The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 23 2024 22:47:49   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Jeden krok do miłości 4


Rozdział 4

Wściekłość, nawet po wielu godzinach, targała nim na wszystkie strony. Jak ten pieprznięty Adison śmiał go tknąć?! Znalazł sobie obiekt zakładu! Co za świr! I jeszcze jak go trzymał! Jak panienkę, żeby mu nie uciekł. James zazgrzytał zębami, schodząc na parter. Jak go zobaczy, to nogi z dupy mu powyrywa, a najlepiej skopie do nieprzytomności.
Wszedł do kuchni, gdzie jego rodzeństwo jadło śniadanie przygotowane przez Natalie, zastępczynię Chloe. Dziewczyna o niebiesko-czarnych włosach przywitała się z nim i z trudem powstrzymał się przed zawarczeniem na nią. Dlatego, że były tu dzieci.
– Nasz brat nie w humorze – zacmokał Alex.
– Pilnuj własnego nosa. – James ostrzegł go tymi słowami, że jak jeszcze coś powie, to będzie źle. Alex już nie był dzieciakiem.
– Nie odzywaj się tak do Alexa. Ciągle się kłócicie – wtrąciła Sarah. Trzymała w ręku mały, kolorowy kubek w kształcie głowy misia.
James obrzucił ją cieplejszym wzrokiem, a także cichą Victorię. Wziął filiżankę z kawą i podszedł do okna. Wisiała na nim biała firanka w fantazyjne wzory. Za nią na parapecie stało jakieś zielsko, ale mężczyzny to nie interesowało. Spojrzał przez szklaną taflę. Na dworze świeciło słońce. Pomimo tego dzień zapowiadał się na chłodniejszy od tego wczorajszego. Wskazywała na to nie tylko temperatura, chociaż w ciągu dnia z dziesięciu stopni się podniesie, na termometrze wiszącym zamocowanym do ramy okna, ale też wiatr hulający w gałęziach drzew i poruszających nimi. Po chwili już tego nie widział. Wyobraźnia zaprowadziła go do gabinetu i tej znienawidzonej sceny. Znów poczuł ten na siłę wpychający się do jego ust język Adisona i skrzywił się z obrzydzenia. Facet napadł na niego, jak na pierwszą lepszą męską kurwę. Czuł, że powinien go zwolnić, kiedy się dowiedział o jego... skłonnościach. Gdy ten wyszedł, miał ochotę rozwalić gabinet. Gotowało się w nim i zmiótł ręką wszystko to, co leżało na niskim stole, przy którym pracowali. Miał ochotę komuś urwać łeb. I wiedział, komu. Uspokoił się dopiero, jak dotarło do niego, że musi odebrać małą z przedszkola. Dzięki temu nie zburzył całego domu. Chociaż i tak chodził rozdrażniony. Dopiero, gdy przyszła noc, nieprzespana noc, dostawał na powrót białej gorączki.
Pieprzony Adison. I jego zakład. Madson, tak? Harry, Harry, pogadamy sobie dzisiaj.
Na usta wstąpił mu szyderczy uśmieszek. Dopił kawę i odstawił puste naczynie na szafkę. Od razu napotkał wzrok Victorii. Dziewczynka patrzyła na niego przenikliwie. Jakby czytała w myślach.
– Zbierajcie się, zaraz będzie autobus. – Tak, nawet po bogatych dzieciaków podjeżdżał zwykły, szkolny gimbus. Tym bardziej po nich. On nie zamierzał ich wozić w luksusach i oddzielać od kolegów, wożąc autem, a oni, szczególnie Alex, też woleli nie mieć na głowie dorosłego brata. Tylko pięciolatka miała zaszczyt być podwożona przez niego do przedszkola. Ewentualnie przez nianię.
– James, cokolwiek się stało, na pewno to nic złego. – Victoria poprawiła bordową spódniczkę od mundurka. Jak na swój wiek dziesięciolatka była wysoka i jak tak dalej pójdzie, za rok, dwa dogoni Alexa. – Jedź do pracy i się nie przejmuj.
Zmarszczył brwi. Ona go nie raz zadziwiała. Miała wiele z charakteru mamy.
– Zbieraj się już – powtórzył James.
– Odwieziesz mnie dziś do przedszkola? – Sarah uczepiła się jego nogi i pociągnęła za nogawkę spodni w kant.
– O ile będziesz gotowa w ciągu minuty.
– Będę.
Wiele go kosztowało panowanie nad sobą. Ale wiedział, że to się skończy, jak zostanie sam. I niech ma się każdy na baczności, kto stanie mu na drodze.


**



Wszystko stracone i to z jego wrodzonej głupoty. Po co to zrobił? Po co go pocałował? I jeszcze nie zapanował nad tym. Może nie powinien tego robić tak. Tylko oswoić Harnera ze sobą. I faktycznie uwieść. Cody miał ochotę zaśmiać się histerycznie. Nawet, jakby był najprzystojniejszym facetem na świecie, a nie był, i jedyną osobą na ziemi, nic by to nie dało. Harner był hetero. A tacy w większości panikują, jak gej jest w ich pobliżu. Nie zdążyłby zmienić płci w ciągu tych paru dni, żeby mężczyzna go nie odepchnął.
Głupi. Głupi. Głupi.
Walił głową w poduszkę. Leżał jeszcze w łóżku, robił to od czasu, jak wrócił do domu, nie mając ochoty wstać. Właściwie to nawet nie było takiej potrzeby. Przecież nie miał już pracy. Nie miał prezentacji dla Beauty Cosmetics. Niczego. Nawet tego mieszkania.
Ukrył twarz w męczonej wcześniej poduszce schowanej w zielono-żółtej poszewce. Nerwy na siebie przechodziły z powrotem do smutku. Zawiódł siebie, rodziców, Agnes, która tak ciężko z nim pracowała nad pomysłem na reklamę. Harry wygra podwójnie. Będzie miał po raz kolejny swoją godzinę chwały i pozbył się konkurencji. Nieważne, że ta konkurencja sama się załatwiła. I czuła się teraz podle.
Chciał po prostu zasnąć i obudzić się w innym świecie. Gdyby miał możliwość cofnięcia czasu... Nie. Lepiej jest tak, jak wyszło. Nie było świadków jego upokorzenia. Jakby to się stało w agencji, byłby to dla niego koniec świata. Wyśmiewaliby go do następnej wpadki. Harner coś w nim wypalił, gdy go tak popchnął oraz tym, co powiedział. Mógł być silny, ale bywały chwile, że zwyczajnie wolałby się nie urodzić. Wracały wspomnienia ze szkoły. W liceum mimo wszystko, jako dzieciak, przejmował się tym, jak go nazywano. A wszystko przez to, że ktoś zauważył, jak wodzi wzrokiem za szkolną gwiazdą futbolu. I wtedy też był głupi, zakochał się w heteryku. Nigdy nawet nie zbliżył się do niego. Tylko patrzył. Futbolista i tak rzucił mu w twarz: „Pedale, jak zbliżysz się do mnie, wylądujesz na wózku”. Bolało. Bardzo. A teraz nie kochał, nawet nie lubił, a pocałował i co? Też boli, ale z innego powodu.
– Jestem debilem. Bezrobotnym kretynem.
Zadzwonił telefon. Wyciągnął po niego rękę tylko po to, by rzucić nim o ścianę. Nie chciał nikogo widzieć, z nikim rozmawiać. Chciał nie istnieć.

**



Agnes nie rozumiała, dlaczego o dziesiątej jej kuzyna jeszcze nie ma w pracy. Mieli zrobić te poprawki, a i jeszcze tyle innej pracy czekało. Położyła komórkę na biurku. Spróbuje później zadzwonić.
– Widziałaś Harnera? – Diana usiadła na brzegu jej biurka.
– Niestety. Bez kija nie podchodź. – Westchnęła.
– Właśnie. Będziemy mieli przewalony dzień. Miałam go poprosić o wolne w poniedziałek. Mój synek ma w szkole przedstawienie, chciałam iść, ale nie zbliżę się do Harnera na krok.
– Tu się pracuje czy plotkuje?! – Usłyszały podniesiony głos szefa. Nie zauważyły, jak wyszedł z gabinetu. Akurat patrzył na nie. – Drogie panie, może byście tak poszły na targowisko i tam poplotkowały jak przekupki. I gdzie jest Madson?!
– Będzie o jedenastej. Sam pan dał... – zaczął Travis, jeden z największych podlizuchów. W ustach mielił swoją kanapkę.
– Panie Noriss, niech pan nie mówi do mnie z pełnymi ustami. Nikt pana nie nauczył dobrego wychowania? Może czas wrócić do szkoły! – Trzasnął drzwiami, wracając do pomieszczenia.
– Trzymaj te statystyki. – Diana podała wydruk koleżance i wróciła do swego miejsca pracy.
Agnes nawet nie spojrzała na to, co trzymała w dłoni. Zastanowiło ją to, dlaczego szef jest tak nabuzowany. Cody'ego nie ma. Czy coś się wczoraj stało? Że też musiała „zastrajkować”. Odwróciła się do Petera. Mężczyzna po raz kolejny skreślał coś w notesie.
– Pet, słuchaj, długo Cody i szef ze sobą pracowali?
– Nie mam pojęcia. – Postukał czarnym pisakiem o brulion. – Wyszli po kilku minutach i żaden nie wrócił.
To teraz poczuła niepokój. Co Cody zmalował? Zadzwoniła jeszcze raz do niego i znów nic.
– Pet – ponownie zwróciła się do kolegi. – Mam pilną sprawę. Gdyby szef zauważył, że mnie nie ma...
– Powiem, że masz spotkanie z klientem.
– Fajny z ciebie facet. – Podniosła się z obrotowego krzesła. Wzięła żakiet i torebkę, po czym wymknęła się z pokoju.

**



Z tego, co zauważył, Adisona nie było. Słusznie. Powinien przygotować mu zwolnienie z pracy. Tylko jakby to uargumentował? Zwolnił go, bo facet rzucił się na niego i spenetrował mu usta językiem? James oparł łokcie na biurku, a czoło na dłoniach. Dlaczego wciąż o tym myśli? Wielu mężczyzn pocałowało kobiety na siłę w taki sposób i te tak nie roztrząsały wszystkiego z drobnymi detalami. Ale to nie była ta sama płeć!
Całe szczęście jutro weekend i do poniedziałku nie musi się zajmować niczym innym, jak chwilą odpoczynku z rodziną. No i Marisą. Jutro zobaczy, czy kobieta byłaby dobrą... matką? Nie. Opiekunką raczej, dla jego rodzeństwa.
Uruchomił laptopa. Musiał popracować. Inaczej zmarnuje dzień na myślenie o tym... tym... Uderzył ręką w biurko.
Adison, wypad z mojej głowy. Jeszcze mnie popamiętasz. Będę twoim najgorszym koszmarem. Madsona też. Poczekajcie do poniedziałku.
Z tymi myślami uruchomił program do grafiki. Co mu przypomniało, że również w poniedziałek musi się wycofać z walki o kontrakt z Beauty Cosmetics. Nie chciał tego. To zapewni mu zysk i lepsze zabezpieczanie dla dzieciaków na przyszłość. Jeszcze się nad tym zastanowi, ale jak coś, to będą inne, silne na rynku firmy, a projektu Madsona na pewno nie zamierza przedstawiać nikomu.
Pukanie do drzwi przerwało jego rozmyślania. Znów nie wiedział, kiedy w nie zatonął.
– Czego? – warknął, nie unosząc wzroku znad ekranu.
Do gabinetu zajrzała Stella. Najstarsza osoba z pracowników, miała blisko czterdziestki i bardzo lubiła wtrącać się w nieswoje sprawy. Jej przenikliwe, zielone oczy szybko i po raz kolejny oceniły stan szefa.
– Przepraszam, czy mogłabym w czymś panu pomóc?
– W czym? – Oderwał wzrok od komputera i zmierzył jej postać. Nie lubił jej, ale była jednym z lepszych strategów. On był najlepszy.
– Pan jest bardzo zdenerwowany. – Podeszła bliżej. Długa do ziemi spódnica w kolorze khaki zafalowała.
– Ach, tak? – Złożył dłonie w piramidkę. Czy ona nie rozumie, że dużo ryzykuje, próbując coś wskórać?
– Tak. Ledwie pan wszedł, a już ustawił pan wszystkich. Tylko zastanawiamy się, czy możemy jakoś panu pomóc. Czy z firmą są problemy?
– Kto się zastanawia? – Podniósł brwi.
– Rob, Travis i ja.
– To widać, że nie mają państwo dużo pracy. Zapewne to, co państwo robią, wiele czasu nie zajmuje. – Wstał i podszedł do regału dużego na całą ścianę. Przeszukał półkę i wyjął gruby segregator.
– Jesteśmy zajęci, ale...
– Ale bardziej interesuje państwa mój zły humor niż to, co macie robić. To jest spis wszystkich badań rynku z ostatniego półrocza. To, co klienci kupują, czym się interesują. Jak działają na nich nasze reklamy i tak dalej. Sądzę, że nie muszę tego tłumaczyć oraz tego, co trzeba zrobić. Miałem się tym zająć osobiście, ale skoro moi pracownicy nie mają co robić, to proszę. – Podał jej segregator. Kobieta wzięła go z taką miną, jakby to był wyrok śmierci. – Jak jeszcze ktoś mi przeszkodzi, to pożegna się z pracą. – Tylko tak będzie miał spokój. – No, chyba że wróci Madson. Wtedy ma tu być natychmiast!
James nie traktował źle swych pracowników, zazwyczaj to na nerwy działał i działa mu Adison, ale dziś go nosiło i byłby gotów ich zesłać na Saharę bez jedzenia i wody na cały miesiąc. Stella już nic nie dodała, tylko wyszła. Co z tego, że była od niego starsza? To on tu był szefem, a ona ze swą zbytnią ciekawością wkraczała w jego życie i to, co się wczoraj stało.
Jak dobrze, że Adison zdecydował się mu powiedzieć o zakładzie w jego domu. Nikt nie był świadkiem tego, jak pocałował go mężczyzna. Tfu. Miał ochotę splunąć.
Nie myśl o tym. Nie przejmuj się.
Czuł się taki zmęczony. I jeszcze miał zjeść obiad z Marisą. Nie ma mowy. Wyjął telefon i zadzwonił do niej. Znów się nasłucha, że ją zaniedbuje.


**



Od dzisiaj będzie przeklinał dzień, w którym dał Agnes klucz do mieszkania. Tak na wszelki wypadek. Przecież chodzą one po ludziach. I żałował tego jak jasna cholera. Teraz siedział w kuchni, nadal ubrany w ulubioną czarną piżamę i słuchał jej gderania.
– Nie rozumiem, jak możesz jeszcze leżeć w łóżku. – Wymachiwała rękoma, spacerując nerwowym krokiem po małym pomieszczeniu.
– Teraz siedzę. – Założył ręce na piersi. – A leżeć miałem zamiar. Dziś jedyne, co chciałem robić, to użalać się nad swoją egzystencją. – Włosy miał rozczochrane, głównie przez to, że część nadal była związana, a cześć popodnosiła się, chcąc uciec spod frotki lub już dawno spłynęła swobodnym pasmem po prawej stronie twarzy.
– Właśnie. – Uniosła palec do góry i wycelowała w niego. – Co ty i Harner wczoraj robiliście?
– Co ci do tego? Pracowaliśmy.
– To musiałeś nieźle go wkurwić. – Położyła ręce na biodrach. – On roznosi biuro niczym tornado. Wścieka się o paproch na czyimś ubraniu. Jest... – Urwała swój wywód widząc, że kuzyn przeciera czoło dłonią. – Gadaj, bo ci nie dam spokoju. – Przysiadła na drewnianym krześle. Wpatrzyła się w mężczyznę wyczekująco. – No już. Słucham.
– Pojechaliśmy do jego domu. Osoba, która opiekowała się jego rodzeństwem musiała wyjść i nikt nie mógł pojawić się na zastępstwie. Harner może pracować w domu, więc mnie tam zabrał. Po kilku godzinach postanowiłem, że mu powiem o zakładzie – wypowiedział po jakiejś minucie ciszy.
– CO?!
– Ciszej. – Skrzywił się. Ona miała mocny głos.
– Powiedziałeś mu i co? – Nie mogła usiedzieć na miejscu. Musiała zająć czymś ręce, więc wzięła się za robienie kanapek.
– Nie przyjął tego dobrze, a potem pokazałem mu, co miałem zrobić. – A może to było na odwrót.
– To znaczy? – Umyła pomidora.
Cody przewrócił oczami.
– Pocałowałem go.
Trzask opuszczanego noża o brązowe kafelki, na które spadł, rozszedł się po kuchni.
– Zaraz, zaraz. Pocałowałeś? A on? Nie, wróć, jak go pocałowałeś? I dopiero mów, co on zrobił? – Domyślała się, że Cody coś zmalował. Chociaż była pewna, że się tylko pożarli. Ponownie zajęła swoje miejsce.
– Poniosło mnie. Chciałem mu tylko pokazać, o co chodzi, a potem świat zaczął wirować. Ciśnienie podskoczyło i nie powstrzymałem się przed zbadaniem jego ust.
– Pozwolił ci na to? – Jej oczy zrobiły się okrągłe jak spodki.
– Przez moment nie wiedziałem, co robi, chyba się wyrywał, a potem poczułem, jak lecę na podłogę. Zaczął krzyczeć. W każdym razie skończyło się na tym, że wywalił mnie ze swego biura i pracy. Ałł. – Rozmasował sobie bok głowy. – Czemu mnie bijesz?
– Walnę cię jeszcze raz. Coś ty zrobił?! Wszystko spieprzyłeś! Nasz projekt, swoją pracę, masz durniu kredyt! I co teraz? – Rozłożyła bezradnie ręce. – Miałeś jakoś do niego dotrzeć. Powoli. Albo powiedzieć mu, co masz robić, a nie wpychać mu jęzor do ust i wylizywać je. I co teraz? – Oparła czoło o stół okryty białą ceratką w brązowe romby.
– Nie wiem! – Poderwał się z siedziska. – Nie wiem! Może dam ci projekt i jakoś go udobruchasz? Gdy mnie zobaczy, to po mnie. A swoją drogą rozumiem, że się wczoraj wkurzył, ale nadal to robi? Jesteś pewna, że o to chodzi?
Kobieta popatrzyła na niego jak na tumana.
– A o co? Prasując spalił sobie żelazkiem ulubioną koszulę?
To przypomniało Cody'emu, że ma zrobić pranie.
– Dam ci projekt i... – Zamarł.
– No i? Cody? Ziemia do ciebie.
– Mój tablet. Koszula. Gdzie laptop? – Wybiegł z pomieszczenia do pokoju, który pełnił rolę wypoczynkowego. Szara kanapa okryta kolorowym kocem, pod którym lubił nocami siedzieć i pracować oraz stojący przed nią stolik z jasnego drewna były jedynym wyposażeniem tego miejsca. Cody na razie pieniądze przeznaczył na zrobienie sypialni i kuchni. Ostatnio dokupił mały, okrągły dywan, aby siadając na kanapie boso nie marzły mu nogi od paneli. Te na szczęście zostały po dawnym właścicielu. Nie musiał się trudzić z robieniem podłogi.
Mężczyzna odetchnął z ulgą. Ukochany komputer leżał sobie spokojnie na tym małym stoliku do kawy.
– Zobaczyłeś ducha? – Agnes stanęła przy nim.
– Gorzej. Moje rzeczy zostały w domu Harnera i muszę po nie iść.
– Aha. – Tylko tyle była w stanie powiedzieć.


**



James powarczał na innych, zanim wyszedł na obiad, ale już spokojniej. Sam. Marisa biadoliła mu przez kilka minut, jaki to on jest zły, a ona taka biedna. Zawsze tak było. Denerwowało go to, ale spotykał się z nią. Po tej rozmowie nawet nie był pewny, czy chce utrzymać z nią ten niby związek. Oczywiście ona miała już w planach ślub z nim. On jeszcze się zastanawiał. Jutro podejmie decyzję.
Teraz siedział w jednej z restauracji o bardzo dobrej, pięciogwiazdkowej opinii. Zazwyczaj zamawiał łososia przyrządzanego każdego dnia w inny sposób. Dzisiaj ryba była grillowana, a on nie tknął nawet kęsa. Siedział i obserwował ludzi. To, co jedzą, z kim są. Myślał, czy tych dwóch mężczyzn przy oknie to znajomi, przyjaciele czy para. Tak jakoś przyszło mu to ostatnie do głowy. Nie widać po nich gejostwa. Po tym kretynie Adisonie też. Tacy są najgorsi. Niczego się nie spodziewasz i gwałcą twoje usta. Stop. Koniec. To jedzenie naprawdę smacznie wygląda. I już chwycił za widelec, kiedy z innej sali wyszedł nie kto inny, jak Harry Madson. Mężczyzna skierował się w stronę toalet, więc zdecydowany na rozmowę z nim James ruszył za nim. Jak będzie trzeba, to obije mu mordę w publicznym miejscu, ale wybije z łba głupie pomysły. Swoją drogą, który z nich wpadł na to, by całował się z Adisonem? Przekroczył próg męskiej toalety, ale Harry musiał być już w jednej z kabin. James stanął przed dużym lustrem. Poprawił włosy, jak zawsze układały się doskonale. Wtedy dotarła do niego nieznana mu melodia. Telefon musiał należeć do Madsona, bo inne kabiny były puste. Wszystkie drzwi pozostawały uchylone. Nie zainteresował się odebraną rozmową, tylko umył ręce, ale gdy usłyszał swoje imię zagłuszone przez odległość i ściankę, ciekawość odegrała główną rolę. Skręcił do wolnego obok małego pomieszczenia z sedesem i przymknął drzwi. Ten śmiech mu się nie podobał. Zaczął podsłuchiwać rozmowę, pomimo że wiele razy strofował rodzeństwo za taki czyn.

– Tak, będę miał swoją szansę z Beauty Cosmetics. Adison nie zdecyduje się pocałować szefa. A nawet jakby, to Harner go zwolni, a ja wygram. Przecież Harner nie ma lepszego projektu i będzie zmuszony wziąć mój. Pracuję w HarnerTeam od kilku lat. I nie pozwolę, by ta ciota Adison zabrał mi sprzed nosa kąsek wybicia swego nazwiska – mówił do kogoś Harry, a James z każdym słowem zaciskał pięści. – Co? … E, nie. Nie trzeba mi sukienki. Wygram to. Spokojna głowa, siostra. Będzie kasa i wszystko. I pozbędę się konkurencji. Mam nosa do takich ludzi jak Adison. Szybko się uczą i są świetni. On już rysuje jak zawodowiec. Pomysły też ma niezłe. Muszę to przyznać. Może mnie wygryźć, więc upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Naprawdę wielkie ryby, a to wieloryby wśród rekinów, jakie z nami współpracują, zobaczą, co potrafię i Adison zniknie raz na zawsze. Liczę, że pocałuje Harnera. Ten też jest dupkiem. Pracuję u niego i zamiast wybrać moją prezentację, skusił się na tego pedała. To dostanie, czego chce. Pewnie się porzyga, jak go facet pocałuje. Ja bym to zrobił. Kończę, bo siedzę w kiblu. Wpadnę wieczorem to pogadamy. … Nie, nie w agencji. Teraz jestem na obiedzie z jednym tłustym kolesiem. Ciągle gada o tych swoich hamburgerach. Gdyby nie płacił nam tyle za reklamę, to bym nawet nie odebrał od niego telefonu. Co? … Wiesz, że tylko kasa się liczy. To na razie, siora.

Rozmowa się urwała, a James nie dość, że już nie miał ochoty na rybę, to jeszcze wiedział więcej niż się tego spodziewał.
Dupek? Grabisz sobie, chłopie.
Jak wcześniej miał ochotę rozwalić mu nos, tak teraz był zdecydowany przyjąć inną strategię. Madson pożałuje, że tak go nazwał oraz kazał pocałować. I może teraz władała Jamesem taka dziecinna chęć zemsty, to pozwolił jej na to. Pytanie tylko, co będzie musiał zrobić, by dać kopa Madsonowi.
Słyszał, jak mężczyzna myje ręce i wychodzi z toalety. Sam poczekał jeszcze kilka minut, zanim to zrobił. Tak na wszelki wypadek, by nie natknąć się na niego. Po chwili opuścił restaurację. Nie martwił się płaceniem, od dawna miał tu otwarty rachunek.


**



Kolejne godziny mijały pod znakiem zapytania. Co będzie dalej? James zastanawiał się nad swoją mała zemstą, a Cody nabierał odwagi na pójście po swoje rzeczy do Harnera. Agnes opieprzyła go za tchórzostwo i wyrecytowała prawie śpiewnie, że nigdy się tak nie zachowywał i ma być sobą, a nie chowającym się w domu palantem. A użalanie się nad sobą ma zwyczajnie wyrzucić do kosza przeznaczonego na takie sprawy. I ma się ogarnąć, bo pożałuje, że się urodził, jak ona tu wpadnie następnego dnia.
Ale Cody nie był gotów tam iść. Powinien zadzwonić do szefa... byłego szefa i powiedzieć mu o tym. To znaczy, o tablecie i koszuli, a nie o tym, co teraz czuje. A co czuje? Przygnębienie. Stres. Wstyd. To ostatnie dlatego, że pozwolił się ponieść. Powinien był go tylko cmoknąć. Nie, nie powinien nic robić, tylko wytłumaczyć wszystko.
Dziś nie miał odwagi tam pójść. Jutro, na pewno zrobi to jutro, da radę. Przejdzie mu to, co teraz odczuwa. Weźmie się garść. U Cody'ego zazwyczaj stan depresyjny trwał jeden dzień, podczas którego potrzebował wylizać rany. W samotności.
Zgasił lampkę nocną i sypialnia pogrążyła się w mroku. Nie położył się do łóżka. Przespał pół dnia. Przysunął sobie krzesło do okna i usiadł na nim okrakiem. Ręce oparł na oparciu, a brodę na nich. Wpatrzył się w miasto nocą. Mieszkanie na jednym z najwyższych pięter daje duże plusy. Nie raz zastanawiało go, kto mieszka w tym czy innym bloku. Jacy ludzie. Czy się kochają, a może nienawidzą. Ilu gejów tam gdzieś żyje. Kto cierpi lub przeciwnie, śmieje się w pełen głos. I gdzieś tam, daleko, po drugiej stronie miasta jest rezydencja. W niej mieszka ktoś, kogo jutro być może zobaczy ostatni raz i z tego powodu jakoś smutno mu się zrobiło.


**



Stał w oknie swojej sypialni w samych spodniach od piżamy. Trzymał w dłoni drinka. Nareszcie się uspokoił. Nawet musiał się na to zdobyć. Miał jutro zaplanowany dzień. Nie chciał go zepsuć. Alex marudził, że chciałby iść do kolegów, ale w końcu uległ siostrom. Zwłaszcza Sarah. Gdyby byli obaj, znów by się pokłócili. Jak nie o szkołę, to o kolejne kobiety Jamesa. Alex pytany, co się dzieje, tylko prychał i znikał. Często na całe wieczory.
James dopił alkohol do końca. Odstawił szklankę o grubym szkle na parapet. Nie trudził się zasuwaniem beżowych zasłon. Rano słońce go zbudzi lub Sarah. Wsunął się pod przykrycie po jednej stronie łóżka. Druga strona zawsze pozostawała pusta. Czekała na kogoś, z kim się zwiąże. Nigdy nie spał w nim z żadną z kobiet, jakie z nim były. Nie podobało im się to. Pytały, dlaczego nie pozwala im na nocowanie w tym łóżku. Odpowiadał, że było ono kupowane z myślą o tej najważniejszej osobie. Kobiecie, jakiej jeszcze nie spotkał. Kogoś, kto pokocha na pierwszym miejscu dzieci, potem on wchodził w grę. W agencji, gdzie uchodził również za playboya, uśmialiby się, gdyby wiedzieli, że szuka właściwej osoby. Idealnej kobiety. Czasami sam przed sobą to ukrywał. Przecież jest silnym mężczyzną, a nie uczuciowym marzycielem.
Zasnął szybko z tego względu, że poprzedniej nocy nie przespał. Adrenalina krążyła mu w żyłach i nawet w dzień nie chciało mu się spać. Teraz odpłynął w sen, a zegar na korytarzu wybił dwudziestą trzecią.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum