The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:30:40   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Stacja kosmiczna Luna 8


Basil nieświadomy losu jaki chciano mu zgotować wziął worek ze swoimi rzeczami i wraz z innymi udał się do kwatery intendenta. Cierpliwie czekał przed wejściem, aż przyszła jego kolej. Odebrał mundur i klucz magnetyczny do pokoju oraz holokartę z przydziałem. Ruszył do pokoju. Z pewnym niepokojem otwierał drzwi. Miał nadzieję, że znowu będzie mógł mieszkać z Miszką, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że to może być nierealne. Z tego, co czytał przed wylotem, na stacji kosmicznej było zbyt wielu ludzi i szansa trafienia na tego konkretnego wynosiła jak jeden do miliona. Musiał się liczyć z tym, że będzie mieszkał z kimś zupełnie obcym. Mile się zdziwił po otworzeniu drzwi, gdy okazało się, ze pokój jest jednoosobowy. Rozłożył rzeczy, po czym przebrał się w mundur i przeczytał holokartę. Zapamiętał zakodowane na niej dane po czym, zgodnie z rozkazem z holokarty udał się do kapitana Xenesa, który od teraz miał być jego bezpośrednim przełożonym. Na miejscu czekało już kilku młodych chłopaków w takich samych jak on mundurach. Pomieszczenie szybko się zapełniało, aż w końcu nie było zbyt dużo miejsca.
W końcu przyszedł kapitan Xenes. Wszyscy obecni wstali i zasalutowali.
- Spocznij – powiedział kapitan. – Nie będę się zabawiał w sentymentalne powitania, nie jesteśmy na herbatce u ciotki. Nie musze tez mówić jak ważne jest co, co będziecie robić, bo to rozumie się samo przez się. A jeśli ktoś tego nie pojmuje, to znaczy, że jest zbyt głupi by tu pozostać. Powiem krótko: każdy z was dostanie partnera, doświadczonego pilota, który wprowadzi was w szczegóły i będzie waszym nauczycielem do momentu gdy uznam, że nadajecie się do samodzielnych lotów. Jakieś pytania?
- Ile to może potrwać?
- To już zależy od was. Im bardziej się wykażecie, tym szybciej będziecie mogli odbywać samodzielne loty.
- Czy nasi partnerzy są wybierani według jakiegoś klucza czy dowolnie.
- Dowolnie i, uprzedzając kolejne pytania, nie ma możliwości wybrania partnera w żaden sposób. To i tak nie ma znaczenia, bo to tylko sytuacja przejściowa. Docelowo macie być samodzielni, a nie prowadzeni za rączkę przez niańkę. Jeszcze jakieś durne pytania? Jeśli nie, to tutaj – wysunął jedną z szuflad biurka – są holokarty z danymi waszych partnerów. Każdy bierze i rusza do roboty! Już!
Wszyscy posłusznie ustawili się w kolejce do szuflady. Na początku próbowali wybierać i przebierać mimo iż nie mogli nic odczytać póki nie aktywowali holokarty, aż w końcu zdenerwowany kapitan warknął na kolejnego wybrzydzacza i każdy następny brał jak leci.
- A teraz udacie się do magazynu i pobierzecie komunikatory. To są jednocześnie wasze lokalizatory, bez nich nie macie prawa się nigdzie ruszyć. I nie mam zamiaru tracić czasu na tłumaczenie głąbom, jak istotne jest byśmy znali wasza pozycję. A teraz rozejść się!
Kadeci zasalutowali i wyszli z pomieszczenia. Jedni szli szukać swoich partnerów, inni po lokalizatory. Basil znajdował się wśród tych drugich.
Okazało się iż komunikatory mają kształt bransoletek, które dostosowują się do nadgarstka noszącej go osoby, stając się niemal drugą skórą. Sprawdzając wszystkie jego funkcje Basil przekonał się, że może za jego pomocą namierzyć też swojego partnera. Wystarczy tylko wprowadzić na niewielkim holopanelu wprowadzić jego numer identyfikacyjny. Tak tez uczynił. Okazało się, że jego partner jest w tej chwili poza bazą. Basil poczuł dziwne mrowienie na karku. Świadomość, ze już niedługo on też… aż mu się gorąco zrobiło. Już nei mógł się doczekać.

***

Po przybyciu na stację kosmiczną Kalvi zajrzał do holokarty, która otrzymał.
- Kapitan Maximin Granis, skontakowac się zaraz po przybyciu – odczytał rozkaz. Wyszedł z hali odpraw. Odnalazł pierwszy lepszy komunikator wbudowany w ścianę korytarza i wybrał identyfikator swojego przyszłego dowódcy.
- Kapitan Maximin Granis – usłyszał po chwili oczekiwania.
- Kalvi Bernie, sir, mam przydział do pańskiego zespołu.
- Och, kolejny piękny głos – powiedział kapitan zalotnym głosem, a Kalvi poczuł się wyraźnie nieswojo. – Zapraszam do siebie. Wystarczy, że wpiszesz mój identyfikator do swojego lokalizatora.
- Lokalizator, sir? – zdziwił się. – Przepraszam, ale nie mam czegoś takiego.
- Jak to? Jeszcze go nie dostałeś? – zdumiał się kapitan.
- Nie, sir, dopiero przybyłem na stację. Jeszcze nawet nie zdążyłem się rozpakować.
- Ojej – w głosie kapitana słychać było niepokój. – Nie możemy pozwolić byś błąkał się po całej stacji. Idź najpierw do swojego pokoju, potem do intendenta po lokalizator. A potem odpocznij, zapoznaj się z rozkładem całej stacji. I przyjdź do mnie jutro, po śniadaniu. Dobrze?
- Jak pan uważa, sir – odparł odruchowo Kalvi, na co kapitan roześmiał się zalotnie, po czym zakończył połączenie.
Kalvi westchnął.
- Ciężko to widzę – mruknął, po czym ruszył szukać swojego pokoju.

***

Tłoczący się w hali przylotów nowi rozdzielili Miszkę i Basila. Jednak młodszy chłopak zbyt był zaaferowany nową sytuacją by zauważyć to odpowiednio wcześnie. A kiedy się zorientował, Miszki nie było nigdzie w koło. Rozglądał się zaniepokojony, ale nigdzie go nie widział, mimo iż podskakiwał próbując zobaczyć coś ponad głowami innych. Nie mógł, bo Miszka już się o to postarał. Nie chcąc być widzianym przez przyjaciela usiadł na podłodze. Pięc minut zajęło mu włamanie się do systemu kamer stacji kosmicznej Luna. Dzięki temu mógł obserwować na swojej bransoletce Basila, jak rozgląda się w koło, jak idzie do swojego pokoju, a potem do swojego przełożonego.
- Już mnie nie potrzebujesz, Mały – powiedział uśmiechając się. – Doskonale dasz sobie radę sam.
Wyłączył holoekran w bransoletce i wstał. Ruszył do hangaru, który miał być teraz jego miejscem pracy. Najbliższa winda zawiozła go na właściwy poziom, potem kolejna pomogła mu szybko przemieścić się przez kilkanaście modułów o różnorakim przeznaczeniu. W końcu stanął przed masywnymi metalowymi drzwiami oznaczonymi symbolami statków. Wcisnął przycisk w komunikatorze znajdującym się przy drzwiach i cierpliwie czekał aż ktoś odbierze.
- Czego – usłyszał w końcu gniewne warknięcie.
- Michał Uchany, przydział do sekcji serwisowej.
- Nie spieszyłeś się – kolejne warknięcie, po czym drzwi powoli rozsunęły się. – Zaraz za drzwiami skręć w prawo i kieruj się smrodem smaru i oleju. Biegusiem – warknął znowu głos w komunikatorze, po czym wyłączył się.
Miszka przeszedł prze drzwi i zgodnie z poleceniem skręcił w prawo. Szedł jakiś czas ciasnym korytarze w którym ledwo mogły się zmieścić dwie osoby obok siebie. Niestety przystanął zdezorientowany gdy doszedł do rozwidlenia. Zaczął pociągać nosem próbując namierzyć smród o którym powiedziano, lecz nic nie wyczuł. Syknął zirytowany. Włączył swoją hakerską bransoletkę i wszedł w plany stacji. Odnalazł na nich biuro głównego mechanika po czym wyznaczył trasę z miejsca w którym się znajdował.
- No, w końcu raczyłeś dotrzeć – usłyszał warknięcie kiedy w końcu doszedł do celu. Gabinet głównego mechanika bardziej przypominał magazyn części zamiennych niż czyjś gabinet. Wszędzie stały różnego rodzaju części i tylko świecący na zielono holoekran wskazywał miejsce biurka, które również było zawalone częściami. Za biurkiem siedział brodaty czarnowłosy mężczyzna w kombinezonie, który kiedyś był zielony, teraz aż czarny od smarów i innych cieczy.
- Chyba wyraźnie mówiłem, że masz tu się znaleźć migiem – warknął główny mechanik.
- Nie mogłem znaleźć tego smrodu o którym pan mówił – odparł spokojnie, na co brodaczowi brew uniosła się w górę, jednak nic nie powiedział tylko wcisnął jakiś guzik na zagraconym biurku i na holoekranie ukazały się dane Miszki.
- Z tych akt wynika, że jesteś świetnym mechanikiem.
- Nic na ten temat nie wiem – mruknął Miszka, na co brodacz uważnie nie niego popatrzył.
- Tutaj trafiają tylko najlepsi. Jesteśmy strategiczną stacją i nie możemy sobie pozwolić na słabe ogniwa. Jednak żeby było jasne, doszedłem do tego co mam, tylko dlatego, że nie wierzę w cały ten kit który nam wciskają. Wszystko sprawdzam osobiście i dopiero wtedy w to wierzę. Dlatego też nie dopuszczę cię do naprawy samolotów dopóki mi nie udowodnisz, że na to zasługujesz. Rozumiesz?
- Rozumiem.
- To dobrze. Na początek zwal gdzieś swoje rzeczy, robota czeka. Jak już zrobisz dzisiaj wszystko, co ci każę będziesz mógł pójść do swojego pokoju.
Miszka postawił worek na środku pokoju.
- Powiedział pan „gdziekolwiek” – stwierdził widząc zdumioną minę swojego przełożonego. – Tu jest taki syf, że jedna rzecz więcej nie powinna zrobić różnicy.
- Jesteś bezczelny – warknął brodacz i nagle uśmiechnął się. – Lubię takich. – Podszedł do Miszki, po czym klepnął go w ramię, że aż Miszka skrzywił się. – Myślę, ze będzie nam się dobrze pracowało. Jestem Karmin Selris. Chodź, pokażę ci nasze królestwo.
Miszkę zdziwiła zmiana w zachowaniu głównego mechanika, ale nie skomentował tego. Wyszli z pokoju i ruszyli tym samym korytarzem którym wcześniej szedł Miszka, lecz gdy doszli do rozwidlenia, skręcili w ten korytarz, którego nie wybrał Miszka. Kilkanaście metrów dalej korytarz kończył się w gigantycznej hali na której można było zobaczyć kilka statków i mnóstwo różnorakich maszyn oraz kręcących się ludzi w zielonych kombinezonach. Karmin podszedł do pierwszego z brzegu samolotu i wdrapawszy się po drabince na górę zajrzał do kokpitu. Sekundę potem wychynął stamtąd niemiłosiernie rudy facet w dziwacznych goglach na głowie. Posłusznie ruszył z Karminem, który skinął na Miszkę by zrobił to samo. Odeszli parę metrów dalej, gdzie hałasy były nieco mniejsze i można było w miarę rozmawiać.
- Bombo – brodacz zwrócił się do rudzielca – to jest Michał, przez jakiś czas będzie pracował z tobą.
- No bez przesady, Karmin – jęknął rudzielec. – Już mi dałeś jednego sierotę, zapomniałeś? Bez niego miałem dość roboty, teraz jestem zawalony jak skurwysyn. Jak ja niby mam pilnować jeszcze jego?
- Tego nie musisz trzymać za rączkę, sam sobie poradzi.
- To po celere ja ci tu jestem potrzebny?
- Masz go sprawdzić. Daj mu najgorszą robotę jaką masz i obserwuj jak sobie poradzi.
- Najgorszą, mówisz? – Bombo popatrzył najpierw na brodacza, potem na Miszkę, aż w końcu radośnie się uśmiechnął. – Mam coś takiego. Ostatni patrol w sektorze trzynastym natrafił na ławicę Gliździenic. Jak je zaczęli rozkwaszać, to oblepili się tak tym syfem, że mechanika zaczęła szwankować. To cholerstwo wgryza się wszędzie powodując spięcia, zwarcia i chuj wie co jeszcze. Nikt z chłopaków nie chce tego czyścić.
- No to już masz chętnego – Główny mechanik poklepał po plecach Miszkę. – A jak już to załatwi daj mu coś do naprawy, a potem meldunek do mnie.
- Dobra.
- No to ruszaj – powiedział Karmin, po czym odszedł.
- Chodź, pokażę ci twoją szafkę – powiedział Bombo.
Weszli do sąsiedniego pomieszczenia wypełnionego szafkami.
- Ta jest wolna – powiedział Bombo po krótkim spacerze między szafkami. – Możesz tu trzymać swoje rzeczy – podał mu klucz magnetyczny – chociaż wszyscy i tak wolą raczej łazić w zasyfiałych ciuchach do własnych pokoi. Ale to ich sprawa – wzruszył ramionami.- Tam – machnął ręką w stronę ogromnego kosza – znajdź sobie jakiś kombinezon.
Miszka podszedł do kosza i zaczął grzebać w środku. Na szczęście okazało się iż wszystkie kombinezony są czyste, tylko nieco wymięte. Dość szybko znalazł odpowiedni i przebrał się chowając rzeczy do szafki.
- No to idziemy – powiedział Bombo, po czym ruszył z powrotem na halę.
Przeszli niemal całą halę co chwila omijając jakiegoś mechanika albo przeskakując właśnie prze kogoś naprawianą część, by w końcu dotrzeć do kolejnej hali. Tutaj nie kręcił się żaden mechanik, za to stały trzy samoloty oblepione jakimś zielonkawym śluzem.
- To twoja robota – Bombo wskazał na te samoloty. – Trzeba je oczyścić z tego ohydztwa zanim zabierzemy się za naprawę. Niestety to cholerstwo nie dość, że wżera się w metal, to oblepia wszystko co tylko można i cuchnie aż do zrzygania. I nie pomagają nawet maski tlenowe. Co ciekawe, cuchnie dopiero gdy wejdzie w kontakt ze skórą bądź innym materiałem, który nie jest metalem. Rób co chcesz, używaj czego chcesz, ale usuń to kurestwo ze statków, rozumiesz? Tam – machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku znajdziesz wszystkie dostępne narzędzia i środki.
- Dobra – mruknął Miszka, po czym podszedł do jednego z samolotów. Bombo nieco się zdziwił, ale nic nie powiedział, tylko szybko wrócił do swojej roboty.
Miszka wsadził palec wskazujący w śluz oblepiający koło. I skrzywił się niemiłosiernie. To coś faktycznie cuchnęło gorzej niż najgorsze szambo szarej strefy. Z trudem oczyścił palec wycierając go w nogawkę kombinezonu. Uruchomił swoją bransoletkę i wypuścił laser na ten śluz. Niestety próba przeanalizowania składu nie powiodła się. Skrzywił się zirytowany. Palce zaczęły śmigać po holoklawiaturze i promień lasera zmienił się z żółtego na fioletowy.
- No i wygrałem – uśmiechnął się tryumfalnie, gdy po chwili na ekranie pojawiły się nowe dane. – Aż się zdziwicie jak to załatwię – uśmiechnął się tryumfalnie. Znowu poklękał na holoekranie i wyznaczył trasę do sekcji medycznej.
Włączając w bransoletce podczerwień sprawdził który z gabinetów jest pusty. Wszedł tam i podszedł do diagnolizera. Trochę mu zajęło zanim go rozebrał by dostać się do najważniejszej części. Z trudem ją wyciągnął i podstawił pod światło. Wyraźnie widać było, że jest w trzech czwartych wypełniona jest niebieskim płynem.
- Tyle powinno wystarczyć – mruknął, po czym odłożył część i poskładał diagnolizer tak żeby nikt nie zauważył, że go ruszał. Uważając by nikt go nie zauważył, wyszedł z sekcji medycznej i wrócił do hangaru. Chowając się w jednej z wielu niszy wystukał na swojej bransoletce pewien numer.
- Cześć, Spider – na holoekranie pojawiła się twarz czarnoskórego mężczyzny z mnóstwem dredów na głowie. – Kopę lat. Co trzeba?
- Cześć, Mucha. Mam chwilowo ograniczony dostęp. Możesz coś dla mnie zrobić?
- Dla ciebie wszystko, skarbie.
- Mucha… - Miszka skrzywił się z dezaprobatą, na co rozmówca westchną teatralnie.
- No cóż, musiałem spróbować. Więc, czego ci trzeba?
- Sprawdź kiedy leci najbliższy transport na stację Luna.
- Uno momento. – Mucha odwrócił się bokiem i zaczął stukać w klawiaturę stojącego obok niego holoekranu. – Za dziewięć godzin.
- Dopisz tam jedna pozycję.
- Się robi. Co to ma być?
- Seltix, cały kontener.
- A na cholerę ci tego tyle? – Zdumiał się Mucha. – Nawet najbardziej rozbudowana jednostka medyczna nie ma tyle diagnolizerów, a dobrze wiesz, że one nie zużywają się tak szybko. Taka ilość wystarczy całej ziemi na następne stulecie.
- Mucha, jaka jest podstawowa zasada naszego fachu?
- Im więcej wiesz, tym lepiej, jednak czasami lepiej nie grzebać – wyrecytował czarnoskóry.
- No właśnie.
Mucha westchnął.
- Masz szczęście, Spider, że to ty, bo inaczej bym powiedział „nie”. – Chwilę poklikał, po czym odwrócił się przodem. – Zrobione. Doleci za miesiąc.
- Dzięki. Narka. – I zanim rozmówca zdążył zaprotestować, Miszka rozłączył się.
Poszedł w stronę, którą wskazał Bombo i znalazł pomieszczenie dość spore, choć w porównaniu z halą napraw malutkie, w którym trzymano wszystkie środki mające pomagać przy naprawach. Odszukał zwykłe wiadro i napełnił je wodą z hydrolizatora, który tez się tu znajdował. Potem wlał do niego zawartość części wymontowanej z diagnolizera. Chwilę poczekał aż ciecze się połączą, po czym znowu zabrał się za dewastowanie wyposażenia. Jednak najpierw zajrzał przez swoją hakerską bransoletkę do planów hali, sprawdzając układ staromodnych zraszaczy. Okazało się iż rury doprowadzające wodę do zraszaczy biegną tuż obok tych tłoczących wodę z hydrolizatora, a najbliższe łączenie umożliwiające podpięcie się znajduje się zaledwie metr poniżej podłogi. Niemal położył się by dosięgnąć tego łączenia, ale udało mu się podłączyć. Przeszedł do hali i majstrując przy bransoletce uruchomił zraszacze na hali. A potem stał i patrzył jak przepiękny niebieski deszcz niczym błyskawica zmywa zielone paskudztwo z samolotów. O tak, szło błyskawicznie.












Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum