The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:38:55   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Americana 24


Rozdział 24: Niefortunne spotkanie

Uśmiechnął się pod nosem, patrząc na uśpioną twarz Jasia przyciskającego policzek do jego poduszki, którą też nieco obśliniał. Na pewno mu to rano wytknie, postanowił i podniósł się. Nerwowe poruszanie się podczas snu i pochrapywanie również, pomyślał z rozbawieniem. Chociaż musiał przyznać, że te wszystkie rzeczy, które Janek robił podczas snu, były całkiem urocze. I mimo że nigdy nie zastanawiał się, jak Schneider wygląda śpiąc, teraz już wiedział, że był to całkiem przyjemny widok. Nawet jeśli wliczało się do tego wszystkie zabawne odgłosy, które przy tym wydawał. Każde jego chrapnięcie, mlaśnięcie i sapnięcie wywoływało szeroki uśmiech ni to rozczulenia, ni rozbawienia na ustach Aleksa.
Sam Białecki, mimo że próbował, kompletnie nie mógł zasnąć. Kiedy więc już trochę znudziło mu się patrzenie na pogrążonego we śnie Janka (co jak co, ale psychopatą nie był, ile można było oglądać kogoś podczas snu?), podniósł się z kanapy. Jak zawsze w bezsenne noce, najpierw podszedł do klatki szczurów, a Demon, który go usłyszał, wysunął pyszczek ze swojej norki. Białecki najciszej jak potrafił, w końcu nie chciał obudzić Janka, wyjął zwierzaka i posadził go sobie na ramieniu.
Niestety, ale problemy ze snem nie przeszły mu nawet w obecności Schneidera. Chyba po prostu nie był bohaterem żadnego bestsellerowego romansu, w którym to miłość jest lekarstwem na wszystko. W jego przypadku niemożność zaśnięcia tylko się pogłębiła, nie czuł nawet lekkiego zmęczenia. Serce mu podchodziło do gardła na samo wspomnienie wydarzeń sprzed kilku godzin, a w głowie kłębiła się chmara niepoukładanych, chaotycznych myśli. Paradoksalnie (w końcu zostało mu jakieś pięćset złotych na koncie, a on nawet nie rozglądał się za pracą), nienawidził nie wiedzieć, na czym stoi. A teraz naprawdę nie miał pojęcia, gdzie się znajduje i jak ułoży się jego najbliższa przyszłość.
Wchodząc do kuchni, położył demona na stole, by po chwili dać zwierzęciu kawałek marchewki. Sam jednak sięgnął po schowaną w szafce z herbatami paczkę papierosów. Wyciągnął jednego i odpalił. Zalewający płuca dym momentalnie go uspokoił.
Niech się dzieje, co chce. Tyle razy już dostał po tyłku, że teraz zniósłby już chyba wszystko, pomyślał.
Na myśl, że za ścianą w jego pokoju i w jego łóżku leżał Jaś, aż uśmiechnął się głupio pod nosem. A jeszcze niedawno gdyby mógł, rozerwałby tego szczyla gołymi rękami. Życie bywa przewrotne.

***

- Czasem mnie przerażasz. - Spojrzał na Remka, który siedząc pod ścianą z gitarą, patrzył na niego z lekkim zdziwieniem.
- Hm? - Udał, że wcale nie rozumie, o co chodzi, po czym wrócił do strojenia swojego instrumentu. - Czym niby? - burknął pod nosem, obiecując sobie w duchu, że już więcej nie będzie się uśmiechać do siebie jak idiota. Kątem oka zerknął na Janka, który na komentarz Remka parsknął cicho z rozbawieniem, nie odrywając jednak wzroku od ekranu telefonu.
Remigiusz westchnął ciężko, dając jasny znak swojej kapitulacji. W końcu nie miał o co się czepiać Aleksa; dzisiaj na próbie był nadzwyczaj miły, nikogo nie krytykował, słuchał, a na dodatek ciągle uśmiechał się do siebie jak głupi. Remek musiał udawać też, że wcale nie widział, zapewne zdaniem Białeckiego ukradkowych spojrzeń w kierunku Janka. Schneider zresztą również nie pozostawał bez winy, sam zerkał co chwilę na Aleksa. Remigiusz nie był głupi, potrafił wyczuć, kiedy coś się działo. A teraz działo się na pewno i właściwie to chyba nie powinien jakoś szczególnie się obawiać. Najważniejsze, żeby ta dwójka nie miała ochoty powybijać siebie nawzajem, a skoro stosunki między nimi miały się tak dobrze (nawet jeśli Remek nie miał pojęcia, co było powodem tej radykalnej zmiany), to nie mógł narzekać.
- Jest pizza - oznajmił Adam tym swoim zmęczonym głosem, wchodząc do garażu z dwoma dużymi pudłami parującego ciasta. Remigiusz, który już od godziny męczył swoją mantrę o tym, jak to bardzo jest głodny, spojrzał na perkusistę szeroko otwartymi, błyszczącymi oczami.
- Wreszcie! - sapnął i podszedł do niego szybko, zupełnie jakby się bał, że ktoś może zabrać jego porcję. Aleks zaśmiał się pod nosem i odłożył gitarę. Musiał przyznać, że ta próba zaliczała się do jednej z najprzyjemniejszych. Była taka luźna, bez niepotrzebnych kłótni, dogryzania i nerwowości. Oczywiście nawet nie pomyślał, że głównym sprawcą tych wszystkich problematycznych momentów był on sam.
Z drugiej strony nie mógł zaprzeczyć, że fundator jego dobrego humoru siedział tuż obok. Aleks wciąż jednak nie potrafił uwierzyć w to, co się stało zaledwie kilka godzin temu. Czuł się absurdalnie szczęśliwy, momentami miał wrażenie, że jeszcze chwila, a wszystko okaże się głupim żartem albo jego własną projekcją.
Ale nie. Tak nie było, a Janek tylko go w tym przekonaniu utwierdził. Właśnie podnosił się z podłogi, zerkając jednocześnie w stronę Aleksa z głupawym uśmiechem. Białecki aż się na niego zapatrzył, bo to przecież niewyobrażalne, jeżeliby brać pod uwagę jankową postawę ?wiem-wszystko-jestem-najlepszy?. Czasem starał się zadzierać głowę wyżej, niż był w stanie, a teraz uśmiechał się jak jakaś trzpiotka.
Cholera. Aleks aż zagryzł wargę, odwracając wzrok na Remka, który właśnie próbował upchnąć sobie do ust cały kawałek pizzy. Tak to wszystko się dla niego skończy- Będzie happy end rodem z Hollywoodzkich produkcji- Aż nie potrafił sobie tego wyobrazić, to wszystko szło w zbyt dobrym kierunku. Kiedyś wreszcie coś musi się zepsuć, życie już go przecież nauczyło, że zawsze jest ten jeden, jedyny moment, przez który nagle zdajesz sobie sprawę, że szczęście jest krótkie.
I co? Będą razem? Czego miał oczekiwać?
- Bo ci się mózg przegrzeje - usłyszał z boku. Zamrugał, powracając myślami do ich małego studia. Spojrzał na Janka, który właśnie zabierał się za pizzę. - Chodź, bo zaraz Remigiusz wszystko zje i później to ty będziesz narzekać - powiedział, a Aleks wzruszył ramionami, po czym podszedł do małego, kwadratowego stolika, na którym leżał karton z jedzeniem.
Może nie powinien wybiegać myślami aż tak daleko w przyszłość- Zawsze miał problem z cieszeniem się z małych rzeczy. A miniona noc i poranek na pewno były niezwykle przyjemne.
Złapał za taboret stojący nieopodal, by przysunąć go do stołu. Oczywiście tylko przypadkiem wybrał miejsce obok Janka, oficjalnie było mu obojętne, gdzie miał usiąść. Schneider zresztą nie wydawał się z tego faktu niezadowolony, przysunął nawet pod nos Aleksa pudełeczko z ostrym sosem meksykańskim, nie spostrzegając uważnego wzroku Remigiusza.
- Zaraz się ze sobą skleicie - rzucił chłopak, nie mogąc się powstrzymać od komentarza. Całkiem go ten widok bawił. W szczególności, że jeszcze miesiąc temu ta dwójka byłaby prędzej skłonna wydrapać sobie oczy niż dzielić się sosami i wymieniać nad pizzą całkiem romantyczne spojrzenia.
- Uważaj, żebyś po tej pizzy problemów z żołądkiem nie miał - odwarknął Aleks, który trochę się zawstydził na ten komentarz. Wciąż liczył na to, że koledzy nie zauważyli żadnych zmian. Choć z drugiej strony był wprost przekonany, że tego nie dało się nie zauważyć. Cholera, za dobrze już go znali.
- Gdybyś ty się ich nabawił, to Janek pewnie by ci brzuszek wymasował - zażartował Remigiusz, zaczynając się rozkręcać. Jaś słysząc ten przytyk, aż zakrztusił się pizzą. Najwidoczniej nawet Schneider nie był przygotowany na takie docinki ze strony Remka.
Aleks nie zastanawiając się nad niczym, od razu zaczął klepać Janka po plecach. Chłopak zrobił się nieprzyjemnie czerwony na twarzy, jednak już po chwili udało mu się odkaszlnąć.
- Żeby ciebie zaraz masować nie trzeba było - odwarknął groźnie Aleks, a Remek już wiedział, że to jest ten moment, aby wykonać taktyczny odwrót. Dobrze znał Białeckiego i jego limit, jeżeli więc nie chciał się z nim pogryźć i utrzymać tę rozmowę jedynie na stopie koleżeńskich żartów, musiał teraz przerwać.
- No już, już. Żartuję tylko - powiedział, uśmiechając się do nich szeroko, z kawałkiem oregano pomiędzy przednimi zębami.
- Dobra pizza - padło w pewnym momencie ze strony Adama, na którym zatrzymały się oczy pozostałej trójki członków zespołu. Na chwilę zapadła pełna zdumienia cisza, którą ostatecznie przerwało parsknięcie Remigiusza.
- Adaś jak zwykle w formie - skomentował z rozbawieniem.
- Dzisiaj naliczyłem już cztery zdania - dodał Jaś, a atmosfera momentalnie się rozluźniła. Nawet Adam uśmiechnął się pod nosem.
- Kiedyś będzie więcej - dodał, na co Aleks zagwizdał z prawdziwym uznaniem.
- Wierzymy w ciebie, Adaś!
Uwielbiał ich. Może i był dzisiaj dość patetyczny, lał miłością na lewo i prawo, ale nie wyobrażał sobie innego składu ich zespołu. Dogadywali się ze sobą świetnie, no i właściwie to w pewnym sensie tworzyli coś na pozór rodziny. Jedynej rodziny, nie licząc Piotrka, jaką Aleks posiadał.
Kiedy kończyli już jeść, odgłosy pomlaskiwania i luźnej pogawędki przy jedzeniu przerwał dźwięk jasiowego telefonu. Schneider od razu sięgnął po komórkę, a gdy już ją wyciągnął, rzucił krótkie spojrzenie na jej ekran. Aleks też nie potrafił sobie tego odmówić, kiedy jednak dostrzegł na nim napis ?Bartek?, coś aż się w nim zagotowało.
- Sorry na chwilę - rzucił Schneider, wstając od stołu i szybkim krokiem ruszył do wyjścia z garażu, odprowadzany uważnym wzrokiem Białeckiego.
- No już, już, bo zaraz go zeżresz - skomentował Remigiusz, jednak tym razem Aleks nawet się nie przejął komentarzem. Miał ochotę ruszyć za Jankiem, żeby podsłuchać całą rozmowę z Farbowanym. Siedział przez chwilę spokojnie na miejscu, walcząc ze sobą, żeby nic nie zrobić. Nie chciał dać Schneiderowi znaku, że był zazdrosny. A był, cholernie! Nie pamiętał już, żeby kogokolwiek tak nie znosił jak tego przeklętego Bartka.
Minuty mijały, a Jaś wciąż nie wracał. Aleks kompletnie stracił już ochotę na dojedzenie swojego kawałka pizzy, ciągle tylko zerkał na zegarek, odliczając czas. Kiedy był już na skraju wyczerpania, drzwi od garażu wreszcie się otworzyły, a do środka wszedł zziębnięty Janek. No bo oczywiście tak biegł, żeby porozmawiać z Bartkiem, że nawet kurtki zapomniał, skomentował w myślach Białecki.
- Hej, ja będę musiał już spadać - rzucił. - I tak już kończyliśmy, nie? - zapytał.
- W sumie to tak - odparł Remek, wzruszając ramionami.
- Dobra, to ja się zwijam - oznajmił, a Aleks śledził jego ruchy z mocno zmarszczonymi brwiami. Starał się jak mógł, ale nie potrafił odgonić wzbierającej w nim zazdrości. Czego ten Farbowany chciał od jego Jasia? - Aleks, jak chcesz, to cię odwiozę - padło w pewnym momencie, a Białecki aż drgnął.
- I masz czas, żeby mnie odwieźć? - zapytał z kpiącym powątpiewaniem. Głos całkowicie go zdradził, tylko głupi mógłby nie wyczuć, że był cholernie zły. Jaś słysząc jego ton na moment aż zamarł przy zapinaniu futerału od swojej gitary.
- Mam - odparł z łagodnym uśmiechem. - Zabieraj się - dodał, wracając do przerwanej czynności.

***

- To... kto do ciebie dzwonił? - Wiedział, cholera jasna, wiedział, że w końcu nie wytrzyma i zada to pytanie. Czasem miał ochotę odgryźć sobie język i zakopać go kilka metrów pod ziemią, tak dla bezpieczeństwa. Dlaczego nigdy nie korzystał z jednej, ale jakże prostej i ułatwiającej zasady: ?najpierw pomyśl, potem mów??
Nie chciał wyjść na jakąś zazdrosną siksę. Przecież jeszcze między nim a Jasiem nic nie było, to tylko jedna wspólna noc i trzy orgazmy. Ale mimo to na samą myśl, że Schneider teraz tak się spieszy przez tego białego pacana, robiło mu się niedobrze ze złości.
Janek zerknął na niego kątem oka, podkręcając ogrzewanie w samochodzie. Nie odpowiedział od razu, najpierw przygotował się do jazdy; zapiął pas i odpalił silnik.
- Bartek. - Padło wreszcie, a Białecki aż zgrzytnął zębami. Janek powinien dostać absolutny zakaz wypowiadania tego imienia.
- Czego chciał? - kontynuował swój zwiad, już nie zastanawiając się nad tym, że wcale nie jest dyskretny. I że daje teraz Jankowi niezły popis swojej zazdrości. Schneider aż zmarszczył brwi, a jego usta wykrzywiły się w pełnym rozbawienia grymasie. Wiedział, co właśnie się kroiło i dlaczego Aleks zadawał mu te pytania. Jak na razie jednak nie chciał tego przerywać. Całkiem ciekawe, jak daleko Białecki się posunie w tej swojej zazdrości, która, co Jaś musiał przyznać, była cholernie urocza. Oczywiście na tyle, na ile uroczy może być ktoś pokroju Aleksandra.
- Muszę do niego wpaść na moment - odparł, doskonale wiedząc, że tylko dolewa oliwy do ognia. Przyjemnie mu się jednak oglądało ten płomień i jak na razie nie miał ochoty go gasić. A w Białeckim aż wrzało.
- Dzisiaj? - Och, Boże, Aleks z chęcią zmiażdżyłby teraz czyjąś twarz. Najlepiej, żeby była to twarz jakiegoś farbowanego kretyna.
- No, na to wygląda - odparł Jaś, który najwidoczniej tak zaangażował się w podjudzanie Białeckiego, że zapomniał już o ruszeniu z parkingu. - Muszę mu coś podrzucić. I chciał, żebym rzucił na coś okiem. - Przed oczami Aleksa momentalnie pojawił się Bartek w samych slipkach. Wyobraźnia od razu podsunęła mu, co takiego Farbowany chciał pokazać Jaśkowi.
- Nie zerwaliście? - wypalił i nawet już nie pomyślał o tym, że całe jego początkowe starania o dyskretne wypytywanie jasny szlag trafił. Janek zresztą nie mógł już powstrzymać swojego rozbawienia. Doszedł nawet do wniosku, że takie podpuszczanie Aleksa nie jest wcale złe i że od czasu do czasu chyba będzie się uciekać do tych metod.
- A mam zerwać?
- I co cię tak, kurwa, bawi? - burknął, zakładając ręce na piersi i mierząc Janka krzywym spojrzeniem, czym wywołał u niego salwę śmiechu. Schneider pokręcił głową i nagle pochylił się do Aleksa. Pocałował go lekko w usta, by zaraz wrócić na swoje miejsce.
- Nic - odparł, cały czas uśmiechając się pod nosem, co Aleks skomentował prychnięciem. Nie był jednak w stanie nic powiedzieć, bo trochę go Janek wybił z pantałyku. Nie spodziewał się takich gestów i... chyba w ogóle niczego się nie spodziewał. Odwrócił wzrok na okno, a jego usta mimochodem wygięły się w lekkim uśmiechu.
- Kretyn - rzucił jeszcze, a Jaś przewrócił oczami.
- Wracamy do starego, dobrego układu - skomentował, ale jego ton głosu wciąż był dziwnie lekki i wesoły. Zjechał na ulicę i dodał trochę gazu, bo przez te sceny zazdrości stracił już trochę czasu, a jeszcze miał przecież odwieźć Aleksa. - Nie musisz być zazdrosny - powiedział nagle, a Białecki zerknął na niego zdziwiony.
- Nie muszę...? - zapytał, sam nie wiedząc, jak ma to interpretować. Janek pokręcił głową, nie odpowiadając mu już ani słowem. Milczeli przez chwilę, aż wreszcie Schneider skierował ich rozmowę na zupełnie inny tor, jasno dając mu do zrozumienia, że nie chce rozmawiać o Bartku.
Ale chyba to jedno zapewnienie Aleksowi wystarczyło. Nie dopytywał, nawet jeśli wciąż czuł niepewność, to... to chyba powinien cieszyć się chwilą.

***

Minęło kilka dni, a sprawa odebrania Piotrka nabierała tempa,głównie dzięki Krzysztofowi, który wszystko załatwiał i, co najważniejsze, wcale nie chciał nic w zamian. A Aleks tylko słuchał o postępach, odwiedził raz czy dwa brata, porozmawiał z pracownikiem socjalnym i doszedł do wniosku, że to dla niego za dużo.
Gdy dowiedział się o umieszczeniu Piotrka w placówce, poczuł tak ogromne wyrzuty sumienia, że aż miał ochotę wszystko odkręcać. Sam nie wiedział, czy powinien cieszyć się z faktu, że wszystko w tej sprawie postępowało szybko i bez zbędnego ociągania. Jednego dnia przyjechał policjant, drugiego opieka socjalna i lekarz, przeprowadzono zwiad środowiskowy i nagle się dowiaduje, że Piotrek jest już w ośrodku.- Białecki? - zapytała starsza kobieta z krótkimi, siwymi włosami. Kiwnął głową, rozglądając się po pomieszczeniu wypełnionym jakimiś zabawkami i dziećmi co chwilę snującymi się z kąta w kąt. Niby było tu dość kolorowo, pstrokate ściany z motywem postaci z bajek, masa klocków, lalek i samochodzików, włączony telewizor wyświetlający jakąś kreskówkę, a przed nim dwójka małych chłopców, ale i tak czuł tutaj ogromne przytłoczenie. To nie było wesołe miejsce, mimo że na takie pretendowało.
- Tak, dzwoniłem wczoraj - powiedział i uśmiechnął się. Kobieta potaknęła szybko.
- Oczywiście, pamiętam. Piotrek jest u siebie w pokoju - odparła. - Chciałabym jednak zaznaczyć, że... to ogromna trauma dla dziecka. Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby pański brat poczuł się u nas jak najlepiej, ale myślę, że sam pan rozumie... nie zastąpimy mu domu, chociażbyśmy chcieli.
Cholera, mów mi dalej, przeklął w myślach i skrzywił się. Krzysztof wspominał mu niedawno coś o tym, że Piotrek na czas rozwiązania sytuacji mógłby trafić do Aleksa, jednak w takim wypadku kto by się nim zajął? Tutaj będzie mu lepiej, dostanie ciepły, pożywny obiad, ktoś przypilnuje go z lekcjami i odeśle o odpowiedniej godzinie spać. U niego nie było warunków, a przynajmniej tak właśnie przez cały czas sobie wmawiał.
