The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 18:46:43   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Połączeni 21


Ogień w ognisku płonął żywo, dając nie tylko światło, ale i ciepło. Noce w Elros w porównaniu z Lorin były dość chłodne. Czterech mężczyzn siedziało skupionych wokół paleniska, a jeden z nich wesoło opowiadał historię swego życia, racząc się przy tym jakimś mocnym trunkiem, który wprowadzał go w stan upojenia. Oczywiście pełen uprzejmości nieznajomy najpierw chciał poczęstować swoich wybawicieli, ale ci odmówili mu i powiedzieli, żeby sobie nie przeszkadzał.
Asmand nadal bacznie go obserwował. Wiele razy był świadkiem sytuacji, kiedy złodziej udawał pijanego, a jego nowi kompani tracili czujność, budząc się rankiem bez leita przy duszy. Sądząc po zapachu tego, co mężczyzna pił, musiał to być trunek pędzony na ziemiach Losland. Zdarzyło mu się smakować mareo i obiecał sobie, że nigdy więcej tego nie skosztuje. Dwa dni umierał po wypiciu kilku łyków. Cóż, widać ten człowiek był już wprawiony w pochłanianiu trunku.
– Ja naprawdę panom jestem winien podziękowania – mamrotał człowieczek.
– Niech pan powie, dokąd się pan wybierał. – Riven napił się wody z bukłaka.
– Ja? Panoczki kochane. Przede mną daleka droga. Ojciec się zamartwia, że jego plan się nie powodzi. Mówiłem mu, że ja się tym zajmę, ale on nie zgodził się na to, mówiąc, że jestem głupi i nierozważny. Ale ja – przerwał, pociągając z glinianej butelki solidny łyk marea – taki nie jestem. Wiem, co robić. Niestety, tatuś wolał odnaleźć tego… jak mu tam... Człowiek nigdy nie przedstawiał się prawdziwym nazwiskiem. Można go było odnaleźć, szukając Szarego Wilka. Trunek się kończy.
Asmand drgnął i niepokój rozlał się po jego piersi. Czyżby sprawa okazała się prostsza niż przypuszczał?
– Chciał odnaleźć tego Szarego Wilka, po co? – Zawrócił mężczyznę na właściwe myślenie.
– Co? A tak, chciał go odnaleźć, żeby załatwił jakiegoś księcia. Dopiero niedawno dowiedziałem się, kogo. Niestety, ten człowiek do tej pory nic nie zrobił, a tygodnie mijają jeden za drugim. Zaproponowałem ojczulkowi, że się tym zajmę, już niejednego załatwiłem – mówił tak, jakby się chwalił. – Zgodził się i dostanę dom na własność, o ile zabiję tego...
– Szarego Wilka? – podpowiedział Yavetil, zaczynając kojarzyć fakty szczególnie łatwo, od kiedy patrzył na twarz Delretha.
– W Antiri posługuje się jakimś nazwiskiem. – Zmarszczył brwi, jakby usiłując sobie coś przypomnieć. Widać, że po pijanemu ciężko mu się myślało. – Nieważne. W każdym razie przygotowałem sobie wszystko, aby zabić tego kogoś i srebrnowłosego księcia.
Riven miał ochotę dopaść mężczyznę, zacisnąć rękę na jego gardle i wydrzeć z niego wszystko, co na ten temat wiedział, lecz Asmand odczytał jego intencje i powstrzymał go przed nierozważnym krokiem. Niczego się wszak nie dowiedzą, jeśli Riven go zaatakuje.
– Dlaczego twój ojciec chce zabić tego księcia? – spytał Delreth, wbijając w niego swe przenikliwe oczy.
– O to trzeba pytać ojca. Ale z tego, co podsłuchałem, chodzi o ziemię. Ma plany z kimś z Losland.
Riven poderwał się na równe nogi i odszedł od ogniska. Po chwili dołączył do niego Asmand.
– O ziemię? Chcą zabić Aranela, bo chodzi o ziemię? Ale co Aranel ma z tym wspólnego?
– Książę, wszystkiego się dowiemy już niedługo. Wątpię, by ten tu znał prawdę. Jak się postaramy i popędzimy konie, to gdy minie południe, wjedziemy do Noir. A ten człowiek będzie dobrym przetargiem w rozmowie. Ponadto dzięki niemu wiemy, że ten ktoś na razie wysłał swego syna, po nim będą inni. Dlatego nie ma co zwlekać.
– Tylko co zrobimy, jak poznamy prawdę? – zapytał Saeros, opierając się o drzewo.
– Nasza podróż jednak potrwa dłużej, jeżeli ktoś z Losland brał w tym udział. Pojedziemy do Quentar i poprosimy o audiencję u króla Margili. W sumie ty, panie. Ja jestem za bardzo znany w tamtej krainie.
– Tak? Czemuż to? Zabiłeś tam zbyt wiele osób? – zadrwił książę.
– Poniekąd. Pochodzę z Quentar.
– Jesteś Loslandczykiem – stwierdził. – Można się było domyślić po twoich rysach twarzy.
– Jestem. Wróćmy do ogniska. Chcę dowiedzieć się kilku rzeczy, zanim nasz pijaczyna zaśnie. – Nie czekał, aż książę pozwoli mu odejść. Przecież tutaj byli równi.

***


Mężczyzna przebudził się i skrzywił, chroniąc oczy przed ostrym światłem. Chciał się poruszyć, ale nie mógł. Otworzył więc oczy i stwierdził, że jest wczesny poranek, a polanę oświetlają promienie wschodzącego słońca.
– Obudziłeś się, doskonale. Możemy wyruszyć – syknął Riven, stojąc nad mężczyzną.
– Dlaczego jestem związany?
Riven obrzucił wzrokiem więzy, jakie leżący człowiek miał na rękach.
– Po ognistym wypitku masz bardzo długi język. – Dołączył do nich Asmand i szarpnął swoim niedoszłym zabójcą, by ten się podniósł.
– Kim wy jesteście? – zapytał przestraszony nowy przyjaciel.
– Pamiętasz Szarego Wilka? To ja – szepnął złowrogo Delreth, popychając go ku jego koniowi. Wcześniej wszelką broń ukrył u siebie.
– Jak to ty? – Potknął się o kamień i omal nie upadł.
– Jedziemy właśnie na spotkanie z twoim ojcem – poinformował go Yavetil, wskakując na swego konia. – Będziesz doskonałą kartą przetargową.
– Zobaczymy, jak dużo znaczysz dla swego staruszka. A tak w ogóle, to jestem Riven Saeros. Książę Saeros, mąż srebrnowłosego. I wiedz, że gdyby nie ten facet z czerwonymi włosami, już byś wąchał kwiatki od spodu. Nikt, podkreślam nikt, nie ma prawa podnieść ręki na mego małżonka! Jak to zrobi, będzie miał ze mną do czynienia! Wdrapuj się na swoją chabetę i wracamy do twego domu. Wybacz, ty wracasz z niemiłymi wieściami.
– Ależ panowie, możemy się jakoś dogadać. Rozwiążcie mi ręce. Sznury są za ciasne. Porozmawiam z ojcem i dam gwarancję, że nikt więcej nie ucierpi. – Płaszczyła się marna podróbka mężczyzny.
– Całe szczęście, jeszcze nikt nie ucierpiał, ale ty możesz być pierwszy. – As wyciągnął sztylet i przyłożył go do gardła skacowanego pijaczyny. – Wsiadaj na konia albo powleczemy cię za nim. Nadążysz galopem?
– Dobrze, panie, już dobrze. – Trzęsącymi się, związanymi razem dłońmi złapał za łęk, a stopę umieścił w strzemieniu, z trudem wspinając się na grzbiet zwierzęcia.
– Żadnych sztuczek, bo cię dopadnę i nie będziesz w stanie złapać oddechu, a pożegnasz się z życiem. Będziesz grzeczny, to dojedziesz cało do domu. – Delreth przesunął ostrzem po ubraniu mężczyzny. – Taki tchórz wyruszył, by mnie zabić? Podejrzewam, że ojciec wysłał cię tylko na przeszpiegi. Wróciłbyś, powiedział, co i jak, a potem prawdziwy zabójca zająłby twoje miejsce. Na szczęście nie dopuścimy do tego. Trzymaj się mocno.
– Ja... chciałbym na stronę.
– Lej w spodnie – powiedział Asmand i zostawił wystraszonego człowieka.
Po raz pierwszy Riven stwierdził, że cieszy się, iż jedzie u boku Delretha. Mężczyzna powstrzymał go przed niechybnym morderstwem i jest w stanie rozpoznać wszelkie zagrożenie. Zresztą Galdor pod tym względem też był bardzo dobry.

Jakiś czas później pędzili, ile sił w końskich nogach, aby jak najszybciej dotrzeć do Noir. Każda chwila jest ważna, żeby ochronić Aranela i poznać odpowiedzi na pytania, a tych zbierało się coraz więcej.

***


– Mój drogi chłopcze. – Zielarz traktował Aranela bardziej jak swego syna, a nie księcia. – Miłość rzadko kiedy przychodzi nagle. Czasami trzeba miesięcy, nieraz lat, ażeby się zbudziła.
Książę odłożył pęk suszonych ziół i zapytał:
– A skąd mam wiedzieć, czy ona jest, Haialdarze? Dla osoby, która zna uczucie, może łatwo jest ją rozpoznać, ale dla kogoś dopiero zapoznającego się z tą częścią życia przegapienie tego wydaje się możliwe.
Zielarz usiadł spokojnie przy swoim księciu. Wyraźnie rozpoznawał oznaki zaufania młodzieńca. Aranel potrzebował poczuć ojcowskie uczucia i odbyć ważne rozmowy.
– Wydaje ci się, że to przegapisz. Zaręczam, młodzieńcze, iż będziesz wiedział, co to miłość. Być może już wiesz. Zastanów się, co czujesz w chwilach, kiedy jesteś z mężem blisko. – Widząc postępujące rumieńce u Aranela, odkaszlnął. – Miałem na myśli samą obecność.
Adantin zakłopotany, że tak wyraźnie było widać, o czym pomyślał, wziął do rąk kolejne gałązki alqu, ziela leczącego przeziębienia, a następnie zaczął je związywać sznurkiem.
– Rozumiem, Haialdarze.
– Opowiem ci coś. Gdy byłem w twoim wieku, mój ojciec chciał, bym ożenił się z pewną szlachcianką. – Starszy mężczyzna powrócił do wieszania przy suficie przygotowanych już pęków roślin. – Nie chciałem tego. Sam miałem na oku inną pannę, ale nie miałem wyjścia. Ślub odbył się szybko, jako że nie byłem nisko urodzony, nikt się temu nie sprzeciwił. Oboje z małżonką nie lubiliśmy się. Częste kłótnie nie wróżyły dobrego związku. Mijały tygodnie, miesiące. Na świat przyszedł nasz pierwszy syn, teraz jest już dorosły, ma dwadzieścia trzy wiosny. Nawet nie wiedzieliśmy z małżonką, że zbliżamy się do siebie. Przebywanie razem sprawiło, że zaczęliśmy się szanować, przywiązywać do siebie, z czasem się pokochaliśmy. Dziś mamy siedmioro dzieci i dwoje wnucząt. Nadal, po tylu latach, kocham ją. Nie wiem, jakie moje życie byłoby bez niej, ale to nie ma znaczenia, na pewno tkwiłoby w martwym punkcie. Teraz jest dobrze i nie mogłoby być lepiej, młodzieńcze.
Aranel słuchał tego, będąc pewnym, że spędziłby życie samotnie. Nikt nie zechciałby ślepego księcia. Riven nie był zły. Z początku obaj traktowali się chłodno, ale teraz było coraz lepiej. Nie czuł już złości na ten cały pakt, jaki zawarli ich ojcowie, albowiem to dało mu szansę na coś, co jak sądził, że nigdy nie nastąpi. Przecież mógł trafić gorzej. Riven mógł być złym człowiekiem, traktować go jak rzecz. Chyba zacznie dziękować za niego bogom. Za zmianę, jaka się dokonała i prosić, żeby jak najszybciej do niego wrócił.

***


Mury Noir powitały ich kolorowym widokiem. Każda ściana budynku przyozdobiona była barwnymi rysunkami lub roślinnością. Riven słyszał z opowieści, że to bardzo różnobarwne miasto, lecz dopiero dzisiaj mógł się przekonać o tym na własne oczy. Gdyby był tu jego mąż, opowiadałby mu o tym, co widzi. Po ulicach krążyli uśmiechnięci ludzie, pozdrawiając się wzajemnie, jakby nie mieli trosk.
– Tu jest tak zawsze, Ermoth? – Udało im się wydrzeć od niedoszłego zabójcy, jak ma na imię.
– Jest. Udają, że życie wśród kolorów będzie łatwiejsze. Sądzą, że wielobarwne spódnice kobiet, mury i męskie koszule przyciągną gości, którzy przyjadą się tu zabawić i zostawić leity.
– Widzę, że mają rację, patrząc na wielu przechodniów. Widzę nawet Kavorczyków. Ich długie nosy i spiczaste uszy ciężko przegapić.
– Są też Iensaurczycy, ludzie gór – dodał Asmand.
– O tak, są. Oni zostawiają najwięcej kruszcu. Noir to zbieranina różnych osobowości. Miasto przygraniczne. Wychowałem się tutaj, więc wiem – powiedział Ermoth z dumą, jakby zapominając, że jest więziony przez trzech mężczyzn.
– Powiedz lepiej, gdzie znajdziemy twego ojca i nie kłam, o ile ci życie miłe – odezwał się Galdor, a dla podkreślenia ostatnich słów położył dłoń na rękojeści krótkiego miecza.
– Musimy dojechać do rynku, panie, a potem powiem, co dalej.
Ludzie schodzili im z drogi, kiedy konie stąpały po kocich łbach trochę zmęczone długą drogą, wszak od rana mieli tylko jeden postój. Niektórzy ciekawie patrzyli na podróżnych, inni wyglądali, jakby wywęszyli nowy zarobek, ale byli i tacy, którzy nie zwracali uwagi na nowych, będąc już przyzwyczajeni do obcych.
Rynek okazał się wielkim placem, pośrodku którego stały przekupki z bukietami kwiatów i nawoływały do ich kupna, obiecując, że tanio sprzedadzą swój towar.
Yavetil pomyślał o dniu, kiedy dał Terrikowi kwiaty i oświadczył mu się. Nie mógł się doczekać ich ślubu. Jak wróci, od razu zaciągnie go do króla i poinformuje oficjalnie władcę o planach.

Ermoth poprowadził ich uliczkami kawałek poza miasto do miejsca, gdzie swoje domy mieli bogaci mieszczanie. Każdy z nich zbudowany z kamienia był bogato ozdobiony i wyglądało na to, że poszczególni właściciele domostw walczyli w tym względzie ze sobą. Riven nie rozumiał tego, ale i nie komentował. Jedyne, co go interesowało, to spotkanie z człowiekiem, który kazał zabić jego męża.
Zatrzymali się na podwórzu przed budynkiem otoczonym kwiatami, które ustawione były w szerokich donicach wzdłuż ścian. Z pewnością były pod opieką kobiety, którą mogła być pani domu lub służąca. Podróżnicy z Lorin nie wątpili, że nie ma tu służby. W takich domach zawsze była.
– Ojciec jest w domu – powiedział Ermoth, wyglądając na bryczkę, którą jeździł jego rodzic.
– Doskonale. Wejdziesz i przedstawisz nas jako zainteresowanych kupnem tego domu lub po prostu tam wejdziemy. – Asmand miał na głowie kaptur, bo nie chciał, aby mężczyzna zbyt wcześnie go rozpoznał. – Nie zdradź się niczym, inaczej wiesz, co ci grozi. Chcemy z twoim ojcem porozmawiać bez służby, twojej matki i innych świadków.
– Wejdźcie, panowie. – Drżącymi dłońmi otworzył drzwi, zapraszając niechcianych gości do środka. Zaraz na ich powitanie przyszedł służący, z trudem ukrywając zaskoczenie widokiem przybyłych podróżników.
– Galdi, gdzie jest mój ojciec?
– Jak zwykle w swoich komnatach, paniczu. Pana mama wybrała się do przyjaciółki.
– Musimy porozmawiać z moim ojcem, nie przeszkadzaj nam.
– Dobrze, paniczu.
Asmand uważnie obserwował otoczenie. Nikt po domu się nie kręcił poza tym służącym, co im sprzyjało. Poszedł za pozostałymi towarzyszami, już uśmiechając się w duchu na wyraz twarzy mężczyzny, który go wynajął.

***


Trudno mu było wytrzymać kolejny dzień bez Asmanda. Przez ten krótki okres przyzwyczaił się do niego. Tym bardziej, że serce na samą myśli o nim szalało w piersi. Wcześniej nawet nie pomyślał, że znajdzie się ktoś taki w jego życiu. Asmand był piękny, cudowny i doskonale się kochał. Nie, żeby Erki miał jakieś doświadczenia w tym względzie. Po prostu był to dla niego mężczyzna idealny, pomimo licznych wad.
Szedł sobie ścieżką po królewskich ogrodach i błądził oczami oraz myślami w obłokach. Nie zwracał uwagi na pracujących ogrodników, dopóki na jednego nie wpadł.
– Uważaj, chłopcze, jak chodzisz! Podepczesz kwiaty i przy okazji mnie zabijesz! Kim ty w ogóle jesteś?! – Ogrodnik, mężczyzna w sile wieku, naskoczył na Ladrimę. – Uważaj, bo zawołam straże.
– Aaa... ale ja tylko przechodziłem, przepraszam. Nie ma co się rozjuszać.
– A kto tu się rozjusza?! To ty włazisz, gdzie...
Nieopodal siedzący na ławeczce Aranel usłyszał wrzaski, wziął swój kij i skierował się w stronę głosów. Jeden rozpoznał i gdy głosy były już blisko, odezwał się:
– Co tu się dzieje?
– Panie, wybacz, ale ten młodzik...
– Kim ty jesteś? – zapytał nieznajomego Adantin.
– Ogrodnikiem, jednym z kilku, książę. Ten młodzik chciał zdeptać kwiaty...
– Nie chciałem nic deptać – wtrącił Erkiran. – Szedłem ścieżką, zamyśliłem się i wpadłem na tego człowieka. Przeprosiłem, a ten na mnie wrzeszczy.
– Erkiranie, dotrzymaj mi towarzystwa, a pan niech wraca do pracy i będzie uprzejmy w stosunku do innych – powiedział twardo książę. Czując, że Erki stanął u jego boku, zwrócił się do niego: – Mam nadzieję, że masz czas.
– Mam, dopóki mnie nie zawołają. Zrobiłem, co miałem zrobić, a że nikt nie zabraniał mi przebywania w ogrodach, wybrałem się na przechadzkę, więc z radością dotrzymam ci towarzystwa, panie.
– Jak podasz mi swoje ramię, przejdziemy się w stronę stawu. Bez swojej osobistej służki nie chodzę tam, łatwo się potknąć.
– Ze mną czujesz się bezpiecznie, panie? – Podał mu swoje ramię.
– Odnoszę wrażenie, że mogę ci ufać. Poza tym, łączą nas nasi panowie.
– Właśnie jeden z nich był obiektem moich myśli.
– Pan Delreth. Przyznam, że wzbudza mój niepokój. – Aranel uśmiechnął się nieśmiało. Szli wolno, delektując się przestrzenią, jakiej księciu nie dawały pałacowe mury. Odnosił wrażenie, że w Erkim zaczynał odnajdywać bratnią duszę.
– Mój też wzbudzał. Wiem, kim jest i mam nadzieję, że nie będzie już tego robił. Asmand jest bardzo tajemniczy i może pewnego dnia dowiem się, dlaczego zaczął zabijać. Poznam jego przeszłość.
– Nie pytałeś?
– Nie było czasu. Właściwie to pierwszy raz kochaliśmy się tej nocy, w której powstrzymałem... – urwał i zawstydzony spojrzał na Aranela. – Przepraszam. Przy tobie, książę, rozwiązuje mi się język.
– Dobrze mieć z kim porozmawiać. – Czyli Erkiran też ma za sobą intymne doświadczenia, a tylko on... nie liczył tamtej nocy bólu, ani ostatniej, kiedy Riven... Ponownie poczuł gorąco na policzkach. Musi przestać myśleć o takich rzeczach i nauczyć się nie być tak zawstydzonym. Riven powiedziałby, że jest słodki.
Erkiran z zafascynowaniem patrzył na księcia. Jego mąż ma szczęście, mając u boku kogoś tak pięknego. Pokryte czerwienią policzki, lśniące włosy i promieniejąca twarz dodają mu wyglądu anioła. Jest księciem, a rozmawia ze mną, jak z równym sobie. Nie ma nic cenniejszego, kiedy przyszły król ma dobre serce. Był dumny z siebie, że uratował mu życie.
Spacerowali jeszcze długo, rozmawiając, głównie o trójce mężczyzn, którzy wyruszyli w daleką drogę. Obu połączyła tęsknota za partnerem.

***


Mężczyzna z siwiejącymi włosami podniósł na nich pytający wzrok, gdy weszli do dużego pomieszczenia służącego za gabinet. Odłożył pióro i zapytał:
– Ermoth, kim są ci ludzie?
– Tato, ja... Oni są... – zacharczał, kiedy ręka Galdora przystawiła mu sztylet do szyi.
Widząc to, gospodarz zerwał się zza biurka i cofnął.
– Co tu się dzieje?! – krzyknął.
– Proszę nie krzyczeć, o ile nie chce mieć pan tu kilku trupów. – Asmand wystąpił na przód i zdjął kaptur, jego zimny wzrok przeszył mężczyznę lodem. – Poznaje mnie pan, prawda? Miał pan okazję zobaczyć moją twarz jako jedyna z osób, od których przyjąłem zlecenie.

Asmand stanął przed swym nowym „pracodawcą” z zasłoniętą twarzą przez nieodłączny kaptur chroniący w znacznej części jego wygląd.
– Natrudził się pan, żeby mnie znaleźć. Czyżbym miał pozbawić życia kogoś bardzo ważnego? Może ktoś pana okradł, a może grozi panu.
– Nie będę rozmawiał z kimś, kogo twarzy nie znam.
– Dla swego bezpieczeństwa zawsze ją skrywam. Moja praca nie polega na zwykłych obowiązkach. Zabijam i nie ma w tym nic, czym mogę się hołubić. Robię bardzo złe rzeczy. Rzeczy, za które czeka mnie śmierć lub wieczność w więziennych lochach – powiedział Asmand.
– Ty widzisz mnie, jak chcę widzieć ciebie. Jestem wpływowym człowiekiem, jedno moje słowo i nie istniejesz.
– Jedno moje pociągnięcie ostrzem i okryje cię ziemia, panie.
– Wiem, kim jesteś, skąd pochodzisz. Wiem, kim była twoja pierwsza ofiara. Wiem, że miałeś brata. I wiem, gdzie się przez jakiś czas wychowywałeś. Musiało tam być bardzo ciężko, prawda? Chciałbyś trafić w podobne miejsce? Pokaż twarz, inaczej mój krzyk zaalarmuje moje straże i pożegnasz się z wolnością.
Asmand wiedział, że mężczyzna to zrobi. Nie da rady kilku ludziom, pomimo swego wyszkolenia w walce. Sama myśl o zamknięciu paraliżowała go. Ten człowiek i tak poznał jego prawdziwą tożsamość, więc ujrzenie jego twarzy nic nie zmieni. Sięgnął do materiału okrywającego głowę i zsunął go na szyję.


Delreth otrząsnął się od tego wspomnienia dość szybko. Przechylił głowę, nie spuszczając wzroku z przestraszonego człowieka.
– Wyraźnie widać, że pan się boi. Dlaczego? Był pan taki odważny? A już wiem, chodzi o Ermotha? Spotkaliśmy go w drodze do Noir. Wszak, że on jechał do Antirii, nie ma tu znaczenia. – Zaczął przechadzać się po komnacie. – Postanowił zawrócić i nas ugościć.
– Czego chcesz i kim oni są? – zapytał gospodarz.
Riven, powstrzymując chęć mordu, wystąpił do przodu.
– Książę Saeros. Mąż mężczyzny, na którym miał zostać wykonany twój wyrok, człowieku.
Oczy starszego mężczyzny rozszerzyły się w szoku.
– Ale ja nic...
– Masz pecha... Właściwie jak się nazywasz? – spytał Saeros.
– Michgon. Perdun Michgon – odpowiedział.
– Perdun, powiesz nam po dobroci, dlaczego mój mąż miał zginąć, czy mamy sprawdzić, jak długo twój syn wytrzyma ból, jaki niewątpliwie go spotka? Nie oszukujmy się, ale ściąganie żywcem skóry trochę boli.
– Tato, nie pozwól im.
– Zamknij się – warknął Galdor.
Asmand był pod wrażeniem słów Rivena. Sam Michgon na nie zadrżał. Przemierzył pokój i schwycił mężczyznę za jego szaty. Rzucił go na krzesło wyściełane drogim materiałem i pochylił się nad nim.
– Słyszałeś, co książę z Lorin powiedział? Dlaczego i kto kazał ci to zrobić? Nie wydaje mi się, by mieszczanin miał cel w pozbyciu się księcia Aranela – zawarczał Delreth.
– Nic nie powiem. – Wtedy rozległ się krzyk Ermotha, któremu Yavetil naciął na szyi skórę, a po niej popłynęła stróżka krwi.
– Tato, powiedz im.
Mężczyzna zacisnął zęby, przesuwając wzrokiem od Asmanda do syna i z powrotem.
– Nic wam nie powiem!
– Powiesz. Wiesz, kim jestem – szepnął groźnie zabójca.
– Małym szczurem, który nie potrafił zamordować głupiego księcia.
Słysząc te słowa Riven odepchnął Asmanda i dopadł siedzącego mężczyznę. Zacisnął mu rękę na chudej szyi, dusząc go.
– Pożegnasz się z życiem, jeżeli nie wyjawisz prawdy.
Perdun Michgon tym razem przeraził się nie tyle słów i tej ręki, ale oczu księcia. Pałały tak wielką nienawiścią pomieszaną z wściekłością i obiecywały ciężką oraz bolesną śmierć. Czuł, że zaczął się dusić i złapał za dłoń Rivena, chcąc ją od siebie odciągnąć.
– Będziesz mówił? – zapytał i puścił go dopiero, jak ten z trudem kiwnął głową.
– Wielu nie chciało, żeby Lorin i Elros się połączyły w jedną krainę – zaczął mówić mężczyzna, dotykając ostrożnie swojej szyi. - Szlachcice i właściciele ziemscy nie chcą tego, gdyż wtedy rządy obejmie bogatsza kraina. Pod rządami Lorin będziemy musieli oddać swe prawa do ziemi im. Nie chcemy tego.
– Kłamiesz! Każdy głupi wie, że nawet połączenie krain nie zabiera ziem mieszkańcom. Wręcz przeciwnie, nowe traktaty pozwalają na jej zakup w dotąd niedostępnej krainie – powiedział Riven. – Znam prawo. Nie na darmo król ojciec uczył mnie wszystkiego. Nie wierzę, że o to chodzi. Kto ci tak kazał mówić?!
Mężczyzna nie odezwał się, a wtedy Asmand podszedł do Ermotha i odebrał go z rąk Galdora. Podprowadził syna gospodarza przed oczy ojca, uderzył Ermotha tak mocno, że ten upadł na drewnianą podłogę.
– Zostawcie go!
– To mów prawdę! Inaczej twój synek zostanie kaleką, o ile przeżyje! – Rozjuszony Delreth miał już dość zabawy. Był głodny, zmęczony i stęskniony za Erkim.
– Tato, powiedz im! – wystękał nosowo Ermoth, trzymając się za złamany nos.
– Wszystko ukartował pan z Saruy, z Losland! – padła odpowiedź.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum