Rozdział 6
Archer starał się wyglądać na obojętnego i spokojnego, ale naprawdę był bardzo podekscytowany perspektywą otrzymania nowego miecza. Saes Caireann okazał się być dobrym przyjacielem Kelsa, więc chłopak ufał, że będzie to ostrze najwyższej jakości. Uśmiechnął się do siebie, ale zaraz zganił się za to. Siedział wraz z Kelsem i kowalem przy stole. Saes zaserwował czerwone, owocowe wino. Smakowało wybornie.
Kels zajęty był opowiadaniem czegoś kowalowi. Archer słuchał i rozglądał się po kuźni, próbując zidentyfikować jak największą liczbę narzędzi. Jeden ze stojaków na broń okazał się być składowiskiem oręża wojskowego, które Saes tworzył na zlecenie armii Wschodnich Gmin Imperium. Myślał kiedyś o tym, żeby wstąpić do wojska, ale nic z jego planów nie wyszło. Jak zwykle.
- Tak, mój dobry znajomy, Revelin, powiedział, że się zjawi i zrobi wstępne rozeznanie w tych kopalniach. – powiedział poważnie Kels i upił łyk wina.
- To dobrze. Niepokoi mnie to, że takie miejsce znajduje się niedaleko miasta. – rzekł Saes. – Dobrze, że wpadliście.
- Gregor szykuje za kilka dni kolację, jak zwykle. Jesteś zaproszony. – odparł mag. Kowal skrzywił się nieco.
- Dorell się pojawi?
- Cóż… tak przypuszczam.
- Dziękuję za zaproszenie, ale nie wiem, czy znajdę czas. – stwierdził wymijająco Saes.
- Proszę cie tylko, żebyś o tym pomyślał. Gregor chciałby z tobą pogawędzić, dawno się nie widzieliście. Poza tym wyjście dobrze ci zrobi.
- Wiem, wiem. Jeśli będziesz kiedyś w okolicy, przyjdź. Może wtedy będę wiedział coś na pewno.
Kels i Archer pożegnali się z kowalem i obaj postanowili wrócić do domu Gregora. Kels chciał jeszcze porozmawiać z Nevisem, ale stwierdził, że to może poczekać.
- Przydałoby się jakieś większe zlecenie. – powiedział, chyba sam do siebie Kels, patrząc przed siebie. Wyglądał na bardzo zamyślonego.
- Brakuje wam… to znaczy nam… brakuje nam pieniędzy? – zapytał niepewnie Archer, czując się nagle winny. Może to przez niego? Kels nie należy do ludzi, którzy będą wypominać wszystkie dobre uczynki, które spełnili, ale mimo wszystko nie chciał być przyczyną cudzych kłopotów.
- Nie sądzę. Nevis zajmuje się naszymi rachunkami a jak na razie nie zgłosił niczego. Dodatkowe fundusze zawsze się jednak przydają.
- Rozumiem.
- Coś się stało?
- Nie, ale… Mam wrażenie, że przeze mnie nie zarobiliście tyle, ile chcielibyście. Kyla i ja nie mamy pieniędzy, więc…
- Riddock, ile razy mam ci mówić, że to jest zamknięty rozdział. Pracujemy teraz razem. Nie jesteś nic winny ani mi, ani tym bardziej reszcie. Zrozumiałeś? – powiedział stanowczo Kels, wpatrując się w brązowe oczy chłopaka. Archer przytaknął bez namysłu. Chciał wierzyć w te słowa.
- Dobrze. – mag uśmiechnął się nieznacznie. – Nie chcę już o tym słyszeć! Nigdy!
- Mówię, co czuję. – bronił się chłopak.
- Nie sądziłem, że robię lub mówię cokolwiek, co dałoby ci odczuć, że masz wobec mnie jakiś dług.
- To nie tak…
- Więc jak? – Kels przerwał mu niecierpliwie.
- Ja… przepraszam, nie chciałem cię urazić w żaden sposób.
- Riddock, przestań. Nie przepraszaj mnie. Nie masz za co. Patrz w przyszłość, dobrze? Spróbuj. Wiem, że nie jestem najodpowiedniejszą osobą do udzielania rad takich, jak ta, ale mówię to, bo sam bardzo chcę zapomnieć o przeszłości.
- Nie da się tego tak po prostu zrobić. Nie lubię być od kogoś zależny. Nie chcę zaufać, żeby potem się zawieść. To tak, jakbyś sam przed sobą był zupełnie obcy, rozumiesz, Kels? – oznajmił chłopak, uciekając wzrokiem.
- Aż za dobrze. – odparł mag. Przez chwilę był z powrotem w domu rodziców i widział niezadowolenie ojca. Widział jego rozczarowanie. – Chodź, dosyć już ponurych rozmyślań. Głowa mnie od tego boli. – dodał i ruszył przed siebie. Archer dogonił go zaraz. Chłopak zauważył, że kierują się w stronę domu Gregora.
- Wiesz, że nie musisz mnie odprowadzać.
- Oczywiście, ale chciałbym jeszcze porozmawiać z Gregorem.
- On rozmawiał ze mną po tym, co się stało na rynku, wczoraj. Poczułem się, jakbym w jakiś sposób go zawiódł… Nie rozumiem tego. – wyznał Archer.
- Nie zawiodłeś go. Stwórca wie, że Gregor wiele w życiu przeszedł. – odparł Kels, ale nie powiedział nic więcej. Archer już zdążył zauważyć, że żaden z najemników nie jest skory do opowiadania o swojej przeszłości.
Po dłuższej chwili spaceru w milczeniu, obaj byli na miejscu. Archer otworzył drzwi swoim własnym kluczem i wpuścił Kelsa do środka. Kyla siedziała przy stole i grała w warcaby sama ze sobą. Gregora nie było widać.
- Już wróciliście? – zapytała dziewczyna, spoglądając na obu mężczyzn.
- Jak widać. – odparł jej brat, uśmiechając się nieco.
- Nie ma Gregora? – zapytał mag, rozglądając się po domu. Dziewczyna pokręciła głową.
- Wyszedł przed chwilą. Jestem nawet zdziwiona, że się nie minęliście. Przybył dziś posłaniec z wiadomością do ciebie. – dodała, wskazując na komodę. Kels wziął zapieczętowane pismo i otworzył kopertę. Usiadł przy stole i zaczął czytać. Przez chwilę w izbie panowała cisza, przerywana tylko przesuwaniem pionków po planszy przez Kylę. Wreszcie Kels skończył i odłożył list na stół.
- Przeklęci magowie. – westchnął głośno.
- Bardzo ciekawa uwaga. – powiedział Archer, wywołując tym samym uśmiech na twarzy maga. Przez myśl przeszło mu, że chciałby to robić częściej. Sprawiać, by Kels się uśmiechał.
- Muszę wybrać się na spotkanie rady klasztornej. Wiedziałem, że wkrótce ją zwołają, ale łudziłem się, że tym razem nie zostanę wezwany. – wytłumaczył rodzeństwu uzdrowiciel.
- Jesteś tam kimś ważnym? – zainteresował się Archer.
- Jestem członkiem rady, ale to nie jest zbyt znacząca posada. Kilku przedstawicieli magów z każdego profilu zasiada w radzie. Spotykają się od czasu to czasu, żeby ponarzekać i tak naprawdę nie osiągają praktycznie nic, zwołując te zebrania. Muszę jednak jechać.
- Teraz? – zdziwiła się Kyla.
- Nie, nie. Dopiero za dwa miesiące. Zawsze piszą z wyprzedzeniem, żebym mógł zarezerwować termin.
Archer spojrzał na swoją siostrę. Chciał zapytać, jak długo Kelsa nie będzie w mieście, ale nie mógł wydusić z siebie ani słowa.
- Ile może trwać taka narada? – zapytała dziewczyna, rozumiejąc niemą prośbę brata.
- To zależy od tematu obrad. Dzień, dwa, może tydzień, lub więcej. Nie sposób tego przewidzieć.
- Dochodzi jeszcze droga do klasztoru. – powiedziała Kyla, rzucając ukradkowe spojrzenia swemu bratu.
- Wbrew pozorom, to nie jest tak daleko. Poza tym przyjedzie po mnie któryś z Rycerzy Świętego Ognia.
- To chyba dobrze… Imperium nie jest tak bezpieczne, jak kiedyś. – stwierdził Archer.
- Owszem, ale niespecjalnie boję się podróży. – uśmiechnął się Kels, unosząc lekko prawą rękę. Nagle na jego dłoni zatańczyły płomienie. Archer mimowolnie cofnął się, widząc ten pokaz magii. Kels zacisnął dłoń w pięść i płomienie zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.
- Mieszany profil. – powiedział mag. – Oni to nazywają magią kreacji, choć większość zwykłych ludzi myśli, że to magia żywiołów.
- To daje chyba dużo… możliwości… - zaczął Archer, uważnie przyglądając się Kelsowi. Ten przytaknął.
- Owszem. Spotkałem się z wieloma przypadkami kreacjonistów i muszę przyznać, że robili niemałe wrażenie. Moim przewodnim profilem jest magia uzdrowicielska, także nigdy nie dojdę do takiej wprawy. Umiem jednak wyczarować jakieś płomienie.
- Umiałbyś stworzyć iluzję jakiejś osoby? – zastanowił się chłopak.
- Na pewno nie bez wad, ale uważam, że potrafiłbym. – przyznał bez cienia przechwałek Kels.
- Chciałbym to kiedyś zobaczyć.
- Kiedyś. – obiecał mag i zabrał list ze stołu, po czym schował go do kieszeni. – Muszę się zbierać. Mam dziś jeszcze umówionych pacjentów, a chciałem się też zobaczyć z Nevisem.
- Może zostaniesz jeszcze na moment? Zaparzę herbaty? – zaproponowała Kyla, wiedząc, że jej brat w życiu nie zdecyduje się na coś takiego. Kels uśmiechnął się, kręcąc głową.
- Może innym razem.
- Cóż, trzymam cię za słowo. – odparła z uśmiechem dziewczyna. Archer odprowadził Kelsa do drzwi, ukradkiem oglądając się na siostrę, która uśmiechała się do niego złośliwie.
- Dam ci znak, kiedy Saes skończy twój miecz. – powiedział Kels. – Gracjanem Kristoffem też się nie martw. Będzie dobrze. – zapewnił go mag i klepnął go przyjacielsko w ramię.
- Mam nadzieję. – odparł sucho Archer, zamykając drzwi za uzdrowicielem.
Kyla spojrzała na niego pytająco. On tylko wzruszył ramionami.
- O co ci chodzi? – zapytał poirytowany.
- Ty mi powiedz, panie maślane oczy. – odrzekła dziewczyna, uśmiechając się słodko. – Przystojny facet, nie powiem.
- Przestań już!
- Archer, jeśli nie zaczniesz dawać mu do zrozumienia, że podoba ci się, to on tego nie pojmie w życiu!
- Od kiedy jesteś takim ekspertem? – zdziwił się ciemnowłosy chłopak.
- Och, nie bądź taki! Działam z dobrymi intencjami. – broniła się dziewczyna.
- Działasz? Jak to działasz?
- Tak mi się tylko powiedziało!
- Kyla, co ty planujesz? – Archer nie wiedział, czy ma się złościć, czy popaść w depresję. Jego siostra wzruszyła ramionami.
- Nie wiem o czym mówisz. – odparła.
***
Kels musiał przyznać, ze był zadowolony z tego, że jego relacje z Riddockiem się poprawiły. Było coś, czego mag nie potrafił wytłumaczyć, a co trwało od chwili, w której chłopak spojrzał na niego po raz pierwszy. Być może czuł się odpowiedzialny za bliźniaki, tak jak Gregor.
Uzdrowiciel minął kilku ludzi, którzy życzyli mu dobrego dnia i pytali o zdrowie. Odpowiadał im życzliwie i dziękował za pozdrowienia. Wiedział, że pełni odpowiedzialną rolę w społeczeństwie i starał się sprostać oczekiwaniom innych ludzi. Nie było to zawsze dobre, jednak został wychowany do niesienia pomocy.
Przed domem dostrzegł Nevisa, który rozmawiał z ładną, młodą kobietą. Miała jasne, długie włosy i bardzo kobiece kształty. Typ Dorella. Kels mimowolnie uśmiechnął się do siebie.
- O, Kels! –zawołał Nevis, podchodząc do niego. – Ta młoda dama to Lianna Laiho. Pragnie wraz z ojcem dostać się do Aeral. – wytłumaczył magowi przyjaciel.
- Rozumiem. Zaoferowałeś pani nasze usługi? – dopytywał się uzdrowiciel.
- Pannie. – poprawiła go dziewczyna, uśmiechając się delikatnie. Mimo tego uśmiechu, Kels miał wrażenie, że pożera go wzrokiem. Cóż, niezbyt subtelna dziewczyna.
- Oczywiście. – zreflektował się mag. – W czym mogę jeszcze pomóc?
- Och, na pewno coś by się znalazło. – zapewniła go Lianna, śmiejąc się. Kels z czystej grzeczności uśmiechnął się, rzucając spojrzenie Nevisowi, jakby szukał w nim pomocy.
- Ustaliliśmy już większość szczegółów. Chciałem tylko zapytać o zdanie twoje i Gregora.
- A Lavena i bliźniaki? – zainteresował się uzdrowiciel.
- Tak, tak. Pamiętam. – zbył go Nevis, uśmiechając się do panny Lianny.
- W takim razie pozostaje mi tylko zapewnić pannę o bezpiecznej podróży. – powiedział Kels.
- Taką mam nadzieję. – odparła, wypinając nieco bujne piersi do przodu. Jak na oko Kelsa, jej gorsecik był trochę przyciasny i mag zastanawiał się, jak dziewczyna w nim oddycha.
- Zapraszam pannę do karczmy. Przy winie będzie się nam znacznie lepiej rozmawiało. – wtrącił Nevis.
- Z przyjemnością. Kto jeszcze z nami pojedzie? – zainteresowała się jasnowłosa dziewczyna.
- To zależy ilu ludzi pani potrzebuje.
- Góra czterech. Mamy nieco dobytku i towarów na sprzedaż, ale nie jest tego aż tak dużo. – wyjaśniła.
- Dobrze. Spotkajmy się jutro w karczmie… hm… powiedzmy o 10 rano. O wczesnej porze mam umówionych pacjentów, ale powinienem zdążyć.
- Znakomicie. – ucieszyła się Lianna Laiho. – Chodźmy więc, panie Dorell. – dodała, zwracając się do drugiego z najemników.
- Może mi panienka mówić Nevis.
- W takim razie ja jestem Lianna. – odwzajemniła się dziewczyna, rzucając Kelsowi ostatnie, pełne żaru spojrzenie. Uzdrowiciel pokręcił głową i wszedł do domu. Stwórco, to będzie ciężkie zlecenie.
***
- Dobra wiadomość! – zakrzyknął Gregor, wchodząc do domu. Rodzeństwo podniosło głowy znad partyjki warcabów, w które oboje grali. Kyla spojrzała na najemnika pytająco.
- Lady Lea Werther zleciła nam proste zajęcie. Płaci za to bardzo dobrze! Święta kobieta! – rzekł ucieszony Gregor i podszedł do stołu, przy którym siedziały bliźniaki.
- Co to ma być? – zainteresowała się Kyla.
- Pod posiadłością Wertherów są spore piwnice. Trzeba je przeczesać i uprzątnąć i przegonić zwierzęta. Nie jest to może wymarzone zajęcie, ale uważam, że warto się go podjąć.
- Jak najbardziej. – zgodził się Archer. – Kiedy mamy to zacząć?
- Za dwa tygodnie. Wertherowie zajmują się teraz ogrodem. To dobra, szanowana rodzina. – rzekł Gregor i zamyślił się, jakby wspominał lepsze czasy. Brat i siostra wymienili się spojrzeniami.
- Kels niedawno wyszedł. – powiedziała dziewczyna.
- Był tu? Coś się stało?
- Nie, nie. Szukał ciebie, ale nic więcej nie powiedział. - wyjaśniła Kyla.
- Powinienem się do niego wybrać i powiedzieć mu o zleceniu. Powiedziałem lady Lea, że oboje mi pomożecie. Stwórca wie, że takim młodym ludziom przydadzą się pieniądze.
- Dziękuję. – uśmiechnęła się lekko dziewczyna. Archer tylko opuścił głowę, nie wiedząc zupełnie, co powiedzieć. Nie lubił tego, gdy stawał się od kogoś zależny.
- No, Riddock, dosyć tej miny! Opowiadaj, co powiedział Saes.
- Nie ma o czym rozmawiać. Myślę jednak, że będę zadowolony z ostrza, które mi zrobi.
- Oczywiście, że będziesz! Drugiego takiego kowala to dopiero w Aeral można znaleźć! On wykuwa broń na zamówienie armii.
- Widziałem u Saesa regulaminowy oręż wojskowy.
- Jego sława dotarła już do generała Keldera! – zachwalał Gregor. – Spotkałem Nevisa po drodze. Mówił, że mamy jutro o dziesiątej spotkanie z klientką. Chce się dostać do Aeral. Może będziecie mieli okazję obejrzeć zamek dawnego imperatora Aerala z bliska.
- To byłoby miłe. – stwierdziła dziewczyna.
- Riddock, zajmiesz się końmi?
- Oczywiście. – odparł chłopak. Gdy już wyszedł Gregor spojrzał z zamyśleniem na małą Kylę.
- I jak się czuje twój brat?
- Myślę, że lepiej. Wizyta u kowala dobrze mu zrobiła. Myślę, że towarzystwo Kelsa także. – odrzekła, uśmiechając się.
- Cóż, oby tak dalej. Muszę raz jeszcze porozmawiać z kapitanem straży, ale myślę, że to będzie ostatnia taka pogawędka. – wyznał starszy najemnik.
- Dziękuję za wszystko.
- Nie musisz. Pewnym ludziom już nie pomogę. Chcę jednak pomóc wam. – powiedział cicho Gregor i wyszedł do drugiej izby, pozostawiając Kylę sam na sam z tajemnicą.