- Tak, zdaję sobie sprawę - burknął, wsuwając ręce w kieszenie spodni. - A jak... no, z nim? - ?Jak się czuje? wydawało mu się cholernie głupim pytaniem.
- Jest dość agresywny w stosunku do opiekunów i rówieśników - powiedziała, a Aleks aż zmarszczył brwi, nie mogąc w to uwierzyć.
- Piotrek? - zapytał, mając wrażenie, że mówią o zupełnie innym dziecku.
- Tak. To często się zdarza, dzieci muszą odreagować - wyjaśniła. - Wczoraj pobił jednego chłopca, bo zabrał mu samochód z klocków - dodała, a Białecki przeczesał nerwowo swoje ciemne, o wiele już za długie włosy.
- To prezent ode mnie - mruknął, chcąc jakoś brata wytłumaczyć. - To... mogę się z nim zobaczyć?
- Oczywiście. Piotrek cały czas o panu mówi - dodała z lekkim uśmiechem, a Aleksa aż coś ścisnęło w gardle. Oczy mu się na moment zaszkliły; kiwnął głową. - Schodami w górę i na prawo - wyjaśniła, na co on, już nic nie odpowiadając, ruszył we wskazanym kierunku. Czuł się trochę tak, jakby szedł na ścięcie. Boże, on to zrobił własnemu bratu, kołatało mu w myślach, kiedy znalazł się na piętrze i podszedł do uchylonych drzwi. Przystanął przy nich, już mając je pchnąć, gdy nagle dobiegły do niego odgłosy rozmowy.
- Nie łam się, mnie też rodzice nie chcieli. - Usłyszał chłopięcy głos, z pewnością nienależący do Piotrka. - Ty masz przynajmniej brata.
- Brat też mnie nie chce. - Aleks aż oparł się o ścianę. Zrobiło mu się słabo. Zamarł w bezruchu, przysłuchując się dalszej wymianie zdań.
- Skąd wiesz?
- Bo gdyby mnie chciał, to wziąłby mnie do siebie - burknął Piotrek.
- To podobno ciężkie - odpowiedział mu chłopak. - Przecież pani Lila mówiła, że to nie tak, że nas nie chcą, tylko że niektórzy ludzie sami się gubią w życiu.
- Sam powiedziałeś, że cię nie chcieli - odwarknął mu młodszy Białecki, a Aleks jeszcze nigdy nie słyszał u chłopca tak wrogiego tonu. - To w końcu nie chcieli cię, czy się pogubili? Jesteś tylko kolejnym niechcianym bachorem jak wszyscy tutaj. Równie dobrze moglibyście zdechnąć i nikt by się nie przejął! - krzyknął. Aleksander już dłużej się nie zastanawiając, pchnął drzwi i wszedł do dość małego pokoiku, w którym znajdowało się piętrowe łóżko i dwa biurka. Z przeciwległej ściany spoglądała na niego krzywo namalowana farbami Myszka Miki, której jednak nie poświęcił zbyt dużej uwagi.
- Hej, hej, spokojnie - powiedział, samemu starając się opanować swoje emocje. Spojrzał na chłopca siedzącego na okrągłej, poduszkowej pufie. Miał śmieszne, ostro zakończone brwi, ale jakiś taki przyjemny dla oka wyraz twarzy. Piotrek siedział na łóżku, a leżący obok niego samochodzik z klocków lego nie umknął uwadze Aleksandra. - Nie mów tak do kolegi, okej? - zapytał Aleks, nie zastanawiając się nawet, kiedy i gdzie odkrył w sobie te pokłady pedagogicznego podejścia do dzieci. Chłopiec ze śmiesznymi brwiami popatrzył na Aleksa szeroko otwartymi oczami. - Cześć, jestem Aleks - przedstawił się, wyciągając do dziecka dłoń. Był starszy od Piotrka, mógł mieć jakieś dziesięć, może jedenaście lat.
- Marek - odparł i dość niepewnie uścisnął jego rękę. Starszy Białecki uśmiechnął się i usiadł na dolnym łóżku, tuż obok brata.
- Jesteś współlokatorem Piotra? - zapytał pierwsze, co mu przyszło do głowy. Cholera jasna, o czym gada się z dziećmi, które trafiły do takiej placówki?
- Mhm, jestem - powiedział i nagle wstał. - To ja... ja już pójdę może - burknął i szybko wyszedł z pomieszczenia, trochę speszony.
- Przestraszyłeś go - usłyszał z boku. Spojrzał na Piotrka bawiącego się poszwą swojej poduszki.
- Tak myślisz? - zapytał. - Miał takie śmieszne brwi - dodał, żeby trochę rozładować sytuację. Piotrek prychnął z rozbawieniem, jednak zaraz się opanował i przywrócił na twarz obojętny wyraz.
- To przez te twoje kolczyki - burknął, a Aleks się zaśmiał.
- W razie co będziesz mógł straszyć dzieciaki swoim bratem - rzucił, chcąc rozładować atmosferę. Piotrek znów nie mógł powstrzymać cisnącego mu się na usta uśmiechu. Wyraźnie od razu odzyskał dobry humor, kiedy tylko zobaczył Aleksandra. - Naprawdę myślisz, że cię nie chcę? - zapytał po chwili, przyglądając się bratu uważnie. Głupi by zauważył, że coś naprawdę było nie tak. Piotrek odkąd tu trafił, wydawał się stracić całą tę swoją dziecięcą radość. Przygasł.
W odpowiedzi wzruszył jedynie ramionami, nie przestając męczyć poduszki. Aleks westchnął ciężko i pokręcił głową.
- Mówiłem ci już, że będę z tobą, nie? - zapytał. - Porozmawiam z twoją opiekunką i może na weekend gdzieś wyjdziemy? - zaproponował, a Piotrek od razu jakby ożył. Podniósł na niego swoje ciemne, momentalnie zainteresowane spojrzenie.
- Wyjdziemy?
- Mhm, gdzie chcesz?
- Basen! Chcę do aquaparku! - krzyknął i aż podskoczył z radości.
- No, to pójdziemy do aquaparku. - Kiwnął głową, nie mając nawet zamiaru dodawać, że niezbyt mu się takie wyjście widziało. Nie umiał pływać i generalnie od zawsze bał się wody... Wystarczyło jednak jedno zadowolone spojrzenie Piotra, żeby zmiękł. Trudno. Najwyżej się utopi.

***

- Tak czasem dzieci reagują - mruknął Krzysztof, który dość karykaturalnie wyglądał w małej, zagraconej, aleksowej kuchni, mając na sobie bardzo drogi, świetnie skrojony garnitur. W ogóle Rudwiński nie pasował do mieszkania Białeckiego. Nie pasował do jego życia. Aleksander nie miał pojęcia, co takiego wciąż trzymało Krzycha przy nim, nie miał mu przecież nic do zaoferowania. Nie interesował się muzyką klasyczną, teatrem czy operą, nienawidził wina, które Krzysztof kochał, no i miał naprawdę małą wiedzę o świecie. A jednak mężczyzna wciąż utrzymywał z nim kontakt, mimo że już od dawna nie łączyło ich nawet łóżko. - I tak nie jest źle. Piotrek wychował się w patologicznej rodzinie, a mimo to, z tego co mówisz, nie przejawia żadnych większych zaburzeń.
- Stał się agresywny - burknął Aleks, opierając się o blat stołu.
- To też reakcja na zmianę środowiska - odparł Krzysztof i wzruszył ramionami. Aleks mimo wszystko musiał przyznać, że mężczyzna nie raz imponował mu nie tylko swoją wiedzą, ale również dystansem, z jakim podchodził do niektórych tematów. Chociaż... przecież sprawa Piotrka go nie dotyczyła, nic więc dziwnego, że zachowywał zimną krew.
- Nie wiem, może tak naprawdę nigdy go nie znałem - powiedział z zastanowieniem. - Przy mnie jest zupełnie inny, wycisza się. - Wzruszył ramionami.
Krzysztof sięgnął po herbatę, którą chwilę wcześniej zrobił mu Aleks. Uśmiechnął się pod nosem na widok wyszczerbionego ucha, nic jednak nie powiedział. Wziął kilka większych łyków, a między nimi zapadła długa cisza.
- Będę powoli się zbierać - oznajmił w końcu mężczyzna. - Mam trochę pracy na jutro. Jakbyś czegoś potrzebował...
- Wiem - przerwał mu i kiwnął głową. - Dziękuję - dodał, a Krzysztof na moment aż się na niego zapatrzył. Aleks gdyby mógł, zrobiłby krok do tyłu, jednak uniemożliwiał mu to kuchenny blat, który miał za sobą. Całe szczęście, że w tym momencie rozbrzmiał dźwięk domofonu, bo wzrok Rudwińskiego wydał się Białeckiemu dość niebezpieczny.
- Pójdę otworzyć - powiedział szybko i wyminął mężczyznę. Dopiero jednak gdy znalazł się przy słuchawce, poczuł dziwny niepokój. W końcu był czwartkowy wieczór, kogo niosło do niego o godzinie dwudziestej pierwszej? - Halo? - zapytał i już po chwili wiedział, że jego obawy były dość słuszne. Na dźwięk znajomego głosu serce podeszło mu do gardła.
- Hej, tu Janek.
Kurwa, kurwa, kurwa.
- Kto to? - zapytał Krzysztof, wychodząc z kuchni. Aleks spojrzał na mężczyznę tylko kątem oka i chcąc czy nie, nacisnął na guzik, by otworzyć Jankowi drzwi.
- Mój... - Kto? Chłopak? - Dobry znajomy. Będziesz się zbierać, co? - Popatrzył na niego z nadzieją, obawiając się, że Rudwińskiemu zachce się poznawać jego kolegów. Mimo że ta opcja wydawała mu się dość absurdalna, w końcu Krzychu był największym odludkiem, jakiego znał, to gdzieś tam z tyłu jego głowy zaczęły rodzić się obawy.
- No... chyba tak - odpowiedział Krzysztof, wyraźnie zawiedziony. Aleks na moment odetchnął z ulgą. Od razu sięgnął po czarny płaszcz mężczyzny, podając mu go. Mężczyzna zaczął się powoli ubierać, a gdy zakładał buty, rozległo się pukanie do drzwi, rozwiewające ostatnie nadzieje Białeckiego, że ta dwójka po prostu minie się gdzieś na klatce schodowej. Skrzywił się, ale sięgnął do kluczy znajdujących się w zamku. Przekręcił je i uchylił wejście, wyglądając na korytarz. Na widok zaczerwienionych od mrozu policzków Janka mimowolnie się uśmiechnął.
- Hej - rzucił i uchylił bardziej drzwi, prezentując Schneiderowi swój przedpokój, w którym stał już w pełni ubrany Krzysztof. Jaś spojrzał na mężczyznę zdziwiony.
- Przeszkadzam? - zapytał, zerkając to na Rudwińskiego, to na Aleksa.
- Nie, Krzychu już wychodzi - burknął Białecki, zaciskając dłoń na klamce od drzwi. - Wejdź - rzucił do Jasia, który cały czas uważnie przyglądał się mężczyźnie. Wydawał mu się jakiś taki bardzo znajomy.
- Odzywaj się, jakby coś się działo - polecił jeszcze Krzysztof, po czym minął się z Jankiem w progu.
- Kto to? - zapytał Schneider, kiedy już Aleks zamknął drzwi.
- Znajomy - burknął, modląc się w duchu, aby właśnie na tym Janek poprzestał swój zwiad.
- Byłeś z nim wtedy na tej imprezie, nie? - Posłał Aleksowi uważne spojrzenie, jednocześnie zdejmując z siebie grubą, niebieską kurtkę. Białecki poczuł, że robi mu się gorąco z nerwów. Kiwnął więc jedynie głową, nie wypowiadając chociażby słowa. Janek w międzyczasie odwiesił kurtkę na wieszak i nim zajął się rozwiązywaniem butów, stanął przed Aleksem z założonymi na piersi rękami. - Aleks... skąd ty właściwie masz pieniądze na życie?

Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum