Brudno, zimno i ciemno, nie wspominając już o brzydkich zapachach. Tak Terrik określał celę, w jakiej się znalazł. Dzielił ją z jakimiś dwoma typkami spod ciemnej gwiazdy, staruszkiem, który mówił do siebie oraz szczurami. Nie wiedział, czyje towarzystwo bardziej woli. I to był areszt? To podchodziło pod więzienie w lochach, w jakich odbywali karę mordercy i gwałciciele. On liczył na coś lepszego. Zwykła mała cela w budynku strażniczym nad ziemią, nie pod nią. Za co tu jest? Za to, że obraził tego przeczulonego na swoim punkcie ministra? Przecież powiedział prawdę. Miał spędzić tu noc? Wiedział, że nawet, jak posłaniec dotrze do stolicy, to i tak nie dostanie się do Rivena o tej porze. W najlepszym wypadku zrobi to rano, w najgorszym... Nie, każdy był najgorszy. Siedzenie tutaj choćby chwilę zakrawało na potępienie.
- A paniczyk co się tak nami brzydzi? - zagadał jeden ze współwięźniów. - My nie z takich, co to lubią się zabawić z nowymi.
- Ale ubranie mógłby nam darować, co, Griwan? - odezwał się drugi. Leżał na starej pryczy pod kocem tak brudnym, że Terrik wolał nawet nie myśleć, co na nim mogło być.
- Ubranie jest moje i darujcie sobie tę gadaninę. - Siedział w kącie, jak najdalej od nich, na drewnianej ławeczce. Niech już będzie rano.
- A za co paniczyk tu siedzi? I to w najgorszej celi? - zapytał ten pierwszy, Griwan.
- Za nazwanie głównego ministra rozleniwionym knurem.
- Ha ha ha, toż to prawdę powiedziałeś, paniczyku. Ale za publiczne obrażanie kogoś takiego jak on ponosi się karę. - Śmiał się Griwan.
- Nie mówiłem do niego.
- Nieważne. On wszędzie ma swoich szpiegów. Jest głupi i przeczulony na swoim punkcie.
- Przestaniecie w końcu gadać?! - krzyknął ktoś z sąsiedniej celi. - Ludzie chcą spać!
- Dobra, dobra, nie obruszaj się tak! - odkrzyknął ten oprych, co leżał.
Terrik zamknął oczy i oparł głowę o lodowatą ścianę. Chciał się przytulić do kochanka. Być przy nim. Czuć jego zapach. Wyobraził go sobie. Być może to zagłuszy ten tutejszy smród zgnilizny i nie tylko. To będzie długa i ciężka noc. Ciekawe, czy tylko dla niego.
***
Niepokoił się o Terrika. Pierwszy raz zdarzyła im się taka sytuacja. Powinien był zatkać mu usta, a nie pozwolić wykrzykiwać obelgi. Terrik był wyjątkowo rozdrażniony. Zapamiętają sobie to doświadczenie. Następnym razem bardziej przypilnuje kochanka.
Yavetil obmył się w misce z wodą, po czym posmarował maścią bliznę. Dla niego samego ta noc będzie ciężka. Nie każdej nocy byli razem. Ale nawet wtedy wiedział, co się dzieje z Terrikiem. Teraz mężczyzna był gdzieś tam w budynku strażniczym, za kratami. Chciał go zobaczyć i przekazać wiadomość o posłańcu, lecz nie wpuszczono go. Otrzymał wyjaśnienia, że wszelkie wizyty są tylko do południa. Pozostaje mu mieć nadzieję, że ukochany ma godziwe warunki. Przecież areszt to nie więzienie. Położył się na łóżku, na którym kilka godzin wcześniej kochali się. Nie zaśnie tej nocy, tylko będzie odliczał czas do nastania poranka. Powziął też pewne decyzje co do przyszłości.
***
Trzęsącymi się dłońmi nałożył na nagie ciało nocną koszulę. Wokół niego unosił się zapach jaśminu. Cała jego skóra tak pachniała. Opuścił łaźnię, wiedząc, że jego męża nie ma w komnatach. Zostawił go samego, a sam poszedł wziąć kąpiel w swojej dawnej łaźni. Podszedł do toaletki i wziął z blatu szczotkę. Ostatnio czesała go Agathe, ale teraz zamierzał sam to zrobić. Rozczesał swoje włosy starannie, pasmo po paśmie, to go uspokajało. Po zakończeniu czynności wsunął się do łoża. W tej chwili Aranel nie wiedział, co tak do końca czuje. Podenerwowanie na pewno, ale mieszało się z tym podekscytowanie. Pozwoli posiąść się mężczyźnie. Przecież tego pragnął, odkąd potrafił rozróżnić potrzeby. Co prawda, obudziły to w nim książki, ale tylko wtedy, kiedy mówiły o miłości dwóch mężczyzn, odczuwał wyjątkową przyjemność z ich słuchania. W innym wypadku nic nie czuł. Nie wstydził się Kareny ani ona tego, co mu czyta. Nie każda zawierała tylko opis uczucia. Z tego też wiedział, na czym polega połączenie dwóch mężczyzn w łożu. Chciał, żeby Riven był zadowolony z tej nocy. Pomoże mu w tym, o ile mąż mu na to pozwoli. W głowie miał fragmenty tamtych książek i postara się zastosować do opisów.
Jego myśli zostały przerwane, gdy usłyszał skrzypienie głównych drzwi, a po tym ciche kroki męża. Nauczył się je rozpoznawać. Mógł nawet stwierdzić, że są stawiane ostrożnie, jakby z napięciem. Mężczyzna chodził po komnacie, najwidoczniej gasząc świece, gdyż w pokoju zaczął unosić się zapach dymu z dymiących się knotów.
Nie chciał, by światło się paliło. Pragnął ciemności. Oczywiście mógł zasłonić kotary wokół łoża, lecz nie lubił tego. Aranel czekał na niego, jak obiecał, a on denerwował się coraz bardziej. Przed przyjściem tutaj jeszcze raz przeczytał tomik. Czuł się tak, jakby miał mieć ważny egzamin. Jeden z tych dotyczących sprawności i wiedzy, jakie zdawał po naukach przez osobistego nauczyciela. Gdy mu nie stanie, wyobrazi sobie kobietę i... Nie, to by było oszustwo. Jedna noc i ostatnia zarazem. Ostania świeca zgasła za jego pomocą.
Podszedł do łoża. Zsunął z ciała płaszcz kąpielowy. Pod nim był nagi. Nie zakładał tych, jego zdaniem, babskich koszul. Położył się przy mężu, wcześniej kładąc obok to dziwne mazidło mające im pomóc. Wyczuwał ciepło drugiego człowieka. Wysunął rękę w stronę Aranela. To tylko dotknięcie. Już to robił. Co prawda, to była tylko dłoń, ale czy jest jakaś różnica? Przeklinał siebie, że pogasił wszystkie świece. Teraz nie wiedział, czego dotknie. I jak na zawołanie chmura, która przysłaniała księżyc, odpłynęła, a okrągła tarcza rzuciła światło na sypialnię. Riven mógł wtedy dojrzeć zarys ciała swego męża i podziwiał go, że ten tak dobrze poruszał się w ciemności. On nie umiał. Wolał światło. Przysunął się bliżej. Dłoń spoczęła na klatce piersiowej Aranela i mógł wyczuć, jak szybko bije mu serce.
- Chcę, byś wiedział, że to, co się stanie, będzie miało miejsce tylko dzisiaj.
- Wiem, Rivenie. - Obrócił się twarzą do niego. - Wiem też, jak bardzo ta sytuacja jest dla ciebie trudna. Dla mnie też, ale postaram się ci w tym pomóc. - Sam przesunął dłonią po jego ręce i dotarł do... nagiego ramienia. Wyczuwając, że mąż nie ma nic przeciw, zrobił to samo kilka razy, a potem dosięgnął jego boku. Wyobraźnia, że Riven jest całkiem nagi, zaczęła działać.
Z aprobatą przyjął inicjatywę Aranela i sam zaczął naśladować jego ruchy. To przecież to samo, jak z kobietą. Pieszczoty i tak dalej po to, żeby rozgrzać ciało. Poradzi sobie. Przysunął się jeszcze bliżej, tak, że mógł bez problemów sunąć dłonią po jego plecach i pochylić się do jego szyi. Mężczyzna pachniał smakowicie. Czy mógł go pocałować? Tylko tutaj, nie w usta.
Podobało mu się to, ten dotyk, a teraz pocałunek. Czy to był pocałunek? To coś było tak delikatne, ulotne, a zarazem sprawiło, że Aranel zadrżał. Może będzie tak, jak pragnął, by mu było z mężczyzną. Zdecydował się na kolejny krok i trącił nosem jego szyję. Riven miał bardzo gładką skórę. Męską i gorącą. Widział to palcami. Chciałby zobaczyć jego twarz, ale najpierw ta skóra go kusiła. Jego męskość budziła się między nogami. Nigdy nie odważył się tam dotykać w taki sposób, aby było przyjemnie. Zazwyczaj znosił te przyjemne katusze, gdy ciało samo się rozpalało lub nocne sny je budziły, z cierpliwością. Czy dziś po raz pierwszy jego ciało rozerwie to, do czego ludzie tak dążyli? Nie umiał przyznać się do tego mężowi. Do swojej wręcz całkowitej niewinności. Powiedział tylko jedno:
- Nigdy z nikim nie byłem. - Policzki oblały się gorącem.
Riven to wiedział. Będzie pierwszym kochankiem i nie wiedzieć czemu, ucieszyło go to. I nie tylko to. Jego ciało reagowało na posuwiste ruchy ręki Aranela po jego plecach, boku. Coś, co powinno go brzydzić, zaczynało mu się podobać. Miał się z tego cieszyć? Nigdy nie pragnął mężczyzn, a teraz robił się powoli twardy, leżąc obok męża. Martwił się, że mu nie stanie, więc jeden problem z głowy. Ale pojawiały się nowe. Podoba mu się to i to go niepokoi. Dlaczego podoba? Na szczęście odsunął, choć na chwilę, te myśli. Wsunął rękę głębiej pod okrycie i uniósł mu koszulę. Ponownie poczuł drżenie ciała Aranela, który wtulił nos w jego szyję. Byli tak blisko siebie, że doskonale czuł jego penisa na swoim brzuchu. Dłonią zbadał jego udo, kierując się wyżej ku pośladkom.
Nie powstrzymał jęku, kiedy ręka Rivena objęła jedną z półkul i ścisnęła. Mocniej do niego przywarł, wstydząc się tych pierwszych kontaktów. I nie wiedział, czego bardziej. Dotyku na pośladkach czy członka męża tak blisko? Miał go dotknąć? Nie wiedział. Teraz to wszystko nie wydawało się tak proste, jak w książkach. A do tego wiedział, gdzie ten penis się znajdzie. Zaczął panikować, co objawiło się w jeszcze cięższym oddechu. Niestety, Riven odebrał to trochę inaczej. Był pewny, że mąż jest tak bardzo podniecony, że mogą przejść do następnego etapu. Właściwie muszą przejść. Czym prędzej będą mieć go za sobą, tym prędzej on się uspokoi. To nie może mu się podobać!
- Odwróć się na brzuch - szepnął mężowi do ucha. Włosy Aranela popieściły mu twarz. Były miękkie, idealne.
Adantin zrobił to bez oporu i zacisnął pięści na prześcieradle. Panika ustąpiła tak szybko, jak się pojawiła. Będzie dobrze. Ciało pomimo tego, co się działo chwilę temu, nadal reagowało tak, jak powinno. W kroczu było niesamowite wręcz napięcie i jak jeszcze otarł się przy obracaniu o pościel, jęknął.
Riven uniósł mu biodra w górę i podciągnął koszulę na plecy. Krągłe pośladki, jakie wyczuwał dłonią, robiły na nim piorunujące wrażenie. Żadna z jego kochanek takich nie miała. Mięśnie wyćwiczone na konnej jeździe były twarde jak skała. Uklęknął za nim i wziął smarowidło. Musiał się po nie pofatygować do medyka. Co za wstyd. Mógł poprosić wcześniej Terrika o coś takiego. Miał tego dużo. Odkręcił słoiczek i śliską substancję nabrał na palce. Rozsmarował ją na nich. To, co miał zrobić, podobno było bardzo ważne przy pierwszych kontaktach.
Drgnął, gdy coś śliskiego, acz nie tak dużego jak członek, dotknęło go pomiędzy dwoma półkulami. Pieściło go ostrożnie wokół tego punktu i gdy zaczynało mu się podobać, to coś wsunęło się do środka. Jego ciało zareagowało tak, jakby chciało usunąć intruza z siebie. Zacisnęło się mocno.
- Podobno partner na dole musi się uspokoić. To tylko mój palec - przemawiał cicho Riven. Miał jakąś taką wewnętrzną potrzebę, aby do niego mówić.
- Spróbuję - na szczęście nic nie bolało. Byłoby lepiej, gdyby mężczyzna był blisko, tak jak wcześniej, ale nie zamierzał o to prosić. Powolne tempo poruszającego się w nim palca sprawiło, że po lekkim dyskomforcie przyzwyczaił się do tego. Nawet zaczęło mu się podobać. Ciało zaczynało mu płonąć. Westchnął ciężko i wypiął się bardziej. To, co się z nim działo, było dobre. Nagle dołączyło do jednego palca coś jeszcze i to zabolało. Przyjemność ulotniła się jak poranna mgiełka. To było zdecydowanie za szybko dla niego, ale cierpliwie poczekał, aż odczuje to, co przed momentem.
Riven poruszał w nim palcami tak, jakby już tam miał swój członek. Nie mógł się już doczekać. Dla niego to było dziwne. Aranel był taki ciasny. Już widział, jak go to ciało obejmuje dokładnie z każdej strony. Wsysa w siebie. Był bardzo twardy. Chciał się tam znaleźć. Nie potrafił czekać. Drugą dłonią posmarował swego penisa i gdy mąż reagował pozytywnie na niego, wysunął dwa palce. Rozsunął bardziej jego nogi i uniósł wyżej biodra. Aranel leżał teraz z klatką piersiową przyciśniętą do pościeli, a jego brzuch był uniesiony nad nią wysoko. Saeros przystawił główkę niemałego penisa - czasami kobiety narzekały, że jest za duży - do dziurki męża. Rozsunął sobie jeszcze wejście kciukiem i pchnął, nie mogąc się doczekać tej ciasnoty. Główka weszła bez problemu, pchnął dalej do końca, a Aranel wydał jęk bólu, którego on nie słyszał, ogłuszony nagle rozlewającą się po ciele przyjemnością.
Zacisnął zęby na poduszce. Bolało. Za bardzo. Nigdy nie czuł takiego bólu. Był dosłownie rozrywany. Ponownie chciał pozbyć się intruza, który mu to robi. Nie chciał go w sobie. Nie tak, nie teraz, nie tak to sobie wyobrażał. Całe ciało było na „nie”. Członek wsunął się w niego szybko, rozpierał boleśnie, poruszał, nie dając mu odpoczynku, chwili na przyzwyczajenie się. Chciał cofnąć biodra, ale silne ręce zacisnęły się na ich i nie puściły. Niech to się skończy. I czym bardziej wpadał w popłoch, tym mocniej bolało. Z oczu wypłynęły mu łzy i nie powstrzymał szlochu.
- Przestań! - krzyknął do męża.
Wtedy Riven oprzytomniał. Zaślepiony nowym, niezwykle mocnym doznaniem nie wiedział, co się dzieje. Zatrzymał się. Aranel płakał? Jego mąż płakał, bo było mu źle. Rozsądek podpowiadał, że powinien się wycofać. Wyjść z niego, ale ciało chciało czegoś innego. Potrzebowało trwać w tym ciasnym wnętrzu i dojść. Poza tym, zaszli już tak daleko. Później wykonywanie tego kroku będzie o wiele gorsze.
- Musimy to zrobić, Aranelu. Uspokój się. - Co miał zrobić? Sięgnął między jego nogi i dotknął miękkiego członka. Jego mąż nie jest już podniecony. Robi mu krzywdę.
- Zostaw! - warknął Aranel. - Nie dotykaj! - Jego marzenia, które się na chwilę odrodziły, legły w gruzach. Riven go krzywdzi, upokarza. Chce czy nie chce, ale robi to. Nie wiedział, że tak będzie źle. Nie chciał, żeby go tam dotykał. Teraz już na to za późno. Nie chciał przy nim płakać, więc jakoś w końcu opanował się. - Dokończ tylko, byśmy mieli to z głowy.
- Ale ty...
- Do tego trzeba tylko... połączenia i... żeby ten, co jest w środku... skończył. - Gdy mąż się nie ruszał, nie bolało. Nie dodał, że teraz na pewno krwawi. Czuł zapach czerwonej cieczy. To wystarczy do tego całego udowodnienia legalności związku. Agathe mu to powiedziała podczas jednej z rozmów w ogrodzie. Przypadkiem słyszała rozmowę króla i królowej.
- To wygląda tak, jakby chodziło o zapłodnienie. - Pomimo tej rozmowy nadal był cholernie twardy.
- Bo to stare prawa, które nie uznawały związków dwóch mężczyzn. Dokończ - poprosił mokrym głosem.
Riven poruszył się, ale bardziej mechanicznie, przeklinając siebie, że jest mu tak dobrze. Dążył do celu. I nigdy nie czuł się taki przegrany. W końcu napięcie w jądrach skumulowało się do tego stopnia, że członek zadrgał i jakby powiększył się, co sprawiło tylko większy ból jego partnerowi. Doszedł głęboko w nim, poruszając się coraz wolniej i delikatniej. Spełnienie było gorzkie i niesatysfakcjonujące. Przed ślubem, przez chwilę, nawet chciał zrobić to właśnie tak, ale nie wypowiadał tego na głos. Sprawić, by Aranelowi było źle. Zemścić się na nim za ich ojców. Teraz... Teraz tylko czuł wyrzuty sumienia. Aranel był młody, niedoświadczony. Miał delikatne ciało. Jeszcze kilka lat temu był dzieckiem, a on nie potrafił się nim zająć, bo co? Bo to mężczyzna?! A potem w nim... Nie zapanował nad sobą, nie był cierpliwy, nie posłuchał wskazówek, ale wydawało mu się... Tak to sobie tłumacz, Rivenie Saerosie. Wydawało ci się, że on jest gotów, pomyślał, opierając czoło o plecy męża.
Tymczasem Aranel ledwie powstrzymywał kolejny cisnący mu się na usta szloch. Miał tego dość. I tak bardzo chciał, żeby Riven go przytulił. Potrzebował czułości, nagle orientując się, że jest mu to potrzebne do złapania kolejnego oddechu. Niestety wiedział, że tego nie dostanie. Gdy Riven wysunął się z niego, zszedł z łoża, milcząc. Pokręcił się po komnacie i wyszedł, zostawiając go tak. A czego się spodziewałeś? Po tych kilku małych pieszczotach sądziłeś, że uda się ci poczuć, jak to jest? Zrobiłeś sobie nadzieję, to teraz cierp. Położył się płasko na brzuchu. Obciągnął w dół koszulę. Pomiędzy pośladkami czuł wilgoć, a w środku pieczenie. Może byłoby lepiej, gdyby nie był tak wrażliwy na najmniejszy ból. Tylko, że ten był straszny. Riven go rozrywał, inaczej skąd byłaby ta krew? Całe szczęście, że już po wszystkim, ale jego mąż mógł zostać, przytulic go, a wyszedł, pokazując, jak bardzo go to wszystko obrzydziło. A on, Aranel, pokazał, jaką jest głupią, biedną istotą. Nie jesteś mężczyzną, Aranelu. Mężczyźni nie płaczą. Jesteś ślepy. Jesteś naiwnie wierzącym, że wszystko będzie dobrze, głupcem, wmawiał sobie w myślach. I rozpłakał się, wręcz histerycznie, wtulając się w podsuszkę i będąc zupełnie sam.
***
Tymczasem Riven opatulony dokładnie szlafrokiem, mijając zdziwionych strażników pełniących nocną wartę, wybiegł do ogrodu ku znajomemu miejscu. On, będąc zawsze twardym, silnym mężczyzną, teraz przeklinał siebie za swoje niedoświadczenie względem kontaktu z mężczyzną. Za szybkość i danie się ponieść oraz za to, że mu się to podobało. Podobała mu się ciasnota, gorąco. I zrobił to tak... Przesadził. Musiał od niego uciec, bo to, co czuł, zżerało go od środka. Rivene Saerosie, ty masz serce. Nie mógł patrzeć na skrzywdzonego męża. Jego płacz, wciąż słyszany w uszach, ciął go kawałek po kawałku, na zewnątrz i wewnątrz. Nie cierpiał dlatego, że kochał Aranela. Nie kochał go. Nawet nie lubił, może trochę, lecz uświadomił sobie, że nie pragnął jego bólu. Pragnął, by mu było dobrze. Przecież to, co zrobił, można by uznać za gwałt. Adantin na spokojnie mu się oddał. Zaufał mu, przecież widział to wyraźnie. Wyszedł też z inicjatywą, a on to wszystko zepsuł. Jak bardzo musiało boleć Aranela i jak długo cierpiał, zanim z transu wybudziło go: „Przestań”? Potem jeszcze musiał skończyć. Aranel, wiedząc, że już nie pozwoli mu się do siebie zbliżyć, poświęcił się do końca.
Stanął nad brzegiem jeziora. W wodzie odbijała się tarcza księżyca oraz gwiazdy. Panował tu taki błogostan. Wprost przeciwnie do tego, co działo się w jego sercu. Pozbył się ubrania i wskoczył do chłodnej wody, chcąc tutaj znaleźć spokój, zanim wróci do rzeczywistości. Do męża.
***
Yavetil czekał przed budynkiem straży, niecierpliwiąc się. Nie odejdzie stąd, dopóki nie zobaczy swego kochanka. Wiedział, że dopiero świtało i jeszcze go nie wpuszczą do środka, ale był tutaj zanim na wschodzie pojawił się słaby brzask dnia. Na piasku pod stopami wydeptywał ścieżkę ciężkimi, żołnierskimi butami. Czas ciągnął się w nieskończoność. Najgorsze, że traktował to wszystko bardzo osobiście, uczuciowo, a był tu z Terrikiem, ponieważ taką miał służbę. Powinien do tego podejść w pełni profesjonalnie, lecz nie mógł. Nie wtedy, kiedy jego miłość życia była za tymi wielkimi murami.
W końcu od środka dało się słyszeć dźwięk zdejmowanej kłódki i chrzęst skobla. Ciężkie drzwi otworzyły się. W wolnej przestrzeni ukazał się brodaty i potężny mężczyzna.
- Czego?
- Chciałem się zobaczyć z aresztantem Terrikiem Melisim.
- Za wcześnie na widzenie więźnia. Proszę przyjść później.
- Kiedy później? Jutro? - Zdenerwował się, ale zaraz opanował. Nie wiadomo było, jak tu się kończy krzyczenie na strażnika. - Proszę mi wybaczyć, szanowny panie, lecz pracuję dla hrabiego Melisi i mam wiadomości z królewskiego pałacu. Jeżeli zaraz nie zobaczę się z hrabią, może pan mieć kłopoty.
- Skoro pański hrabia jest w areszcie, to znaczy, że nie jest niewinny. Czekać tutaj i patrzeć tam. - Strażnik wskazał palcem coś za plecami Galdora. Żołnierz obrócił się. - Gdy ta fontanna po nocy pierwszy raz wybije do góry wodę. Ona wyznacza godziny pracy. Wtedy będzie czas na wizytę.
- Co? - Popatrzył w szoku na mężczyznę. - Fontanna?
- Teraz więźniowie jedzą śniadanie. Czekać - Drzwi zatrzasnęły się, ale okienko w nich zostało otworzone. Znaczyło, że posterunek już był otwarty. To czemu, do cholery, nie wpuszczono mnie do budynku. Co za pokręcone miasto. Oparł czoło o mur. Dopiero po chwili założył ręce na piersi, plecami podparł ścianę i patrzył na wielką balię pośrodku rynku z długą rurą na tym czymś. Pierwszy raz widział coś takiego i zastanawiał się, skąd u licha miała wziąć się tam woda. Czy ci ludzie nie mogli korzystać ze słonecznego zegara lub klepsydry?
***
Obudził się wymęczony i obolały. Tej nocy długo płakał, zanim zmorzył go sen. Szybko przypomniał sobie, co wycisnęło łzy z jego duszy. W swoim życiu płakał tylko kilka razy. Po śmierci mamy, po tym, jak ojciec go uderzył, gdy nie posłuchał nauczyciela od starożytnych historii, kiedy poznał tajemnice paktu i tej nocy. Ale to był ostatni raz. Riven nigdy nie zobaczy jego łez. Stanę się posągiem bez uczuć i tym samym ukryję swój ból. Nie dostanie się do mego wnętrza, żeby i je pokaleczyć, jak zrobił to z ciałem. Nigdy nie pokażę mu, jaki jestem. Tak postępował w stosunku do swego ojca. To przez niego nauczył się nie czuć lub raczej nie okazywać uczuć.
Podniósł się, z trudem siadając na brzegu łoża. Dolna część ciała bolała go, ale bardziej utracona duma. Całe szczęście, że ma już za sobą to przykre doświadczenie. Stopy dotknęły miękkiej skóry położonej na drewnianej podłodze. Nogi mu dygotały, więc z trudem ustał. Nie dość, że jesteś ślepcem, to jeszcze nie możesz chodzić, skarcił siebie za tą słabość. Pragnął się umyć. Dopóki nie przyszli służący i nie zaczęli zbierać prześcieradeł. Da im dodatkowy dowód na to, co się wydarzyło. Podciągnął koszulę i zdjął ją. Odrzucił za siebie. Upokorzenie, jakie przy tym poczuł, przytłoczyło go bardziej. Poszukał ręką swojej laski i nago przeszedł do łaźni. Chciał zmyć z siebie noc.
***
Całą noc spędził poza małżeńskimi komnatami. Po powrocie znad jeziora poszedł do cichej biblioteki pachnącej nowymi i starymi woluminami. Nie przejmował się swoim ubraniem. Był księciem i wielu mieszkańców pałacu przyzwyczaiło się, że chodzi nocami, mając na sobie nocny strój. W bibliotece spędził mnóstwo czasu na czytaniu, a potem śnie, gdy ułożył się na jednej z miękkich kanap. Żałował, że Terrika nie ma w pałacu. Dotrzymałby mu towarzystwa. Wysłuchał. Skarcił. Czy gdyby był cierpliwszy, zbliżenie cielesne z mężem byłoby dobre? Tymczasem wspominał to jako tragedię. I sam był winien sytuacji. Teraz wracał do komnat, nie wiedząc, jak wytłumaczyć Aranelowi to, co zrobił. Czuł wewnętrzną potrzebę przeproszenia go.
Drzwi do komnaty były otwarte. Wszedł do środka, poprawiając pas u szlafroka. Część salonowa pozostawała pusta, lecz z sypialnej dochodziły dźwięki krzątania. Znów to samo, jak co rano od ślubu. Zastanawiał się, jakie dowody znajdą. Przecież wszelkie ślady nie postały na pościeli. Co za głupie prawo! A jak popełnił błąd, dochodząc w... Zbadają Aranela? O nie, na to nie pozwoli! Głośnym i mocnym krokiem pojawił się w sypialni. Służący zdejmowali prześcieradło. Obok na kołdrze leżała koszula nocna jego męża. Przełknął ślinę, była na niej krew. To znaczy, że Aranel krwawił przez niego. A co z prześcieradłem? Podszedł do służki i wyrwał jej materiał coraz bardziej zły. Rozwinął go. Znów krew. Tak nie powinno być. Miał nadzieję, że nie zrobił mu nic złego. Zwinął pościel i rzucił nią w kobietę. Kątem oka dostrzegł ruch na balkonie. Stanął bliżej otwartych drzwi i zajrzał przez nie. Adantin siedział w wiklinowym fotelu i patrzył... Nie, nie mógł patrzeć, słuchał. Słuchał wszystkiego, co tu się dzieje. Czekał, aż wyjdą i przestaną go poniżać. Tak nie powinno być! Stawiając się na miejscu męża, nie chciałby, żeby najintymniejsza rzecz w życiu stawała się częścią rozmów, spekulacji i żeby oglądali dowody. Dowody, jak jego mężowi było źle. Tego, jak i on się nie spisał, sprawiając, że Adantin krwawił. Zacisnął w złości pięści. Czy jego ojciec wie, co robi? Nie musi respektować starych praw. Niech wtrąca się w mieszane pary. Nie w nich! Odwrócił się w stronę służących z wściekłością w oczach.
- Zabierzcie to i wynoście się stąd!
Aranel podniósł się. Wiedział, że mąż tu jest, ale podniesiony głos dopiero przekonał go o tym, w jakim stanie jest Riven. Po kąpieli rozmyślał o tym wszystkim. Doszedł do wniosku, że małżonek nie zrobił tego specjalnie, ale i tak miał mu to za złe. Szczególnie, że opuścił go po wszystkim. Ale i sam był głupi. Nie powinien był się spodziewać po kimś, kto woli kobiety, czułości w stosunku do niego.
- Niech zrobią swoje - odezwał się, wkraczając do sypialni.
- Dlaczego robią to przy tobie?
- Robili to po pierwszej nocy, gdy brałem kąpiel. Dziś wstałem wcześnie, a na śniadanie nie poszedłem. Nie jestem głodny. Daj im wykonać swoje czynności...
- Już to zrobili, więc niech idą do króla i mu powiedzą, że jego syn skonsumował związek!
- Panie, ale tylko założymy świeże prześcieradło... - zaczęła tłumaczyć się jedna ze służek.
- Agathe to zrobi! Gdzie ona jest? Dlaczego ona nie wykonuje swoich powinności? To do niej należało! - Musiał się na kimś wyżyć.
- Odwiedza rodzinę, panie - odpowiedział jego osobisty służący, Mani.
- Twoja złość, mężu, tylko niepotrzebnie przedłuża całą sytuację i upokarza mnie - syknął książę Adantin. Jak zachować w takiej sytuacji obojętność? Nie dość, że czuł się źle, to jeszcze musiał słuchać tego wszystkiego. - Chyba, że jesteś zainteresowany upodleniem mnie przy służących. Jak skończyliście, to wyjdźcie! - zwrócił się do służby.
- Tak, panie.
Riven, zaskoczony ostrym tonem głosu swego męża, patrzył na niego osłupiały. Sądził, że Aranel ma łagodny charakter.
- Nie chcę cię upokarzać. Stwierdziłem tylko, że nie powinni tego robić w twojej obecności.
- Nie powinno cię to obchodzić. - Bardziej powinno pozostanie z nim w nocy. Mniej by bolało, gdyby nie wyszło, jak wyszło ze stosunkiem. - Teraz wybacz. Idę do ogrodu.
- Nie powinno i nie obchodzi! - Teraz to zachował się jak obrażony dzieciak. Aranel musiał czuć się dobrze, skoro był zdolny pokazać, że potrafi zadrapać. A on się przejmował! Nadal tak jest.
Przebrał się w wąskie spodnie i tunikę ze skóry. Przy zakładaniu butów po raz pierwszy nie potrzebował pomocy służącego. Nerwy potrafią same pomóc. Wyszedł z komnaty i prawie zderzył się z Manim.
- Uważaj, jak chodzisz!
- Wybacz, książę - ukłonił się - ale posłaniec przyniósł list. - Podał mu wiadomość.
Riven złamał pieczęć i rozłożył papier. Po chwili zaczął się śmiać. Dlatego nie wraca. Czytał dalej i mina nie wyrażała już zabawnego nastroju.
- Mani, niech Kraud spotka się ze mną w bibliotece. Natychmiast!
***
Zaprowadzili go do małej salki ze stolikiem na środku i kazali usiąść. Był taki brudny, śmierdzący. Będzie się tydzień moczył w wodzie.
- Terrik.
Melisi podniósł głowę. Zagubiony w nawiedzających go myślach nie zauważył nadejścia kochanka.
- Yav. - Chciał podejść do niego, ale uzmysłowił sobie, że nie najlepiej wygląda i pachnie. - Wysłałeś posłańca?
- Tak, ale pewnie dotarł do pałacu rano. O zachodzie słońca powinieneś opuścić to miejsce. - Podszedł do niego i objął ukochanego. Za bardzo uczuciowy się przy nim stawał. Mniej czujny. Dla żołnierza i dowódcy nie jest to wskazane.
- Yav, śmierdzę.
- Nie obchodzi mnie to. Bardzo chciałem cię zobaczyć.
Terrik oddał objęcie i chyba zakochał się w nim po raz drugi. Chciał stąd wyjść. Być z nim. Zawsze.