The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 18:51:25   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Świąteczny prezent



Brian wolno otworzył oczy i obrócił się na drugi bok, jednak już po chwili zrozumiał, że jednak nie zaśnie. Przeszywając wzrokiem mrok, spojrzał na zegarek wyświetlający godzinę na suficie i cicho jęknął. Była dopiero druga w nocy. Środek nocy. Po co się obudził? Otulił się szczelniej kołdrą i zamknął oczy, próbując nie myśleć o niczym. Ale sen nie chciał nadejść. Rozzłoszczony usiadł na łóżku.
Napiję się, pomyślał i sięgnął dłonią po butelkę wody, którą zawsze stawiał na szafce obok łóżka. Jednak, gdy tylko na nią natrafił, zrozumiał, że jest pusta.
- Szlag - zaklął cicho marszcząc brwi.
Odrzucił ciepłą kołdrę na bok i wstał, zostawiając pusta butelkę, tam, gdzie ją zastał. Otworzył drzwi od swojego pokoju i wyszedł na pogrążony w półmroku korytarz. Z dołu dochodziło do niego delikatne światło od zapalonej na noc, świątecznej choinki. W końcu była Wigilia Bożego Narodzenia. Dzisiejszej nocy miał wpaść przez komin Święty Mikołaj i rozdawać prezenty.
Przemknął gołymi stopami po miękkiej wykładzinie kierując się do łazienki w końcu korytarza. Minął otwarty pokój dwóch młodszych braci, ale cofnął się i otworzył szerzej drzwi. Przyzwyczajenie nakazało mu zajrzeć do środka. Na piętrowym łóżku spali Thomas, którego teraz noga zwisała smętnie z górnej "pryczy" - jak nazywał swoje górne łóżko, a niżej spał, otulony szczelnie kołdrą, najmłodszy Michael. To on właśnie uparł się, żeby zostawili przy choince stołek, na którym skrzętnie ustawił talerz z upieczonymi przez mamę ciastkami i szklankę mleka. Wszyscy mu wyperswadowali to mleko, bo wiedzieli, że Joker zaraz by się do niego dobrał. Stanęło więc na mleku czekoladowym w kartoniku. Michael uznał, że Mikołaj powinien być równie zadowolony.
Brian schował stopę średniego brata z powrotem między szczebelki i przykrył kołdrą. Przyjrzał się śpiącemu słodko Michaelowi i wycofał się z pokoju przymykając cicho drzwi. Dwoma susami dopadł łazienki, w której odruchowo zapalił światło. Zasyczał i zamknął oczy przed rażącym światłem, dodatkowo osłaniając twarz ręką. Wyłączył szybko żarówki i odetchnął. Wymacał po ciemku specjalną nocną lampkę wetkniętą w kontakt, która po włączeniu dawała miękkie, delikatne światło, które wystarczyło akurat na to, aby obeznać się w znajomej łazience i jednocześnie nie mieć wypalonych oczu. Załatwił się i spuścił wodę. Umył ręce i przemył twarz chłodną wodą. Wydawało mu się, że w mieszkaniu jest bardzo ciepło. Zastanawiał się, czy tata przypadkiem nie zostawił palącego się kominka. Zaśmiał się pod nosem, gdy pomyślał, w jakie oburzenie wpadłby Michael, gdyby się o tym dowiedział. Zaraz ojciec usłyszałby tyradę o tym, że przez niego Mikołaj nie mógł wejść przez komin.
Postanowił sprawdzić swoją teorię, podwędzić jedno z ciastek oraz poczęstować się butelką wody z kuchni. Stając przy schodach, minął zamknięty pokój rodziców, z którego nie dobiegały żadne odgłosy. Kiedyś, wstając w nocy, jak teraz, zaczął nasłuchiwać pod drzwiami rodziców, bo dochodziły stamtąd dziwne dźwięki. Po kilku długich sekundach zdał sobie sprawę, że rodzice uprawiają seks i wtedy pędem uciekł z powrotem do swojego pokoju i przez kilka tygodni bał się wstawać w nocy, a co dopiero spojrzeć rodzicom w twarze. Teraz odetchnął z ulgą, że matka z ojcem już śpią, a on bezpiecznie mógł buszować po domu.
Schodząc po schodach zaczął zastanawiać się po raz setny w tym miesiącu, jak to by było uprawiać seks z dziewczyną. Już od kilku lat przeczuwał, że jest inny i nawet rozmawiał o tym z rodzicami, którzy zapewnili go o swoim wsparciu, ale nadal głowił się, czy naprawdę jest tym, kim mu się wydaje, że jest. Nie tak prosto było mu sobie poukładać to w głowie, szczególnie, że hormony piętnastolatka szalały w nim bardzo. Zdarzało mu się podniecić na sam widok spoconych kolegów grających w kosza podczas lekcji wuefu, ale też ponętne kobiece pupy nęciły go podobnie, chociaż piersi już nie wywierały takiego efektu. Bez problemu oglądał pornosy heteroseksualne, ale prawdopodobnie podniecał się na widok samego aktu, jak i tego, że pokazują mężczyzn i wszystko mu było jedno czy penis jest lizany przez kobietę, czy faceta. Był penis we wzwodzie? Był. Więc i tu też był.
Teraz znowu, stając na podłodze i rozmyślając, poczuł falę gorąca w podbrzuszu i poczuł delikatną erekcję. Zawstydził się sam siebie i spróbował myśleć o mniej przyjemnych rzeczach, jak kartkówki z matmy i zagryzł zęby.
- Debilu, o czym ty myślisz? - zganił się i podążył dalej, do kuchni.
Przeszedł przez salon i zatrzymał się na chwilkę. Niedaleko kominka stała żywa choinka, od której pachniało lasem. Uwielbiał ten zapach i zawsze, kiedy mógł, zbliżał się do drzewka i wdychał zapach z igieł. Bardzo lubili rodzinnie ubierać drzewko, więc zawsze były bitwy, co kto wiesza. Zwykle Michael zajmował się dolnymi gałęziami, tata rozwieszał lampki, mama łańcuchy, a on i Thomas zajmowali się resztą. Na koniec tata podnosił do góry Michaela, który na czubku montował gwiazdę. Na choince było pełno robionych ręcznie ozdób, które przez lata mama z chęcią robiła z nimi, gdy byli młodsi. Obecnie Brian już niezbyt często towarzyszył im na przykład w robieniu łańcucha z krepiny, czym zafascynowany był Michael. Wolał spędzać czas z kolegami na graniu w gry video lub buszować po internecie.
Teraz, gdy ujrzał ich dzieło w pełnej okazałości, pogrążone tylko w swoim świetle, odganiające mroki domu, zrobiło mu się jednocześnie ciepło, ale i smutno. Pomyślał, że musi częściej spędzać chwilę okołoświąteczne z rodzicami i braćmi, bo kiedyś się wyprowadzi i mu tego zabraknie. Podszedł do drzewka, przymknął oczy i wciągnął powietrze nosem. Uśmiechnął się. Zapach lasu. A obok zapach ciastek leżących na stoliku. Zaśmiał się na ten widok. Spojrzał w drugą stronę, na ulubiony fotel ojca, na którym teraz spał, zwinięty w kłębek ich czarno-biały kot Joker. Chyba nawet nie zauważył i nie wyczuł Briana, który teraz mu się przyglądał, tylko spał głębokim snem.
Chłopak zerknął jeszcze na kominek, ale tak jak przypuszczał, nie palił się w nim ogień. Michael na pewno przypilnował tatę, aby ten nie zapomniał go ugasić.
Skierował swoje kroki do kuchni, gdzie z szafki wyjął małą butelkę wody, którą od razu odkręcił i napił się z niej bezpośrednio.
- Ach - odetchnął głośno zaspokajając pragnienie.
Brian nie mógł wiedzieć, że w tej właśnie chwili coś wylądowało na dachu jego domu. Ktoś postawił nogę na puszystym śniegu zostawiając ślady stóp. Dzwoneczki cicho zadźwięczały i parsknęło jakieś zwierzę.
- Ciii - osobnik pogłaskał szorstką sierść uspokajając swojego wierzchowca.
Uśmiech błądził na jego twarzy. Odpiął od pasa woreczek z magicznym pyłem, który rozsypał po dachu, a jego złote drobinki przeniknęły przez drewno i stal. Opadły we wszystkie kąty. Do sypialni rodziców, gdzie ojciec przekręcił się nerwowo ściągając z żony kołdrę. Do pokoju młodszych braci, gdzie Thomas ponownie wysunął nogę pomiędzy szczebelki. Aż wreszcie do salonu i kuchni, gdzie Brian właśnie przechodził obok śpiącego kota, żeby ponownie udać się do łózka.
Złoty pył ogarniał domowników, pomagając im zapaść w jeszcze głębszy sen, tak, żeby nie obudzili się zbyt łatwo i śnili piękne sny.
Brian kichnął, gdy magiczny proszek dosięgnął i jego, a jego powieki stały się ciężkie. Kończyny odmówiły posłuszeństwa stając się ociężałe jak kowadła. Zatoczył się lekko do tyłu i opadł na drugi z foteli, upuszczając na podłogę opróżnioną do połowy butelkę z wodą. Na ten nowy hałas, kot podniósł głowę i zastrzygł uszami, a Brian powoli odpływał w sen coraz bardziej zamykając oczy.
Coś jednak poszło nie po myśli nieznajomego gościa z dachu. Gdy tylko wskoczył do komina zwinnym ruchem, jego palce ześlizgnęły się po cegłach i zamiast ładnym cichym susem znaleźć się w domu, runął w dół na palenisko, wzniecając tumany popiołu i głośno kaszląc. Brian, zamiast zapaść w sen, otworzył szeroko oczy, przestraszony, ale nadal nie był w stanie się podnieść, albo chociaż ruszyć dłonią, czy nogą. Czuł się sparaliżowany, co go dodatkowo zaniepokoiło. Nie mogąc nic zrobić, trwożnie patrzył w stronę kominka, bojąc się tego, co zobaczy. Ale nie zobaczył nic. Popiół opadł, odgłos, jakby czyjegoś kaszlu ustał, ale w kominku nikogo nie było. Za to kot zwinnym ruchem zeskoczył z fotela, zaalarmowany i stanął na dywanie w pozie gotowej do ataku. Najeżył się i prychnął w stronę kominka pokazując kły i pazury. Ogon cały się spuszył. Nagle przed kotem pojawił się człowiek. Brian sądził, że się przewidział, ale naprawdę było tam pusto, a w mgnieniu oka przy zwierzęciu ktoś kucał.
- Hej kotku, nie bój się - powiedział obcy i uśmiechając się do Jokera wysunął do niego rękę.
Kot nagle, jak pod dotknięciem czarodziejskiej różdżki, uspokoił się i spotulniał. Miauknął słodko i łepkiem uderzył o rękę nieznajomego łasząc się przy tym i mrucząc.
- Tak lepiej, prawda? - odparł gość i pogłaskał kota, który traktował przybysza jak najlepszego kumpla.
Brianowi łomotało serce w piersi. Nadal nie mógł się poruszyć i czuł, że pot spływa mu po plecach. Bał się jak cholera. Ten włamywacz tak łatwo zjednał sobie kota i pojawił się znikąd. Chciał krzyczeć, ale gardło też miał jakby sparaliżowane. Musiał zaalarmować rodziców, braci, kogokolwiek. Bał się o swoje i ich życie. Ale w tej chwili bardziej o swoje, gdyż siedział tutaj, prawie obok i widział go na własne oczy, tak blisko.
Przybysz zaczął rozglądać się dookoła i coś mówić pod nosem, ale Brian go nie słuchał, tylko próbował ocknąć się z tego dziwnego letargu. Zebrał w sobie całą siłę, a dodatkowa adrenalina spowodowana strachem o swoje własne życie pomogła mu podnieść się i z impetem rzucić na napastnika, przy okazji krzycząc coś nieskładnie. Gość otworzył szeroko oczy i uniósł brwi w przerażeniu nie spodziewając się ataku ze strony domownika, którego nawet nie zauważył skupiając się na kocie i swoim zadaniu.
Brian runął na niego łapiąc go w locie i upadli na podłogę, a chłopak złapał go w mocnym uścisku.
- AAAAAA! Złodziej! Mamo! Tato! Obudźcie się! Policja! - wrzeszczał na cały głos Brian jak opętany, a w żyłach szybko płynęła mu krew.
- Stój! Stój! Stój! - z paniką w oczach krzyczał do niego przybysz próbując złapać oddech i odepchnąć chłopaka.
- Pomocy! - Brian nadal darł się w niebogłosy, więc nieznajomy zgiął kolano i uderzył chłopaka w krocze, nie mogąc zrobić nic innego.
- AAAA! - zawył znowu, teraz już z innego powodu.
Brian złapał się za krocze puszczając intruza, a w jego oczach pojawiły się łzy. Leżał na podłodze zwinięty w kłębek i piszczał jak zbity psiak. Kot uciekł gdzieś w kąt chowając się, przestraszony. Intruz uklęknął przy chłopaku z lękiem w oczach i drżącymi dłońmi.
- Przepraszam, przepraszam. Nic ci nie jest? Nie chciałem mocno, ale nie mogłem oddychać, a ty musiałeś się uspokoić. - Czekał chwilę na reakcję chłopaka, który w końcu spojrzał na niego bez chęci mordu w oczach, gdyż nie miał na to siły. Jego klejnoty były teraz opuchnięte, a przecież nie osłaniało ich nic, oprócz cienkiego materiału spodenek od piżamy.
- Naprawdę nie musisz się mnie bać. Nic ci nie zrobię, obiecuję. Zaraz stąd znikam, a ty zapomnisz, że mnie widziałeś. Proszę, nie panikuj.
Brian w końcu puścił swoje krocze i oddychał teraz głęboko. Kilka łez spłynęło po jego policzkach. Zdołał usiąść i odsunął się kawałek od obcego, w stronę jedynego źródła światła - choinki. Kiedy nieznajomy również nachylił się w tą stronę, Brian dopiero wtedy ujrzał, z kim ma do czynienia. Był to chłopak wyglądający na niewiele starszego od niego samego. Miał duże, niebieskie oczy, krótkie brązowe, kręcone włosy, piegi prawie na całej twarzy i śmieszny, zadarty nos. Do tego zauważył zielony sweter i czarne spodnie, a potem dostrzegł wystające spod kędziorków uszy. Dłuższe niż u człowieka. Szpiczaste. Oczy Briana zrobiły się dużo większe, niż zazwyczaj.
- Ty, ty, ty... - Uniósł rękę i pokazał palcem na jego uszy.
- Tak, wiem, szpiczaste. - Dotknął ucha dłonią i się uśmiechnął przyjacielsko. - Jestem elfem - dodał po chwili, jakby to było oczywiste i jak najbardziej normalne. - Mam na imię Damien.
Elf wyciągnął rękę na powitanie, a Brian odruchowo ją złapał i potrząsnął, ale cały czas z szokiem wypisanym na twarzy.
- Brian - odparł cicho.
Damien puścił jego dłoń i wyprostował się.
- Słuchaj Brian. Ja tu tylko podrzucę wasze prezenty i znikam, a ciebie posypię magicznym proszkiem zapominajkiem i nic nie będziesz pamiętał. Wszyscy będą zadowoleni.
- Co?! Zaraz, zaraz. - Chłopak wstał i złapał elfa za rękę. - Jak to elf? Jak to prezenty? Przecież elfy nie istnieją.
Brian zdezorientowany patrzył w przyjazną twarz Damiena, któremu uśmiech nie schodził z twarzy. Zauważył, że elf w ogóle nie jest brudny, mimo, że dopiero co wpadł do kominka pełnego popiołu.
- Jak widzisz, jestem prawdziwy. Mam szpiczaste uszy i tak dalej. Jest nas bardzo dużo i pomagamy Mikołajowi roznosić prezenty. Nie jest tak, że dałby sobie radę sam. Magia magią, ale są jakieś limity. - To mówiąc puścił do niego oczko.
Chłopak zarumienił się. Elf był śliczny, uroczy i przystojny. Do tego emanowało od niego coś takiego, co przyciągało Briana. Cały czas trzymał jego rękę i nie chciał puścić, nie mógł. W końcu poczuł ciepło w kroczu i spłoszony aż krzyknął, puszczając elfa i próbując zasłonić dłońmi swoje podniecenie.
- Hej, wszystko w porządku? - zainteresował się Damien. - Chyba nie uderzyłem za mocno? - powiedział zmartwiony, podszedł do chłopaka i złapał go za policzki wpatrując się głęboko w piwne oczy.
Brian aż westchnął zaglądając w jego błękitne tęczówki, a potem spuścił wzrok na pełne, różowe usta i ogarnęło go ciepło w całym ciele. Gorąco wypełniło klatkę piersiową, a nogi zadrżały. To było silniejsze od niego, pragnął tego, nie mógł się powstrzymać. Objął elfa i przylgnął do niego mocno, składając na jego ustach pocałunek. Damien otworzył szeroko oczy, zdziwiony i zamachał rękami. Chciał coś powiedzieć, ale otwarcie ust spowodowało, że Brian naparł na nie swoim językiem, szukając głębszych wrażeń. Pod elfem ugięły się nogi i obaj, złączeni, runęli w dół na dywan. Brian podniósł się na rękach spoglądając na czerwonego jak burak Damiena i sam spłonił się rumieńcem. Na w pół siedział teraz na nim okrakiem i czuł, że jego penis ugniata krocze elfa, przez co ten zaczął coraz szybciej oddychać.
- Och, ja przepraszam. Nie wiem, co... - Brian chciał się wytłumaczyć. Było mu cholernie głupio po tym, co zrobił. I teraz, gdy jego penis czuł pod sobą ocierające się o niego ciało, prężył się jeszcze bardziej, podniecony.
Chłopak dopiero co bał się o swoje życie i nadal nie mógł uwierzyć w słowa Damiena, że ten jest elfem, ale nie przeszkadzało mu to pożądać go i marzyć o następnym pocałunku.
Podniósł się bardziej i chciał wstać, zażenowany tą sytuacją, ale nagle poczuł dłonie elfa na swoich ramionach, które nakazały mu pochylić się ponownie. Dłonie przesunęły się na kark i głowę, a palce wplotły się między włosy i ponownie z bliska ujrzał piegowatą, zarumienioną twarz elfa i po chwili poczuł ciepłe usta składające mokre pocałunki na jego wargach.
Bezwiednie zaczął ocierać się kroczem o jego krocze, gdzie czuł, że on również się podnieca. Elf smakował jak pomieszanie cukierków z piernikami, a jego zapach przypominał ten, który dopiero co wdychał delektując się zapachem świeżej choinki stojącej w ich salonie.
Ich języki splatały się w tańcu a usta spijały słodycz. Gdy w końcu jednak Brianowi udało się oderwać od elfa, spojrzał jak przez mgłę w jego niebieskie, rozbawione oczy.
- Och Brian - westchnął Damien z uśmiechem. - Jesteś bardzo, bardzo niegrzeczny.
Chłopak poczuł, że elf ponownie chce go przyciągnąć za kark do siebie, ale on trochę oprzytomniał i wyrwał mu się siadając pupą na podłodze między jego nogami.
- Zaraz, chwila. To nie tak. - Potrząsnął głową. Tak, pragnął go, ale ta sytuacja nadal jawiła mu się, jako absurdalna. - To jest mega dziwne. Ty jesteś jakimś elfem, a to jest niemożliwe. Ja nie wierzę w Mikołaja i te inne bzdury. Tylko Michael jest na tyle mały, żeby w to wierzyć. Prezenty kupują rodzice, a ty nagle zjawiasz się w moim domu, mówisz, że jesteś elfem Mikołaja i robimy... TO? - Czerwienił się jak nos Rudolfa nadal mając w spodniach erekcję.
Damien usiadł i przysłuchiwał się zdziwiony i trochę smutny. W końcu zwinął nogi po turecku i westchnął.
- Możesz wierzyć lub nie, ale ja jestem prawdziwy. Przyleciałem tutaj małymi saniami zaprzęgniętymi w jednego renifera. Takich jak ja są miliony, żeby tylko Święty zdążył wszystkim rozdać prezenty. A jeszcze trzeba pamiętać o zmianie czasu i tym, że niektórzy prezenty ludzie rozdają sobie w Wigilię. To nie jest łatwa praca, ale nikt za nas jej nie zrobi.
- Przecież mówię, że to rodzice kupują prezenty i ludzie sobie nawzajem.
- Jak to się stało, że nagle wypytujesz o to, jeśli moglibyśmy robić inne rzeczy?
Brian uniósł brwi i zapiekły go uszy. Elf patrzył na niego bystro i znowu się uśmiechał. Nawet, jeśli Brian by wierzył w elfy, to na pewno nie tak by sobie jakiegoś wyobrażał. Nie, jako przystojnego chłopaka, który z chęcią całuje się z nim, a może i chciałby coś więcej.
Znowu poczuł podniecenie w kroczu, a penis nadal nie chciał opaść, nęcony słowami Damiena.
- Przestań - krzyknął. - To nie jest jakaś zabawa. Ty jesteś tutaj i mówisz o jakiejś magii, Mikołaju i prezentach. A równie dobrze możesz być zwykłym włamywaczem i pedofilem, który po prostu podał mi jakoś grzybki halucynogenne.
Elf przez chwilę milczał wpatrując się w zagniewanego chłopaka, ale potem wybuchnął gromkim śmiechem nie bacząc na to, czy pobudzi pozostałych domowników, pewien niezawodności swojej magii. Brian speszył się, jednocześnie bojąc się tego, co elf za chwilę może zrobić. Rzucić się na niego i poderżnąć gardło, bo go przejrzał? A może coś jeszcze gorszego?
- Dobra, nie wierzysz mi. Udowodnię ci.
Damien sięgnął do paska spodni i odczepił od niego woreczek z magicznym pyłem. Włożył dłoń do środka i wyjął małą garść drobnego pyłu, po czym rzucił go w powietrze i powiedział coś w dziwnym, nie zrozumiałym dla Briana języku. Po tym geście w powietrzu zaczął ukazywać się obraz, z początku mglisty, rozmazany, by za chwilę się wyostrzyć. Chłopak ujrzał w nim rodzinę bawiącą się w śniegu. Rodzice i mały chłopczyk lepili bałwana i rozmawiali o świętach.
- To ty i twoi rodzice - powiedział Damien, a Brian wciągnął powietrze i poczuł ukłucie w sercu. Wiedział, że widzi prawdę. Prawdziwe wspomnienia ukazane mu jak na filmie.
- Przywołałem wspomnienia z twojej głowy. W podobny sposób Mikołaj zagląda w serca dzieci i sprawdza, czy były grzeczne. Oczywiście to nie jest tak, że niegrzecznym nie daje nic, ale nie wszystkim należą się fizyczne prezenty jak rower czy zabawka.
Brian słuchał Damiena, ale nie do końca rozumiał jego słowa. Natomiast chłonął całym ciałem, umysłem i sercem to, co widział przed oczami.
Damien machnął ręką i obraz się zmienił. Brian teraz był starszy, a jego mama w rękach trzymała małego dzidziusia, jego brata Thomasa. Brian był wtedy o niego bardzo zazdrosny i ciągle rozrabiał nie ciesząc się z uwagi poświęcanej bratu a odebranej jemu. Obraz pokazał, że w tamte święta dostał tylko trzy prezenty.
- Mikołaj wtedy nie podarował ci nic namacalnego - powiedział nagle Damien. - Te zabawki kupili ci rodzice, ale od Świętego dostałeś ważniejszy prezent.
Brian oderwał wzrok od obrazu, zaciekawiony słowami Damiena. Spojrzał w jego niebieskie oczy, w których odbijał się obraz, jak z ekranu telewizora.
- Podarował ci wtedy cierpliwość i nauczyłeś się akceptować Thomasa a z czasem go kochać.
Chłopak przypomniał sobie, jak bardzo był zazdrosny o brata, a potem ta zazdrość zniknęła i cieszył się z nowego towarzysza zabaw.
- Dla Michaela byłeś bardziej łagodny. Starszy, mądrzejszy brat był podporą dla rodziców i nowego niemowlaka. - Damien uśmiechał się mogąc obserwować już starszego Briana, który bardzo cieszył się trzymając w rękach tygodniowego braciszka, oraz Briana pocieszającego Thomasa, że młodszy brat to nie koniec świata. - Byłeś dobrym dzieckiem. Na tym polega magia Świąt i Mikołaja. Przynosimy od niego prezenty namacalne, jak zabawki i gry i pod wpływem czarów rodzice sądzą, że to prezenty kupione przez nich, nieraz zapomniane życzenia tego, co dzieci chciałyby dostać. Ale Mikołaj sam obdarowuje najlepszymi prezentami. Miłością, cierpliwością, przyjaźnią, nadzieją na lepsze jutro. Nie może zmienić czyjegoś życia, ale może dać mu wiarę, że kiedyś będzie lepiej.
Brian poczuł, że do oczu napływają mu łzy. Łzy szczęścia. Sceny, tak zapomniane w odmętach jego umysłu, powróciły po stokroć i wpełzły do jego serca, jako ciepłe skrawki minionego życia. Mimo łez, uśmiechał się do oglądanych obrazów i cieszył się jak dziecko mogąc oglądać te sceny ponownie.
Nie widział, że elf uśmiechnął się kącikiem ust i machnął ponownie ręką.
- Są oczywiście też mniej chlubne sceny z twojego życia - mruknął kąśliwie. - Kiedy byłeś bardzo niegrzeczny.
Brian zmarszczył brwi nie rozumiejąc, co Damien ma na myśli, ale zaraz obraz się zmienił ukazując mu siebie samego przed ekranem komputera, jak ogląda gejowskie porno i się masturbuje.
- Stooooooop! - zawył czerwieniąc się jak burak i rzucił się na obraz próbując go w jakiś sposób zasłonić, ale wpadł tylko na choinkę prawie ją przewracając.
Damien również krzyknął i rzucił się ratować drzewko, w ostatnim momencie łapiąc je z przeciwległej strony.
- Ał, ał, ał. - Igły wbiły mu się w ręce i twarz, ale choinka nie runęła. - Żyjesz? - zwrócił się do Briana klękając obok niego.
Chłopak również nadział się na igły i miał teraz lekko podrapaną twarz. Gdy ujrzał przed sobą elfa, zmarszczył brwi w złości i uderzył go w klatkę piersiową popychając na podłogę.
- Bawi cię to?! - krzyknął. - Co to niby miało być?
Zerwał się na nogi i pochodził po pokoju trzymając się za głowę. Elf podparł się na łokciach i obserwował chłopaka. Z początku zdziwiony jego pocałunkiem, po chwili spodobało mu się to, co robił. Może i był elfem, magiczną istotą podwładną Mikołajowi, ale był też z krwi i kości. Elfy również potrafiły kochać, łączyć się w pary, małżeństwa, mogły mieć dzieci i uprawiać seks. Zrodzone na początku z magii, z czasem stały się samowystarczalne, a do tego od zawsze były długowieczne. I również, jak i ludzie, potrafiły kochać nie tylko płeć przeciwną. Więc gdy tylko Brian pocałował Damiena, ten już wiedział, że chłopak mu się spodoba. Przylatując tutaj, nie wiedział o nim tego, co odkrył przeglądając jego myśli w momencie wypowiadania magicznych słów do magicznego pyłu. To był ten moment, kiedy odkryły się przed nim wszystkie karty życia Briana i swobodnie mógł wynajdywać sceny z jego życia i umysłu. Chłopak był miłym i kochającym dzieciakiem i trudno byłoby go nie polubić. Do tego śliczne, piwne oczy i opadająca na nie ciemna grzywka dodawały mu zadziorności. Damien wiedział, że nie ma już zbyt wiele czasu, więc musiał coś zrobić, żeby Brian nie odepchnął go tym razem. Elf chciał znowu poczuć jego pocałunki i dotyk.
Wstał z podłogi i podszedł do chłopaka. Był od niego wyższy prawie o głowę i dużo, dużo starszy, chociaż według elfich lat, był zwykłym młodzieniaszkiem.
- Przepraszam cię za to - powiedział do chłopaka z prawdziwą skruchą w głosie. - Elfy nie są święte, jak Mikołaj, a niektóre z nas są bardziej psotne niż inne.
Znowu się uśmiechnął i puścił oczko. Brian nie mógł mu odmówić uroku osobistego. Uspokoił się trochę, chociaż nadal był zażenowany tym, co pokazał mu elf.
- Rozumiem, że jesteś... gejem, tak? Tego słowa używają ludzie? To nic złego i za to nigdy nie zostaniesz ukarany lub pozbawiony prezentu od Mikołaja, wierz mi. Ja sam wolę elfy niż elficzki. - To mówiąc dotknął delikatnie jego policzka, co wywołało dreszcz podniecenia u chłopaka.
Jak mógł się na niego gniewać? Przecież ten nie zrobił nic złego i do tego naprawdę był magiczną istotą.
Wyciągnął rękę i dotknął jego szpiczastego ucha łaskocząc go nieco. Zafascynowany, przez chwilę międlił i tarmosił również i drugie ucho, aż w końcu zwrócił uwagę na twarz elfa, który cały czas przyglądał mu się z rozbawieniem. Zarumienił się i opuścił ręce.
- Przepraszam - mruknął i spuścił głowę.
Elf pogładził go po rękach i złapał za dłonie ciągnąc je w górę. Zarzucił je sobie na ramiona.
- Nie krępuj się. To było bardzo przyjemne - odpowiedział Damien z błyskiem w oku.
Schylił się i pocałował chłopaka, a ten z chęcią oddał pocałunek.
- Jak stąd znikniesz, to cię zapomnę? - zapytał nagle Brian przerywając pocałunki.
- Niestety tak musi być. Rzucę na ciebie magiczny pył, który sprawi, że nic z tego nie będziesz pamiętał.
- Ale ja chcę ciebie pamiętać. - Chłopak zarumienił się, dziwiąc się swoją zuchwałością.
Damien uniósł brwi i również się lekko zarumienił. Brian schlebiał mu, przez co zalewała go fala ciepła, trochę innego niż pożądanie. Wiedział, że w ogóle nie powinien się tak zachowywać, spoufalać z człowiekiem, ale to było silniejsze od niego. Jego też trochę zasmucił fakt, że chłopak nie będzie pamiętać ich spotkania, które było takie przyjemne.
Wpatrywali się w siebie. Elf odgarnął kosmyk włosów z twarzy chłopca. Obok nich stała dumnie choinka, świecąc swoimi światełkami, odbijając ich blask od pękatych bombek. Nawet Joker już chwilę temu wyszedł z ukrycia i ponownie wskoczył na swój ulubiony fotel pogrążając się we śnie.
Usiedli na dywanie i wpatrywali się w świecidełka na drzewku świątecznym, a Brian zaczął wypytywać Damiena o inne rzeczy związane z nim i Świętym Mikołajem. Był ciekawy życia elfa, a między słowami składał mu pocałunki na twarzy. Jego czoło smakowało jak lukier, nos jak cukierki, policzki pachniały piernikami, a broda wanilią. Różowe wargi splatały wszystkie te smaki w jeden ciepły, słodki smak, w którym można było się zatopić bez pamięci. Kręcone włosy, w które wplatał palce, miał miękkie i lśniące. Piegi na twarzy były tego samego, brązowego koloru. Niepasujące do nich, żywo-niebieskie oczy wyróżniały się na tle jasnej cery i przypominały Brianowi niebo w mroźny dzień, kiedy samotne słońce odbijało swoje promienie w bielusieńkim śniegu.
Jego dotyk był delikatny, lub czasem stanowczy, kiedy mocniej przyciskał dłoń do jego karku, żeby Brian jeszcze przez chwilę nie odrywał swoich ust od jego. Pocałunki Damiena były równie przyjemne, co słodkie, kiedy muskał swoimi wargami jego skórę na twarzy i szyi. Kiedy przeczesywał jego ciemne włosy palcami, ciarki przechodziły mu po plecach.
Brian smakował tej twarzy, tych ust, chłonął każdy dotyk, wdychał zapachy Świąt, próbując zatrzymać tą chwilę jak najdłużej.
- Czy jeśli pozwolę ci pamiętać, to będziesz za mną tęsknić? - zapytał nagle elf.
- Oczywiście, że tak - odparł pełen entuzjazmu Brian, sądząc, że tego właśnie Damien oczekuje, ale on posmutniał.
- Tego właśnie się obawiam - powiedział. - Bo możliwe, że już nigdy się nie spotkamy. To nie jest tak, że co roku do was przylatuję ja. Mamy przydziały, które się zmieniają, żeby każdy elf mógł zobaczyć kawałek świata. Za rok mogę odwiedzić dom w jakiejś wsi na Syberii, a ciebie już nigdy nie spotkać.
Brian poczuł kłucie w sercu.
- Sam nie wiem, czy wolałabym pamiętać tą chwilę i całe życie tęsknić, czy może jednak zapomnieć. - Zamyślił się. - A gdybyś mi pozwolił pamiętać, chociaż ten smak - i ponownie pocałował go w usta. - I ten dotyk. - Położył sobie jego dłoń na policzku. - I te oczy. - Popatrzył wprost w błękitne tęczówki, aż Damien się zarumienił.
- Och, słodki chłopcze - jęknął i rzucił się na niego, tuląc mocno w ramionach, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi, tak, żeby ten nie widział smutku malującego się na jego twarzy. On sam będzie tęsknić za nim przez wieczność i z chęcią również na siebie rzuciłby magiczny pył.
Brian również oplótł go rękami, ściskając mocno. Poczuł, że do oczu cisną mu się łzy.
Nagle usłyszeli dzwonienie dzwoneczków dochodzące z dachu.
- Co to było? - zdziwił się chłopak.
Obaj spojrzeli w górę.
- Mój renifer mnie pogania, już dawno powinienem był stąd zniknąć. Robi się późno.
Brian spojrzał na zegar stojący nad kominkiem, który wskazywał czwartą nad ranem. Do wschodu słońca jeszcze było daleko, ale jednak noc dobiegała końca. Brian patrzył jak Damien wraca do kominka, przez który trafił do jego domu i czegoś szuka. Nagle jego oczom ukazał się mały worek z prezentami, nagle się materializując.
- Nie mogę zapomnieć o prezentach - oznajmił elf uśmiechając się szeroko.
Wyjął pudełka opakowane w piękne świąteczne papiery, a każdy z nich przyozdobiony był czerwoną kokardą i dołączoną karteczką z imieniem. Michaelowi przypadły dwa prezenty, Thomasowi jeden i Brianowi też jeden.
- Spodoba ci się - powiedział Damien.
- Nie obchodzi mnie, co jest w tym pudełku - mruknął ze smutkiem w głosie Brian.
Elf popatrzył na niego, a potem przytulił.
- Rodzice jak zwykle dostaną nienamacalne prezenty od samego Mikołaja - powiadomił, chociaż chłopaka to już nie interesowało. Patrzył tylko smętnie w podłogę bojąc się spojrzeć w oczy elfowi. Ten złapał go za brodę, zmuszając, aby popatrzył w górę. - Chodź, odprowadzę cię do łóżka.
Trzymając się za ręce weszli po schodach mijając sypialnię i pogrążonych w niej we śnie rodziców, oraz pokój chłopców, z którego można było usłyszeć ciche pochrapywanie Thomasa, którego męczył ostatnio katar. Weszli do pokoju Briana i Damien skierował się do łóżka, ale chłopak stanął na środku jak wryty, zatrzymując ręką elfa.
- Nie chcę jeszcze iść spać - oznajmił błagalnym wręcz głosem.
- Chodź, położę się na chwilę z tobą. - Damien uśmiechnął się, ale bez przekonania, bo smutek chłopaka jemu też się udzielał.
W końcu Brian położył się w pościeli i nakrył kołdrą, a obok niego ułożył się jego niespodziewany gość. Wtulił twarz w szyję chłopaka, ale Brian zaraz zwrócił swoją twarz ku niemu i spojrzał mu głęboko w oczy. Leżeli chwilę w półmroku. Brian gładził dłonią jego policzek.
- Jesteś cudowny - szepnął. - Tak bardzo magiczny, że aż...
Nie dokończył, bo Damien położył mu palec na ustach, po czym pocałował mocno i namiętnie. Jednocześnie sięgnął ręką do kieszeni skąd wyjął szczyptę niebieskiego proszku i posypał nad ich głowami mamrocząc wprost w usta chłopaka jakieś zaklęcie w dziwnym języku. Skradli sobie jeszcze kilka całusów, aż Brian odsunął się i spojrzał nieprzytomnie na elfa, który uśmiechał się do niego smutno. Damien pogładził go po głowie, która wolno opadła na poduszkę, a powieki chłopca zrobiły się cięższe.
- Da... - Brian nie dokończył, całkowicie osuwając się w sen, a jego klatka piersiowa unosiła się miarowo.
- Zawsze będę cię pamiętać, niegrzeczny chłopcze - szepnął Damien, już sam do siebie, uśmiechając się przy tym, z błyskiem w niebieskich oczach.
Wstał z łóżka i przykrył szczelniej chłopaka, po czym wyszedł zamykając za sobą drzwi. Zszedł na dół i jeszcze przez chwilę przyglądał się ozdobionemu drzewku. Dopiero teraz zwrócił uwagę na stojący obok stolik, na którym znajdowały się ciastka i kartonik z mlekiem. Nadgryzł jedno ciastko i wypił całe mleko. Pogłaskał jeszcze Jokera, który nadstawił mu swój łepek i stanął w końcu przed kominkiem. Odetchnął głęboko, po czym zniknął i jak wiatr wleciał do komina żeby wyskoczyć na dachu zostawiając ślady stóp w śniegu.
- Cześć kolego - zwrócił się do swojego renifera i pogłaskał go po pysku, a ten ryknął cicho i potrząsnął głową tak, że znowu zadźwięczały jego dzwoneczki umieszczone w uprzęży. - Tak, tak, wiem. Musimy lecieć.
Wskoczył do jednoosobowych sań, cmoknął na renifera i poruszył lejcami, a zwierzę ugięło nogi w kolanach i odbiło się od dachu wzlatując w powietrze, podrzucając za sobą czerwone sanie. Damien już nie widział innych elfów na innych dachach. Te już dawno odleciały ze swojego stanowiska pracy i poleciały na następne. Dla Damiena dom Briana był dzisiaj ostatnim z zaledwie kilku, które odwiedził dzisiejszej nocy. Dzięki temu mógł tak długo pozostać z chłopakiem. Teraz renifer zaczął przebierać energicznie kopytami, ciągnąc za sobą sanie, oddalając się od tego domu. Damien spojrzał w tył, szukając jeszcze tęsknie okna chłopaka i uśmiechnął się pod nosem.
- Żegnaj - krzyknął pozostawiając za sobą jedynie parę, która wydobyła się z jego ust, oraz magiczne iskry sypiące się z kopyt renifera, po czym zniknął gdzieś w chmurach.
Na świat powoli wychodziło z ukrycia słońce pojawiając się nieśmiało na horyzoncie w postaci różowej kuli. Chmury przybrały krwawy odcień by po chwili rozbłysnąć pomarańczą i żółcią. Niebo mieniło się szarością i błękitem. Miasto budziło się do życia, a wraz z nim dzieci, które wesoło wstawały z łóżek żeby jak najszybciej odnaleźć prezenty pod choinką. Briana zbudził krzyk zachwytu najmłodszego brata. Otworzył zaspane oczy czując się, jakby nie spał co najmniej pół nocy. Przez chwilę wydawało mu się, że coś mu się śniło, ale zaraz światło poranka odegnało nocne majaki. Przeciągnął się i ziewnął, żeby za chwilę zerwać z siebie kołdrę i zmusić do wstania. Gdy wyszedł na korytarz, okazało się, że Michael i Thomas już są na dole, sądząc po odgłosach, a rodzice właśnie wychodzili ze swojej sypialni.
- Dzień dobry kochanie - odezwała się mama zakładając na cienką halkę puszysty szlafrok. - Brrr, ale chłodno. Musisz zaraz napalić w kominku - zwróciła się do taty, który szedł tuż za nią.
- Tak - ziewnął. - Zaraz po porannej kawie. - Uśmiechnął się i ucałował żonę w czoło.
Brian drgnął, bynajmniej nie z obrzydzenia, czy podniecenia, tylko z powodu jakiejś nagłej pustki, która wypełniła jego serce. Rodzice zeszli po schodach, a on nadal stał jak słup, gapiąc się w dal, próbując sobie coś przypomnieć, chociaż nie wiedział, co. Pomyślał, że musiał mieć dziwny sen, który teraz próbował uchwycić. Potrząsnął głową i zbiegł na dół, gdzie jego bracia już przetrzepywali pudełka pod choinką.
Mama poszła nastawić ekspres z kawą, a tata przysiadł na fotelu zrzucając Jokera.
- Powoli chłopcy, powoli. Dla każdego coś na pewno jest.
Tata śmiał się, a Michael szukał karteczek ze swoim imieniem. W końcu każdy domownik otrzymał swoje prezenty i mogli zacząć je rozpakowywać. Były swetry, biżuteria, samochody na baterie, klocki i książki, skarpety oraz gry planszowe. Brian otwierał swoje prezenty powoli i ze spokojem uważnie obserwując rodziców, chociaż nie wiedział, dlaczego. Zauważył, że mama zawahała się, gdy Michael otworzył prezent, gdzie znalazł figurkę Iron Mana, jakby zastanawiając się, skąd ona się tam wzięła, ale zaraz na jej twarz wypłynął uśmiech i porozumiewawcze spojrzenia z tatą, jakby się cieszyli, że pamiętali o tym, o czym marzył ich syn.
Przypatrywał się tej dziwnej mieszaninie zdziwienia i zachwytu jeszcze kilka razy, ale potem minęła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Brian w końcu otworzył i swoje prezenty, w których znalazł książki, o których marzył, oraz gry. Zauważył jednak chwilę zastanowienia na twarzy taty, gdy rozpakował czapkę bejsbolówkę z logo jego ulubionej drużyny i wtedy sam zatrzymał wzrok na pudełku i papierze, w które była owa czapka zapakowana. Trzymał w dłoni czerwoną wstążkę, aksamitną w dotyku i jakże piękną. Wydawało mu się, że o czymś miała przypominać, ale ta myśl zaraz uleciała w eter, gdy tata krzyknął jego imię.
- Brian, jeszcze jeden prezent jest dla ciebie - powiedział tata i wręczył mu małe pudełko obleczone złotym papierem i również czerwoną kokardą.
Chłopak wziął od niego prezent i przyglądał mu się z zaciekawieniem. Rodzina nie zwracała na niego uwagi zajęta zabawą nowymi podarunkami, ciesząc się i śmiejąc wesoło. On siedział i przyglądał się, próbując sobie coś przypomnieć. Coś, co usilnie nie chciało wrócić.
Rozwiązał kokardkę i ostrożnie odkleił papier, a następnie otworzył czerwone pudełko. Uniósł wysoko brwi w zdziwieniu, gdy w środku znalazł kilka dziwnych rzeczy: okrągły, złoty dzwonek, dwa piernikowe serca, oraz kilka cukrowych lasek. Ten prezent wydał mu się tak absurdalny, że zdziwił się, kiedy ciepło zalało całe jego ciało, a serce zaczęło bić szybciej. Potarł o siebie palcami prawej dłoni, jakby przypominając sobie, co one dzisiaj dotykały. Dotknął nimi ust, próbując ustalić, co dzisiaj całowały. W pamięci usłyszał śmiech i dzwoneczki, oraz przebłysk błękitu, tak odległy, jak niebo ponad ich głowami.
Nagle z letargu wyrwał go głos matki:
- Niegrzeczny - usłyszał.
- Co? - Spojrzał na nią zdziwiony tym słowem.
- Mówię, że chyba nie byłeś w tym roku niegrzeczny, skoro dostałeś tak piękne prezenty od Mikołaja.
- I elfów - powiedział prędko.
- Co? - zapytała matka nie rozumiejąc.
- Prezenty rozdaje Mikołaj i elfy - wyjaśnił szybko, nie wiedząc skąd mu się wzięło takie wyjaśnienie.
- Możliwe - odparła mama uśmiechając się. - Naprawdę byłeś grzeczny - dodała i zaraz znowu zwróciła się w inną stronę.
Brian spojrzał na podarunek ze słodkościami i uśmiechną się do siebie.
- Byłem bardzo niegrzeczny - stwierdził, chociaż nie wiedział, czemu i dlaczego wcale go to nie zmartwiło.
Nagle kot wskoczył mu na kolana a on odłożył pudełko z dzwoneczkiem na bok i zrzucając zwierzę, usiadł na podłodze koło braci, ciesząc się z ich prezentów. Znów będąc z rodziną. I tylko gdyby się bardzo mocno skupił, mógłby usłyszeć dźwięk dzwoneczków dochodzący z oddali.



KONIEC


Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum