragment)
Na przyjęciu było ponad dwieście osób, ale w olbrzymiej posiadłości markiza Variz nawet przy tylu gościach udało się znaleźć ciche miejsce. Jidru jeden po drugim wychylił oba kieliszki, które zdjął z tacy pazia nieco wcześniej, kiedy przemykał się przez kolejne sale zanim trafił na pusty balkon. Nietrudno zgadnąć, czemu nikogo na nim nie było. Balkon znajdował się na końcu korytarza, już za wierzchołkiem łuku, na planie którego zbudowane było zachodnie skrzydło posiadłości, przez co nie wychodził na ogród właściwy, tylko na kilka metrów trawy i krzaków dzielących ścianę budynku od wysokiego muru wokół posesji. Monotonna sceneria dla nudnego poety, uroczo się dopasowała, pomyślał rozgoryczony.
- Przeklęte pokusy - zaklął przez zęby. Cholerny, durny szczeniak, pomyślał. Przez chwilę chciał wyładować złość ciskając kieliszkami w półmrok, ale zrezygnował. Zdziwił się trochę co powstrzymało jego rękę, ale po chwili przedarły się do jego świadomości chichoty i pojękiwania, które dochodziły z pobliskich krzaków. Trochę wcześnie, pomyślał Jidru, jeszcze przed północą, najwyraźniej przyjęcia Saina są równie nudne co sam gospodarz. Odstawił kieliszki na kamienną donicę. Postanowił im nie przeszkadzać. Przynajmniej ktoś się dobrze bawił, a tego Jidru nie mógł powiedzieć o sobie. Był wściekły, trochę na siebie, ale bardziej na cały świat, na Los. Nie mógł nawet powiedzieć, że odpuścił sobie ten konkurs. Wręcz przeciwnie. Bardzo mu zależało, żeby wygrać i bardzo się starał. Odkąd Hakkin wprowadził szczeniaka w towarzystwo i zaczął zapraszać na przyjęcia, Jidru nie wygrał prawie żadnego konkursu poetyckiego. Wszyscy byli zachwyceni pospolitym studenciakiem i jego "niezwykłym talentem". Żachnął się. Miał nadzieję, że ta moda szybko przejdzie. Prawda, że dzieciak był całkiem sprawny w dobieraniu epitetów i wymyślaniu metafor, ale żeby się tak przesadnie zachwycać? A smarkacz, oczywiście, zrobił się okropnie bezczelny. I wulgarny, dodał Jidru w myśli.
Wzdrygnął się, jakby próbując otrząsnąć się z niesmaku jaki pozostał mu po konkursie. Dość tego, pomyślał, nie będzie mi bachor psuł wieczoru. A już zdecydowanie nie dam mu powodów do satysfakcji, że dotknęły mnie jego docinki. Czas wrócić i udowodnić, że tylko ze mną ta impreza może być znośna. Odwrócił się i zdecydowanym krokiem podążył korytarzem w kierunku gwaru i muzyki. Zanim doszedł do obszernej sali muzycznej zauważył swojego przyjaciela Hano, zaglądającego za kotarę, która niezbyt elegancko zwisała w połowie jednego z wysokich okien. Jidru zastanowił się, czy to nie tu zaczynała para, którą słyszał z balkonu.
- Czyżbyś szukał towarzystwa, do którego mógłbyś się przyłączyć? - zapytał pozwalając sobie na lekko złośliwy uśmiech.
- Ach tu jesteś Ninigo, szukałem cię. Myślałem, że zaszyłeś się z kimś, tak nagle zniknąłeś.
- Potrzebowałem trochę świeżego powietrza. Strasznie tam duszno.
- To prawda, taki mały dzieciak, a takie wielkie ego. Przewróciło mu się w głowie, ale świetnie go usadziłeś na koniec - Hano puścił oko do Jidru.
- Wątpię, czy od tego chociaż trochę zmądrzeje - Jidru uśmiechnął się z lekka kpiąco, ale w duchu odetchnął. Skoro nawet Hano, który stał najbliżej, nie słyszał całej wymiany zdań... Po konkursie, chcąc przygadać smarkaczowi, Jidru powiedział mu, że nieważne ile poetyckich zmagań wygra, i tak nigdy nie zostanie nagrodzony tym, czego najbardziej pragnie, bo Hakkin Rioha za nic nie zaprosi do łóżka takiego podłego poszukiwacza sponsora. A szczeniak odszepnął: "Być może nie sypiam z krytykiem, ale przynajmniej nie gwałcę Muzy." Po raz setny przypominając sobie tę ripostę vice markiz Chimyi wzdrygnął się wewnętrznie, ale udało mu się utrzymać lekko kpiący, zblazowany wyraz twarzy. Wulgarny smarkacz, jeszcze się do tego obleśnie szczerzył.
- Cóż dzisiaj to już nie będzie miało znaczenia - stwierdził Hano z szelmowskim uśmiechem. Jidru uniósł lekko brew zachęcając go do kontynuowania wypowiedzi. - Mam pewien pomysł, jak usunąć Kheaia z imprezy. Nie mogę pozwolić, by psuł humor mojego ulubionego poety - baron Uppat był kumplem Jidru jeszcze ze studiów, a teraz obaj pracowali w Ministerstwie Religi i Kultury. Hano był jednym z redaktorów Królewskiej Drukarni, a prywatnie miał własne wydawnictwo, w którym publikował powieści, dramaty i oczywiście poezję vice markiza Chimyi.
- Aż się boję myśleć co zamierzasz - Jidru przyjaźnie uścisnął łokieć kolegi i razem wrócili na przyjęcie.

***

Koe obszedł wszystkie sale, które udostępnił na potrzeby przyjęcia. Krytycznie ocenił straty, ale nie było jakoś tragicznie. Zniszczenia nie przekraczały kilku nadszarpniętych zasłon lub obrusów oraz paru ubytków w zastawie. Wszystkie posiłki podane zostały na czas, a paziowie z przekąskami i alkoholami krążyli po salach. Muzycy w sali balowej zmieniali się jak w zegarku i nawet na moment nie przestawali przygrywać do tańca, chociaż o tej porze Koe wolał się już tam nie zbliżać, bo nie chciał słyszeć jak drinki powoli psują jakość wykonania. Markiz Variz wprawdzie akceptował, że członkowie jego orkiestry mają też prawo się zabawić i w sumie większość gości była zbyt wstawiona by zauważyć drobne niedociągnięcia w linii melodycznej, niemniej zamierzał oszczędzić sobie tego wstydu.
Teraz rozglądał się w poszukiwaniu Semi. Nie znalazł jej w ogrodzie, gdzie kilka dam dworu regenerowało siły do dalszej zabawy mocząc stopy w fontannie. W bibliotece nie było już śladu po uczestnikach konkursów poetyckich, teraz okupowali ją jego znajomi z Ministerstwa Handlu, których pochłaniała gorąca dyskusja o cłach i polityce zagranicznej. Szczęśliwie udało mu się wycofać zanim któryś z nich go zauważył i poprosił o komentarz. Jeszcze tego mu brakowało. Wszedł do sali gier, która była jeszcze bardziej zadymiona niż biblioteka. W lepiej oświetlonym końcu sześciu dżentelmenów poświęcało się grze w bilard. A tuż przed Koe stał duży owalny stół, przy którym siedziało jakieś piętnaście osób i grało w kraty o pięknie wykaligrafowane deklaracje. Spora grupa gości obojga płci otaczała ich, część po to by kibicować a część z nadzieją, że zwolni się miejsce przy stole. Markiz przyjrzał się uważnie tłumkowi i przez chwilę nawet wydawało mu się, że widzi Semi, ale to złudzenie znikło, gdy dama, którą mgliście kojarzył jako kochankę jednego z jego znajomych z ministerstwa, przesunęła się bliżej światła. Z pewnym lękiem zdał sobie sprawę, że chyba czeka go jednak wizyta w sali balowej. Oby tylko Semi była zbyt zmęczona by tańczyć. Nie potrafił się skupić na krokach, gdy słyszał błędy w grze muzyków, co oczywiście niezwykle bawiło jego ukochaną.
Obok dyrektora opery cicho przemknęli paziowie ze świeżymi przekąskami i pełnymi kieliszkami co było sygnałem do wyjścia dla tych którzy kręcili się po sali z prawie pustymi tacami. Idealnie dopracowane. Markiz uśmiechnął się do siebie. W tym momencie nastąpiło poruszenie. Tłumek otaczający graczy zafalował i w drobna postać odsunęła się wyraźnie od stołu by zrobić miejsce dla mocno wstawionej damy, która niezbyt elegancko próbowała się wydostać z otoczenia. Biedny Dalan, pomyślał Koe ze współczuciem, mimo że chłopak próbował jej ustąpić i tak został uderzony nieskoordynowanym ruchem. Kobieta robiła wokół siebie sporo zamieszania, próbując złapać równowagę wymachując rękami. Wszyscy starali się od niej odsunąć. Wtem zatoczyła się gwałtowniej i wpadła na pazia, który chwilę wcześniej przystanął i widząc co się święci odwrócił się by okrążyć stół z drugiej strony. Zaskoczony mężczyzna stracił równowagę, zachwiał się, ale udało mu się utrzymać tacę prawie nie rozlewając wina. Koe odetchnął z ulgą, niestety przedwcześnie. Dalan wyciągnął rękę by pomóc kobiecie odzyskać równowagę. Ona jednak zupełnie to ignorując, uczepiła się pazia, którego wcześniej potrąciła i pociągnęła go do siebie w próbie wspięcia się po nim do pionu. Tym razem mężczyzna nie miał już nawet najmniejszych szans. Wypuścił tacę i wszystkie kieliszki posypały się w stronę zaskoczonego chłopaka, który ledwo zdążył osłonić twarz.
Markiz Variz z cichym syknięciem wypuścił powietrze i podszedł oszacować straty oraz przeprosić gości. To ostanie tyczyło się głównie jednej osoby. Mimo dość dużego hałasu jaki spowodowało tłukące się szkło i upadająca srebrna taca większość ludzi jedynie na chwilę przerwała zabawę by zobaczyć co się stało. Paź blady jak Śmierć, z wyrazem kompletnego niezrozumienia na twarzy zastygł w dość dziwacznej pozie. Przed nim stał Dalan, z którego praktycznie ściekało wino. Pijana kobieta znajdowała się w zadziwiająco dużej odległości od potłuczonego szkła i czerwonej kałuży. W tym momencie Koe zdał sobie sprawę, że całe zajście było zbyt idealne. Szybkim spojrzeniem omiótł salę gier oraz tę część sali balowej którą było widać przez otwarte dwuskrzydłowe drzwi. Pod ścianą, częściowo zasłonięci olbrzymią kompozycją kwiatową stali Ninigo i redaktor Królewskiej Drukarni, baron Uppat. Pospiesznie odwrócili głowy, gdy tylko wzrok Markiza Variz padł na nich. Dyrektor opery wykrzywił się w złośliwym uśmiechu. Najwyraźniej nagle cofnął się jakieś 30 lat w przeszłość i znowu znajdował się na uniwersytecie, a to nie był jego bal, tylko jakaś popijawa w akademiku. Ninigo przegrał konkurs i postanowił się zemścić na zwycięzcy. Nawet jak na standardy akademikowe ten wybryk był wyjątkowo szczeniacki, pomyślał markiz z niesmakiem. Jednakże wiedział, że zanim będzie mógł rozmówić się z urażonym artystą musi jakoś opanować sytuację.
Klaśnięciem w dłonie wyrwał pazia z zamyślania i cicho wydał mu kilka krótkich poleceń. Mężczyzna poniósł tacę i szybkim krokiem wyszedł. Oszczędnym, acz stanowczym ruchem Koe ujął Dalana za łokieć i wyprowadził z sali gier. Po kilku krokach puścił chłopaka, ale gestem nakazał by szedł za nim. Minęli bibliotekę, gabinet oraz kilka pomniejszych saloników i zeszli po szerokich stopniach do skrzydła z pokojami gościnnymi. Zatrzymali się w przedsionku łaźni, w której służący w pośpiechu przygotowywali kąpiel.
- Przygotuj dwie wanny gorącej wody, wątpię czy za pierwszym razem uda się pozbyć zapachu - Koe wydał polecenie łaziebnemu. Odwrócił się i spojrzał na Dalana krytycznie. - Ten strój już się do niczego nie nadaje - powiedział z westchnięciem.
- Przepraszam - Dalan był szczerze zawstydzony. Wyglądał dość zabawnie.
- Jest pewna pokrętna logika, według której można by uznać, że to twoja wina -Koe, rozbawiony, uniósł kąciki ust w ledwo zauważalnym uśmiechu. - Jednak zabraniam ci myśleć w ten sposób. Jesteś moim gościem i to mój obowiązek zatroszczyć się o twoje dobre samopoczucie. Kiedy skończysz kąpiel pokojówka zaprowadzi cię do pokoju gościnnego, gdzie znajdziesz coś do przebrania. Dołącz do nas jak tylko będziesz gotów.
- Dziękuję - chłopak uśmiechnął się niepewnie.
Markiz Variz skinął głową na pożegnanie. Zanim powrócił do swoich gości, wydał jeszcze kilka poleceń służbie. Niespiesznie zbliżał się do zadymionej i gwarnej części rezydencji. Bardzo chciał się zobaczyć z Semi, poczuć jej dłoń ściskającą jego ramię, może nawet zatańczyć z nią. Przez chwilę rozważał, czy nie zostawić tego tak jak jest. Przystanął by zwinąć sobie papierosa. Najprawdopodobniej Ninigo wiedział, że on się domyślił. Najprawdopodobniej, pomyślał z irytacją. Uczucia jakie markiz miał dla poety nigdy nie były przesadnie ciepłe, ale przez długi czas pobłażliwe. Dyrektor opery nie przysięgał wierności Muzie, czy jakkolwiek Mineu miał w zwyczaju to nazywać, więc poczynania Ninigo w sferze sztuki słowa były dla markiza bez znaczenia. Całkiem lubił niektóre jego wiersze, szczególnie te, do których Semi napisała muzykę. Jeszcze jakiś czas temu vice markiz Chimyi bawił go swoimi pozami, potrzebą wyznaczania trendów w modzie, tłumkiem adoratorów. Jednakże w momencie, gdy pojawił się Dalan i został zadziwiająco chętnie przyjęty do ich nieformalnej grupy, Ninigo poczuł się urażony. Później uczucie to przerodziło się w zazdrość, a teraz otwartą wrogość. Oczywistym było, że wyjątkowy talent poetycki, który przypisywano studentowi, był tylko jednym z powodów zazdrości i być może nawet nie najważniejszym. W końcu poezja stanowiła jedynie sposób na zdobycie głównej nagrody - zainteresowania Hakkina. Wprawdzie vice hrabia Rioha spędzał z Ninigo sporo czasu i dość regularnie z nim sypiał, trudno było doszukiwać się w ich znajomości czegoś więcej niż przyjaźni. Natomiast relacja olśniewającego krytyka z Dalanem z początku wydawała się dość prosta, oscylowała gdzieś pomiędzy mistrz - uczeń, a uwielbiany i wielbiący, ale jakiś czas temu zaczęła się komplikować. Przynajmniej takie wrażenie odniósł Koe po zmianie tonu w jakim Hakkin wypowiadał się o chłopaku. Ta sytuacja psuła atmosferę w ich grupie, którą Mineu przed śmiercią powierzył opiece Markiza Variz. Dyrektor opery starał się opanować rosnącą irytację. Sytuacja zmuszała go do tego, czego nienawidził najbardziej, mianowicie zajęcia stanowiska i podjęcia działań. Wzdrygnął się na samą myśl. Miał tylko nadzieję, że będzie mógł to załatwić od razu. Szczęśliwie znalazł Ninigo w kącie sali balowej jedynie w towarzystwie barona Uppata. Koe zdecydował się dać poecie ostrzeżenie, bez wszczynania wojny, którą by zapewne wywołał poruszając ten temat przy innych. Wszystkie uczucia, które jeszcze przed momentem były tak silne, rozmyły się powoli, kiedy tylko zdecydował się na konkretny plan działania. Pozostała nuta zniecierpliwienia, ale gdy zbliżał się do dwóch mężczyzn stojących przy ścianie jego mowa ciała była neutralna, a na ustach zagościł już jego sławny zdawkowy, lekko pobłażliwy uśmiech. Przerwali rozmowę, zanim jeszcze zbliżył się na tyle by mógł wychwycić ich słowa w gwarze rozmów i muzyki.
- Któremu z panów mam wysłać rachunek? - Koe spytał od razu.
- Obawiam się ... - zaczął Uppat, pozwalając sobie na dość bezczelny grymas, Ninigo jednak milczał coraz wyraźniej zdenerwowany.
- Chyba nie wyobrażają sobie panowie, że gdy student z prowincji przychodzi na przyjęcie ubrany w jedwabną, kolorową szatę wierzchnią z modnym wzorem to oznacza, ze sam ją sobie kupił - Markiz Variz przerwał mu dość bezceremonialnie.
- A co, dopadł cię kryzys wieku średniego? Uta ci już nie wystarcza, więc przygruchałeś sobie studencika? - Ninigo wyparował niespodziewanie. Chyba puściły mu nerwy, bo jego mina zdradzała żal, że nie ugryzł się w język.
Koe mało się nie roześmiał, ale skończyło się na cichym prychnięciu i rozbawionym wyrazie twarzy. Uuu, pomyślał złośliwie, obelgi tak szybko, niedobrze. Ile ty masz lat człowieku, to już nawet nie akademik, tylko zwykła dziecinada.
- Kurtuazja wymaga, by nie zawstydzać nikogo zaproszeniem. Na przykład zapraszając źle sytuowaną osobę na przyjęcie, gdzie czuła by się nieswojo z powodu niestosownego stroju. Rozwiązania są dwa: nie zapraszać takiej osoby - dyrektor opery uśmiechnął się złośliwie, zdecydowanie dobrze się bawił - lub zafundować jej odpowiednie odzienie. Skoro jeszcze nie zauważyłeś, to informuję cię, że dziewczyny uwielbiają Dalana. Jeżeli ja nie będę mu kupować strojów to jak myślisz do kogo się w tej sprawie zwrócą?
Ninigo zacisnął usta w wąską linię, było widać, że jest wściekły.
- A, czyli pamiętasz ostatnią premierę, gdy to Hakkin kupił mu strój i wybrał wzór, który nawiązywał symboliką do jego własnego stroju... - lekko pobłażliwy uśmiech powrócił na twarz markiza Variz. Wiedział, jak bardzo poecie zależało na tego rodzaju demonstracji uczuć ze strony vice hrabiego Riohy. - Wpadnij do mnie w przyszłym tygodniu, to się rozliczymy.
Skinął głową na pożegnanie i niespiesznie odszedł rozglądając się w poszukiwaniu Semi.

*

Cztery osoby wyciągnęły się na idealnie przystrzyżonej trawie. Trzy kobiety i mężczyzna pół leżeli pół siedzieli w swobodnych pozach, racząc się winem i przekąskami ze srebrnej tacy pomiędzy nimi. Milczeli rozkoszując się chłodem. Po dłuższej chwili Tiani poruszyła się niespiesznie i usiadła bokiem opierając się na ręce. Delikatnym gestem zachęciła Karę by położyła głowę na jej kolanach. Córka baletnicy ochoczo przyjęła zaproszenie, ale jej ruchy zdradzały wyraźne zmęczenie. W przeciwieństwie do swojej ukochanej nie była w stanie zaakceptować omijania co drugiego tańca. Co by sobie pomyślały te wstrętne plotkary tancerki z opery! Kara chyba zapadłaby się pod ziemię, gdyby mogły opowiadać, że nie była w stanie dotrzymać im kroku. W końcu tańczyła przynajmniej tak dobrze jak one. Po półtorej godziny drobnych kroczków, podskoków i akrobatycznych póz skapitulowała ponad połowa profesjonalnych tancerek i Kara uznała, że mogą już iść odpocząć do ogrodu.
Shae był pełen podziwu dla jej energii i uporu, który ją napędzał. Jeżeli była jakakolwiek okazja do rywalizacji, dama Tanmai momentalnie się przyłączała. Do niedawna była niekwestionowaną mistrzynią wierszy inspirowanych i tylko odrobinę gorzej wychodziły jej wiersze przekładane. Niektórzy nawet nazywali ją Najwyższą Kapłanką poezji konkursowej, ze względu na jej marchewkowe włosy. Chociaż... Nie zawsze była najlepsza. Po tym, jak została wprowadzona do towarzystwa, osiągnięcie formy i stylu gwarantującego regularne zwycięstwa zajęło jej kilka lat. Z początku była tym zachwycona, ale stagnacja szybko ją znudziła, co wyraźnie odbiło się na jakości jej poezji. Nadal była dobra, ale raczej pozbawiona pasji. Kara grywała raczej dla zasady: żeby nikt nie pomyślał, że straciła polot. Odżyła dopiero gdy pojawił się Dalan. Nowe wyzwanie ją motywowało, a trudny przeciwnik fascynował. Nigdy nie przepuściła okazji by się z chłopakiem podroczyć. Ewidentnie mianowała go swoją nową ulubioną maskotką i wyznaczyła sobie cel, że nauczy studenta tańczyć. To pozornie proste zadanie przerodziło się wyzwanie, gdyż chłopak migał się od prywatnych lekcji, a nawet jeżeli już został czegoś nauczony to nie dawało się go namówić by zatańczył na balu. Vice hrabia Rioha podejrzewał, że rozumie przyczynę tej niechęci do tańca. Dalan był raczej niski, co nie było niczym dziwnym w jego wieku. Jednak deklarował publicznie, że jest starszy niż w rzeczywistości i zdecydowanie starał się by postrzegano go jako dorosłego. A w tańcu wzrost bardzo rzucał się w oczy i ktoś mógłby zacząć się zastanawiać. Shae nie był pewien, czy inni zauważą, kiedy chłopak w końcu dorośnie. Z drugiej strony trudno będzie zignorować taką zmianę.
Obserwował czułe ruchy Tiani, która delikatnie muskała policzek swojej partnerki. Zazdrościł Karze, też miał ochotę położyć głowę komuś na kolanach, i żeby na dodatek ten ktoś go głaskał. Ostatnimi czasy na wszelkich przyjęciach wykorzystywał do tego celu Dalana. Dekadencko pozwalał sobie na wylegiwanie się na szezlongu z głową wygodnie ułożoną na udach chłopaka. Teraz gdy o tym myślał wyglądało to jak fantazja erotyczna. Może zawsze nią była, chociaż wcześniej nie zdawał sobie z niej sprawy i udawał, że to żart. Drobna złośliwość, naigrawanie się z zauroczenia jakim student go darzył. Nie był pewien co o tym myśleć i właściwie wolałby w ogóle wyrzucić temat z głowy, bo wnioski które mu się narzucały były przerażające. A jednak od czasu, kiedy Suan sprezentował mu rozbierany portret Dalana, nagle niesubordynowane myśli vice hrabiego Riohy krążyły wokół tematu, podejmując go sprowokowane nawet najodleglejszym skojarzeniem. To już zdecydowanie jest zboczenie, stwierdził z rezygnacją, pożądam czternastoletniego dziecka i nie potrafię nad tym pragnieniem zapanować.
- Przepraszam, zmęczyły mnie te tańce, musiałem odpłynąć gdzieś myślami. Co mówiłaś? - Shae z zawstydzeniem zdał sobie sprawę, że Uta właśnie coś powiedziała.
- Uta zastanawiała się, gdzie się podział mój nieznośny uczeń - stwierdziła Kara z przekąsem.
- Myślałam, że to wychowanek Hakkina - wtrąciła Tiani. - Nasz drogi krytyk wprowadza go w tajniki poezji i dowcipnych konwersacji.
Vice hrabia Rioha uśmiechnął się czarująco, a damy zachichotały.
- I ponętnych uśmiechów - dodała. - Odkąd Dalan nauczył się od mistrza wyjątkowo uroczo wykrzywiać, nagle wszyscy się palą by chłopaka edukować.
Teraz wszyscy się roześmiali, chociaż Shae ukłuła trafność tego żartu. W duchu dziękował za półmrok i za wygodną wymówkę jaką był alkohol, gdyby jednak któraś z dam zauważyła, że się zarumienił. Na wspomnienie uśmiechu młodego poety portret od Suana momentalnie zmaterializował się w jego myślach.
- Ciekawe gdzie przepadł - zastanowiła się Kara. - Przecież zawsze wraca jak tylko schodzimy z parkietu.
- Być może tym razem odważył się zagrać - Tiani lekko złośliwie wydęła usta. - Mój kochany brat wspominał, że od jakiegoś czasu twój ulubieniec czai się w pobliżu stołu do kart. Pewnie starzy hazardziści ogrywają teraz biednego studenta z sonetów.
- Oj, to niedobrze. Jak nie będzie miał komu sprzedawać sonetów, to jego jedynym źródłem dochodów stanie się pisanie paszkwili do teatru. Nie zostawi na nas suchej nitki. Jak my to przetrzymamy? - Uta zmartwiła się teatralnie. Znowu zapanowała ogólna wesołość. - Myślę, że musimy go znaleźć zanim nie pozostanie mu nic innego niż opublikowanie wszystkich naszych sekretów.
Zapadło sugestywne milczenie.
- Rozumiem, że to ja mam ruszyć na poszukiwania - stwierdził Shae podnosząc się z trawy.
- Odnoszę wrażenie, że ty najbardziej pragniesz go znaleźć - dama Sakkio rzuciła jakby od niechcenia i puściła oko do vice hrabiego. Wszystkie trzy damy uśmiechnęły się czarująco.
Shae zastanawiał się co go zdradziło; czy rzeczywiście Uta mogła zauważyć jego rumieniec. A jeżeli nie, to jak dawno temu się domyśliła. Wstał i otrzepał swoją szatę. Przez otwarte drzwi na taras wrócił do sali balowej. Rozejrzał się bez przekonania - nie spodziewał się zobaczyć tam Dalana. Obszedł stół karciany w sali gier w nadziei, że gdzieś wśród tłoczących się kibiców go zauważy. Gdy nie znalazł chłopaka ani w salonie, ani sali muzycznej, ogarnął go dziwny niepokój. Czyżby ktoś odważył się zaciągnąć studenta do jednego z nieużywanych pokoi, wbrew wyraźnym sugestiom Shae, że nikomu nie wolno go tknąć? Vice hrabia Rioha obawiał się, że ktoś mógłby bardzo łatwo skrzywdzić młodego poetę. Nie tylko ze względu na oczywistą skłonność chłopaka do romantyzmu, która była typowa dla osób w jego wieku. Dużo bardziej niepokojące były kontakty Dalana ze Suanem, których natury Shae nie znał, ale miał jak najgorsze przypuszczenia. Nie zamierzał dopuścić, by jakiś podrzędny podrywacz wykorzystał jego podopiecznego. Tylko gdzie mogliby teraz być? Miejska posiadłość markiza Variz liczyła sobie prawie 100 pokoi, nie licząc czysto gospodarczych pomieszczeń na parterze. Zaszycie się z kochankiem nie stanowiło żadnego problemu. Czyżby zawiódł jako mentor? Nagle zawstydził się tym jakimi ścieżkami podążały jego myśli. Przecież mógł się zwyczajnie z Dalanem rozminąć. Chłopak mógł właśnie w tej chwili dotrzymywać towarzystwa damom dworu w ogrodzie.
- Czemu dąsasz się stojąc samotnie w bocznym korytarzu? - głos markiza Variz wyrwał Shae z zamyślenia.
- Zostałem wysłany na poszukiwania, niestety bezowocne.
- A czego lub kogo szukasz?
- Dziewczyny zapragnęły towarzystwa mojego podopiecznego. Staram się spełnić ich zachciankę.
- To może okazać się raczej trudne w tej chwili. Z ubolewaniem muszę przyznać, że Dalan miał nieprzyjemny wypadek jakieś pół godziny temu. Pewna pijana dama wywróciła na niego tacę z winem. Odesłałem go do pokoju gościnnego by mógł się wykąpać i przebrać.
- Bardzo ci dziękuje, że zatroszczyłeś się o mojego protegowanego - Shae wewnętrznie odetchnął z ulgą. Wprawdzie Dalan był w jednym z nieużywanych pokoi, ale nie z jakimś podpitym rozpustnikiem.
- Moim obowiązkiem jest zatroszczenie się by moi goście się dobrze bawili - Sain uśmiechnął się samymi kącikami ust. Vice hrabia Rioha był w pełni świadom, że zapewnianie zmiany stroju w takiej sytuacji wykracza poza zwyczajne dbanie o dobre samopoczucie gości. Jednakże od samego początku prawie religijna postawa Dalana wobec markiza Variz szczerze bawiła dyrektora opery, oraz, choć to już były tylko podejrzenia Shae, przyjemnie łechtała jego głęboko ukrywaną próżność. - Czy można spytać gdzie są damy, którym zachcianki tak ochoczo spełniasz?
- Zostawiłem je w ogrodzie, wylegiwały się na trawie po lewej stronie od głównej alei. Nieopodal mniejszego stawu.
- Dziękuję. Tym sposobem obaj zakończyliśmy nasze poszukiwania - Sain odwrócił się i zrobił kilka kroków w kierunku salonu, przez który można było wyjść na taras. Zatrzymał się i spojrzał wyczekująco na Shae. Najwyraźniej spodziewał się, że razem pójdą do ogrodu.
- Idź do nich. Niedługo przyjdę z Dalanem.

***

Pokój był przynajmniej dwa razy większy od tego, który miał w akademiku. Podłogę zdobiła drewniana mozaika, a na ścianach wisiały udrapowane brokatowe tkaniny. Nad łóżkiem rozpięto prawie przezroczystą moskitierę. Delikatny haft, który ją zdobił, układał się w tradycyjny wzór pajęczyny. Na stoliku stał wielki wazon, ze świeżymi kwiatami, których ciężki, słodki zapach wypełniał pomieszczenie. Całość była przytłaczająca, a duchota spowodowana przez zamknięte okna tylko wzmacniała to wrażenie. Rikka nie czuł się komfortowo w obszernych i ociekających przepychem wnętrzach stolicy. Szczególnie drażniły go delikatne błyszczące i szeleszczące tkaniny zdobiące ściany i okna. W twierdzy Nionan pomieszczenia były zdecydowanie mniejsze niż te popularne w rezydencjach w Kaimen. Srogie zimy w górzystym regionie nie pozwalały na szafowanie przestrzenią, ściany zazwyczaj pokrywano boazerią lub grubymi, ciężkimi gobelinami. Nic tam nigdy nie szeptało na wietrze, nie rzucało cieni, a skromnie urządzone wnętrza nie wydawały się stworzone do tego, by ktoś się w nich pokątnie oddawał cielesnym uciechom. W pokoju gościnnym przynajmniej nie było obrazów. W komnacie sypialnej króla było mnóstwo obrazów, w większości portretów autorstwa jego wysokości. Zawsze miał wrażenie, że mu się przyglądają, co było szczególnie upokarzające w przypadku naturalnych rozmiarów aktu vice hrabiego Riohy wiszącego nad królewskim łóżkiem.
Młody poeta wzdrygnął się. Gdy pokojówka została pomóc mu wysuszyć włosy, był tak skrępowany, że zaraz ją odesłał. Teraz żałował. Nie chciał być sam w tym pokoju, którego krańce ginęły gdzieś poza migotliwym światłem świec. Bardzo irytował go ten irracjonalny lęk, ale nie potrafił wyrzucić go z głowy.
Stał przy kominku, z głową pochyloną w kierunku żarzącego się polana i wycierał włosy ręcznikiem. Był zmęczony i zrezygnowany. Właściwie już mu się nie chciało wracać na bal, co ironicznie było całkiem pocieszające. Suszenie i czesanie jego absurdalnie długich włosów zawsze trwało bardzo długo, więc wątpił czy zdążyłby się z nimi uporać zanim wszyscy goście albo by wrócili do domów, albo pijani pozasypiali w dziwnych miejscach. Jak zwykle gdy musiał się z nimi użerać, zastanawiał się co tak naprawdę by się stało gdyby ściął włosy. Król wyraźnie mu tego zabronił. Tylko czego gorszego od tego co robił mu zazwyczaj mógłby spróbować, żeby ukarać Rikkę...? Gniew jego wysokości co najwyżej mógł przyspieszyć podróż studenta na dno fosy, która i tak, jak podejrzewał, czekała go raczej prędzej niż później. Zastanawiał się czy fakt, że jednak nie potrafił ściąć włosów wynikał z głupiej nadziei na dożycie do pełnoletności, czy po prostu z tchórzostwa.
Od pochylania głowy rozbolała go szyja, więc uznał, że dość już tego suszenia i usiadł przed lustrem na szerokim wyściełanym taborecie. Powoli przeczesał włosy palcami. Przyjrzał się długim kosmykom w ciemnozielonym kolorze. Wyglądały jak wodorosty. Nie zdawał sobie z tego sprawy zanim nie poznał Hakkina. Sałatka z wodorostów, krewetek i orzechów była jednym z dań, którym został poczęstowany podczas pamiętnego pierwszego obiadu u Riohy. Rikka uśmiechnął się do siebie wspominając tamto popołudnie, zrobił wtedy z siebie kompletnego idiotę, ale zdecydowanie było warto. Sięgnął po grzebień i kątem oka zaważył postać odbijającą się w lustrze. Zamarł na chwilę, ale zaraz się rozluźnił, bo nie chciał wyjść na paranoika. Odwrócił się powoli i ze zdziwieniem zauważył Hakkina stojącego przy drzwiach.

***

Tego rodzaju sceny śniły mu się ostatnio prawie co noc. Dalan w samej koszuli. Chociaż w snach zazwyczaj półleżał na łóżku lub szezlongu i się bezczelnie uśmiechał. Tak jak na obrazie Suana. Wszystkie te sny kończyły się namiętnym seksem i wyrzutami sumienia po przebudzeniu.
Młody poeta siedział bokiem na taborecie przed lustrem i palcami przeczesywał włosy. Dalan zawsze je upinał, żeby nie było widać jak są długie. Kolejny zabieg, który miał spowodować, że nie będzie wyglądał jak dziecko. Shae pragnął ich dotknąć odkąd pierwszy raz zobaczył je rozpuszczone, na portrecie autorstwa króla. Na obrazie długie do połowy uda, lśniące fale w morskim kolorze pięknie kontrastowały z alabastrową skórą. Teraz, w półmroku pokoju wydawały się ciemnozielone.
Chłopak pochylił się i niespiesznie sięgnął po grzebień. Zatrzymał się w pół ruchu i odwrócił. Spojrzał na Shae ze zdziwieniem, ale po chwili przygryzł lekko dolną wargę i uśmiechnął się szelmowsko. Vice hrabia Rioha stał jak zaczarowany. Nie mógł oderwać wzroku. Dalan był nie tylko idealnie piękny, ale też świadomie kusił, prostując się i przechylając głowę. Rzucił Shae krótkie spojrzenie spod lekko przymkniętych powiek i szybko odwrócił wzrok, a jego usta rozciągnęły się w wyjątkowo ponętnym uśmiechu.
Nie był pewien, w którym momencie podszedł do chłopaka i wyjął grzebień z jego ręki. Przecież przyszedł tu tylko powiedzieć Dalanowi, gdzie czekają na niego dziewczyny. Chciał też zapytać czemu tak właściwie student musiał się wykąpać. Jednak nie potrafił wydobyć z siebie żadnego sensownego zdania. Teoretycznie powinien być teraz zawstydzony, w końcu słynął z elokwencji i dowcipu, ale konwersacja nie pasowała do sytuacji. Czuł, że jakiekolwiek słowa mogłyby przywrócić rzeczywistość, a on właśnie realizował swoje najskrytsze fantazje. Delikatnie rozczesywał jedwabiste, pachnące agrestem włosy i z perwersyjną fascynacją obserwował twarz Dalana w lustrze. Wiedział, że poeta się rumieni, chociaż nie mógł tego dostrzec w słabym świetle świec. Za to wyraźnie widział jak drżały pełne usta chłopaka, za każdym razem, gdy powoli przesuwał po jego ramionach i plecach zębami szylkretowego grzebienia. Dalan lekko przymykał oczy wyraźnie speszony wzrokiem Shae. Jak on to robi, myślał vice hrabia, jest jednocześnie nieśmiały i zalotny... Po długiej, dużo dłuższej niż to było konieczne chwili skończył rozczesywać wilgotne, ciemnozielone pasma i rozdzielił je na trzy równe części. Chłopak westchnął lekko rozchylając usta i przechylając głowę do tyłu, gdy Shae przejechał mu palcami wzdłuż szyi zagarniając włosy by zapleść je w warkocz. Powtórzył ten gest jeszcze kilkakrotnie, za każdym razem dotykając idealnie gładkiej skory. Nie potrafił odmówić sobie tej przyjemności. Ciche westchnięcia, przyspieszony oddech, lekko rozchylone usta. Wszystko idealnie pasowało do fantazji.
Wreszcie skończył zaplatać warkocz. Gdyby to był jego sen, usiadłby teraz na szerokim taborecie i pocałował Dalana. Rzeczywistość była jednak mniej zachęcająca niż fantazje. Poeta nie wykonał żadnego gestu, który by można by było jednoznacznie odebrać jako zaproszenie. Oczywiście, jego poza czy uśmiechy wydawały się Shae bardzo kuszące, ale on bardzo chciał być kuszonym. Wiedział, że nie może ufać swoim odczuciom w tej sytuacji. Musi polegać na faktach, a te raczej trudno mu było zinterpretować na swoją korzyść. Przez cały czas student biernie poddawał się poczynaniom krytyka, a teraz zawstydzony patrzył w podłogę, ewidentnie czekając, co Shae dalej zrobi. Wice hrabiemu dużym wysiłkiem woli udało się zagłuszyć własne libido. Ucałował koniuszek warkocza i niechętnie wypuścił włosy z ręki. Wiedział, że nie wolno mu wykorzystać tej sytuacji. Nigdy by sobie tego nie wybaczył, gdyby złamał Dalanowi serce tylko po to, by zrealizować swoje perwersyjne potrzeby. Nie tylko czuł się odpowiedzialny za chłopaka, ale też bardzo zależało mu na jego przyjaźni. Jednorazowe zaspokojenie pożądania nie było warte swojej ceny.
Bez słowa wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Żałował. Bardzo żałował, co wzbudzało w nim wstręt do samego siebie. Potrzebował się odprężyć, rozładować podniecenie. Jak najszybciej i nie ważne z kim.

***

Co to miało być, pomyślał Rikka. Miał ochotę wybiec na korytarz za Riohą, zatrzymać go i zażądać odpowiedzi. Przecież nie zrobił nic, co mogłoby go zniechęcić. Chciał wykrzyczeć mu twarz, że ma dość już tego subtelnego dręczenia, flirtów prowadzących donikąd, komplementów obracanych w żart. Był skrajnie rozczarowany, ale nie ruszył się, tylko patrzył na zamknięte drzwi odbijające się w lustrze.
Wziął głęboki oddech i w myśli powtórzył modlitwę medytacyjną. Uspokoił się. Właściwie to nie miał podstaw, by czegokolwiek oczekiwać, więc cieszył się, że jednak nie pobiegł za vice hrabią i nie upokorzył się robiąc mu wymówki. Niby mógł sobie pozwolić na wiele - uszczypliwe żarty, drobne złośliwości; Rioha nawet wybaczył mu paszkwile, które napisał między innymi o nim. Chyba nawet go rozbawiły. Rikka nigdy nie był pewien, w którym miejscu przebiega granica w jego kontaktach z olśniewającym krytykiem i to utrudniało ocenę sytuacji. Podejrzewał jednak, że histerie w stylu: "Dlaczego jestem jedyną osobą, której nie chcesz przelecieć!?" raczej wyczerpią cierpliwość Hakkina. Zdawał sobie sprawę, że nie jest dobrze urodzony, czy jasnowłosy i piękny jak vice markiz Chimyi, ale przecież nie prosił o to, by Rioha związał się z nim na stałe. Paradoksalnie to absurdalnie zazdrosny Ninigo był najbliżej statusu oficjalnego kochanka. Rikka nie miał na to najmniejszej szansy i nie zawsze skutecznie starał się nawet nie marzyć. Był zakochany po uszy i bardzo chciał to ukryć. Może jednak jego uczucia były zbyt oczywiste i działały odpychająco? Tyle tylko, że Hakkina uwielbiał każdy, a jemu nie wydawało się to przeszkadzać, gdy wybierał sobie towarzystwo na noc.
Być może oczekiwanie zainteresowania od najbardziej rozchwytywanej osoby w stolicy było absurdalne, pomyślał gorzko. W końcu i tak bardzo wiele już dostał od Riohy. Może vice hrabia obawiał się, że Rikka szuka sponsora, tak jak większość studentów. Tylko że młody poeta zadziwiająco dobrze radził sobie finansowo. Koszty nauki na uniwersytecie pokrywał król, a odkąd Sain otworzył mu linię kredytową u swojego krawca, Rikka mógł zaoszczędzić wszystko, co zarobił na pisaniu. Pieniądze w ogóle go nie interesowały. Zdecydowanie jednak potrzebował, by pożądała go jakaś normalna osoba, która nie traktowałaby go jak dziecko. Chciał wiedzieć, jak to jest gdy dotyka go ktoś, kogo on też pragnie. Hakkin byłby spełnieniem marzeń, ale właściwie w tym momencie poeta był gotowy wdać się w romans z kimkolwiek wystarczająco miłym i atrakcyjnym. Ale nikt nie był zainteresowany. Nawet, jeśli na początku przyjęcia czy wizyty w operze udało mu się z kimś poflirtować, bardzo szybko tamta osoba traciła zainteresowanie. Od dłuższe go czasu Rikka czuł się wyjątkowo nieatrakcyjny, a teraz stracił już resztki nadziei.
Z obrzydzeniem odwrócił się od lustra. Nie miał najmniejszej ochoty wrócić na bal. Ubrał się i wrócił do akademika, postanawiając rano wysłać list z przeprosinami do Saina.

***

Hano starał się poprawić mu humor. Obiecał, że się rozliczy z tym zadufanym dziadem, markizem Variz. Za kogo Sain się w ogóle uważał? Jidru nie mógł pojąć, jak cudowna istota pokroju Uty z nim wytrzymywała. Gdy umarł Auren, vice markiz liczył, że w końcu będzie miał spokój. Niestety najwyraźniej Variz uznał, że teraz to on będzie uciążliwym staruchem.
Najgorsze, że Hakkin gdzieś przepadł. Nie było go z dziewczynami w ogrodzie, był za to wszechpotężny właściciel opery, więc poeta zawrócił do sali balowej zanim zdążyli go zauważyć. Przeszedł do sali gier i przysiadł się do stołu karcianego. Wymienił kilka plotek z graczami, pożartował chwilę z Hairo i specjalnie przegrał kilka sonetów. Radość osób, które je wygrały poprawiła mu humor. Lubił pisać dla innych i wpisywać się do miscellaneów różnych ludzi, szczególnie, gdy o to zabiegali, ale gardził pisaniem za pieniądze.
W zdecydowanie lepszym nastroju udał się na taras. Po drodze wziął kieliszek wina. Przyjęcie osiągnęło już ten moment, gdy ogród przestawał być oazą ciszy i spokoju. Wyraźnie widział ciemne sylwetki ganiające się pośród krzaków. Słyszał radosne piski i krzyki. Zastanawiał się, czy nie pójść i nie sprawdzić czy dziewczyny nadal siedzą koło stawu. Dlaczego w ogóle dał się zastraszyć Sainowi? Upił kilka łyków i rozejrzał się. W samym rogu oparta o barierkę stała samotna postać. Jidru podszedł by się upewnić. Hakkin stał lekko przygarbiony zasłaniając twarz dłonią, w drugiej ręce trzymał żarzącego się papierosa.
- Czy coś się stało? - spytał, przyjaźnie dotykając ramienia przyjaciela. Vice hrabia spojrzał na niego zaskoczony, ale natychmiast się uśmiechnął seksownie, jak to tylko on potrafił. Jidru przeszedł dreszcz. Pocałunek, który nastąpił potem był równie niespodziewany, co namiętny.



kilka slow wyjaśnienia, czyli klucz do postaci (imię oficjalne, imię prywatne , nazwiska):
Ninigo Jidru Chimyi, vice markiz, poeta, przyjaciel Riohy ma 29 lat
Sain Koe Yenes Variz, markiz, właściciel opery, ma 50 lat
Uta Semi Sakkio, dama dworu, poetka, kompozytorka ma 43 lata
Hakkin Shae Rioha Kakshiz, vice hrabia, krytyk, ma 27 lat
Dalan Rikka Kheai, student, poeta, 14 lat
Taini Emri Lansher, dama dworu, poetka i prozatorka, ma 35 lat
Kara Lalia Tanmai, dama dworu, poetka, córka primadonny i diuka, ma 30 lat




Komentarze
mordeczka dnia padziernika 13 2011 21:41:19
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

MiSS_P (miss_p@interia.pl) 21:33 21-02-2010
Ciekawie i wnikliwie przedstawione realia, a wątek miłosny zarysowany delikatnie i bardzo uczuciowo, nigdy bym nie pomyślała, że można zawrzeć tyle erotyzmu w zwykłej scenie czesania włosów... *.* Robie wrażenie!
An-Nah (Brak e-maila) 18:59 08-03-2010
Moja droga, mam strasznie mieszane uczucia wobec tego tekstu. Z jednej strony - jest rewelacyjny! Piekny styl, wspaniały klimat dekadenckiego przyjęcia, na którym gromadzi się szlachta i artyści (czasem w jednej osobie), intrygi towarzyskie, gęsta atmosfera - aż zaczęłam wietrzyć tragedię... Piękne, rewelacyjne, dawno nie widziałam tak doskonałego debiutu, ale... Czemu, na Boga, tylko fragment? Czemu dajesz nam wyrwany z całości kawałek, karząc obchodzić się smakiem? Chcę całości, tak, zdecydowanie chcę całości! Jeśli całość nie mieści się w kategoriach yaoi, jeśli za mało w niej męsko-męskich związków i wszechobecnych w fandomie schematów, żeby była na TCD publikowana (a podejrzewam, że dlatego mogłaś nie dać całości...) - to, cholera, chcę to przeczytać tym bardziej!
An-Nah (Brak e-maila) 19:45 08-03-2010
Aaa to ty! O rany, trzeba było na początku popatrzeć na profil... I czemu ja nie skojarzyłam cię na NL... tego nie wiem... No cóż, tak czy inaczej, wygląda na to, że twój talent pisarski dorównuje rysowniczemu...
Kati (Brak e-maila) 11:41 09-03-2010
O Losie jednak ktoś to przeczytał... bardzo dziękuję smiley obawiałam się, że będzie to za długie, żeby komukolwiek się chciało; szczególnie, że nie jest to fan fiction do znanego i lubianego już fandomu.

An-Nah: nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy Twoja opinia, bo znam Twoje teksty i mam duży szacunek dla Ciebie jako autorki - niestety głównie te starsze teksty, które kiedyś miałaś zalinkowane na devie i trochę rZmierzchur1;.

Czemu tylko fragment? Bo tylko tyle istnieje spisane po polsku. Tekst tu opublikowany powstał na specjalne życzenie jako prezent gwiazdkowy. To fragment 5 rozdziału, według scenopisu, który dość dawno temu sobie rozpisałam. Nie wiem czy będę to kiedyś kończyć, a właściwie zaczynać. I słomiany zapał jest tylko jednym z powodów, nawet nie najważniejszym, ale litania moich rozterek jest zbyt długa by ją zamieszczać w komentarzu smiley Jest jeszcze prolog po angielsku na koncie devowym mojej przyjaciółki r11; to ona ma talent rysowniczy, nie ja. Użyczyła mi swojego rysunku jako avatarka, bo to postać właśnie z Roszady jest na nim przedstawiona. Proszę nie łączyć moich błazeństw tu i na NL z jej osobą, bo ona niczemu nie winna.

Rozczaruję Cię, ale całość jak najbardziej mieści się w kategorii yaoi i w pewnym sensie czerpie ze schematów smiley, bo fabuła zrodziła się ze złości na historie w stylu dwóch, trzech... pięćdziesięciu przystojniaków jest umieszczana w jakimś słabo zarysowanym kontekście tylko po to by sobie wzajemnie robili na przemian dobrze i krzywdę.

http://joolita.deviantart.com/gallery/#-Castling-art-and-story ilustracje i prolog tutaj proszę.
An-Nah (Brak e-maila) 15:08 09-03-2010
Aaa, czyli Katie i Joolita to dwie różne osoby... A myślałam, że ta sama, bo podałaś Joolity stronę w swoim profilu XD
To dużo tłumaczy smiley
Kati (Brak e-maila) 18:09 09-03-2010
Przepraszam, nie było moją intencją wprowadzanie nikogo w błąd, ani tym bardziej przypisywania sobie autorstwa prac mojej przyjaciółki. Najwyraźniej nie wystarczająco dobitnie wyjaśniłam, że mój tekst tylko gościnnie znalazł się na jej koncie ^^;
An-Nah (Brak e-maila) 21:22 09-03-2010
Neee, to An skróty myślowe stosuje...
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum