ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Americana 10 |
Rozdział10: Dobrze mieć jeszcze kogoś
Aleksander spojrzał na swoje odbicie w lustrze i skrzywił się na widok swojego torsu pokrytego drobnymi, czerwonymi krostkami, z których zaczęły się już robić pryszcze. Właśnie dlatego nie lubił golenia innych części ciała poza twarzą, kiedyś już próbował pozbyć się owłosienia na piersiach i skończyło się dokładnie tak samo. Mimowolnie jednak uśmiechnął się pod nosem, wspominając dzisiejszy seks z Maciejem, kochanek nawet stwierdził, że teraz Białecki wygląda o wiele lepiej. No a skoro Maciejowi się bardziej podobał, to nie miał co narzekać.
Dzisiaj było świetnie, pomyślał, wchodząc do małej wanny, która zdążyła już napełnić się ciepłą wodą. Seks był fenomenalny, mimo że przez tę depilację swędziały go niektóre miejsca na ciele, ale to akurat mógł wytrzymać. Robili to dwa razy i dopiero później Maciej powiedział mu, że nie ma dzisiaj czasu, tak więc Aleksander nie miał nawet gdzie się po wszystkim umyć. Musiał wrócić do swojego mieszkania nieświeży, wymięty i oklejony swoimi i Macieja sokami, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Ani przez moment nie był zły na mężczyznę, że ten kazał mu się ubierać i spadać, w końcu spotykał się z facetem, który pracował. To jasne, że Maciej nie zawsze miał dla niego czas.
I ani przez chwilę nie pomyślał, że Krzysztof przecież także pracował, ale nigdy go nie wyrzucił. Zawsze pozwalał mu być u siebie tak długo, jak tylko Aleksander tego chciał.
Niestety jednak, później nie było już tak kolorowo, mimo że Białecki naprawdę starał się po prostu przestać myśleć i zajmować się wszystkim dookoła, byleby tylko nie zostać sam na sam z rzeczywistością. Posprzątał nawet kuchnię, co jednak nie dało zbyt dużego rezultatu, bo nie wiedział kiedy, a ta już zarosła stosem brudnych naczyń.
Minęły dwa dni od tego felernego spotkania Aleksa z bratem. Dwa dni, które Białecki po prostu starał się wyrzucić z głowy, udawać, że wcale się nie przejmował tym chłopcem, że wszystko było jak najbardziej okej. Miał w końcu Macieja i [i]Dzieci Ludwiczka, którym zbliżał się pierwszy koncert, powinien na tym się skupić, a nie na jakimś dziecku...
No właśnie, tu pies pogrzebany, bo to nie było „jakieś dziecko”. To był jego brat i mimo wszystko niełatwo mógł zapomnieć, chociaż to przeczyło wszystkim zasadom, jakie od kilku lat sobie uparcie wmawiał i którymi starał się kierować. Widok płaczącego chłopca go niemal prześladował, miał wrażenie, jakby cofnął się do dzieciństwa i jakby to on był tym dzieckiem. Cholera, nawet nie znał imienia swojego brata! Mimo to jednak czuł, że nie chce być temu wszystkiemu obojętny. Może i kiedyś też nikt mu nie pomógł, ale... ale nikt nie zdawał sobie do końca sprawy z sytuacji, w jakiej się znajdował. A on doskonale wiedział co czuł chłopiec, którego rodzice pili, sprowadzali do „domu” (domem tego nazwać jednak nie mógł) różnych dziwnych ludzi, gdy nierzadko nie miał co jeść, chodził głodny, brudny, a dzieci w szkole się z tego śmiały i wyzywały.
Aleks jednak nie potrafił poradzić sobie z tym wszystkim sam, to było za dużo, nigdy nie umiał obchodzić się z problemami, zawsze zostawiał je za sobą. Tym razem czuł, że nie powinien tak robić. Nie, nie czuł – on wiedział, nie chciał zakopywać takich rzeczy i zapominać o nich, bo o nim kiedyś ludzie też zapominali.
Nawet nie wiedział kiedy, a za oknem już zaczęło świtać. Słaby, mroźny blask słońca zalał zagracone pomieszczenie, w którym walało się dosłownie wszystko. Od brudnych ubrań, przez puszki po napojach, aż do sterty naczyń porozwalanych na stole. Aleks nie miał jednak chęci do sprzątania. Od wczoraj właściwie nic nie zrobił, tylko leżał i myślał. Przez całą noc zmrużył oko może na godzinę-dwie, ale nie więcej. Od tego wszystkiego bolała go już głowa. Przewrócił się na brzuch, a Demon leżący na poduszce zapiszczał przez sen. Aleks spojrzał się na zwierzaka z zastanowieniem. Jak to jest wychowywać dziecko? Podobnie jak ze szczurami?
***
Mijały godziny, a wegetacja Białeckiego trwała dalej. Siedział z laptopem na kolanach i cały dzień przeglądał jakieś głupie, nikomu niepotrzebne strony. Usilnie jednak omijał Facebooka, doskonale wiedząc co go tam czeka. Jakiś czas temu miał się pojawić na próbie, ale po prostu nie był zdatny do tego, żeby opuścić łóżko, doprowadzić się do stanu względnej używalności i jeszcze później grać. Białecki nieczęsto miewał takie dni, zdarzały się rzadko, dwa, może trzy razy na rok. Ale gdy już się zdarzyły, nie potrafił zrobić nic, dosłownie. Nawet pójście do toalety było dla niego niczym wyzwanie.
Głowa z każdą chwilą pobolewała go coraz mocniej, a myśli i wspomnienia z dzieciństwa wcale go nie opuszczały. Miał wrażenie jakby to wszystko przygniatało go z coraz większą siłą i w żaden sposób nie mógł się od tego uwolnić.
Wegetował więc w swoim rozkopanym łóżku, w śmierdzącym, dusznym pomieszczeniu, bo oczywiście ani na chwilę nie otworzył okna i udawał, że dzisiaj wcale nie miał się stawić na próbie. Że jego telefon wcale nie wibrował, że nikt się do niego nie dobijał. Chciał być sam, chociaż dzisiaj.
Aż podskoczył, kiedy usłyszał poruszenie w przedpokoju. Cholera, przeklął w myślach, zdając sobie sprawę, że całą noc miał otwarte drzwi wejściowe. Zawsze zapominał o przekręceniu klucza w zamku, co nie było zbyt rozsądne. Mało to się słyszy o złodziejach, którzy czekają na takie zaproszenie? Chociaż fakt faktem, Aleksander nie miał zbyt dużego majątku do rozkradzenia, zostało mu marne sto złotych na koncie, co również doprowadzało go do białej gorączki. Czuł jak grunt usuwa mu się spod nóg, jak powoli zaczyna się w tym wszystkim zapadać. Nie miał pieniędzy, zaraz będzie musiał opłacić czynsz, lodówka także świeciła pustkami... a on, cholera, chciał się dzieciakiem zajmować, kiedy sam nie miał czego do gęby włożyć. Pięknie, Białecki, dobrze to wszystko sobie rozplanowałeś. Jak zwykle świecisz geniuszem.
– Ja pieprzę, ale syf! – usłyszał z przedpokoju i momentalnie się uspokoił, bo zdał sobie sprawę, że to nie żaden złodziej. Niepokój zastąpiło zdziwienie, a jego wzrok zatrzymał się na wejściu do salonu, w którym po chwili pojawiła się wysoka, ale drobna sylwetka. Niebieskie oczy omiotły pomieszczenie, a usta ułożyły się w kpiącym uśmiechu. – Mogłem podejrzewać, że będziesz żył w takich warunkach – rzucił drwiącym tonem, na co Białecki przez chwilę nic nie mógł odpowiedzieć.
Co ten szczyl, do cholery, tutaj robił? Kto kazał mu tu przyjść?
– Co ty... – zaczął, a Jaś schylił się i podniósł puszkę po Pepsi z podłogi, wcześniej odkładając szarą, dość dużą, wypchaną torbę na stół.
– Remigiusz mnie wysłał – powiedział, zgniatając znalezionego na panelach fanta i wrzucając go do worka, jaki również znalazł na podłodze. Pochylił się znowu i tym razem w siatce wylądował pusty papier po czipsach. – Mówił, że pewnie gnijesz w mieszkaniu, masz chandrę albo inną depresję i zarastasz brudem – odparł, nawet na niego nie patrząc, tylko zaczynając sprzątać rozrzucane dookoła śmieci, co jeszcze bardziej wprawiło Aleksa w osłupienie. Nigdy nie spodziewał się, że zastanie go widok Jasia ogarniającego mieszkanie! Chyba że... to był sen. Tak, z pewnością, to musiał być jakiś cholerny sen, innego wytłumaczenia nie znajdywał.
– Serio Remigiusz ci to mówił? – zapytał, patrząc jak Jaś się skrzywił, gdy na swojej drodze napotkał brudne slipki Aleksandra. Nie znalazł jednak w sobie tyle siły by je podnieść, więc jedynie kopnął je w stronę Białeckiego, żałując, że nie mógł trafić nimi w jego twarz.
– Mhm i miał rację – mruknął, odkładając worek ze śmieciami, by podejść do okna i otworzyć je na oścież. Gdy już do niego dotarł, spuścił wzrok na dużą klatkę szczurów. Jeden z nich, biały z czerwonymi oczami, Demon (tego jak miał na imię Jaś niestety wiedzieć nie mógł) popatrzył na niego ciekawie. Janek nic jednak nie zrobił, uśmiechnął się jedynie pod nosem, po czym w końcu wpuścił do środka mroźne, grudniowe powietrze. – Śmierdzi tu jak cholera – dodał i obrócił się w stronę Białeckiego z politowaniem wypisanym na twarzy. – A ty wyglądasz gorzej niż zwykle. Myślałem, że to niemożliwe, a jednak, pobijasz wszystkie rekordy, Białecki! – rzucił, na co Aleks nagle się zaśmiał. Musiał przyznać, że ten głupi dzieciak poprawił mu humor swoją obecnością i docinkami niskich lotów. Właściwie to... całkiem miłe, że przyszedł, pomyślał, zerkając na Jasia, który wrócił do stołu po papierową torbę. Otworzył ją i wyciągnął trzystu mililitrowy tekturowy kubek. – Masz, kawa – powiedział, wręczając napój zszokowanemu Białeckiemu, który miał wrażenie, że jest w jakiejś ukrytej kamerze. – No co się głupio patrzysz? – prychnął Jaś i zmarszczył groźnie brwi. – Ktoś cię musi ogarnąć, nie?
– Ale dlaczego akurat ty? – zapytał, nim zdążył pomyśleć. Jaś zapatrzył się na niego o moment za długo i... jakby się zaczerwienił. Nim jednak Aleks zdążył się dokładnie przyjrzeć jego twarzy, Janek już się odwrócił do stołu, a dokładniej do papierowego worka, w którym wciąż się coś znajdowało.
– Bo nikt inny nie chciał – prychnął niechętnie. – Nie jesteś pępkiem świata, Aleks – to mówiąc stanął do niego przodem i bez żadnego uprzedzenia cisnął w nieprzygotowanego Białeckiego zapakowaną w folię kanapką. Aleksander nie zdążył się uchylić, więc dostał nią w głowę, o mało nie rozlewając kawy.
– Uważaj, idioto! – warknął.
– Bądź mi wdzięczny. – Jaś założył ręce na piersi, patrząc na Aleksa wzrokiem zwycięzcy.
– Chyba śnisz. Kto ci zarzyganą łepetynę nad kiblem trzymał, hm? – prychnął Białecki, mimo wszystko rozpakowując kanapkę. Nie powiedział tego na głos, ale był Jankowi wdzięczny. Naprawdę – cholernie wdzięczny. Bo gdyby nie ten przygłupi szczyl, to siedziałby w tym brudzie i smrodzie do wieczora, zapewne bez chociażby szklanki wody. Wegetowałby do rana, a dopiero później zacząłby się ogarniać.
– Nie pamiętam tego – prychnął Janek i wzruszył ramionami.
– To, że nie pamiętasz, nie oznacza, że tego nie było – odwarknął Aleks i wgryzł się w kanapkę z szynką, sałatą, pomidorem i jajkiem. – A mogłem cię tam zostawić – dodał z pełnymi ustami, nie kłopocząc się nawet, by to najpierw przeżuć. – Utopiłbyś się w tym kiblu i przynajmniej miałbym święty spokój!
– Więc czemu tego nie zrobiłeś? – zapytał i nastała chwila ciszy. Aleks na moment też przestał przeżuwać, zaskoczony wpatrując się w Jasia, który stał, opierając się o stół i wbijając w Białeckiego przeszywające na wskroś spojrzenie. Po plecach Aleksandra przebiegły dziwne dreszcze. No właśnie, dlaczego go nie zostawił?
Może z tego samego powodu, przez który Jaś był teraz u niego?
– Bo mimo wszystko to byłaby żałosna śmierć, nawet jak na ciebie – odpowiedział, gdy już odzyskał rezon i po chwili wrócił do jedzenia. Jaś prychnął, ale uśmiechnął się pod nosem z rozbawieniem.
– Jesteś największym idiotą jakiego znam – rzucił, na co Aleks prychnął. Zdał sobie sprawę, że uwielbia te słowne potyczki z dzieciakiem. Przy Janku mógł na chwilę zapomnieć i po prostu się odprężyć. Nie pamiętał już, czy kiedykolwiek, przy kimkolwiek udało mu się tak po prostu odciąć od wszystkiego, jednocześnie zdając sobie sprawę, że problemy wcale się nie skończyły. Że po prostu na ten moment umartwianie się nic nie da. Że ma jakieś obowiązki i musi się z nich dzisiaj wywiązać, a jednym z nich była oczywiście próba.
– Zaszczytne pierwsze miejsce zajmujesz ty – powiedział Jaś z krzywym uśmiechem. – Ja mogę się uplasować dopiero po tobie – dodał z rozbawieniem. – Jak zjesz pójdziesz się wykąpać. Serio śmier... – nie dokończył, bo w jego stronę już poszybowały brudne skarpetki Aleksandra. Gdyby nie szybki unik Jasia, z pewnością oberwałby nimi w twarz.
***
Próba, o dziwo, wcale nie była taka zła, mimo że Remek i Adam czekali na Aleksandra dobre dwie godziny. Nikt jednak nie robił Białeckiemu wyrzutów, gdy dojechali na miejsce, wszystko było normalnie, jakby Aleks nie spóźnił się pół dnia, a Janek nie musiałby go wygrzebywać spod sterty brudnych ubrań i innych śmieci.
Na tę jedną chwilę Aleksander skupił się po prostu na muzyce, cała reszta nie miała znaczenia, najważniejsze, że stał z gitarą w rękach i po raz któryś z rzędu ćwiczyli jeden utwór. Szło im coraz lepiej, z każdą chwilą bardziej się do siebie docierali jako zespół, może w końcu zaczęli siebie słuchać? Grać razem, a nie osobno? Aleks w pewnym momencie spojrzał na Jasia, który podczas śpiewania wyglądał groźniej niż zazwyczaj. Może jakoś tak poważnie? Miał skoncentrowany wzrok na ścianie przed sobą, napięte mięśnie twarzy i mocno zmarszczone brwi, tak, że pomiędzy nimi pojawiła mu się głęboka bruzda. Białecki uśmiechnął się pod nosem, bo doszedł do wniosku, że w tym jednym momencie Jaś wyglądał naprawdę drapieżnie... jakoś tak seksownie? Nawet w tych swoich markowych ciuchach, koszulce Rolling Stonsów, poprzecieranych fabrycznie dżinsach i martensach. W pewnej chwili, gdy nadeszła solówka Remigiusza, Jaś odsunął się od statywu z mikrofonem, obejrzał się przez ramię i złapał spojrzenie Aleksa. Białecki zamarł na chwilę, wpatrując się w duże, niebieskie oczy chłopaka, który uśmiechnął się lekko. Wcale nie złośliwie, jak to miał w zwyczaju, przez co Aleksander nie wiedział jak zareagować. Normalnie przecież podczas prób mierzyli się znienawidzonymi spojrzeniami i obrzucali się wiadrem pomyj, dlaczego więc teraz uśmiechali się do siebie jak najlepsi przyjaciele?
Poczuł jak jego serce zaczyna bić szybciej, zapomniał nawet, że jest na próbie i że za chwilę będzie musiał wejść ze swoim basem i bębnami Adama. Nie miał pojęcia co się z nim dzieje, dlaczego ten cholerny bachor tak na niego patrzył? Dlaczego do niego dzisiaj przyjechał, wygrzebał go z kołdry i postawił na nogi? Dlaczego, do cholery, akurat on, a nie Remigiusz czy Adam? Sam się zaoferował? A może chciał się pośmiać z niezdolnego do życia Aleksandra? Ale przecież się nie śmiał, gdy wracali, wcale się z niego nie nabijał, był dziwnie... miły? Nie, to już zaszło za daleko, Jaś nie bywał miły względem niego i odwrotnie, od samego początku nie pałali do siebie zbytnią sympatią, czemu więc teraz...
– Aleks! – syknął Remek, wyrywając go z zamyślenia. Odwrócił wzrok od dużych, niebieskich oczu i zaczął grać, postanawiając, że zastanowi się nad tym później. A najlepiej żeby w ogóle tego nigdy nie robił, przecież to nie miało sensu.
***
– Odwieźć cię? – Aleksander drgnął zaskoczony (jeszcze cholera, brakuje tego, żeby podskoczył i pisnął!) i odwrócił się w stronę Jasia.
– Mnie? – zapytał. Nie potrafił zrozumieć co się właśnie działo, co było między nim a Jankiem. Dzieciak się w nim podkochiwał? Jasne, to akurat było możliwe i temu Białecki nie chciał nawet zaprzeczać, w końcu był tylko głupim szczylem, nic dziwnego, że taki fajny facet jak on zaczął mu się podobać, ale... cholera, ostatnio robiło się coraz dziwniej. Tamten pocałunek, którego notabene Janek nie pamiętał, wyrył mu się w pamięci. Nigdy nie zdarzyło mu się zapamiętywać każdego momentu z takich zbliżeń, ale jednak, nawet teraz potrafił sobie przypomnieć alkoholowy smak ust Jasia, strukturę jego warg, ciężki oddech, no i oczywiście jego erekcję w spodniach. Sam fakt, że zwrócił na to wszystko uwagę doprowadzał go do białej gorączki, no bo każdy, byleby nie ten głupi dzieciak, który na dodatek ostatnio zrobił się dziwnie przyjazny. Oczywiście „przyjazny” we własnej interpretacji tego słowa, w końcu Janek nie mógł sobie pozwolić na zbytnie przymilanie się Aleksowi i vice versa.
– Nie, tak tylko pytam – prychnął Jaś, czego już Białecki nie skomentował. Może miał dość takich gier na dzisiaj? Wbrew pozorom próba po nieprzespanej nocy go wykończyła, najważniejsze jednak, że mętlik w głowie zniknął. Tak jakby zniknął, bo niestety Janek dostarczył mu dzisiaj kolejnych niepotrzebnych myśli, cholerny idiota.
– A będziesz jechać w moją stronę? – zapytał i zapiął swoją kurtkę po samą szyję. Pogoda wcale się nie zmieniała, wciąż było tak samo zimno i nie zapowiadało się na poprawę, przynajmniej jednak śnieg przestał już sypać. Białecki nie przepadał za nim, zawsze kojarzył mu się z jednym – ze świętami, a wszystko co mu przywodziło je na myśl było dla niego niesamowicie irytujące.
– Odkąd ty się martwisz o takie rzeczy? – zapytał i uniósł jedną brew, wciskając dłonie w kieszenie swojej kurtki. – Powinieneś się cieszyć, że ktoś chce wieźć twoje śmierdzące cztery litery – rzucił z pozoru obojętnym tonem i Aleks już nie mógł tego tak puścić płazem. Prychnął rozeźlony, złapał za futerał z gitarą i przewiesił go sobie przez ramię, nawet nie patrząc na Janka.
– Robisz się coraz bardziej wyszczekany – warknął i wyminął go. – W sumie to możesz mnie odwieźć.
– Oho, to teraz łaska, tak? – zapytał Jaś jakby z rozbawieniem. Aleks aż musiał obejrzeć się na niego przez ramię, a kiedy dostrzegł uśmiech na twarzy chłopaka, mimowolnie zareagował tym samym. Właściwie to dobrze mieć jeszcze kogoś oprócz Remka i Adama, pomyślał. Bycie samemu wcale nie jest niczym przyjemnym, o czym przekonał się już nie raz. Nie musiał Młodego przecież dopuszczać bardzo blisko siebie, wystarczy, że pozwoli mu gdzieś tam być i... i w razie co on też gdzieś tam będzie dla niego. W końcu stanowili zespół, czy chciał, czy nie, Dzieci Ludwiczka to już nie tylko on, Remigiusz i Adam. Dopiero w tamtym momencie zdał sobie sprawę, że już jakiś czas temu zaakceptował Janka i mu w pewnym stopniu zaufał.
– Więc? Pracujesz dzisiaj? – zapytał Aleksander, kiedy siedzieli już w BMW Jasia. Z radia sączył się jakiś znienawidzony przez Białeckiego świąteczny dżingiel, a na szybie rozpływały się płatki śniegu, który dosłownie chwilę temu zaczął znów padać. Jaś bez słowa ruszył zasypaną białym puchem ulicą, a Aleks zapadł się w wygodnym siedzeniu, patrząc przez okno zblazowanym spojrzeniem. Starał się udawać przed sobą, że wcale nie obchodziło go życie Janka, że nie chciał wiedzieć gdzie ten pracuje, co robi po próbach, co robi przed nimi... że pytał z nudów i dla podtrzymania rozmowy. Na tę chwilę takie wmawianie sobie jeszcze przynosiło rezultaty, zdawał sobie jednak sprawę, że to może nie potrwać długo.
– Mhm, właśnie tam jadę – powiedział i zerknął na zegarek, jaki znajdował się na niebieskim wyświetlaczu radia. – Gdyby nie ty i twoje depresje, miałbym czas, żeby podskoczyć do domu i coś zjeść – rzucił, na co Aleksander prychnął.
– Nie musiałeś przyjeżdżać – mruknął, nie chcąc od Janka żadnej łaski.
– Ktoś cię musiał poskładać do kupy – odparł chłopak i, ku zdziwieniu Aleksa, uśmiechnął się lekko pod nosem. – Wiesz, bycie samym nie zawsze jest dobre – dodał, zerkając kątem oka na Białeckiego, którego zatkało. Takich słów spodziewałby się od każdego, nawet od Adama, ale od Jasia...? – Uratowałeś mi tyłek w kiblu, a ja ci teraz, czyli jesteśmy kwita – dopowiedział jeszcze i Aleks nagle wszystko zrozumiał.
Jaś przyjechał do niego rano, bo czuł się zobowiązany, nic więcej. Nie chciał, żeby Białecki wytykał mu tamtą imprezę, zresztą, nic dziwnego. Aleksander pewnie na jego miejscu zrobiłby tak samo.
Nie odpowiedział, nie wiedział co mógłby na to odpowiedzieć, więc po prostu zamilkł z nadzieją, że droga do jego mieszkania nie będzie mu się dłużyć.
***
Wszedł na stronę swojego banku i aż się skrzywił na myśl, jaką kwotę zastanie na koncie. Będzie musiał w końcu pomyśleć o pracy, jeżeli nie chce przymierać głodem. Cholera, może nie powinien był mówić Krzysztofowi takich rzeczy? Gdyby wtedy ugryzł się w ten głupi język, nie musiałby się teraz martwić stanem swojego portfela! I co z tego, że Krzychu czasem go wkurzał, co z tego, że się tak narzucał swoją osobą, że był zbyt natarczywy? Pieniądze zawsze mu dawał, wystarczyło tylko poprosić i już miał gotówkę. Źle mu się żyło przy Krzysztofie? – wyrzucał sobie w myślach, kiedy wpisywał dane do konta. Kliknął enter, a na ekranie laptopa pojawiły się trzy kropeczki informujące, że musi chwilę poczekać. Oparł się o ścianę, już się zastanawiając, gdzie powinien złożyć swoje CV (które i tak musiałby najpierw napisać, po raz pierwszy w swoim życiu), gdy strona się załączyła. Zamrugał, nie dowierzając w pierwszej chwili, to musiał być jakiś błąd! Szybko przeszedł w historię przelewów i tu go czekało drugie zdziwienie, tym razem jednak mniejsze. Tego mógł się spodziewać, pomyślał i uśmiechnął się pod nosem.
Krzysztof wysłał mu pieniądze... Nie pozwolił mu głodować, mimo tych wszystkich nieprzyjemnych słów, jakie usłyszał. Z jednej strony poczuł ogromną ulgę, w końcu nie będzie musiał nic robić, ani pisać tego durnego curriculum vitae, ani szukać pracy. Ale z drugiej... Krzychu nie powinien tego robić, cholera. Nie powinien dawać mu już ani złotówki, to nie było fair. Aleks względem niego nie był fair i w tamtej chwili, kiedy patrzył na trzy zera na swoim koncie, wiedział, że to co zrobił było okropne. Złapał Krzysztofa, okręcił go sobie dookoła palca, stanął w samym centrum jego życia, a później tak po prostu wykopał mężczyznę ze swojego. A teraz Krzychu jeszcze mu wysyła pieniądze.
Kurwa, kurwa, kurwa. Przeczesał nerwowo włosy palcami, czując, że nie potrafił tak po prostu podejść do tego wszystkiego bez emocji. Nie powinien się tym przejmować, powinien cieszyć się z tych pieniędzy, wykorzystać je i nic nie powiedzieć Krzysztofowi, nawet mu nie podziękować.
Ale nie umiał, ostatnio zbyt wiele w jego życiu się działo, by teraz mógł coś takiego zrobić i po prostu przełknąć swoje wyrzuty sumienia, zupełnie jakby tych nigdy nie było. Sięgnął po telefon, od razu wykręcając numer Krzysztofa. Nikt mu jednak nie odpowiedział, a dźwięk nawiązywanego połączenia powtarzał się przez chwilę, aż w końcu zmienił się w sygnał zajętości.
– Szlag – przeklął pod nosem, jeszcze bardziej sfrustrowany. Gdyby powiedział Krzysztofowi jedno głupie „dziękuję” z pewnością poczułby się teraz lepiej, a tak sumienie mu nie odpuszczało.
Wykręcił numer jeszcze raz, z nadzieją, że mężczyzna wreszcie odbierze. Jego dłoń zacisnęła się mocno na telefonie, przyciskając go do ucha. Serce podeszło mu do gardła, kiedy na chwilę w słuchawce zapadła cisza. Już myślał, że Krzysztof odebrał, że wreszcie mu podziękuje i będzie mógł położyć się spać, dzięki czemu odeśpi poprzednią bezsenną noc, jednak znów powitał go dźwięk zajętości.
– Kurwa! – krzyknął i aż miał ochotę cisnąć aparatem w ścianę. Powstrzymał się jednak, nie zrobił nic, tylko wpatrzył się w sufit, już teraz wiedząc, że nie uda mu się zasnąć. I że jutro będzie kolejny, jakże chujowy dzień.
Tak chyba właśnie prezentowało się całe jego życie. Był na tę chujowość skazany.
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|