ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Wierszokleta 24 |
***
Siedziała za biurkiem wpatrując się w ogromne okno, które zawsze miała za plecami. Zwykle ją irytowało, a teraz pozwalało uspokoić myśli. Trzydzieste piętro firmowego biurowca nie było szczytem jej marzeń. Za każdym razem jak przez nie wyglądała miała wrażenie jakby stała nad mrowiskiem w którym nastąpił nadmierny rozrost populacji i trzeba było przynajmniej jedną trzecią zadeptać. Dlatego też zwykle zasłaniała okno, a światło paliło się w jej gabinecie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jednak teraz okno było w całości odsłonięte, a budynki w dole i ludzkie mrówki pozwalały jej mózgowi skupić się na nieistotnych szczegółach, dzięki czemu nie przeciążały się jej połączenia nerwowe i nie doprowadzały do irytujących bólów głowy, które ostatnimi czasy stawały się coraz częściej jej codziennością.
Z zamyślenia wyrwał ją cichy głos stojącego w pobliżu biurka asystenta.
- Jest pani pewna?
Przez chwilę milczała wpatrując się w widok za oknem. W końcu odwróciła się i spojrzała na mężczyznę. Był to trzydziestoletni, całkiem przystojny mężczyzna w ciemnoszarym garniturze, o czarnych, gładko zaczesanych do tyłu włosach.
- Nie mam wyjścia. Muszę już zakończyć całą tą farsę, bo cierpi na tym firma.
- powinna pani pomyśleć o sobie – powiedział asystent z wyrzutem. – Ciągle tylko firma i firma. Powinna pani pomyśleć o sobie. Nienajlepiej pani wygląda. To firma panią wykańcza.
- Nie bój się, napiszę ci list polecający do mojego następcy, nie stracisz pracy – powiedziała nieco zbyt sarkastycznie.
- Nie sądziłem, ze ma pani tak niskie mniemanie o mnie – stwierdził asystent z bólem w głosie. – Mam gdzieś tą robotę. Znam swoją wartość i wiem, że bez problemu znajdę inną, równie dobrze płatną. Chodzi mi wyłącznie o panią. Wbrew temu, co większość pracowników o pani mówi, lubię panią i wolałbym żeby była pani moją szefową jak najdłużej.
Spojrzała uważnie na asystenta. Na jego twarzy widać było wyraźnie wzburzenie. Uśmiechnęła się lekko.
- Wybacz, nie sądziłam, że tak o mnie myślisz. To miło z twojej strony, ale nie myśl, ze przez to wyznanie będę cię lepiej traktowała.
- Zwisa mi to – burknął odważnie asystent.
- Świetnie. W takim razie idź zrób, to o co cię prosiłam.
- Teraz? Przecież nie dodzwoniła się pani do niego. A co, jeśli się nie zgodzi?
- Zgodzi się, zgodzi – odparła uspokajająco. – Zaślepiają go moje pieniądze i wszystkie te prezenty, które mu kupuję. Wystarczy, ze kupię mu coś ekstra i zaraz do mnie przyleci niczym piesek.
- Wolałbym żeby nie przyleciał – mruknął cicho asystent.
- Co mówiłeś? – zmarszczyła brwi.
- Że już idę. Dam pani znać jak mi poszło – odparł szybko i ruszył w stronę drzwi.
Kiedy asystent wyszedł odwróciła krzesło, by powrócić do wyglądania przez okno. Chciała chociaż na chwilę oderwać się od tego, co musiała robić.
***
Odłożył komórkę z powrotem na stolik. Westchnął. Jakaś natarczywa baba zawraca głowę Bolkowi, a on nie może mu pomóc. A może jednak może? Może jednak zadzwoni do niej i powie żeby się odczepiła od Bolka?
Prze chwilę bił się z myślami to wyciągając rękę w stronę telefonu, to ja cofając, aż w końcu zrezygnował.
- Bolek ma jednak rację – westchnął. – Nie potrafię.
Wyszedł z pokoju. Już miał wrócić do siebie, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Zdziwił się, ze Bolek tak szybko wrócił do domu. Czyżby tyle czasu spędził dumając nad jego komórką? A może Bolek urwał się wcześniej z wykładów?
- Co tak wcześnie? Mówiłeś… - zaczął ze śmiechem otwierając drzwi. Nie do kończył. Za drzwiami nie stal Bolek, tylko jakiś czarnowłosy facet w ciemnoszarym garniturze.
- Kim… Kim pan jest? – zapytał z niepokojem.
***
Zirytowany prawie biegł w stronę domu. Miał tylko dwadzieścia minut czasu, a ten idiota Jurecki przyczepił się do niego i pierdolił głupoty. Widać był, że był dziabnięty już przed wykładami, a po wykładzie z grafiki komputerowej to wrażenie jeszcze się pogłębiło. Tajemnica poliszynela było, że Jurecki często zabierał na wykłady alkohol. Dwa sześcioraki to był standard, a czasami nawet zdarzał się wódka. Często sam wszystko opróżniał, ale zdarzali się chętni, którzy akurat potrzebowali klina, albo właśnie czuli potrzebę się narąbać. Wtedy dołączali do Jureckiego. A kiedy już był ciepły, przyczepiał się do innych i smęcił jakieś oderwane od rzeczywistości smuty. Dzisiaj pech chciał, ze przyssał się do Bolka. Aż ten mu musiał powiedzieć krótko i dosadnie co o nim myśli po tym jak subtelne aluzje nie trafiały do przesiąkniętego alkoholem mózgu.
W końcu dotarł do domu. Strażnik go wpuścił po krótkim wyjaśnieniu i drobnym ściemnieniu, ze Marcin pracuje i nie chce mu przeszkadzać. Potem dzwonek do drzwi. Trochę się zdziwił gdy Marcin nie otwierał, przecież uprzedził, że będzie. Chciał zadzwonić jeszcze raz, jednak wcześniej, jakoś tak odruchowo i bez większych nadziei nacisnął na klamkę. I się zdziwił. Drzwi były otwarte. Zaniepokoiło go to. Wszedł do środka.
- Marcin? – zawołał niezbyt głośno, ale nie było odzewu. Poszedł do pokoju pisarza. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył Marcina śpiącego na łóżku. Przykrył go ostrożnie kocem i wyszedł po cichu. Następnie wpadł do swojego pokoju, zabrał komórkę i klucze i wybiegł z mieszkania. Już w biegu sprawdził przychodzące połączenia. Było ich trzynaście, z czego aż dziesięć od Karoliny. Westchnął ciężko. Trzeba będzie w końcu z nią pogadać. Wybrał numer.
- Witaj – powiedział słodkim głosem, kiedy tylko nawiązał połączenie. – Wybacz, że nie odbierałem, ale dopiero teraz zauważyłem, ze zostawiłem komórkę w domu.
- Wybaczę, pod warunkiem, że zjesz dzisiaj ze mną kolację – odparła Karolina.
- A wiesz, że chętnie? Szczerze mówiąc nawet myślałem o tym by cię gdzieś zaprosić. Bo chciałem z tobą o czymś porozmawiać, O czymś bardzo ważnym dla mnie.
- Ja też chciałam z tobą porozmawiać o czymś ważnym dla mnie. Ale to ja cię zapraszam, nie ty mnie.
- Wiesz, wyjątkowo nie będę się z tobą sprzeczał.
- To świetnie – Karolina wyraźnie ucieszyła się. – przyślę po ciebie samochód firmowy o wpół do szóstej.
Po potwierdzeniu godziny Bolek rozłączył się i pobiegł na zajęcia.
Wykłady skończyły się o siedemnastej. Na szczęście Karolina nie wymagała specjalnego stroju, więc po prostu usiadł przed budynkiem uczelni i czekał na wspomniany samochód.
Przyjechał punktualnie. Nienagannie ubrany kierowca otworzył przed nim drzwi i cierpliwie czekał aż Bolek wsiądzie.
Całą drogę odbył w milczeniu, oddzielony od kierowcy półprzeźroczysta szybą. Zatrzymali się przed eleganckim budynkiem, który Bolek widział pierwszy raz. Kierowca bez słowa wskazał mu drzwi, potem ruszył przed siebie. Bolek domyślił się, że ma iść za nim. Posłusznie poszedł. Na szczęście było to tylko dwupiętrowy budynek, a restauracja do której szli mieściła się na drugim piętrze. Kiedy do niej weszli, kierowca przekazał Bolka szefowi sali. Bolek już chciał otworzyć usta, by powiedzieć z kim ma się spotkać, lecz jego nowy przewodnik od razu poprowadził go na miejsce. Była to jedna z kanap stojących pod oknem, osłonięta od pozostałych stojących obok kanap ozdobnym przepierzeniem. Wprawdzie nie izolowały one całkowicie od otoczenia i można przez nie było słyszeć głosy z sąsiednich kanap, lecz mimo to dawał pewne poczucie izolacji i bezpieczeństwa.
Siedząca przy stole Karolina uśmiechnęła się na jego widok i dała szefowi Sali znak by napełnił jej kieliszek ponownie. Bolek usiadł naprzeciwko niej.
- Witaj. Wybacz, ale nie będę owijać w bawełnę, bo nie mam zbytnio czasu. Więc zapytam krótko: ożenisz się ze mną?
***
- Kim… Kim pan jest? – zapytał Marcin przestraszony, a serce zaczęło mu walić.
- Nazywam się Daniel Zakrzewski. Jestem asystentem pana siostry Karoliny – odparł spokojnie intruz.
Oczy Marcina rozszerzyły się ze zdumienia, a po plecach przeleciały ciarki. Chciał zamknąć drzwi, lecz mężczyzna wsadził nogę w drzwi.
- Proszę mnie zostawić! – wykrzyknął histerycznie Marcin. – Nie chcę mieć z nią nic wspólnego!
- Nie przyszedłem z jej polecenia, ale by pana ostrzec – odparł wciąż spokojnie przybysz wkładając stopę między drzwi a framugę.
- Nie wierze panu! Proszę mnie zostawić! – Marcin wciąż napierał na drzwi, lecz stopa intruza skutecznie mu przeszkadzała w ich zamknięciu. – Proszę zabrać tą nogę!
- Zabiorę ją jeśli mnie pan wysłucha. Ja naprawdę nie chcę pana skrzywdzić.
- Nie wierzę panu – odparł histerycznie Marcin, ale zaprzestał prób zamknięcia drzwi.
- Nie musi pan – odparł spokojnie intruz – ale taka jest prawda. To fakt, nie mam o panu najlepszego zdania, uważam, ze jest pan mięczak i fujara, ale to nie znaczy, że jestem całkowicie bez serca. Wiem, co to znaczy, gdy ktoś, kogo kochasz, zdradza cię.
- Jakie „zdradza”? O czym pan mówi? – zdumiał się Marcin. – Nikt mnie nie zdradza.
- Mówię o pana chłopaku, Bolku.
- Bolek? Co z nim? – zaniepokoił się Marcin i otworzył szerzej drzwi, jednak wciąż trzymał intruza na zewnątrz mieszkania.
- Nie powiedział panu, ale umawia się z moją szefową, czyli pana siostrą.
- Kłamstwo! – zakrzyknął impulsywnie.
- Ja nie kłamię. Pański ukochany Bolek umawia się z szefową już od jakiegoś czasu i wcale nie zamierza przestać. Moja szefowa owinęła go sobie wokół palca.
- Nie wierzę! – powtórzył Marcin, lecz już mniej stanowczo.
- A chce się pan przekonać? Dzisiaj o osiemnastej mają się spotkać w restauracji „Laguna”. Wtedy moja szefowa złoży pańskiemu chłopakowi propozycję, której on się nie oprze. Sam pan zobaczy jak w ciągu pięciu minut zapomni o panu i da się owinąć mojej szefowej wokół palca.
W oczach Marcina pojawiły się łzy, a mężczyzna kontynuował:
- Oczywiście może mi pan nie wierzyć, w końcu pracuję dla kogoś, kogo pan nienawidzi. Dlatego też zabiorę pana i będzie pan mógł się przekonać osobiście. Proszę być gotowym o siedemnastej trzydzieści. – Po czym nie czekając na reakcję rozmówcy odszedł. A Marcin stał jak skamieniały. Łzy w końcu znalazły ujście i popłynęły po policzkach. Powoli zamknął drzwi i ruszył w stronę swojego pokoju. To, co powiedział mu ten mężczyzna sprawiło, że nagle poczuł jak opuszczają go wszystkie siły, a przede wszystkim chęć do życia. Myślał, że w końcu wszystko się ułożyło, że znalazł kogoś, kto go kocha, jego a nie pieniądze, a tu okazało się, że to nie prawda. A może to nieprawda? Może to kolejny wybieg siostry by go złamać? A jeżeli ten mężczyzna kłamał? Jeśli Bolek nie umawia się z Karoliną? Musi to sprawdzić! Musi na własne oczy się przekonać! Więc się przygotuje i o siedemnastej trzydzieści będzie na niego czekał. A teraz trochę się położy. Jakoś dziwnie nie ma sił…
***
- I jak poszło? - Popatrzyła uważnie na prężącego się przed nią asystenta.
- Było dokładnie tak, jak pani przewidziała. Najpierw spanikował i nie chciał mnie wpuścić do domu, potem bronił faceta jak lwica, a na koniec omal się nie poryczał.
- Żałosne – mruknęła Karolina odchylając się na oparcie fotela. – Przewidywalnie żałosne. Ten mięczak nic się nie zmienił. Żałosne – powtórzyła.
- Nadal chce pani to ciągnąć? – zainteresował się asystent.
- Muszę. Nie mam innego wyjścia – warknęła. – Mam już dość tego, że ojciec wiecznie każe mi szukać tego idioty i przekonać go do powrotu do firmy i zajęcia po nim stołka prezesa. Nie obchodzi go, że to ja poświęciłam całe swoje życie dla firmy, że dla firmy zrezygnowałam z planów i marzeń, a on jest mięczakiem niewartym całego tego majątku. Dla niego liczy się tylko syn, który może mu dać dziedzica, a nie bezpłodna córka. – W oczach Karoliny prze moment pokazały się łzy, lecz szybko zostały zastąpione przez wściekłość. – Dlatego zniszczę Marcina, tak jak on swoją samolubną decyzją zniszczył całe moje życie.
- Ale czy do tego musi pani brać ślub z tym jego kochasiem? – zaniepokoił się asystent. Perspektywa ślubu szefowej wywoływała w nim wybitnie negatywne emocje. On tak bardzo ją kochał, ale co z tego, skoro dla niej był przeźroczysty.
- Muszę. Tylko tak ten dupek się załamie, kiedy zabiorę mu wszystko na czym mu zależy najbardziej. Niech wraca do tego psychiatryka z którego nie powinien nigdy wyłazić! A jeśli chodzi o Bolka… Musi być jego kochankiem, no bo dlaczego inaczej by z nim mieszkał? Ale to już niedługo się zmieni. Już teraz niemal je mi z ręki, łasy na tą kasę, którą w niego wpompowuję, na te wszystkie prezenty... Ożenię się z nim, co ostatecznie pogłębi Marcina, a gdy nadejdzie odpowiednia chwila uwolnione się też od Bolka. – Uśmiechnęła się diabelsko,a asystentowi przeszły ciarki po plecach.
***
Patrzył zdumiony na Karolinę.
- Słucham? – wydukał.
- Pytałam czy się ze mną ożenisz. – odparła spokojnie.
- No patrzcie państwo, a horoskop mi mówił, że spotka mnie dzisiaj niewyobrażalne szczęście – stwierdził Bolek kpiąco.
- Ja mówię poważnie. Kocham cię i chcę się z tobą ożenić. A że nie lubię tracić czasu, do czego by pewnie doszło jak bym czekała aż ty się oświadczysz, więc postanowiłam sama to zrobić.
- Dlaczego uważasz, że bym ci się oświadczył? I dlaczego, twoim zdaniem powinienem przyjąć twoją propozycję?
- To chyba oczywiste. – Wzruszyła ramionami. – Jest nam ze sobą dobrze, poza tym władowałam w ciebie kupę kasy. Więc jak, ożenisz się ze mną?
***
Zgodnie z obietnicą asystent Karoliny przyjechał po Marcina o siedemnastej trzydzieści. Dość szybko dojechali na miejsce i zajęli jeden ze stolików pod oknem odgrodzony od sąsiedniego przepierzeniem. Marcin z niepokojem zaczął się rozglądać po sali.
- Jeszcze nie przyjechali – powiedział jego towarzysz, jakby czytał mu w myślach. - Będzie pan słyszał jak przyjadą. Szefowa zarezerwowała stolik obok. Jeśli będziemy siedzieć cicho, to będzie można wyraźnie usłyszeć o czym rozmawiają.
Dziesięć minut później Bolek usłyszał, ze przy stoliku obok ktoś siada. Serce zabiło mu mocniej gdy usłyszał głos Bolka, a zaczęło wariować, kiedy Karolina powiedziała:
- Więc jak, ożenisz się ze mną?
Łzy popłynęły po policzkach Marcina i nie obchodziło go, że obok siedzi obcy facet i to widzi. On siedział jak skamieniały wyczekując tego nieszczęsnego „tak”.
***
- I myślisz, że to załatwi sprawę? Że kasa sprawi, że pójdę za tobą jak posłuszne cielę na rzeź? Wyobraź sobie, że tak nie jest. Pieniądze to nie wszystko, trzeba mieć w sobie jeszcze to „coś”.
- Co takiego ma w sobie ten cholerny wierszokleta od siedmiu boleści, ze dla niego odrzucasz tak doskonałą partię jak ja! – zdenerwowana Karolina podniosła głos.
- Wierszokleta? – zdumiał się Bolek.
- A co, może nie? Siedzi sobie na dupie i nic nie robi, tylko pisze te pseudo powieści! I ma wszystko serdecznie w dupie!
- A skąd ty wiesz co robi Marcin? – Bolek popatrzył uważnie na Karolinę.
- Mówiłęś mi kiedyś – Kobieta nagle straciła cały swój rezon i dziwnie się zmieszała.
- Nie, nie mówiłem – odparł stanowczo. – Coś takiego na pewno bym pamiętał, bo jak mnie Baśka przyjmowała do roboty, to podpisywałem cyrograf poufności. Znaczy, ze nikomu nie wygadam, co robi Marcin. Więc nie wiesz tego ode mnie, pytanie więc skąd.
- Musiałam gdzieś o nim słyszeć. W radiu czy coś… - Karolina wykręcała się.
- Nie kłam. Dobrze wiem, że Marcin unika rozgłosu, nie zależy mu na nim. Jemu zależy tylko na pisaniu książek. Zresztą robi to świetnie.
W tym momencie siedzący za przepierzeniem Marcin uśmiechnął się odruchowo. Kochany Bolek.
- Lepiej przyznaj się – kontynuował Bolek.
- Do czego niby?
- Że jesteś jego siostrą i że chcesz mu zaszkodzić.
Karolina przez chwilę milczała wpatrując się zdumiona w Bolka, w końcu wysyczała:
- Masz rację, jestem jego młodszą siostrą i nie mam zamiaru mu zaszkodzić, tylko zniszczyć. Tak jak on zniszczył moje marzenia i plany. Przez to, że się wypiął na ojca i firmę, ja musiałam zająć jego miejsce. Harowałam jak wół, żeby firma się rozrastała, a gdy okazało się, że nie mogę dać ojcu dziedzic, który przedłuży ród, nagle stałam się pariasem w jego oczach i te wszystkie lata moich poświęceń poszły w zapomnienie. A to wszystko przez tego cholernego wierszokletę! Dlatego postanowiłam odebrać mu wszystko, co kocha i zniszczyć go!. Zresztą już mu ciebie odebrałam, już spędzasz ze mną więcej czasu niż z nim!
- Wcale mu mnie nie odebrałaś – odparł cicho Bolek, a serce Marcina zaczęło walić jak oszalałe. – Nie jestem jego własnością, nie możesz mnie odebrać. To ja decyduję z kim chcę być. I na pewno nie z tobą, nie z osobą, która z wyrachowaniem potrafi niszczyć innych ludzi. A jeśli myślisz, że pieniądze wszystko mogą załatwić, to jesteś w błędzie. Owszem, było mi miło kiedy kupowałaś mi te wszystkie drogie prezenty albo zabierałaś na wycieczki. Tego nie zaprzeczę, ale tylko dlatego, ze samego by mnie na to wszystko nie było stać. Prawdą jest, że zwykły szaraczek czasami marzy o luksusach, które chociaż na chwilę pozwoliły by mu się oderwać od ciężkiej rzeczywistości, ale pieniądze nie dają szczęścia. Nie sprawią, ze ktoś zacznie cię kochać. Może kiedyś znajdziesz kogoś, kogo zaślepi twoje bogactwo, ale na pewno nie będę to ja. Bardziej od pieniędzy wolę usiąść z Marcinem przed telewizorem z filiżanką gorącej czekolady, razem z nim pogłaskać nasze rozkoszne kociaki, razem z nim spędzić czas na pieczeniu ciasta czy nawet po prostu posiedzieć nic nie mówiąc. Bo wiem, ze wszystko, co robi Marcin jest szczere i niewymuszone niczym i płynie z głębi jego serca. I właśnie za to go kocham, za jego troszkę kluchowate serce, za ten uśmiech, którym witam nie co rano gdy go budzę i gdy mu ugotuję jego ulubione danie i gdy go pochwalę, a czasami nawet bez powodu. I nie obchodzi mnie czy ma on kupę pieniędzy czy nie ma nic, bo dla mnie najważniejszy jest on i to, że cokolwiek robi, wkłada w to całe swoje serce. Za to go właśnie kocham. I twoje pieniądze tego nie zmienią. A jeśli chcesz być mściwa, to proszę bardzo, zniszcz go, zabierz mu jego sławę, jego pieniądze, ja i tak przy nim będę. Choćby miał mieszkać pod postem, ja będę mieszkał z nim. A jeśli zajdzie taka konieczność, pójdę do roboty, będę miał dobry zawód, w którym zawsze znajdę pracę, i będę go utrzymywał, by on nie musiał pracować, tylko pisać swoje książki. Bo on kocha pisać i wiem, że robi to dobrze. A teraz wybacz, ale mam już dość twojego towarzystwa i teraz i na zawsze. Wracam do domu, zrobić dla Marcina jego ulubione omlety z czekoladą.
Bolek zakończył swoją tyradę i nie czekając na reakcję Moniki odszedł do stolika. A Marcin siedział jak skamieniały. Wciąż brzęczały mu w uszach słowa Bolka „I właśnie za to go kocham, za to jego troszkę kluchowate serce”. Uśmiechnął się, a łzy w końcu przestały płynąć. Popatrzył tryumfalnie na siedzącego obok mężczyznę, po czym bez słowa wstał i nie zawracając sobie głowy siedzącą tak blisko siostrą, wybiegł z restauracji. Złapał taksówkę i szybko wrócił do domu. Czuł jak rozpiera go szczęście i że musi siąść do komputera i przelać je na papier. Bo w końcu wiedział jak napisać naprawdę dobry romans.
Włączył komputer, otworzył Worda i na pierwszej stronie napisał tytuł „troszkę kluchowate serce”. A potem jego palce śmigały po klawiaturze zapełniając kolejne kartki słowami, słowami płynącymi prosto z serca. I powoli powstawał przepis na szczęście. Na jego szczęście.
KONIEC
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|