Rozdział jedenasty – Nutka
Pojawił się w naszym barze jakieś pół roku przed tym pamiętnym Halloween. Właściwie było ich czterech, przyszli z Panem Wojtkiem. Przez to wszyscy już wiedzieli, że to kolejny zespół, który próbuje się wybić zaczynając od mało znanych klubów. A ponieważ nie byli pierwszymi w naszej budzie, więc i nie zwróciliśmy na nich specjalnej uwagi. Znaczy, każdy rzucił okiem jak wchodzili, ale to był taki rzut jakim obdarzamy zwykle każdego wchodzącego klienta. Nawet ich oryginalne fryzury nie wzbudziły w naszej ekipie specjalnego zainteresowania, w przeciwieństwie do klientów. Oni zawsze się interesowali, gdy pojawiał się jakiś nowy zespół, bo to mogło oznaczać dobrą zabawę. Albo przy muzyce, albo przy wygwizdywaniu „artystów”. A jeśli chodzi o ten zespół, to nosili oni nazwę „Bad angels”. Jeden z nich miał czerwone włosy postawione na wszystkie strony, jakby w nie piorun trafił, czarną skórzaną kurtkę, do kompletu spodnie, czarne glany i czarną koszulkę z napisem „Devil inside”. Ciuchy drugiego i fryzura były przeciętne, znaczy zwykłe jeansy i koszulka w kolorze zgniłej zieleni, blond włosy ścięte na zapałkę. Tym co go wyróżniało, były kolczyki. Po kilka w każdym uchu, broda, środek dolnej wargi, nos i obie brwi. Trzeci miał długie smoliste dredy i lustrzanki lenonki na nosie, a czwarty żuł gumę z której dość często puszczał balony. I patrzył zdegustowanym wzrokiem na cały lokal. Czemu ja miałem wrażenie, że to jakiś homofob? Przyznaję, że odkąd zacząłem pracować w tym barze, stałem się wyczulony na te kwestie. Wcześniej byłem obojętny. Wiedziałem, że są geje i może nawet w moim bliskim otoczeniu, ale póki na żadnego z nich nie trafiłem bezpośrednio, nie wyrabiałem sobie na ich temat żadnego konkretnego zdania. Dobrze wiedziałem, że wyrabianie opinii bez poznania głównego czynnika może być krzywdzące i błędne. Najlepszym przykładem tego może być mój romans z Transikiem. Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że będę uprawiał seks z facetem, a już tym bardziej, że się w jakimś zakocham. A praca w barze pokazała, że geje to najzwyklejsi w świcie faceci, całkiem sympatyczni. Znaczy byli też wkurwiający, dupki, debile, itd., ale to nie wynikało z faktu, że są gejami, tylko z ich charakterów. A im więcej gejów poznawałem, tym bardziej, jakoś tak odruchowo, zaczynałem się wkurwiać na każdy homofoniczny gest czy słowo. Dlatego też właśnie zwróciłem uwagę na tego członka „Bad angels” Ciarki przeszły mi po karku, gdy pomyślałem, że mogą z nim być problemy. Podzieliłem się moimi obawami z Markiem.
- Nie jesteś czasem przewrażliwiony? – zdziwił się.
Może faktycznie jestem, ale z doświadczenia wiem, że czasami lepiej być przewrażliwionym, niż potem naprawiać coś, co się spierdoliło. Ponieważ Marek nie podzielał moich obaw, postanowiłem sam ich obserwować i nie mówić nikomu więcej. Właściwie powinienem powiedzieć panu Wojtkowi, ale skoro Marek, który był niezłym obserwatorem, nie podzielał moich obaw, to tym bardziej pan Wojtek by stwierdził, że przesadzam. On niestety zwykle był odporny na subtelne sygnały i zbagatelizowałby problem.
Wracając do tematu, pan Wojtek pokazał muzykom ich miejsce pracy, chwilę z nimi porozmawiał i odszedł do swoich spraw. Mężczyźni przez chwilę porozglądali się, coś między sobą rozmawiając. Czerwonowłosy podszedł do Kaśki, która po chwili rozmowy pokiwała twierdząco głową i zaprowadziła ich do tylnego wyjścia. Chwilę potem wnosili cały swój sprzęt. Przygotowania szły im dość sprawnie i nie minął kwadrans, jak zaczęli grać. Wokalistą był ten czerwonowłosy, dredowiec grał na gitarze, zakolczykowany obsługiwał klawisze, a żujący gumę usiadł za bębnami. No i dobrze, przynajmniej nie będzie mi psuł widoku swoją gębą, bo za każdym razem gdybym na niego spojrzał, nawet przelotnie, widziałbym nad jego głową napis „homofob”.
Musze przyznać, że grali całkiem niezłą muzę, a wokalista miał miły dla ucha głos. Zaczęli od jakiejś nastrojowej piosenki, tak że parkiet szybko zapełnił się przytulającymi się parami. Potem była kolejna piosenka i kolejna, a po dwóch godzinach zrobili sobie chwilę przerwy. Usiedli przy jednym ze stolików i wzięli coś do picia i do jedzenia. Zauważyłem, że niektórzy klienci baru podchodzą do nich i ich zagadują. Niestety nie wiem jak muzycy na to reagowali, bo musiałem iść do kibla na dłuższe posiedzenie. Już miałem wychodzić, gdy usłyszałem, że ktoś wszedł. Normalnie bym się tym nie przejął, bo to przecież kibel, więc normalne, że ktoś wchodzi, gdyby nie głosy, które usłyszałem.
- Kurwa, Jaro, gdzieś ty nas przyprowadził? Klub dla pedałów!
Aż usiadłem na kiblu i odruchowo podciągnąłem nogi, żeby nie było mnie widać jakby ktoś zaglądał pod drzwiami. Czułem się zupełnie jak w jakimś filmie szpiegowskim.
- Cicho bądź – ktoś próbował uspokoić pieniacza, ale z marnym skutkiem, bo tamten dalej warczał. – Zamknij, się, kurwa! – Chyba musiał mu w końcu zatkać usta ręką, bo bluzgi umilkły. – Zacznij w końcu myśleć!
Nastąpiła chwila ciszy, a mnie skręcało, co oni robią. Chyba ten spokojniejszy sprawdzał czy kible są wolne bo zobaczyłem przed moją kabiną nogi. No to klops, jak otworzy drzwi, to zostanę odkryty. Na szczęście dla mnie nie otworzył drzwi, tylko zajrzał pod drzwiami. Nic nie zauważył bo siedziałem z podwiniętymi nogami, prawie wstrzymując oddech.
- Nikogo nie ma. A ty najpierw sprawdź czy nikt nie słucha.
- A chuj mnie to obchodzi. Jesteśmy w klubie dla pedałów! Myślisz, że mnie obchodzi, co jakiś pierdolony pedał o mnie myśli?!
Jednak miałem rację, to JEST pieprzony homofob. Wrrrrr
- A czyja to niby pierdolona wina? – Oj, ten drugi chyba się wkurwił. – Po tej rozróbie w
”Błękitnej Lagunie” w twoim i Cichego wykonaniu nie chcą nas wpuścić do żadnego klubu. Ten był jedynym, który się zgodził. Jak, kurwa, mamy stać się sławni, jak przez was, debile, nie mamy gdzie grać?
- Odpierdol się ode mnie, dobra? To nie ja zacząłem, tylko ten najebany idiota, który się do nas przypierdolił.
- Ale ty mogłeś to skończyć! Wystarczyło kulturalnie wyjść, a nie startować do niego z łapami!
- Znaczy miałem pozwolić by mnie obrażał?!
- Dokładnie tak! Twoja pierdolona duma niewiele by ucierpiała, a my byśmy dzisiaj może nagrywali płytę! JA ma zamiar kiedyś tę płytę nagrać, więc lepiej zamknij mordę i graj! Bo jak nie, to ja ci przypierdolę tak, że nie będziesz mógł tych swoich pałeczek nawet do łapy wziąć! Kapujesz?!
Odpowiedzi nie było, tylko jakiś rumor, a po chwili trzaśnięcie drzwiami. Dość mocne trzaśnięcie. Na szczęście drzwi wytrzymały. Szybko wyszedłem z kibla, mając nadzieję, że Karol poradził sobie za barem podczas mojej nieobecności. Na szczęście miał wszystko pod kontrolą.
Przez resztę dnia obserwowałem zespół. Grali całkiem przyjemnie i klienci byli wyraźnie zadowoleni. Parkiet był cały czas pełny, a i zdarzało się, że parę utworów śpiewali razem z wokalistą. Po czterech godzinach grania członkowie zespołu stwierdzili, że są zbyt wykończeni, by dalej grać. Rozdali ulotki reklamujące ich zespół, zebrali sprzęt i wynieśli się. Byłem ciekaw czy wrócą jeszcze, czy może jednak homofobiczny członek kapeli postawi na swoim.
Kilka dni później pojawili się znowu i chociaż perkusista wciąż miał minę wyraźnie mówiącą co sądzi o tym miejscu, to jednak, na szczęście, odbyło się bez żadnych burd czy innych problemów.
Grali u nas, z przerwami mniejszymi lub większymi, jakieś dwa miesiące, przez cały czas rozdając ulotki reklamujące zespół. Oprócz ulotek pozostawili po sobie mnóstwo utworów, które dość często były nucone w naszym barze, a że zostawili też amatorsko nagrane CD, to zdarzało się, że któregoś z facetów naszła ochota na popisy wokalne przy wtórze ich muzyki. Ponieważ nie był to pierwszy zespół, który u nas grał, więc po jakimś czasie ich piosenki odeszły w zapomnienie. Znaczy, były nucone, czy puszczane przez głośniki, ale nikt już nie pamiętał jaki zespół je grał. Ot, po prostu utwory jedne z wielu tutaj puszczanych.
Któregoś razu akurat puszczaliśmy jakąś ich piosenkę z głośników, gdy do baru przysiadł się jakiś facet, zamówił drinka i powiedział;
- Widzę, że wciąż gracie nasze utwory.
Spojrzałem na niego zdziwiony. Próbowałem go sobie przypomnieć, ale za cholerę nie mogłem. Chyba miałem te moje rozterki wypisane na twarzy, bo facet dodał:
- „Bad Angels”, graliśmy tutaj jakiś czas temu.
Olśniło mnie po jakiś pięciu minutach wgapiania się w faceta. Zespół sobie przypomniałem, ale jego nie. Chyba się po mojej minie domyślił, tego, bo dodał:
- Wyglądałem wtedy trochę inaczej, czarna skóra, czerwone włosy…
No tak! Wokalista.
- Pamiętam – uśmiechnąłem się. – Jak wam się powodzi?
- Rozpadliśmy się – Nutka westchnął.
- Współczuję.
- Bo ja wiem…
Popatrzyłem na niego zdziwiony.
- Od początku ciągle się kłóciliśmy, ale myślałem, że w końcu kiedyś się zgramy. Do tego Darek i Krzysiek wciąż wszczynali burdy po pijaku, przez co nikt nie chciał w nas inwestować…
- Błękitna Laguna, klub dla pedałów… - mruknąłem, niby mimochodem, czyszcząc szklankę. Nutka popatrzył na mnie zdziwiony. – Słyszałem pewną rozmowę w toalecie. Zakładam, że Jaro to ty, a ten drugi to był wasz perkusista.
- Jarek Sołecki, pseudo Jaro – odparł odruchowo. – Ale jak…?
- Trzeba było sprawdzić dokładniej kabiny, a nie tylko zaglądać pod drzwiami.
Spuścił głowę i nakrył ją rękami.
- Sorki za to – wymruczał.
- Mnie nie przepraszaj, bo to nie mnie zrobiłeś przykrość. Chociaż się zastanawiam czy to akurat ty powinieneś przepraszać. No chyba, że myślisz tak samo jak on.
- Nie, no co ty! – zaprzeczył gwałtownie.
- Więc co teraz robisz, skoro zespół się rozpadł? – zapytałem chcąc zmienić ten troszkę niezręczny temat.
- Wróciłem do przerwanych studiów, a w międzyczasie próbuję kariery solowej.
- To dlatego zmieniłeś wygląd?
Pokiwał twierdząco głową.
- Ktoś mi powiedział, że taki wygląd lepiej pasuje dla poważnego wokalisty. No chyba, że chcę od samego początku jechać na aferach, a nie na swoich osiągnięciach muzycznych.
- I jak idzie?
- Całkiem nieźle – uśmiechnął się. – Udało mi się nawet nagrać pierwszą płytę. Jak na początek nieźle, chociaż nie stałem się przez to jeszcze sławny.
- Ale początek już jakiś jest, to najważniejsze.
- No właśnie.
- Wiesz, męczy mnie jedna kwestia.
- Jaka?
- Czemu właściwie to przyszedłeś? Już raczej chyba nie potrzebujesz występować w barach, w dodatku takich jak ten, gdzie nie przychodzą żadni ludzie, którzy mogliby ci pomóc w karierze?
Tak po prawdzie przychodził do nas pewien facet pracujący w branży muzycznej, ale prosił by nikomu o tym nie mówić, bo dość miał ludzi, którzy zawierają z nim znajomość tylko po to by coś załatwić, a do naszego baru przychodził by się odstresować i posiedzieć w miłym towarzystwie. Bardzo mnie cieszyło takie podejście, bo to oznaczało, że nasz lokal jest dobrze prowadzony, obsługa właściwa i klienci też zadowoleni. Dlatego też spełniłem jego prośbę i zatrzymałem w sekrecie jego zawód, który zdradził mi któregoś dnia przez przypadek, gdy zwierzał mi się nad szklaneczką drinka.
Nutka wyraźnie zaczerwienił się i zmieszał.
- No bo tu jest całkiem miło… - zaczął się wyraźnie plątać w zeznaniach, przez cały czas uciekając wzrokiem na boki.
Taaa, a ja jestem baletnica… Zresztą, niech mu będzie, nie będę naciskał, bo dobrze wiedziałem, że prędzej czy później i tak skończy się happy endem. Oni wszyscy przychodzili tu z różnych powodów: a to zaszli przypadkiem, a to z ciekawości, czy też szukając kogoś do przelecenia, albo przez pomyłkę, a i tak kończyli tak samo, znajdując kogoś do kochania. No, prawie wszyscy, tak 90%.
Nutka przychodził do nas dość często, zwykle wieczorami. Czasami po prostu siedział i sączył drinki, a czasami skrobał coś na kartkach papieru nucąc przez cały czas pod nosem. Czasami zaczepiał mnie, potrzebując pomocy w znalezieniu jakiegoś rymu. Domyślałem się, że sam sobie pisze teksty.
Po kilku tygodniach coś zaczęło się psuć w tej jego rutynie. Na początku to były pojedyncze drinki z przypadkowymi klientami baru, jakby Nutka w końcu się przełamał i zaczął nawiązywać znajomości. Potem było ich coraz więcej, aż w końcu zakochał się. Nawet nie zauważyłem kiedy to było, faktem jednak jest, że któregoś dnia, gdy usiadł przy barze, był jakiś taki bardziej radosny.
- Czyżbyś w końcu zakochał się w jakimś facecie?
Widok jego zbaraniałej miny był bezcenny.
- Skąd wiesz?
- Mam oczy, to robię z nich użytek. Z szarych komórek też, a z matematyki nie byłem aż tak kiepski by nie móc dodać dwa do dwóch.
Westchnął rozdzierająco.
- Wybacz, ale zabrzmiało to tak, jak byś tego żałował.
- Nie żałuję, on jest cudowny, ale… - zamilkł na chwilę, wpatrując się w swojego drinka. – Nie sądziłem, że to wszystko się tak potoczy. Kiedy zaczęliśmy tu grać, wiedziałem, że to klub dla gejów, ale zwisało mi to, ważniejsze było, że w ogóle jeszcze jakiś klub chce nas wpuścić. Tak bardzo mi na tym zależało, że nawet nie powiedziałem chłopakom co to za klub. Zresztą sam wiesz jakie poglądy na to miał Darek. – Pokiwałem twierdząco głową. – Jeśli zaś o mnie chodzi… zawsze wmawiałem sobie, ze jestem tolerancyjny, jednak gdy za każdym razem jak robiliśmy sobie przerwy, gdy podchodzili do nas i nas zaczepiali, niektórzy nawet próbowali podrywać, robiło mi się jakoś tak dziwnie, jakbym jednak nie był tak tolerancyjny jak sądziłem. Potem zaczęliśmy grać w większych i bardziej znanych klubach, a mnie nagle czegoś zaczęło brakować. Wkurwiało mnie to, bo nie potrafiłem określić co to. Stałem się bardziej drażliwy i jak do tej pory starałem się łagodzić wszystkie konflikty w zespole, tak teraz zdarzało się, że sam wszczynałem kłótnie. Tak sobie czasami myślę, że może przez to rozpadł się zespół… - zamilkł znowu wpatrując się w pustą już szklankę. Nie pytając napełniłem ją znowu. Nutka łyknął i mówił dalej. – Sam nie wiem co mnie do tego pchnęło, ale któregoś dnia po prostu tu przyszedłem. Usiadłem, zamówiłem drinka, a gdy go wypiłem… czułem się zupełnie inaczej. To było dość dziwne. Przychodziłem tu coraz częściej, okazało się nawet, że tutaj lepiej wymyśla mi się teksty, które były przyjmowane o wiele lepiej, częściej były grane. To było tak, jakby ten bar dawał mi siłę i spokój. To było dla mnie niezrozumiałe, a jednocześnie pragnąłem tego coraz bardziej. Jakoś tak odruchowo, nie zdając sobie z tego sprawy, zacząłem wsiąkać w ten klimat, zawierać nowe znajomości. A im bardziej poznawałem tych wszystkich facetów… Nawet nie wiem kiedy się zakochałem w jednym z nich. Zajęło sporo czasu zanim to zrozumiałem, ale Bartek był cierpliwy, jakby wiedział co się we mnie dzieje. Nie mówił nic, co by mnie mogło zawrócić z tej drogi, wspierał, gdy tego potrzebowałem, był kiedy potrzebowałem i znikał, kiedy chciałem być sam. Był prawdziwym przyjacielem, a ja… zakochałem się w nim i nawet nie wiem jak mu to powiedzieć.
- Zwyczajnie, podchodzisz do niego i mówisz „kocham cię”.
- Ale ja nigdy tego nie mówiłem! – wykrzyknął żałośnie.
- Nie mów, że jesteś prawiczkiem? – Z wrażenia aż upuściłem szklankę. Całe szczęście, ze spadła na blat, a nie na podłogę.
- Ciii, zdurniałeś? Walić to tak głośno… - przechylił się przez kontuar i zatkał mi usta ręką.
- A co w tym złego? Nie jesteś pierwszym prawiczkiem w tym barze i jeszcze pewnie nie ostatnim.
- Nie jestem prawiczkiem – syknął.
- Więc w czym masz problem? – zdziwiłem się.
Westchnął ciężko.
- To nie chodzi o seks. Chociaż z facetem tego jeszcze nie robiłem, ale to raczej nie problem, Anal zawsze będzie taki sam, tylko dupa conajwyżej inna.
- Więc o co?
- No bo ja nie umiem powiedzieć, że go kocham! – popatrzył na mnie jakoś tak żałośnie, że aż mi się go żal zrobiło. – Ja nie chcę żeby to było tak banalnie, jakbym czytał jakąś ulotkę reklamową. Chciałbym, żeby to było takie… uduchowione, romantyczne.
Parsknąłem ze śmiechu, że aż Nutka popatrzył na mnie zdziwiony.
- Wybacz, nie sądziłem, że z ciebie taki romantyk.
Aż się zaburaczył. Dosłownie.
- Co w tym złego? – burknął.
- Ależ nic. To po prostu urocze. Skoro chcesz, żeby było do szpiku kości romantycznie, to może napisz dla niego jakąś piosenkę?
- Myślisz? – spojrzał na mnie z nadzieją. – Ale to facet…
- No i co z tego? Myślisz, że skoro facet to nie może być romantyczny? Wybacz, ale skończyły się czasy, gdy facet musiał być macho, a inne zachowania były uważane za babskie.
- No to może spróbuję… - wybąkał, wciąż niezbyt przekonany do tego pomysłu.
Jednak już następnego dnia pracowicie coś skrobał siedząc przy barze. Chyba jednak niezbyt mu szło, bo przez cały czas marszczył brwi, gryzł długopis i co jakiś czas z wściekłością miął kartki wrzucając je do kosza.
- Nic z tego – jęknął kiedy drugi dzień nic mu nie wychodziło.
- No co ty, napisałeś tyle fajnych piosenek, a tej jednej nie możesz?
- Bo wtedy mi tak nie zależało – jęknął żałośnie. – Po prostu, wpadał mi do głowy jakiś pomysł i jakoś tak sam się przerabiał w piosenkę.
- Więc teraz też tak zrób. Przestań o tym myśleć tak intensywnie. Najlepiej przez kilka dni wcale o tym nie myśl, rozluźnij się, zabawa, a pomysł na pewno ci przyjdzie do głowy.
- A jeśli nie?
- Weź przestań. Kochasz go?
- Jak skurwysyn! – zapewnił z żarliwością.
- Więc prędzej czy później znajdziesz odpowiednie słowa. Najwyżej poczekasz trochę dłużej. Miłości, mój drogi, nie wolno poganiać, bo łatwo może się zmienić w nienawiść.
Nic nie odpowiedział, ale chyba wziął sobie moje słowa do serca, bo przez kilka dni tylko przychodził bawić się i pić. Aż któregoś dnia znowu usiadł przy barze i zaczął skrobać.
- Mam! – wykrzyknął radośnie, kiedy już skończył.
- Tylko słowa, czy muza też?
- Na razie słowa, ale muza też już mi krąży po głowie, więc wybacz ale nie bardzo mam czas na gadanie, bo jeszcze mi muza z głowy wyleci…
- Ależ oczywiście – uśmiechnąłem się i dolałem mu drinka. Przez następne dwie godziny tylko mu wymieniałem szklaneczki. Tak był zajęty pisaniem, że nawet nie zauważył kiedy alkohol zamieniłem na sok.
- Napisałem! – Oczy mu się świeciły niczym choinka w Boże Narodzenie. – Chcesz posłuchać?
- Czemu nie… - byłem strasznie ciekaw co napisał.
Nutka zaczął nucić:
Earth Angel, Earth Angel**
Will you be mine
My darling dear
Love you all the time
I'm just a fool
A fool in love with you
Earth Angel, Earth Angel
The one I adore
Love you forever and ever more
I'm just a fool
A fool in love with you
I fell for you
And I knew
The vision of your lov-loveliness
I hoped and I prayed that someday
I'll be the vision of your hap-happiness
Oh,Oh,
Earth Angel, Earth Angel
Please be mine
My darling dear
Love you all the time
I'm just a fool
A fool in love with you
Słuchałem jak zahipnotyzowany. Mimika jego twarzy, blask oczu i tembr głosu mówiły jak bardzo się wczuwa. Przez krótką chwilę żałowałem, że to nie dla mnie ta piosenka. Kiedy w końcu skończył, ja podniosłem głowę i zobaczyłem stojącego w pewnym oddaleniu młodego, krótko ostrzyżonego blondyna. Trochę mnie zdziwił, bo wyglądał jakby w niego piorun trafił. Nutka odruchowo się odwrócił, by zobaczyć, co mnie tak zaskoczyło.
- Bartek? – zdziwił się. – Czemu nic nie mówiłeś, że dzisiaj przyjdziesz?
Blondyn nic nie odpowiedział, jego oczy zaszkliły się, a zanim łzy z nich pociekły, uciekł bez słowa.
Nutka popatrzył na mnie zdziwiony.
- A jemu co się stało?
A ja chyba w tym momencie wszystko zrozumiałem. Aż dziwne, że Nutka wcześniej tego nie zauważył. Bartek zakochał się w Nutce. I teraz biedny pewnie pomyślał, że obiekt jego westchnień kocha innego. Musiałem coś z tym zrobić. Tak, w tym momencie właśnie mi się włączył tryb „pomocy księżniczki w potrzebie”. Nie znałem tego Bartka, ale czasami wpadał mi w oko, no i wyglądał na całkiem sympatycznego, a Jarek był miłym facetem, więc normalne iż uważałem, że należy im się szczęście. Nie zastanawiając się dłużej, rzuciłem do Kaśki;
- Stań na chwilę za barem, muszę coś załatwić! – I wyleciałem za uciekinierem. Balłm się, że, po tym co zobaczył, nie będzie chciał już przyjść do baru, a wtedy nie będę mógł naprawić tego, co niechcący zepsułem. Na szczęście udało mi się go dogonić. Ale to chyba tylko dlatego, że był tak zaryczany, że nie bardzo widział, gdzie leci.
- Przestań ryczeć niczym baba – mruknąłem podając mu paczkę chusteczek higienicznych, bo już ludzie zaczynali się na nas gapić. A kiedy już jakoś wytarł twarz, złapałem go za rękę i pociągnąłem za sobą. – Musimy poważnie pogadać.
W pierwszej chwili chciał mi uciec, ale zagroziłem, że mu wpierdolę (zacytowane dosłownie), jak nie będzie posłuszny i już więcej się nie wyrywał, tylko szedł posłusznie. Usiedliśmy na jakiejś ławce. Najpierw upewniłem się co do jego uczuć. W pierwszej chwili zaprzeczył, ale wystarczyło, że sugestywnie na niego spojrzałem, wymiękł i wyśpiewał wszystko. Okazało się, że zakochał się w Nutce od pierwszego wejrzenia, a że z natury jest nieśmiały, nie wiedział jak do niego zagadać. Poza tym na początku Nutka wyglądał na nieprzystępnego, jego miny, nawet cała postawa odstraszały ludzi. Dlatego też wolał patrzeć na niego z daleka. I czekać. Bo przez cały czas wierzył, że kiedyś szczęście się do niego uśmiechnie. Po jakimś czasie uśmiechnęło się na tyle, że mógł go poznać. Był wtedy wniebowzięty. Ale wciąż bał się mu powiedzieć o swoim uczuciu, więc po prostu spotykał się z nim jako przyjaciel, gdy Nutka potrzebował, pomagał mu i doradzał, wciąż zbierając się na odwagę. A gdy to się w końcu stało, jego serce zostało złamane, gdy zobaczył jak obiekt jego westchnień wyznaje miłość innemu. I to jeszcze w taki sposób, jaki sam by chciał usłyszeć.
- Głupi jesteś – stwierdziłem krotko, chociaż ucieszyło mnie to, co powiedział, bo to oznaczało iż Nutka ma u niego szanse, a ja nie będę musiał się specjalnie wysilać by ich połączyć.
- Niby dlaczego? Bo się zakochałem w twoim facecie?! – Aż się zaperzył. On musi go kochać naprawdę mocno, skoro tak gwałtownie reaguje.
- Głupi jesteś – powtórzyłem. – Nie widziałeś wszystkiego i dorobiłeś sobie błędną teorię.
- Widziałem wszystko co powinienem – burknął. – I nie wiem dlaczego w ogóle z tobą gadam.
- Bo ci zagroziłem, że ci wpierdolę, jak mnie nie wysłuchasz – przypomniałem mu. – A teraz słuchaj uważnie i mi nie przerywaj: on nie wyznawał mi miłości. Po prostu napisał dla ciebie piosenkę i prosił mnie o zdanie, bo nie był pewny czy ci się spodoba.
- Dla mnie? – Aż go zatkało z wrażenia na dobre pięć minut. – Ale… dlaczego?
- Pomyśl – postukałem go sugestywnie w czoło. Bartek wstał i zaczął chodzić tam i z powrotem coś do siebie mamrocząc. W końcu przystanął i spojrzał na mnie.
– Znaczy on mnie… kocha?
Bingo! W końcu do niego dotarło.
- Niemożliwe – wyszeptał siadając. – Jak on mógłby… we mnie…
No ja pierdole… Najpierw jęczy, że się w nim beznadziejnie zakochał i że chciałby czegoś więcej, a gdy jego marzenia właśnie mają szansę się spełnić, on zachowuje się jak kompletny idiota i odrzuca to.
- Normalnie. A jak ty mogłeś się zakochać w nim?
- No jakoś tak… sam nie wiem – wybąkał.
Rany, ręce opadają.
- No to może sam się przekonasz? Doprowadź się do porządku i wróć do baru. Jakby ktoś pytał, to powiesz, że coś ci do oka wpadło i musiałeś iść do toalety je obmyć. I czekaj na jego ruch.
- A jeśli się mylisz?
No naprawdę, ja go chyba zaraz w cymbał walnę…
- Nie mylę się. Jeśli nie powie ci tego dzisiaj, to w ciągu najbliższych dni. On też musi nabrać odwagi, jakby nie patrzeć, wyznawanie miłości to nie jest coś, co można odwalić na odczepnego.
Chyba w końcu mi uwierzył, bo poszedł do najbliższego sklepu kupić wodę mineralną, by nią obmyć zaryczaną twarz, a potem wrócił do baru. A ja za nim. Bałem się, ze Kaśka pomyśli sobie nie wiadomo co o moim ekspresowym wyjściu. Jak myślałem, musiałem wymyślić kłamstwo o problemach żołądkowych. Na szczęście łyknęła je bez żadnych podejrzeń, więc mogłem spokojnie wrócić do pracy i do obserwowania Bartka i Nutki.
Na początku nie działo się nic specjalnego, siedzieli i gadali. Po jakimś czasie Nutka chyba w końcu się odważył i zaśpiewał tę piosenkę, bo Bartek przez jakiś czas siedział jak zahipnotyzowany, a na koniec chyba się poryczał, bo Nutka nagle go objął i zaczął coś szeptać. Niestety siedzieli zbyt daleko, bym nawet próbował podsłuchiwać, mogłem jedynie obserwować. I widziałem, jak blondas uśmiechał się uszczęśliwiony, ocierając łzy. Chyba w końcu uwierzył, bo na koniec pocałowali się namiętnie.
Siedzieli do zamknięcia baru, zupełnie nie zwracając uwagi na innych, cały czas się przytulając i wymieniając czułościami. Co jakiś czas bujali się na parkiecie.
Następnego dnia niestety miałem wolne, więc nie mogłem uzyskać szczegółowych informacji. Miałem nadzieję, że przynajmniej jeden z nich przyjdzie następnego dnia i skróci moje cierpienia zaspokajając ciekawość. Musiałem chyba te swoje myśli wysyłać w eter, bo następnego dnia, jak tylko otworzyliśmy bar, pojawił się cały rozpromieniony Nutka. Nie czekając nawet na moje pytania opowiedział z detalami całe wyznanie miłości. A tak przy tym promieniał, że przez moment myślałem, że będziemy mu mogli zaproponować etat żarówki w naszym barze. Ponieważ musiałem skupić się na pracy, więc nawet nie zauważyłem, kiedy przyszedł Bartek. Przez jakiś czas przytulali się na parkiecie, a potem zmyli się, przez cały czas się przytulając, niczym papużki nierozłączki.
I tutaj właściwie kończy się moja opowieść o Nutce. W przemyśle muzycznym nie odniósł żadnego sukcesu, za to w miłości… domyślcie się sami. Zresztą niespecjalnie się przejął swoimi niepowodzeniami, bardziej zajęty rozpieszczaniem Bartka, który co jakiś czas, gdy Nutka był na zajęciach, przychodził do baru i opowiadał mi o tym jaki szczęśliwy jest i jak jego kochanek go rozpieszcza codziennie. I o to właśnie chodziło. Byłem podwójnie zadowolony, bo kolejna para połączyła się w naszym barze, a ja nie musiałem się specjalnie trudzić, by im w tym pomóc, musiałem ich tylko pchnąć we właściwym kierunku, a dalej zadziałało prawo miłości.
** Elvis Presley „Earth angel” tłumaczenie własne
Ziemski Aniele, Ziemski Aniele
Czy będziesz moim?
Moje najdroższe kochanie
Kocham cię czas cały
Jestem zwykłym głupcem
Głupcem zakochanym w tobie
Ziemski Aniele, Ziemski Aniele
Którego ubóstwiam
Kocham cię na wieki i jeszcze dłużej
Jestem zwykłym głupcem
Głupcem zakochanym w tobie
Zakochałem się w tobie
I poznałem
obraz twojej śliczności
Miałem nadzieję i modliłem się, że któregoś dnia
Ja będę obrazem twojego szczęścia