The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 03:50:40   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Co w tobie jest 1
Minęły czasy wojen, szarpiących ziemię, niczym szpony dzikiego zwierzęcia. Każdy z możnowładców miał to zwierzę w sobie. Miał zwierzę w sercu i zapach krwi w rozdętych nozdrzach.
Szli za tym zapachem, jakby tropem rannej ofiary, nieświadomi, że sami stawali się ofiarami. Krew wsiąkła w ziemię. Glebę zaorały końskie kopyta, stopy zbrojnych, dłonie zaciśnięte w agonii. Nigdy pług. Zasiano cierpieniem i cierpienie zebrano. Kobiety rodziły w większości synów, jednak po wiosce biegały głównie dziewczynki. Tak to bywa zwykle w czasie wojny. Chłopców od najmłodszych lat wprzęgnięto w machinę wojenną Większość nie wróciła nigdy Nawet, gdy wojna się skończyła...
Brakowało rąk do pracy. Ocalałe od zawieruchy zboże przejrzało i ginęło wypalone jesiennym słońcem, gdyż nie miał kto go skosić. Każdego przybysza witano z otwartymi ramionami, było kolejną parą rąk, pracującą na wspólny chleb, na przeżycie
Nadeszła zima, a wraz z nią głód i beznadzieja. Nie widywano już spłakanych matek, wychodzących na trakt wypatrywać synów czy dzieci czekających wciąż na powrót taty. Nie było już szansy. Głód odbierał resztki sił, otwarte zaproszenie dla chorób i śmierci. Śmierć zawsze korzysta z takiego zaproszenia Chyba, że jest ktoś, kto potrafi ją powstrzymać.
Zjawił się wraz z pierwszymi promieniami wiosennego słońca, w chłodny marcowy poranek. Przyszedł pieszo. Jego kroki stłumiła młoda trawa, nieśmiało wyrastająca ze spalonej ziemi. Patrzono na niego ze zdumieniem, był pierwszym, który przybył po zimie, by się osiedlić. Pierwszym i ostatnim. Pokój nauczył ludzi nieufności dla tych, którzy przybywają samotnie i niewiele mówią. Wojna i ostatnia zima... wyrozumiałości.
Rude loki odróżniały go od czarnowłosych mieszkańców wschodu, właśnie przez nie nazywany był Płomiennym, chociaż na imię miał Aura. Pozwolono mu zająć jeden z domków na obrzeżach wioski, jego właściciel miał już nigdy nie wrócić. Wkrótce na równych rabatach w ogródku stanęły kępy czerwonej szałwi, niskie kłącza miodnika, drżąca smukła ciemiężyca, wsparła się o bieloną wapnem ścianę, delikatnie stukając w okno, jakby prosiła o wpuszczenie do środka. Słodko pachnący anyżek zakwitł tysiącami żółtych pąków. Wraz z ich wonią znikły ostatnie wspomnienia po poprzednich mieszkańcach.
Rośliny kochały Płomiennego, tak jak on je ukochał. Traktował z szacunkiem, każdą najdrobniejszą gałązkę, a natura odpłacała mu umiejętnością wydobywania leczniczej mocy z liści i kwiatów. Wywar z kory brzozowej na stłuczenia i otarcia, melisa na skołatane nerwy. Dziurawiec łagodził ból brzucha, maść z pokrzyw rwanie w stawach
Dzieci pierwsze przekonały się do Płomiennego. Przybiegały doń ze stłuczonymi kolanami, otartymi dłońmi, czy piekącym skaleczeniami, z ufnością oddając się opiece jego troskliwych rąk, pachnących tymiankiem i anyżkiem. Zawsze miał dla nich czas, łagodnie uśmiechnięty wysłuchiwał dolegliwości swoich małych pacjentów, a w jego zielonych oczach błyskały wesołe iskierki. Chwilę bólu, spowodowaną przyłożeniem maści, lub przetarciem skaleczenia wynagradzał zawsze łyżeczką miodu albo słodkimi pąkami miodnika. Niewiele było trzeba, by zdobyć serca maluchów. Powoli przychodzili do niego także ich rodzice. Natura nie miała tajemnic przed Płomiennym. Zwichnięcia nie były dla niego żadnym wyzwaniem. Wprawny ruch dłoni, ciche chrupnięcie, okład z kory - za dwa dni opuchlizna zejdzie. Podobnie z niestrawnością. Wywar z mięty przed jedzeniem i dużo majeranku do potraw - powinno pomóc. Wkrótce Aura był już "naszym zielarzem".
Pełnie zaufania Aura zdobył, gdy przyniesiono do niego syna wójta. Zmierzch zapadł tego dnia wcześnie, poprzedzony burzą, której ostatnie porywy przyginały jeszcze drzewa ku ziemi. Płomienny obrzucił chłopca najpierw pogodnym spojrzeniem, sądząc zapewne, że nie sprowadza go tu nic poważniejszego niż zwykle, po czym jego wzrok spochmurniał. Zerknął na wójta w nerwach mnącego w dłoniach czapkę i dwóch mężczyzn, którzy nieśli pacjenta, a którzy skwapliwie unikali jego wzorku a jeszcze skwapliwiej wzorku zrozpaczonego ojca. Na końcu spojrzał na dziecko.
-Co? - zapytał Płomienny, zrzucając ze stołu, wszystko, co na nim leżało.
Zapadło ciężkie milczenie.
-Co? - ponaglił uzdrowiciel zniecierpliwiony.
-Piorun... -wyznał w końcu jeden z chłopów, rzucając przerażone spojrzenie na wójta.
Ten jakby przecknął się.
-Ozłocę cię... - przypadł do kolan Aury - Wszystko ci oddam. Tylko uratuj mi go. Uratuj...
Prośba zawisła w powietrzu i nagłym milczeniu.
Płomienny popatrzył na chłopca.
-Wyjść - zakomenderował cicho - Wszyscy.
- Ja zostanę - wyszeptał wójt pobladłymi wargami - Jedyne dziecko... - głos uwiązł mu w gardle, tylko pełne cierpienia oczy wpatrywały się w Aurę błagalnie.
- No dobrze - zdecydował się - Ale odsuń się i nie przeszkadzaj mi.
Ułożył chłopca ostrożnie na stole, uważnie przyglądając się czarnym oparzelinom na jego skórze. Mały miał szczęście, że piorun nie uderzył w niego, tylko gdzieś bardzo blisko, gdyby trafił go bezpośrednio, już by nie żył. Skóra na chudych ramionach i piersi była niemal całkowicie zwęglona. Oddech dziecka był urywany i nieregularny, puls szaleńczy. Płomienny przymknął oczy i kilka razy głęboko odetchnął przygotowując się do wysiłku. Z jednego z wiklinowych koszyczków ustawionych na półce w równym rządku wyciągnął niewielki kamienny stożek, zawieszony na długim kawałku żyłki. Puknął nim lekko o blat stołu, po czym podniósł na wyciągniętej ręce nad chłopcem. Wahadełko zrazu nieruchome wychyliło się w lewo, następnie zaczęło zataczać kręgi, coraz szybciej i coraz szerzej, w końcu wirując opętańczo. Aura zmarszczył brwi i uniósłszy chłopca, położył go głową w drugą stronę, ponownie wyciągnięte wahadełko trwało w bezruchu, kołysząc się tylko od nieznacznych ruchów ręki zielarza. Mężczyzna westchnął cicho i pogładził dziecko po policzku. Potem zacisnął powieki, a dłoń przesunął na jego pierś. Powietrze w pokoju zgęstniało, zapachniało w nim burzą, która dopiero co przeszła, zbierając po drodze krwawe żniwo.
Wójt, wciśnięty niemal w ścianę za plecami uzdrowiciela, mamrotał cicho coś, co mogło być jedynie modlitwą
- Cicho - syknął Aura, opierając drugą dłoń na czole chłopca. Oddech dziecka pogłębił się i wyrównał, w pokoju uniósł się rześki zapach powietrza zaraz po deszczu. Nagle po pomieszczeniu rozeszło się coś, jakby fala ciepła. Powieki chłopca zatrzepotały, a z jego gardła wydobył się głęboki bolesny jęk.
Płomienny zachwiał się i oparł ciałem o krawędź stołu. Oczy zalśniły jak dwa szmaragdy w nagle pobladłej twarzy. Wójt, dotychczas skupiony na synu, teraz zerknął na uzdrowiciela.
-Co... ci? - zaczął, lecz przerwał, patrząc, jak Aura osuwa się bezwładnie na podłogę.
Chłopiec leżący na stole płakał rozdzierająco. Płomienny nie ruszał się. Mężczyzna zdezorientowany spoglądał raz na syna, raz na uzdrowiciela, wreszcie otworzył szarpnięciem drzwi do domu i ujrzawszy kilkanaście osób zgromadzonych na podwórzu jęknął błagalnie
- Ludzie, pomóżcie....
Po chwilowej konsternacji kilka kobiet zakrzątnęło się koło stołu, gdzie leżał syn wójta. Jedna z nich nachyliła się nad nieprzytomnym Aurą.
-No, dalej! - szarpnęła najbliżej stojącego mężczyznę za ramię - Zanieś go do jego łóżka. Przecież od razu widać, że się biedak przeliczył z siłami.
-Ale... - chłop spojrzał niepewnie na szczupłe ciało u swoich stóp.
-Jakie ale? - kobieta, aż wzięła się pod boki ze złości. - Sama mam to zrobić?
Jej rozmówca potulnie położył uszy po sobie i schylił się, by podnieść Aurę z ziemi. Zaraz też podszedł do niego drugi mężczyzna, oferując pomoc.
-Daj spokój... - sarknął na to chłop - On prawie nic nie waży. A ty, Irsa... - zerknął na kobietę - jak żeś taka uczona, to zajmij się chłopcem.
-A żebyś wiedział, że się zajmę! Daj mi tu która mokre prześcieradło!
Chłopca owinięto w zamoczony materiał. Ojciec stał przy nim, trzymając go za rękę, szeptał coś uspokajająco, jednak dziecko wciąż płakało. Wójt spojrzał bezradnie na obecnych w chacie
- Musimy go obudzić - powiedział cicho, wskazując głową na leżącego zielarza. Nie pomagało klepanie po twarzy ani potrząsanie za ramiona. Dopiero, gdy wyniesiono go na podwórze i chluśnięto na niego wiadro lodowatej wody, Aura ocknął się i rozejrzał po otaczających go ludziach
- Co się stało? - wyszeptał zdumiony
- Zesłabłeś, jak mi żeś Rona ratował
- Ah... - wstał i zataczając się niby pijany wszedł do domu - Bardzo dobrze - pochwalił gospodynię, która okryła chłopca prześcieradłem. Niepewnie, podpierając się rękami o ścianę, wstawił wodę na ogień i zaczął przeglądać fiolki, słoiczki i kamienne garneczki zawierające zioła. Jego twarz wciąż była kredowo biała, a wokół zadziwiająco zielonych oczu pojawiła się siateczka zmarszczek, świadczących o śmiertelnym zmęczeniu mężczyzny. Gdy woda się zagotowała, wrzucił do niej po garści odłożonych wcześniej ziół i zamieszał wszystko drewniana kopystką.
- Wyjdźcie proszę - zwrócił się do obecnych, jednak, gdy Irsa ruszyła w kierunku wyjścia oparł jej dłoń na ramieniu - Zostań. Pomożesz mi...- poprosił
Nalał wywaru do niewielkiej miseczki i pochylił się nad chłopcem
- To będzie trochę bolało - uśmiechnął się słabo, głaskając chłopca po włosach
Czystą szmatką namoczoną w wyciągu z ziół, obmywał poparzenia chłopca usuwając zwęgloną tkankę i odsłaniając tym samym, zaróżowioną delikatną, świeżo odbudowaną skórę. Chłopiec prężył się pod jego dotykiem, przytrzymywany w bezruchu silnymi ramionami kobiety, która szeroko otwartymi oczami obserwowała pracę Płomiennego.
- Ciii... spokojnie - mężczyzna złowił pełne cierpienia spojrzenie chłopca - Już kończymy.
Na ślepo sięgnął na półkę, po garnek z wywarem. Przelał jego zawartość do kubka i dodał nieco miodu.
- Smakuje ohydnie, ale postaraj się wypić wszystko. Pomoże ci zasnąć.
Ponownie pogłaskał Rona po włosach, nagradzając jego wysiłek, by unieść głowę i wypić miksturę z kubka.
- Bardzo ładnie - pochwalił, patrząc jak ciężkie powieki chłopca opadają na oczy, a spokojniejszy oddech unosi jego pierś. Cofnął się o krok, niemal wpadając na Irsę, która stała tuż za nim. Obejrzał się, spłoszony, jakby zapomniał zupełnie o jej obecności. Uniósł rękę, niezdarnie ją przepraszając.
- Teraz będzie spał - powiedział, do siebie bardziej, niż do kobiety.
- Ty też się prześpij. Znużonyś - odparła kobieta, patrząc, jak Płomienny kieruje swe kroki do pieca i wyciąga dłonie, grzejąc je w cieple. - Nie mieliśmy tu nigdy takich, jak... ty - dodała po chwili.
W nagle zesztywniałych ramionach Aury można było wyczytać napięcie.
- ... ale słyszałam, że na świecie istnieją podobni tobie.
- Czyli jacy? - zagadnął gorzko rudowłosy - Sprzymierzeni z szatanem?
Irsa zachichotała cicho, a potem umilkła.
- Nie. Obdarzeni.
- Obdarzeni... - powtórzył mężczyzna, jakby smakując to słowo.
- Nie obawiaj się. Nikt cię tu nie skrzywdzi. Po dzisiejszym... Nikt by się nie ośmielił.
- Mam zatem błogosławić ten piorun?
Podeszła do niego, tak blisko jak się tylko odważyła. Oczy miał przymknięte. Dłonie, wyciągnięte do ognia, drżały.
- Przecież tego nie umiesz... - wyszeptała.
- Skąd wiesz?
- Po prostu wiem. Są różne dary.
Jego ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała.
- Więc mówisz... - wyszeptał po chwili.
- Nikt cię tu nie skrzywdzi. I nikt cię stąd nie wygna.
Odwrócił się do niej w końcu twarzą. W zielonych oczach widziała smutek, zmęczenie, ale także nadzieję.
- To by było... wspaniale - wyszeptał - W końcu mieć... dom.
Dotknęła jego dłoni. Mimo bliskości paleniska, była lodowato zimna.
- Zostań tu, a będziesz miał dom. Ożeń się, a będziesz miał rodzinę.
- Ożenić się... - uśmiechnął się blado - Obawiam się, że to niemożliwe.
Badała wzrokiem jego twarz, pragnąc dociec, co kryło się za tymi słowami.
- Czas pokaże... -mruknęła w końcu.
- Czas... - powtórzył Aura, a jego oczy zamgliły się niedostrzegalnie - Wybacz mi, ale muszę się położyć. Rozgość się. Możesz skorzystać z mego łóżka. Ja będę spał tu. Przy nim.

W następnych dniach ani uzdrowiciel, ani gospodyni nie zaznali wiele snu. Ron gorączkował i nawet najsilniejsze zioła Aury nie zawszę zbijały tę gorączkę. Po tygodniu dopiero i chłopiec i jego opiekunowie przespali spokojnie całą noc. Po dziesięciu dniach Ron wrócił do uszczęśliwionej rodziny, a wraz z nim wszystko do normy.
Wszystko, poza serdecznością, z którą teraz stykał się zielarz na każdym nieomal kroku. Bałwochwalczy prawie stosunek, jaki miał do niego wójt był jedynie kroplą w morzu drobnych uprzejmości, które świadczyli mu mieszkańcy wsi. Gospodynie zachodziły do niego co rano, zostawiając mu zawsze kilka jajek, trochę mleka. Niewiele, ale też Aura nie potrzebował wiele.
Stałym jego gościem została Irsa, matkująca mu czasem, czasem strofująca go, ale niezmiennie oddana.
Płomienny uśmiechał się częściej, wciąż skryty i małomówny, ale coraz bardziej zakochany w swoim nowym domu. Pomysł ze wspólnym zbieraniem ziół wyniknął z inicjatywy Irsy, jednak Aura podjął go z ochotą. Wkrótce stało się to ich niewielkim rytuałem. Krótkie wycieczki tuz przed świtem, kiedy słońce barwi już niebo na różowo, a świergot ptaków wita nowy dzień. Wracali potem, z koszykami pełnymi pachnących ziół i kwiatów, w ubraniach mokrych od rosy, spokojni, cisi, swobodni w swoim milczeniu.
- Zapowiada się piękny dzień - uśmiechnęła się któregoś z takich poranków Irsa, spoglądając na czyste niebo. Blady zarys księżyca wciąż jeszcze widniał na zachodzie, jednak dzień wyganiał go coraz dalej i zamazywał jego kształt.
- Tak - szepnął Aura.
Gospodyni zapatrzyła się na jego rude włosy, płonące niemal w blasku świtu.
- Zapowiada się piękne lato - dodała po chwili.
Płomienny uśmiechnął się i ponownie potwierdził.
- Czy uważasz...- zaczęła kobieta, lecz uzdrowiciel przerwał jej gestem w pół słowa. Jego twarz ściągnęła się. Wydawało się, że usilnie czegoś nasłuchuje. Zaraz też czujnie nastawione uszy kobiety przechwyciły ten dźwięk. Cichy wpierw, ledwie słyszalny, ale coraz wyraźniejszy.
Tętent.
Aura natychmiast znalazł się przed kobietą, zasłaniając ja własnym ciałem. Nie mieli gdzie się skryć, nie mieli szans na ucieczkę. Ktokolwiek nadjeżdżał, nie musiał być przyjacielem. W wiosce nie było ani jednego konia pod siodło. Czekali w napięciu, które zagłuszyło całą radość poranka.
Płomienny słyszał już wyraźnie narastający dźwięk. Oczyma wyobraźni widział jeźdźca (jeźdźców?), mijającego właśnie ostatni zakręt ukryty w cieniu drzew. Jeszcze tylko kilka małych brzózek z białą korą i liśćmi aż drżącymi od świeżej zieleni i... Jest. A raczej są.
Pierwszy koń, kary, niósł potężnego, czarnowłosego mężczyznę, który miał przez łęk siodła przerzucony nieforemny, duży pakunek, drugi, siwek, siodło miał puste. Dopiero po chwili Płomienny spostrzegł, że tym pakunkiem jest człowiek, najprawdopodobniej nieprzytomny, najprawdopodobniej jeździec, który powinien zasiadać na grzbiecie drugiego wierzchowca. A skoro człowiek ten był nieprzytomny, to...
Wyciągnął rękę do Irsy, ale powstrzymało go lodowate spojrzenie jasnoszarych oczu. Źrenice nieznajomego przykuły go do miejsca, w którym stał i nie pozwalały ani drgnąć, ani umknąć spojrzeniem w bok. Była w nich bezwzględność i gniew. Dopiero po kilku chwilach Aura dostrzegł inne szczegóły twarzy obcego, który mijał ich właśnie, stojących przy złocącej się piaskiem drodze. Przybysz miał szczupłą, intrygującą twarz, przystojną tą mroczną urodą, która kusi niebezpieczeństwem. Był mocno opalony, a przez to jego jasne oczy sprawiały tym bardziej niepokojące wrażenie. Zmysłowe wargi miał zacisnął w gniewnym wyrazie, a lekko skośne brwi zmarszczył. Przejeżdżając obok Płomiennego i Irsy tak blisko, że czuli ciepło buchające od jego konia, wstrzymał wierzchowca silną dłonią. Rumak zatańczył nerwowo w miejscu i chrapnął ciężkim oddechem. Nieznajomy patrzył tylko na uzdrowiciela, gospodyni nie poświęcił nawet chwili uwagi. Nieoczekiwanie uśmiechnął się, lecz uśmiech ten nie zwiastował nic dobrego i odebrał Aurze resztki odwagi i opanowania. Trwało to jednak tylko moment, gdyż obcy zaraz smagnął konia po zadzie, a Płomiennemu mignęły jedynie w oczach srebrne, zdobione elementy końskiej uprzęży.
Serce biło mu szaleńczo. Pamiętał ludzi, takich jak ten. Zbyt dobrze ich pamiętał.
-Irsa! - odwrócił się i złapał kobietę za ramię tak mocno, że aż się skrzywiła. Jego oczy lśniły, szeroko otwarte, kontrastujące z bladą twarzą, na której uwidoczniły się piegi. -Biegnij do wioski! Szybko!...
-Ale...- usiłowała zaprotestować kobieta.
-Nie pytaj! Biegnij! On się nie może dowiedzieć, że jestem, kim jestem. Nie pozwól, by ludzie skierowali go do mnie!
Gospodyni zawahała się, lecz szybko zebrała fałdy sukni i pomknęła w kierunku wioski.
Aura zamknął oczy. "Boże, nie pozwól, aby...". Zaczerpnął głęboko tchu i skierował się w stronę domu. Będąc już w środku, odłożył na bok koszyczek z ziołami, drżącą ręką nalał sobie kubek wody i usiadł przy stole. Wbił wzrok w mosiężną klamkę, w niemym oczekiwaniu.
Obcy załomotał do jego drzwi parę minut później i nie czekał na zaproszenie. Otworzył drzwi z takim impetem, że trzasnęły o ścianę. Aura nie spojrzał na swego gościa, lecz widział go kątem oka. Nieznajomy odziany był w długi do ziemi, gęsto tkany, czarny płaszcz, spod którego widać było tylko kawałek ciemnozielonych spodni wpuszczonych w wysokie buty i skraj skórzanej kamizelki. O prawą łydkę obijała mu się czarna pochwa, z której wyzierała zdobiona, srebrna rękojeść szpady. "Jest leworęczny" pomyślał Aura mimochodem. "Albo oburęczny" poprawił się zaraz. Nieprzytomnego towarzysza nowoprzybyły trzymał opartego o swój lewy bok, podtrzymując go całym ciałem.
Zielarz bardzo powoli odstawił kubek z wodą.
- Tak? - zapytał z pozoru obojętnie, choć serce biło mu szaleńczo. Od początku wiedział, że Irsa nie ma szans zdążyć, ale kołatała mu w duszy resztka nadziei. Bezzasadnej nadziei.
- Powiedzieli mi, że umiesz leczyć - nieznajomy miał głos cichy, szemrzący, bez śladu emocji, jednak rudowłosy wstrząsnął się, słysząc jego brzmienie.
Wstał, unikając wzroku gościa i wskazał ręką stół. Czarnowłosy podszedł bliżej, i położył swego towarzysza na blacie, Aura poczuł w nozdrzach jego zapach. Nieprzytomny mężczyzna miał brązowe włosy, był szczupły, blady i niewątpliwie ciężko ranny. Pot perlił się na jego czole.
Uzdrowiciel dotknął jego twarz, choć widział gołym okiem, że chory ma wysoką gorączkę. Czuł jej zapach w powietrzu - słodkawy, mdły, duszący...
- Znam się trochę na ziołach... - rzekł Płomienny obcemu, wciąż unikając jego wzorku.
- Nie żartuj - prychnął tylko tamten - Gdybym chciał zwykłego zielarza, twoja znajoma by mi wystarczyła.
Aura zagryzł wargi.
-Nie rozumiem - wyszeptał.
Czarnowłosy oparł się o blat stołu i zmusił Płomiennego, by na niego spojrzał. Uśmiechnął się, lecz uśmiech nie objął jego oczu.
- Pracowałem kiedyś dla Inkwizytora - rzekł, bawiąc się widokiem lęku na twarzy młodszego mężczyzny - Umiem rozpoznawać takich, jak ty...












 


Komentarze
mordeczka dnia padziernika 12 2011 22:05:34
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Aleksander (a_berenda@interia.pl) 16:30 18-08-2004
Ach te sceny miłosne^^ - normalnie odleciec można. A teraz ja jestem pierwszy!!!
Natiss (natiss@tlen.pl) 15:52 23-08-2004
A ja jestem druga! Bardzo, bardzo, baaaardzo mi sie podobało. ^^
(Brak e-maila) 21:07 20-11-2004
a ja trzecia smiley cio tu tak pusto??? to opcio jest zajefajne, a tu pustki. może wszystkich zatkało i nie wiedzą jak wyrazić swoje uwielbienie w stosunku do opcia. pewnie tak smiley
lollop (Brak e-maila) 21:08 20-11-2004
tam wyżej to ja!! tylko skleroza mi doskwiera i zapomniałabym się podpisać smiley sorki
(Cydienne) 01:23 07-12-2004
Bardzo przyjemne w czytaniu... pod literature wyższą nie zakwalifikuję ( ale to w końcu jaoj prawda? te opowiadania ządko pod literaturę wyższą podchodzą smiley) ale pod coś co mi sprawiło sporo przyjemności przy czytaniu oczywiście.
POmysł świetny a główny bohater... biedak- wszyscy chcą go przelecieć... smiley
An-Nah (Brak e-maila) 11:24 17-12-2004
Śliczne, śliczne, sliczne. Yaoi z fabułą (wole, jak proporcje sa ofdwrocone, ale wszystkiego miec nie mozna...) W kazydm badz razie, bardzo dopracowane i milo sie czyta... Ale tak po prawdzie, to w skrytosci ducha licze na kontynuacje... i na powrot inkwizytora (slodki byl... I jakos bardziej mnie przekonywal niz Hobe)
Aion (Brak e-maila) 13:30 29-01-2005
Hje hje hje...ja tez licze na powrot inkwizytora ^^
Margo (Brak e-maila) 20:14 28-02-2005
Zdecydowanie rządam kontynuacji i powrotu Maka!!! miał powrócić!! tak sie cieszyłam z tej groźby spotkania na końcu prologu a tu taaki zawód;(((
Margo (Brak e-maila) 20:16 28-02-2005
Zdecydowanie proszę o kontynuację i powrot Maka!!! miał powrócić!! tak sie cieszyłam z tej groĽby spotkania na końcu prologu a tu taaki zawód;(((
matsuki (Brak e-maila) 18:49 23-04-2005
bez Maka to my nie chcemy TT_____TT
haji (Brak e-maila) 22:01 23-04-2005
CYDIENNE - wyzsza literatura? czytasz taka? najpierw poczytaj slownik ortograficzny.....

Ale kontunuacja to musi byc :-)) nie dajcie sie prosic smiley
Hobe kontra Mak xD
prooooosimy ^^
paoli (Brak e-maila) 10:40 24-04-2005
czy to koniec czu bedzie kontynuacja??? moze mi ktos odpowiedziec/ ^^;
Kiri (kiri125@wp.pl) 11:07 04-05-2005
CUDOWNE!!! Ale Mak musi byc! smiley
Asjana (asjana@gmail.com) 12:22 08-05-2005
hej kiedy bedzie następna część . piszesz super nie znecaj sie nad nami tylko napisz prosze
Dizzy-Sun (Brak e-maila) 15:04 01-06-2005
Wyrażam swój zachwyt - woow! - tyle. Ale jak dużo. =)
Livcia (Brak e-maila) 20:39 07-06-2005
podobało się, podobało sie...mrr, ja tam w przeciwieństwie do reszty Maka nie chce, Hobe mi do szczescia starczy, ale musze powiedzieć, że z waszej(autorsiej) dwójki wychodza śliczności ^___^ więc piszcie jak najwiecej razem, nyo!^^
Alexik (Brak e-maila) 13:27 13-07-2006
Prosiem o dalszą część prooooooooooooooooooooosiem [słodkie slepka] to siem prosi o dalsą część to jest cuuudne i nie mozie sie tak zakońcyć smiley to musi być dalej i brakuje Maka
prosiem bo jak dorwe na forum tio bede torturował gumowym kurczakiem ^___^
(Brak e-maila) 10:01 25-07-2006
Właśnie właśnie, brkauje kontynuacji z udziałem maka.
JA CHCIEĆ WIĘCEJ JA PŁAKAĆ JAK NIE DOSTAĆ NASTĘPNYCH CZĘŚCI!!!
Alesio (Brak e-maila) 13:07 01-03-2007
Dlacego to zakońcone? Dlacego nie bedzie dalszych części? Ja poproszem o kolejne śliiiiiiiiiiicznie prosze
Mreu (Brak e-maila) 15:11 15-11-2007
[wywiesza transparent z tekstem]

Fuuu-chan Wyrocznio moja daaaj cie z Keth dalsze części Hobe versus Mak bedzie miooodzio
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 100% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [adnych gosw]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum