ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Gemini 10 |
Kiedy dojechali na miejsce, Mały wysiadł z limuzyny i przyłożył rękę do znajdującego się w murze alarmu. Niewielka iskra energii i alarm był rozbrojony, a bram wjazdowa otwierała się majestatycznie. Tak samo postąpił z alarmem przy drzwiach.
- Osz, w morde – stęknął grubasek kiedy w końcu wszyscy znaleźli się w środku.
- Idź, pooglądaj sobie – powiedział niedbale Kasjan, chociaż jemu też zrobiło się gorąco na widok wystroju wnętrza. – Możesz zaglądać gdzie chcesz, my będziemy w kuchni.
Grubaskowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, przebierając krótkimi nóżkami zniknął w najbliższym pokoju.
- Muszę się czegoś napić. – mruknął Kasjan. – Za dużo tego wszystkiego dla mnie. Tylko gdzie jest kuchnia?
- Tam – Mimi wskazała kierunek i sama ruszyła w tamtą stronę.
- Mam wrażenie jak bym był w jakimś śnie – jęknął Kasjan kiedy już siedział przy ogromnym stole w kuchni.
- Kto wie, może to faktycznie sen – mruknęła Mimi z głębi lodówki. – Ktoś głodny?
Wszyscy potwierdzili. Dziesięć minut potem siedzieli przy suto zastawionym stole.
- To z pewnością sen – stwierdził Kasjan kiedy objedzony siedział leniwie oparty o krzesło. – Ciekawe ile mu to zajmie.
- Nie ważne – stwierdził Mały. – Niech ogląda ile chce, żeby tylko się zdecydował i kupił.
- A przy okazji… co zrobimy z tym wygranym torpedowcem? – zainteresował się Kasjan. – Też mam mu opchnąć?
- Zdurniałeś? – oburzyła się Mimi. – Taki statek?
- A może to jakiś złom…
- Zaraz sprawdzimy – stwierdziła Mimi i za chwilę jej oczy zasnuły się mgłą.
Nie zdążyła wrócić do normalnego stanu, gdy do kuchni wszedł wyraźnie podniecony kupiec.
- Co ona robi? – zainteresował się widząc Mimi.
- Śpi – odparł Kasjan. – Z otwartymi oczami. Ona ma tak dziwnie. Więc jak ci się podoba chata? – zapytał szybko zmieniając temat.
Grubasek nerwowo przełknął ślinę próbując jednocześnie poluzować kołnierzyk.
- No… - całkiem niezła – wybąkał uciekając wzrokiem w bok.
- Mentel, naucz się lepiej kłamać, dobra? – Kasjan popatrzył ze współczuciem na kupca. – Może napijesz się? Mamy całkiem niezłe kajaho.
- Ale tylko szklaneczkę – mruknął grubasek i usiadł przy stole. Zaraz w cudowny sposób pojawił się przed nim spory talerz i sztućce. Nie namyślając się długo, nałożył sobie sporą porcję dań. I zaczął jeść obficie popijając kajaho. Wszyscy udawali, że też jedzą, tylko Kasjan pilnował by szklaneczka kupca przez cały czas była pełna. Aż w końcu grubasek urżnął się kompletnie.
- To jak, ubijemy interes, Mentel? – zapytał niewinnie Kasjan, kiedy grubasek już przysypiał. Ten tylko skinął niemrawo głową. – To ile dasz za tą super chatę?
- Pięć milionów kredytów – wystękał z ledwością.
- Może napijesz się jeszcze? – zapytał Kasjan podsuwając kolejną szklaneczkę kajaho. – To ile zapłacisz za tą super chatę? – powtórzył pytanie.
- Pięć… tów – wymamrotał grubasek ledwo patrząc na oczy.
- Dobrze cię słyszałem? Powiedziałeś pięćdziesiąt milionów kredytów? – zapytał Kasjan, na co niemal już nieprzytomny grubasek pokiwał głową. – Świetnie. To chodźmy do ciebie, sfinalizować umowę. – Podniósł grubaska, zarzucił sobie jego rękę na ramiona i poprowadził go do wyjścia.
W międzyczasie Mimi zdążyła wrócić do swojego normalnego stanu i wszyscy pozostali także udali się do limuzyny.
Drogę do mieszkania kupca przebyli w rekordowym wręcz tempie, a Kasjan cały czas „rozmawiał” z kupcem, żeby ten tylko nie zasnął. W końcu dojechali na miejsce. Starając się nie robić zbytniego hałasu dotarli do mieszkania. Kasjan zaprowadził ich do pokoju w którym znajdowało się biuro. Bywał tu nie raz, więc drogę znał. Usadził grubaska przy biurku i gdy ten przysypiał napisał na komputerze umowę, którą podsunął Mentelowi do podpisania.
- Mentel – wyszeptał spokojnie – podpisz umowę, tylko bardzo starannie, bo inaczej przepadnie ci super towar. A tego byś chyba nie chciał, nie?
- Nie – wybełkotał Mentel i pokręcił z trudem głową.
- Więc podpisz.
Kupiec z niemałym trudem wziął długopis do ręki i złożył podpis na dwóch egzemplarzach.
- Całkiem nieźle mu wyszło jak na ten stan upojenia alkoholowego – mruknął Kasjan patrząc na kartkę, kiedy już wydarł ją z rąk grubaska. – Teraz jeszcze tylko kasa.
- Ciekawe jak ją od niego wyciągniesz… - mruknęła Mimi
Kasjan popatrzył na kupca, który chrapał w najlepsze rozparty na fotelu
- Nieeee – jęknął zrozpaczony. – Mentel, obudź się! – Potrząsnął niezbyt delikatnie kupcem, lecz ten tylko chrapnął. – i co teraz zrobimy? Przecież jak przyjdę do niego na trzeźwo, to da mi tylko te cholerne pięć milionów.
- Ale to kupa pieniędzy – wyszeptała Dalia.
- A pięćdziesiąt milionów jeszcze większa – stwierdził Kasjan. – Poza tym to jest menda zawszona, zawsze zaniża wartość towarów. Kasy ma w cholerę przez to, bo sprzedaje śrubując ceny w kosmos. Szybko se odbije tą stratę.
- Kasjan – mimo zacmokała z uznaniem – od tej strony to ja cie nie znałam.
Szabrownik zmieszał się. Nie wiedział co powiedzieć. Usilnie usiłował wymyślić coś, gdy odezwał się Mały:
- A gdzie on trzyma tą kasę?
- Ma staromodny sejf w ścianie – odparł szabrownik.
- Jak bardzo staromodny?
- A skąd mam wiedzieć? – Kasjan wzruszył ramionami. – Byłem szabrownikiem, a nie złodziejem. Widziałem go tylko z daleka.
- Pokaż mi go.
Kasjan zaprowadził chłopaka do sypialni, gdzie za portretem właściciela naturalnej wielkości można było zobaczyć wnękę z sejfem.
- Niezły z niego megaloman – stwierdziła Mimi widząc pozę postaci na portrecie. – Widziałam coś podobnego w jednym z Ośrodków Pamięci.
- Jego? – zapytała zdziwiona Dalia.
- Nie, taką postawę. Kiedyś przed wiekami, gdy ludzie mówili różnymi językami, żył jakiś generał o małym wzroście i wielkim ego, który do obrazów pozował właśnie w takiej pozie, z dumnie wypiętą piersią i miną jakby patrzył na motłoch.
- Może Mentel brał z niego przykład – wybąkał Kasjan.
- To aż w oczy bije.
- Widocznie ma takie samo ego jak tamten generał – zaśmiał się szabrownik.
Tymczasem Mały, nie zwracając uwagi na towarzyszy, podszedł do sejfu i przyłożył rękę do drzwi. Chwilę potem stały one otworem.
- Gotowe – powiedział.
Wszyscy podeszli bliżej.
- O rany – wyszeptała Dalia.
Takiej ilości pieniędzy nie widziało żadne z nich.
- Jak to otworzyłeś? – zainteresowała się kobieta nie mogą oderwać wzroku od poukładanych równo jeden na drugim kredytów.
- Ten sejf nie był aż tak archaiczny – stwierdził Mały – tylko tak wyglądał z zewnątrz. Mechanizm miał jak najbardziej nowoczesny, naszpikowany elektroniką do granic możliwości. Dla mnie elektronika to nic wielkiego – stwierdził niedbale.
- Rany… - wyszeptała Dalia.
- No to bierzemy – stwierdziła Mimi. – Przydałaby się jakaś torba.
Kasjan Z trudem oderwał wzrok od zawartości sejfu i rozejrzał się po pokoju. Nie znalazł nic, więc zajrzał do szafy. Wyciągnął z niej jakąś torbę podróżną z błyszczącego materiału.
- Ale tandeta – mruknął. – Może być? – spytał na głos.
- Zobaczymy – stwierdził Mały. Stanął przy sejfie i zaczął wyjmować kredyty, podając je pozostałym. – Wystarczy – stwierdził po dość długiej chwili. – Zmieściliśmy się?
- Ledwo, ledwo – mruknęła Mimi stając na torbie, podczas gdy Kasjan usiłował domknąć zamek.
- O ja pierdolę – jęknął szabrownik próbując podnieść ładunek. – Mały, możesz?
Mały wypuścił z dłoni wiązkę energii, która otoczyła torbę i uniosła ją do góry. Dalia krzyknęła przestraszona na ten widok.
- Spokojnie – stwierdziła Mimi – Nic ci nie zrobi.
- Może weźmiemy jeszcze trochę? – Kasjan tęsknie spojrzał na zawartość sejfu. Wyglądało jakby nic z niego nie ubyło.
- Idziemy – mruknął Mały i zamknął drzwiczki. Kasjan westchnął tylko i ruszył do wyjścia.
Tuż na progu przypomniał sobie jeszcze o czymś i cofnął się do środka.
- Co zapomniałeś? – zainteresowała się Mimi kiedy byli na korytarzu.
- Opróżniłem parę butelek mocnego alkoholu i postawiłem mu na biurku żeby myślał, że sam się urżnął opijając świetny interes. To, że jest menda zawszona nie znaczy, że nie chcę z nim robić interesów. Nigdy nie wiadomo kiedy się jeszcze przyda, lepiej więc nie odcinać sobie znajomości.
- Słuszna decyzja – Mimi twierdząco skinęła głową. – To jaki mamy plan działania?
- Ty i Kasjan wracajcie na statek – powiedział Mały – i ani słowa o tym co się dzisiaj wydarzyło. Jakby co, to bawiliście się razem i zapomnieliście o upływającym czasie. – Oboje wspomnieni kiwnęli twierdząco głowami. – Ja i Dalia pójdziemy do naszego nowego nabytku.
- A ona po co tam? – Zdziwił się Kasjan.
- Lepiej żeby na razie nie wpadła innym w oczy zanim ich nie przygotujemy do tego szoku. Ty Mimi, czekaj przy sterach.
- Po co? – zdziwił się Kasjan.
- Cicho – mruknęła dziewczyna – nie ma czasu na tłumaczenia.
- Znajdź mi drogę do tego torpedowca – powiedział Mały przymykając oczy, na co Mimi wyprostowała się jak struna, a jej oczy zaszły mgłą.
- Znowu śpi? – zainteresowała się Dalia, lecz nie otrzymała odpowiedzi.
Chwilę potem bliźniaki wróciły do normalnego stanu.
- Dobra, idziemy – mruknął Mały i rozeszli się.
***
Jęknął czując jak wraca do rzeczywistości. Niestety nie był to zbyt przyjemny powrót. Nie dość, że łeb mu szalał jakby jeszcze imprezował, to na dodatek w ustach czuł kosmiczną suchość, a całe ciało bolało jakby wdał się w bójkę z cała eskadrą Igorów. Jak przez mgłę pamiętaj, że chyba faktycznie się z jakimś bił, ale gdzie? I, do cholery, o co? Jęknął i spróbował się podnieść, lecz poskutkowało to jedynie tym, że do skołowanego mózgu dołączył żołądek i wywalił całą swoją zawartość gdzieś… nawet nie wiedział gdzie się znajduje. Spróbował otworzyć oczy. Nawet mu się to udało, lecz nie widział zbyt wyraźnie. Próbował zogniskować wzrok na jednym punkcie. Po dobrej chwili jakoś mu się udało i ze zdziwieniem stwierdził, że znajduje się we własnej kabinie.
- Jak ja się tutaj, kurwa, znalazłem? – jęknął, ale nie otrzymał odpowiedzi.
Zsunął się na podłogę, podniesienie się z poziomu łóżka przekraczało jego możliwości. Podpierając się wszystkiego, co tylko możliwe w końcu wywindował się do pozycji pionowej i sunąc noga za nogą i podpierając się ścian ruszył do łazienki. Drogę znał już na pamięć, więc człapał z zamkniętymi oczami, póki nie zderzył się z czymś.
- Eeee, Laila? – zapytał mało inteligentnie widząc to „coś”.
- Musimy pogadać – wysyczała kobieta.
Marco nerwowo przełknął ślinę. Wzrok i lód w głosie nie wróżyły nic dobrego.
- Eeee, a to konieczne? – zapytał niepewnie.
- Nie testuj mojej cierpliwości. – Kosmos właśnie zamarzł. – Masz się doprowadzić do stanu używalności i widzimy się u mnie.
- Dobra – wystękał i poczłapał do łazienki. Dopiero gdy się rozbierał zauważył, że ma poobijane do krwi kłykcie i pełno kolorków na całym ciele, od siniaków, które właśnie zaczęły się ujawniać.
- O, kurwa, musiałem nieźle zaszaleć – stęknął.
Z trudem wszedł pod prysznic i sycząc przez cały czas wykąpał się. Woda pozwoliła trochę zniwelować skutki zbyt intensywnego chlania, lecz głowa wciąż pulsowała a podrażnione kąpielą siniaki i rany zaczęły pulsować. Poczłapał do kuchni. Podświadomość mówiła mu, że musi iść do Drugiego na rozmowę, jednak reszta ciała stanowczo kierowała go w zupełnie innym kierunku. Jeść mu się nie chciało, ale suszyło jak cholera. Dopiero kiedy zaspokoił pragnienie ruszył na spotkanie ze śmiercią, jak sądził.
- Więc? – Laila spojrzała na niego groźnie kiedy już niepewnie usiadł na brzeżku fotela.
- Co?
- Jajco – warknęła kobieta. – Chcę wiedzieć dlaczego musiałam marnować swój cenny czas i wyciągać się z więzienia.
- Że co? – zdumiał się. – Nic nie pamiętam.
- Ech, wy faceci – sarknęła Laila. – Wiecznie tylko myślicie żeby się uchlać, a o konsekwencjach nie pomyślicie.
- Wcale nie myślałem żeby się uchlać – zaprotestował.
- Więc co myślałeś?
Marco sapnął zirytowany.
- Wkurwiłem się. – W końcu zdecydował się mówić.
- Na kogo i o co?
- Kapitan mi opowiedział o bliźniakach. Ja nie miałem powodu by mu nie wierzyć, a on nie miał powodu by mi wciskać kit. Do tej pory, mimo tego jak mnie potraktowali, nie czułem nic specjalnego do Igorów. Znaczy byłem wkurwiony za to wyrzucenie, ale na konkretnego faceta, a nie Igorów jako instytucji – zaczął mętnie tłumaczyć, ale umilkł. – No dobra, byłem wkurwiony – w końcu wyrzucił z siebie. – Tłumiłem to w sobie, powtarzając sobie, że nie wygram z nimi i nic to nie da. Po jakimś czasie chyba się to we mnie uspokoiło, chociaż jakiś żal i złość pozostały. Potem kapitan opowiedział mi o bliźniakach. I cała złość na Igorów wróciła. Nawet się zwiększyła. Tyle czasu oszukują ludzi… Ciebie by to nie wkurwiło? – spojrzał na Lailę, ale nie doczekał się odpowiedzi, więc kontynuował: - Zaczęły mi krążyć po głowie różne myśli, niekoniecznie związane z Igorami i nie były one zbyt optymistyczne. Poszedłem więc się upić. Nie planowałem żadnej rozróby, po prostu znieczulić się i tyle. Jak prze mgłę pamiętam bójkę z jakimś Igorem. Najprawdopodobniej w którymś momencie te wszystkie moje żale się skumulowały i wyładowałem się na pierwszym Igorze jakiego napotkałem. Ale to już tylko moje gdybanie, wszystko pamiętam jak przez mgłę i nie jestem pewny czy faktycznie to się wydarzyło czy może tylko śniło. Chociaż biorąc pod uwagę moje siniaki to jak nic to się nie śniło.
- Mam nadzieję, że tamten wygląda gorzej niż ty – mruknęła Laila, a Marco popatrzył na nią zdziwiony. – Nie mogę pozwolić by członków naszej załogi uważano za mięczaków – mruknęła. – Ale nie myśl sobie, że puszczę ci to płazem. Masz miesiąc zakazu na wszelkie wychodzenie na miasto.
- Ej – próbował protestować – To zbyt okrutna kara.
- Nie przeginaj, bo ci jeszcze dołożę. A jak ci nie pasuje, możesz się z nami rozstać. – Znowu była tą wredną babą na jaką pozowała.
- No co ty… - wybąkał z lekka zdziwiony. – Nie chcę odchodzić.
- Więc stosuj się do naszych zasad.
- Przepraszam.
- Nie myśl, że jak pokażesz mi skruszoną minę to zmięknę. Kara zostaje bez zmian. I ani słowa więcej – dodała widząc, że Marco otwiera usta. – Im więcej będziesz próbował dyskutować, tym więcej ci dołożę.
Marco zamknął usta.
- A teraz wracaj do siebie i przemyśl swoje zachowanie. Może to cię coś nauczy.
Mężczyzna tylko skinął głową i wyszedł. Wrócił do siebie i z braku ochoty na robienie czegokolwiek położył się spać. Przynajmniej odeśpi kaca.
***
- Widzieliście Małego? – zainteresowała się Laila widząc Mimi i Kasjana wracających późnym wieczorem na statek.
- Eeee – zaczął szabrownik, niestety nie wiedział co powiedzieć żeby się nie wkopać.
- A chyba śpi u siebie – odparła swobodnie Mimi. – Jak wychodziliśmy na miasto coś przebąkiwał, że go głowa boli.
- Aha – stwierdziła Laila uspokojona i poszła w sobie tylko znanym kierunku.
- Myślisz, że uwierzyła? – szepnął Kasjan kiedy już kobieta zniknęła z pola ich widzenia.
- Chyba tak skoro nie wnikała.
- Uff – odetchnął z ulgą. – Nie chciałbym odczuć jej gniewu na własnej skórze. Ciekawe jak idzie Małemu.
- Musimy czekać aż się odezwie. Idę na mostek.
Rozeszli się.
Jakąś godzinę później Mimi, siedząca na miejscu Małego usłyszała nagle z głośnika:
- Mimi, tu Mały.
- No, nareszcie jesteś – Z ulgą przyjęła głos brata. – I co słychać?
- Opowiem wszystko jak się spotkamy. Przyjdź tu do mnie.
- Teraz?
- Teraz.
- Kasjan też?
- On mi nie potrzebny.
- Dobra, już idę.
Wróciła kilka godzin później z dziwnie błyszczącymi oczami. Upewniła się, że wszyscy członkowie załogi są na miejscu i zajęci własnymi sprawami i zasiadła za sterami.
- Gemini, tu Gemini – rzuciła do komunikatora.
- Tu Gemini – odpowiedź przyszła szybko.
- Ruszam, spotkamy się zgodnie z ustaleniami.
- Ok., czekam – odpowiedział głośnik głosem małego i umilkł.
Mimi uśmiechnęła się zadowolona i zaczęła przygotowania do lotu.
Godzinę później wykonała uzgodniony wcześniej z bratem manewr i zeszła z mostka. Poszła do kabiny Vartana.
- Cześć, jak się czujesz? – zapytała wchodząc.
- Coraz lepiej, dzięki – odparł kapitan. Bandaże już zostały całkiem zdjęte, chociaż ślady poparzeń wciąż jeszcze były widoczne.
- Bo widzisz… chciałam pogadać – zaczęła niepewnie siadając na brzegu fotela
- Nooo – zachęcił łagodnie Vartan.
- Chociaż nie bardzo wiem jak zacząć.
- Mimi, nie poznaję cię – zdumiał się Vartan. – Ty, zawsze taka rozgadana, teraz się jąkasz jak byś zapomniała języka w gębie.
- A bo widzisz… zakochałam się! – wypaliła.
- Że co? – kapitan wybałuszył na nią oczy.
- No, zakochałam się, no!. On jest taki wspaniały – oczy zaczęły Mimi błyszczeć. – taki wielki i pojemny…
- Pojemny? – zdumiał się. – Pierwszy raz ktoś mówi o facecie, że jest pojemny.
Niestety Mimi zupełnie zignorowała kapitana mówiąc dalej.
- Jest taki chętny do współpracy, ma seksowny głos i mruczy tak seksownie gdy pracuje. Wiesz, jak się na nim rękę położy, to przechodzą cię takie przyjemne ciarki, aż po koniuszki włosów. I w ogóle żadne narzędzia nie są przy nim potrzebne.
- Mimi, o czym ty, do licha gadasz? – zaniepokoił się Vartan, ale Mimi już była w transie.
- Wiesz, to jego mruczenie jest niczym muzyka, a jak jest w stanie spoczynku to też mruczy, ale tak bardziej zmysłowo, orgazmicznie. I do tego ma zajebiste wyposażenie, wszystko nówka sztuka nie śmigana. Proszę – złożyła ręce jak do modlitwy – zgódź się. Proszę – jęknęła.
- Ale na co?
- Żeby go wziąć i używać.
- Ale o kim ty mówisz? I do czego chcesz go używać? – Zdumienie Vartana osiągnęło chyba szczyt. – Faceta nie można „używać”.
- O czym ty mówisz? – zdziwiła się dziewczyna.
- A ty o czym?
- O naszym nowym statku. A ty myślałeś, że o czym?
- Że o jakimś facecie. Boś mówiła że się zakochałaś, to pomyślałem... Czekaj, jakim „naszym nowym statku”? – dopiero teraz dotarło do niego co Mimi powiedziała.
- O facecie? W życiu! – zaperzyła się dziewczyna. - Mówię o statku, który wygraliśmy w karty.
- W jakie karty? – Zmarszczył brwi. – I czemu ja o tym nic nie wiem? Czemu nikt mi nic nie powiedział?
- No przecież ci mówię, nie? Ty mnie w ogóle nie słuchasz – naburmuszyła się.
- Gadaj konkretnie o co biega. Pewnie znowu Bzyk nas w coś wpakował, tak?
- Bzyk nie ma z tym nic wspólnego.
- Więc kto? Kasjan? Wiedziałem, że prędzej czy później wróci do swych szabrowniczych nawyków. Idę go ukatrupić – warknął i chciał się podnieść z łóżka, ale Mimi go powstrzymała.
- Nie możesz! – wykrzyknęła.
- A na statek się nie zgadzam! Cholera wie skąd on pochodzi.
- Już za późno – wymamrotała dziewczyna.
- Co ty tam mamroczesz?
- No… że już za późno – odparła uciekając wzrokiem w bok.
- Mimi, nie mów mi, że Kasjan nauczył cię szabrownictwa, bo inaczej zarąbię gada!
- Ależ skąd, skąd! – zaczęła przecząco machać rękami. – Chodzi o to…
- No?
- Żemyjużsobiewzięliśmytenstatek – wypaliła jednym tchem.
- Powtórz, tylko powoli, żebym dobrze zrozumiał co usłyszałem, bo mam wrażenie, że mam omamy słuchowe.
- Dobrze słyszysz – burknęła Mimi, wciąż nie patrząc Vartanowi w oczy. – Już sobie wzięliśmy ten statek.
- I gdzie on jest?
- Tutaj.
- Znaczy gdzie?
- No… dokładniej to my jesteśmy w nim.
- Że co?
- No bo to torpedowiec.
- Że co? – powtórzył kapitan mając wrażenie że się przesłyszał, chociaż Mimi mówiła wystarczająco wyraźnie.
- Torpedowiec – powtórzyła Mimi. – Przed chwilą wylądowałam w jednej z jego ładowni. Dobrze się czujesz? – zaniepokoiła się widząc nieruchomą zdumioną twarz kapitana. – Mały – rzuciła w powietrze – chodź tu szybko, z kapitanem coś jest nie tak, trzeba mu zafundować elektrowstrząsy.
- Żadne elektrowstrząsy! – Vartan w końcu się otrząsnął. – Macie mi wszystko wytłumaczyć, ale już!
Mimi westchnęła.
- To może przejdźmy do jadalni? Niech wszyscy się dowiedzą.
- Idziemy. – Vartan wstał z łóżka i podpierając się ścian ruszył w stronę jadalni. – Bejbi, zbierz wszystkich, sprawa pilna.
- Oczywiście, kapitanie – odparł komputer pokładowy.
***
Kilka godzin wcześniej…
Mimi bez problemu dotarła do ich nowego nabytku, który stał w części lotniska przeznaczonej dla vipów.
- Raaaaany, jaki wspaniały – wyszeptała zadzierając głowę. Podeszła bliżej i przytuliła się do niego. – I jest nasz. – Pogłaskała go czule.
W tym momencie otworzył się mniejszy z dwóch trapów i ze statku wyszedł Mały.
- Braciszku – rzuciła mu się na szyję. – On jest taki piękny.
- A jeszcze nie widziałaś wnętrza.
- No to chodźmy zobaczyć!
- Czekaj, najpierw coś na zewnątrz.
- Co takiego?
- Zobaczysz – uśmiechnął się ciepło, widząc podnieconą minę siostry.
Poprowadził ją na bok statku i wygenerował wiązkę energii, która uniosła ich oboje w górę.
- Matti… - wyszeptała wzruszona, gdy w końcu zobaczyła to, co miała zobaczyć. – To dla mnie?
- Oczywiście, przecież wiesz ile dla mnie znaczysz.
- Ale nie może być, że tylko ja… Przecież my zawsze wszystko razem… - Wzruszenie niemal odbierało jej mowę.
- Więc co proponujesz?
Mimi uśmiechnęła się tylko i Mały już wiedział.
- Niech ci będzie. – Wypuścił z ręki wiązkę energii, która uderzyła w burtę statku i centymetr po centymetrze wypalała znajdujący się tam napis „Mimi” zastępując go „Gemini”.
- I to jest właściwa nazwa – uśmiechnęła się Mimi zadowolona, kiedy Mały już skończył. – A teraz chodźmy do środka.
Powoli spłynęli na dół i weszli. Mimi szła z rozdziawiona buzią, rozglądając się w koło.
- Rany, tyle miejsca – mamrotała przez cały czas. – A wszystko nówka sztuka. I jakie ogromne. Będę potrzebowała jakiegoś transportu żeby przejść z jednego końca na drugi. A to co? – zainteresowała się widząc w ładowni ciała kilkunastu osób.
- Poprzednia załoga. Przeszkadzali mi, chociaż im tłumaczyłem powoli i wyraźnie.
- No nie mów, że ich popieściłeś? – popatrzyła z ukosa na brata.
- No co ty, było strasznie nudnie, tylko robótki ręczne. Tylko nie zdążyłem ich wynieść.
- No to wynosimy zanim się obudzą – mruknęła Mimi i wzięła pierwszego z brzegu na ramiona.
- To jaki plan działania? – spytała kiedy już pozbyli się zbędnego balastu.
- Myślałem, że najsensowniej będzie wystartować torpedowcem i barkasem i spotkać się gdzieś na orbicie. I wlecieć jednym w drugi. Barkas jest jeszcze całkiem dobry, możemy go używać do wypadów po zapasy. Nie będziemy musieli w ogóle lądować torpedowcem.
- Niezły pomysł – stwierdziła Mimi z podziwem. – To teraz sprowadź mnie do maszynowni, bo jeszcze chwila a oszaleję.
Mały roześmiał się i najpierw zaprowadził Mimi na koniec ładowni, gdzie stało kilkanaście niewielkich trójkołowych wózków.
- O, prywatny transport! – ucieszyła się Mimi. Wsiadła do jednego i zrobiła parę kółek po ładowni. Jej mina mówiła, że jest wniebowzięta.
Mały wsiadł do drugiego wózka i poprowadził siostrę do maszynowni.
- O żesz w mordę – wyszeptała gdy zobaczyła silnik. – Jestem w kosmicznym niebie.
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|