The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 27 2024 01:39:43   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Pewność
Tym razem niezbyt wesołe. Bez szczęśliwego
zakończenia - udało się! (Wiwatuję)
Dzieło jednego wieczoru. Zdrada to okropna rzecz.
Na szczęście, na własnej skórze nigdy tego nie doświadczyłem
i mam nadzieję, że nie doświadczę.
Mam również nadzieję, że Komuś uda się przez to przebrnąć.
(histeryczny śmiech)
H.I.







Dostałem w pysk. Znowu. Zabolało. Zaśmiałem się głośno mimo, że wiedziałem, że zaraz oberwę. I miałem rację. Oberwałem. Tym razem przy akompaniamencie wrzasku wściekłości jaki wydał z siebie mój kochanek. No cóż... Póki bije i rzuca się we wściekłości, wiem że mu zależy. Mam się jeszcze o co starać. Przykro mi, naprawdę mi przykro. Kocham go, kocham a mimo to znów go zdradziłem. On tego nie wie, ale ja śmieję się z własnej głupoty i z tego jak bardzo jestem żałosny. Jak się dowiedział o mojej zdradzie? A no całkiem łatwo. Powiedziałem mu - sam. Dlaczego? Czy to głupota? Możliwe, ale uważałem i nadal uważam, że on musiał się o tym dowiedzieć. I to ode mnie. Gdyby to kiedyś wyszło, przez przypadek (jak ostatnio) to mogłoby być o wiele gorzej, a jestem pewien że by wyszło. Jak znam życie to w bardzo nieodpowiednim momencie. Tak więc postarałem się o dobry humor mojego chłopaka i obwieściłem mu tą jakże radosną nowinę. Jakoś się nie ucieszył... W sumie się nie dziwię dlaczego. Już raz mi wybaczył, już dwa razy mi wybaczył. Więc tym razem też mam szansę. Wystarczy przeczekać pierwszą i drugą a może i trzecią nawałnicę... w końcu kiedyś skończą mu się i siły i powietrze w płucach, a wtedy zaczną się łzy. Już to przerabiałem, to wiem. A wtedy, gdy on już się rozpłacze, mimo oporów zaciągnę go do sypialni i tam będę go przepraszał, przepraszał słowami, gorliwymi obietnicami, ruchem dłoni, drobnymi pocałunkami i pieszczotami. A w końcu pójdzie ze mną do naszego łóżka. A tam będą się działy czary. Na początku nie będzie łatwo, o nie. Na początku, zanim do niego dotrę, będzie rzucał we mnie rozmaitymi sprzętami. Wszystkim co trafi mu w ręce. Pomału, osłaniając się przed latającymi przedmiotami zbliżę się do niego na odległość jednego kroku. Prawdopodobnie mnie opluje, zanim dotrę na tyle blisko by mógł mnie tłuc w swojej wściekłości. A kiedy już w ruch pójdą ręce to nie powinno trwać długo. On szybko się męczy. Spala się od środka, swoją własną złością. Wtedy złapię go w pół i przyciągnę do siebie. On jest troszeczkę niższy, a skulony z żalu bez problemu da się zamknąć w moich ramionach. A jeśli nie, jeśli nawet będzie jeszcze próbował mnie tłuc, to złapię go za nadgarstki. Możliwe, że mnie skopie... No cóż. Jeśli tylko to pomoże, to niech kopie. A kiedy już skończy i to, wtedy z bezsilności się rozpłacze... i wtedy zacznę mówić. Będę docierał do niego pomalutku, po cichutku coraz bardziej uciszając jego gniew i żal do mnie. Zagłuszę go. Obietnicami, wspomnieniami, pocałunkami i samym sobą. Zmięknie. On zawsze mięknie. Będzie szeptał ze złami cieknącymi po obu policzkach jak bardzo mnie nienawidzi. Jak bardzo chce już żeby ten koszmar się skończył. Że ma dość tej niepewności, moich zdrad i coraz większej pustki i chłodu który coraz częściej się w nim rozlewa. Następnie powie mi poważnie, ale z czymś w oczach co zazwyczaj trudno mi nazwać... No nic... ważne żeby dał się pociągnąć dalej. Niepostrzeżenie pokonam z nim salon, przed pokój i dotrę z nim w drżących objęciach do łóżka. Zmęczonego płaczem, złością, żałością i właśnie tym czymś czego nie mogę zidentyfikować... Ma na sobie niewiele. Króciutką bluzeczkę, którą dostał ode mnie, żebym mógł oglądać jego ładny brzuszek. Lniane długie spodnie i bokserki, te bladoniebieskie, wiem bo zakładał je przy mnie w popłochu gdy do drzwi zadzwonił listonosz. Poza tym nic. Ma zwyczaj chodzenia na boso, bez skarpet. Zazwyczaj się za to złoszczę, ale teraz mi to pomoże... to takie nie romantyczne... kochać się w skarpetkach. Każdy skrawek materiału więcej teraz by przeszkadzał. O czym to ja...? A! No... wtedy już uda mi się go rozciągnąć na łóżku i pozbyć się jego odzienia, moje spadnie ze mnie w błyskawicznym tempie. I nie przerywając litanii miłosnych zaklęć zacznę go pieścić. Na początku będzie nie zadowolony. Wybuchnie nową falą płaczu, krzyku i znów zacznie mnie tłuc. Ale i to przetrzymam. Jeśli nie jego świadomość, to ciało na pewno zareaguje. Wiem jak, gdzie i w którym momencie go dotknąć. Zdradzą go dreszcze. Będzie się opierał. Wiem. Ale nie szkodzi. Bylebym na koniec osiągnął mój cel. Kiedy już będę w nim, kiedy już będzie przelewał mi się przez ręce i bezwiednie, z ochotą oddawał pocałunki i pieszczoty, wtedy - wtedy delikatnie, spokojnymi falami doprowadzę go na szczyt. Nawet jeśli w tym momencie nie uda mi się zadbać o siebie, to on i tak już będzie mój. Znowu mój. Będę mu szeptał rozmaite głupotki do ucha, podczas gdy będzie osiągał spełnienie, będę zapewniał o mojej miłości i żalu. Że tego już nigdy nie zrobię. Że już nigdy go nie zdradzę. A na przypieczętowanie, gdy nie będzie w stanie reagować, obojętne czy z natłoku myśli, czy zmęczenia, jeszcze mu dołożę. Rozpłaczę się dla uwiarygodnienia. Będę wyglądał żałośnie, na tyle żałośnie, żeby nie był w stanie mnie odepchnąć. Bo mimo tych kurw które mi śle i łapek które świetnie młócą powietrze, to on ma złote serduszko. Zobaczy, zasmuci się i sam sobie wyda się paskudny, że mnie tak potraktował. I wybaczy. Wybaczy jak zwykle.
A następnego dnia, a następnego dnia on z żalu i skruchy, wstanie wcześnie i... i zaraz po szybkim prysznicu pod którym będzie kurwił sam na siebie i zrobi mi śniadanie do łóżka. Na zmazanie swoich win. To dziwne... Bo on nie umie gotować. A na przeprosiny zawsze przyrządza coś niepowtarzalnego i coś o co bym go nie podejrzewał. Na myśl o tym już mi burczy w brzuchu...

I oto jest następny dzień. Nie wiem do końca o co chodzi, ale coś mi się nie zgadza. Wszystkie punkty zostały odhaczone... ale mimo to... mimo to coś jest inaczej. To coś, to co widywałem w jego oczach znacząco się rozrosło. I kole. Był seks, a jaaak. I to dobry, jak zwykle na zgodę. Ale... ale po seksie mimo mojego płaczu nie było przeprosin z jego strony. Nie rozumiem dlaczego... może nie słyszałem? W końcu zawodziłem dość głośno... I teraz... jest już dość późno. Owszem wstał wcześnie jak zwykle. Wziął prysznic... nie... to była kąpiel, długa pachnąca kąpiel z dużą ilością piany. Wyszedł z łazienki nucąc coś pod nosem. Chyba przyśpiewywał... I wyszedł z sypialni. A potem wrócił, a ja zamknąłem oczy. Czekałem aż obudzi mnie delikatnym pocałunkiem w usta i postawi mi na kolanach tacę z jedzeniem. Ale nic takiego się nie stało... Zabrał z pokoju kilka rzeczy i wyszedł nadal coś nucąc. Kiedy wrócił znów udałem, że śpię.
- Wstawaj, mój Książę. - Zaświergotał do mnie przymilnie. Poczułem jak spada na mnie kilka rzeczy. - Wiem, że nie śpisz... - Dodał z tą samą słodyczą.
Otworzyłem powoli oczy, przecierając je knykciami.
- Ubieraj się. - Wymruczał jak kociak, tonem który uwielbiałem. Rozejrzałem się po pokoju. Nie było widać śniadania. Skrzywiłem się. Na kołdrze leżały ubrania. Moje ubrania. Wczorajsze. Dlaczego? Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. - No... raz, raz! - Uśmiechnął się zachęcająco. Wstałem niezadowolony i z niemiłymi przeczuciami. Skąd te zmiany?? Ubrałem się szybko. Patrzył na mnie, wydawał się... rozbawiony? Dobrze widzę?
- Co cię tak cieszy? - Zapytałem nieco zbyt napastliwie. Nie zdążyłem się ugryźć w język...
- Ty, Skarbie, ty. - Uśmiechnął się szerzej. - Chodź, zakładaj butki.
Dałem się wyprowadzić do przedpokoju i machinalnie założyłem swoje buty.
- Nie ma bułek na śniadanie...? - Zapytałem niezadowolony. - Nie mogłeś sam iść?
Parsknął śmiechem.
- Bułki są. Byłem po nie rano. - Odpowiedział szczerząc się nieprzyzwoicie. - Śniadanie jest już gotowe... Mam dla ciebie niespodziankę! - Klasnął z uciechy w dłonie.
Zastanawiałem się co on knuje... Zresztą... co mi szkodzi? Zobaczymy... to w końcu mój grzeczny, mimo że humorzasty chłopiec.
- Co masz dla mnie? - Spytałem z uśmiechem. Lubię dostawać prezenty.
- Zobacz... - Zaśmiał się głośno. - Stoi za drzwiami. - Dodał konspiracyjnym szeptem. Moje pokręcone uke...
Uśmiechnąłem się już całkowicie uspokojony i wyjrzałem za drzwi. Uśmiech spełzł mi z twarzy. Koło schodów stał plastikowy worek... pełen różnych drobiazgów.
- Co to? - Spytałem marszcząc brwi i doskonale znając odpowiedź.
On dalej się uśmiechał. Ale teraz tak trochę smutno, ale oczy błyszczały mu zdecydowaniem.
- To, Kochanie są twoje rzeczy. Wszystkie, które były w moim mieszkaniu. Plus to, co kiedykolwiek dostałem od ciebie.
W dwóch krokach podszedłem do niebieskiego worka. Mówił prawdę! To wszystko było moje!
- Dlaczego? - Spytałem nie mając pojęcia co się dzieje.
- Bo to koniec. Mam dość. Miarka się przebrała. - Smętnie pokiwał głową i rzucił mi moją kurtkę. - Wynoś się. - Mówił z wyraźnym trudem.
- Noo nie... Malutki? Kochanie...? Ale przecież! - Zatkało mnie. Przecież było mu dobrze!
- Nie, Misiaczku. To koniec. Mam dość. Gdybyś słuchał, wiedziałbyś o tym. Już do ciebie nie wrócę. - Znów się uśmiechnął. Jakby z ulgą. Z ulgą, że już to powiedział, że przeszło mu to przez gardło. - Żegnaj Zmoro... - Zamknął drzwi i już wiedziałem, że nie wrócę do środka, że mnie nie wpuści. Rzuciłam się na nie, ale były zamknięte. Stał po drugiej stronie, opierał się o nie. Usłyszałem jego płacz. Z początku cichy, następnie coraz głośniejszy i niespokojny, pełen spazmów i westchnień. W pewnym, momencie wydaje mi się, że nawet dławił się swoimi łzami. Po jakiejś pół godzinie odkleiłem się od niewzruszonych moim wrzaskiem i kopnięciami drzwi, zabrałem swoje rzeczy (swoją drogą, nie było ich dużo) i zszedłem po schodach, czując burczenie w brzuchu. A tak liczyłem na to śniadanie. I tak jak poprzedniego wieczoru, tak teraz roześmiałem się głośno ze swojej głupoty. Bo już wiedziałem, że ty, razem nie przebaczy, że nie powinienem go zdradzać, że przepraszać powinienem szczerze, że to ja powinienem błagać. I wreszcie zrozumiałem, co tak dziwnie migotało w jego oczach. Zrozumiałem... a mimo to, nie potrafię tego nazwać. A najgorsze jest to, że ja nadal kocham tego chłopaka! Tak mi się wydaje...




Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 13 2011 12:26:01
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Haru-chan (Brak e-maila) 11:27 24-02-2008
Ojejej... >.<"" Wygląda na to, że pomysliłem się i wysłałem wersję roboczą!! Porażka... a tam tyle błędów jest... Pfff... w takim razie pozostaje mi płonąć ze wstydu i echh... zapaść się pod ziemię. Akurat musiałem zepsuć TO! Chociaż Chiaki dostał dawno temu juz poprawioną wersję... Beznadzieja. =v.v=
Chiba_san (Brak e-maila) 10:40 29-02-2008
kawaii!
Mreu (Brak e-maila) 20:55 04-06-2008
sweeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeet sweeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeet sweeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeet
Abby (Brak e-maila) 01:24 14-11-2008
ekhem....czy to był kawałek fikcji czy też aktualny, khem...hmm...pamiętnik ?(ktoś takie rzeczy jeszcze ma po wyjściu z 3podstawówki i nie pochodzi z lat '30 lub '40?).
No cóż. Nie bardzo mi się podobało - nie jestem fanką aź takich słodkoŚci...jak powiada mój mądry braciszek o niektórych rzeczach się nie myśli, o niektórych nie pisze, a niektórych się nie pamięta nawet jeśli jest się ...(tutaj następuje niezwykle kolorowe słownictwo ukazujące stan homofobiczny...lub raczej homowstętniczny)
Haru-chan (Brak e-maila) 17:57 22-12-2008
Abby, bardzo dziękuję Ci za to, że to czytasz i za komenty oczywiście. ^^ Nie, to nie jest kawał ani nic z tych rzeczy. To PRAWDZIWY pamiętnik. A wszelkie stany dziwności umysłowej... cóż... sam mój urok XDDD To bardzo ogólne streszczenie pierwszego roku znajomości mojego i Chiaka... >.>"" dziwni jesteśmy, co? Niektórych rzeczy się nie pisze? Cóż... ja piszę. Niektórych nie pamięta? Oj pamięta, jeśli się prowadzi regularny pamiętnik i bardzo nie chce się zapomnieć. A jak się jest mną to myśli się o takich rzeczach, że główka mała... To jest rok 2005/6 obecnego kalendarza. ^^" nie lata 30, 40. I nie podstawówka... to liceum XDDD
Ale świetny komentarz... dzięki.
Pati (Brak e-maila) 11:45 31-08-2009
Ojej, to było cudne~ masz naprawdę fajne życie smiley ciekawa jestem czy teraz tez jesteście ze sobą, w końcu tyle czasu już minęło <3
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum