The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 18:52:11   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Jedwabny szal 15

– Jak ma się moje, książątko? – Wredny uśmiech Stone’a, po raz kolejny zmroził serce Christiana. – Mam coś dla ciebie. – Wsunął rękę do kieszeni i wyjął małe, białe, plastikowe opakowanie. Nie było na nim żadnej etykiety informującej o nazwie specyfiku.
Chris cały czas obserwował ruchy mężczyzny. Wyczuł, że musi się wystrzegać tego, co on ma w ręce.
– Powiedziano mi, że jedna załatwia wszystko, ale to dawka dla człowieka, a ty nim nie jesteś. – Powoli odkręcał nakrętkę.
– Co to jest? – Był zmęczony, przestraszony, głodny i było mu potwornie zimno. Pokój nie był ogrzewany, a bez okien, przez które wpadało słońce nic nie miało szans by zmienić w nim temperaturę na wyższą. Patrzył jak Stone wysypuje na rękę małe, brązowe tabletki i już wiedział, czym one były. – Nie rób tego. Urodzę, oddam je moim parterom i będę twój, ale błagam nie rób tego. – Po policzku spłynęły mu łzy. Nie chciał przy nim płakać, lecz emocje nie pozwoliły mu na nie okazywanie słabości.
– Twoim partnerem jestem ja i to nasze dzieci będą jedynymi z twojej krwi. Dzięki nim zyskam wszystko. Nie może być tych bachorów!
– Nic nie zyskasz! Nie ma już diamentowych smoków. Nikt nie odtworzy królewskiej linii.
– Nigdy nic nie wiadomo. Smoczy ród bardzo cenił krew Elisandrów. Tak, jesteś Christian Elisander. I jesteś mój. Mieć w rękach dziecko królowej i jej wnuki… – Rozmarzył się o sile, jaką osiągnie. Będzie miał pełnię władzy, a smoczy świat padnie mu do stóp. Z nimi zdobędzie świat ludzi i wszystko inne.
– Jesteś szalony!
– Mylisz się. Trzy czy cztery? – Wskazał leżące na dłoni tabletki.
– Zero? – Otarł policzki z łez.
– Mój chłopiec umie żartować. Dobrze, nie będę się przy tobie nudził. – Jednym susem doskoczył do siedzącego chłopaka i złapał go za szczękę. Christian zacisną ją z całej siły licząc, że nie połamie sobie zębów. – No, otwórz ją. Jedno połknięcie i będzie po wszystkim – szeptał Stone, coraz bardziej denerwując się. Jego twarz zrobiła się czerwona, a oczy płonęły z wściekłości. – Otwórz paszczę!
Christian chwycił dłonie oprawcy i starał się je odciągnąć od siebie. Kopał go przy tym gdzie popadnie, lecz Stone był niewzruszony, jakby nie odczuwał bólu. Chris błagał w duchu o cud, bo cokolwiek zrobi, zamieni się w smoka, który szalał w nim i chciał wyjść, by go ochronić, czy połknie tabletki zabije swoje dzieci. W takim wypadku wraz z nimi umrze on, bo nie zniesie bólu, jaki w nim zapanuje. Pomyślał o ukochanych partnerach. O tym, co oni wtedy poczują, gdy go stracą. Nie była to przyjemna wizja. Płakał i walczył z całych sił ze Stonem, ale zmęczenie i zimno odbierało mu wszelkie siły.
– Otwieraj mordę! No już! To rozkaz twego pana! No, cukiereczku, jeden ruch i będziemy razem władać światem. – Wsunął mu palce między wargi, by rozewrzeć szczękę. – Denerwujesz mnie! Mam ochotę rozciąć ci brzuch i je wyjąć! Uleczysz się prawda?! No jeszcze trochę. – Nacisnął mu bardziej szczękę na zawiasach i wepchnął palce do środka. – Jeszcze milimetr. I nie kop mnie! Jestem silniejszy! Ty jesteś słaby! Powinieneś zatrzymać jedyny posiłek, jaki dostałeś. A zimno jest po to, byś tracił siły. Wiem, że diamentowe smoki były słabe nie mogąc się ogrzać.
Nie miał już sił. Zaczął się poddawać. Wszystko go bolało. Nic nie widział poprzez łzy wypełniające mu oczy. Czuł pod sobą tylko twarde łóżko, po którym się szamotał, by odrzucić od siebie Stone’a, któremu furia dawała coraz więcej siły i Chris miał wrażenie, że zaraz połamie mu szczękę. Czuł wielki ból w duszy i na ciele. Nie chciał się poddawać, ale to było takie trudne. Przed jego oczami pojawił się kojący wizerunek Daniela i Martina. Przepraszam moje miłości. Kocham was i wybaczcie mi, że nie byłem w stanie uratować ich i siebie. Nie dam rady. Zawiodłem.

* * *


Bał się, że było za późno. To, co odczuwał w głębi siebie, to była strata. Coś, co czuje się, kiedy umiera partner, gdy traci się go na zawsze. Mimo tego nie wierzył, że tak jest. Martin mu powtarzał, że ufa swojemu przeczuciu i Chris żyje. Tylko jak długo?
Przybyli do biurowca najszybciej jak się dało. Nie byli sami. Była z nimi grupa doskonale wyszkolonych w walce zmiennych i teraz oni torowali jemu i Martinowi drogę do biura tego drania. Zostawiali za sobą walkę z taurenami, którzy chcieli im odgrodzić drogę. Wiedzieli, że Dario i inni sobie poradzą. W tych trudnych momentach liczył się Christian. Nie czekali na windę, biegli po setkach schodów, byle dotrzeć jak najszybciej na ostatnie piętro. Nic nie mogło ich powstrzymać przez złapaniem Stone’a i dowiedzeniem się gdzie jest Chris. Mieli wrażenie, że czas zwolnił, a raczej to oni zwolnili, a gdzieś poza nimi wszystko przyśpieszyło. W końcu znaleźli się na właściwym piętrze, gdzie ołów na nogach zniknął i znów mogli biec we właściwym tempie. Wpadli do biura jak huragan, ale mężczyzny, którego szukali nie było. Daniel jęknął i złapał się za serce.
– Co jest? – zapytał Martin, lecz po chwili i on zrobił to samo. – Chris. – Jedno słowo, a dało kolejną dawkę energii. – On jest niedaleko. Blisko. Obok. Tylko, kurwa, gdzie?! – Kopnął z całej siły najbliższą mu rzecz, a była nią szafa, w której Stone, powinien trzymać dokumenty, a trzymał…
– Monitory. Wszystkich obserwował – powiedział Daniel widząc jak w każdym z nich widać parter i piętra. Wtedy coś mu wpadło do głowy. Zaczął przełączać przyciski na nich, a te zmieniały widoki i prawie odskoczył, gdy zobaczył na jednym z ekranów ich Christiana. Christiana, który nie może się ruszać, a Stone prawie siedzi na nim i coś mu robi. – Cholera! Tylko gdzie jest ten pokój?!
– Gdzieś tutaj. Stone, nie odseparowałby Chrisa od siebie. Sam spędza w biurze dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie mamy czasu. On chce mu coś dać. – Daniel zaczął przeszukiwać gabinet. Uderzał w ściany wyrzucał książki z półek. Martin poszedł w jego ślady. Wiara, że znajdą pokój malała z każdym ruchem, ale pragnienie pomocy Chrisowi, wzięcie go w ramiona, było tak silne, że się nie poddali. – Tu musi być przejście. Coś…
– Jest! – krzyknął Daniel. Jedna ze ścian obłożonych boazerią miała ledwie widoczne drzwi. Nic dziwnego, że na pierwszy rzut oka nikt nie mógł ich zobaczyć. Wyglądały jak reszta ściany doskonale w nią wkomponowane, lecz gdy stuknął w nie wydały inny odgłos. – Trzymaj się, kochanie. Już idziemy.

* * *


Stone złapał go za gardło i zaczął dusić. Chris prawie nie oddychał przez zasmarkany nos.
– W końcu otworzysz swe śliczne usteczka. Tak, jak będziesz je otwierał dla mojego chuja! Jesteś, kurwa, uparty. Ale chęć oddechu sprawi, że połkniesz te pigułki.
Dusił się. Czy była szansa, że w porę zwymiotuje i tabletki się nie rozpuszczą? Coś w pewnej chwili kazało mu nadal trwać. Jakaś moc, której nie znał. Przestał walczyć i skoncentrował się na oddychaniu. Zyskanie kilku chwil, było w jakiś sposób ważne. Zamknął oczy.
– Nie umrzesz mi tu, kurwa! Połykaj te cholerstwa! – Nagle hałas za drzwiami zwrócił jego uwagę. Musiał zwolnić chwyt, gdy spojrzał na nie. Coś w nie uderzało, a po chwili wyleciały z futryny z głośnym trzaskiem. W pustej wnęce pojawili się nieproszeni goście. – Mamy, kurwa, towarzystwo.
– Puść go!
Słysząc ukochane głosy, Chris otworzył oczy i niestety również usta zaczerpując tchu. Tabletki wpadły do nich. Szybko odwrócił głowę i wypychał je językiem. Teraz nie mógł się już poddać. Nie widział, jak Daniel skacze na Stone’a i odpycha go od niego. Zyskał tylko wolność, by odwrócić się i wypluć wszystkie pigułki. Drgnął, gdy ujrzał postać nad sobą i chciał uciekać, lecz rozpoznając znajomy uścisk ramion, który natychmiast go otoczył, wtulił się w nie i rozpłakał.
– Zabierz go stąd! – krzyczał Daniel walcząc ze Stonem. Mężczyzna zadawał raz po raz ciosy, ale on nie był mu dłużny. Ledwie moment dzielił go od zmiany, a potem wgryzie się w szyję skurwysyna!
Martin wziął Christiana na ręce i wyniósł z jego więzienia. Chciał wrócić i pomóc Danielowi, lecz chłopak mocno go trzymał.
– Kochanie, zaraz wrócę. On może sobie nie poradzić ze Stonem. – Słyszał odgłosy walki i czuł trwogę. Gdy ci dwaj się zmienią będzie tutaj piekło. Wilk nie poradzi sobie z dwumetrowym taurenem, mającym rogi, pazury i twardy pancerz zamiast skóry. Christian go puścił w tym samym momencie, gdy do gabinetu wpadł Dario z bronią w ręku. – Daniel! Pokój!
Dario kiwnął głową i pobiegł we wskazanym kierunku. Makabryczny widok przed oczami sprawił, że nie myślał tylko działał.
Daniel leżał pod Stonem i starał się trzymać rękę, w której był nóż, z dala od siebie. Mężczyzna miał go ukryty pod nogawką spodni. Moment, w którym Daniel się zagapił sprawił, że błysnął przed jego oczami metal i teraz ta chwila mogła być jego ostatnią, gdy ten facet poderżnie mu gardło.
– On będzie mój, a ty wylądujesz w piachu – wysapał Stone. Nie wiedział, że to będą ostatnie słowa, jakie wypowie. Nagły strzał, jeden, drugi, trzeci spowodował, że ciało Gabriela Stone opadło na Daniela, a wypadający nóż drasnął zmiennego wilka w policzek.
– Zdejmij go ze mnie. – Nie był nawet zły, że to nie on go zabił. Teraz chciał pobiec, do Christiana. Zobaczyć go, dotknąć i upewnić się, że nic mu nie jest. Z pomocą Daria sturlali ciężkie ciało z niego. Dario jeszcze pochylił się i sprawdził, czy mężczyzna naprawdę nie żyje. – I?
– Martwy. Po moich strzałach, gdy chcę zabić, nikt nie przeżywa. – Szkoda, bo w innej sytuacji chętnie by go powoli zabijał, lecz ryzyko, że zrobi coś jego alfie sprawiło, iż nie było czasu na zabawę. Ważne, że tego taurena już nie było. Pomógł wstać Danielowi. Po jego wyglądzie i pokoju widział, że walka była zażarta. Oni prawie łóżko przewrócili, co było niezłym wyczynem. – Dobrze, że się nie zmienił.
Daniel go jednak nie słuchał, powlekł się do drugiego pomieszczenia, gdzie na kanapie Martin przytulał Christiana, a ujrzenie ulgi w oczach drugiego alfy pokazało, jak bardzo bał się o niego.
– Ten sukinsyn nie mógł mnie pokonać.
Christian uniósł głowę z ramienia Martina i wyciągnął do niego rękę. Przyjął ją i opadł przy nich przytulając obu mężczyzn. Wyczuwał drżenie ciała zmiennego smoka. Jego partnerowi było zimno. Ogólnie całe ciało miał lodowate i szare.
– Proszę. – Przed oczami Martina pojawiła się marynarka Daria. – Smoki kochają ciepło, a tam w pokoju było dość zimno, by opadał z sił.
– Dziękuję, jesteś dobrym betą. – Martin przyjął marynarkę, on i Daniel mieli na sobie tylko same koszule, owinął ją wokół ramion Christiana, a potem otoczył go ramionami dając ciepło.
Dario stał i patrzył jak cała trójka jest nareszcie razem, jak się przytulają, składają na policzkach, głowie pocałunki. Chris pomiędzy mężczyznami płakał i coś szeptał, pytał, jak się czują. Wzruszyło to betę. Zmienny smok pytał się o nich, chociaż to jemu groziło niebezpieczeństwo. Widocznie widok sponiewieranego Daniela tak na niego działał, a może bez względu na wszystko zawsze i wszędzie martwiłby się o partnerów. Myślał, czy o niego kiedyś ktoś się tak zatroszczy? Powrócił myślami do młodego Langstona. Czy była nadzieja, że będzie mógł się zbliżyć do partnera? Wątpił w to. Nie wiedział, co się przydarzyło Justinowi, ale nie chciał narażać jego i siebie na więcej cierpienia. Widok, jak się go Justin boi, był wystarczająco smutny.
Christian miał wrażenie, że to sen, ale dotyk ukochanych mężczyzn na długo nie pozwolił mu tak sądzić. Znów byli razem. Poczucie bezpieczeństwa, jakim go obdarzyli, przynosiło mu ulgę. Tak bardzo potrzebował ciepła i miłości, które oni dawali oraz zapewnienia, że już po wszystkim.
– Co on chciał ci podać? – zapytał Martin. – Nic ci nie zrobił? On nie…
– Nie, nie zgwałcił mnie, jeżeli o to pytasz, tylko uderzył. – Dotknął policzka, na którym widniał fioletowy ślad. – Tabletki, jakie mi chciał dać miały zabić nasze młode – wyszeptał. – Nie martw się wyplułem je zanim się rozpuściły.
– Ale musimy i tak zabrać cię do lekarza. Ciebie też Danielu.
– Nic mi nie jest. To tylko mała ranka, a ciało wróci do siebie szybko. Drań był silny i umiał walczyć. – Nie chciał im mówić, że gdyby nie Dario leżałby tam z podciętym gardłem, a Stone by triumfował. Tym bardziej nie zamierzał odsuwać Daria ze stanowiska bety. Zamierzał błagać Starszyznę, by pozwolili im na dwóch zastępców. Czasami się na to zgadzali. Tomas był ważny dla Martina, a Dario dla niego.
– Dario, zawieź nas do Craiga, a Robert niech się wszystkim zajmie – rozkazał Martin. Rada dała im pozwolenie na wszystko. Od dawna chcieli złapać Stone’a i raczej będą zadowoleni, gdy dostaną wiadomość, że ten mężczyzna nie żyje. Chociaż jak dla niego miał zbyt łatwą śmierć. Martin uważał, że powinien cierpieć. Szkoda, że jego wizje się nie sprawdziły, bo miał wielką ochotę zrobić wiele temu taurenowi. Wstał oddając Christiana w ręce Daniela. Musiał przynajmniej zobaczyć jego ciało. Poczuć satysfakcję, że oni żyją, a on już nie. Ciało leżało na podłodze z otwartymi oczami. Zaskoczony, co? Nie spodziewałeś się, że go znajdziemy. Bez ciebie nareszcie Chris będzie mógł żyć w spokoju.
– Tak się cieszę, że jesteś już z nami. – Daniel uścisnął Christiana. Nie mógł się nim nasycić i nigdy już nie chciał przeżywać tego, co ostatnio. Strach o ukochaną osobę wyzwalał jego najgorsze instynkty i paraliżował jego umysł. Był gotów zabić każdego, kto stanąłby mu na drodze i przeszkodził w niesieniu pomocy ukochanym mężczyznom.

* * *


W napięciu oczekiwali wyników, USG. Craig dokładnie zbadał Christiana. Nakazał jego partnerom przynieść mu coś do jedzenia i jak tylko wrócą do domu to położyć go do łóżka spać. Właśnie kończył badanie w pełnym skupieniu. Natomiast Christian ledwie trzymał powieki otwarte. Był szczęśliwy, że Luisowi nic nie jest. W drodze do lekarza, dzwonił do niego, by się upewnić jak on się czuje. Okazało się, że wszyscy czekali na niego i już się nie mógł doczekać powrotu. Pierwsze, na co miał ochotę to kąpiel. Czuł się brudny nie tylko, że od wczoraj rana się nie mył, lecz chciał się pozbyć dotyku rąk Stone’a. Co poczuł na wieść, że on nie żyje? Ulgę. Przekazał też partnerom, że jego ojczym też nie żyje. Sprawdzili wiadomości u znajomych zmiennych, którzy byli policjantami. Cooper Russo faktycznie popełnił samobójstwo.
– Wszystko w porządku. Musisz tylko wypoczywać. Jeść i wyspać się – powiedział lekarz.
– Nic im nie grozi?
– Nie. Dobrze, że wyplułeś te tabletki. W takim wypadku nie byłoby szans na uratowanie ich. Trzeba się cieszyć, że do tego nie doszło. – Podał mu ręczniki papierowe, by się wytarł. – Chris jesteś silnym mężczyzną, twoje dzieci chyba to odziedziczyły. Jedźcie do domu i po drodze nakarmcie go.
– Już kupiłem coś dobrego. – Martin puścił oczko zmiennemu smokowi. Daniel przez ten czas zdołał się uleczyć i nareszcie tę noc mogli spędzić w spokoju. Sen przyda im się wszystkim. Gdy wracali do domu Chris zasnął na rękach Martina i mężczyzna musiał wnieść go do domu. Od razu został otoczony zmiennymi, a Sonia i Luis prawie popłakali się ze szczęścia, że ich przyjacielowi nic nie jest i tylko zasnął. Martin obiecał im, że zobaczą się z nim jak tylko chłopak dojdzie do siebie.
Za oknami już była późna noc, kiedy kładli swego śpiącego partnera do łóżka.
– Chciał się umyć – przypomniał Daniel.
– Jutro to zrobi. Spójrz na niego. Nawet nie uleczył policzka, by nie tracić energii. – Daniel usiadł obok śpiącego i wziął go za rękę.
– To też jutro zrobi. Pomóż mi go ubrać w pidżamę. Poszukam tej ciepłej, którą ostatnio kupił na zimę. – Wtedy Daniel próbował mu to wyperswadować, mówiąc, że do łóżka nie potrzebuje piżamy, bo i tak śpi z nimi nago, lecz Chris powiedział, że do dzieci nie będzie chodził nago i kupił najgrubszą, jaka była, by w zimie nie marzł. – Dobrze mieć was przy sobie – powiedział Alston patrząc czule na Martina.


* * *


Wyszła tylko na półgodziny. Półgodziny wraca i co zastaje? Jej szef, jej ukochany nie żyje! I czyja to wina? Tych przeklętych zmiennych, którzy przyszli po swą własność! Do tego czuła zapach, zmiennego wilka, który ją kilka tygodni temu porwał i pobił żądając wiadomości o Stonie! Był bratem tego dupka, którego zabiła. To on zabił Gabriela! Już ona mu pokaże!
– Przysięgam, że wypruję flaki z ciebie i znajdę na to sposób. Ale najpierw muszę się zająć czymś, co ma pierwsze miejsce. Zemsta poczeka. Nawet jakby przez następne lata miała czekać. – Już czuła jej słodki, mdlący smak w ustach. Chwilę później jej żałobny krzyk rozniósł się po całym budynku i dotarł nawet do miejsc pod ziemią, gdzie były burdele, którymi już się Wielka Rada zajęła i zabrała wszystkich, by im pomóc. Także wykorzystywanym ludziom.

* * *


Chris potrzebował tak długiego odpoczynku, że cały czas spał. Budził się jedynie, aby pójść do toalety i coś zjeść. Dopiero trzy dni później był w stanie w końcu wziąć kąpiel i jeszcze miał pretensję do obu kochanków, że ci pozwolili mu śmierdzieć. Zapewniali go, że tak nie było, ale on wiedział swoje. Prawdę mówiąc był zły, gdyż za długo nosił zapach tego… Dlatego gorąca woda, była jego ukojeniem. Starał się nie pamiętać o tym, co było, lecz widział te wszystkie obrazy, które przyprawiały go o gęsią skórkę. Odrzucał je zapewniając siebie, że już wszystko się skończyło, dzięki temu odczuwał spokój. Zakręcił wodę i wyszedł z kabiny. Wytarł się olbrzymim ręcznikiem, który kupił, gdy tu zamieszkał. Zawsze o takim marzył. Owinął się nim i wrócił do sypialni. W tym samym momencie pukanie do drzwi spowodowało, że zatrzymał na sobie ręcznik, który miał wylądować wygodnie na łóżku, a on ubierałby się w przygotowane przez siebie ubrania.
– Proszę.
Luis wsadził głowę do środka. Jego twarz tak uradowała Chrisa, że podszedł do drzwi i wciągnął chłopaka do pokoju, by móc go zwyczajnie w świecie przytulić.
– Puść mnie, bo mnie udusisz – wycedził Luis, kiedy ręce przyjaciela oplotły mu się wokół szyi. Wilgotne włosy smyrały mu policzek i poczuł się niekomfortowo wiedząc, że ten jest prawie nagi.
– Nie mów, że taki delikatny jesteś. – Puścił go i przyjrzał mu się. Na lewej skroni tkwił plasterek, ale Luis nie wyglądał na chorego. – Martwiłem się, że ten, kto cię uderzył, coś ci zrobił.
– Mam twardą głowę. Eeee, ubierałeś się. Może poczekam na zewnątrz…
– Siadaj. Już widziałeś mnie nago. A Daniela i Martina tu nie ma, nie skręcą ci karku – zażartował. Widok przyjaciela dobrze na niego działał.
– To ja jednak wyjdę. – Zanim odwrócił się do drzwi został pociągnięty na najbliższy fotel.
– Nie wydurniaj się. Ubiorę się potem. Teraz chcę wszystko wiedzieć. Kto był zdrajcą? Moi partnerzy wspominali coś o Charliem, ale mogło mi się przesłyszeć, nie bardzo kontaktowałem.
– Tu był istny armagedon. Wszystko zaczęło się od…
Gdy Luis opowiadał, Christian uważnie słuchał, każdego słowa. Tak bardzo wszyscy martwili się o niego, starali się go szukać i wspierali swoje alfy. Zrozumiał jak ważny jest dla tej sfory, że go przyjęli w pełni i traktowali jak jednego z nich.
– To była najszczęśliwsza chwila naszego życia, kiedy Daniel zadzwonił i powiedział, że jesteś już z nimi – dokończył Luis. – Przykro mi, że to cię spotkało.
– Mnie też, ale to, co nas nie zabije to nas wzmocni. Czuję, że jestem silniejszy. Stone’a już nie ma, mojego ojczyma także, więc mogę żyć pełnią życia. Donoszę ciążę, urodzę, wychowam dzieci, podejrzewam, że nie tylko te i będę kochał swych partnerów do końca życia.
– Jak dobrze to słyszeć. – Daniel od dłuższego czasu przysłuchiwał się ich rozmowie. Stał oparty o futrynę z rękoma w kieszeniach. Cała jego postawa świadczyła, że wreszcie się wyluzował.
– Podsłuchujesz. – Christian błysnął bielutkimi zębami patrząc na ukochanego.
– Gdzież bym śmiał. Przyszedłem zobaczyć, czy jeszcze śpisz, a ty pogawędki sobie urządzasz.
– To ja już pójdę. – Luis wstał w fotela. – Zaczekam na dole. Powiem kucharzowi, żeby przygotował dla ciebie… Co byś chciał?
– Naleśniki. Z syropem klonowym – dodał – i porcję mandarynek, tonę ogórków kiszonych z czekoladą, a także…
– Stop. Nie rozpędzaj się tak. – Daniel powstrzymał go próbując nie zwymiotować na myśl o ogórkach i czekoladzie razem. – Luis, powiedz, żeby przygotowali tylko naleśniki.
– Dobrze. – Nawet, gdy zamknęły się za Luisem drzwi nadal słyszeli jego śmiech.
– Będziemy chcieli z tobą porozmawiać – powiedział poważnie Alston pochylając się i składając czuły pocałunek na czole zmiennego smoka.
– Wiem. – Pogłaskał go po policzku. – Kocham cię.

* * *


Wybrał się na bardzo długi spacer i nie wiedział, jakim cudem zawędrował, aż pod Arkadię. Chyba chęć zobaczenia przyjaciela skierowała jego nogi w to miejsce. Justin spędził ostatnie dni niepokojąc się o Chrisa, a gdy Jacob powiadomił go, że chłopak jest już w domu, cały i zdrowy płakał ze szczęścia. Bardzo chciał go zobaczyć, porozmawiać z nim. Tylko tam było tylu obcych. I był on. Mężczyzna, do którego jego wilk krzyczał: Partner.
– Cześć? Kim jesteś? – Podskoczył słysząc dziewczęcy głos. Nie rozmawiał z obcymi. Nie, że nie chciał. Po prostu musiał milczeć. – Nie umiesz mówić… Czekaj, ty nie jesteś Justin? Z opisu wyglądu podobny do opowieści Chrisa. – Dziewczyna zbliżyła się do niego. Jej ciemne włosy były spięte na czubku głowy jakąś fantazyjną spinką, a krótka spódniczka i bluzka z krótkim rękawem dodawały jej uroku. W ręku trzymała bukiet kwiatów. – Jestem Sonia. Christian jest moim przyjacielem. Idziesz do niego? Nie wiem czy się już obudził, ale chodź. Musi w końcu wstać. Nie? – Uśmiechnęła się promiennie do niego. Nawet nie zauważył, kiedy podążył jej krokiem. Był zły na siebie, że jest dorosłym mężczyzną, a zachowuje się jak wystraszone dziecko, szczeniak bardziej pasuje. Już było dobrze, ale ostatnie dni całkiem go niszczyły. Nikt mu nie zrobi krzywdy, a alfy z Arkadii są mili. Musi zobaczyć Chrisa, po prostu musi.

* * *


Widzieć ich prawie wszystkich razem, zgromadzonych przy stole, było czymś, za czym nie wiedział, że tak bardzo tęsknił. Te wiele godzin uwiezienia wlokło się całe wieki. Teraz siedząc z nimi w kuchni zrozumiał, że ci zmienni są jego rodziną. Dario stał oparty tyłkiem o szafki i popijał kawę z kubka, nie szklanki jak zwykł to robić Robert jego prawa ręka i gamma sfory. Karia, Stef, Marko, Matt i Monik gapili się na niego jak cielę w malowane wrota. Wiedział, że ci młodzi wiele zrobili w czasie poszukiwań. Rwali się też do wyjazdu do miasta, lecz Daniel ich powstrzymał.
– Dzięki – powiedział Christian, kiedy przełknął ostatni kęs naleśnika. Naprawdę zjadłby ogórków. – A teraz pytajcie, o co chcecie. Szczególnie wy – zwrócił się do partnerów, którzy starali się porozumiewać między sobą wzrokiem. – Naprawdę jak coś chcecie wiedzieć to walcie prosto z mostu, chyba, że chcecie zdenerwować mężczyznę w ciąży dając sobie potajemne sygnały.
Obaj odchrząknęli z zażenowaniem. Naprawdę owinął ich sobie wokół małego palca.
– Wiesz, że Charlie nas zdradził i teraz Rada ma go osądzić, ale podejrzewamy, że nie był sam. Sprawdziliśmy jego telefon i bilingi, ale musiał mieć drugi, którego nie znaleźliśmy. Ten oficjalny jest czysty. Rozpoznałbyś osobę, która uśpiła cię przed zaciągnięciem do auta? – zapytał Daniel.
– Było ciemno. Widziałem potężną sylwetkę i tyle. Mimo wszystko rozpoznałbym go po zapachu, ruchach i głosie. Nie był to nikt stąd.
– Być może jakiś tauren, co utrzymywał stosunki z omegą – wtrącił Dario i nagle napiął się cały.
– Co się stało? Dario? – Chris zaniepokoił się reakcją bety. Luis zaczął się rozglądać, wokół, ale nie widział, co mogło sprawić, że Dario omal nie upuścił kubka lub, co prędzej było prawdopodobne, nie zgniótł go w dłoni.
Do kuchni weszła Sonia z naręczem polnych kwiatów, położyła je na stole, spojrzała na Christiana i zapiszczała.
– Moje Chrisiątko, kochane. – Obiegła stół i przytuliła go mocno. – Zaglądałam do ciebie po kilkanaście razy dziennie i ciągle spałeś.
– Dlaczego pachniesz nim? – zapytał Dario.
Dziewczyna zostawiła przyjaciela i odwróciła się do Daria.
– Kim?
– Z kim się widziałaś? – Zazdrość, że jego partner, do którego nie może się zbliżyć, był blisko niej zaczęła wkradać się do jego umysłu. To na niej poczuł jego zapach.
– Z Justinem. Przyszedł do Christiana – odpowiedziała wesoło wyciągając z półki wazon.
– Justin, tu jest? – zapytał Chris i podniósł się z krzesła.
– Na dworze. Nagle stanął jak wryty i powiedział, że dalej nie pójdzie.
Dario był pewny, że wyczuł jego. Siłą woli zmusił się, by tam nie pobiec, ale kubek w jego ręce właśnie przestał istnieć. Daniel podszedł do swego bety i przyjaciela, znając sytuację wiedział, co robić.
– Daj mu czas. Radzę ci się nie poddawać, tylko działać na spokojnie.
– Jego brat…
– Jacob powiedział, żebyś się do niego nie zbliżał, ale nie zakazał robić czegoś innego. Wystarczy, że tu jesteś, on cię czuje. Pozwól mu się oswoić. Podejrzewam, że spotkało go coś strasznego i dlatego taki jest. – Poklepał go po ramieniu dodając otuchy..
Wilk w Dario poruszył się na te słowa. Każdy, kto skrzywdzi jego partnera, nawet jakby nigdy nie miał z nim być, będzie miał z nim do czynienia.

* * *


Christian zabrał Justina tam gdzie będą sami, ale inni będą ich widzieć z daleka. Mimo wszystko wolał się już nie oddalać. Opowiedział przyjacielowi, co się wydarzyło i zwierzył, że chwilkami się boi, ale wierzy, że już nic mu nie grozi.
– Dzieciakom nic się nie stało i jestem z tego powodu szczęśliwy. – Pogłaskał się po brzuchu. – Nie wierzyłem, że tak szybko rozwinie się u mnie instynkt ojcowski. Mogę cię o coś zapytać?
– Oczywiście. – Obaj przysiedli na niskim murku otaczającym ogród ziołowy, jaki założyła Karia. Przy Chrisie Justin odżywał. Naprawdę ufał zmiennemu smokowi.
– Najpierw chcę ci powiedzieć, że Dario jest świetnym facetem. Wiem, że to twój partner i nie musisz się go bać. Może czasami wygląda groźnie, lecz to jeden z najwspanialszych mężczyzn jakich ostatnio spotkałem. Widzę, co się dzieje i mam pytanie z tym związane. Co jest powodem tego, że tak się boisz? Boisz się obcych, partnera, do którego w innym wypadku byś pobiegł i… no wiesz.
Justin domyślił się, o co chodzi Christianowi, spuścił wzrok na swoje ręce złożone na kolanach i zarumienił się. Wieki nie myślał o tym, o czym wspomniał przyjaciel. Nie mógł mieć partnera, nie pozwoli mu się dotknąć. Co więcej, zbliżyć się do siebie. Ten Dario budził jego niepokój, to, że siedzi w nim bestia. Do tego partner oznaczało tak wiele. Rzeczy, o których nie śnił, nie marzył, no, bo jak mógłby, kiedy nie czuł nic więcej poza lękiem. Zdecydował, że Chrisowi mógł zaufać i potrzebował opowiedzieć o sobie komuś innemu poza bratem.
– Mam nadzieję, że to, co ci powiem, pozostanie między nami. Nie chcę wzbudzać niczyjego współczucia, litości. Wolę jak śmieją się ze mnie, że dorosły facet tak się zachowuje.
– Kto się śmieje?
– Ludzie w miasteczku. – Rzadko jeździł z Jacobem do miasta na zakupy, ale wtedy trzymał się tylko jego i gdy ktoś przypadkiem otarł się o niego miał ochotę schować się w mysiej dziurze. Jego strach bawił niektórych. Ostatnio on się wzmógł i już nie jeździł do miasta, szczególnie, że wielu obcych z Arkadii tam przebywało, tym samym miał spokój od śmiechów. – Naprawdę chcesz o mnie wszystko wiedzieć? Nawet jak to, co powiem sprawi, że możesz źle się poczuć?
– Tak, chcę, o ile ty chcesz mi to wyznać.
– Nie zawsze byłem taki… – Zaczął swoją opowieść Justin Langston. Wywarła ona tak wielkie wrażenie na Christianie i tak, żal mu było tego młodego mężczyzny, że każdego dnia, a nawet tygodnia, jaki mijał po zakończeniu tej rozmowy przysięgał sobie, że nigdy, przenigdy nie zostawi swego przyjaciela, który stał się jego bratem i pomoże mu znów wrócić do tego, kim Justin był. Chociaż tak naprawdę miał nadzieję, że ktoś inny to zrobi. Tylko ta osoba, jakoś nie miała zamiaru nic robić.










Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum