The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 16:22:50   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Grance dore
Dzień



Poranny Paryż. Lodowaty, choć przecież sierpniowy, poranek. Zapach kawy na dworcach i wędrówki podziemnymi korytarzami. Metro to podziemne Zycie, bliższe nam niż piekna nadziemna część Paryża. Metro to podziemne życie, kręte, szare, zimne.
Opera Garnier przysłonięta poranną mgłą - tak podobna do tej krakowskiej świątyni na grockiej, zaraz.... jak ona się nazywała?

Poranny Paryż. Lodowany, budzący się przed festiwalem. Lodowaty, wyczuwający ogień, który niedługo zapłonie w mieście. Takrze w paryzu w niebie wiruja fale energii, tak łatwo, bezceremonialnie zauważalne. I także w Paryzu krajobraz składa się z tych małych, migających kropek, jak rozsypane ziarenka piasku. Jak kanał zero.



Kanał zero



Chyba każdy ma w swoim telewizorze taki kanał - 0. to ten dziwny, bezużyteczny - bo niby po co kiedy cała gama programów rozrywkowych, tematycznych, edukacyjnych zaczyna się od 1. Idzie dalej 2,3,4, TVN a potem już kodowane programy pędzą do sześćdziesiąt kilka… Tymczasem jest taki kanał 0 na który czasem natrafimy przypadkiem - kiedy palec się omsknie i nie zdąży docisnąć np. 4. Nikt z nas nie lubi przypadkiem natrafiać na kanał zero. To takie szare pasy sunące po ekranie - lub cały ekran usiany drobnymi migotającymi kropkami - mówimy o nim - "zaśnieżony". Kiedyś słyszałem, że te kropki to może być wszystko. To mogą być odpadki programowe, niezałapana sieć lub przekaz z kosmosu. Jakby usiąść i patrzeć w ten ekran… nauczyć się czytać każdego migotającego punktu z osobna, jak tajne znaki, elektroniczny język współczesnych Sumerów. Można by nauczyć się czytać tą cywilizację od nowa, uczyć się tego świata po zagubionych w kosmosie niedzielnych Faktach…

Ale przecież nikt z nas Nie lubi kanału 0.




Orkiestra


Dźwięki orkiestry rozbrzmiewały na ulicach Paryża. Dziś było wielkie święto, wszystkie opery i teatry były otwarte. Wszędzie -wstęp wolny. Dźwięki uderzały o siebie, zderzały się na bulwarowych uliczkach. Tam w ciemnych zaułkach - wałczyły z sobą, przeplatając się nawzajem odmienną liczbą tonów i uniesień. Dzisiejszej nocy rozpoczął się festiwal!
Max przyjechał tu specjalnie dla tego świetna, specjalnie dla trzech paryskich nocy kiedy wszystkie te piękne teatry zapraszają do siebie śpiewem. Było tak upalnie, nawet nocą wszyscy poubierani byli skąpo. Ten festiwal to była swego rodzaju mieszanina zapachów i oddechów, przeplatające się okrzyki zachwytu, mijające się w pędzie obce ciała.
Zaglądał do kolejnych bulwarowych teatrzyków. Twarze aktorów wymalowane były groteskowo. Zapach białej farby, wapna i tuszu był wszędzie. Parował spod skory aktorów i sączył się wśród zachwyconych widzów. Tylko przez te 3 noce nikt nie używał tu nowoczesnych, kolorowych i bezzapachowych barwników do ciała!
Twarze aktorów były dumne, oczy błyszczące - trochę szalone. Aktorzy byli tez aroganccy, jakby okazywali widzom znudzenie. Ich oczy przeczesywały rzędy obserwujących ciał lecz nie widziały ani jednej konkretnej twarzy.

Nieważne - Max szukał jednej jedynej twarzy - i nie obchodziło go czy ta twarz wyłowi go z niemego, bezosobowego tłumu.

To już ostatni teatr na bulwarze. Najmniejszy, najbardziej zaniedbany. Lecz paradoksalnie przyciągał najwięcej obserwatorów bowiem aktorzy odgrywający ten spektakl byli szaleńcami. Ich twarze nawet nie wymagały scenicznego makijażu. Ich oczy były wystarczająco podkrążone, a ich cera wystarczająco niezdrowo blada od nieprzestępnych nocy - od lęku i omamów. Od odbicia w lustrze swoich własnych twarz. I żaden z nich tak naprawdę - nie udawał. Dawali głodnemu tłumowi pokaz gry w obłęd - z jednym możliwym scenariuszem - szaleństwem.


Nieważne - Max nie zamierzał już go szukać. Chciał jedynie usiąść w kącie i napić się czerwonego, ciężkiego Bordeaux.




Wino Bordeaux



Szczupły, ciemnowłosy chłopak nalewał wino. Z wysmakowaniem i elegancją w ruchach podał rudemu nastolatkowi kieliszek.

- To Bordeaux, czerwone francuskie wino - zaczął Gabriel - moim znaniem najlepsze. - puścił do chłopca oczko. W jego głosie było coś zmysłowego, niemal elektryzującego, co wprawiało rudowłosego chłopca w zakłopotanie.

- Powąchaj - niby od niechcenia smukłe palce Gabriela objęły zaciśniętą na kieliszku dłoń chłopca - powiedz mi, co czujesz w zapachu tego wina?

Chłopiec zmrużył oczy, jasne rzęsy rzuciły ciemne smugi na blade policzki - teraz lekko zarumienione. Dłoń Gabriela zacisnęła się nieznacznie, zmuszając nastolatka do uniesienia kieliszka na wysokości ust.

- Nie wiem… może owoce…? - przymknął oczy wiedząc, że to nie takiej odpowiedzi oczekuje Gabriel - …jakby drewno i… wilgoć. Jakby deszcz zlał drewniany dom stojący w lesie…

Gabriel zaśmiał się na te słowa - lekko zbyt ironicznie. Po chwili jednak jego dłoń wsunęła się na plecy chłopca, a usta dotknęły rudych, pachnących włosów.

Wino Bordeaux było zamknięte w prawie czarnej, pięknej butelce. Etykieta była oszczędna, utrzymana w kolorach sepii. Butelka wyglądała elegancko i dostojnie - tak jak Gabriel - tak przynajmniej myślał Max. A kolor wina…? Czyż i tego oczywistego faktu, że jest bordowe, Gabriel nie zapragnął usłyszeć z ust Maxa?

Od tamtego czasu Max już wiedział; ( na zawsze został tego nauczony) , że wino Bordeaux w czarnej, połyskującej butelce pachnie drewnem i wilgocią jakby deszcz zlał drewniany dom stojący w lesie.




Aktor



Na scenie było nieludzko gorąco. Panował tam smród sparzonej farby, ciał aktorów a także widzów. Dym papierosowy i parujący zapach alkoholu gryzł suche oczy. Mimo tego, mimo gwaru i publiczności, która była zbyt wstawiona by naprawdę była zainteresowana sztuką Gabriel był szczęśliwy. Może, tak jak jeszcze nigdy, choć gdy o tym pomyślał - nie był tego taki pewny.
Teraz, tu na scenie czuł ekstazę, czuł jak ta gorąca paryska noc pali jego ciało od wewnątrz i jak nieznacznie znudzony wzrok publiczności pali jego skórę.
Był aniołem, niósł "na karku" ciężki krzyż - oba jego ramiona ciągnęły za sobą ogromne stelaże kół, prawie doszczętnie oskubane z piór. A były to -skrzydła. Bynajmniej nie miał na sobie białej, nieskazitelnej szaty anielskiej - ani żaden z pozostałych aniołów. Te anioły odwalały kawał ciężkiej roboty, nie było ich stać na białe szaty ( w każdym aspekcie).
Przez krzyki innych nie słyszał własnych myśli, już sam nie wiedział kiedy nadchodzi jego kolej - na krzyki i na anielskie śpiewy. Odgarnął spocone włosy z twarzy i wtedy kątem oka dostrzegł go. Jedno z ciężkich stelaży uderzyło z hukiem o drewniany podest. Gabriel nigdy nie sądził, że kiedy już będzie w Paryżu, kiedy już będzie aktorem cokolwiek, i ktokolwiek będzie w stanie wyprowadzić go z równowagi.
Chłopak półleżał na jednej ze skórzanych kanap, które znajdowały się w lokalu. Wyglądał na nieprzytomnego. Na stoliku stała czarna, połyskująca butelka wina. Powoli widział jak świat rozmazuje się w te małe, migające plamki, jakby każdy kolor, każda płaszczyzna usypana była z drobnych, kolorowych ziarenek piasku. Jak zaśnieżony telewizor, jak kanał zero.

Plamki były coraz większe i coraz bielsze - jak anielska szata, nieskazitelna i pachnąca - nie stworzona jednak dla tej sztuki.



Świat ezoteryczny

Dwa ciała - mniej więcej siedemnastoletniego chłopca i dwudziesto kilku letniego mężczyzny - leżały plecami na trawie. Ich oczy zwrócone były w pochmurne sierpniowo - wrześniowe niebo. Ostatnie podrygi lata - ziemia jeszcze na tyle ciepła by ogrzać szczupłe ciała lecz niebo już szarawe i zasnute kłębami chmur.

- Gabrielu czemu widzę wszystko z takich kropek, migających plamek? - spytał rudowłosy nastolatek niespodziewanie odwracając twarz ku leżącemu obok mężczyźnie.
- Widzisz odbicie świata ezoterycznego.
- I każdy to widzi? - był uparty. Leżał podpierając twarz dłonią. Jego zielone oczy intensywnie wpatrywały się w twarz mężczyzny.
- Nie. - nie patrzył na chłopca.
- A dlaczego ja to widzę?
- Bo jesteś wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Jesteś zupełnie inny niż wszyscy ludzie.
- To źle Gabrielu?
- Nie. To wcale nie źle.




Noc Ognia



Następna noc tego paryskiego spektaklu to była noc ognia. Na Mont Mart stali w rzędach aktorzy. Równo, w dużych odstępach. Stali w ciszy, w bezruchu. Ich ciała obciśnięte były czarnymi, dopasowanymi strojami.
Ta noc była chłodna, i niezwykle cicha. Zmarznięci ludzie palili nerwowo papierosy. Chłód wydawał się tu być bliźniaczą siostra bezruchu jaki panował na scenie. Chłód i bezruch wypełniały się i potrzebowały wzajemnie. Aktorzy stali bez ruchu już dobre 15 minut.
Za ubranymi na czarno postaciami stała orkiestra. Mężczyźni i kobiety w czarnych kostiumach i dyrygent w czarnym wysokim cylindrze.
I nagle zaczęło się w jednej, nic nie trwającej chwili. Uderzyła muzyka, potwornie, ciężko, dominująco. Do ubranych na czarno postaci podbiegli zamaskowani mężczyźni podpalając po jednym z trzymanych przez aktorów nasączonych podpałką poi. Jak na komendę poi -jedna od drugiej - zapłonęły żywym ogniem. I teraz już nic nie było ani chłodne ani nieruchome. Ta noc to była noc ognia. Ogień krzyczał, płonąc na końcach metalowych łańcuchów, które co róż wyrzucane były przez aktorów w gore i w dół tworząc zsynchronizowany układ.

Ogień wirował w potępieńczym tańcu bowiem dzisiejsza noc należała do ognia.




Max


Było ciemno, choć nie - było pół-ciemno. Przez niedomknięte okno sączyły się dźwięki orkiestry, mocne, uderzające, mimo dzielącej je odległości. Dziś, gdyby nie orkiestra można by było umrzeć z ciszy. Nawet cykady nie ośmielały się zagłuszać tak ascetycznego spokoju. Dziś cisza była zarezerwowana jedynie dla szaleńczej gry orkiestry, i ciemność jedynie dla ożywczego światła ognia.
Także to światło, zrodzone z ognia, docierało zakamarkami przez okno, lecz nie wiele z świetlnych promieni zdołało się przebić przez t o okno.
Gdy Max się obudził to właśnie zobaczył i usłyszał - półmrok i dzwięki orkiestry. Powoli wstał z lóżka i otworzył szerzej okno. Pokój natychmiast zalał się falami muzyki i w blasku gwiazd skrywane dotychczas w ciemności przedmioty i meble ukazały się oczom Maxa. Max wiedział skąd dochodziła muzyka - to wzgórze Montmartre i wspaniały, jedyny taki na świecie, paryski pokaz ognia. Dobrze wiedział także, gdzie teraz był. Znalazł go - albo raczej to Gabriel znalazł jego.



Aktor II



Gabriel stał pochylony nad obtłuczoną i zżółkniętą umywalką i zmywał z twarzy sceniczny makijaż. Powoli, przy użyciu mydła i ciepłej wody spływały z jego twarzy kolejne warstwy farby ukazując - zupełnie bezczelnie - nagie oblicze Gabriela w wiszącym nad umywalką lusterku.
Gabriel nigdy by nie pomyślał, że cokolwiek i ktokolwiek, tu w Paryżu, będzie w stanie wyprowadzić go z równowagi. Nawet on, rudowłosy chłopak, o którym Gabriel już nigdy nie powinien pamiętać.

Wszedł na górę, po drewnianych, krętych schodkach. Starał się bezszelestnie otworzyć drzwi lecz bezskutecznie - stara framuga zdradziła go bezczelnie, suka.
Nie zamierzał nic mówić, nie - już przekraczając próg pokoju wiedział, że to zupełnie głupi pomysł, zupełnie bez szans powodzenia. Chwile stał w progu i po prostu patrzył na stojącego w otwartym oknie Maxa, który wydał mu się nagle straszy, wyższy, mocniej zbudowany, ale przecież on sam nie był już tym niedojrzałym studentem. Patrzył tak jeszcze przez chwilę a potem podszedł do okna i zapalił papierosa. A potem nie mogąc się już powstrzymać - przeczesał dłonią fale rudych, gęstych włosów.




Noc ognia II, Noc Kochanków



Nad ranem ogień płonący w mieście wygasł pozostawiając jeszcze na długo zapach zgaszonego popiołu. Wraz z wygaśnięciem ostatniej pochodni kończyła się druga noc paryskiego festiwalu - Noc Ognia. Lecz koniec jednego zawsze rodzi początek nowego. Ostatnia, trzecia noc festiwalu nazywana jest przez stałych bywalców Nocą Kochanków, choć w oryginalnym zamyśle nazwana została Garance Dore co oznacza Czerwono-Złoty lub tez Złocona Czerwień. A może Czerwone złoto…? Kto wie. Noc Garance Dore nazwana została Nocą Kochanków ponieważ tu w Paryżu, jedynie podczas festiwalu wierzy się, że to o czym zamarzy się podczas kiedy ogień plonie na Montmartre spełni się podczas Garnce Dore.

A, że ludzie z definicji są nazbyt romantyczni i zbyt niepotrzebnie pragną drugiej osoby z reguły marzą o miłości.




Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 13 2011 20:39:42
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Rania (Brak e-maila) 11:02 21-09-2008
Bardzo bardzo dobre smiley Pisz jak najwięcej smiley
Viv (Brak e-maila) 20:39 21-09-2008
hmmm...
najpierw o tekście jako całości - masz niepowtarzalny styl. nie jestem pewna, czy aby na pewno i w całości mi pasuje, ale to już tylko i wyłącznie kwestia gustu.
ale w tym tekście jest okropnie dużo literówek. no i nawet mogę zrozumieć, że nie ma znaków polskich, są jakieś zabłąkane spacje, brak dużych liter itp. ale są rzeczy niewybaczalne i bardzo utrudniające odbiór tekstu. np. 'które co róż wyrzucane były' albo 'Takrze w paryzu w niebie wiruja fale energii'.
szczerze powiedziawszy w tych dwóch przypadkach musiałam się zatrzymać, żeby w ogóle zrozumieć, co tu miało być... jestem pewna, że to powstało tylko i wyłącznie przez nieuwagę. a nastrój (który przecież jest tu bardzo ważny!) popsuło znacznie.
podsumowując - tekst bardzo dobry, ale potwornie niedopracowany od strony zapisu. a wielka szkoda.
... (Brak e-maila) 20:57 21-09-2008
Z reguły nie komentuje.
Ale to mnie uwiodło...nie ejst przesłodzone jest pełne jakijeś takiej magii, bez niepotrzebnych bzdór zdrobnień kochań misiaczków i takich tam!
Może ejst pare niedoróbek językowych ale to nie ejst problem.
Ogół mi sie podoba!
juicie (Brak e-maila) 16:30 27-09-2008
jejku dopiero teraz zobaczyłam to "takrze" nie wiem naprawde jak mogło sie tam znaleĽć. Sprawdzałam opowiadanie przed wysłaniem kilka razy ale widać niezbyt uważnie;p przepraszam czytelników za takie okropne orty, mam nadzieję, że az tak bardzo nie ma to wpływu na klimat i styl;p
Nozomi (Brak e-maila) 23:16 30-09-2008
To opowiadanie przypomina mi wiersz który jest piękny ale nie zawsze łatwy w odbiorze. Tak jak już powiedziała Viv masz niepowtarzalny styl który z jednej strony mi się bardzo podoba z drugiej jednak jest tak odmienny od tego do czego jestem przyzwyczajona ze nie mogę pozbyć się wrażenia że coś jest nie tak. Dużym plusem jest moim zdaniem niebanalna i nieprzesłodzona historia.
Jednak muszę też powiedzieć że zdanie "Gabrielu czemu widzę wszystko z takich kropek, migających plamek" wydało mi się sztuczne. Może jestem głupia ale nie zrozumiałam też czemu Max mówi "r30;jakby drewno ir30; wilgoć. Jakby deszcz zlał drewniany dom stojący w lesier30;" (bo to on to mówi prawda? a przynajmniej ja to tak zrozumiałam) a potem piszesz
"Od tamtego czasu Max już wiedział; ( na zawsze został tego nauczony) , że wino Bordeaux w czarnej, połyskującej butelce pachnie drewnem i wilgocią jakby deszcz zlał drewniany dom stojący w lesie." kto go tego wtedy nauczył skoro on sam tak powiedział?
Pomimo tego ogół mi się podoba i z przyjemnością to przeczytałam.
Pozdrawiam.
juicie (Brak e-maila) 19:26 03-10-2008
Co do sceny z winem i nie tylko, tak, bywa niezrozumiale. Z tego powodu, że kiedy pisze to każda scena dzieje się w mojej głowie jak na filmie, jestem obserwatorem wszystko wiedzącym i zapominam czasem, że czytelnik nie ma tej zdolności...smiley wynika to tez z tego, że Max towarzyszy mi od lat i stał się już nie tyle moim przyjacielem a częścią duszy, dlatego właśnie kiedy napisze jedno zdanie w głowie mam 50, nie zawsze to jedyne jest odpowiednie. Ale to nie usprawiedliwienie! Może masz racje i nie jest to do końca przemyślane... z tym nauczaniem chodzi wyłącznie o to, że Gabrliel z m u si ł go do pełnej odpowiedzi a taka sytuacje przecież się pamięta, ale masz racje teraz widzę pewne..niedopasowanie?

Duzo osób powtarza mi o stylu..tak, mam styl specyficzny nie każdemu pasujący a potęguje się jeszcze gdy piszę coś osobistego. Max jest dla mnie niezwykle osobisty dlatego właśnie opowiadanie tak stylistycznie odstaje.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum