The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 30 2024 03:44:18   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Umowa 6



***

Kiedy się obudziłem, w pierwszej chwili byłem zdezorientowany. Gdzie ja do cholery jestem? Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że Lucas po raz pierwszy zabrał mnie do swojego mieszkania. Nie, NASZEGO mieszkania. Od teraz to także będzie mój dom. Jakoś dziwnie się z tym czuję. Chyba powinienem wstać póki on jeszcze śpi i sobie wszystko na spokojnie obejrzeć. Cholera! Lucas się budzi! Co mam powiedzieć jak się w końcu obudzi? ?Cześć?? ?Jak się spało kochanie?? Nie, idiotyzm. Lepie udam, że śpię i zobaczę co on zrobi.

***

Szósta. Wypadało by wstać. Chociaż nie idę dzisiaj do roboty, to jednak jest trochę do zrobienia. Trzeba w końcu wprowadzić tu Dominica, zrobić mu miejsce w szafach. Właściwie powinienem był zrobić to wcześniej. Ech. Domi jeszcze śpi. Chyba pójdę zrobić jakieś śniadanie.

***

Cholera! Wyszedł. I co ja mam teraz robić? Chyba se pośpię do ósmej... Kurde, jednak nie. Wredny pęcherz. Czemu on się musi odzywać w najmniej oczekiwanym momencie?
Podniosłem się z wielka niechęcią i wyszedłem z sypialni. Najpierw poszedłem za odgłosami. Się okazało, że dochodzą z kuchni. I stanąłem z przysłowiowym wytrzeszczem. Cholera, jak on seksownie wygląda w tych portkach dresowych. Tak się na niego zagapiłem, że nawet nie słyszałem co do mnie mówi. Musiał powtórzyć.
- Cześć. Już wstałeś?
- Jeszcze nie wiem, na razie mi się chce do kibla.
- To widać - odparł próbując opanować uśmiech który mu się cisnął na usta.
Chyba jednak jeszcze się do końca nie obudziłem, bo nie mogłem zakumać o co mu biega. Jednak wystarczyło jedno jego znaczące spojrzenie. Spojrzałem w tym samym kierunku i spaliłem przysłowiowego buraka. Draniowi nawet powieka nie drgnęła, ani jednym gestem się nie zdradził, że jestem golusieńki.
Szybko wróciłem do sypialni po bokserki, a potem do kuchni.
- To gdzie ten kibel? - zapytałam.
Nie przestając kroić wędliny wskazał głową drzwi obok których stałem. Lejąc zastanawiałem się co dalej. Będzie się ze mnie śmiał jak wyjdę czy nie? A może powinienem trochę tu posiedzieć, aż zapomni... E, głupi pomysł. Musiałbym mieć chyba kosmiczne zatwardzenie, żeby całkowicie zapomniał. Westchnąłem ciężko i wyszedłem. Założyłem, że kolejne drzwi w pobliżu kuchni to łazienka. Nie pomyliłem się. Umyłem ręce, opryskałem twarz by odgonić resztkę snu i poszedłem do kuchni. Przecież nie mogę go unikać w nieskończoność, jeść też muszę.
- Wolisz jajecznicę czy kanapki? - zapytał. Tak po prostu, nie wracając do tamtego.
- Jedno i drugie - odparłem bez zastanowienia. Nic nie powiedział tylko wziął się za robienie jajecznicy.
- Jak chcesz kawę, to w ekspresie jest świeżo zaparzona, a herbatę masz w tej szafce od strony okna - powiedział w ogóle na mnie nie patrząc.
- Nie piję kawy - odparłem odruchowo. - A cytrynę masz?
- Niestety nie.
- A jakiś sok?
- Coś powinno być w lodówce.
Zajrzałem do lodówki i mi się gęba wyszczerzyła. Może nie było w niej nie wiadomo czego, ale przynajmniej nie świeciła pustkami.
- Człowieku, kocham cię - mruknąłem.
- Mówiłeś coś? - zainteresował się.
- Nie, nic, tak tylko sobie mamrocze pod nosem - odparłem szybko. Wziąłem sok, Lucas wyjął mi szklankę z szafki i usiadłem przy stole.
- To co teraz? - zapytałem kiedy już siedzieliśmy przy śniadaniu.
- Wypadałoby rozpakować prezenty ślubne, a potem przywieźć twoje rzeczy.
Kiwnąłem twierdząco głową. Reszta śniadania upłynęła nam w milczeniu.

***

- Ubiję go jak karalucha - mruknąłem widząc jeden z prezentów ślubnych.
- Kogo? I za co? - zainteresował się Dominic. Bez słowa pokazałem mu zawartość opakowania.
- O, kajdanki. Ale czemu różowe? - zapytał zupełnie nie komentując rodzaju prezentu. Czyżby nie zareagował, bo lubi takie zabawki? No bo dlaczego by przeglądał zawartość pudła?
- Hmm, kulki. Fajny łańcuszek mają, nie uważasz? - Pokazuje mi to cholerstwo jakby to było coś zwykłego. - Ciekawe czy można go odzyskać? Jak myślisz? Mógłby się do czegoś przydać.
Nawet nie czeka aż mu odpowiem tylko próbuje je rozwalić.
- E, do dupy z tym, myślałem, że on jest cały, a to kawałki. - Rozwalił jedną kulkę i zupełnie stracił zainteresowanie odrzucając na bok. Szczerze mówiąc ulżyło mi, myślałem, ze będzie chciał tego używać. - O, patrz, na baterię! - Cieszy się jak głupi machając mi przed oczami wściekle różowym plastikowym penisem. Ma przy tym taką zadowolona minę, a mnie aż ciarki przechodzą po plecach. Ja naprawdę zatłukę tego Cherles?a...
- O, jaki fajny diabełek z suwakiem i słonik! E, to stringi, nie cierpię stringów. - Kolejny gadżet ląduje obok rozwalonych kulek i wibratora. A potem widzę jak wyciąga jakieś różowe piórka przyczepione do dwóch klipsów. Co to jest u diabła? Chyba to moje zdziwienie miałem wypisane na twarzy, bo ten drań uśmiechnął się jakoś tak dziwnie i przyczepił to coś do koszulki w okolicy sutków. A mnie chyba cała krew uderzyła do głowy. Odwróciłem się żeby tylko tego nie zauważył. Na szczęście szybko zainteresował się czymś innym odkładając te piórka na kupkę. Jakby czytał mi w myślach, bo dodał:
- Nie jestem masochistą, nie jara mnie szczypanie sutów. - A ja odetchnąłem z ulgą.
Jednak to wszystko nie na moje nerwy. Poszedłem do kuchni nalać sobie kieliszek wina. Jeden wypiłem powoli, stojąc przy lodówce. Z drugim wróciłem do salonu. Kupka zabawek, które go nie interesowały zdążyła się w tym czasie powiększyć. Nawet nie próbowałem wnikać co to było. Zaintrygowało mnie, że nagle się zatrzymał i czyta jakąś ulotkę.
- Co to? - zapytałem, chociaż wiedziałem, że będę żałował tego pytania.
- Wibracyjny pierścień erekcyjny na penisa - odparł nie odrywając oczu od kartki. - Długa erekcja, stymulacja dodatkowymi wypustkami dla niego i dla niej to zalety tych gadżetów. Jest nieodzownym elementem stosunku płciowego. Potrzebny w każdej sypialni do urozmaicenia życia erotycznego. Zadbajcie o swoją seksualność, wprowadźcie ją na najwyższy poziom ekstazy bezpowrotnie.
Kurwa, czemu on patrzy na mnie takim dziwnym wzrokiem trzymając to cholerstwo w ręce?
- Eeee, jak już teraz wespnę się na najwyższy poziom ekstazy, to po co będę się później wysilał? - stwierdził odrzucając ten dziwny ?pierścień?. - O, pompka do penisa. Czyżby ten twój kumpel uważał, że masz za małego? - zainteresował się Domi, na szczęście nie rozwijał tematu, tylko wywalił to cholerstwo. A ja postanowiłem, że wykopię Charles?a z grobu i jeszcze raz zatłukę. Tym razem bardziej sadystycznie.
Na kupce śmieci wylądowała opaska na oczy, knebel i pejcz. Na szczęście Dominic ich nie skomentował.
- A to co? - Niedobrze. Zainteresował się jakimiś paskami z przytwierdzonymi do nich kajdankami. Jeszcze się nie domyślił, co to, a ja... - Wiem! Więzy do zniewolenia. - Wyszczerzył się jakby trafił milion w loterii.
Wykopię Charles?a po raz drugi...
- O, a to pierwszy raz widzę. Zestaw do klonowania członka - czyta z ulotki. - Zestaw zawiera wszystko co potrzeba do wykonania kopii penisa i uczynienia z niej funkcjonalnego dildo. W tym zapas materiału oraz pierścień erekcyjny zwiększający twardość członka, przez co wygląda on naprawdę imponująco. E, to tylko kolejne dildo - odrzuca opakowanie na bok, tracąc nim zupełnie zainteresowanie.
Wykopię Charles?a po raz trzeci...
- Ten twój kumpel to jakiś erotoman, czy co? - zapytał nagle Dominic wytrącając mnie tym sposobem z rozmyślania nad torturami jakie zafunduję Cherles?owi.
- No, dość często się chwali swoimi podbojami, ale to raczej nie odbiega od normy. A czemu pytasz? - odpowiadam niepewnie.
- To czemu wsadził tu też męski pas cnoty? - Pokazuje mi przedmiot rozmowy. Wygląda jak etui na członka... - Jakby myślał, że mam zamiar cię zdradzić.
Wykopię Charles?a po raz czwarty...
- Gumki chcesz zachować? - Pokazuje mi kilka opakowań, na szczęście normalnie wyglądających. Chyba kiedyś mi niektóre z nich wpadły w oko w którymś ze sklepów.
- A po co? - odruchowo pytam zaskoczony, na co Dominic bez słowa wyrzuca je na kupkę śmieci.
- Łał, lateks! - wyciąga jakiś czarny kombinezon.
Jeszcze raz wykopię Charles?a i zostanę nekrofilem...
Na szczęście lateks wylądował tam, gdzie wszystkie wcześniejsze zabawki.
- Słuchaj, ty się temu kumplowi kiedyś zwierzałeś ze swoich problemów z seksem? - zapytał niepewnie.
- Ja nie mam żadnych problemów z seksem - odparłem szybko zirytowany.
- No to czemu wsadził tu te książki?
Czytam tytuły. ?50 dróg do ekstazy seksualnej?, ?Tajniki orgazmu - niezbędnik poszukujących głębszej rozkoszy?, ?Kamasutra?, ?Niesamowite techniki i pozycje, które doprowadzą go do rozkoszy?, Seks, który zniewala mężczyznę - czyli jak zająć się mężczyzną?, ?Sztuka seksu oralnego?
Okej, idę sobie wykupić abonament w więzieniu. Jak nic zamkną mnie za nekrofilię, sadyzm i żądzę mordu.
- O, to sobie zostawimy! - krzyknął Dominic, a mnie aż zrobiło się gorąco ze strachu. Jednak jakaś pieprzona zabawka wpadła mu w oko? Bałem się spojrzeć w jego stronę, ale wiedziałem, że muszę to zrobić żeby się przygotować chociaż psychicznie. I odetchnąłem z ulgą. Dominic trzymał w rękach tubki lubrykantów. - Resztę można wywalić. Chociaż nie! - wykrzyknął, a mnie znowu się podniosło ciśnienie. Jednak zatrzyma wszystko. - Wezmę do roboty, może któryś z chłopaków będzie chciał coś odkupić.
Jeszcze jeden taki tekst przyprawiający mnie niemal o atak serca, a do listy moich zbrodni dołożą zamordowanie w afekcie własnego męża.
Na szczęście Dominic nie zamierzał już dłużej zajmować się tym świństwem, bo powrzucał wszystko z powrotem do pudła i wyniósł do przedpokoju. A ja usiadłem na dywanie i wziąłem się za następny prezent, modląc się w duchu żeby reszta była zwyczajna. Już nawet przeboleję kretyńskie durnostojki.
Na szczęście moje najgorsze obawy nie spełniły się. Pozostałe prezenty to były głównie akcesoria do kuchni, talerze i garnki. Na koniec Dominic wyciągnął z niewielkiej paczuszki fartuszek z mnóstwem falbanek. Już myślałem, że znowu ktoś pomyślał żeby urozmaicić nam pożycie przebierankami, gdy Domi wyszczerzył się i powiedział:
- To pewnie od Margie. Ona uwielbia takie fartuszki kuchenne, pełne falbanek.
- To jest fartuszek kuchenny?

***

Śmiać mi się chciało jak widziałem minę Lucasa, gdy powiedziałem, że te falbanki to fartuszek. Nawet mi się przyznał, że myślał, że któryś z kumpli zrobił mu kawał i dał ciuszka sugerując żeby zaczął mnie przebierać. Chociaż te zabawki to było już przegięcie. Ja rozumiem, że ludzie ich używają, ale żeby być aż tak zboczonym żeby dawać je w prezencie? A może ten facet tak się od nich uzależnił, że myślał, że inni też nie mogą się bez nich obejść? A może myślał, że to będzie świetny dowcip? Na szczęście okazało się, że pozostałe prezenty były normalne, i jak to w takich wypadkach bywa, praktyczne: garnki, talerze i inne gadżety do kuchni. No i kilka kopert z gotówką.
- Co ty na to żebyśmy sobie urządzili małą rozpustę? No wiesz, trochę lepsza kolacja, wina z wyższej półki. No chyba, że wolisz odłożyć na konto.
Przez chwilę Luc patrzył na mnie jakby rozważał moją propozycję, aż w końcu odparł:
- Normalnie bym to odłożył, ale raz na jakiś czas możemy sobie pozwolić.
Uśmiechnąłem się zadowolony.
- To chyba już wszystkie prezenty?
- Tak.
Pochowaliśmy wszystko, tak, że nie było żadnego śladu po prezentach. Jakby to był kolejny zwykły dzień.
- To co, jedziemy teraz po twoje rzeczy? - zapytał Lucas, a ja potwierdziłem. Do obiadu była jeszcze kupa czasu, a ja nie miałem żadnych specjalnych planów.
Jak to dobrze, że mój mąż ma samochód. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że mi się tyle tego wszystkiego uzbierało. Na szczęście udało mi się zdobyć pudła w pobliskim sklepie. Mój współlokator był zawiedziony, że się wyprowadzam. Nie powiedziałem mu dlaczego, bo nie widziałem takiej potrzeby. Nie byłem z nim aż tak blisko, by go wtajemniczać w moje prywatne sprawy. Potem zadzwoniłem do właściciela mieszkania. Zmartwił się. Powiedział, że ze wszystkich lokatorów jakim do tej pory wynajmował mieszkanie byłem najporządniejszym. To było nawet miłe. Miły akcent na zakończenie mojego dotychczasowego życia. Miły akcent na początek mojego nowego życia.
Kiedy wróciliśmy okazało się, że trochę nam zajmie rozpakowanie moich rzeczy. Lucas musiał powyciągać wszystkie swoje rzeczy i przejrzeć żeby wyrzucić część.
Zrobił przy tym skwaszona minę, widać było od razu, że nie lubi robić takich rzeczy. Jednak mimo to próbował trzymać fason dowcipkując.
- No cóż, kiedyś w końcu trzeba było przejrzeć wszystko i wywalić śmieci.
Uzbierało się trochę tych ?śmieci do wywalenia?. Resztę jakoś poupychał i w końcu mogłem się rozpakować. Jak na przykładnego męża przystało, Lucas pomagał mi. Na szczęście przy tym nie robił żadnych dziwnych min, wyglądał normalnie.
- Chyba pójdę zrobić obiad - stwierdziłem kiedy już wszystko było pochowane. - Pomożesz mi?

***

Na szczęście nic nie powiedział kiedy odmówiłem. Jednak na wszelki wypadek, żeby nie było nieporozumień, dodałem:
- Nie cierpię gotować.
Przyjął to do wiadomości. Nie komentował, nie próbował mnie przekonywać do zmiany decyzji. Poszedł do kuchni, a ja do salonu pooglądać telewizję.

***

Bałem się, że będzie narzekał na jedzenie. Nawet go nie spytałem co lubi i czy jest coś czego nie zje. Na szczęście zjadł wszystko i nawet pochwalił danie. Jednak to były jedyne słowa jakie wypowiedział podczas obiadu. Ja też milczałem bo nie bardzo wiedziałem co powiedzieć.
Chyba trochę przesadziłem z ilością, bo napchałem się tak, że jedynym o czym myślałem było łóżko. Wstawiłem naczynia do zlewu i poszedłem do sypialni. Zdrzemnę się godzinkę i pozmywam.

***

Dominic chyba jeszcze nie odreagował ślubu. Po obiedzie poszedł się położyć i nie wstał aż do rana. Nie drgnął nawet gdy wyciągałem spod niego narzutę, ani gdy go rozbierałem. Nie byłem pewny ile urlopu dostał, więc następnego dnia obudziłem go zaraz jak tylko wstałem.
- Dominic, już szósta, czas zbierać się do roboty.
- Zmywanie! - poderwał się waląc mnie głową w nos.
- Później pozmywasz - powiedziałem łapiąc się za bolący nos - teraz zbieraj się do roboty.
- Coś ci się stało? - zainteresował się widząc jak wciąż trzymam się za ten cholerny nos.
- Wszystko w porządku. - Na szczęście nie był złamany, a ból w końcu przeszedł. - Lepiej się szykuj, bo nie wiem ile ci teraz zajmie dojazd do roboty.
- Racja. A właściwie jak tam dojechać? Wiesz może?
Niestety nie wiedziałem, nie korzystałem z komunikacji miejskiej mając własny samochód.
- Idź się myć, poszukam w Internecie.
- Dzięki. - Uśmiechnął się i wyszedł z sypialni, a ja usiadłem przy laptopie żeby poszukać mu połączenia. Zanim skończył, wszystko już wiedziałem. Ucieszył się. Okazało się, że będzie miał bliżej pół godziny.
Kiedy ja wyszedłem spod prysznica Dominic już stał w przedpokoju z jakimś plastikowym pudełkiem w rękach.
- Co to? - Nie wiedzieć czemu opanował mnie irracjonalny strach.
- Twoje drugie śniadanie. Ne będziesz się truł tym bufetowym żarciem. - Uśmiechnął się, a mnie się zrobiło jakoś tak ciepło na sercu.
- Dzięki - mruknąłem żeby ukryć zakłopotanie. - A ty nie szykujesz się?
- Mam jeszcze pół godziny. Nie ma sensu żebym wcześniej wychodził i czekał tam, jak mogę w domu.
- No to ja idę. Do zobaczenia później.
- Do zobaczenia. Uważaj na drodze.

***

Szczerze mówiąc podpuściłem go trochę. Sam nie wiem co mnie do tego podkusiło, ale postanowiłem zachować się jak rasowa żona. Przygotowałem mu garnitur do ubrania i drugie śniadanie. Nawet życzyłem mu szczęśliwej drogi. Przez moment nawet myślałem, że on też zachowa się jak mąż z jakiegoś romansidła, miał taką minę jakby się wahał przed pocałowaniem nie. Jednak szybko się opanował i wyszedł. Miałem jeszcze trochę czasu do wyjścia więc postanowiłem pozmywać po wczorajszym obiedzie i kolacji, która Lucas zjadł samotnie. Zmywając zastanawiałem się jak to mogło się stać, że zasnąłem takim kamiennym snem, że nawet nie poczułem jak mnie rozbierał. Po raz pierwszy zdarzyło mi się coś takiego. Ale wtopa...

***

Dobra, faktura rozliczona. Przydałoby się coś zjeść. Ciekawe co Domi mi przygotował. Po opakowaniu trudno rozpoznać.
- O, po raz pierwszy widzę, że przyniosłeś własne śniadanie - usłyszałem nagle za plecami i aż mi ciarki przeszły po plecach.
- Nie skradaj się tak, jeśli nie chcesz mieć mnie na sumieniu. Zawału o mało przez ciebie nie dostałem - mruknąłem otwierając pojemnik na co Judy roześmiała się i oparła się o moje biurko.
- Więc? Co się stało, że nagle zacząłeś przynosić ze sobą śniadanie? Miałam nadzieję, że będę mogła cię pouwodzić w bufecie. Ej, moment, co to? - Złapała mnie za rękę omal nie wyrywając mi jej ze stawu.
- Moja ręka - mruknąłem wyrywając ją. Ciężko jeść sałatkę jedną ręką, a ta zrobiona przez Dominica wyglądała naprawdę apetycznie.
- Bardzo zabawne - burknęła. - Mówiłam o tym czymś na palcu. Co się stało, ze nagle zacząłeś nosić biżuterię i to w dodatku taką? I to na TYM palcu? Czyżbyś...?
Kiedy kupowałem obrączki zdecydowałem się na takie wykonane z białego złota, więc nie wyglądały jak typowe ślubne, tylko zwykłe obrączki. Nic więc dziwnego, że Judith w pierwsze chwili nie załapała. Nie wiem czemu, ale poczułem dziwną satysfakcję.
- Tak - odparłem niedbale, bardziej interesując się sałatką niż rozmówczynią. - Wziąłem ślub.
Reakcją była cisza. Zbyt długa cisza. Zaniepokojony spojrzałem na Judy. Stała niczym przysłowiowa żona Lota, a jej mina przypominała mi jedną z durnostojek, które przyniósł ze sobą Dominic. Ohydna żaba z rozdziawionym pyskiem i gigantycznymi wytrzeszczonymi gałami. Jak ją zobaczyłem, to w pierwszej chwili przeszły mi ciarki po plecach. Zapytałem go skąd ma to szkaradzieństwo, a on roześmiał się i powiedział, że nie mógł się powstrzymać gdy ją zobaczył w jakiejś kwiaciarni wśród tych ohydnie słodkich porcelanowych figurek i kupił ją bez zastanowienia. Postawił ją na swoim stoliku nocnym, tuż obok lampki. W tamtej chwili Judy przypominała mi tą żabę tak bardzo, że przez chwilę miałem wrażenie, że widzę to szkaradzieństwo, nie żywego człowieka.
- Że... co?
- Wziąłem ślub - powtórzyłem spokojnie.
- Kie... kiedy?
- Dwa dni temu.
- I nic nie powiedziałeś? - zapytała wzburzona.
- Teraz mówię.
Muszę przyznać, że sałatka zrobiona przez Dominic?a była niezwykle sycąca. I smaczna. Następnym razem musze powiedzieć żeby dał mi jej więcej.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi! - wrzasnęła Judy, że aż siedzący w pobliżu popatrzyli się na nią i walnęła mnie w ramię. Na tyle mocno żebym syknął z bólu i irytacji. Jednak zanim zdążyłem ją ochrzanić, ona pobiegła do swojego biurka i zaczęła gadać z siedzącymi obok dziewczynami. Dobrze wiedziałem o czym gadają i co mnie teraz czeka, jednak naiwnie się łudziłem, że może jednak znowu gadają o kieckach i podobnych babskich bzdurach.
No i nie minęło nawet pięć minut jak mnie wszystkie otoczyły i zaczęły się przekrzykiwać jedna przez drugą. Nie słuchałem dokładnie, bo nie miałem zamiaru im odpowiadać.
- Może byście się tak w końcu zamknęły! - usłyszałem nagle czyjś wrzask. I zapanowała błogosławiona cisza. Niestety na sekundę.
Z ciekawości obejrzałem się kto to wrzasnął i zobaczyłem wykrzywioną ze złości twarz Aarona Thompsona. Gościu siedział blisko mnie, ale z racji tego, że mnie nie lubił, nigdy nie zamieniłem z nim ani jednego słowa. Zresztą nie czułem takiej potrzeby. Jak ktoś nie chce się ze mną zadawać, to nie będę mu się narzucać.
- Dziamgadzie jak przekupy na targu - warknął Aaron.
- Sam się zamknij - odparła buńczucznie Mary, a Kate ją poparła. - Lucas wziął ślub i nawet o tym nie powiedział, nie mówiąc już o zaproszeniu nas.
- Wielka mi rzecz. Jakoś nie miałyście pretensji jak Turner was nie zaprosił na swój ślub.
- Ty nie porównuj Turnera do Lucasa! - zaperzyła się Judith.
- Jesteście idiotki i tyle - mruknął Thompson wracając do swojej roboty. A ja poczułem coś na kształt sympatii do niego, mimo iż opieprzając dziewczyny kierował się zapewnie zupełnie innymi pobudkami niż zapewnienie mi spokoju.
- Więc? Czemu nam nie powiedziałeś? - zapytała Judy, tym razem już spokojnie.
- Nie uważałem tego za konieczne - odparłem spokojnie. - To była kameralna uroczystość.
- Mogłeś chociaż symbolicznego drinka postawić - dodała Alice. - Chociaż miło by było jak byś urządził jakieś przyjątko.
- Strata pieniędzy.
- No wiesz... - Chyba się obraziły, ale szczerze mówiąc zwisa mi to. Niby dlaczego mam tracić kasę tylko po to żeby inni mogli się nażreć?
- Jaka ona jest? - zapytała nagle Kate.
- Kto?
- No przecież twoja żona.
- To nie żona tylko mąż.
I znowu zapadła cisza. Tym razem dłuższa. A one wgapiały się we mnie jakbym był jakimś eksponatem w muzeum.
- Chcesz powiedzieć, że ty jesteś... - zaczęła niepewnie Judy.
- Że co jestem? - udałem zainteresowanie, chociaż dobrze wiedziałem co chciała powiedzieć.
- Ale przecież spałeś ze mną i to nie raz.
- No i co w związku z tym? - Uniosłem brwi w zdziwieniu. Nie odpowiedziała, a ja chcąc w końcu skończyć tą durną rozmowę powiedziałem: - Wziąłem ślub z osobą która kocham, a wam nic do tego czy to facet czy baba i nie do was należy decyzja kogo powinienem był zaprosić.
Odeszły bez słowa. Chyba się na mnie obraziły, ale, Bogiem a prawdą, było mi to obojętne. Może w końcu skończą się te wszystkie znaczące spojrzenia i podteksty mające na celu usidlenie mnie.
Poszedłem do łazienki wypłukać pojemnik po sałatce. Kiedy wracałem złapałem spojrzenie jednego z kumpli. Nie wiem czemu miałem wrażenie, że widziałem w nim wdzięczność i ulgę. Czyżby mu wpadła w oko któraś z dziewczyn, która do tej pory próbowała mnie poderwać? Powodzenia chłopie, masz wolną drogę, ja na pewno ci nie będę przeszkadzał w podrywie.
Siadając przy biurku rozejrzałem się po sali. Wszystkie niezamężne kobiety siedziały z zaciętymi minami, wpatrując się intensywnie w swoje monitory. Nawet nie trajkotały. Czyżby obraziły się nie tylko na mnie, ale i na cały świat?
Biorąc kolejną fakturę do ręki pomyślałem, że wracając chyba kupię Dominikowi jakiś wiecheć. Dzięki niemu miałem korzyść o której nawet nie pomyślałem: święty spokój w robocie od uciążliwych bab.

Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum