The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 11:09:43   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Pocałunek śmierci 8
8




Uśmiechnął się płasko, lecz wyglądało to dość niemrawo. Cóż za widowisko! Rosier mógł być z siebie zadowolony!
-Pokaż... to od niego tak?
Hasmed uniósł kuferek w swoje niepewne dłonie, następnie podniósł się i wymijając pana, postawił przedmiot na biurku, powoli go otwierając. Stał do nich tyłem, więc nie widzieli, jak wkładał do środka dłoń, drżącymi palcami wyciągając z pod kawałka czyjegoś ciała, kopertę z listem. Schował ją pod koszulę, za skórzanym paskiem.
-To chyba jakiś mało śmieszny dowcip, ale nie sądzę, że jego sprawcą mógłby być Rosier, panie- mówiąc to odwrócił się do nich, stukając czubkiem buta nerwowo o podłogę.
Zauważył, że na dźwięk imienia demona, Hananel drgnął, niepewnie zerkając w stronę przyjaciela. Z twarzy Tutiela jak zwykle nic nie dało się wyczytać. Patrzył tym dziwnym wzrokiem w miejsce, w którym człowiek ukrył list. Czyżby demon zauważył, że chłopiec coś chowa? Nieświadomie splótł ze sobą ręce, zakrywając to miejsce. Niemalże pulsowało, pragnąc zostać zauważone.
-Zawsze przysyłał mi takie miłe prezenty, lecz to?- Odsunął się pozwalając im zobaczyć .-Nawet się nie podpisał. Myślę, że to naprawdę nieistotna sprawa.
Widząc reakcje opiekuna nieco się stremował. Źle to rozegrał. Nie powinien zachowywać się tak obojętnie i chłodnie. Zapomniał, że w ich oczach był dzieckiem i należałoby wykrzesać odrobinę chociażby strachu. Szok jednak całkowicie wytrącił go ze swojej roli w dodatku przyciśnięty oczami demonów nie umiał odpowiednio zareagować. Hananel przypatrywał mu się nie ukrywając swego zaskoczenia jego ,,dziwnym" zachowaniem. Bystry Tutiel nie zareagował o dziwo na nie, co Hasmed w pierwszej chwili przyjął z ulgą, lecz później z niedowierzaniem śledził go swoimi przenikliwymi oczymi.
-Na wszystkich diabłów, Tutiel! - Zdruzgotany, lecz tylko pozornie, anakim zacisnął ze zgorszeniem pięści, kiedy młody demon wyjął podarunek. - Nie rób tego przy dziecku!
Demon zignorował go odwracając się w stronę chłopaka. Wyraz jego oczu całkowicie się zmienił. Hasmed poczuł się nieco zaniepokojony... Co się działo? Dlaczego ten tak na niego patrzył? Nadal nie zdejmując z niego tego przejmującego spojrzenia, mężczyzna wyjął z uciętej lewej ręki pierścień i rzucając niedbale odwłok, ruszył w kierunku Hasmeda. Człowiek wycofał się dwa kroki, nie wiedząc, co o tym myśleć. Tutiel złapał go za rękę i wręczając mu pierścień, boleśnie ją zacisnął. Spojrzał na niego pytająco, lecz ten nic nie odpowiadając wyszedł.
Hananel stał, niemądrze gapiąc się w drzwi za którymi zniknął mężczyzna. W końcu podszedł do chłopca i objąwszy go, powiedział uspokajająco:
-Nie martw się mój mały. Obiecuję ci, że to już nigdy się nie powtórzy.
Hasmed rozwarł dłoń, przypatrując się ubrudzonemu zakrzepłą krwią przedmiotowi.



***



,,Kochane małe Pisklątko!" - Brzmiał początek listu i Hasmed mocniej zacisnął na kartce palce.
,,Od twojego nieco bezczelnego odejścia z la Vion nieco się wydarzyło. Wynudziłem się za wszystkie czasy i znów musiałem skoncentrować uwagę na znalezieniu zabójcy mego sługi. Nie wiem czy Ci o nim wspominałem. Był moim wieloletnim kompanem i jego śmierć pozostawiła dziwną dziurę w moim życiu. Tylko Ty mógłbyś ją zapełnić! Stało się to dla mnie wręcz oczywiste, kiedy tylko znikłeś z zasięgu mego wzroku. Przy tobie dobrze się bawię. Myślę, że moglibyśmy się od siebie wiele nauczyć.
Jesteś człowiekiem. Należysz do rasy, -mogę tak to ująć?- którą traktuję w dość- no powiedzmy- szczególny sposób... Od Ciebie będzie zależało, jak będą wyglądały nasze wzajemne stosunki. Byłbym rozczarowany, gdybyś coś zepsuł. Myślę jednak, że wszystko będzie dobrze, jesteśmy przecież do siebie tacy podobni...dlatego tak nas do siebie ciągnie, zauważyłeś? W każdym razie nieco się zirytowałem, kiedy odszedłeś bez słowa. A przecież musiałeś pamiętać, co sobie obiecaliśmy? Przecież wiesz, że jedynie ode mnie zależy twój los. Wierz mi, z łatwością mogę cię zgubić, zniszczyć, czy co tam mnie najdzie ochota. A tak! Jak już przy tym jesteśmy. Twoja ukochana Ita zachorowała, to pomyślałem, że ją odwiedzę. Wygląda naprawdę strasznie. Cała jest w dziwnych ropiejących ranach. Na próżno stara się je usunąć moim prezentem dla ciebie. Zdaje się, że wygląda po nim jeszcze gorzej. Jakże mi przykro drogie Pisklę! Nie miałem pojęcia, że perfumy mają takie straszne właściwości! To dobrze, że się ich pozbyłeś! Nie przebolałbym, gdyby ta zaraza spotkała twą piękną, apetyczną skórę, którą tak wielbię... jak wszystko inne zresztą, co jest twoje.
Cóż. Pozostaje mi tylko życzyć ci spokojnych snów o mnie i mieć nadzieję, że uraczysz mnie swą obecnością na jutrzejszym balu w la Vion. Zaczekaj na mnie przed bramą ,,o godzinie Ciszy". Będę tam na ciebie czekał Najdroższy. Mamy tak wiele sobie do powiedzenia. I nie zapomnij założyć pierścienia. Specjalnie go dla ciebie zmniejszyłem. Masz takie malutkie rączki.
Pozdrawiam Cię i całuję gorrrąco!
Twój jedyny Rosier"

List wypadł mu z dłoni. Zgiął się w pół, nieznacznie poruszając ustami, by w końcu porwać się głośnym, szaleńczym śmiechem. Musiał zakryć dłonią usta, żeby go zagłuszyć. Anakim byli w stanie usłyszeć najmniejszy dźwięk. Gdy pierwszy szok minął, jego twarz pociemniała. Zakrwawiony pierścień Rosiera spoczywał obok, na dywanie, mieniąc się światłami świec, jak jakieś bezcenne cudo. Chwycił go zdrapując paznokciem zaschniętą krew, lecz nie puszczało. W końcu z łoskotem rzucił go przed siebie, dysząc przy tym jak rozjuszone zwierzę.
-Zabiję cię przeklęty psie! Nikt nie będzie mieszał w moich sprawach! Utopię cię we własnej krwi!- Zacisnął w dłoniach pukle swoich ciemnobrązowych włosów, szarpnąwszy je silnie.
Wiedział o wszystkim! Hasmed nie mógł zostawić tak tej sprawy. Rosier naprawdę mógł nieźle zaszkodzić.
Położył się na podłodze, przymykając oczy. Starał się wyrównać oddech i uspokoić szybko walące serce. Oczywiście, że zjawi się na spotkaniu! Będzie jak zwykle czarujący i bardzo uległy. Tylko po to, by móc mu wbić w serce sztylet. Rosier, Rosier... zadarłeś z niewłaściwą osobą. Czy jesteśmy do siebie podobni? Na jakiej podstawie śmiesz tak uważać? Musisz zniknąć z mojego życia raz na zawsze!


***



Pomógł w usypianiu małej Maoli. Dziewczynka krzyczała jego imię wiec opiekunka nie miała innego wyboru, jak tylko przyjść po Hasmeda. Chłopak posiedział przy dziecku dobre dwie godziny. Mała w dziwny sposób sprawiała, że odzyskiwał przy niej spokój, który był mu akurat tak potrzebny.
Było już dość późno, kiedy skierował kroki do swojej komnaty. Czy Hananel pozwoli mu urwać się jutrzejszego dnia na spotkanie z Rosierem? Wątpliwa sprawa. Będzie musiał coś wymyślić. W dodatku cóż to była ta... godzina ,,Ciszy"? Tego również musiał się dowiedzieć. Przechodząc przez salon zatrzymał się zastając przy kominku Tutiela. Serce podskoczyło mu instynktownie do góry i anakim odwrócił się gwałtownie, na dźwięk uderzenia jego serca.
Wpatrywali się w siebie bez słowa. Tym razem demon nie odwrócił swego lekceważącego spojrzenia.
-Jak tam miewają się rany, mój panie? Goją się?
Dorzucił do ognia i płomienie z hukiem wspięły się do góry, rozświetlając jego postać.
-Jak każde- odparł, ponownie kierując oczy w jego stronę.
W Hasmedzie zapaliła się migotliwa nadzieja. Nie odczuwał już tak wyraźniej bariery, jaką tamten tworzył między nimi. Ośmielił się więc podejść.
-Odpowiesz mi na pewne pytanie?- uśmiechnął się naiwnie, oparłszy bokiem o kominek. -Lubisz mnie... trochę?
Zapadła niezręczna cisza. Człowiek z przyjemnością obserwował unoszące się w zdziwieniu brwi.
- Co to ma znaczyć? Wysławiaj się jaśniej.
Hasmed zawahał się, nie wiedząc co w pierwszej chwili odpowiedzieć.
-Jeśli nie umiesz..., nie zadawaj mi takich głupich pytań.
Podniósł się zamierzając odejść.
W Hasmedzie obudził się długo wstrzymywany gniew. Dlaczego wciąż doświadczał porażek! Jak długo miało się to ciągnąć?
Stanął błyskawicznie przed nim, zagrodziwszy mu drogę, następnie silnie popchnął go do tyłu. Białowłosy zderzył się plecami ze ścianą .
-Gdzie twój refleks? -zaśmiał się gniewnie, nie panując nad sobą. Nawet nie zauważył swoich dziwnych i gwałtownych zmian nastroju. Pojawiały się coraz częściej.
Anakim nic nie mówił, tylko wpatrywał się w niego łagodnie w ten swój kuriozalny, specyficzny sposób.
-Rany nie pozwalały ci zareagować? A może chciałeś abym coś zrobił? Zechcesz mi odpowiedzieć na te pytania, drogi panie?! Czy pragniesz abym wydarł ci słowa z gardła?!
Dopiero wtedy zrozumiał cóż zrobił! Takie zachowanie nie należało do ułożonego scenariuszu. Jak miał to teraz odkręcić? Niech to szlak! Tracił nad sobą kontrolę przez tego łajdaka!
-Za dużo pytań, na które nie mam zresztą ochoty odpowiadać- odparł, nie odrywając się z miejsca.
-W takim razie zejdź mi z oczu i nawet nie waż się już więcej we mnie wpatrywać. Mam już dość tych twoich niejasnych zachowań!- Podszedł do niego chwyciwszy w garść jego koszulę. Miał przed sobą tą ostrą, przerażającą twarz i nie bał się jej w ogóle. - A może zrobisz coś wreszcie? Czy będziesz tak jednak stał! Pozwolisz, aby znienawidzona przez ciebie rasa traktowała cię w ten sposób?! Gdzie twoja duma, demonie?! To cholernie nie bardzo w twoim stylu!
Zwęził oczy, następnie nieoczekiwanie ścisnął jego nadgarstek. Palce demona były gorące i twarde, człowiek był zmuszony go puścić.
-Dobrze- oznajmił. - Zrobię wyjątek i pozwolę wyjść ci naprzeciw.
I nim Hasmed zdołał zareagować, Tutiel szarpnął się gwałtownie do przodu, twardo zacisnąwszy dłonie po obu stronach jego głowy. Chłopak instynktownie zwarł usta do których ten zaborczo przywarł.
Nie!- krzyknął w duchu, starając mu się wyrwać. Upadli na dywan i demon nie zważając na jego szamotaninę i kopanie, przycisnął nadgarstki chłopaka blisko głowy tak, by nie mógł nią obracać. W umyśle Hasmeda tłukło się tylko jedno... Nie pozwolić mu się zabić! To już drugi raz, kiedy ten demon starał się ukraść mu życie. Czy i tym razem uda się Hasmedowi jakoś z tego wyjść? Lekko rozchylił wargi tylko po to, by go ugryźć, lecz ten prędko oderwał swoje miażdżące usta zanim mu się udało.
-Chcesz mieć w gardle moją krew?- dmuchnął mu w twarz swoim oddechem.
-Od kropli nic mi nie będzie, a przynajmniej zachowam życie!
-Myślisz,... że chcę cię zabić?! Gdybym tego pragnął, zrobiłbym to już bardzo dawno temu!
Wciągnął do płuc powietrze, sztyletując go swymi zielonymi oczyma.
-Jak dawno temu?!
Uśmiechnął się pełen goryczy, ukazując swoje nieludzkie zęby. W jego wzroku było coś, co mroziło serce. Ponownie zetknął się z nim ustami, delikatnie dotykając końcem języka brzegu jego warg, które ten uparcie zaciskał. Jak długo Hasmed wytrzyma w tej sposób? Tutiel nie wdzierał się siłą, był niezmiernie delikatny i kuszący, doprowadzając tym Hasmeda do kresu wytrzymałości! Poddawał się. To niemożliwe, ale naprawdę mu się poddawał! W głowie słyszał echo słów wiedźmy, mówiła, że ludzie samowolnie oddają się demonom, nikt nie był w stanie oprzeć się tej demonicznej, wewnętrznej sile! Taak... ale Hasmedowi wydawało się, że był wystarczająco twardy! Że nie ulegnie tym zdradzieckim sztuczkom, tymczasem właśnie im się poddawał! Mocno zaciskając oczy jęknął, kiedy język Tutiela zaczął powoli wsuwać się do środka. W końcu, nie umiejąc dłużej walczyć, rozchylił wargi i ten natychmiast je zagarnął. Chłopak wydał stłumiony pocałunkiem krzyk. Czy to już naprawdę koniec?
Czuł, że porywa go jakaś dziwna fala uniesień, że odpływa całkowicie tracąc ostatnie resztki sił. Co to było?! Jeszcze nigdy nie doświadczył w swoim życiu czegoś podobnego. Był przerażony, ale rozsadzające go uczucie zdawało się być silniejsze. Wręcz otumaniało! Poruszające się usta i język Tutiela ani na moment nie zaprzestały całowania i nawet Hasmed oddawał mu to samo. Jeśli śmierć jest tak rozkoszna niech mnie weźmie!- krzyczało wbrew rozumowi ciało. Wyrwał ręce z pod jego rąk i zarzuciwszy mu je na szyję, mocniej przycisnął demona twarz.
Jak dobrze...- jęknął, zamykając w garści pukle jego włosów. Zasypywany coraz to gorętszymi pocałunkami czuł, że zamienia się w wielką pulsującą namiętnością energię. Istniało tylko to silne zawadniające uczucie... i nic poza tym.
Jak długo leżeli tak objęci? Nie miał najmniejszego pojęcia, lecz trwało to jakiś dłuższy czas, a oni wciąż nie mogli się od siebie oderwać. I kiedy myślał, że całowanie już nigdy się nie skończy, stało się coś nieoczekiwanego... Tutiel całując kącik jego ust wyszeptał to jedno, małe słowo, które podziałało jak potężne uderzenie chłodnej fali...
-Zorga...
Zamarł ze ściśniętymi ustami jak porażony, wytrzeszczywszy szeroko oczy. Anakim musnął jego policzek czubkiem nosa, zrównując się z nim wzrokiem. Oddychali ciężko, naprzemiennie, wpatrując się w siebie zamglonymi oczami. Jednak wzrok Hasmeda stopniowo nabierał ostrości. Aż w końcu odzyskał dawny wyraz.
Nabrał do płuc powietrza, z całych sił starając się zrzucić z siebie demona. Tutiel zakleszczył jego ręce, przycisnąwszy czoło do jego czoła. Nie umiejąc się wyrwać zaczął wpadać w szał.
-Wypuść mnie!...- Począł się wierzgać.- Puść, bo narobię porządnego hałasu, do diabła!
Za nic nie umiał zapanować nad wzrastającą paniką. Kiedy to ostatni raz słyszał żeby ktoś nazywał go jego prawdziwym imieniem? Wiedźma?
-Wypuść mnie... - powtórzył niskim, gardłowym głosem, sztyletując go ostrym, pełnym nienawiści spojrzeniem. - Słyszałeś Tutiel?
Demon wstrzymał oddech na ten widok. Bardzo dobrze znał ten wyraz twarzy. Zszedł z młodzieńca, lecz nie puszczał jego prawej stopy, co podziałało na chłopaka jak płachta na byka! Zamachnął się, celując w jego twarz, lecz anakim chwycił w porę jego rękę, cztery centymetry przed swoim policzkiem. Pociemniały mu oczy...
-Nigdy nie próbuj tego robić innemu demonowi.
-Pieprz się!- Napłynęły mu łzy, lecz nie uronił ich, zwężając oczy.- Idź do diabła!
Zaczął wykręcać mu swoją rękę i Tutiel musiał go puścić, bo ten jeszcze by ją sobie złamał. Hasmed odsunął się od niego na dwa długie metry, nawet na moment nie spuszczając z niego swojego spojrzenia.
Na porcelanowej twarzy widniały różowe ślady po pocałunkach. Oczy Tutiela były roziskrzone, a nabrzmiałe usta trwały w lekkim rozchyleniu. Hasmed przesunął po twarzy dłoń, na próżno starając się ogarnąć. Ilekroć wracał spojrzeniem do anakim, zamierał, zawładnięty tym widokiem. Demon był rozpłomieniony, pragnął właśnie jego, nędznego chłopca!
-Na imię mi Hasmed- odezwał się drżącym ze wściekłości głosem.- Dlaczego powiedziałeś Zorga?
Odwrócił oczy, wypuszczając powietrze, następnie wstał, bezwiednie przesunąwszy dłoń na miejsce swojej rany.
-Powiedziałem... Zorga?
-A nie?
Usiadł do niego tyłem, wbijając wzrok w płomienie. Miał pochyloną sylwetkę i jakby zahipnotyzowane spojrzenie.
-Pewnie tak.
Trwała cisza, po której dodał:
-Bo to przecież twoje prawdziwe imię, nieprawdaż? W dodatku o wiele bardziej ci pasuje.
Hasmed zaśmiał się cicho, kręcąc głową. A więc wiedział!
-Od jak dawna wiesz?- Zacisnął pięści, podnosząc się powoli z podłogi. Zakręciło mu się w głowie, chwiejnie podążył w jego kierunku.
-Od chwili, gdy cię tylko ujrzałem- odpowiedział mu obojętnie, wzruszając ramionami.
Zatrzymał się na to, nie mogąc uczynić następnego kroku. ,, Od chwili, gdy go ujrzał?". Od... samego początku? Przez ten cały czas?!
Nie odwracając się wyszeptał:
-Co zamierzasz teraz zrobić? Zorga...
Nie odpowiedział mu na to, tylko pędem rzucił się w stronę drzwi.


***



Ależ był głupcem żeby się tego od razu nie domyślić! Te osobliwe spojrzenia rzucane w jego kierunku, ten dziwny stosunek do niego... Tutiel wiedział, kim chłopak był! Mało tego, znał jego prawdziwe imię, zapamiętał je! Nic jednak nie powiedział, nie zdradził się, jakby miał coś w planie. Zgodził się podjąć z nim tę dziwna grę nie wiadomo, po co. Co sobie myślał?!
Strach rozszerzył mu źrenice. Opadł na łoże, biorąc w garście koniec narzuty. Został rozszyfrowany. Nie tak to miało wyglądać! Co zrobi demon, gdy już wszystko zostało odkryte? Na pewno dostrzegł w ludzkich oczach nienawiść, jaką człowiek go darzył. Wiedział też, że Zorga nie był dzieckiem, a jedynie miał jego powłokę. Czy zastanawiał się czemu Zorga zmienił imię i grał rolę dziecka?
Zacisnął wargi, głęboko się pochylając. Plecy zadrżały mu od wstrzymywanego wrzasku. Jak miał się teraz zachowywać przy Hananelu, będąc jednocześnie obserwowanym przez żółte oczy Tutiela?!



***



Poczuł łaskotanie na swojej prawej ręce. Zrzucił pająka na kamienną podłogę, przygniatając go butem. Musiał się skoncentrować nad doborem składników. Świeca rzucała ograniczona ilość światła, co powodowało, że nieustannie wytężał wzrok. Jak wiedźma mogła pracować w takich warunkach! Wszechobecna wilgoć zniszczyła większość ksiąg, była to bolesna strata. Skończył. Otarł z czoła pot, wyciągnąwszy z kieszeni strzykawkę. Napełnił ją żółtawym płynem, uniósłszy do góry kącik ust. Nie bał się. Jedynie co odczuwał to dziwne zobojętnienie.


-Już dawno po śniadaniu.- Hananel przejechał dłonią po jego włosach, przyglądając się młodemu człowiekowi z pełną miłością. Najstarsza córka siedziała nieopodal, przypatrując mu się z cichą niechęcią. Czyżby była zazdrosna o Hananela? Czyżby traktował Hasmeda w szczególny sposób? Tak naprawdę jednak wcale go to nie obchodziło.
-Muszę się gdzieś dzisiaj udać o Godzinie Ciszy. Pozwolisz mi wyjść, panie?- Za jego plecami dostrzegł jakiś ruch. To Tutiel wszedł do jadalni.
-O Godzinie Ciszy?- Rozwarł swe blade oczy.- To bardzo niebezpieczna pora. O tej godzinie polu...- pokręcił zmieszany głową- to znaczy spacerują demony. Lepiej nie spotkać ich na swej drodze.
-To bardzo ważne. Chcę się zobaczyć z krewnymi.- Spuścił oczy, robiąc cierpiętniczy wyraz twarzy. Granie tak w obecności uświadomionego Tutiela było prawdziwą pruderią. - Myślałem o nich ostatnio. Tak nagle zniknąłem... Chcę im wszystko wyjaśnić.
-Puść go ojcze- wtrąciła się Lija, ciągle niechętnie wpatrzona w chłopaka. Spojrzenie to było jednak dość rozproszone obecnością Tutiela. Wygląda na to, że czuła się przy nim dość niepewnie.- Jeśli pojedzie twoim czarnym powozem, to przecież nikt go nie zatrzyma.
Hananel nie był jednak do końca przekonany. Czego się obawiał, czy myślał, że ten zniknie i nigdy już nie wróci? Hasmed wspiął się na palcach, składając mu na policzku pocałunek. Miał przy tym okazję, aby spojrzeć Tutielowi w oczy. Stał z dłońmi splecionymi za swoimi plecami, jakby na coś czekał. Jeśli sądził, że ostatnie wydarzenie spowoduje, iż będzie się czuł rozbity, zupełnie się pomylił. Wcale go nie obchodziło, że ten mógłby coś pisnąć Hananelowi. Tak okręcił starego wokół palca, że nie było najmniejszych szans, aby demon odwrócił go przeciw swojemu przybranemu synowi.
-Proszę...- uśmiechnął się najlepiej jak umiał.
-Wiesz, że niczego ci nie odmówię. Zabierzesz ze sobą moich dwóch zaufanych pomocników i nigdzie się bez nich nie ruszaj. A może chcesz bym ci towarzyszył?
-Wolę panie udać się sam. Niebawem do ciebie wrócę. Dziękuję za pomoc, oczywiście będę się ich słuchał.
Ależ miał szczęście, wszystko poszło gładko. Wyminął demona, kierując się w stronę stołu. Urwał z półmiska owoc winogrona, wrzucając ją sobie do ust. Tryumf.
-Zjedz coś Hasmedzie... do czasu Ciszy jeszcze sześć godzin.
Dobrze wiedzieć- zaśmiał się w duchu.
Włożył winogrona ostrożnie do kieszeni, po czym swobodnym krokiem się oddalił. Nie było mu jednak pozostać samemu. Usłyszał kogoś za sobą. Nie zatrzymał Hasmeda, podążył za nim do samych drzwi jego komnaty. W końcu chłopak odwrócił się napotkał twarde oczy Tutiela.
- Czegoś chcesz?
-Przeleje się dużo krwi... twojej krwi, jeśli z tym nie skończysz, Zorga.
-Grozisz mi?- Przechylił głowę z kpiącym uśmiechem.
Podszedł do niego o krok z niezmienioną twarzą:
-Nie rozumiesz.
-To mi wyjaśnij. - Niby ze znudzeniem przewrócił oczami, tak naprawdę zaś odczuwał potrzebą oderwania od niego wzroku.
-Czy zdajesz sobie sprawę z wartości prezentu, jaki otrzymałeś?
Skrzyżował ze sobą ręce. Mówił o podarunku Rosiera?
-Ten pierścień był na serdecznym palcu lewej ręki. Ktoś cię zaręczył. Na śmierć i życie...
Hasmed stał porażony, marszcząc czoło. Co on wygadywał? To był po prostu kolejny numer tego świrniętego Rosiera.
-Jeśli chcesz się z nim spotkać, zrezygnuj.
-Nie wiem, o czym mówisz.- Odwrócił się zamaszyście otwierając drzwi, lecz Tutiel zatrzasnął je z hukiem butem.
Człowiek drgnął z powrotem się do niego odwracając.
-Co jest?! Jesteś zazdrosny?
-Chcę mieć pewność, że wiesz, co robisz.
Jego bliskość przywoływała wspomnienia zeszłej nocy. Niedobrze, że stracił wtedy głowę. Teraz również coś zaczynało go wciągać.
-Tutiel, Tutiel- pokręcił głową.- Zaczekaj na swoją kolej, tak? Przed tobą jest paru gości, którymi muszę się zająć, więc nie poganiaj mnie z łaski swojej. - Trącił go lekko, torując sobie przejście do drzwi.
-Zanim nastąpi moja kolej, możesz już nie żyć- odparł melancholijnie.
Ponownie musiał się do niego odwrócić. Zacisnął zęby, nie starając się ukryć przed demonem swojej złości. Czy ten wiedział, że Hasmed zamierzał się zemścić? Popchnął go sobą na drugą stronę ściany, przybliżając twarz.
-Możesz to na zawsze powstrzymać. Napraw, czego nie umiałeś czternaście lat temu.- I nie czekając na jego odpowiedź, uniósł się na palcach, przylgnąwszy wargami do jego warg. Nim jednak wsunął łapczywie język, anakim chwyciwszy go silnie za ramiona, odsunął od siebie.
Jego oczy płonęły. Nie wiedział tylko czy był to żar namiętności, czy też najzwyklejsza wściekłość.
-Twoją wadą jest brak strachu.
-Jeszcze tego nie wiesz, ale to moja zaleta! To, co...? Chcesz mnie?
Wypuścił go z żelaznego uścisku, kierując swoje oczy w stronę stojącej nieopodal Liji, córki Hananela, która przypatrywała im się już od jakiegoś czasu z szeroko rozwartymi oczami.




***




Nim ktokolwiek zdołał coś powiedzieć Lija wybiegła. Ile widziała? Jak zrozumiała cała tą sytuację? Hasmed spiorunował Tutiela wzrokiem.
-Co ty do diabła wyprawiasz! Dlaczego nie zareagowałeś?! Chciałeś, aby nas zobaczyła?!
Na jego czole pojawiły się dwie drobne zmarszczki.
-Wszystko zaczyna wymykać się z pod kontroli, co?- usłyszał jego bezbarwny głos.
Hasmed zacisną ze wściekłości pięści. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Odwrócił twarz, z trudem kryjąc gotujące się w nim wzburzenie.


***



Kilka godzin później był już w powozie Hananela w towarzystwie dwóch milczących mężczyzn. Mieli trwać przy chłopcu gdziekolwiek ten by się udał. Zastanawiał się czy pozwolą mu wejść do la Vion. I co na to, Rosier...
Słońce skryło się za gęstą, ciemną chmurą, spowijając Abadon mrocznym całunem. Hasmed naciągnął na twarz kaptur, wyskakując chyżo z powozu. Mężczyźni natychmiast stanęli po jego obu stronach jak jacyś strażnicy.
Niemalże czułem twoją aurę, gdy byłeś jeszcze daleko- usłyszał w głowie znajomy, osobniczy głos. Rozejrzał się, lecz nikogo nie dostrzegł. Rosier musiał być jednak gdzieś w pobliżu, inaczej nie mógłby usłyszeć go tak wyraźnie.
Brama zaszczękała i człowiek poderwał głowę do góry. Na jej szczycie siedział młody demon, machając zawadiacko nogami. Przypominał nieposkromionego urwisa, kpiącego sobie z wszystkiego i wszystkich. Człowiek nie dał się jednak zwieść temu wrażeniu, Rosier nie był tym na kogo starał się pozować.
-Doprawdy... Rosier. Można cię znaleźć w przedziwnych miejscach.
-Przechodzenie bramą jest nudne. Najpierw zamierzałem ją przeskoczyć, lecz pokrótce pomyślałem, że stąd lepiej mi cię będzie wypatrywać. Poza tym lubię patrzyć na wszystkich z góry.- Mrugną do niego.- Przyniosłeś mi prezent?
-Prezent?
Demon wskazał palcem na dwój mężczyzn przypatrujących mu się z szeroko rozwartymi oczami.
-Są dokładnie w moim typie. Muskularni i pewni siebie. Bardzo ładne. Dziękuję.
Hasmed skierował ku nim spojrzenie.
-To ludzie Hananela, nie są prezentem. Jeśli tkniesz ich, będziesz się musiał spowiadać przed nim.
Mężczyźni wciągnęli z oburzeniem powietrze, nie spodobało im się to, jak zostali zaszufladkowani.
Anakim westchnął z udawanym rozczarowaniem, uderzając piętami o szczeble bramy.
-W zasadzie, po co mi oni skoro mam ciebie...- Nieoczekiwanie zeskoczył, lądując nie cały metr przed nim.
Mężczyźni drgnęli. Jeden z nich zasłonił młodzieńca ręką. Rosier spojrzał mu w oczy swoimi wielkimi rubinami, lecz człowiek uparcie stał w miejscu.
Chłopiec uspokoił ich i tylko to nakłoniło mężczyznę do wycofania się. Nieruchoma przez moment twarz demona po chwili gwałtownie się ożywiła.
-Stęskniłeś się za mną?- Objął go, chowając twarz w jego szyi.
-Nie przybyłem tu dla ciebie mój drogi zaborczy przyjacielu- odparł kwaśno, odsuwając go od siebie.- Obiecałem Icie, że niedługo się z nią zobaczę i oto jestem. Jeśli znajdę trochę czasu, to poświęcę go tobie... Mam nadzieje, że nie jesteś zbytnio rozczarowany?- Pogładził go po policzku wierzchnią dłoni.
Rosier wyglądał na mocno zaskoczonego. Nie był typem, który maskuje swoje uczucia jak Tutiel, ani nie uwypukla ich jak to czyni Hananel.
Roześmiał się oparłszy ręce na swoich bokach. Mężczyźni zacisnęli zęby, usilnie starając się znieść niemiły uszom ostry dźwięk jego głosu.
-Cóż za arogancja!- uradował się, po czym nim ktokolwiek zdołał zareagować, wziął go pod ramię.- No to idziemy w tą samą stronę...



***



W komnacie panowała ciemność. Okna, wielkie lustro naprzeciw łoża i wszystkie błyszczące przedmioty, w których można się było przejrzeć, zostały albo czymś zasłonięte albo się ich po prostu pozbyto. Ita siedziała pod oknem z podkurczonymi nogami, co parę chwil uwalniając z gardła dziwny, urwany jęk. Za każdym też razem podrywała się na jego dźwięk nie rozumiejąc, czym był i skąd dochodził... Czy w jej ciele zaplątał się jakiś tajemniczy duch? Czy to on wydawał te odgłosy? Nigdy przecież ich u siebie nie słyszała. Skuliła się jakby w sobie, rozciągając w przerażeniu oczy. Co się z nią działo?! Dotknęła dłonią pokaleczoną twarz. Niemalże z dnia na dzień zamieniła się w to coś! Odrażającego potwora!
Niespokojna, dzika, poderwała się z klęczek potykając o suknię. Gdzie popełniła błąd? Czy Agreas miał rację mówiąc, że wysysając ludzkie życie, można się otruć? Czy ona przypadkiem właśnie się nimi nie otruła?
Tak bardzo zapragnęła go zobaczyć! Agreas wiedziałby, co zrobić.
Zagryzła do bólu wargi, trzęsąc się z wysiłku w jaki włożyła, żeby rozpaczliwie nie wrzasnąć. Wtem, coś usłyszała! Gwałtownie odwróciła się w stronę okna i ściągnąwszy z łoża narzutę przesłoniła nią swoją postać.
Tam coś było!- przełknęła ślinę, zwężając drapieżnie oczy, gotowa do ataku.- Istota żywa! Niemalże czuła uderzenie jej serca. A jednak ośmielili się do niej wtargnąć! Przeklęte anakim! To ich będzie drogo kosztować!


Odwrócił się do niego powtórnie, z rozdrażnieniem w oczach. Rosier uśmiechał się na całą szerokość swoich czerwonych ust.
Stali pod oknem Ity. Tylko tak Hasmed mógł dostać się do środka. Kobieta zabarykadowała drzwi, nie pozwalając nikomu wejść. Wzbudzała tym zachowaniem ciekawość w la Vion. Nikt jednak nie odważył się naruszyć jej prywatności...
-Już powiedziałem, Rosier... Nie idziesz ze mną. Zrozumiałeś?- Jeszcze nigdy z jego oczu nie biło takim stalowym chłodem. Oczarowany demon przyglądał się temu przez moment w kilkusekundowej ciszy.
-Chciałem cię tylko odprowadzić i ostrzec, najdroższy - odpowiedział rozkochanym głosem, przysuwając się do niego. - Wyczuwam ujemne emocje. Chciałbym się upewnić, że wiesz, co robisz...
-Masz, co do tego jakieś wątpliwości? Doskonale zdaję sobie sprawę z ryzyka, poza tym panuje nad sytuacją... Już ty się o to nie martw. Jedyne, co może zaszkodzić to twoja obecność. Już ci raz mówiłem, co o tym myślę... - Spojrzał ponad jego głowę nabierając do płuc powietrza, po czym ponownie utkwił w nim spojrzenie.- Jeśli będziesz skracał pole moich manewrów koniec z naszą umową. I nic mnie nie będzie obchodzić, co potem zrobisz. Dotarło?- Jego głos, po mimo ostrości słów, nadal brzmiał spokojnie.
Anakim założył do tyłu dłonie, przerzucając ciężar ciała na prawą nogę.
-Rozumiem to nazbyt dobrze, szkoda, że ty nie umiesz wywiązywać się z obietnic.
Natychmiast mu przerwał:
-Obietnic? Nie oszukasz mnie panie demonie, uwiesiłeś się na mnie z nudów. Teraz świetnie się bawisz, ale ja traktuję to dość poważnie, wiesz... Możesz mnie obserwować, przyglądać się temu, co robię, ale nie wtrącaj się!- Odwrócił się do niego plecami, zakładając nerwowo rękawice. Zamierzał wdrapać się po pnączach do okna demona.
-Twoje zapewnienie, że wiesz, co robisz, nie brzmi wiarygodnie w ustach takiego dziecka ...- zawołał do niego z dołu. Hasmed był już na pewnej wysokości, ale doskonale go słyszał.
Wiesz bardzo dobrze, że nie jestem dzieckiem- odpowiedział mu w myślach, obawiając się, że Ita mogła być światkiem ich rozmowy.- To tylko taka przykrywka jak chociażby ta twoja twarz...
Podoba ci się moja twarz?- podjął figlarnie, zmieniając nagle temat.
Nie mam w tym momencie czasu na flirty. Zamknij się wreszcie.- Syknął, kiedy gałąź złamała się pod jego butem, omal nie zrzucając go w dół. Musiał się skoncentrować.
W środku paliło się słabe światło świecy. Komnata była pogrążona w półmroku, toteż trudno było zauważyć jakieś kształty. Dotknął dłońmi szyby. Okno było zamknięte. Przylgnął do niego czołem.
-Ito, to ja... Hasmed- powiedział na głos. Zwykły człowiek nie byłby w stanie usłyszeć tego głosu, lecz demon z pewnością. - Nie musisz się przede mną kryć. Wiem, co ci się przytrafiło, chcę ci pomóc.
Po drugiej stronie szyby spostrzegł jakiś niewyraźny ruch. Nie wyglądało jednak na to, że zamierzała go wpuścić. W umyśle znów usłyszał Rosiera, jego głos był słaby i kiedy człowiek zniknie w komnacie Ity z pewnością młody demon nie będzie w stanie czytać mu w myślach...
Mogę siłą woli roztrzaskać to okno w drobny mak. Jeśli oczywiście ślicznie poprosisz i zgodzisz się...- nie dokończył, ponieważ człowiek mu przerwał.
Nie wtrącaj się. Poradzę sobie bez twojej pomocy. Tylko mnie teraz rozpraszasz....
Najmocniej przepraszam!- zawołał z wesołością.
Znów odwrócił się w stronę szyby, mrużąc oczy. Co zrobi, jeśli ta go nie wpuści? Nie... na pewno mu otworzy, musiał się tylko bardziej postarać. Wypuścił ustami powietrze, zaparowując szybę. Miał nadzieję, że jego twarz wyrażała głęboką troskę i niezaprzeczalną niewinność. Doskonale wiedział jak działa to na anakim, a Ita z pewnością ciągle się w niego wpatrywała.
-Rozumiem... Nie znamy się dostatecznie dobrze, wahasz się czy możesz mi ufać. Wiedz wszakże, iż jestem jedyną osobą, która może ci pomóc. To, co zaatakowało twoje ciało nie jest czymś, czego nie dałoby się wygnać.- Uśmiechnął się niepewnie z wiarą w głosie.- Długo błagałem Hananela aby coś zrobił! Wiedziałem, że nie było takiej rzeczy, której by nie sprostał. On jednak... z przykrością muszę to wyznać, nie chciał się z początku tego podjąć. Wiem, że w głębi duszy jest dobry i bardzo mnie kocha, ale właśnie to uczucie narodziło w nim zazdrość. - Spuścił oczy z zakłopotaniem, intensywnie zastanawiając się, co dalej powiedzieć.-... Jednak prawdą jest, że niczego by mi nie odmówił. Zapewniłem go tylko, że nikt, żadna istota na tej ziemi nie jest w stanie mi go zastąpić. Po części jest to prawda, tyle dla mnie zrobił... Nie mogę jednak wyprzeć prawdziwego uczucia, które rządzi mym sercem. Uczucia, które nie pozwala mi zmrużyć oczu. Które chodzi za mną, wypełniając dni tęsknotą do ciebie pani.- Uśmiechnął się z miłością.- Choćbyś nie wiem jak wyglądała, dla mnie zawsze będziesz taka jak wtedy, gdy cię po raz pierwszy ujrzałem. Jeśli mnie wpuścisz...- podciągnął na kolana torbę- zwrócę ci twoją prawdziwą postać... Długo nad tym z Hananelem pracowałem. Decyzję jednak pozostawiam tobie.
Za oknem trwał martwy bezruch. Hasmed wiedział jednak, że musiała go wpuścić. Nie było innej możliwości! Przecież nie pozwoli odejść jedynej szansie na odzyskanie dawnego wyglądu- był dla niej przecież wszystkim! Próżna, zadufana w sobie kobieta... Zaśmiał się w duchu przekonany o swoim zwycięstwie.
Taaak... Z pewnością cię wpuści. Jest na razie zbyt tym wszystkim poruszona, by cokolwiek uczynić. Nigdy nie sądziłem, że mogłaby się aż tak kiedykolwiek stoczyć, ale rozumiem to... Znaczy się, jej sposób myślenia- tłumaczył demon.- Bez swojego powierzchownego uroku jest niczym. Kiedy umarła jej zewnętrzna powłoka, umarła też ona. Wydaje jej się, że jest tym, co na zewnątrz. Strata tego oznaczała jednocześnie stratę jej umysłowości. Czy to nie fascynujące?
Hasmed mimowolnie uśmiechnął się w duchu.
Owszem... niezwykle...Ale w takim razie z ,,czym" będzie miał do czynienia w środku?


Przystępując do jej komnaty natychmiast odrzucił go stęchły, ciężki zapach zasiadły w powietrzu. Odwrócił się, pospiesznie zamykając okno. Całkowicie odgradzając się tym sposobem od Rosiera czekającego na niego na zewnątrz, jak wierny pies. Jego obecność wcale nie dodawała mu odwagi wręcz przeciwnie. I choć miał teraz więcej swobody, wciąż czuł oddech tamtego na swoim karku. Musiał być w tym momencie bardzo czujny. Zaabsorbowany jedynie nią... Myśląc to, niespieszno odwrócił się w stronę kobiety.
Stała prawie na końcu wielkiej komnaty w głąb najintensywniej skoncentrowanego cienia. Dostrzec można było zaledwie kontury jej postaci.
-Mówisz... prawdę?- usłyszał jej słaby, znękany bólem głos.
Ruszyła w jego kierunku chwiejnie, wolno stawiając każdy krok. Kiedy zaczynał dosięgać ją blask świec, Hasmed mimowolnie wstrzymał oddech, całą siłą woli nie ruszając się z miejsca. Przedstawiała sobą makabryczny widok, a narzucone na nią atłasowe nakrycie tylko potęgowało to wrażenie.
-Pomożesz mi...?- Z jej krtani wyrwała się cicha, chrapliwa prośba. Stanęła przed nim pochylona, zaciskając i rozwierając pięści.
Przypominała istne monstrum! To pierwszy raz, kiedy Hasmed mógł ujrzeć efekt swojej pracy. Było lepiej niż sądził. Zachwyt mieszał się jednak z obrzydzeniem, odczucia te nie zostały jednak pokazane na zewnątrz. Twarz chłopca była niewzruszoną maską.
-Pomogę...- odparł niskim głosem.
Usłyszał wypuszczane powietrze. Wciąż na niego nie patrzyła, nie miała śmiałości, a on ledwie umiał ją poznać... Zdawała się być jedną wielką raną. Aż trudno było uwierzyć, że mogła się doprowadzić do takiego aż stanu po kilku zaledwie dniach. Widocznie musiała wlać w siebie całą fiolkę... Z rozdrapanego ciała zwisały pięciocentymetrowe płaty skóry, odsłaniając pokrwawione rany, z których sączyła się krew i ropa. Człowiek wiedział, że było już dostatecznie za późno, by coś z tym zrobić...
Usiadł na jednej z sof przy niewielkim stoliku, na którym postawił torbę. Kobieta przyglądała się bokiem jego czynnościom, nie ruszając się z miejsca.
Wyłożył na stół trzy przedmioty, w które utkwiła swe uważne, przekrwione oczy. Dwie fiolki, w tym jedną pustą i strzykawkę, którą odsunął dalej od reszty.
-Lekarstwo!- krzyknęła niskim, gardłowym głosem w niczym nie przypominającym ludzki i jak zwierzę rzuciła się z wyciągniętymi łapczywie rękoma w stronę buteleczki z płynem.
Była w tym tak nieporęczna, że przewróciła stół, omal nie roztrzaskując fiolki, którą chyba tylko jakimś cudem zdołał przechwycić.
-Spokojnie- nakazał, podnosząc się z rozwartymi szeroko oczami.
-Natychmiast...- Cała drżała, sapiąc przy tym. - Chcę to! W tej chwili!!
Była całkiem zaślepiona, nie umiał do niej dotrzeć. Wciąż przyciskając do piersi miksturę, zwęził oczy.
-Nieodpowiednia dawka może cię zabić, pani! Pozwól mi zadziałać... I uspokój się przede wszystkim.
Przerzuciła do tyłu przyklejone do ciała włosy, rozdrapując ich końcami krwawiące rany. Nic już prawie nie czuła, a może była tak zbolała, że dodatkowy ból był przez nią prawie nie zauważalny? Ohydny swąd uwalniający się z jej ciała był nie do zniesienia.
-Usiądź, zaraz się tobą zajmę... W tej chwili.
Głupia suka!- syknął, niepewnie podnosząc z podłogi torbę do której zajrzał. Na szczęście nic nie ucierpiało przy upadku. Chwycił w ręce strzykawkę, ponownie kierując na nią spojrzenie. Sprawiała wrażenie, jakby chciała się na niego znów rzucić i tylko zbiera na to siły. Musiała bardzo cierpieć...
-Napełnię teraz odpowiednią dawkę...- pokazał strzykawkę- i zaaplikuję ci lekarstwo wprost do krwi. Doustnie mogłoby poparzyć ci język, tego nie chcemy, prawda?- uwalniał z gardła melodyjny, miękki głos, lecz mógł najwyraźniej i wrzeszczeć, nic nie było skłonne wywrzeć na niej większego wrażenia, niż piękna buteleczka z obiecującym wywarem. Z oczami wbitymi w naczynie, poczęła się zbliżać. Czy nie rozumiała, co do niej mówił? Dobrze... niech będzie, czego chciała...
Odskoczył, kiedy wyrwała mu naczynie, pakując sobie zawartość do gardła. Natychmiast zgięła się w pół, krztusząc i charcząc. Człowiek zaniepokoił się obawiając, że zaraz ryknie, co na pewno przyciągnęłoby anakim, lub, że wszystko zaraz wypluje. Dlatego właśnie tak bardzo zależało mu, aby jej to po prostu wstrzyknąć.
-Pani...?
Demon upadł na kolana, przyciskając do piersi pięści. Tkwiła w tej pozycji dłuższy czas, lecz w końcu jednak podczołgała się w stronę łóżka, oparłszy się na nim brzuchem. Słyszał jej urywany oddech...
Spokojnie podniósł z podłogi opróżnioną do czysta fiolkę, wycierając rękawem pozostawioną na podłodze lśniącą kroplę płynu.
-Wiem, wiem bardzo boli. Nie możesz mówić...- odezwał się z poruszeniem. - Tłumaczyłem byś nie brała wszystkiego na raz do ust. W ogóle nie powinnaś była tego robić.- Zawiązał torbę, przewieszając ją na oparcie fotela. Następnie ruszył w jej stronę, przysiadając na łóżku. Patrzył na skuloną postać, na jej zmasakrowane, zmarszczone, wydarte ze skóry ręce, zaciskające lśniąco białe nakrycie łóżka. Twarz miała ukrytą pod włosami, odgarnął je, zaglądając jej w oczy. Rozciągała je i zwężała starając się coś dostrzec.
-Czy mnie słyszysz? Ito?
Przesunęła ku niemu z wolna twarz i choć oczy zdawały się przesłonięte mgłą wydawało się, iż rozumie, co do niej mówił. Przyjął to z ulgą.
-Powiedz mi... jak się czujesz. Możesz mówić? Ruszać się?
Rozwarła poobklejane wargi nie mogąc wydobyć z siebie najmniejszego dźwięku, co zalśniło niepokojem w jej oczach. Pogłaskał ją po głowie, pozostawiając na swoich rękach ślad krwi.
- Teraz będziesz nieco bardziej spokojna. Tak bardzo pragnęłaś tego lekarstwa, że zapomniałaś o manierach. Ita by ci tego nie wybaczyła...
Spojrzała na niego tak, jakby chciała coś powiedzieć, lub o coś zapytać. Wpatrywał się w nią z okrutną cierpliwością, chociaż wiedział, że jej starania spełzną na niczym, bowiem nic nie będzie w stanie wypowiedzieć, najmniejszego chociażby słowa. Ruszyć się też nie umiała, choć z całych sił naprężała mięśnie. Problem jednak nie tkwił w samych mięśniach, lecz w mózgu, który został w połowie uśpiony. Trucizna działała znakomicie, a nawet szybciej się sprawdziła niż ostatnim razem, kiedy przetestował ją na pierwszym napotkanym w Abadon anakim. Anakim Rosiera...
Uśmiechnął się na te wspomnienia. Co by zrobił Rosier gdyby się dowiedział o zbrodni, jaką wykonał na jego... domniemanym przyjacielu? Może kiedyś mu wyjawi ten sekret. Może w chwili, kiedy tamten będzie konał? Taak, wykończenie ognistowłosego demona przyniesie mu ogromną satysfakcję.
-Czy spotkałaś kiedyś Krwawego Demona, pani? Jako dziecko...- urwał, łypnąwszy na nią z pod oka- jako... bardzo młode dziecko- dokończył z wesołością- zbierałem o nim wszystkie nowinki, jakie tylko pokazywały się w gazetach. Wycinałem je i trzymałem latami w sekretnej księdze, zaczytując się nimi na wieczór. Wiesz, co mnie najbardziej uderzyło? Sposób, w jaki wykańczał swoje ofiary. W bardzo... zróżnicowany, wyrafinowany sposób, a towarzyszyła temu niezwykła pasja i zawziętość. Tak sobie wtedy pomyślałem, że jest nieco różny od was anakim, zauważyłaś?
Ich spojrzenia złączyły się z sobą w długiej milczącej chwili.
-Dla was zabijanie jest nieodłączną zabawą, zaspokajacie swoje seksualne potrzeby, lub zapełniacie uśmiercaniem nudę.. Życie ludzkie nie jest żadną wartością, a może tkwicie w przekonaniu, że istniejemy byście mogli nam to robić? - Przez moment pozwolił aby to pytanie zawisło w powietrzu bez odpowiedzi. - Nie musisz nic mówić- nachylił się nad nią, wdychając zapach śmierci- ... , dobrze wiem, że tak jest. Wracając jednak do waszego Krwawego przyjaciela... - Skrzyżował ze sobą nogi.- Wiesz, że on naprawdę nic nie czuje do ludzi? Nie pociągają go ani trochę. Jedyną ekscytację przynoszą mu w chwilach konania, o czym to może świadczyć jak myślisz...? Chełpi się swoją sławą. Nie ukrywa ciał ofiar, chce, aby ludzie je znajdowali. Chce, aby się go bali!
Wpatrywała się w niego z niezwykłą przytomnością. Była przerażona. Roześmiał się na całe gardło.
-Nie Ito, ja go osobiście nie znam. Naprawdę. Wiem to z własnej dedukcji. Po prostu czytając o nim niemalże go zrozumiałem. Wiem, co go pcha do postępowania w ten, a nie inny sposób. Pod tym względem jesteśmy do siebie bardzo podobni..., ale...- Uśmiechnął się kwaśno, kierując na nią swoje połyskujące w półmroku zielone oczy.- Ty oczywiście niczego nie rozumiesz. Nawet, gdybyś była dawną sobą nie umiałabyś tego pojąć. I pewnie nie dowiesz się tego... Nie jesteś, bowiem kimś, z kim miałbym ochotę nad tym pokontemplować. - Wstał wyprostowując się, następnie okręcił się w jej stronę. Kobieta usilnie starała się do niego obrócić. Pot mieszał się z jej krwią, spływając gęstymi kroplami na podłogę.
-Co sobie teraz o mnie myślisz? Że jestem nie poważny zachwycając się Krwawym Demonem, a przecież nawet wy anakim drżycie przed nim jak dzieci przed zmrokiem? A może zastanawiasz się, co mnie naszło, że tak się teraz nad nim rozwodzę? -Zamknął usta, obserwując jej starania odwrócenia się. W końcu zderzyła się ramieniem z twardą podłogą. Przez jej twarz przeciągnął się grymas bólu. - Chyba, że nic do ciebie nie dotarło z tego, co mówię...-Zastanowił się nad tym podchodząc do niej. Przykucnął przed anakim, przechylając głowę. - Myślę jednak, że coś tam do ciebie dochodzi. Cieszy mnie to, bo mam ci coś ważnego do zakomunikowania.
Odczekał trochę, aż skieruje się ku niemu wszystkimi swoimi zmysłami.
-To już koniec, Ita. Nigdy nie odzyskasz dawnej postaci. Już zawsze będziesz tym odrażającym potworem.- Bardzo wyraźnie wypowiadał każde słowo.- Ten wygląd zdecydowanie współgra z twoją prawdziwą osobowością - dodał, uśmiechając się.- Nawet nie wiesz, jak mnie cieszy twój widok...teraz.
Jej piersi unosiły się i opadały w coraz to szybszym pędzie. Rozwarła usta w niemym wrzasku, do jej oczy zaczynały wzbierać się krwawe łzy. Jeszcze nigdy w całym swoim życiu Hasmed nie odczuwał takiej satysfakcji jak w owej chwili. Dopełniło się... Szkoda Ilijo, że nie możesz tego zobaczyć...
-Krzycz, krzycz moja najdroższa! Niech ktoś cię usłyszy, niech ktoś ci pomoże..., co teraz będzie...?
Przypominała rybę otwierając i zamykając usta. Nic, żadne najmniejsze słowo, czy jęk, nie wydobył się z jej gardła. Leżała zeszpecona, w połowie zeżarta przez truciznę, na próżno starając się podnieść.
-Nie trzeba było stawać mi na drodze! Myślałaś, że nigdy nie zapłacisz za zbrodnie, których się dopuściłaś na wszystkich niewinnych dzieciach?! Ja jestem jednym z tych chłopców, którym ukradłaś życie! Codziennie odliczałem czas, jaki mi pozostał do momentu, w którym mielibyśmy się znowu spotkać. Wiedziałem, że ta chwila kiedyś nastąpi. - Patrzył na nią z najwyższą pogardą. W końcu wypuszczając powietrze odwrócił się w stronę stoliczka, z którego podniósł strzykawkę. Z satysfakcją obserwował jak się wiła ze strachu przed nim. Specjalnie stawiał małe, drobne kroki, przeciągając chwilę, w której miał nad nią stanąć.
Wziął nieczule w swoje dłonie jej pokrytą ranami rękę i bez wzruszenia wbił w jej ciało igłę.
-Nie możesz się zmarnować- wytłumaczył.- Pobiorę od ciebie trochę krwi. Jest bardzo wyjątkowa, jak mniemam... Wiesz... nieco jej doświadczyłem na sobie.- I przykuty jej spojrzeniem, ciągnął:- To naprawdę rewolucyjne odkrycie! Całkowicie zmieni podejście ludzi do demonów. Gdyby tylko wiedzieli, że wasza krew jest eliksirem wydłużający życie z pewnością to oni urządzaliby na was polowanie! Kto wie, może to właśnie wy zostaliście stworzeni na potrzeby ludzkie, a nie odwrotnie?- Wysunął z jej skóry igłę.- Dziękuję. Pobiorę jej sobie jeszcze z dwa razy. Rozluźnij się, bo inaczej zaboli.- Uśmiechnął się do niej, przelewając czerwoną ciecz do naczynka, które dokładnie zakorkował, owinąwszy w papier.
Za oknem usłyszał dzwonienie deszczu. Czy Rosier nadal stał na zewnątrz? Szczerze w to powątpiewał.
-Jestem waszym Krwawym Demonem- wyszeptał, wbijając ponownie igłę.- Sami mnie takim stworzyliście, pora teraz wziąć za to odpowiedzialność w swoje ręce. - Zapatrzył się na napełniającą do strzykawki krew i zemdliło go mimowolnie. Uczucie to nie było jednak tak przejmujące jak ówcześnie, w komnacie Tutiela. To krew białowłosego demona była jego największym wrogiem. Co nie zmieniało faktu, że już nigdy nie oswoi się z czerwoną cieczą, bez względu na to do kogo miałaby ona należeć.
-W moich żyłach też płynął ten eliksir. Ale zużył się jakiś czas temu. Okres mego długiego dzieciństwa pomału dobiega końca. Pora bym stał się fizycznie mężczyzną. Udawanie dziecka jest dość żenujące i męczące na dłuższy czas. Naprawdę wolałbym, aby mnie traktowano nieco poważniej. Jak na mój prawdziwy wiek przystoi.
Ita powoli zacisnęła pięść, na którą ten popatrzył z uwagą.
-Podziwiam twoją siłę woli, ale to na nic. Nie możesz się ruszyć, bo wypiłaś zbyt dużą dawkę mojego pieczołowicie przyrządzonego wywaru. Tak. Nie patrz tak na mnie. Nie miałem zamiaru ci pomóc. Przyszedłem, aby zobaczyć twą ostateczną klęskę, nie mógłbym tego w żadnym razie przepuścić. Jak myślisz...- schował do torby kolejny flakonik krwi- dlaczego jesteś w takim stanie?- Podniósł się zapatrując z zamyśleniem w przestrzeń.- Jesteś taka, dzięki mnie, to ja do tego doprowadziłem. - I nie zważając na zmianę, jaka nastąpiła w jej twarzy, ciągnął:- To rezultat mojej nowej mikstury, nigdy jej wcześniej na nikim nie przetestowałem. Jestem z niej teraz niebywale dumny! Choć chyba troszkę przedobrzyłem z niektórymi specyfikami, mimo wszystko poprawki będą niewielkie. Ah, nie spodziewałem się tak szybkiej, gwałtownej zmiany.
-Ttyy...- usłyszał ku zaskoczeniu cichy syk. Skupił na niej zaskoczone oczy.
Przypominała nabuzowane furią zwierzę. Można było umrzeć ze strachu od samego patrzenia na nią.
-Ponownie mi zaimponowałaś. To jednak nie tyle siła woli życia, co chęć dopadnięcia mnie, prawda? Niestety moja droga, ja będę sobie żył w najlepsze, a ty sczeźniesz w tej odrażającej powłoce i nawet nikt za tobą nie zapłacze...
-Ag...Agreas...- z niedowierzaniem usłyszał wydobywający się z jej gardła zniekształcony głos.
-Agreas...- pochwycił, spacerując z zamyśleniem po komnacie.- Dobrze, że o nim wspominasz. Przedstawię ci pewną ciekawą propozycję. Będę czekał na rozwój sytuacji. Nie zabiję cię teraz. Pozostawię ci dwa wyjścia. Albo godnie umrzesz nie opowiadając twojemu kochasiowi o całym tym wydarzeniu, albo napuścisz go na mnie, lecz powiem ci z przekonaniem, że twój przyjaciel nie wyjdzie z tego cały. Mam to na myśli, że jeśli naślesz go na mnie,... to go zabiję. Wtedy będą z tego po prostu dwa trupy. Możesz jednak podjąć się tej gry i zaryzykować. Kto wie... może to ty wyjdziesz z tego zwycięsko. Chociaż ja zawsze będę miał jednak tą satysfakcję, że przynajmniej ciebie wykończyłem. Co ty na to?- Odwrócił się do niej, obdarowując zimnym uśmiechem.
Kobieta zdołała jakąś dziwną siłą woli przewrócić się do pozycji klęczącej, po czym zwymiotowała. Wzdrygnął się z odrazą, następnie podszedł do niej, biorąc z podłogi torbę. Miał już dosyć na dzisiaj. Samemu robiło mu się niedobrze. Nim jednak chłopcu udało się ledwie odwrócić, ta złapała go nieoczekiwanie za nogę i wywróciła. Hasmed uderzył się tyłem głowy o twardą podłogę i zamroczyło go na moment.
-Nigdzie... nie pójdziesz- usłyszał jej charczący szept.
Jak to możliwe, że znalazła w sobie taką siłę?! I choć uścisk nie był mocny, nie istniała przecież nadzieja, aby mogła wykrzesać z siebie tyle siły! Niebawem wszystko jednak zrozumiał, kiedy doszedł go swąd leżących nieopodal wymiocin. Zwróciła część trucizny!
Kopnął ją z całej mocy w głowę i choć musiało zaboleć, nawet nie drgnęła, oszalała ze wściekłości. Jej zgniłe ręce wdrapały się po jego torsie do szyi. Zacisnęła je, rozwierając w niemym ryku usta. Gdyby trucizna nie wsiąkła do krwi, pewnie złamałaby mu już dawno kark. Była jednak wciąż bardzo osłabiona i tylko go przyduszała. Wierzgał nogami, usilnie starając się złapać oddech. Serce rwało się w jego piersi, a tępy, przejmujący ból głowy, spowodowany upadkiem, omal nie rozsadził mu czaszki! Kiedy obraz Ity zaczynał rozmazywać się w oczach, niemal spanikował. I choć czuł, że ta opadała z sił, nadal nie potrafił się wyswobodzić.
Poproś mnie o pomoc Hasmedzie...- usłyszał w swojej głowie stłumiony, ledwie wyczuwalny głos. Był jednak u takiego kresu wytrzymałości, że wziął go za omamy.- Hasmedzie...
Ita poderwała do góry głowę. Okno jej komnaty zostało uchylone, do środka wśliznął się płomiennowłosy demon! Omiótł sytuację szybkim spojrzeniem, zatrzymując zmrużone oczy na kobiecie w żadnym razie nie przypominającej dawnej piękności.
-Zaraz skonasz Pisklę- oznajmił bez specjalnego przejęcia.- Chcesz tak skonać?
Nie...- powiedział w myślach- Nie teraz...- Jego uścisk rozluźnił się, nie mogąc z nią dłużej walczyć. Czuł, że traci świadomość- Nie teraz...
Rosier przewrócił oczami, następnie jednym silnym kopniakiem odrzucił kobietę trzy metry do tyłu, celując w jej twarz. Trysnęła fontanna krwi. Ledwie się przed nią osłonił. Popatrzył na swój czarny but, krzywiąc się z niezadowoleniem:
-Pobrudziłaś mnie...-Ponownie ruszył w jej stronę, kiedy zamierzała się podnieść, lecz zatrzymał go krzyk Hasmeda.
Nie zabijaj jej!
Zamurowany, odwrócił się do chłopca, na próżno starającego podnieść głowę. Wyglądał dość nieciekawie z białą twarzą, ubrudzony na koszuli krwią. Gdyby teraz zginął, pomyślał przelotnie demon, nie byłoby to wcale zabawnie.
Człowiek wydusił z gardła zachrypnięte słowa:
-Wolę ją... żywą w... takiej postaci...













Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 13 2011 18:39:09
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Iria (Brak e-maila) 19:03 16-05-2010
uwaga od autorki ^_^": Opowiadanie jeszcze nie zakończone!!! I jeszcze jedno, do tych, co juz się zapoznali z ,,Pocałunkiem Śmierci", ostatnie rozdziały zostały nieco zmienione... smiley
naru (Brak e-maila) 21:33 17-05-2010
bardzo mi sie podoba to opo wiec czekam na ostatnie rozdzialy smiley
Avaron (Brak e-maila) 11:47 20-05-2010
Opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i czekam na ciąg dalszy choć trochę trąci podobieństwem do pewnych książek. Masz może gdzieś zamieszczone te op. na blogu? Chętnie przeczytam więcej Twoich opowiadań, bo podoba mi się Twój styl pisania
narumon (narumon@wp.pl) 11:11 22-05-2010
Przeczytałam całość, właściwie jednym ciągiem. Na ogół nie przepadam za takimi klimatami, chyba że fabuła jest naprawdę dobra. I była smiley
Lubię Twój sposób kreowania bohaterów, tak, że na raz się ich i lubi, i nienawidzi. Do tego wzbudzasz we mnie tak przeciwstawne emocje, że czasami musiałam odejść od komputera, bo aż się we mnie gotowało...
Żeby nie słodzić za bardzo, masz ogromny problem z odmianą przez przypadki. Czasami aż zgrzytałam zębami. Zabrania się czegoś, a nie coś, itp.
I nie ma czegoś takiego jak "w każdym bądź razie" jest "w każdym razie" lub "bądź co bądź".
Mam nadzieję, że niedługo doczekamy się aktualizacji smiley
Mika (Brak e-maila) 13:05 26-05-2010
Ja chce więcej. I mam kilka próśb 1. zabij Rosiela . 2. NIE zabijaj Zorgi i Tutiela. 3. Niech pewien ktoś powstrzyma Zorgę zanim ten sam zabije .
No dobra po tak cudownej liście życzeń teraz na poważnie. Opowiadanie jest super chociaż zdawało by się że motyw zemsty jest już dawno oklepany to jednak nadal można stworzyć coś fajnego . Mam nadzieje że wkrótce pojawi się ciąg dalszy !
Mika (Brak e-maila) 13:09 26-05-2010
W życzeniu numer trzy chciałam powiedzieć żeby powstrzymano Zorgę nim ten sam się zabije ale niechcący zjadłam słowo "się" smiley
Iria (Brak e-maila) 20:06 26-05-2010
Szczerze mówiąc już się spotkałam z podobnymi postawami na blodu xD Część chciała śmierci Rosiera, druga połowa śmierci Tutiela >_<" Jesteście bardziej krwiożercze od anakim. Brrrrr

Dziękuję za komentarze, aż chce się pisać!

Rozdziałów będzie (chyba) 21. Dodaję słowo ,,chyba", ponieważ na starym blogu było tych rozdziałów aż 33! Nic nie skróciłam, po prostu je łączę, aby nie były tak krótkie smiley
To tak ,,propo słonia".
Mika (Brak e-maila) 19:56 28-05-2010
Ja wcale nie jestem krwiożercza (jeszcze nikogo nie pogryzłam chociaż ........smiley nie chyba jednak nie) Co ciekawe nie przepadam za wężami, nie lubię też blondynów. Za to mam słabość do "duszków"smiley, i tajemniczości,dlatego polubiłam Tutiela a co do nagłej śmierci rosiela mogę zrozumieć wysysanie życia, i "polowanie" (chociaż to okrutne) na niczego nie podejrzewające ofiary . Ale zabijanie dla przyjemności, i delektowanie się przerażeniem ofiary no cóż Ja Rozumiem Że To DEMON ALE.............. są pewne granice nawet u demonów (tym bardziej że i one się go boją)
Tuli-Pan (Brak e-maila) 20:08 29-05-2010
To z tymi granicami u demonów zabrzmiało dziecinnie xP Demon to demon. Nigdy nie kojarzył się mi z niczym przyjemnym. Ale prawdą jest, że można się natknąć w necie (blogi z opowiadaniami) z demonami romantycznymi, niemalże anielskimi, ale to już dla mnie nie demon smiley Tylko coś, co przywdziało tę nazwę.
An-Nah (Brak e-maila) 17:59 05-06-2010
Fascynujące, bardzo ciekawe i sprawnie napisane (Choć nie obyło się bez błędów stylistycznych, paru językowych niestety też. Myślę, że jeśli następne rozdziały będziesz dodawać pojedynczo, a nie hurtem, pofatyguję się z powypisywaniem...) opowiadanie. Wciągnęło i będę czekała na ciąg dalszy.

Tekst jest ciężki, mroczny - już sam fakt tego, jak bardzo demony/anakim zafascynowane są dziećmi budzi mocny niepokój. Początkowo nawet bałam się, że idziesz w shotę, ale nie, na szczęście nie, zahamowanie wzrostu głównego bohatera ma swój sens jako droga do zemsty, wszystkie te ociekające erotyzmem sceny z jego udziałem niepokoją, bo, goddmanit, muszą niepokoić. Demon to demon, nawet, jeśli twoje demony są tak naprawdę tylko półludzkimi mieszankami niewiadomego pochodzenia (do tego wątku jeszcze wrócę...) - stosunek ich do dzieci jest pięknie wyjaśniony. No i z jednej strony ta fascynacja objawia się poprzez zapędy niemalże pedofilskie, a na pewno - dzieciobójcze, z drugiej - przez adopcje sierot i próby stworzenia, bezskuteczne zapewne, normalnej rodziny. Dwa bieguny tej samej fascynacji, dwa bieguny tej samej luki w życiu anakim.

Świat przedstawiony ciekawy, choć mam kilka wątpliwości, ale o nich za moment. Najpierw chcę powiedzieć, że początkowo nie bardzo wiedziałam, kto jest prawdziwym demonem, a kto - anakim. Dopiero później zorientowałam się (Mam nadzieję, że to właściwa interpretacja?), że nikt z nich nie jest prawdziwym demonem, nie ważne, co myślą ludzie, z których pewnie nieliczni wdają są w dywagacje nad niuansami, zbyt na to przerażeni. No i właśnie, cała ta paranoja, strach, oszpecanie dzieci - tworzy klimat, choć żałuję, że bardziej skupiasz się na samych anakim, mało pokazując nam tej perspektywy zwykłych ludzi. Choćby jakieś wejście w psychikę dzieci Hanaela byłoby wskazane - robią za tło, a przecież dziecko wychowywane przez demona normalne nie będzie - wiedźma z początku tekstu dowodem. W sumie nie obraziła bym się, gdybyś rozwinęła Liję, dziewczyna ma wielki potencjał, a fajna i wielowymiarowa postać kobieca potrafi ożywić tekst smiley No ale jeszcze sporo przed nami, więc może to planujesz? Nie porzucaj ciekawych wątków smiley

Wracając do świata przedstawionego, zastanawiam się, czy to nasz świat, tylko w innym czasie, świat równoległy czy "jakiś inny świat fantasy"? Bo piszesz o Bilbii i krzyżach, a jeśli to "wymyślony świat fantasy", to, jakby na to nie patrzeć, nie za bardzo mają ta Biblia i krzyże rację bytu - chyba, że jakaś inna księga została nazwana Biblią, chyba, że krzyż ma jakieś inne znaczenie, niż u nas, że wziął się z innego źródła (na przykład ma symbolikę taką, jaką miewa krzyż w religiach niechrześcijańskich - oznacza cztery strony świata lub jest symbolem solarnym). I jeszcze jedno mnie zastanawia - brak, poza tymi krzyżami "prowokującymi" demony i wzmianką o Biblii, jakichkolwiek innych odwołań do religii - czy ludzie odrzucili religię? Dziwi mnie to nieco. Jakkolwiek by religia w tym świecie nie wyglądała, logiczne jest dla mnie (jako osoby religią zajmującej się de facto zawodowo) choćby powstanie sekt wieszczących koniec świata czy kapłanów-łowców demonów - albo innych form doktryny, kultu czy organizacji, będących odpowiedzią na przybycie istot z piekła rodem.
Nie wiem, jeśli masz na to pomysł, to bardzo fajnie, bo te kilka wzmianek o krzyżach i biblii budzi we mnie z jednej strony zainteresowanie ("Czemu tak, a nie inaczej?"smiley, z drugiej zaś niepokój ("Czy autorka wszystko przemyślała?"smiley

Podoba mi się główny bohater - widzę, jak szukając zemsty stacza się coraz bardziej, upodabnia do tych, których chce zniszczyć. W sumie nie zdziwiłabym się, gdyby przyjął na siebie rolę Krwawego Demona - i to na dobre. Z drogi, którą chłopak obrał, nie widzę odwrotu. Zemsta niszczy i nie pozostawia szans na zbawianie, a puki co ładnie to pokazujesz smiley
Tutiel zaś mnie rozczarował. Te jego wątpliwości co do Hasmeda/Zorgi - za ludzkie. Myślałam, że to potwór, tak jak inni, może poza Hanaelem (choć on akurat jest potworem który udaje nie-potwora nawet i przed samym sobą), a tu nagle - sentymenty. Wietrzę pairing. Ble. Nie pasuje mi to, zastrzegam na starcie, nie podoba mi się możliwość, że z Zorgi i Tutiela zrobisz parę. Nie widzę miłości między łowcą i zwierzyną, najwyżej toksyczny związek, zakończony śmiercią ich obu, ale w żadnym wypadku nic romantycznego. Rosier jest lepszy - on jest zły do szpiku kości i nie ukrywa tego. Z drugiej strony, może to przez imię, ale mocno, mocno przypomina mi Rociera/Rosiera/Rociela (jakkolwiek jego imię zapiszemy, bo widziałam wiele wersji) z "Angel Sanctuary).

Podsumowując - fajnie, choć nie bez moich wątpliwości, co do których mam nadzieję się mylić.
Rayk (Brak e-maila) 15:07 16-06-2010
Naprawdę niesamowite opowiadanie. Widać ze się nad nim naprawdę napracowałaś i muszę powiedzieć,że strasznie mi się podoba. Jedno z lepszych jakie czytałem. Buźka tak trzymaj smiley A co do życzeń nie zabijaj Rosiera. Mój mistrz xD
Rika (Brak e-maila) 13:30 22-06-2010
Opowiadanie jest genialne, steskniłam sie za takim. Rosier jest BOSKI!!!!!! Błagam, błagam nie zabijaj go smiley I mam nadzieje że dokończysz to opo.
Pozdrawiam i życze weny smiley
Iria (Brak e-maila) 23:57 23-06-2010
Dziękuję za komentarze. Opowiadanie jest już skończone, żadnych zmian nie uwzględniam smiley Co do ,,hurtowego" wysyłania rozdziałów.... Gdybym wysyłała je pojedynczo to byśmy chyba osiwieli, zanim dotarlibyśmy do końca, ponieważ, jak widać, trzeba na aktualizacje diabelnie długo czekać (!!) smileyDlatego wrzuciłam opo na inną stronę. Jeśli ktoś byłby zainteresowany to pisać na maila ^^
wampirzyca (Brak e-maila) 13:32 26-06-2010
BARDZO ALE TO BARDZO MI SIĘ PODOBAŁO I CZEKAM NA NASTĘPNE ROZDZIAŁY,MAM eta (betagrak71@wp.pl)
14:56 06-07-2010
Opowiadanie napisane po mistrzowsku. Wiesz wydawali mi sie, ze demonami sie nie interesuje. A tu niespodzianka! Jak zaczelam czytac, wiedzialam, ze wszystko bedzie malo wazne, tylko to opowiadanie. Spedzilam z nim calom noc i kawalek dniasmiley Warto bylo! Chyle czola, piszesz ciekawie, zastanawiam sie jak moze "pocalunek" sie skonczyc, i nic mam pustke;( Prosze o podanie linka gdzie jest dalsza czesc. Bardzo
Beta
Vixen (Brak e-maila) 14:22 17-07-2010
Uwielbiam cię. Gdzie można dokończyć opowiadanie? Bardzo proszę daj namiar na tę stronę
Mika (miki04@vp.pl) 19:09 25-07-2010
Cześć Ja też chętnie Poznam dalsze rozdziały więc jeśli byś mogła prześlij mi gdzie to można jeszcze znaleźć. Co prawda napisałam ci już o tym w mailu ale nie wiem czy doszedł i chyba zapomniałam się podpisać smiley
Iria (maruta_chan@wp.pl) 18:30 28-07-2010
Wysłałam każdemu kto o to poprosił, jeśli nie doszło proszę mi napisać 0_o
Ame (lily1307@o2.pl) 20:31 08-08-2010
Hej^^
Kiedyś czytałam twoje opowiadanie na jakimś blogu..... Ale jakoś mi zginęło. Kocham je po prostu, ale myślałam, że nie piszesz kontynuacji... i mnie dzisiaj uderzyło , żeby je wygooglować. Patrze a tu .....kolejny rozdział (*^*) Proszę prześlij mi na maila adres twojego bloga czy coś ^^ Dzięki. Jestem suuuuuper szczęśliwa (@.@)
Iria (Szehina) (maruta_chan@wp.pl) 00:04 09-08-2010
A ja mam prośbę *_* Szukam żony/męża... znaczy się... (za dużo romansów) szukam kogoś, kto będzie wyszukiwał i pomagał mi poprawiać błędy w moim nowym opowiadaniu, które aktualnie tworzę T_T Najlepiej niech to będzie osoba cierpliwa, łagodnego usposobienia xD inaczej się w sobie zamknę... na amen o_0 Proszę, niech ktoś wykorzysta swoją umiejętność poprawnego pisania i zechce mi pomóc. Co do kolejnych rozdziałów, zobaczycie je na tej stronie smiley Pozdrawiam!!
Rika (ala_bodzon@o2.pl) 20:06 20-09-2010
Miałam długą przerwę od tego opowiadania, a w zasadzie to od internetu ale to za nim się chyba najbardziej stęskniłam. Wysłałam ci kiedyś meila z prośbą ale chyba nie doszło jakbyś mogła mi kiedyś podesłać nazwę tego bloga, będe bAArdzo wdzięczna smiley
An-Nah (Brak e-maila) 16:23 06-10-2010
Tak, wiem, pisałaś, że cię komentarze do tego tekstu przerażają. Ale szczerze? Zakładam, że jeśli ktoś nie chce komentarzy, to po prostu nie publikuje. O i tyle smiley

A historia jest fascynująca i wciąga. Stworzyłaś świat i bohaterów z gigantycznym potencjałem. Chcę wiedzieć co dalej i, co tu mówić, chcę dowiedzieć się więcej o świecie. Co, skąd, jak, kiedy, czemu pojawili się anakim, kiedy, jakie są reakcje, co robią ludzie, co ma do tego Bóg/bóg i czy to jest nasz świat i chrześcijaństwo, czy coś odmiennego, zupełnie inna rzeczywistość? Co się wydarzyło, że ten świat wygląda na do końca przeżarty złem i podążający ku upadkowi?
Co do postaci, to masz jednak dar do tworzenia sukinsynów, tu to widać. Zwracam honor, u ciebie wszyscy są źli... mniej lub bardziej.

Scena gwałtu mnie odrzuciła, ale była na miejscu, miała sens. Nie odebrałam jej jako coś, co miało być atrakcją dla niewyżytych czytelniczek. Zachowanie Hasmeda/Zorgi po? Chyba ma chłopak rys psychopatyczny, skoro odbiera gwałt jako krzywdę wyłącznie fizyczną i tak prędko stwierdza, że może warto by zostać kochankiem Rosiera... a potem scena z włażeniem do łózka Tutielowi... I szczerze mówiąc, nie wiem,co tu jest grane, myślałam, że Zorga chce Tutiela uwieść... Chyba, że uwodzi go udając niedostępnego, bo w miłość do najbardziej znienawidzonego z demonów nie uwierzę za cholerę. Nie u kogoś z taką przeszłością i z taką emocjonalnością.

Intryguje mnie Beliar i Kazbiel - mam wrażenie, że obaj jeszcze będą mieli swoje pięć minut. Zwłaszcza Kazbiel, którego urodę i kolor oczu podkreślasz co chwilę. Nie wiem, mam mały pomysł co do tego, co Kazbiel może zrobić, ale...

Z usterek? Ilekroć trafiałam na sformułowanie "ognistowłosy" czy "fiołkowooki", miałam ochotę strzelić wydrukiem w szybę autobusu. Jeśli kiedykolwiek będziesz ten tekst poprawiać, zacznij od wywalenia -okich i -włosych, bo to niestety sformułowania na poziomie grafomanii, a ty grafomanką za cholerę nie jesteś i ten tekst do koszmor się nie zalicza. Reszta... więcej błędów niż w "Robaczywym Owocu", postęp widać smiley

Aaa, co do komentarzy które mi dałaś, to nie, nie polecam uczyć się pisania ode mnie. Pisanie jak ja kończy się tym, że ma się dwóch czytelników na krzyż - i czasem jakiegoś gratis. Nie polecam. Frustrujące jak cholera.
A poważnie, najlepiej jest chyba pisać po prostu takie rzeczy, jakie samemu chciałoby się przeczytać.
Iria (maruta_chan@wp.pl) 13:47 10-10-2010
Dziękuję, An-Nah. Cieszę się, że zauważyłaś postęp smiley Masz rację, co do -włosych i -okich, wstrętne! Już nie popełniam podobnych błędów. Opowieść jest skończona i możesz się rozczarować, ponieważ nie wszystko zostało dopowiedziane i jeśli wezmę się za poważną poprawę tekstu, wtedy dopiero wezmę twoje spostrzeżenia pod uwagę i uzupełnię opowieść. Na razie pozostaje mi tylko czekać i mieć nadzieję, że pewnego razu być może pojawią się kolejne rozdziały Pocałunku ¦mierci na tej stronie. Nie wyobrażam sobie, że moje opo zostanie ,,tutaj" tak brutalnie przerwane :/ Nie wiem czemu tak się dzieje, mam nadzieję, że wszystko wróci kiedyś do normy ;] Pozdrawiam!
fanta (fantastka55@gmail.com) 19:57 07-12-2010
Iriaaaa T.T nie rozwalaj mnie T.T
powiedz, że jest jakaś kontynuacja. To się nie może tu skończyć. Ja muszę wiedzieć co z Tutielem i Zorgą. T.TTT
BaaaAaaaaAaaaAAaaaAAaaaagam! T.T
An-Nah (Brak e-maila) 18:30 07-01-2011
No i doczytane smiley
Skłamałabym, gdybym miała powiedzieć, że się nie podobało. Bo się podobało, wykreowałaś ciekawy świat i mimo, że wiele chciałabym się jeszcze o nim dowiedzieć, brak wyjaśnień nie psuje przyjemnej lektury. Cieszę się, że cały czas pojawiają się w sieci osoby, które nie ulegają modom na fan-fiki ani na miniatury, tylko konsekwentnie prowadzą autorskie projekty.

Końcówka - chaos w LaVion, ludzie w końcu buntujący się przeciw demonom (tego mi brakowało!), anakim korzysatjący z okazji, żeby się pozabijać i pokazujący, że więzi między nimi są tylko pozorem - to było piękne, wynikało z treści i było dobrze przedstawione.
Z drugiej strony, jeśli portretujesz wszystkich anakim jako potwory niezdolne do uczuć, jeśli ich uczucia to co najwyżej samooszukiwanie się - to odmawiam nazwać uczucie Tutiela do Zorgi miłością. Może Tutiel się oszukuje, wmawia sobie, że ma uczucia. Może to tylko żądza. Ale nie, nie wierzę w taką miłość, w nagłe zaprzeczenie wszystkiemu, co dotąd napisałaś. Tutiel nigdy nie miał wątpliwości co do swojej natury, nie próbował zaprzeczyć temu, że jest potworem. I nagle robi się z niego romantyk... Nie! Podobnie Zorga - cały czas napędzało go pragnienie zemsty, nienawiść, miłość do brata... i nagle kocha Tutiela. Wiem, że fandom się domaga romantycznych związków, ale tu nie ma miejsca na romantyczne związki. Lepiej by było Zorgę zostawić martwego. Albo pozwolić im się nawzajem pozabijać w epilogu...
Ale cóż, twoja historia, twoje postaci. Czytało się świetnie, więc nawet ten niepotrzebny romantyzm ogólnego dobrego wrażenia nie psuje.
Channel (Brak e-maila) 20:57 09-01-2011
No właśnie zauważyłam, że zmieniłaś końcówkę. Z tego co pamiętam, to Zorga zginął... Och, jak już mam wybierać, to wolę tę wersję. Chociaż jest (tak jakby) happy end, nie? smiley
Iria (maruta_chan@wp.pl) 14:49 13-01-2011
No przecież jak uśmierciłam Zorgę, a Tutiela wygnałam z Abadon to mnie rozerwałyście na strzępy. Kurrrrczak, nie dogodzę xD Rzeczywiście ,,kobieta zmienną jest".

A nieuważne, szybko przemykające przez treść oczy rzeczywiście mogły przeoczyć wątki, które zaprzeczają temu, że anakim nie mają uczuć. W tekście jest sporo takich wątków i zdań, ale nie napisanych wprost, bo nie lubię takich przejrzystych treści ;] Mam nadzieje, że większość jednak zauważyła.

Dziekuję, że byłyście ze mną do końca! Dziękuję za wszystkie komentarze!
An-Nah (Brak e-maila) 15:34 16-01-2011
Hej, hej, hej, przyznaję, ze mogło mi coś umknąć, mogłam coś odczytać niezgodnie z wolą autorki, ale raczej nie dlatego, że czytałam nieuważnie - należę jednak do osób, które zwracają uwagę na niuanse. Może po prostu ja CHCIAŁAM tak odczytać? Może po prostu chciałam opowiadania, w którym toksyczna fascynacja nie zmieniłaby się w miłość i podświadomie oczekiwałam takiego? Nie wiem.
Pojechałaś mi kobieto po ambicji, jak zdam egzaminy, przysiądę nad tym tekstem raz jeszcze.

Co do zakończenia: nie zadowolisz wszystkich! Nie próbuj nawet, nie dostosowuj się do życzeń części czytelników, bo reszta będzie miała swoją opinię. Zakończenie to coś, co wynika z całości tekstu, a nie to, co chciałabym widzieć ja (śmierć Zorgi) czy inny czytelnik (obecna wersja). Zastanów się, jakie tobie najbardziej odpowiada smiley Literatura to to, co pisarz ma do powiedzenia, a jeśli czytelnik narzeka - to jego problem smiley
Iria (Brak e-maila) 20:38 16-01-2011
Rozumiem, ale pisarz nie może pisać wyłącznie dla siebie. Musi wziąć pod uwagę oczekiwania innych. Poza tym uważam, że nieźle wybrnęłam(samochwała)z tym zakończeniem... Popatrz, Zorga otrzymuje szansę by zacząć wszystko od nowa, oby nigdy nie odzyskał pamięć ;] Nie rozumiem kogo mogłoby uszczęśliwić inne zakończenie. Z pewnością upłyną jeszcze lata, zanim uda mu się uporządkować w głowie niektóre sprawy i znaleźć własne miejsce. Tutiel także postara się odnaleźć w nowej sytuacji. Co do ,,kochania", nawet pies darzy uczuciem swojego właściciela, nie bądźmy okrutni ;/ To ostateczna wizja opka. AMEN
Szpilka (Brak e-maila) 14:11 24-01-2011
Gdzie kolejne rozdziały?? 0_0
Koparopa (Brak e-maila) 16:34 24-01-2011
Hm. Sama nie wiem jak na to patrzeć. Już dawno czytałam Pocałunek Śmierci na Twoim blogu i jego zakończenie wydało mi się... doskonałe. Przez cały czas byłam przekonana, że nie mogło być inne i po zapoznaniu się z nową wersja wciąż tak uważam. Dla mnie Zorga umarł wraz ze śmiercią swojego brata, Hasmed umarł zabity przez Hananela, wydostając się z klatki Rosjera. A Tutiel przepadł. Wybacz ale uważam, że nowa wersja nie jest nawet prawdopodobna z psychologicznego punktu widzenia. Trochę szkoda, że poddałaś się namowom i zmieniłaś idealne zakończenie, to jednak Twoja decyzja i szanuje ją, lecz jak pisałam, dla mnie jedynym i prawidłowym zakończeniem zawsze będzie to pierwsze. Uściski smiley
Atena (Brak e-maila) 18:20 24-01-2011
A ja uważam, że ,,to" zakończenie jest bez 2 zdań bardziej prawdopodobne!!! Byłoby inaczej, gdyby Zorga darzył brata silną więzią, a tak nie było. Chłopak miał pretensję o to, że anakim uczynili go przez pewien czas nieśmiertelnym (że tak to skrócę) a to spowodowało, że odtrącono go, skazując na życie z wiedźmą, która z kolei nawbijała mu do głowy wiele podręcznikowych mądrości. Więc właściwie dużo zyskał, stał się dla demonów trudniejszą zdobyczą. Może właśnie przez to czuł się w obowiązku wypowiedzieć demonom wojnę. Nie zaprzeczam, że swoje przeżył, ale nie był jeszcze aż tak skrzywiony, co sugerują niektóre osoby. Uważam, że nie chciał swojej śmierci, a nawet były momenty, kiedy wyobrażał sobie życie z Tutielem. Czuł, że nie może o nim myśleć, jeśli nie zakończy pewien rozdział. Hasmed na pewno nie był typem, który oddałby się anakim w ofierze, o nie nie... Dlatego drugie zakończenie zdecydowanie wydaje się bardziej logiczne. Uffff lubię rozważać takie treści *_*
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum