The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 20 2024 07:12:38   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Pocałunek śmierci 6
6



Cóż za wspaniały spokój i jasność myśli! Wyjątkowo zaczął mu dopisywał humor. Główną przyczyną tego stanu była z pewnością cudotwórcza herbata, którą zaparzył sobie tego poranka. Ale i spotkanie z Rosierem przyniosło mu wiele satysfakcji. To pierwszy raz, kiedy doświadczył na sobie jego gorących, spragnionych oczu. Z pewnością oznaczało to sukces! Zasiadła w nim niezbita pewność, że w końcu owinie go sobie wokół palca.
Nagle na ogród spłynęła ciemna, ciężka chmura, porywając ze sobą wiatr. Zakołysała wisiorkiem wokół jego szyi, więc ukrył go pod koszulą, podciągając do góry kołnierz. Otoczenie zdawało się utonąć w melancholijnej ciemności. Rozejrzał się wokoło, jak gdyby dopiero teraz poznawał to miejsce. Mroczne, tajemnicze i złowieszcze...
Gdy utkwił wzrok na wprost siebie, zauważył w oddali Hananela. Czyżby gotował się do drogi? Nie...odprowadzał kogoś tylko do powozu. Od kiedy Hananel był z Hasmedem, coraz więcej anakim decydowało się z nim rozmawiać. Młodzieniec zastanawiał się czy ten zdawał sobie z tego sprawę i czy cieszył się tym. Musiał rozumieć, jak bardzo chłopiec jest mu potrzebny.
Przyspieszył, odgarniając z twarzy włosy, które wiatr niesfornie przekładał mu nierówno na drugą stronę.
-...Przez ciebie nie mogę opuścić la Vion- usłyszał oskarżycielski ton Hananela. Był pełen udręki, jakiej jeszcze nigdy u niego nie słyszał.
-...Nie musisz zostawać, kiedy cię nie dotyczy...
Urwali, kiedy Hananel przeniósł spojrzenie ponad ramię mężczyzny, zauważając chłopca. Jego twarz wyzwoliła z siebie tyle różnych emocji, że ten, nie zdążył ich zdiagnozować.
Chłopiec przystanął, zachowując dwu metrową odległość, zatrzymany tym nagłym, emocjonującym spojrzeniem opiekuna. Zanim zdołał go zgłębić, drugi demon piorunem odwrócił ku niemu twarz, również zaskoczony gwałtowną reakcją, Hananela.
-Hasmed!- zawołał z radością, lecz nie bez nuty niepokoju. Rozejrzał się jakby szukał kogoś za nim.
Hasmed stał ze wzrokiem wbitym w twarz wysokiego smukłego demona o przerażającym obliczu. Nigdy jeszcze nie widział tak demonicznego anakim. Zdawać się mogło, że okala go jakaś silna, trudna do zbicia aura nieprzystępności, a jego sztyletujące żółte, wąskie oczy dotykały samego dna jego duszy. Kiedy zamrugał dwa razy oczami, nadal bacznie się w niego wpatrując, po jakiś czterech sekundach ogarnął go prawdziwy wstrząs, który niemal odrzucił go w tył! Szok był tak silny, że ledwie zdołał go ukryć. Zapewne te bystre, przenikliwe oczy zauważyły nagłą zmianę, jaka się w nim odmalowała, miał jednak nadzieję, że nie były w stanie uchwycić tego tak dokładnie... Hasmed szybko przybrał kamienny wyraz twarzy, który odciął możliwość jakiejkolwiek analizy.
Dlaczego Hananel nic nie mówił...? Wpatrywał się w nich w tak dziwny sposób, jak gdyby na coś czekał. Człowiek szybko przeniósł na niego całą swoją uwagę.
-Panie, zostawiłeś mnie samego z gromadą wygłodniałych demonów. Jak mam to rozumieć?- Jego głos był płynny i bez emocji. Usta trwały w żartobliwym uśmiechu. Wydawało mu się, że jest w trakcie jakiegoś dziwnego snu. Nie mógł zapanować nad obrazami z dzieciństwa, które niemiłosiernie przelatywały mu przed oczami. Nic tego dnia jednak nie miało prawa go zaskoczyć, czy też wytrącić z równowagi! Nawet widok Tutiela świdrującego go oczyma.
Hananel stropił się przez moment, by w końcu powiedzieć:
-Wybacz mi. Miałem ważnego gościa...- spojrzał na Tutiela.
Hasmed niechętnie powrócił do twarzy drugiego demona. Przez prawą brew tamtego, prawie do kącika ust, przebiegała długa, biała blizna nie tyle szpecąc jego twarz, co nadając jej surowego wyrazu. Nie miał jej, kiedy widzieli się tamtego koszmarnego czasu...
Dlaczego nie poznał go już przy pierwszym spojrzeniu?! Tak długo nosił ten wizerunek w swojej głowie... Nie...Nie taki wizerunek nosił. Było w tym mężczyźnie coś, co nie pozwoliło mu go poznać. Nie umiał jednak dociec cóż to było...
Serce twardo uderzało o jego pierś, ledwie pozwalając mu zaczerpnąć powietrza. Do diabła z tym! Niech słyszą i tak dobrze, że tylko to mogli wyczuć... Jedynie fragment tego, co naprawdę działo się w nim w środku. Któżby wytrzymał tę burzę emocji, która się w nim tłukła.
Wiatr szarpnął jego wątłą, chłopięcą postacią, odciągając mu z twarzy włosy, ale on stał nieporuszony, jakby w ogóle nie odczuł silnego podmuchu.
Tutiel wpatrywał się w niego nieustannie, z twarzą przypominającą marmur. Tak twarda i bezwyrazowa, że powodowała zmieszanie. A co najważniejsze...nie dało się z niej zupełnie niczego wyczytać, co bardzo go niepokoiło. Czy go poznał? Raczej nie..., dlaczego więc tak uparcie i bezczelnie się na niego gapił? Wtedy, w salonie Chedwika zaledwie musnął go wzrokiem, więc skąd się wzięło nagle to nieprzerwane zainteresowanie? Czyżby zaintrygowało go przyspieszone bicie jego serca? Jakże nie było to w jego stylu... Ale czy miał prawo sądzić, że tak go dobrze znał?
-Rozumiem...- odpowiedział, przypatrując się nieznajomemu zamglonym wzrokiem. Wypadałoby się przedstawić. Ledwie o tym pomyślał, a usłyszał głos Hananela.
-Przedstawiam ci mojego nowego podopiecznego. Już ci o nim wspominałem tamtej nocy...
Młodzieniec skłonił głowę, układając usta w tradycyjny uśmiech.
-Ma na imię Hasmed. Jest najbystrzejszym młodym człowiekiem, z jakim miałem zaszczyt przebywać!
-Ależ nie posuwajmy się do przesady- zaśmiał się z udawanym zakłopotaniem. Cały się w sobie trząsł!
Tutiel naciągnął na dłonie rękawiczki, na chwilę odrywając od niego oczy. Hasmed wykorzystał ten moment, obejmując wzrokiem jego postać. Ocenił go na dwadzieścia cztery, lub nawet sześć ludzkich lat. Wtedy, wyglądał gdzieś na dwadzieścia, może troszkę więcej... Gdy ponownie skupił na nim oczy, Hasmed wpatrywał już się w Hananela.
-A tak...wspominałeś- odezwał się demon, cichym beznamiętnym głosem na dźwięk, którego Hasmeda przeszyły dreszcze. Ten głos powiedział mu kiedyś, że ,,zabierze go do brata"...Człowiek zwęził oczy, zatrzymując je dwie sekundy na jego ustach.
Starszy demon, spoglądał na nich z zainteresowaniem przeskakując wzrokiem z Hasmeda na Tutiela. Po pewnej pauzie otworzył wargi, jakby zamierzał coś powiedzieć, lecz z powrotem je zamknął, niezręcznie drapiąc się po skroni. Dopiero po kilku chwilach chłopak zdał sobie sprawę z tego, co mogło powodować to dziwne zachowanie ... Przecież zdradził się przed nim, że znał Tutiela! Natychmiast ogarnęła go zgroza! Tutiel za żadne skarby nie mógł się dowiedzieć, kim był Hasmed!
Podszedł do starca, biorąc go nieoczekiwanie pod rękę.
-Czy mogę już zabrać cię do środka? Wiatr jest wprost nie do zniesienia!
Anakim był wyraźnie zdumiony jego zachowaniem. Czyż nie było to właśnie bardzo niegrzecznie?
-No...może...
-I tak pora już na mnie.- Tutiel zszedł z dwóch ostatnich stopni schodów, odwracając się jeszcze w ich stronę. Długie za ramiona proste włosy powiewały na wietrze białymi pasmami. Naprawdę przypominał demona! Był całkiem inny od pozostałych anakim... Bardziej upiorny?
Rozchylił usta, kierując słowa do Hananela:
- La Vion nie jest bezpiecznym miejscem dla ludzi... Na drugi raz nie zostawiaj chłopca samego.



***



Kolacja trwała w ciszy. Być może Hananel chciał o coś zapytać...Nie zapytał jednak. Sam pogrążył się w rozmyślaniach. Kiedy Hasmed został sam, zamknął się w swojej komnacie i porywając w ręce torbę, zaczął wyjmować wszystkie fiolki z truciznami, jakie tylko zdążył przygotować po śmierci wiedźmy. Zawsze pomagał tym sobie na stres, tym razem jednak nie potrafił nad nim zapanować. Czy był to zwykły zbieg okoliczności, czy też przeznaczenie, że spotkał i Itę, i Tutiela w tak całkiem niewielkich odstępach czasu, w tym samym miejscu? Zatrzasnął książkę, przykładając do ust jej grzbiet. Poranna dawka herbaty przestała już działać i serce klekotało tak szybko, że czuł je nawet przez gardło. Nie mógł sobie teraz pozwolić na stan nerwicy! Nie rozumiał, co się z nim działo! Z początku wszystko układało się tak pomyślnie. Ale potem, nieoczekiwanie zjawił się ten Rosier, który musiał to sknocić! Poradził sobie jednak z tym skomplikowanym typem. To spotkanie z Tutielem wytrąciło go z całkowitej równowagi. Nie sadził, że nastąpi ono tak szybko i wywoła w nim tak duży wstrząs.
-Przekleństwo!- przerzucił przez siebie księgę, zanurzając palce w gąszczu swoich włosów. Zamiast się wycofywać powinienem był go jakoś zatrzymać. Zrobić coś, co nakłoniłoby go do powrotu. Przecież go szukał! Ich wszystkich! Co będzie, jeśli już go nie zobaczy? A jeśli znów miałby go spotkać, to cóż miałby uczynić w celu zatrzymania? Spróbować go oczarować?- Przymknął lekko oczy, starając to sobie wyobrazić. Szybko je jednak otworzył- Nigdy! Nigdy się do tego nie ucieknę! Nie mam zamiaru zdobyć go w taki sposób!
Ułożył się na brzuchu, przycisnąwszy do głowy poduszkę. Jeśli demon nigdy już nie pojawi się w la Vion, ten go odnajdzie. Będzie jego ostatnią zdobyczą. Prawdopodobnie ostatnią wylaną krwią anakim. A wtedy...
Zamilkł.



***



Następny dzień nie zapowiadał się jakoś niezwykle. A jednak, już z samego rana przez la Vion przeszedł przeciągły, ogłuszający wrzask, odrywając wszystkich od swych codziennych zajęć. Nawet Hasmed zastygł z widelcem w ustach.
Hananel złożył poranną gazetę, marszcząc czoło.
-A cóż to takiego...?
-Pójdziesz sprawdzić panie?- Sam pragnął to uczynić. Był jednak dzieckiem i to nie należało do jego uprawnień.
Hananel wyszedł na korytarz natychmiast natykając się na Rosiera. Na jego białej koszuli dostrzegł siedem niewielkich plamek krwi. Ze spokojem pokonywał korytarz, zlizując z dłoni ciemnoczerwona substancję. Kiedy ich spojrzenia się zetknęły, powitał go swoich szerokim, niewinnym uśmiechem, którego tamten tak doskonale rozumiał.
-Rosier... coś ty uczynił...?
Założył za ucho kosmyk przesłaniających mu widoczność włosów. Były identycznego koloru, co krew na dłoniach.
-Zaprosisz mnie na śniadanko? Co prawda już jadłem, ale nie odmówię przyjacielowi. Pisklak już wstał?
Anakim podszedł do niego, zacisnąwszy dłoń na jego ramieniu. Rosier przerzucił na nią oczy, unosząc do góry brwi i Hananel z musu musiał go puścić. Nachylił się nad nim, szepnąwszy poruszonym głosem:
-Rosier. Nie możesz tu tego robić...- Kilku anakim przebiegło korytarzem w stronę komnaty młodego demona.- Oni cię stąd wyrzucą! Co ty wyczyniasz?! Nie jesteś u siebie...
-Hej!- zawołał za oddalającymi się demonami.- Tylko nie ruszajcie moich rzeczy!- następnie zwrócił się do Hananela:- Nie bój nic. Nie wyrzucą mnie. To, co z tym śniadankiem?
Hananel wzdrygnął się odsuwając trochę od niego. Od Rosiera czuć było krwią, która przypomniała mu czasy z młodości. Zawsze, kiedy był blisko młodego anakim, coś się w nim odzywało, jakaś zapomniana potrzeba. To go doprowadzało niemal do szaleństwa! Dlatego starał się jak najmniej z nim przebywać, ale zawsze go było pełno. Przeklęty Rosier! Kiedy pierwszy raz go spotkał i uratował... czuł gdzieś głęboko w sobie, iż popełnił błąd. Postawił stopę w niewłaściwym miejscu. Pewnie kiedyś ta znajomość go zgubi.

-Witaj Pisklaku! Jak pięknie dziś wyglądasz, jak tort truskawkowy!
Hananela zaniepokoiło to porównanie. Przesunął na niego swoje oczy, ale ten zdawał się go nie widzieć.
Hasmed odłożył widelec, wytarłszy serwetką usta.
-Witaj panie. Ty też wyglądasz pięknie tego poranka, chociaż może nie jak ciastko... - Spojrzał na jego koszulę i ręce- Skaleczyłeś się przy goleniu?
Hananel odwrócił się za siebie, wyczuwając nagle czyjąś obecność za swoimi plecami. Wlepiały się w niego rozwścieczone spojrzenia anakim. Westchnął ciężko, następnie zwrócił się do Hasmeda:
-Wyjdę na chwileczkę. Muszę wytłumaczyć się z pewnej nieprzyjemnej sprawy, która zaszła tego poranka.- Napotykając spojrzenie Rosiera, dodał- Następnym razem to nie ja będę się z tego tłumaczył.
Hasmed zasępił się, kiedy mężczyzna zamknął za sobą drzwi, pozostawiając ich samych. Niebawem poczuł znajome mrowienie w skroniach.
-Nie możesz się powstrzymać, prawda?
-Nie mogę i nie mam zamiaru...- Przysunął do niego krzesło, siadając przy nim.- Skończyłeś jeść? Nawet nie dałeś mi popatrzyć.
-Cóż ciekawego jest w oglądaniu, gdy ktoś je.
Zakrył usta ręka wspartą na stole i zaczął mu się przypatrywać.
No tak. Znajoma chwila ciszy, w której ten zamierzał wsłuchać się w jego myśli.
Zobaczył w nich nieuporządkowany zbiór szybko przemieszczających się obrazów, których nie sposób było naraz uchwycić, ponieważ natychmiast nakładały się nowe.
-Uh! Kto to był?
-Kogo masz na myśli?- odparł twardo. Czyżby ten jednak coś dostrzegł?
-Ta pokraczna postać, kołysząca się na sznurze. Jakaś starucha.
-Nikt- żachnął się, zaciskając pod stołem dłonie. Nie powinien był myśleć o tamtym okresie. Tak trudno było zamknąć przeszłość, ilekroć ten wchodził mu do głowy, jak na złość przypominał sobie to wszystko, co zamierzał przed nim ukryć...
-Dlaczego?- dociekał jeszcze bardziej się do niego przysuwając. Jego wargi były skroplone krwią.- Czemu tak uporczywie walczysz z tym, aby mi nic nie pokazać?
-Żeby było ciekawie- odparł, nieoczekiwanie kładąc swoją dłoń na jego ręce, co natychmiast rozproszyło tamtego myśli. - Ta krew jest twoja?
Uniósł w pytaniu brwi.
-Krew, którą masz na rękach. - Podniósł dłoń anakim do swojej twarzy, biorąc do ust jego palec. Trzymał go tak przez chwilę, bacznie się przyglądając jego reakcji. Demon rozchylił w zaskoczeniu usta, policzki zawrzały mu krwią. Chłopak uśmiechnął się na to, po czym natychmiast go ugryzł. Rudzielec nie krzyknął, nawet nie jęknął, ale zdecydowanie wyrwał mu rękę, wykrzywiwszy usta w bolesnym uśmiechu. - Krew jest ludzka. Kiedy kosztuje się krew anakim długo pamięta się ten smak. Coś zrobiłeś?
-Co...?- Przyłożył do warg skaleczony palec.
Hasmed ponownie się uśmiechnął, potem wstał, zachodząc go od tyłu. Oparł dłonie na jego ramionach, poczym zsunął je wolno na pierś, oparłszy podbródek o jego lewe ramię. Rosier poczuł na swoim uchu usta i cichy szept...
-Krew anakim. Ta... wasza mała tajemnica. Już ją kosztowałem. Teraz rozumiesz?- Złożył mu czuły pocałunek na skroni taki, jaki można dać dziecku.
Nim Rosier zdołał jakkolwiek zareagować do komnaty wszedł Hananel. Hasmed zdążył się od niego odsunąć.
-Wyjaśniłem, że to twój ostatni wybryk, mam nadzieję, że będziesz się od teraz pilnował.
-A cóż on takiego uczynił, panie?- zapytał rozbawiony Hasmed.- Wygląda na to, że twój przyjaciel jest niesforny i dość rozbrykany. Takie... dziecko, które nie można spuścić z oczu.
Hananel zdumiał się i trochę zmieszał.
-No tak...rzeczywiście.- wybąkał niewyraźnie.
Młody anakim, po kilku chwilach bezruchu, podniósł wzrok. Spojrzeli na siebie i Hasmed zauważył, że ten patrzy na niego z całkiem innym wyrazem niż dotychczas się patrzył. Wyglądało na to, że był pod takim wrażeniem, że zapomniał mu czytać w myślach. Stary demon usiadł naprzeciw Rosiera, składając na uniesionym kolanie swoje dłonie. Na czole pojawiły się grube linie zmarszczek.
-Rosier...
-Tak?- zwrócił się ku niemu.
-Jeśli się nudzisz w la Vion...- Nie był pewien, czy powinien podejmować jakąkolwiek z nim rozmowę. Poza tym Hasmed był z nimi w salonie i chodź jego twarz wyrażała obojętność, nie był do końca przekonany czy ta rozmowa rzeczywiście by go nie zainteresowała. Od pewnego czasu zaczynał mieć dziwne wątpliwości co do młodzieńca.
-Już ci tłumaczyłem, czemu tu jestem, skowroneczku -odparł ze znudzeniem.- Irytujesz mnie. Ta twoja postawa i w ogóle- zakreślił dłonią w powietrzu jego postać.- Wymądrzasz się i zachowujesz jak człowiek. Żeby się tak męczyć z tym tyle lat. Chociaż przy mnie zachowuj się jak normalny anakim. Inaczej nie będzie mi się już chciało z tobą rozmawiać.
-Może nie podejmujmy tego wątku- powiedział niskim głosem, przygniatając go swoim ciężkim spojrzeniem.
Człowiek oparł na wierzchołkach krzesła Rosiera, swoje dłonie.
-Cóż znaczy zachowywać się jak normalny anakim?- Hananel zaczynał tracić cierpliwość, Hasmed był tą całą sytuacją rozbawiony.
Rudowłosy podniósł głowę, łącząc się z nim spojrzeniem. Jego twarz rozjaśnił zawadiacki uśmiech. Chłopiec pierwszy przerwał ich kontakt wzrokowy.
-No, więc? Co znaczy?- nalegał.
-Rosier tylko się droczy...
-Rosier wcale, a wcale się nie droczy- powiedział po dziecinnemu, podciągając do góry nogę, na której oparł swój nieco trójkątny podbródek.- Anakim uwielbiają naśladować ludzi. Mają taki kompleks... Musisz zrozumieć Hasmedzie, że demony to tak naprawdę pozbawione sumienia, zasad i przyzwoitości dzikusy. Jesteśmy czystym złem, a nasza twarz to po prostu...
-Zamilcz!- syknął, podrywając się z miejsca.- Znów się popisujesz! - Dało się wyczuć bezsilność i zmęczenie w jego głosie.
Rosier zaśmiał się cicho, również się podnosząc. Objął nieoczekiwanie Hananela, złożywszy mu szybki pocałunek:
-Nie denerwuj się tak drogi przyjacielu. Nie musisz się obawiać o Pisklątko, które jest Hasmedem...- uśmiechnął się.- On już to wiedział. Prawda?- Odwrócił się do chłopaka. Mierzyli się wzrokiem. Twarz Hasmeda nic nie wyrażała.
Co miały oznaczać te słowa? Do czego zmierzał?
-Proszę go zostawić, panie Rosier. Nie widzisz, że jest tobą zmęczony? Chciałbym pobyć z moim panem sam na sam, jeśli pozwolisz.- Ułożył usta w uśmiech, grzecznie spuszczając oczy. I kiedy spostrzegł, że ten ponownie wchodzi mu do głowy, pomyślał:- Nawet nie próbuj ze mną tych swoich słownych sztuczek. Powiedziałeś, że nie będziesz stawał po między mną a anakim. Dałeś mi wolną rękę, więc trzymaj się tej obietnicy!
,,Spokojnie Pisklak. Tylko cię próbuję. Podoba mi się, kiedy tak na mnie patrzysz, więc nie mogę się czasem powstrzymać, aby cię trochę nie podrażnić. Podniecasz mnie tym widokiem, to wszystko"- usłyszał w swojej głowie tak wyraźnie, jakby ten stał blisko niego i szeptał mu na ucho.
,,Nie ekscytuj się tak, bo sobie zaszkodzić. Należę tylko i wyłącznie do Hananela." - uśmiechnął się z satysfakcją, na co usłyszał...
,,Nie uważam, żeby Hananel miał coś przeciw, aby cię objąć."
Zwęził oczy pokręciwszy głową:
,,I tu się mylisz. Hananel godzi się tylko na to, na co ja się godzę. Nie myśl, że masz nad nim jakąkolwiek władzę. Jestem mu zdecydowanie bliższy."
-Wybaczcie mój nagły wybuch- przerwał ich ,,milczenie".- Jestem ostatnio dość nerwowy. Chyba brakuje mi obecności moich dzieci...
Hasmed i Rosier drgnęli równo.
Czyżby chciał przez to powiedzieć, że zamierzał wracać na dwór?
-Nie będę cię więcej denerwował...- Rosier uśmiechnął się z wymuszeniem. Z jego głosu chłopak wydobył fałsz.- Byłem dziś rzeczywiście dość niegrzeczny. Ale teraz potulnie odejdę...- Zrobił dwa kroki w stronę drzwi, pochylając głowę. Po chwili rzucił przez ramię:- Mogę objąć na pożegnanie małe Pisklątko? Czuję, że i w stosunku do niego postąpiłem dość nie ładnie...
Hasmed wstrzymał oddech, rozwierając w zaskoczeniu oczy.
Hananel odwrócił w kierunku anakim twarz z nieco mniejszym zdziwieniem. Pewnie znów potraktował jego słowa jako grę.
-Dobrze już... tylko...
Nie dokończył. Rosier wbił w chłopaka przebiegłe, pełne zwycięstwa spojrzenie, po czym pociągnął go do siebie, zamykając w obręczy swoich rąk.
,,Ty...Bystrze do rozegrałeś..."- zwrócił się do niego w myślach, kipiąc cały ze wściekłości.
Rosier przycisnął go jeszcze bardziej, ośmieliwszy się wsunąć mu pod koszulę rękę. Hananel niczego nie widział, bo ten stał odwrócony do niego plecami. Hasmed ze zdecydowaniem go od siebie odsunął, płasko się uśmiechając.
-Aha! Jakbym mógł zapomnieć!- wyciągnął z kieszeni jakieś niewielkie pudełeczko, wkładając do ręki chłopca.- Miała je moja... była pokojówka, uważam, że tobie pasowałyby o wiele bardziej.- Przechylił wesoło głowę, jeszcze trochę na niego patrząc, po czym pogwizdując, wyszedł.
Hasmed spojrzał na pudełko, obryzgane krwią ważąc je milcząco w dłoni. Za sobą usłyszał głos Hananela:
-Musimy stąd jak najszybciej wyjechać...




***



Wyjechać z la Vion...
Przyłożył do twarzy półprzezroczystą, buteleczkę płynu, przyglądając się salonowi przez gęstą ciecz. Był już spakowany, ale Hananel gdzieś zniknął i nie mógł z nim porozmawiać. Nie zamierzał upierać się przy swoim, aby zostać. Sam miał już dość tego miejsca i prawdę mówiąc czuł się tak, jakby zrzucał z pleców spory ciężar. Byle być jak najdalej od demonów...
Cały ich wyjazd utrzymywany był w największym sekrecie, nawet Rosier zdawał się nie być wtajemniczony. Dlaczego demon postanowił tak nieoczekiwanie opuścić la Vion było dość niezrozumiałe, ale bardzo możliwe, że szargały nim jakieś obawy o których nie chciał mu powiedzieć. Nie ważne... Hasmed koncentrował się teraz na czymś zupełnie innym...
Podniósł się z sofy, wkładając do kieszeni marynarki fiolkę z płynem, którą dostał od Rosiera. Jeśli młody anakim myślał, że Hasmed skropli się tym słodkim świństwem, to się zagalopował! Jednak prezent okazał się niewiarygodnie przydatny... Kilka poprawek i powstał całkiem zabójczo atrakcyjny płyn, umilający chwilę w bali... Oczywiście Hasmed nie wykąpał się w nim...
-Samotny? Może potowarzyszyć?- zagadnął do niego jakiś demon.
Chłopak postąpił wbrew nakazowi opiekuna i opuścił swoje bezpieczne piętro, schodząc na dół do wielkiej sali w nadziei na spotkanie rudowłosej piękności. I w końcu ją zobaczył. O dziwo siedziała sama, jakby zamyślona. W dłoni trzymała ledwie muśnięte wino. Kiedy zbliżył się do niej na parę kroków, poczuł się jakoś dziwnie, jakby z kobiety emanował trudny do opanowania prąd. Wychodził prosto z niej...
Nikt się do Ity nie zbliżał, wyglądało na to, że świadomie uwalniała tę ,,falę", aby mieć święty spokój. Chłopiec stanął nieopodal i przyglądał jej się nieprzerwanie, do póki go nie zauważyła. Uśmiechnęła się na jego widok, przywołując do siebie.
-Jesteś sam? Czemu nie podszedłeś do mnie?- zapytała, przekładając na swoje prawe ramie gąszcz długich, jasnorudych włosów.
-Wolałem poobserwować cię pani z daleka. Twoje intrygujące piękno mnie onieśmiela... Poza tym nie chciałem przerywać rozmyślań.
-Hasmedzie - uśmiechnęła się przysuwając do niego.- Muszę ci wyznać tak wiele rzeczy. Nie miałam wcześniej sposobności, bo wciąż ktoś nam przeszkadzał. Czy mogę mieć nadzieję, że odwiedzisz mnie któregoś dnia w mojej komnacie? Na przykład... tego wieczoru?- Ujęła jego rękę, kładąc na swoim kolanie. Wbił w nie wzrok.- Oczywiście Hananel nie może o niczym wiedzieć. Z tej przyczyny, iż sądzę, że ci na nie pozwoli. A ja muszę się z tobą zobaczyć.
Cóż za wyróżnienie- pomyślał, cierpko się uśmiechając. Ależ z niej za przebiegła kobieta i na dodatek wciąż go kokietowała. Gdyby nie odraza do niej z pewnością dałby się na to nabrać i pozwolił się uwieść. Nie jest już jednak głupim chłopaczkiem z przed trzynastu lat. Wiedział, do czego dążyła. Niemalże znał ją na wskroś.
-Wyjeżdżam, pani...- powiedział smutnym głosem.- Dziś w nocy, a może natychmiast. Przyszedłem, aby się z tobą pożegnać.
-Wyjeżdżasz? Hananel cię stąd zabiera?!
Przysunął się do niej jeszcze bliżej, wyszeptując zmartwionym na pozór głosem:
-Proszę nie mówić tego tak głośno. To tajemnica. Nie chcemy...to znaczy mój pan nie chce, aby ta wieść się rozniosła.
Wpatrywała się w dal z zaciśniętymi ze złości ustami. Na próżno starała się ukryć wzburzenie. Rysy jej twarzy pogrubiły się dosyć, sprawiając, że nie wyglądała już tak słodko, jak jeszcze z przed paru chwil.
-Ale mi powiedziałeś...
-Oczywiście. Pani nie jest ,,resztą". Nie mogłem odejść bez...pani ostatniego spojrzenia.- Niespodziewanie pocałował ją w policzek, co zwróciło uwagę kilku osób. - Kocham panią- rozłożył jej dłoń, kładąc na niej fiolkę perfum.- Nim skończą się te perfumy ... znów będziemy razem, obiecuję.





***



Słyszał za sobą kroki... towarzyszyły mu już od jakiegoś czasu. Należały do sześciu męskich nóg. Niebawem dołączył do nich odgłos następnych sześciu. Dochodziły tuż z prawego rogu. Zasadzka? Nie miał, co do tego najmniejszych wątpliwości. Było to jednak dość niespotykane wśród mieszkańców Abadon. Ci cisi ludzie żyjący w strachu wreszcie zaczęli brać sprawę w swoje ręce. Tak jak to przewidział, tylko, czemu tak szybko? Zwęził oczy. Mógłby ich nawet podziwiać za tę odwagę, ale mieli tego dnia jednak pecha...
Zatrzymał się, kiedy wyrośli przed nim trzej, dobrze zbudowani mężczyźni w dojrzałym wieku. Dokładnie zlustrował każdego z osobna.
-Jesteś aresztowany - usłyszał za swoimi plecami.
Nie odwrócił się. Wyciągnął z kieszeni ręce, swobodnie opuszczając je wzdłuż bioder. Mężczyźni w mundurach przystąpili do przodu czyniąc trzy równe kroki, lecz demon nie wykonał żadnego ruchu. Nie często się zdarzało zakuwać anakim w kajdany, prawie nigdy z dobrym skutkiem. Kiedyś zatrzymano samego Krwawego Demona, prawdopodobnie sam rzucił się w ich ramiona, aby pokazać światu, że nie ma takiej mocy, co by go mogła powstrzymać. Ten umknął im zgrabnie z twierdzy, nie pozostawiając po sobie żadnego przy życiu.
-Jesteś pojmany! Słyszysz? Nie próbuj żadnych sztuczek.
Dał się słyszeć brzdęk broni palnej. Dopiero ten dźwięk, jakby go zbudził. Odwrócił się pół twarzą do wykrzykującego, przesunąwszy na niego palące oczy. Twarz człowieka straszyła głębokimi bliznami, ale i tak udało mu się wyłonić z niej resztki urody. Przebijał go tak długo wzrokiem, aż ten spłonął w końcu szkarłatnym rumieńcem i mimowolnie obniżył broń.
-Wyciągnij przed siebie ręce, czarci psie! Ale już!- wrzasnął do niego inny.
Tutiel uczynił to ze spokojem, obserwując ukradkiem ich ruchy. Wyglądali tak, jakby poczuli się bardziej pewnie. Zaczęli zaraz przysyłać do siebie porozumiewawcze spojrzenia, ale demon bez problemu je wychwytywał . Dwóch z nich stanęło za nim, nieoczekiwanie chwytając go swoimi żelaznymi rękoma. Tylko na to czekał ...
Gwałtownie wykręcił im swoje ręce i chwytając ludzi za przeguby, szarpnął do przodu, osłaniając się przed natychmiastową odpowiedzią z broni. Strzelali do niego z grubej amunicji, jakby mieli do czynienia, co najmniej z niedźwiedziem. Tarcza w postaci mężczyzn osunęła się martwa na bruk. Tutiel podniósł jednego z martwych, rzucając go w trojkę z przodu. Upadli, ale on do nich nie przypadł. Zajął się mężczyzną z tyłu... Stał sparaliżowany, nerwowo ładując magazynek. Wytrącił mu strzelbę z rąk, uderzając w człowieka z taką mocą, że zderzył się z murem roztrzaskując sobie głowę. Pozostała trójka zdążyła już się wyswobodzić z ciężaru nieżyjącego kompana i oprócz jednego z nich- który porwał się ku ucieczce- natychmiast zaczęła do demona strzelać! Jednak byli zbyt oszołomieni całym zajściem i kule świstały na boki, ledwie go przy tym muskając. Tutiel złapał okaleczonego bliznami, odciągnąwszy go od kompana brutalnym szarpnięciem do tyłu tak, że mężczyzna obił się boleśnie o twardy bruk. Potem dopadł drugiego i bezlitośnie złamał mu kark, niedbale od siebie odrzucając.
Na ulicach ucichło. Na dźwięk wystrzałów wszyscy pochowali się w swych domach. Tutiel odgarnął z twarzy kosmyk białych włosów, odwracając się ku rozdygotanemu, zeszpeconemu bliznami przystojniakowi. Człowiek starał się udźwignąć na swych słabych nogach i zwiać. Był jednak zbyt ślamazarny... Demon podszedł do niego i gwałtownie poderwał do pozycji stojącej, brutalnie uderzając o ścianę domu. Mężczyzna jęknął, rozwierając w przerażeniu niebieskie oczy. Anakim zacisnął dłoń na jego gardle i kiedy ten w odpowiedzi na uścisk rozciągnął usta, Tutiel przylgnął do nich swoimi, powodując, że jego ruchy natychmiast zamarły.
Wchłonął jego życie...


***



-Ty ze mną igrasz... Przecież wyraźnie ci powiedziałem, żebyś pod żadnym pozorem nie wychodził z komnat. Gdyby zobaczył cię Rosier... - ujął go delikatnie, ale zdecydowanie za łokieć, przyciągając do siebie. Miał zaniepokojony wzrok.
-To, co by się stało? Przecież wyjechał gdzieś rano? Sam panie mówiłeś. Nie ma się czego obawiać. Poza tym, nasz wyjazd nadal jest tajemnicą, nikomu nic nie zdradziłem.
-To dobrze. A teraz proszę cię zrób dokładnie to, co ci powiem...- Wziął go na bok, zarzucając mu na plecy czarną pelerynę. Tak bardzo naciągnął kaptur, że chłopiec ledwie umiał coś dostrzec.- Jest zimno- uśmiechnął się poklepując go po ramieniu.- Powóz już czeka przed wejściem. Nie wdawaj się w żadne dyskusje. Po prostu wejdź do powozu i zaczekaj tam na mnie.
-W porządku. Wziąć bagaże?
-Nie. Ktoś inny jest od dźwigania, poza tym to może wzbudzić pytania, dlaczego tak nagle wyjeżdżamy...
-A, dlaczego tak nagle wyjeżdżamy?
Hananel odwrócił go, lekko popychając w stronę drzwi.
-Nie czas na wyjaśnienia.
Chłopiec pokiwał głową, ruszając ku wyjściu. Nikt go nie zatrzymywał. Wreszcie opuści to obrzydliwe miejsce. Już nie potrafił wdychać jego zapachu. La Vion, żegnaj!
Niemalże skocznymi krokami, skierował się do powozu. Wiatr przybrał na sile wiec musiał przytrzymać kaptur. Uniósł oczy na słońce, które zabarwione na ciemną czerwień, zaczęło schodzić w stronę horyzontu. I choć wcześniej nie lubił patrzyć na jego nieznośną barwę, tego razu podziwiał je dłużej. Woźnica zerknął na chłopaka z pod oka. Poznał go, to on zabrał młodzieńca do Hananela. Uniósł kącik ust w chytrym uśmiechu, zatrzymując się przed nim.
-Witaj.
Nie odpowiedział mu. Zacisnął dłoń na drzwiczkach karocy z zamiarem otwarcia ich.
-Powiedz mi... Jak to jest służyć demonom?- Miał świetny humor i postanowił się z nim trochę podrażnić. Zacisnął rękę na jego dłoni, przytrzymując drzwiczki. Mężczyzna spiął się z jakiejś niewiadomej przyczyny. - Dobrze ci płacą? Śpisz z którymś z nich? A może jesteś ich fanatykiem? Naprawdę chciałbym to zgłębić...
-Paniczu... - odezwał się do niego grzecznie. W jego oczach dostrzegł płomienie wściekłości.- Jest chłodno... Lepiej będzie, jeśli wejdziesz do środka i schronisz się przed wiatrem.
-Ależ z ciebie mało rozmowny pajac- parsknął mu z pogardą. - Otwieraj je sługo diabła!- syknął i ten nie kazał sobie tego drugi raz powtarzać.
Chłopak wszedł zamaszyście do środka, zatrzaskując je za sobą. Ściągnął kaptur zatrzymując wzrok na... czyichś nogach. Nie był sam...
Pociągnął do góry wzrok, napotykając spojrzenie milczącego Tutiela. Skamieniał, wytrzeszczywszy na niego oczy. Czy dobrze mu się wydaje? Czy go wzrok nie myli? Przyłapał się na tym, iż wpatruje się w demona już od jakiś paru wydłużających się sekund, nic nie mówiąc. A więc to dlatego woźnica był taki nerwowy i milczący...
-Czy... pomyliłem powozy?- miał ochotę wylecieć stąd tak szybko, jak tylko się pojawił.
Po pewnej pauzie mężczyzna zaprzeczył ruchem głowy. W półmroku ciemnego powozu przypominał przyczajonego lamparta.
- Aha. To dobrze, bo w pierwszej chwili zrobiło mi się naprawdę głupio- odrzekł, poluzowując wiązania przy szyi. Nie patrzył na niego, tak było lepiej. Z mózgu niemalże parowało od wysiłku myślenia! Nie wiedział, jaką obrać taktykę. Nie było wątpliwości, że ten słyszał każde słowo, wypowiedziane przed powozem. Zdecydowanie byłoby lepiej, gdyby Tutiel coś powiedział. Wtedy Hasmed wiedziałby od czego zacząć.
Z trudem powrócił do jego twarzy. Przypominała nałożoną maskę. Była bardziej przerażająca niż piękna. No i ta zastanawiająca blizna... Z jakiegoś powodu nie dawała mu spokoju...
-Czekasz panie na Hananela?- uśmiechnął się, splatając dłonie na złączonych kolanach.- Nic nie wspominał o pańskim przybyciu. Troszkę się wystraszyłem.- Troszkę? Serce waliło w nim jak młot!- Przepraszam...- zmrużył oczy, jakby w zastanowieniu-..., ale zapomniałem jak panu na imię...
I wtedy zrobił coś, co na chwilę go stropiło... Uśmiechnął się. Kto by przypuszczał, że ta twarz umiała robić takie rzeczy. Hasmed uciekł oczami w bok, całkiem bezwiednie. Kiedy znów je skierował na demona, ten odpowiedział mu swoim charakterystycznym, niskim głosem:
-Tutiel.
-Ach tak... Już pamiętam...Tutiel...- Pokiwał głową, opierając się plecami o siedzenie.
Zapadła cisza. Wydawała się tak gęsta i utrudniająca myślenie, że rozbolała go od tego głowa. Gdzież ten Hananel!
Oczy chłopaka zwiedziły chyba wszystkie z możliwych punktów w powozie, niewiele zahaczając o mężczyznę. On również już na niego nie patrzył, ale w pewnym momencie ich spojrzenia zetknęły się ze sobą i Hasmed zbyt gwałtownie odwrócił oczy.
Opanuj się! - skarcił siebie w duchu.
To było niedorzeczne tak siedzieć i milczeć. Przecież postanowił zbliżyć się do anakim! Jak inaczej się do niego dobierze!
Poprawił się na siedzeniu, kierując na siebie jego wzrok.
-Jesteś panie przyjacielem Hananela?
-Można to tak nazwać...- odparł po krótkiej pauzie, dość wymijająco,.
-Przyjaciele Hananela są...-głos mu się zawiesił- przyjaciółmi Hananela...- Czuł, że nie jest w stanie zachowywać się po swojej myśli. Szybko wyciągnął ku niemu rękę, ratując sytuację:- Na imię mi Hasmed. Już mnie przedstawiono, ale dla przypomnienia.
Białowłosy rozwarł lekko usta, jak gdyby w zdziwieniu, potem spuścił wzrok na drobną, chłopięcą dłoń. Człowiek uśmiechał się do niego miękko z roziskrzonymi oczami, cierpliwie czekając aż ten raczy odpowiedzieć na gest sympatii.
Anakim ściągnął rękawicę, wyciągając ku niemu dłoń.
Zaledwie jednak dotknęli się palcami, niespodziewanie odtrąciło ich od siebie jakieś dziwne wyładowanie. Drgnęli z powrotem przygarniając do siebie ręce, po których rozszedł się tępy, ale nie zbyt przejmujący ból.
-Wybacz... Musiałem być czymś naelektryzowany...- wydusił z siebie Hasmed, naprawdę zakłopotany.
Tutiel pochylił głowę, spoglądając na niego jakby z dołu. Zapadło trudne do określenia milczenie. Hasmed również na niego popatrzył, a jego oczy nabrały poważnego wyrazu. Nie mógł już nad sobą zapanować, oddech zrobił mu się nagle cięższy i głośniejszy. Boleśnie zacisnął pięść, jakby się przed czymś wstrzymując. Jakim cudem atmosfera stała się nagle tak intymna?
Podskoczył, gdy drzwi powozu nieoczekiwanie się otworzyły. Nastrój pękł, pozostawiając po sobie jedynie zmieszanie.
-Tutiel!- zawołał Hananel.
-Witaj...- odpowiedział mu dość ochryple.
Hasmed przesunął się, robiąc swojemu opiekunowi miejsce obok siebie.
-Co ty... tu robisz?
-Jadę do ciebie - odparł po prostu i -ku zaskoczeniu Hasmeda- Hananel przyjął jakoby to wyjaśnienie i niebawem ruszyli.
Człowiek oderwał od nich uwagę, wyglądając za okienko powozu, lecz demon natychmiast zaciągnął zasłonę, nie pozwalając mu wyglądać. Przeniósł na niego zaskoczone spojrzenie.
-Proszę, jeszcze nie teraz. Aż będziemy dostatecznie daleko.
-Martwisz się panie, że mógłby mnie zobaczyć R...- uciął zagłuszony jego słowami:
-Kochany Hasmedzie... potem...
Wydawało się, że demon nie chciał poruszać przy Tutielu tematu Rosiera czy innych anakim... I jako posłuszne dziecko, chłopiec złożył jak ówcześnie dłonie, tępo zawieszając wzrok. Cały czas bacznie obserwował go białowłosy anakim, więc ten musiał się pilnować... Nie było jednak łatwo zachować powściągliwość, kiedy jeszcze kilka chwil temu patrzyli sobie głęboko w oczy z wymownym wyrazem twarzy. Zrobił głupstwo, z którego nie potrafił się teraz wywinąć. Właściwie były to dwa głupstwa..., pomyślał, przypominając sobie sytuację przed karocą... Przełknął ślinę, przesuwając twarz w bok. Anakim nie zdawał się jednak zdziwiony, czy też coś podejrzewać, to też młodzieniec uznał, że nic się nie stało. Na przyszłość jednak musiał się bardziej pilnować. Zbyt duża pewność siebie mogła go w końcu zgubić.
Hananel obniżył wzrok na koszulę młodego anakim. W półmroku zauważył niewielką plamę krwi, skrytą pod kosmykiem jego prostych, białych włosów. Ludzka krew mieszała się z zapachem krwi demona. Jego przyjaciel był ranny. Być może wcale nie poważnie, ale i tak się przejął. Wyglądało na to, że Tutiel musiał stoczyć jakąś walkę. Czuł dziwny niepokój związany z tym zdarzeniem.
-Cieszę się, że mogę cię ugościć w mych progach. Dawno u mnie nie byłeś.- Tak wiele pragnął od niego usłyszeć, wprost nie mógł się doczekać dotarcia na miejsce. Wreszcie przestanie się stresować z powodu tego, że mógłby ich nakryć Rosier. Postara się przetrzymać go u siebie jak najdłużej. Nie dopuści do ich spotkania. Rosier był zbyt szalony, zbyt niebezpieczny...
Zmarszczył czoło, pocierając je swoją pomarszczoną, smukłą dłonią. Czy mały szatan nie będzie zły za jego niespodziewane odejście z la Vion? Jednak przecież nie miał innego wyjścia, jak tylko mu zniknąć! Zauważył dziwne zachowanie tamtego względem chłopca i zdecydowanie mu się ono nie spodobało. Co się z Rosierem działo? Nigdy jeszcze nie zaobserwował u niego takiego zainteresowania kimkolwiek, nie wspominając już o dzieciach. To nie było normalne.
Podniósł wzrok na demona będąc światkiem jego wpatrywania się w dziecko. Cóż to za niezwykły wyraz oczu...! Lecz kiedy tylko Tutiel spostrzegł, że został przyłapany na patrzeniu się , naturalnie odwrócił wzrok, jakby sytuacja z przed chwili nie miała miejsca. Hananel uśmiechnął się do niego z ludzką życzliwością. To było wręcz oczywiste, że młodzieniec jest zauroczony Hasmedem. Te długie, powłóczyste spojrzenia, nad którymi nie umiał zapanować... Jeszcze nigdy nie widział go takim. To było całkiem nie właściwe w Tutielu, wręcz wykluczające podobne zachowanie, mimo tego... Westchnął, prawie uszczęśliwiony, szybko jednak strącił z myśli ten pomysł, który wydał mu się nagle płytki, wręcz niedorzeczny... I kiedy ich spojrzenia się ze sobą złączyły, utrzymał się w tym przekonaniu. Przyjaciel nie był typem ,,zakochiwania się w kimkolwiek". Jego skośne, ostre spojrzenie nie mieściło w sobie za krzty uczucia. Było ,,ponad to". Znali się dość długo, zawsze z sobą w kontakcie, lecz w ich relacjach brakowało więzi. Nigdy nie otrzymał od młodszego demona odpowiedzi na swoją czułość. Młode osobniki miały to do siebie, czy się łudził, że Tutiel jest inny? Nie zmieniało to jednak faktu, że ten, co rusz wracał oczami do Hasmeda, a chłopiec choć uparcie je ignorował, był przy tym dziwnie spięty. Istniała też sprawa, która nie dawała mu wciąż spokoju..., dlaczego zachowywali się tak, jakby nigdy się nie spotkali? Czy Hasmed okłamał go mówiąc, że poznał już Tutiela? Skąd znałby by wtedy jego imię?
Zerknął na chłopca z ukosa. Jego zachowanie było zastanawiające, Tutiela zresztą też...
-Daleko jeszcze?- przerwał ciszę chłopiec.
-Mój dwór mieści się nieco za miastem, więc trochę to może potrwać. Dobrze się czujesz?- Pogładził go po lśniących, skręcanych na końcach włosach. Tak pięknie pachniał, że miało się go ochotę zjeść. Hananel jednak nigdy nie praktykował tego typu przyjemności, do jakich należało pożeranie ludzi, w przeciwieństwie do wielu innych anakim w tym... Rosiera. Ten przekraczał wszelkie najśmielsze zasady przyzwoitości! A nazywając chłopca tortem przelało już miarę!
-Czuję się dobrze- odpowiedział.- Choć jestem nieco znużony.
-Możesz się oprzeć o moje ramię i najspokojniej w świecie zasnąć.
Hasmed wzdrygnął się przed tym pomysłem. W życiu nie zasnąłby zamknięty w ciasnym pomieszczeniu z dwoma demonami. Wiedźma była doskonałą nauczycielką nieufności. No i nie podobała mu się opcja ,,zamknij oczy i pozwól na siebie patrzyć". Nie chciał czuć na sobie żółtych ślepi siedzącego nieopodal Tutiela.
-Nie zasnę- uśmiechnął się jakby z zakłopotaniem.
Anakim wyciągnął rękę, rozsuwając czarną zasłonę.
-Pooglądaj sobie widoki. Abadon to naprawdę ładne miasto.
Słońce już się skryło za gęstym, ciemnym niebem toteż zapalono lampy. Kamienne ulice opuszczone przez ludzi wyglądały dość tajemniczo, kryły w swych zakamarkach przemykające, nierozpoznawalne cienie. Czyżby to polujące w półmroku anakim?
-Abadon naprawdę szybko się rozrosło. Kiedy byłem bardzo młodym demonem, miasto to zdawało się być zaledwie miasteczkiem. A la Vion w ogóle nie istniało...
-O ile wiem- odezwał się nieoczekiwanie dla Hasmeda Tutiel- pod budynkiem znajdował się cmentarz.
-Czyj cmentarz?- zdumiał się starzec.
Młody demon poprawił się na siedzeniu. Człowiek zauważył drobny grymas na jego twarzy, jakby coś go zabolało.
-Demonów.
Nastała chwilowa cisza. Ostatnie słowo tak dokuczliwie tłukło się w głowie człowieka, aż je w końcu wyrzucił, zamieniając w pytanie.
-Demonów?
-Był to dosyć spory cmentarz...- odpowiedział, urywając po czym splótł na piersi ręce. Najwidoczniej skończył.
-Demony mają cmentarze?- ciągnął.- A może służyło im tylko za miejsce przechowywania ciał! -I zanim ten odpowiedział, dodał jeszcze żywo:- Kurczę! A ja myślałem, że demony nigdy nie umierają, albo, że wracają w końcu do piekła czy gdzie tam indziej, gdzie jest ich dom!
Po ustach opiekuna przepłynął uśmiech.
-Oczywiście, że umieramy. Jesteśmy tacy jak ludzie. Ale...- spojrzał ze skrępowaniem na Tutiela, który akurat przypatrywał się z zamyśleniem Hasmedowi - pierwsze słyszę o tym cmentarzu. To mnie zaskoczyłeś.
Hasmed oparł się bokiem o Hananela i ten przełożył przez niego rękę, zamykając go w pół uścisku.
Anakim nie byli tacy jak ludzie- pomyślał człowiek.- W jakim on świecie żył! Ciągle usilnie się do nich porównywał! Na dłuższą metę było to dość irytujące.
Do końca drogi nikt nic już nie mówił. Stary demon rozumiał powściągliwość Tutiela. Przyjaciel nie chciał podejmować rozmowy przy młodzieńcu. Ponadto nie przepadał za ludźmi... Nigdy nie czuł się w ich obecności dobrze. Hananel był mu wdzięczny, że się pilnował, nie dając głosu swojej niechęci. Prawdopodobnie wiedział, jak ważny był dla Hananela chłopiec.
Niebawem dotarli wreszcie na miejsce...













Komentarze
mordeczka dnia padziernika 13 2011 18:37:22
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Iria (Brak e-maila) 19:03 16-05-2010
uwaga od autorki ^_^": Opowiadanie jeszcze nie zakończone!!! I jeszcze jedno, do tych, co juz się zapoznali z ,,Pocałunkiem Śmierci", ostatnie rozdziały zostały nieco zmienione... smiley
naru (Brak e-maila) 21:33 17-05-2010
bardzo mi sie podoba to opo wiec czekam na ostatnie rozdzialy smiley
Avaron (Brak e-maila) 11:47 20-05-2010
Opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i czekam na ciąg dalszy choć trochę trąci podobieństwem do pewnych książek. Masz może gdzieś zamieszczone te op. na blogu? Chętnie przeczytam więcej Twoich opowiadań, bo podoba mi się Twój styl pisania
narumon (narumon@wp.pl) 11:11 22-05-2010
Przeczytałam całość, właściwie jednym ciągiem. Na ogół nie przepadam za takimi klimatami, chyba że fabuła jest naprawdę dobra. I była smiley
Lubię Twój sposób kreowania bohaterów, tak, że na raz się ich i lubi, i nienawidzi. Do tego wzbudzasz we mnie tak przeciwstawne emocje, że czasami musiałam odejść od komputera, bo aż się we mnie gotowało...
Żeby nie słodzić za bardzo, masz ogromny problem z odmianą przez przypadki. Czasami aż zgrzytałam zębami. Zabrania się czegoś, a nie coś, itp.
I nie ma czegoś takiego jak "w każdym bądź razie" jest "w każdym razie" lub "bądź co bądź".
Mam nadzieję, że niedługo doczekamy się aktualizacji smiley
Mika (Brak e-maila) 13:05 26-05-2010
Ja chce więcej. I mam kilka próśb 1. zabij Rosiela . 2. NIE zabijaj Zorgi i Tutiela. 3. Niech pewien ktoś powstrzyma Zorgę zanim ten sam zabije .
No dobra po tak cudownej liście życzeń teraz na poważnie. Opowiadanie jest super chociaż zdawało by się że motyw zemsty jest już dawno oklepany to jednak nadal można stworzyć coś fajnego . Mam nadzieje że wkrótce pojawi się ciąg dalszy !
Mika (Brak e-maila) 13:09 26-05-2010
W życzeniu numer trzy chciałam powiedzieć żeby powstrzymano Zorgę nim ten sam się zabije ale niechcący zjadłam słowo "się" smiley
Iria (Brak e-maila) 20:06 26-05-2010
Szczerze mówiąc już się spotkałam z podobnymi postawami na blodu xD Część chciała śmierci Rosiera, druga połowa śmierci Tutiela >_<" Jesteście bardziej krwiożercze od anakim. Brrrrr

Dziękuję za komentarze, aż chce się pisać!

Rozdziałów będzie (chyba) 21. Dodaję słowo ,,chyba", ponieważ na starym blogu było tych rozdziałów aż 33! Nic nie skróciłam, po prostu je łączę, aby nie były tak krótkie smiley
To tak ,,propo słonia".
Mika (Brak e-maila) 19:56 28-05-2010
Ja wcale nie jestem krwiożercza (jeszcze nikogo nie pogryzłam chociaż ........smiley nie chyba jednak nie) Co ciekawe nie przepadam za wężami, nie lubię też blondynów. Za to mam słabość do "duszków"smiley, i tajemniczości,dlatego polubiłam Tutiela a co do nagłej śmierci rosiela mogę zrozumieć wysysanie życia, i "polowanie" (chociaż to okrutne) na niczego nie podejrzewające ofiary . Ale zabijanie dla przyjemności, i delektowanie się przerażeniem ofiary no cóż Ja Rozumiem Że To DEMON ALE.............. są pewne granice nawet u demonów (tym bardziej że i one się go boją)
Tuli-Pan (Brak e-maila) 20:08 29-05-2010
To z tymi granicami u demonów zabrzmiało dziecinnie xP Demon to demon. Nigdy nie kojarzył się mi z niczym przyjemnym. Ale prawdą jest, że można się natknąć w necie (blogi z opowiadaniami) z demonami romantycznymi, niemalże anielskimi, ale to już dla mnie nie demon smiley Tylko coś, co przywdziało tę nazwę.
An-Nah (Brak e-maila) 17:59 05-06-2010
Fascynujące, bardzo ciekawe i sprawnie napisane (Choć nie obyło się bez błędów stylistycznych, paru językowych niestety też. Myślę, że jeśli następne rozdziały będziesz dodawać pojedynczo, a nie hurtem, pofatyguję się z powypisywaniem...) opowiadanie. Wciągnęło i będę czekała na ciąg dalszy.

Tekst jest ciężki, mroczny - już sam fakt tego, jak bardzo demony/anakim zafascynowane są dziećmi budzi mocny niepokój. Początkowo nawet bałam się, że idziesz w shotę, ale nie, na szczęście nie, zahamowanie wzrostu głównego bohatera ma swój sens jako droga do zemsty, wszystkie te ociekające erotyzmem sceny z jego udziałem niepokoją, bo, goddmanit, muszą niepokoić. Demon to demon, nawet, jeśli twoje demony są tak naprawdę tylko półludzkimi mieszankami niewiadomego pochodzenia (do tego wątku jeszcze wrócę...) - stosunek ich do dzieci jest pięknie wyjaśniony. No i z jednej strony ta fascynacja objawia się poprzez zapędy niemalże pedofilskie, a na pewno - dzieciobójcze, z drugiej - przez adopcje sierot i próby stworzenia, bezskuteczne zapewne, normalnej rodziny. Dwa bieguny tej samej fascynacji, dwa bieguny tej samej luki w życiu anakim.

Świat przedstawiony ciekawy, choć mam kilka wątpliwości, ale o nich za moment. Najpierw chcę powiedzieć, że początkowo nie bardzo wiedziałam, kto jest prawdziwym demonem, a kto - anakim. Dopiero później zorientowałam się (Mam nadzieję, że to właściwa interpretacja?), że nikt z nich nie jest prawdziwym demonem, nie ważne, co myślą ludzie, z których pewnie nieliczni wdają są w dywagacje nad niuansami, zbyt na to przerażeni. No i właśnie, cała ta paranoja, strach, oszpecanie dzieci - tworzy klimat, choć żałuję, że bardziej skupiasz się na samych anakim, mało pokazując nam tej perspektywy zwykłych ludzi. Choćby jakieś wejście w psychikę dzieci Hanaela byłoby wskazane - robią za tło, a przecież dziecko wychowywane przez demona normalne nie będzie - wiedźma z początku tekstu dowodem. W sumie nie obraziła bym się, gdybyś rozwinęła Liję, dziewczyna ma wielki potencjał, a fajna i wielowymiarowa postać kobieca potrafi ożywić tekst smiley No ale jeszcze sporo przed nami, więc może to planujesz? Nie porzucaj ciekawych wątków smiley

Wracając do świata przedstawionego, zastanawiam się, czy to nasz świat, tylko w innym czasie, świat równoległy czy "jakiś inny świat fantasy"? Bo piszesz o Bilbii i krzyżach, a jeśli to "wymyślony świat fantasy", to, jakby na to nie patrzeć, nie za bardzo mają ta Biblia i krzyże rację bytu - chyba, że jakaś inna księga została nazwana Biblią, chyba, że krzyż ma jakieś inne znaczenie, niż u nas, że wziął się z innego źródła (na przykład ma symbolikę taką, jaką miewa krzyż w religiach niechrześcijańskich - oznacza cztery strony świata lub jest symbolem solarnym). I jeszcze jedno mnie zastanawia - brak, poza tymi krzyżami "prowokującymi" demony i wzmianką o Biblii, jakichkolwiek innych odwołań do religii - czy ludzie odrzucili religię? Dziwi mnie to nieco. Jakkolwiek by religia w tym świecie nie wyglądała, logiczne jest dla mnie (jako osoby religią zajmującej się de facto zawodowo) choćby powstanie sekt wieszczących koniec świata czy kapłanów-łowców demonów - albo innych form doktryny, kultu czy organizacji, będących odpowiedzią na przybycie istot z piekła rodem.
Nie wiem, jeśli masz na to pomysł, to bardzo fajnie, bo te kilka wzmianek o krzyżach i biblii budzi we mnie z jednej strony zainteresowanie ("Czemu tak, a nie inaczej?"smiley, z drugiej zaś niepokój ("Czy autorka wszystko przemyślała?"smiley

Podoba mi się główny bohater - widzę, jak szukając zemsty stacza się coraz bardziej, upodabnia do tych, których chce zniszczyć. W sumie nie zdziwiłabym się, gdyby przyjął na siebie rolę Krwawego Demona - i to na dobre. Z drogi, którą chłopak obrał, nie widzę odwrotu. Zemsta niszczy i nie pozostawia szans na zbawianie, a puki co ładnie to pokazujesz smiley
Tutiel zaś mnie rozczarował. Te jego wątpliwości co do Hasmeda/Zorgi - za ludzkie. Myślałam, że to potwór, tak jak inni, może poza Hanaelem (choć on akurat jest potworem który udaje nie-potwora nawet i przed samym sobą), a tu nagle - sentymenty. Wietrzę pairing. Ble. Nie pasuje mi to, zastrzegam na starcie, nie podoba mi się możliwość, że z Zorgi i Tutiela zrobisz parę. Nie widzę miłości między łowcą i zwierzyną, najwyżej toksyczny związek, zakończony śmiercią ich obu, ale w żadnym wypadku nic romantycznego. Rosier jest lepszy - on jest zły do szpiku kości i nie ukrywa tego. Z drugiej strony, może to przez imię, ale mocno, mocno przypomina mi Rociera/Rosiera/Rociela (jakkolwiek jego imię zapiszemy, bo widziałam wiele wersji) z "Angel Sanctuary).

Podsumowując - fajnie, choć nie bez moich wątpliwości, co do których mam nadzieję się mylić.
Rayk (Brak e-maila) 15:07 16-06-2010
Naprawdę niesamowite opowiadanie. Widać ze się nad nim naprawdę napracowałaś i muszę powiedzieć,że strasznie mi się podoba. Jedno z lepszych jakie czytałem. Buźka tak trzymaj smiley A co do życzeń nie zabijaj Rosiera. Mój mistrz xD
Rika (Brak e-maila) 13:30 22-06-2010
Opowiadanie jest genialne, steskniłam sie za takim. Rosier jest BOSKI!!!!!! Błagam, błagam nie zabijaj go smiley I mam nadzieje że dokończysz to opo.
Pozdrawiam i życze weny smiley
Iria (Brak e-maila) 23:57 23-06-2010
Dziękuję za komentarze. Opowiadanie jest już skończone, żadnych zmian nie uwzględniam smiley Co do ,,hurtowego" wysyłania rozdziałów.... Gdybym wysyłała je pojedynczo to byśmy chyba osiwieli, zanim dotarlibyśmy do końca, ponieważ, jak widać, trzeba na aktualizacje diabelnie długo czekać (!!) smileyDlatego wrzuciłam opo na inną stronę. Jeśli ktoś byłby zainteresowany to pisać na maila ^^
wampirzyca (Brak e-maila) 13:32 26-06-2010
BARDZO ALE TO BARDZO MI SIĘ PODOBAŁO I CZEKAM NA NASTĘPNE ROZDZIAŁY,MAM eta (betagrak71@wp.pl)
14:56 06-07-2010
Opowiadanie napisane po mistrzowsku. Wiesz wydawali mi sie, ze demonami sie nie interesuje. A tu niespodzianka! Jak zaczelam czytac, wiedzialam, ze wszystko bedzie malo wazne, tylko to opowiadanie. Spedzilam z nim calom noc i kawalek dniasmiley Warto bylo! Chyle czola, piszesz ciekawie, zastanawiam sie jak moze "pocalunek" sie skonczyc, i nic mam pustke;( Prosze o podanie linka gdzie jest dalsza czesc. Bardzo
Beta
Vixen (Brak e-maila) 14:22 17-07-2010
Uwielbiam cię. Gdzie można dokończyć opowiadanie? Bardzo proszę daj namiar na tę stronę
Mika (miki04@vp.pl) 19:09 25-07-2010
Cześć Ja też chętnie Poznam dalsze rozdziały więc jeśli byś mogła prześlij mi gdzie to można jeszcze znaleźć. Co prawda napisałam ci już o tym w mailu ale nie wiem czy doszedł i chyba zapomniałam się podpisać smiley
Iria (maruta_chan@wp.pl) 18:30 28-07-2010
Wysłałam każdemu kto o to poprosił, jeśli nie doszło proszę mi napisać 0_o
Ame (lily1307@o2.pl) 20:31 08-08-2010
Hej^^
Kiedyś czytałam twoje opowiadanie na jakimś blogu..... Ale jakoś mi zginęło. Kocham je po prostu, ale myślałam, że nie piszesz kontynuacji... i mnie dzisiaj uderzyło , żeby je wygooglować. Patrze a tu .....kolejny rozdział (*^*) Proszę prześlij mi na maila adres twojego bloga czy coś ^^ Dzięki. Jestem suuuuuper szczęśliwa (@.@)
Iria (Szehina) (maruta_chan@wp.pl) 00:04 09-08-2010
A ja mam prośbę *_* Szukam żony/męża... znaczy się... (za dużo romansów) szukam kogoś, kto będzie wyszukiwał i pomagał mi poprawiać błędy w moim nowym opowiadaniu, które aktualnie tworzę T_T Najlepiej niech to będzie osoba cierpliwa, łagodnego usposobienia xD inaczej się w sobie zamknę... na amen o_0 Proszę, niech ktoś wykorzysta swoją umiejętność poprawnego pisania i zechce mi pomóc. Co do kolejnych rozdziałów, zobaczycie je na tej stronie smiley Pozdrawiam!!
Rika (ala_bodzon@o2.pl) 20:06 20-09-2010
Miałam długą przerwę od tego opowiadania, a w zasadzie to od internetu ale to za nim się chyba najbardziej stęskniłam. Wysłałam ci kiedyś meila z prośbą ale chyba nie doszło jakbyś mogła mi kiedyś podesłać nazwę tego bloga, będe bAArdzo wdzięczna smiley
An-Nah (Brak e-maila) 16:23 06-10-2010
Tak, wiem, pisałaś, że cię komentarze do tego tekstu przerażają. Ale szczerze? Zakładam, że jeśli ktoś nie chce komentarzy, to po prostu nie publikuje. O i tyle smiley

A historia jest fascynująca i wciąga. Stworzyłaś świat i bohaterów z gigantycznym potencjałem. Chcę wiedzieć co dalej i, co tu mówić, chcę dowiedzieć się więcej o świecie. Co, skąd, jak, kiedy, czemu pojawili się anakim, kiedy, jakie są reakcje, co robią ludzie, co ma do tego Bóg/bóg i czy to jest nasz świat i chrześcijaństwo, czy coś odmiennego, zupełnie inna rzeczywistość? Co się wydarzyło, że ten świat wygląda na do końca przeżarty złem i podążający ku upadkowi?
Co do postaci, to masz jednak dar do tworzenia sukinsynów, tu to widać. Zwracam honor, u ciebie wszyscy są źli... mniej lub bardziej.

Scena gwałtu mnie odrzuciła, ale była na miejscu, miała sens. Nie odebrałam jej jako coś, co miało być atrakcją dla niewyżytych czytelniczek. Zachowanie Hasmeda/Zorgi po? Chyba ma chłopak rys psychopatyczny, skoro odbiera gwałt jako krzywdę wyłącznie fizyczną i tak prędko stwierdza, że może warto by zostać kochankiem Rosiera... a potem scena z włażeniem do łózka Tutielowi... I szczerze mówiąc, nie wiem,co tu jest grane, myślałam, że Zorga chce Tutiela uwieść... Chyba, że uwodzi go udając niedostępnego, bo w miłość do najbardziej znienawidzonego z demonów nie uwierzę za cholerę. Nie u kogoś z taką przeszłością i z taką emocjonalnością.

Intryguje mnie Beliar i Kazbiel - mam wrażenie, że obaj jeszcze będą mieli swoje pięć minut. Zwłaszcza Kazbiel, którego urodę i kolor oczu podkreślasz co chwilę. Nie wiem, mam mały pomysł co do tego, co Kazbiel może zrobić, ale...

Z usterek? Ilekroć trafiałam na sformułowanie "ognistowłosy" czy "fiołkowooki", miałam ochotę strzelić wydrukiem w szybę autobusu. Jeśli kiedykolwiek będziesz ten tekst poprawiać, zacznij od wywalenia -okich i -włosych, bo to niestety sformułowania na poziomie grafomanii, a ty grafomanką za cholerę nie jesteś i ten tekst do koszmor się nie zalicza. Reszta... więcej błędów niż w "Robaczywym Owocu", postęp widać smiley

Aaa, co do komentarzy które mi dałaś, to nie, nie polecam uczyć się pisania ode mnie. Pisanie jak ja kończy się tym, że ma się dwóch czytelników na krzyż - i czasem jakiegoś gratis. Nie polecam. Frustrujące jak cholera.
A poważnie, najlepiej jest chyba pisać po prostu takie rzeczy, jakie samemu chciałoby się przeczytać.
Iria (maruta_chan@wp.pl) 13:47 10-10-2010
Dziękuję, An-Nah. Cieszę się, że zauważyłaś postęp smiley Masz rację, co do -włosych i -okich, wstrętne! Już nie popełniam podobnych błędów. Opowieść jest skończona i możesz się rozczarować, ponieważ nie wszystko zostało dopowiedziane i jeśli wezmę się za poważną poprawę tekstu, wtedy dopiero wezmę twoje spostrzeżenia pod uwagę i uzupełnię opowieść. Na razie pozostaje mi tylko czekać i mieć nadzieję, że pewnego razu być może pojawią się kolejne rozdziały Pocałunku ¦mierci na tej stronie. Nie wyobrażam sobie, że moje opo zostanie ,,tutaj" tak brutalnie przerwane :/ Nie wiem czemu tak się dzieje, mam nadzieję, że wszystko wróci kiedyś do normy ;] Pozdrawiam!
fanta (fantastka55@gmail.com) 19:57 07-12-2010
Iriaaaa T.T nie rozwalaj mnie T.T
powiedz, że jest jakaś kontynuacja. To się nie może tu skończyć. Ja muszę wiedzieć co z Tutielem i Zorgą. T.TTT
BaaaAaaaaAaaaAAaaaAAaaaagam! T.T
An-Nah (Brak e-maila) 18:30 07-01-2011
No i doczytane smiley
Skłamałabym, gdybym miała powiedzieć, że się nie podobało. Bo się podobało, wykreowałaś ciekawy świat i mimo, że wiele chciałabym się jeszcze o nim dowiedzieć, brak wyjaśnień nie psuje przyjemnej lektury. Cieszę się, że cały czas pojawiają się w sieci osoby, które nie ulegają modom na fan-fiki ani na miniatury, tylko konsekwentnie prowadzą autorskie projekty.

Końcówka - chaos w LaVion, ludzie w końcu buntujący się przeciw demonom (tego mi brakowało!), anakim korzysatjący z okazji, żeby się pozabijać i pokazujący, że więzi między nimi są tylko pozorem - to było piękne, wynikało z treści i było dobrze przedstawione.
Z drugiej strony, jeśli portretujesz wszystkich anakim jako potwory niezdolne do uczuć, jeśli ich uczucia to co najwyżej samooszukiwanie się - to odmawiam nazwać uczucie Tutiela do Zorgi miłością. Może Tutiel się oszukuje, wmawia sobie, że ma uczucia. Może to tylko żądza. Ale nie, nie wierzę w taką miłość, w nagłe zaprzeczenie wszystkiemu, co dotąd napisałaś. Tutiel nigdy nie miał wątpliwości co do swojej natury, nie próbował zaprzeczyć temu, że jest potworem. I nagle robi się z niego romantyk... Nie! Podobnie Zorga - cały czas napędzało go pragnienie zemsty, nienawiść, miłość do brata... i nagle kocha Tutiela. Wiem, że fandom się domaga romantycznych związków, ale tu nie ma miejsca na romantyczne związki. Lepiej by było Zorgę zostawić martwego. Albo pozwolić im się nawzajem pozabijać w epilogu...
Ale cóż, twoja historia, twoje postaci. Czytało się świetnie, więc nawet ten niepotrzebny romantyzm ogólnego dobrego wrażenia nie psuje.
Channel (Brak e-maila) 20:57 09-01-2011
No właśnie zauważyłam, że zmieniłaś końcówkę. Z tego co pamiętam, to Zorga zginął... Och, jak już mam wybierać, to wolę tę wersję. Chociaż jest (tak jakby) happy end, nie? smiley
Iria (maruta_chan@wp.pl) 14:49 13-01-2011
No przecież jak uśmierciłam Zorgę, a Tutiela wygnałam z Abadon to mnie rozerwałyście na strzępy. Kurrrrczak, nie dogodzę xD Rzeczywiście ,,kobieta zmienną jest".

A nieuważne, szybko przemykające przez treść oczy rzeczywiście mogły przeoczyć wątki, które zaprzeczają temu, że anakim nie mają uczuć. W tekście jest sporo takich wątków i zdań, ale nie napisanych wprost, bo nie lubię takich przejrzystych treści ;] Mam nadzieje, że większość jednak zauważyła.

Dziekuję, że byłyście ze mną do końca! Dziękuję za wszystkie komentarze!
An-Nah (Brak e-maila) 15:34 16-01-2011
Hej, hej, hej, przyznaję, ze mogło mi coś umknąć, mogłam coś odczytać niezgodnie z wolą autorki, ale raczej nie dlatego, że czytałam nieuważnie - należę jednak do osób, które zwracają uwagę na niuanse. Może po prostu ja CHCIAŁAM tak odczytać? Może po prostu chciałam opowiadania, w którym toksyczna fascynacja nie zmieniłaby się w miłość i podświadomie oczekiwałam takiego? Nie wiem.
Pojechałaś mi kobieto po ambicji, jak zdam egzaminy, przysiądę nad tym tekstem raz jeszcze.

Co do zakończenia: nie zadowolisz wszystkich! Nie próbuj nawet, nie dostosowuj się do życzeń części czytelników, bo reszta będzie miała swoją opinię. Zakończenie to coś, co wynika z całości tekstu, a nie to, co chciałabym widzieć ja (śmierć Zorgi) czy inny czytelnik (obecna wersja). Zastanów się, jakie tobie najbardziej odpowiada smiley Literatura to to, co pisarz ma do powiedzenia, a jeśli czytelnik narzeka - to jego problem smiley
Iria (Brak e-maila) 20:38 16-01-2011
Rozumiem, ale pisarz nie może pisać wyłącznie dla siebie. Musi wziąć pod uwagę oczekiwania innych. Poza tym uważam, że nieźle wybrnęłam(samochwała)z tym zakończeniem... Popatrz, Zorga otrzymuje szansę by zacząć wszystko od nowa, oby nigdy nie odzyskał pamięć ;] Nie rozumiem kogo mogłoby uszczęśliwić inne zakończenie. Z pewnością upłyną jeszcze lata, zanim uda mu się uporządkować w głowie niektóre sprawy i znaleźć własne miejsce. Tutiel także postara się odnaleźć w nowej sytuacji. Co do ,,kochania", nawet pies darzy uczuciem swojego właściciela, nie bądźmy okrutni ;/ To ostateczna wizja opka. AMEN
Szpilka (Brak e-maila) 14:11 24-01-2011
Gdzie kolejne rozdziały?? 0_0
Koparopa (Brak e-maila) 16:34 24-01-2011
Hm. Sama nie wiem jak na to patrzeć. Już dawno czytałam Pocałunek Śmierci na Twoim blogu i jego zakończenie wydało mi się... doskonałe. Przez cały czas byłam przekonana, że nie mogło być inne i po zapoznaniu się z nową wersja wciąż tak uważam. Dla mnie Zorga umarł wraz ze śmiercią swojego brata, Hasmed umarł zabity przez Hananela, wydostając się z klatki Rosjera. A Tutiel przepadł. Wybacz ale uważam, że nowa wersja nie jest nawet prawdopodobna z psychologicznego punktu widzenia. Trochę szkoda, że poddałaś się namowom i zmieniłaś idealne zakończenie, to jednak Twoja decyzja i szanuje ją, lecz jak pisałam, dla mnie jedynym i prawidłowym zakończeniem zawsze będzie to pierwsze. Uściski smiley
Atena (Brak e-maila) 18:20 24-01-2011
A ja uważam, że ,,to" zakończenie jest bez 2 zdań bardziej prawdopodobne!!! Byłoby inaczej, gdyby Zorga darzył brata silną więzią, a tak nie było. Chłopak miał pretensję o to, że anakim uczynili go przez pewien czas nieśmiertelnym (że tak to skrócę) a to spowodowało, że odtrącono go, skazując na życie z wiedźmą, która z kolei nawbijała mu do głowy wiele podręcznikowych mądrości. Więc właściwie dużo zyskał, stał się dla demonów trudniejszą zdobyczą. Może właśnie przez to czuł się w obowiązku wypowiedzieć demonom wojnę. Nie zaprzeczam, że swoje przeżył, ale nie był jeszcze aż tak skrzywiony, co sugerują niektóre osoby. Uważam, że nie chciał swojej śmierci, a nawet były momenty, kiedy wyobrażał sobie życie z Tutielem. Czuł, że nie może o nim myśleć, jeśli nie zakończy pewien rozdział. Hasmed na pewno nie był typem, który oddałby się anakim w ofierze, o nie nie... Dlatego drugie zakończenie zdecydowanie wydaje się bardziej logiczne. Uffff lubię rozważać takie treści *_*
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum