The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:28:27   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Moja Japonia


Nie trzeba znać anime, by zrozumieć o co chodzi w tym ff, niemniej polecam poznać oryginał. Mam słabość do anime sportowych, ale to uwiodło mnie wyjątkowo. Najlepszy dowód, że popełniłam ff, co mi się rzadko zdarza.


Tatsumi długo wahał się, czy przyjąć posadę w ETU. Jego wątpliwości bynajmniej nie wynikały z sentymentu do jego angielskiej drużyny, pieniędzy czy czegokolwiek innego. Mimo rozlicznych obaw, dał się wreszcie przekonać i ze swoją miną zblazowanego fanatyka piłki, wsadził cztery litery w samolot. Nie dlatego, że tęsknił za Japonią tylko dlatego, że musiał stawić jej czoła. Od sześciu lat zastanawiał się, czy już się wyleczył, czy mu przeszło i czy rozdrapywane wiecznie bolączki wreszcie się zagoiły. Cholerne, zrzędliwe jak u starej baby bolączki.
East Tokio United powitało go może nie z otwartymi ramionami, ale w miarę ciepło. Nagrane mecze, które oglądał jeszcze w Anglii, dały mu mniej więcej obraz, czego się spodziewać i rzeczywistość w miarę spójnie do tego przystawała. Wbrew własnym obawom, potrafił spojrzeć swojej Japonii w oczy. Pomagało wrzucenie się w wir pracy. Spotkania, wywiady, treningi, noce zarwane nad planszami gry i meczami puszczanymi na niewielkim telewizorze, który ściągnął do swojego zaimprowizowanego pokoju w klubie. Cały był taki nie do końca ogarnięty i niepoważny. Poza, jego ochronna maska luzaka, dawała dystans i tak sprawy toczyły się do przodu. Przynajmniej taką miał nadzieję do tej ostatniej nocy obozu treningowego.
W głównym składzie były same indywidua. Dwóch nawet pamiętał z własnej gry w ETU. Tak czy inaczej, ze wszystkimi trzeba było po kolej się uporać. Jednym podtemperować charakterki, innym zagrać na ambicji albo przypomnieć o tym, że piłkę trzeba kochać, bo z obowiązku to do kibla się chodzi, a nie na boisko. Daisuke Tsubaki był jednym z cięższych przypadków. Młody, zdolny i szybki. W jednej chwili ustawiał wynik a w następnej partolił wszystko tak, że chciało się płakać, a szczeniaka wykastrować, by wadliwych genów przypadkiem nie przekazał następnemu pokoleniu piłkarzy. Właśnie tamtej nocy wyszedł pogadać z tym całym Tsubakim. Gino miał rację, przezywając go Bakkim. Miał w sobie coś z psowatych. Taki mały, szybki psiak z ufnymi oczami. Niemniej, czasem trzeba też popracować i nad takimi przypadkami. Pokazać im, kto tu rządzi, dać prztyczka za karę i poklepać po główce na zachętę. I owego zimnego wieczoru, Tsubaki okazał się wyjątkowo wdzięcznym materiałem do tresury. W dość brutalny sposób dał sobie wytłumaczyć, że każdy czasem psuje akcje i wystarczy, żeby te dobre momenty rekompensowały gorsze. Do tego młody miał jeszcze długą drogę, ale już na nią wszedł i trener był skłonny dać mu szansę. Dać koszulkę z numerem siódmym. Rozmawiali jeszcze jakiś czas. Już nie o strategiach i meczach. Tak po prostu. Żartowali, odbijali piłkę jak równy z równym. I gdzieś w tym nowo nawiązanym porozumieniu, Tatsumi aż się speszył pod wpływem szeroko otwartych, wpatrzonych w niego oczu. Sam młody pewnie nie zdawał sobie sprawy, że aż tak się odsłonił. Takeshi umiał odczytać całą gamę uczuć odbijającą się w ślepkach. Nowo nabyty szacunek. Tak, to było spodziewane szczególnie po tym, jak pracowicie trener zdiagnozował szczenięce problemy. Był też respekt dla starszego kolegi po fachu, który zdążył stać się legendą drużyny. Sympatia również była miła, choć nie zaskakująca. Coś jeszcze, dopiero powstającego i nabierającego kształtu sprawiło, że Tatsumi, jak ostatni tchórz zrejterował. Na to ostatnie uczucie Takeshi nie umiał odpowiedzieć, więc odwrócił się i pod jakimś pretekstem uciekł do swojego pustego, ciemnego pokoju hotelowego. Następnego dnia w autokarze szczeniak już lepiej nad sobą panował, zagubiony nagłą ucieczką trenera, ale jednocześnie bardziej zdeterminowany.
Kiedyś umiałby właściwie zareagować. Kilka lat temu. Sam wiedział, jak żałosne jest zamykanie się na ludzi po zaledwie kilku porażkach. Cóż, nie miał szczęścia. Sam był kiedyś jak Daisuke, ufny i oddany. A wydawało mu się, że nie jest idealistą. Że mimo świadomości, że wszystko się kończy, że żadna miłość nie trwa wiecznie, wystarczy być uczciwym i wierzyć, że partner też taki jest. Tylko wtedy, znienacka, okazało się że żyje w iluzji. Oczywiście, jego wielka miłość zakończyła się nagle i niemal bez echa. Nawet nie mógł pozwolić sobie na otwarty żal po kimś, z kim przecież oficjalnie nie był. Bo kto to widział, żeby młody piłkarz z żonatym, dużo starszym kolegą z boiska. Miłość nie może zwyciężyć wszystkich przeciwności, nie taka prawdziwa, nie jego. I Takeshi wiedział doskonale, że zachowuje się jak kopnięty kundel. Nie cierpiał swojego zachowania. A jednak już nigdy nie dał rady spojrzeć na nikogo tak, jak na niego spojrzał właśnie jeden szczeniak. Obwarował się szczelnym murem, serce zamknął na klucz, który połknął popijając angielskim piwem. Myślał, że jest bezpieczny od środka, przed własnymi uczuciami. I był, dopóki szczenięce spojrzenie nie przeszło przez wszystkie jego warstwy ochronne, jak przez masło.

Tsubaki obserwował swojego trenera w sposób, który jemu samemu wydawał się dyskretny. Jak oczarowany patrzył, jak uszczypliwymi żartami i dziwnymi sztuczkami Tatsumi osiąga dokładnie to, co sobie założył względem poszczególnych członków drużyny. Wydawało się, że ćwiczenia fizyczne, dopracowywujące technikę, są jedynie zasłoną dymną dla jego rzeczywistych celów. Zdawał się mówić, że przygotowanie treningowe jest jedynie fundamentem, na którym buduje się zwycięstwo, ponieważ psychika jest równie ważna. I widać było, że w odróżnieniu od poprzednich, co chwila zmieniających się trenerów ledwo-co-pierwszoligowej ETU, Tatsumi założył sobie plan bardziej długoterminowy. Jako pierwszy zamieniał powoli grupę facetów grających koło siebie, w ludzi grających razem. Nie tylko przeciw temu samemu przeciwnikowi, ale naprawdę wspólnie. To, że w tym wszystkim umiał znaleźć miejsce dla jednego małolata i jego nierównej gry, tylko dodawało mu w oczach Daisuke. Nim się obejrzał zrozumiał, że jest zakochany. Tatsumi posiadał niesamowity rodzaj charyzmy który sprawiał, że nawet najbardziej sceptyczni zaczynali iść za nim i on, Tsubaki, również chciał.
Dlatego po raz drugi to on poszedł do trenera. Stanął w drzwiach z piłką w ręku, niepewnie przestępując z nogi na nogę. Zapukał.
-Wejść - odezwał się zachrypnięty głos ze środka.
-Dobry wieczór trenerze... - Tatsumi leżał wyciągnięty na łóżku podjadając lody z wielkiego pojemnika i oglądając zeszłoroczny mecz Osaki z Supporo. Na wejście Tsubakiego zastygł z łyżką w pół drogi i miną, jakby jakiś nielubiany i od dawna martwy krewny zajął miejsce Daisuke.
- O, to ty Tsubaki. Jak miło, że wpadłeś. Zechcesz się poczęstować? - uniósł kubełek. - W lodówce w pokoju lekarskim mam jeszcze truskawkowe.
- Dziękuję, trenerze...
- Oj, nie przesadzaj. Młody jesteś, nie musisz jeszcze trzymać się diety. Sam opychałem się lodami, tylko nie przyznawałem się głośno.
Nie wiedząc kiedy, zagadany, zgodził się wziąć udział w truskawkowo -śmietankowym szaleństwie. Został posadzony obok trenera z dodatkową puszką kawy i jakoś naturalnie wrócili do wcześniejszej rozmowy z ostatniej nocy obozu. Tatsumi zaczął tłumaczyć mu czego szuka i co znajduje w oglądanych meczach. Tsubaki słuchał, zastanawiając się tylko, czy kiedyś też to zobaczy. Zrobiło mu się wygodnie i sennie, ramię Takeshiego grzało przyjemnie. Zdążył niemal przysnąć, kiedy Tatsumi szturchnął go znacząco.
- No, młody. Jutro twój debiut przeciw Tokyo Victory. Leć do domu i się wyśpij.

Tatsumi jeszcze długo po wyjściu Tsubakiego myślał o całej sytuacji. Dzieliło ich piętnaście lat, nieprawdopodobnie dużo czasu. A jednak dzieciak miał coś w sobie, jakiś przyciągający trenera magnetyzm. Wiedział, o co chodzi. Dzieciak interesował go fizycznie, dobrze się z nim gadało, ale nie był w nim zakochany. Nie potrafił już. Jednocześnie, mimo solennego postanowienia, nie wyrzucił szczeniaka z pokoju, kiedy ten pojawił się w drzwiach. Przyciągało go to, co sam stracił a Tsubaki posiadał w nadmiarze. Wreszcie stwierdził, że nie będzie się przed tym bronił. Nie, nie będzie również wykonywać żadnych ruchów licząc, że młodemu znudzi się albo odwidzi. A jeśli nie, cóż, nie będzie robił dzieciakowi złudzeń, ale od przyjazdu nie miał czasu na seks i chętnie by coś z tym zrobił.

Szczeniak sprawdził się przyzwoicie w meczu, wciąż był nieograny i popełniał głupie błędy, ale Tatsumi wierzył, że to minie z czasem. I faktycznie, po każdej grze widać było nieznaczną poprawę. Wiedza, że trener nie zdejmie go za jedno nieudane zagranie dodawała mu pewności siebie. I wciąż spotykali się okazyjnie, po treningach na boisku, albo kiedy Tsubaki przywlekał się do klitki Takeshiego, już z nieodłącznymi lodami ze sobą. Takeshi nie spławiał młodego, jego uwaga i zainteresowanie sprawiały mu przyjemność. Przebywanie z młodym, psiakowatym piłkarzem również. W krótkim czasie okazało się, że lista ich wspólnych tematów jest dłuższa, od starych filmów Kurosawy, Chaplina i trochę nowszych kryminałów europejskich - obaj wiedzieli, że to dziwny zestaw - przez skrywaną miłość do lodów oraz niezrozumiały przez postronnych sentyment do przełomu zimy i wiosny. Ich schadzki miały wymiar romantyczny jedynie w głęboko ukrytym domyśle. Tatsumi dobrze się maskował i udawał, że zainteresowania szczeniaka nie widzi.
Znów siedzieli w jego pokoju, grzejąc się po całym dniu na chłodnym, wiosennym wietrze i oglądając mecz jednego z przyszłych przeciwników. Szczeniak wpatrywał się w grę Osaki z szeroko otwartymi oczami. Tatsumi wiedział, że powinien wyrzucić już chłopaka, następnego dnia mieli naprawdę ważny mecz i Tsubaki był tam potrzebny w szczycie formy. Jednak zamiast tego skrycie i z przyjemnością go obserwował.
Wreszcie Daisuke przyłapał go na jednym z przedłużających się spojrzeń. Takeshi drgnął, ale nie odwrócił wzroku. Był przekonany, że dzieciak zrobi to pierwszy, albo w ogóle nie zauważy intensywności spojrzenia. Tsubaki okazał się jednak być dużo bardziej zorientowany, niż według Takeshiego powinien. Odpowiedział odważnie, trzeba mu przyznać, przysuwając się powoli. Wreszcie nieśmiało pocałował Tatsumiego. Mężczyzna wyraźnie nie spodziewał się aż takiej determinacji. Po chwili wahania oddał pocałunek, który nie wiedzieć kiedy, przerodził się w coś zdecydowanie bardziej namiętnego i gwałtownego. Mało subtelne próby wdarcia się sobie nawzajem do ust, podgryzanie i rękę zagubioną we włosach na karku. Oderwali się od siebie na chwilę łapczywie łapiąc oddechy. Tsubaki spojrzał na niego wyczekująco, z niemym zapytaniem. Cholera, Tatsumi nie lubił robić za tego odpowiedzialnego. Zdecydowanie nie nadawał się do tej roli. Odepchnął lekko Daisuke, który przybrał minę psa przyłapanego na obgryzaniu kapci.
-Nie teraz - oznajmił Takeshi gładząc dzieciaka uspokajająco po karku.
-To kiedy?
-Udowodnij, że należy ci się miejsce w wyjściowej jedenastce. Zagraj jutro dobry mecz.
Otwarta, znowuż odsłonięta twarz chłopaka pokazywała uczucia zmieniające się jak w kalejdoskopie.
- Dobrze, zagram dobrze i przyjdę.
- Będę czekał. A teraz idź już. Ja to ja, ale piłkarz powinien chyba odpocząć przed meczem.
Dał Tsubakiemu przynętę, ale w życiu nie spodziewał się, że dzieciak aż tak się wykaże. Dobra, jakieś dobre asysty, podania i może obrona na zasadzie "biegnij, gdzie cię oczy poniosą". Tak, jak mu powiedział przed meczem. Zdecydowanie nie spodziewał się tytułu najlepszego zawodnika.
Tsubaki, zgodnie z przewidywaniami, przyszedł po swoją nagrodę. Po raz kolejny stanął w drzwiach klitki Tatsumiego, jakby nie wiedząc, czy wypada mu zamachać ogonkiem. Takeshi przyglądał się temu zjawisku z wąskim uśmiechem. Tak, miał ostatnio ochotę na takiego psowatego, fascynującą mieszaninę golden retrivera i charta. Był nawet skłonny przyjąć metodę małych kroków, żeby młody przypadkiem nie uciekł. Co najmniej paradoksalnie w stosunku do jego wcześniejszego podejścia, które wciąż usiłowało doprowadzić go do porządku z głębi czaszki.
Podszedł do chłopaka i delikatnie go pocałował, przesuwając rękę po karku..
- Tsubaki, nie wiem, czego po mnie oczekujesz - mruknął wreszcie, kiedy głos sumienia przedarł się przez opary pożądania. - Nie obiecam ci miłości do grobowej deski ani niczego takiego.
- Chcę szansy, trenerze - mruknął zagubiony. Wiedział, o czym mówi Tatsumi. Obaj byli beznadziejni w mówieniu o rzeczach tak drażliwych jak własne emocje, przynajmniej w kwestiach niezwiązanych z piłką. I może właśnie ta niezgrabność pozwoliła im się zrozumieć.
Było oczywiste, że dzieciak zdaje sobie sprawę z implikacji krótkiego ostrzeżenia. I dalej chce się w to pchać. Sumienie zamilkło z braku argumentów.
- Jeszcze jedna sprawa.
- Tak?
- Jeszcze raz nazwiesz mnie w takiej sytuacji trenerem, a polecisz biegać karne okrążenia.

">
Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum