The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:09:14   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Stacja kosmiczna Luna 6


- Jestem Zender Warren – odezwał się kapitan i wskazując na dystynkcje na swoim mundurze, dodał: - kapitan. Patrząc na miny niektórych wnioskuję, że część was poznała już mojego brata bliźniaka, stacjonującego w wojskowej jednostce szkoleniowej Junona.
- Uf, a już myślałem, że mam przywidzenia – szepnął Basil do Miszki, na co ten uśmiechnął się rozbawiony.
Kapitan ciągnął dalej:
- Ci z was, którzy byli na obozie przygotowawczym mojego brata mają przedsmak tego, co ich czeka. Jednakże musicie wiedzieć, że tamto to był pryszcz w porównaniu z tym, co was tutaj czeka. Połowa z was zrezygnuje już po tygodniu, a ci którzy wytrwają, jeszcze długo po zakończeniu szkoły, będą mieli koszmary ze mną w roli głównej. – Ktoś z tylnych rzędów parsknął, na co kapitan zmarszczył brwi i ruszył w stronę tego, któremu zachciało się śmiać. – Coś cię śmieszy, kadecie? – zawarczał chłopakowi prosto w twarz lodowatym wręcz głosem. Chłopakowi szybko zniknął uśmiech rozbawienia z twarzy.
– Tak myślałem – stwierdził kapitan i wrócił na swoje miejsce, po czym kontynuował: - I żeby było jasne, tu nie ma żadnego kumoterstwa ani znajomości. Nie obchodzi mnie kim są wasi ojcowie, wujowie czy inni pociotkowie. Dla mnie wszyscy jesteście hołotą, która nie zasługuje na mój szacunek.
- Nie ma to jak czułości na dzień dobry – mruknął chłopak stojący obok Basila. Na szczęście kapitan nie usłyszał tego komentarza.
Kapitan jeszcze przez jakiś czas mówił w podobnym tonie, aż w końcu zakończył powitanie i przekazał pałeczkę swoim podwładnym. Dziesięć osób ubranych w różnokolorowe mundury tego samego kroju po kolei wyczytywało nazwiska z trzymanych w rękach tabletów. Każdy w wyczytanych brał swoje rzeczy i stawał za ich plecami. Kiedy przyszła kolej na Basila, popatrzył z rozpaczą na Miszkę i ruszył z miną skazańca, spuszczając głowę. Gdyby nie to, być może zauważył by pełen ciepła uśmiech, którym Miszka chciał mu dodać otuchy.
Tłum wokół Basila powiększał się z każdą chwilą, tak że w pewnym momencie zrobiło się trochę ciasno. Przez to nie mógł obserwować do której grupki dołączy Miszka. Uważnie wysłuchiwał wyczytywanych nazwisk, a gdy w końcu usłyszał „Michał” przebił się przez tłum. Na szczęście zdążył w ostatniej chwili.
- Brązowe mundurki – szepnął do siebie. Trzeba to będzie zapamiętać.
Kiedy już wszyscy przybyli zostali rozdzieleni, zaczął się marsz poszczególnych grup, najpierw, do magazynu po mundurki, potem do pokoi, które miały być ich domem przez najbliższe cztery lata.
Kiedy Basil szedł do „swojego” pokoju, zastanawiał się czy będzie mieszkał sam czy kimś, a jeśli z kimś, to jaki on będzie. Bez problemu znalazł przydzielony mu numer. Przez chwilę stał i zastanawiał się czy wejść tak po prostu czy najpierw zapukać. Rozejrzał się w koło próbując obserwować innych. Niestety nic mu to nie pomogło, jedni pukali najpierw, inni po prostu wchodzili. Westchnął ciężko i nacisnął klamkę.
- Wchodzę! – powiedział tuż za progiem niezbyt głośno, ale nikt mu nie odpowiedział.
Jego kwatera składała się z niewielkiego przedpokoju i jednego dużego pokoju w którym były meble dla dwóch osób. Jednakże wszystko wskazywało na to, że jak na razie jest sam. Jednak nie trwało to długo. Właśnie rozpakowywał się, gdy usłyszał skrzypnięcie drzwi i kroki. Odwrócił się ciekaw swojego współlokatora i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Bez słowa podszedł do przybysza i objąwszy go wtulił się w niego.
- Też się cieszę – powiedział ciepło Miszka.
- Myślałem, że skoro studiujemy co innego, to i gdzie indziej będziemy mieszkać.
- Wychodzi na to, że to nie ma znaczenia.
- To dobrze – Basil uśmiechnął się. – Czy dzisiaj masz już jakieś zajęcia? – popatrzył na niego z napięciem.
- Nie mam. Dopiero od jutra.
- To tak jak ja.
- Widocznie wszystkim pozwolili na wolny pierwszy dzień.
- To co będziemy robić?
- Możemy skoczyć na miasto rozerwać się. Potem nie wiadomo kiedy będzie na to czas – stwierdził Miszka.
- W takim razie chodźmy! – zakrzyknął entuzjastycznie Basil i ruszył do wyjścia.

***


- Kalvi Bernis! – wykrzyknęła kobieta w ciemnogranatowym mundurze.
- Jestem! – odparł odruchowo czym wywołał drwiące uśmieszki i prychnięcia stojących w pobliżu chłopaków. Jednak kompletnie ich zignorował. W końcu miał się spełnić jego sen o byciu pilotem myśliwca i żaden głupek nie zepsuje jego radości z tego powodu. Posłusznie wyszedł z tłumu i stanął za kobietą, która wyczytywała następne nazwiska.
Kiedy już wszyscy zostali rozdzieleni, kobieta zwróciła się do wybranych przez siebie:
- Nie muszę chyba przypominać, którą sekcją jesteście, no chyba, że któryś nabawił się zaniku pamięci i nie pamięta gdzie składał papiery. – Wszyscy pokręcili przecząco głowami. – Więc teraz pójdziecie do magazynu, który znajduje się w podziemiach budynku C. Potem każdy do pokoju. I żeby było jasne: nie ma samowolki, idziecie tam, gdzie wam wskażę, a jak ktoś się zamieni, to poniesie konsekwencje. Jasne? – wszyscy jak jeden mąż potwierdzili, więc kobieta zaczęła wyczytywać nazwiska i numery pokoi. Kiedy skończyła, po prostu odeszła w sobie tylko znanym kierunku.
- No to jazda - mruknał do siebie Kalvi i ruszył. Wydawanie mundurków szło dość szybko i nie musiał zbyt długo czekać w kolejce. Kiedy już wyszedł z magazynu, z czułością pogładził materiał. Bez problemu odnalazł swój pokój. Nieco się zdziwił gdy zobaczył w nim jakiegoś chłopaka, ale w sumie było mu obojętne z kim go będzie dzielił.
- Cześć, jestem Kalvi – wyciągnął rękę do czarnowłosego przylizanego okularnika. Tamten tylko spojrzł na niego, coś mruknął pod nosem i wrócił do studiowania jakiegoś podręcznika. – Ej, mógłbyś być nieco milszy.
Przylizany ponownie spojrzał na niego. Tym razem zatrzymał na nim dłużej wzrok, aż w końcu się odezwał:
- Nie mam czasu na durnoty. Może wy, piloci możecie sobie pozwolić na obijanie się, ale my, z sekcji ekonomicznej mamy sporo wiedzy do przyswojenia. I nazywam się Sareks, Marvil Sareks. – po czym wrócił do studiowania podręcznika.
No tak, sekcja ekonomiczna, pomyślał Kalvi, zarozumialcy, którzy myślą, że wszystko wiedzą. Skoro tamten go olewa, to on jego też będzie. Rozpakował swoje rzeczy i zajrzał do holoekranu znajdującego się na jego biurku. Jak się spodziewał, bardzo szybko znalazł plan uczelni. Bez problemu przegrał go na swój prywatny holoekran. Jeszcze przez chwilę pogrzebał w szkolnych zasobach, aż stwierdził, że nic więcej ciekawego się nie dowie. Ubrał się w mundurek i przejrzał w lustrze. Leżał na nim idealnie, jakby był szyty specjalnie dla niego. Jeszcze tylko rzucił pogardliwie okiem na zielony mundur współlokatora i wyszedł. Ponieważ nie uważał żeby w salach wykładowych było coś ciekawego do oglądania, więc zupełnie je zignorował. Skierował kroki do sali treningowej. I aż mu oczy zabłysły, gdy zobaczył te wszystkie urządzenia. Aż go korciło żeby z któregoś z nich skorzystać. Niestety gdy spróbował uruchomić pierwszy z brzegu, na ekranie wyskoczył komunikat: „brak dostępu”. Był zawiedziony. Przeszedł do sąsiedniej sali, gdzie stały symulatory. I nie zdziwił się gdy tutaj też zobaczyła „brak dostępu”. Widocznie dostaną dostęp później. Może potrzebna do tego zgoda jakiejś szychy? Pokręcił się jeszcze trochę po salach treningowych, potem poszedł zwiedzać resztę uczelni: stołówkę, bibliotekę i wiele innych, które wprawdzie nie zaliczały się do priorytetowych dla niego miejsc, jednak konieczne było znać ich lokalizację i rozkład. Potem wrócił do pokoju i zadzwonił do siostry.
- Wychodzi na to, że z moich planów nici – stwierdziła wyraźnie zasępiona.
- Jak to? – Kalvi zaniepokoił się. – Co się stało?
- Się okazało, ze facet jest całkiem sensowny.
- To chyba dobrze? – spytał niepewnie, na co Kerna wykrzywiła się.
- Nie bardzo. Bo jeśli ja się w nim zakocham, to nie będę miała sumienia by go oskubać z kasy. I co ty wtedy zrobisz?
Kalvi zaśmiał się rozbawiony.
- No wiesz… - powiedział z wyrzutem. – to ja tu się martwię, że coś się stało, albo starzy zmienili plany, a tu coś takiego…
- Ale to poważna sprawa. Jak ja mam ci pomóc jak nie będę miała kasy?
Uśmiechnął się ciepło.
- Jesteś kochana, ale nie martw się tak bardzo o mnie. Pomyśl tez o sobie.
- Przecież myślę.
Jeszcze przez chwilę rozmawiali o pierdołach aż w końcu Kalvi stwierdził, że czas iść spać. Obiecał odezwać się wkrótce i przypomniał siostrze jeszcze raz, że jej szczęście tez jest ważne.

***


- Amplituda drgań wskazuje na… - głos wykładowcy był monotonny i usypiający. Większość ze studentów spała albo udawał, że nie śpi. Tylko nieliczni słuchali z uwagą. Jednakże nie było wśród nich Miszki. Przez pierwsze piętnaście minut pilnie słuchał żeby zorientować się jak bardzo przydatne dla niego będą te informacje. Potem uruchomił niewielki programik w swojej hakerskiej bransoletce i głos wykładowcy nagrywał się w specjalnej pamięci w jego mieszkaniu. Potem zdalnie dostanie się do pliku i sprawdzi czy jednak nie przeoczył czegoś ważnego. A na razie załatwiał zlecenie z którym nie mógł sobie poradzić pewien początkujący haker. Jego place śmigały po wirtualnej klawiaturze, a na drugiej połowie holoekranu pojawiały się i znikały rzędy cyferek. Chłopak siedzący po prawej stronie Miszki w pierwszej chwili zainteresował się jego zajęciem i nawet zerkał mu przez ramię, jednak szybko zrezygnował nie mogąc nic z nich zrozumieć. W pewnym momencie Miszka uśmiechnął się i wykrzyknął zadowolony:
- Ha!
Zrobił to trochę zbyt głośno, zapomniawszy gdzie się znajduje. Jego okrzyk był spora odmianą w monotonii wykładu, więc nic dziwnego, że ściągnął nim na siebie wzrok niemal wszystkich, łącznie z wykładowcą. Dopiero po chwili Miszka zorientował się w sytuacji. Popatrzył zdziwiony w koło i udał, że pilnie słucha wykładu. Jak można było się spodziewać, szybko przestał być w centrum zainteresowania. Wrócił do holoekranu i wywołał pechowego hakera. Ponieważ mógł tylko pisać, więc nie powstrzymywał się przed inwektywami. Wprawdzie to on miał zainkasować za to kasę, ale nie cierpiał gdy jakiś nieudolny amator psuł opinię wszystkim w branży. Tamten na początku próbował się odgryzać, lecz szybko skapitulował i na koniec był wyjątkowo potulny. Kiedy w końcu wykład się skończył, zadzwonił do Cesila.
- Co to za szczaw? – zapytał bez zbędnych ceregieli jak tylko nawiązał połączenie.
- A gdzie twoje słynne „się masz, chuju”? – zdziwił się Cesil.
- Się masz, chuju? – odparł posłuch nie Miszka. – A teraz gadaj.
- O kogo ci konkretnie chodzi?
- Szczyl, który mówi o sobie „Zioło”
- Aara, ten. Wiesz, to podobno młodszy „Bluszcza
- Że co? – zdumiał się. – Z tego co pamiętam, to Bluszcz wiecznie jęczał, że jego młodszy to antytalent komputerowy.
Cesil wzruszył ramionami.
- Możliwe. Jednak faktem jest, że teraz próbuje się wbić w środowisko. Jak na razie nie idzie mu zbyt rewelacyjnie. Ma na koncie jakieś trzy akcje, ale to by nawet dziecko załatwiło z zamkniętymi oczami. No ale cóż, od czegoś musi zacząć, nie? W każdym razie jak na beztalencie komputerowe poradził sobie całkiem nieźle. Widać ktoś go musiał coś poduczyć, albo sprzedać jakieś swoje sztuczki.
- Sprzedać? To musiałby być jakiś szaleniec albo cholernie zdesperowany. Sprawdzałeś te jego trzy akcje? Widać tam czyjś podpis.
- No cóż… - zawahał się. – Widać pewne cechy „Deski”, ale jest ich zbyt mało by mówić o sprzedaży. Już prędzej nauka.
- Deska? – zdumiał się. – Myślałem, że on nieżyje.
- Też tak myślałem, ale ten szczaw jest zbyt młody by mieć wtedy doczynienia z Deska.
- Interesujące – mruknął w zamyśleni. Da znać jak pojawi się coś nowego
- A co ja, bezpłatna infolinia?- zaburczał. Jednak sprawne oko Miszki od razu wychwyciło groźne tony w głosie rozmówcy.
- Dobra, dobra, może ci coś odpalę, jak tylko się okaże, ze to coś warte.
- No dobra – Cesil dość szybko dał się udobruchać.
Wiedząc, że nie dowie się nic nowego, Miszka zakończył połączenie i poszedł do następnej sali, na kolejny wykład.

***


- Prędkość światła nie stanowi już bariery… - Basil z wielkim zainteresowaniem słuchał wykładu. Wprawdzie była to tylko, zdaniem niektórych zbędna historia lotów kosmicznych, ledna dla niego było to coś nowego, a więc interesującego. Starał się zanotować jak najwięcej i jak najwięcej zapamiętać.

***


Powieki ciążyły mu niemiłosiernie. Mimo iż bardzo starał się skupić, to jednak głowa co chwilę mu opadała. Historia lotów kosmicznych nie interesowała go kompletnie. Po cholerę mu to wiedzieć? Czy on ma być jakimś gryzipiórkiem siedzącym za biurkiem czy tez pilotem? Przecież on będzie latał wśród gwiazd, a do tego nie jest mu potrzebna jakaś pieprzona historia! Niewiele brakowało by całkiem zasnął, na szczęście wykład się skończył. Przeciągnął się porządnie i wyszedł z sali. Ponieważ miał jeszcze trochę czasu do następnych zajęć, postanowił pójść na stołówkę.
Kiedy już odchodził od kuchenki molekularnej, zobaczył swojego współlokatora siedzącego nad daniem, oczywiście z nosem w tablecie. Już chciał się odwrócić by siąść jak najdalej od niego, gdy zobaczył dwóch w białych mundurkach osiłków podchodzących do Marvila.
- Biały, to chyba sekcja medyczna, o ile dobrze pamiętam – mruknął pod nosem, uważnie obserwując rozwój wypadków.
Na wyniki nie musiał czekać długo. Osiłki zaczęły poszturchiwać chłopaka, jeden z nich nawet wyrwał mu tablet z ręki i próbował go rozbić. Jednak z marnym skutkiem. Tablet musiał być z tych lepszych, bo wytrzymał zarówno gwałtowne zetknięcie z podłogą, jak i z nogą agresora. Właściciel próbował protestować i odzyskać urządzenie, lecz szybko został sprowadzony do parteru przez pięść tego drugiego.
- Cholera – mruknął Kalvi. Wiedział, ze po tak miłym powitaniu powinien zupełnie olać tego przylizanego gogusia, jednak nie potrafił bezczynnie stać i patrzeć jak biją słabszego. I tak już wszyscy w koło okazywali kompletny brak zainteresowania.
Podszedł do sprawców zamieszania.
- Puśćcie go i wracajcie do swoich posiłków! - powiedział, po czym podszedł bliżej, zupełnie ignorując zbierający się w pobliżu tłum zainteresowanych rozwojem akcji.
- Nie wtrącaj się! – warknął ten większy i ruszył w stronę intruza. Kalvi zaczął panikować, że nie da rady, jednak nie mógł już się wycofać. Tak jak się spodziewał, szybko zarobił cios w żołądek. Zgięty w pół , prawie leżąc na podłodze, czekał aż ból przejdzie. A kiedyh w końcu się doczekał, ze zdziwieniem zobaczył, że ktoś dobiera się oby osiłkom do dupy. I chociaż widział tamtego jedynie 0d tyłu, przez cały czas miał wrażenie, że już spotkał swojego wybawcę. Przecież ktoś z taką blizną łatwo zapada w umysł!











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum