The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:32:51   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Połączeni 31


Erkiran nie musiał się za bardzo starać, aby wyczuć, że atmosfera przy śniadaniu jest jakaś ciężka, jednakże głowę i tak zawracały mu inne sprawy, więc się nad tym długo nie zastanawiał. Jedną ze spraw było to, że z Leteno przed Kalem musieli udawać zwyczajnych braci, wciąż uważać na to, co robią, mówią, ale i tak stojąc blisko siebie czasami potrzebowali się dotknąć. Przechodząc obok, otrzeć. I on, jak wcześniej chciał nie pogłębiać relacji z Leto, tak teraz nie umiał sobie wyobrazić, że jest daleko od niego. Tak zwyczajnie jak brat z bratem. Tej nocy kochał się tylko z nim. Przecież nie zawsze musiał być przy tym obecny Asmand. Och, wyobraził sobie, że As patrzy na nich...
– Erki, o czym ty znów myślisz? – zapytał Leteno, kiedy jego brat zamarł z ręką, w której trzymał chleb, w połowie drogi do ust.
– O... o niczym konkretnym. Kal, jedz. Dziś idziemy zapisać cię na nauki. – Nareszcie mógł oddać brata w ręce nauczycieli, by mógł nauczyć się czegoś więcej i być mądrzejszy od niego.
– Muszę?
– Księżniczka Naela otworzyła szkołę dla dzieci, które nie pochodzą z arystokratycznych rodzin i masz szansę na lepszy los – wytłumaczył Erkiran. Swój wzrok przeniósł na milczącego Asmanda. – Kochanie, stało się coś, kiedy byłeś w naszej dzielnicy?
– Stało, ale nie ma to nic wspólnego z naszą sprawą. Tu chodzi o coś innego. Nie wiem, jak wam o tym powiedzieć. – Przesunął wzrokiem po trójce braci.
– Może powiedz, tak po prostu. – Leteno wgapił się w niego cielęcym wzrokiem. Chyba zaczął się zakochiwać w tym człowieku.
– Spotkałem kogoś przed waszym starym domem. Ten człowiek powiedział, że jest twoim ojcem, Leteno.
– Słucham?! – Chłopak poderwał się od stołu. – O czym ty mówisz? Moim ojcem był Linel. – Mimo tej pewności w jego sercu narastał niepokój.
– Otóż nie on cię spłodził.
– Słucham?!
– Usiądź, powinniście wysłuchać bardzo niezwykłej historii.
Zaintrygowany Leteno powrócił na krzesło, Erkiran przestał jeść, a Kal otworzył usta z niecierpliwości, lubił opowieści. Zanim Asmand zaczął opowiadać, poukładał sobie w głowie to, co ustalił sam ze sobą nocą. Nie mógł zwlekać. Ten człowiek chciał jak najszybciej poznać swego syna. Gorzej, jeśli Leteno tego nie zechce.

***


Nie był zadowolony, że termin wyjazdu do Risran uległ przesunięciu. Aranel z dnia na dzień coraz bardziej tęsknił za tamtym miejscem i naprawdę chciał spotkać się ze swym ojcem. Niestety, król wysłał Rivena na pastwiska i mężczyzna miał wrócić dopiero za kilka wschodów słońca. Nie uśmiechało mu się siedzenie w pałacu i słuchanie rozmów służby, która tu i ówdzie krzątała się po komnatach. Wybrał się do stajni, by móc spędzić kilka chwil ze swoim koniem. Zarion zarżał na jego widok i dał się pogłaskać po chrapach.
– Pewnie miałbyś ochotę na przejażdżkę. Musielibyśmy poprosić kogoś, aby nam towarzyszył. – Wtedy, jak na zawołanie, usłyszał stukot ciężkich butów. Znajomy krok sprowadził uśmiech na jego twarz. Uśmiech, którego od rana nie potrafił przywołać.
– Panie, nie spodziewałem się ciebie tutaj o tej porze. – Galdor przystanął przy swym księciu.
– Uwierz, Yavetilu, że komnata bez mego męża staje się wyjątkowo pusta, nawet rankiem.
– Wróci do ciebie jak najszybciej, panie.
– Tak, wiem. Bardzo jesteś zajęty? – zapytał Aranel.
– Chętnie wybiorę się z tobą na przejażdżkę. Horfran – zawołał stajennego. Młody chłopak natychmiast pojawił się przy nich i ukłonił się. – Osiodłaj nasze konie.
– Ależ panie, nie wiem, czy to rozsądne – zaczął stajenny. – Zbliża się burza. Na północy już szaleje. Dowódco, wiesz, że w tej części świata ostatnia burza była jedną z najgorszych.
– Chmury są jeszcze daleko. Nie będziemy się oddalać od pałacu. Wrócimy przed ulewą. No chyba, że książę...
– Nie roztopię się – rzekł Aranel. Dlaczego traktują go, jakby był z cukru? Jechał w niejednym deszczu. Poza tym musiał zająć sobie czas. Zielarz wyjechał do syna, a on sam nie będzie zajmował się ziołami, które w większości były lekami. Gdyby je pomylił...
– W takim razie, Horfranie, osiodłaj nasze konie – rozkazał Yavetil.
Jeszcze nie wiedzieli, że w tej samej chwili nad pastwiskami, na które pojechał Riven, szalała jedna z najpotężniejszych burz. Taka, jakiej Antiri nie widziało całe dekady.

***


Po wysłuchaniu wszystkiego Leteno miał ochotę wyrywać sobie włosy z głowy. Linel nie był jego właściwym rodzicem. To znaczy był, ale go nie spłodził? Dlaczego mu tego nie powiedział?! Dlaczego ukrywał to przed nim? Macocha też.
– Dlaczego nie powiedział, że nie jestem jego synem?
– Byłeś nim i zawsze nim będziesz – powiedział Asmand, zaciskając dłoń na ramieniu chłopaka. – Nieważne, że cię nie spłodził. Wychował cię.
– Asmand ma rację. – Leteno nie był jego bratem z krwi i kości? Co to wszystko oznaczało? Jak teraz będzie? Erki usiadł obok Leto.
– Ale mogli mi powiedzieć.
– Widocznie uznali, że nie muszą.
– Linel bardzo szybko zapomniał o mojej mamie. Miałem miesiąc, a ożenił się z Tirettą.
– A żałobę nosił przez całe życie. Po prostu nie chciał być sam. Dlatego nie wypominaj mu, że zapomniał o twojej mamie. – Erkiran poczuł, że musi mu to powiedzieć. Słowa brata, nie umiał inaczej o nim myśleć, odczuł jak cios. – Nie oskarżaj mojego ojca, że zapomniał. Wiesz, że nigdy tego nie zrobił. Ale ty potrzebowałeś matki, a ojciec...
– Ej, spokojnie. – Leto złapał go za dłonie i docisnął do piersi. – Nie miałem nic złego na myśli. Dobra, przez chwilę miałem. Wiem, że cały czas myślał o mojej mamie, kochając również twoją. Jestem po prostu zdenerwowany tym wszystkim. Sądziłem, że nareszcie będziemy mieć spokój, a tu nie dość, że jeszcze nie schwytano tych morderców, to w dodatku pojawił się mój prawdziwy ojciec. I co ja mam teraz zrobić?
– Spotkaj się z nim. Powiedział, że dziś w południe będzie czekał na ciebie pod „Skrzydłami Łabędzia”. Znam się na ludziach i to dobry człowiek, któremu los odebrał twoją mamę i możliwość wychowania ciebie. Na twoim miejscu bym tam poszedł – poradził mu Asmand.
Tego potrzebował Leteno, popchnięcia do przodu. Jakiejś wskazówki, że nikt nie ma nic przeciw temu spotkaniu. Skinął głową i puścił ręce brata.
– Spotkam się z nim, ale co potem?
– Potem będzie jeszcze lepiej. – Uśmiechnął się Delreth, a Erki mógł widzieć tajemniczy błysk w jego oczach.
– Co ty kombinujesz? – zapytał.
– To, że teraz już nikt was, jak to mówicie, na stosie nie spali.
– As, ale pójdziesz ze mną?
– Pójdę, inaczej go nigdy nie znajdziesz. – Pocałował Letena w skroń. – Zobaczysz, będzie dobrze.
– Mam nadzieję.
– Co masz na myśli, że nikt nas na stosie nie spali? – Erki nadal przetrawiał wypowiedź kochanka.
– Zobaczysz, śliczny. Zobaczysz.

***


Galdor obserwował chmury i coraz bardziej mu się one nie podobały. Myślał, że mają więcej czasu, zanim burza tu dotrze, lecz ta szaleńczo pędziła ku nim. A może oni tu za długo byli? Powietrze już zrobiło się chłodne i smagało jego nagie ramiona.
– Chyba musimy wracać, książę.
– Też tak czuję. Ptaki przestały śpiewać. Wiatr się wzmaga i robi zimno. – Nagle poczuł, jakby coś rozrywało mu duszę. Pochylił się na koniu i złapał za klatkę piersiową.
– Panie, co się dzieje? – Podjechał do księcia i zatrzymał Zariona. Zeskoczył na ziemię. Aranel oddychał szybko. Pomógł mu zejść z konia. – Panie?
– Spokojnie, to tylko niepokój. Coś się stało. Coś się stało Rivenowi. – Wyprostował się, a w jego oczach lśniły łzy.
– Skąd to, panie, wiesz?
– Nie wiem. Ta burza już tam była, prawda? – Złapał Galdora za przód kamizelki. – Była tam?
– Stamtąd idą chmury i pioruny.
– Mam przeczucie, że jest źle. Muszę tam jechać. – Emocje nie pozwalały mu jasno myśleć. Przecież jechanie tam teraz w czasie szalejącej wichury, która już dosięgała ich swymi mackami, było samobójstwem.
– Panie, nie możemy tak wyruszyć. – Galdor przekrzykiwał wycie wiatru. – Książę Saeros jest doświadczonym mężczyzną. Przeżył niejedną burzę. Znajdzie sposób na ukrycie się. My musimy wracać, inaczej to nas dopadnie. Gdyby coś ci się stało, książę Riven umarłby ze smutku. Wracajmy i odczekamy w bezpiecznych murach.
– Ale ja... – Naprawdę czuł, że Riven potrzebuje pomocy.
– Może nie dotarł jeszcze na pastwiska i skrył się w jakiejś chacie.
– Wyruszył, zanim świt nastał. To był środek nocy. Na pewno tam już był. A gdzie się skryje na łąkach? – Wiatr mierzwił mu włosy, gwizdał w uszach, powiewał jego peleryną we wszystkie strony, a przez koszulę i cienkie spodnie docierał do skóry i mroził ją swym zimnem.
– Znajdzie sposób. Panie, wracajmy. – Nie martwił się o siebie, ale o księcia Adantina. Nic nie mogło mu się stać, nic. W końcu odetchnął z ulgą, kiedy młodzieniec wspiął się na zdenerwowanego Zariona i nareszcie mogli zawrócić do pałacu, mając nadzieję, że przeczucia księcia nie mają potwierdzenia w rzeczywistości.

***


Zamknęli za sobą drzwi gospody, tym samym odgradzając się od wichru. Wszystkie głowy gości tego miejsca od razu zwróciły się w ich stronę, ale po chwili każdy zajął się swoimi sprawami. Asmand odnalazł wzrokiem siedzącego po drugiej stronie sali Istinasa Sinbretha. Człowiek uniósł głowę i napotkał jego wzrok, a potem przesunął go na niższego chłopaka. Asmand widział, że Istinas chciał wstać i podejść, ale dał mu znak ręką, aby został. Sam pociągnął Letena w tamtą stronę i gdy obaj stanęli przed stolikiem, przedstawił ich sobie.
Młodzieniec patrzył na mężczyznę, który podawał się za jego ojca i nie wiedział, co powiedzieć. Po przedstawieniu go przez Asmanda usiadł obok kochanka.
– Dlaczego pan się tak na mnie gapi? – W końcu przerwał ciszę. Nie lubił, kiedy patrzono na niego, jakby był najcenniejszą rzeczą pod słońcem. No, Erkiran i teraz Asmand mogli tak patrzeć, ale wtedy ich wzrok i tak był inny. W tym była ciekawość i smutek. Przerażający smutek.
– Wyglądasz jak ja wyglądałem, mając tyle samo wiosen, co ty. Nie mam wątpliwości, że jesteś moim synem.
– Skąd ta pewność?
– Twojemu przyjacielowi nie pokazałem jednej rzeczy. Nie ufałem mu do końca. – Istinas sięgnął do wewnętrznej kieszeni swej kurty i wyjął medalion. – Były takie dwa. Twoja matka miała drugi. Dostała go w noc, kiedy się począłeś.
Gdyby Leto nie siedział, teraz na pewno by padł. Znał ten medalion, a raczej jego bliźniaczą wersję. Okrągły kształt z wygrawerowanymi inicjałami i sercami, był skromny, jednakże dla niego miał ogromną wartość. Dawno temu schował go głęboko w małej szkatułce, aby nie przypominał mu ciągle mamy, której nie znał.
– Znałeś ją.
– Znałem i kochałem Liliah. Z tej miłości począłeś się ty. Podejrzewam, że twój przyjaciel opowiedział ci moją historię.
– Tak, jednakże nie wiem, jak mogę ci ufać? Skąd mam mieć pewność, poza medalionem i tym, że wyglądasz jak moja starsza kopia?
– Nie możesz tego wiedzieć. Nie udowodnię ci nic więcej. Mogę tylko opowiedzieć ci o twojej mamie. O tym, jak bardzo cię chciała i kochała, mimo że byłeś maleńkim okruszkiem w jej łonie.
Broda Leteno zaczęła niebezpiecznie drżeć. On nie płakał, a jeśli już, to bardzo rzadko. Nie może teraz tego robić. Ale nie potrafił utrzymać niesfornej łzy. Otarł ją szybko. Asmand objął go, tak bardziej przyjacielsko i mógł poczuć od niego wsparcie. Był jeszcze taki młody, a tak dużo już się w jego życiu zdarzyło. Zawsze chciał być silny, nie poddawać się. Nieraz pokazywał pazury, opiekował się braćmi, ale czasami sam potrzebował, aby ktoś za niego pomyślał. Ktoś go przytulił i po prostu pokazał, że mu zależy. A teraz to opiekuńcze ramię mu to wszystko dało i poczuł się jak mały, zagubiony chłopiec, który tonął i któremu rzucono tratwę ratunkową, aby mógł porozmawiać ze swoim... ojcem. Nagle rozbrzmiał odgłos pioruna, jaki uderzył nieopodal. Pod dachem kamiennej budowli nie miał się czego bać, ale od razu przyszedł mu do głowy Erkiran. Miał nadzieję, że chłopak nadal jest w pałacu.

***


Erki siedział w pałacowej kuchni, a obok niego bawił się Kal. Zapisał go na nauki i chociaż miał dziś dzień wolny, to nie mógł wrócić do domu. Straż do końca wichury nie wypuszczała nikogo z pałacu. Obawiano się, że spadające gałęzie z drzew, uderzające wokół pioruny czy lecące obicia dachów mogą komuś wyrządzić jakąś szkodę. Myślami był przy Leteno, chciał jak najszybciej go zobaczyć oraz dowiedzieć się, czy ten cały ojciec naprawdę nim jest.
– Obsypałabym cię złotem, gdybym miała, chcąc poznać twoje myśli. – Iadil usiadła obok niego. Na jej palcu lśnił okrągły pierścień. Znak, że jest już żoną. Kilka wschodów słońca temu wzięła skromny ślub ze swoim narzeczonym. Uznali, że nie chcą dłużej czekać.
– Moje myśli są bezcenne. – Lubił tę dziewczynę, a rozmowy z nią zawsze mu pomagały.
– Phi – prychnęła. – Tak samo bezcenne, jak twoja niewinność.
– Ej, nie wysuwa się na powierzchnię intymnych zwierzeń. – Popatrzył na nią wilkiem.
– Już się boję. Masz szczęście, że jest tu twój brat. Czy on... – przerwała, gdy z dworu do kuchni doleciał tętent dwóch koni i jakieś nawoływania. – Co tam się dzieje?
Oboje podnieśli się z ławy i podeszli do okna. Ściana deszczu zasłaniała widok, więc Erkiran zostawił dziewczynę i brata w kuchni z innymi pracownikami, a sam wyszedł bocznymi drzwiami na dwór, uprzednio zarzuciwszy na głowę i plecy swój płaszcz, który nie przemakał. Kupił go za zarobione leity. Wyszedł na mały ganeczek przylegający do kuchni, a potem na plac, gdzie ujrzał wychodzącego ze stajni Aranela i towarzyszącego mu Galdora. Podbiegł do nich i chociaż książę był okryty jakimś kocem, sam narzucił na niego płaszcz.
– Proszę, panie, żebyś się nie przeziębił.
– Erki, a co ty będziesz miał?
– Ja zaraz zniknę w kuchni, a ty do głównego wejścia masz daleko.
– Możemy przejść kuchnią – powiedział Aranel. Co tam deszcze, wiatry, jego małżonek gdzieś tam jest. Obiecał sobie, że od razu, jak pogoda się poprawi, wyruszy na jego poszukiwania. Nawet, jakby potem Riven śmiał się z niego, że to zrobił. Lecz tak nie będzie, on po prostu czuł, że partner ma kłopoty.
Erki i Yavetil wprowadzili przemoczonego księcia wejściem kuchennym. W pomieszczeniu było bardzo ciepło, a służba, która spędzała tu bardzo często czas, zwróciła uwagę na przybyłych i odstąpili z drogi.
– Panie. – Agathe podbiegła do Aranela. – Zaprowadzę cię do twoich komnat. Natychmiast musisz się przebrać.
– Poczekaj. Erki, dziękuję za okrycie. – Oddał mu płaszcz i zaraz zwrócił się do Galdora. – Gdy burza się skończy, wiesz, co masz robić.
– Panie, ale im...
– Jestem twoim księciem i rozkazuję ci, abyś przygotował wszystko, co nam będzie potrzebne – powiedział pewnym siebie głosem. Nie chciał wykorzystywać swego autorytetu, ale to było konieczne. – Agathe, teraz możemy iść.
Erki patrzył za wychodzącym księciem, gdy poczuł, jak ktoś dźga go palcem w pierś.
– No co?
– Wytrzyj się. – Iadil podała mu ręcznik. – Siadaj przy palenisku, inaczej się rozchorujesz. – Popchnęła go w stronę wielkiego pieca.
– Dziewczyno, podaj tej gorącej głowie jakiś rozgrzewający napój – podpowiedziała kucharka, zaczynając kroić warzywa do sosu, jaki podadzą na kolację.
Ladrima usiadł przy ogniu i wyciągnął ręce w jego stronę, chcąc się ogrzać. Na zewnątrz zrobiło się tak zimno, jakby już nadeszła zima. Obok niego usadowił się Galdor. Chciał trochę obeschnąć, zanim pokaże się Terrikowi.
– O co chodziło z przygotowaniem wszystkiego? – Odważył się zapytać Erkiran.
– Książę ma przeczucie, że przez wichurę coś złego spotkało jego męża. Chce wyruszyć po niego na pastwiska.
– Kocha go, to zrozumiałe, że się martwi. Pan by nie wyruszył, gdyby narzeczony znalazł się w miejscu największego uderzenia burzy?
– Wiesz co? Mądry z ciebie dzieciak. – Potarmosił go po włosach, co spotkało się z oburzeniem Erkiego. – Wichura chwilę potrwa, ale po niej przygotuję kilku ludzi do drogi.
– Żaden ze mnie dzieciak – mruknął pod nosem chłopak i nadal wygrzewał się przy ogniu, mając nadzieję na szybki powrót do domu.

***


Rozmowa z panem Sinbrethem - Leteno nadal nie potrafił o nim myśleć, jak o rodzicu - przeciągała się, trwając do chwili, kiedy na horyzoncie wyszło słońce. Wichura przesunęła się w stronę mórz, zostawiając zniszczony swą mocą krajobraz. Połamane drzewa były głównym dowodem na to, co zaszło. Stojąc przed gospodą, klienci rozglądali się po okolicy, rozprawiając o tym, co napotykały ich oczy. Poniekąd Leteno też był zainteresowany sytuacją i jeszcze wczoraj dołączyłby się do tych ludzi, pomagając w uprzątnięciu konarów drzew, natomiast teraz większa część jego zainteresowania przeszła na ojca. Ten człowiek naprawdę nim był. Opowiedział o sobie wszystko. Okazało się, że gdy stracił pamięć, nie mógł już być żołnierzem i gdy tylko doszedł do siebie fizycznie, podjął pracę u sklepikarza. Potem ożenił się z jego córką i dorobił się niewielkiego majątku, który starczył mu w swoim czasie na godną starość. Miał kilka sklepów w Galradagu, nadal prowadził je z teściem. Nie był arystokratą czy jakimś bogaczem. Wiódł spokojne, proste życie. Życie, które do końca nie zostało spełnione, gdyż nigdy nie mógł być z kobietą swego życia. Leteno niejako wiedział, co znaczy kochać i nigdy nie móc być blisko tej osoby. Tylko jemu się udało zdobyć Erkirana i w prezencie dostał Asmanda, którego już z rąk nie wypuści. A Istinas Sinbreth zawsze będzie żył, mając w pamięci tylko jeden miesiąc z ukochaną. Dlatego Leteno nie mógł go odtrącić. Zaprosił mężczyznę na jutrzejszą kolację i liczył, że Erkiran nie zrobi mu z tego powodu awantury.
– To do jutra, chłopcze.
– Do jutra, Istinas. – Za wcześnie było, aby mówił do niego „ojcze”.

Razem z Asmandem wrócili do domu jakiś czas później, zastając na posesji bałagan. Na szczęście żadne z drzew nie poddało się wiatrowi i tylko nieliczne gałęzie były połamane. Z domu wyszedł Erkiran i przywitał ich wielkim uśmiechem.
– Sądziłem, że zasiedzicie się w tej gospodzie do rana.
– Zdążyłeś do domu przed tym chaosem? – zapytał Asmand, witając go pocałunkiem.
– Byłem w pałacu. Przyszedłem chwilę przed wami. Jak spotkanie? – Nie potrafił wytrzymać dłużej, taki był ciekawy tego spotkania.
– Wygląda na to, że nie jesteśmy braćmi, w każdym razie nie rodzonymi. Można nas uznać za przybranych i tyle. A to znaczy, że nie musimy się ukrywać. Asmand powiedział mi po drodze, że trzeba królowi zgłosić obecny status i moją zmianę nazwiska.
– Będziesz się nazywał Leteno Sinbreth? – Erki przepuścił ich w drzwiach.
– Jeżeli chcemy żyć tak, jak do tej pory przez ostatni czas, nie mogę nosić nazwiska Ladrima. Ale to niewielka cena za to, żebyśmy byli razem jako ktoś więcej. – Podszedł do Erkirana i objął go jedną ręką w pasie. – Nie stanie się to szybko. Na to trzeba czasu, ale wraz ze zmianą mojego statusu mogę wyjść na ulicę i cię pocałować. Co ty na to?
Zaskoczony wiadomością Erkiran wpierw nie wiedział, co zrobić. To o to chodziło rankiem Asmandowi. Posłał pierwszemu kochankowi zalotne spojrzenie, a temu drugiemu całusa w powietrzu.
– Co ja na to? To najszczęśliwszy dzień mojego życia. Jak wytłumaczymy Kalowi, kim dla siebie jesteśmy?
I to pytanie zawisło w powietrzu i nawet, kiedy Asmand objął ich obu, nadal odpowiedzi nie znali.

***


Czarne spodnie ze skóry, tegoż samego koloru lniana koszula z szerokim kołnierzem, a na to długa skórzana kamizelka z rozcięciami od ud do pasa i wysokie buty dodawały powagi i uroku Aranelowi. Książę przygotowywał się do podróży i wszelkie namowy, żeby został, nie pomagały. Prędzej denerwowały. Rozumiał, że był z natury delikatny, ale nie był słaby. Stał się mężczyzną, który kocha i chce jak najszybciej dowiedzieć się, czy jego partner jest bezpieczny. Niestety, coraz bardziej przekonywał się, że tak nie jest. Dowodem na to był samotnie powracający Anwar bez swego pana na grzbiecie. Adantin bał się coraz bardziej.
– Książę, twoja peleryna. – Agathe zarzuciła mu na ramiona wierzchnie okrycie podszyte futrem i spięła pod szyją. Martwiła się o niego oraz o księcia Rivena.
– Dziękuję, Agathe. Zaprowadź mnie na plac. Liczę, że dowódca Galdor wszystko przygotował.
– Tak zrobił, panie. On i kilku żołnierzy czekają na twoje rozkazy.
Wziął ją pod rękę i oboje udali się pałacowymi krużgankami na plac tuż przed koszarami. Aranel nigdy tu jeszcze nie był i wolał nie iść sam. Na miejscu panował hałas. Konie niecierpliwiły się, chcąc już wyruszyć, a żołnierze śmiali się z zapewne opowiedzianego żartu.
– Aranelu, na pewno chcesz do nich dołączyć? – Dante Elesnar, ujrzawszy swego szwagra, znalazł się tuż przy nim i służce.
– Na pewno, Dante. Ty zostań, opiekuj się żoną. Nie będę sam. Czy wszystko już gotowe?
– Tak. Zarion też jest już osiodłany. Właśnie Yavetil prowadzi go w twoją stronę.
– Doskonale.
– Chyba będziecie mieli towarzystwo w drodze – stwierdził Dante.
– Czyli?
– Hrabia Melisi chyba ma ochotę na małą podróż.
Aranel po tych słowach zaczął nasłuchiwać uważniej, co się dzieje.
– Yav, Aranelu, nie wyruszycie beze mnie. Też się martwię o Rivena. – Terrik poprawił trzymane w ręku juki.
– Chyba oszalałeś.
Słysząc te słowa od narzeczonego, Terrik gwałtownie odwrócił się w jego stronę.
– Jadę, bo inaczej śpisz w koszarach.
Zebrani żołnierze zaczęli się śmiać i żartować, że ich dowódca ma zamknięty dostęp do rozkoszy. Terrik nic sobie z tego nie robił. Chciał jechać i koniec.
– Ale to nie jest podróż dla przyjemności. Sam mówiłeś, że wolisz być w pałacu.
– Zmieniłem zdanie. Riven jest dla mnie jak brat, a kiedy powiedziano mi, że jego koń wrócił bez niego, to nie mogę siedzieć na miejscu i czekać.
– Być może tylko się spłoszył – dodał Dante.
– Sam wiesz, że Anwara nic nie płoszy – warknął Terrik do Dantego.
– Wiem. Maki, osiodłaj konia pana hrabiego.
Aranel nawet poczuł się lepiej, że będzie miał przy sobie Terrika. Przez ten długi czas zdążyli się zaprzyjaźnić. I gdyby to była zwykła podróż, cieszyłby się jak dziecko z towarzystwa, lecz teraz czuł w sercu trwogę. Miał wyruszać do Risran, a tymczasem jedzie szukać swego męża. Słyszał głosy, że niepotrzebnie się tak spieszy, ale on wiedział swoje. Nigdy się nie mylił i chociaż raz chciał, aby tak było.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum