The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:11:06   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Jesienny wiatr 6


Lipiec
– Pijemy? – Kubek z niekrytą ciekawością zajrzał do torby przyniesionej przez Zygę. Jaro udawał, że w ogóle nie ma go w pomieszczeniu, całą swoją uwagę skupiając na trzymanej gitarze. Kasztan wolno składał swój sprzęt odpinając się do wzmacniaczy, a Zyga ciężko opadł na kanapę zapalając papierosa.
– Pijemy – potwierdził basista z lekkim uśmiechem, błąkającym mu się na ustach.
– Jakaś specjalna okazja? Czy to, że jest sobota, wystarczy?
– Mamy specjalną okazję – potwierdził wolno, odwracając się w stronę Kasztana. – Pochwal się – zachęcił go lekko.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem, prostując się i odkładając gitarę na jeden ze stojaków, ustawionych niedaleko perkusji.
– Zdałem wszystkie matury – powiedział cicho, czując jak na jego twarz wpełza palący rumieniec. Mimo swojego przekonania o tym, że właściwie matura nie była mu do niczego potrzebna, nie potrafił nie cieszyć się z jej zdania. Gdy wparował do mieszkania ze świadectwem w dłoni, Zyga obdarzył go szerokim uśmiechem i lekko poczochrał go po krótkich włosach, gratulując takiego wyniku. Od tamtej chwili sam nie potrafił przestać się uśmiechać. Ciężar, jaki czuł ostatnimi czasu na plecach zelżał wyczuwalnie.
– Gratulacje, młody! – Kubek radośnie poklepał go po ramieniu, uśmiechając się szczerze i szeroko. – No to naprawdę mamy okazję – dodał, siadając obok Zygi na kanapie.
Jaro milczał, kątem oka obserwując jak Zyga wyciąga z torby cały zakupiony zapas alkoholu. Wysoka i zgrabna, wypełniona zielonym płynem butelka od razu przykuła jego wzrok.
– I tylko dlatego, że on zdał będziemy pili to? – warknął głośno, odkładając gitarę i patrząc na basistę wyzywająco. Ten nadal się uśmiechał, nieprzerywanie wyciągając z torby resztę zawartości do której należały dwie paczki chipsów, słoik z ogórkami i butelka wody.
– Dokładnie tak – odpowiedział po chwili, unosząc głowę by odwzajemnić wwiercające się w niego spojrzenie gitarzysty. Przez moment mierzyli się wspólnie, po czym Jarek prychnął ponownie i odwrócił wzrok, przenosząc go na Kasztana.
– Co? – Młody gitarzysta lekko przechylił głowę, patrząc na niego zaczepnie. – Tobie nie postawił flachy za to, że zdałeś? – zapytał z przekąsem.
– Mi postawił coś innego – odpowiedział Jaro uśmiechając się paskudnie i z miejsca wprowadzając Kasztana w lekkie zakłopotanie.
Kubek i Zyga parsknęli pod nosem.
– Chciałbyś – stwierdził radośnie perkusista, wstając z kanapy i sięgając do jeden z szafek po podręczny komplet kieliszków.
Zyga nie był pewien, czy Kubek domyślał się jaka była jego orientacja. Wierzył, że mężczyzna był na tyle inteligentny, by mieć jakieś swoje domysły w tej kwestii, a z drugiej strony mogło być mu to zupełnie obojętne, szczególnie z jego podejściem do spraw, które nie dotyczyły muzyki.
W każdym razie perkusista nigdy nie reagował negatywnie na tak zwane przez niego głodne pedalskie kawałki, którymi czasem operował Jarek, a bywały i momenty w których sam potrafił w ten sposób żartować.
– Właściwie to na nasze zakończenie też piliśmy – wytłumaczył Zyga z lekkim, nostalgicznym uśmiechem. Mina Jarka nieco złagodniała na myśl o owym wspomnieniu. Gitarzysta zaśmiał się krótko, brzmiało to jak groźne, psie szczeknięcie.
– Słabo to kojarzę – podjął zaczęty przez basistę wątek, przysiadając się nieco bliżej.
– Wnosiliśmy piwo do twojego pokoju na piętrze. O drugiej w nocy – przypomniał Zyga, spoglądając na niego kątem oka. – Zrzuciłeś dwie puszki po schodach, a na pytanie twojej mamy co się stało, odpowiedziałeś, że się potknąłeś. – Basista parsknął pod nosem, kręcąc głową. – Tak bełkotałeś, że mało się nie posikałem ze śmiechu.
– Pamiętam. – Jarek również się uśmiechnął, choć było to nieco wymuszone. – Byłeś ty, Kamil, Marta i Aga. Kurwa, to były czasy. Jeszcze dopiero zaczynałeś z…
– Polewaj – przerwał mu gwałtownie Zyga, wręczając przy tym butelkę. Kątem oka zauważył ciekawskie, na pozór tylko obojętne spojrzenie Kasztana, które powędrowało w jego kierunku. Młody gitarzysta również usadowił się na kanapie, zaraz obok Kubka.
– Tego nie powinno się jakoś podpalać, czy coś w ten deseń? – Maturzysta ze ściągniętymi brwiami zapatrzył się, jak Jaro nalewa zielony płyn do kieliszków uzupełniając go dodatkiem wody z butelki, i jak każdy łapie za swoją porcję. Trzy pary oczy skierowały się na niego z zaciekawieniem.
– Podpalać? – powtórzył za nim Kubek, podejrzliwie patrząc się na swój kieliszek. Zyga parsknął śmiechem.
– Przesąd – rzucił krótko. – Podpalanie nie poprawia smaku, jedynie efektownie wygląda. My niczego nie będziemy podpalać.
Kasztan ze zrozumieniem pokiwał głową, ostrożnie ujmując swój kieliszek. Jasnozielony kolor absyntu hipnotyzował i wyglądał niespotykanie i egzotycznie. Chłopak uśmiechnął się lekko pod nosem. Basista dotrzymał danego mu słowa i wywiązał się z obietnicy, jaką złożył mu na początku maja. Gdzieś w środku poczuł miłe ciepło, delikatnie rozchodzące się po całym jego ciele. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że wszyscy nadal na niego patrzą, czekając na wzniesienie toastu. Kasztan odchrząknął głośno.
– Za zdaną maturę – powiedział wolno, unosząc lekko swój kieliszek.
– Za maturę – powtórzył za nim Kubek, delikatnie stukając się z nim naczyniem. Tak samo postąpił również Zyga. Jedynie Jaro posłał mu zirytowane spojrzenie i nic nie mówiąc szybko wlał w siebie mocno ziołowy płyn, krzywiąc się przy tym lekko. Zaraz za nim podążyła również pozostała trójka.
– Ależ to gówno mocne. – Kubek odetchnął głośno, sięgając po ogórka.
Kasztan poczuł, jak jego oczy zachodzą łzami, a ziołowy smak o oleistej konsystencji gładko prześlizguje się przez jego przełyk. Westchnął głęboko. Nigdy jeszcze nie pił czegoś tak charakterystycznego i dziwnego, bo inaczej nie mógł tego nazwać. Z cichym syknięciem postawił kieliszek na stole, spoglądając kątem oka na basistę, który również mu się przypatrywał z lekkim uśmiechem. Chłopak kiwnął mu głową, wyrażając swoją niemą wdzięczność. Zyga odpowiedział tym samym, sięgając po butelkę i nalewając kolejną kolejkę.

* * *

Parę lat wcześniej, zakończenie liceum

Leżał rozwalony na łóżku starając się zasnąć. Alkohol krążący w jego ciele skutecznie mu to utrudniał, sprawiając, że świat niebezpiecznie wirował, raz po raz wybudzając go z półsnu. Westchnął pod nosem. Nie lubił tego stanu „niedopicia”. Zawsze wolał albo wypić mało i położyć się bez problemów, albo po prostu pić do utraty świadomości. Stan pośredni pomiędzy tymi dwoma zawsze wywoływał u niego ciężkie zmęczenie i rozdrażnienie. Niestety, nie mieli już więcej procentów a reszta ekipy nie była w stanie pozwalającym na jakiekolwiek piesze wycieczki.
Marta i Agnieszka leżały wtulone w siebie na rozkładanej kanapie, która od lat niezmiennie stała w kącie pokoju. Kamil i Zyga okupowali zaś podłogę, śpiąc na niechlujnie rozścielonych śpiworach i kocach. Jarek nie raz proponował wszystkim obecnym jedno wolne miejsca na łóżku obok siebie, lecz nikt nie był chętny na skorzystanie z podszytej podtekstem propozycji.
Chłopak westchnął pod nosem. Nie pogniewałby się, gdyby Marta, która widocznie wahała się z odpowiedzią, jednak wybrała miejsce na wygodniejszym i większym meblu. Mógłby w końcu przejść do jakichś poważniejszych kroków w pogłębianiu ich znajomości, pozostawiając z boku dwuznaczne aluzje i subtelne komplementy. Z rosnącym uczuciem frustracji, przerzucił się na drugi bok.
– Przestań… – Przez chwilę Jarek był pewny, że mu się przesłyszało. Cichy, przytłumiony głos dobiegł z poziomu podłogi. Ciężko było określić do kogo należał. – Kamil, nie…
– Oni wszyscy śpią – odpowiedział drugi głos, pijacko przeciągając sylaby.
– To nie znaczy, że.. och…
– Przyjemnie, nie?
Jarek nie do końca wierzył w to, co słyszał. Oczywiście, Zyga ostatnimi czasy coraz częściej wspominał o potencjalnej zmianie swojej orientacji, ale wszyscy, a już na pewno Jaro, byli przekonani, że to tylko chwilowy kaprys chłopaka. Nikt tak naprawdę nie brał tego na serio. Ludzie zawsze z mocną rezerwą podchodzili do najzupełniej szczerych wyznań Zygi. Takie było ich podejście do prawdy.
– Kurwa… – Tym razem do uszu gitarzysty doszedł czysty, choć nadal cichy, przeciągły jęk Kamila. – Ale jestem twardy.
– Ciszej… – głos Zygi lekko drgał, jego oddech był słyszalnie przyśpieszony.
– Weź przesuń rękę, bo nie mam jak… o właśnie… o tak…
Jarek z całych sił starał się nie oddychać głośniej niż było to konieczne. Wiedział, że powinien być w jakiś sposób zniesmaczony. W końcu właśnie był świadkiem jednoznacznego zabawiania się swoich dwóch najlepszych kumpli. Chciał czuć w sobie odrazę i wstręt, jednak żadne z tych uczuć się nie pojawiło. Jedynym, co wyraźnie odczuwał, było rosnące podniecenie i czysta zazdrość. Zacisnął mocno powieki, walcząc z samym sobą by nie sięgnąć w dół, pod materiał bokserek. Jego członek w przeciągu kilku sekund zrobił się boleśnie twardy. Mimo dużej ilości wypitego wcześniej alkoholu, jasno zdał sobie sprawę z tego, że dzisiejszej nocy sen nie przyjdzie szybko. Nigdy wcześniej tak bardzo nie żałował tego, że miał rację.

* * *

– …dlatego właśnie on tam totalnie nie pasuje! – Jaro warknął głośno, kończąc swoją wypowiedź głębokim westchnieniem. Kubek ze złością pokiwał przecząco głową.
– Mówisz, że nie pasuje bo tempo nie takie, ale nawet kurwa nie spróbujesz – odgryzł się perkusista. – A moglibyśmy chociaż spróbować. Wcześniej też tak gadałeś… Tutaj ten riff nie wejdzie, zepsuje, będzie kicha… A kurwa, jak już spróbowałeś, to wyszło zajebiście.
– Raz, kurwa! – Jarek groźnie uniósł wskazujący palec. – Raz miałeś rację. Wtedy, ale nie teraz!
– Ależ ty jesteś kurewsko uparty – Kubek prychnął pogardliwie, opadając plecami na oparcie kanapy. – Jak cię na którejś próbie nie będzie, to poproszę o to Kasztana.
Drugi gitarzysta uniósł głowę na dźwięk swojej ksywki, spoglądając nieco rozmytym wzrokiem na Kubę. Od dobrej godziny perkusista i starszy gitarzysta kłócili się o partie gitarowe do jednego z ich najnowszych kawałków. Zyga już dawno został zepchnięty z kanapy i obecnie siedział w rogu Burdelu na jednym ze starych kaloryferów, cicho brzdąkając coś na starym, poobijanym klasyku. Butelka absyntu już dawno się skończyła i została zastąpiona litrową czystą nabytą w pobliskim monopolowym.
Kasztan westchnął głośno, koślawo podnosząc się z kanapy.
– Idę się wyszczać – oznajmił wszem i wobec, przytrzymując się oparcia.
– Bardzo dobry pomysł – poparł go Kubek również wstając, po nim jednak w ogóle nie było widać skutków wypitego alkoholu. Wyglądał na całkiem trzeźwego, tylko jego oczy błyszczały żywo. – Dość mam tego bezsensownego dialogu.
Jaro nie skomentował, sięgając po swój kieliszek i wypijając jego zawartość. Poirytowanym spojrzeniem odprowadził Kasztana i Kubka do drzwi, po czym jego wzrok ciężko osiadł na siedzącym w kącie basiście.
Palce Zygi wolno poruszały się po gryfie, wygrywając prostą, rzewną melodię, której Jarek w ogólnie nie kojarzył. Jego oczy były przymknięte, a usta poruszały się wolno, cicho wypowiadając słowa utworu. Długie włosy opadły mu na policzki, sprawiając, że wyglądał na o wiele młodszego niż w rzeczywistości był.
– Bardziej dołujących melodii nie znasz? – zapytał sarkastycznie gitarzysta, unosząc się ze swojego siedzenia i podchodząc do przyjaciela, który uniósł głowę, uśmiechając się smutno.
– Ta zdawała się najbardziej dołująca z tych, które przyszły mi na myśl – odpowiedział powoli, opierając się o zimną, ceglaną ścianę pomieszczenia. Przymknął oczy, wzdychając ciężko.
– To przez niego, prawda? – Jarek podszedł jeszcze bliżej, zajmując miejsce obok Zygi, na kolejnym starym kaloryferze.
– Jaro, nie zaczynaj – poprosił cicho basista. – Dokładnie znam twoje zdanie na ten temat, nie musisz mi o nim przypominać.
– Nie rozumiesz, że po prostu się o ciebie martwię? – mężczyzna położył dłoń na jego kolanie, ściskając je w przyjacielskim geście. – Odkąd…. razem mieszkacie, chodzisz cały czas jeszcze bardziej struty niż normalnie. Myślisz, że tego nie zauważyłem?
– Ostatnio myślę o wiele za dużo – odwarknął mu basista, wstając z miejsca i przy okazji strzepując jego dłoń. – Ale nie masz o co się martwić – dodał ruszając w stronę kanapy. W połowie drogi zatrzymała do dłoń, która mocno złapała go za ramię.
– Łatwo ci mówić. – Jarek wolno obrócił go w swoją stronę, jego druga dłoń powędrowała na drugie ramię Zygi. – Ciężko się patrzy, jak przyjaciel marnieje w oczach. Jakbym cię nie znał, pomyślałbym, że coś do niego czujesz… – Gitarzysta umilkł, widząc minę jaka pojawiła się na twarzy mężczyzny.
Basista ciężko przełknął ślinę, nie patrząc na przyjaciela. Nie chciał teraz przeprowadzać tej rozmowy, nie w momencie kiedy obaj byli pod wpływem alkoholu. Nie chcąc drążyć tematu, delikatnie chwycił Jarka za nadgarstki i odsunął jego dłonie od swoich ramion.
– Daj spokój – powiedział spokojnie, odwracając się znów w stronę kanapy. Tym razem przed zrobieniem kolejnego kroku powstrzymały go silne ramiona gitarzysty, które objęły go od tyłu, przyciskając mocno do siebie. Ciało niższego mężczyzny momentalnie się spięło.
– Nie licz na to. – głos Jara był zachrypnięty od wypitego alkoholu. Jego gorący oddech połaskotał Zygę tuż za uchem. – Nie myśl, że dam ci spokój z tym tematem – ciągnął gitarzysta. – Ten gówniarz na ciebie nie zasługuje…
Basista szarpnął się w uścisku, który jedynie się wzmocnił, skutecznie przytrzymując go w miejscu.
– Puść – warknął cicho, znów starając się uwolnić. Wiedział jednak, że z Jarkiem nie miał siłowo żadnych szans. Mężczyzna był od niego o wiele silniejszy, wyższy i lepiej zbudowany.
– Żebyś mógł wrócić z nim do domu? – Głos gitarzysty ociekał niekrytym wyrzutem. – Żebyś z nim… potem… – Mężczyzna warknął na samą myśl tego, co chciał powiedzieć. Jedna z jego dłoni drapieżnie przesunęła się po klatce piersiowej Zygi, zatrzymują się na jego brzuchu.
– Puszczaj, kurwa! – Kolejna próba uwolnienia się spełzła na niczym. Dłoń Jarka przesunęła się jeszcze niżej, sprawiając, że gitarzysta znieruchomiał w oszołomieniu. – Jaro… – wyszeptał błagalnym tonem. – Jarek, puść mnie. Jesteś pijany.
W ułamku sekundy basista został brutalnie obrócony i pchnięty na najbliższą ścianę. Powietrze gwałtownie uszło z jego płuc, a tył głowy wybuchnął bólem, oślepiając go na chwilę. Jęknął cicho, mimowolnie zamykając oczy. Gdy je ponownie otworzył, miał przed sobą parę piwnych oczu, przypatrujących się mu z czujnością i niekrytym żalem.
– Jesteś pijany – powtórzył Zyga, wierząc, że ta wiadomość jakoś dotrze do Jarka i da mu do myślenia. Mężczyzna jedynie zaśmiał się krótko i pusto.
– To i tak nie ma znaczenia – odpowiedział, jego twarz zbliżyła się, skracając dzielący ich dystans. – Nic już nie ma znaczenia.
Basista po raz ostatni spróbował się wyrwać, lecz w miejscu przytrzymały go silne dłonie gitarzysty. Jedna z nich boleśnie zacisnęła się na jego gardle, a druga przygniotła go mocniej do ściany uciskając jego klatkę piersiową. Nie zdążył nic więcej powiedzieć. Jarek brutalnie przywarł do niego ciałem, zakrywając jego usta swoimi i na siłę wciskając język pomiędzy nie. Nogą rozchylił mu uda, napierając nią na jego krocze. Zyga jęknął z bólu, zamykając oczy. Chęć ponownego wyrwania się walczyła w nim przez chwilę z strachem i poczuciem bezsilności.
Jeszcze nigdy nie dane mu było poznać Jarka od tej strony i chciałby, żeby to się nigdy nie stało. Mocniej zacisnął powieki, starając się nie myśleć o niczym.
A już na pewno nie o tym, że właśnie najprawdopodobniej tracił najlepszego przyjaciela.

–…no i gość zaczyna dźgać się tym nożem, wrzeszcząc na cały głos : żadnego bębenka nie będzie! – Kasztan parsknął pod nosem, bardziej z powodu śmiejącego się z własnego żartu Kubka, niż z samego żartu. Odkąd wyszli do ubikacji, perkusista cały czas sypał kawałami, z których większość zostawiała wiele do życzenia pod względem śmieszności.
– A znasz ten o dwóch kotach idących przez pustynię? – Nadzieja w głosie Kuby nie pozwalała chłopakowi odmówić mu przyjemności opowiedzenia go, mimo tego, że [/choć] sam kawał kojarzył i słyszał go już przysłowiowy milion razy. Przecząco pokręcił głową. – To opowiem go przy wszystkich, bo jest zajebiście śmieszny.
Perkusista z rozmachem otworzył drzwi od Burdelu, przepuszczając Kasztana przodem.
– Zyga, słyszałeś kawał o.. uch! – Kubek boleśnie zatrzymał się na plecach młodszego gitarzysty, który stanął jak wryty zaraz po przekroczeniu progu. – Co…? – nie dokończył zaczętego pytania, spoglądając przez ramię maturzysty i milknąc od razu.
Przy jednej ze ścian stał Jarek, całym ciałem przyciskający Zygę do zimnych cegieł. Basista miał zaciśnięte mocno oczy, a jego dłonie kurczowo trzymały gitarzystę za ramiona, starając się go odepchnąć. I właściwie może nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że ich usta były złączone w głębokim, jednoznacznym pocałunku.
– O kurwa… – Kuba idealnie wypowiedział kwestię, którą Kasztan miał na końcu języka, a która utknęła tam niezdolna do wyrwania się na świat. Jarek wolno odsunął się od Zygi, obdarzając ich wściekłym i poirytowanym spojrzeniem. Z cichym warknięciem ruszył do wyjścia, ramieniem zderzając się z Kasztanem, który zachwiał się lekko pod wpływem uderzenia.
Zyga odetchnął głęboko. Nie chciał otwierać oczu. Nie miał najmniejszej ochoty zobaczyć min, jakie będą gościły na twarzy Kuby i Kasztana. W duchu dziękował im za powrót, który zdecydowanie przyczynił się do jego uwolnienia, ale z drugiej przeklinał ich serdecznie za wejście w najmniej odpowiednim momencie.
– Zyga… – Głos Kubka był cichy i ostrożny. Basista poczuł jego dłoń na ramieniu. – Wszystko ok?
Nie potrafiąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku, jedynie lekko pokiwał głową.
– Na pewno? – Perkusista nadal nie ustępował, najwyraźniej chcąc usłyszeć słowne zapewnienie.
– Na pewno. – Głos basisty był zachrypnięty i cichy. Gardło zabolało go, gdy przełknął ślinę. Ostrożnie otworzył oczy, które zapiekły żywym ogniem od mocnego zaciskania. Tym razem zobaczył przed sobą Kubka, w którego zielonych oczach czaiła się niekryta troska i zaniepokojenie.
– Nic się nie stało – zapewnił raz jeszcze perkusistę, wymuszając lekki uśmiech. Kątem oka zauważył przyglądającego mu się Kasztana. Usta chłopaka zaciśnięte były w cienką linię, a dłonie w pięści. Wyglądał jak nastroszony kot, gotowy w każdej chwili rzucić się komuś do gardła. Zyga miał ochotę się pusto zaśmiać, jednak nie miał na to siły. Zbyt dużo rzeczy właśnie poszło się jebać. Dosłownie.
Basista wolno odbił się od ściany, czując jak napięte kurczowo mięśnie boleśnie protestują. Cały wypity przez niego alkohol w jednym momencie opuścił ciało, sprawiając, że czuł się całkiem przytomny, ale jednocześnie ospały i ciężki. Miał ochotę położyć się we własnym łóżku i już nigdy z niego nie wyjść.
– Uznajmy to za koniec imprezy – powiedział wolno, znów wymuszając lekki uśmiech. Kubek parsknął, odprężając się widocznie. Energicznie pokiwał głową, przyznając mu w milczeniu rację.

Przez całą drogę do domu żaden z nich nie odezwał się ani słowem. Zyga milczał, mocno zamyślony, a Kasztan dusił w sobie emocje, bojąc się otworzyć usta, by czasem nie uszły z niego w mocno niekontrolowany sposób. Napięcie wisiało w powietrzu, zagęszczając je wyczuwalnie. Po przekroczeniu progu mieszkania basista odłożył klucze i telefon na kuchenny stolik i bez słowa wszedł do łazienki, zamykając się w niej na dobre pół godziny. Kasztan w tym czasie na szybko zmontował kilka kanapek oraz dwie herbaty, zanosząc wszystko do pokoju. Myjąc po sobie nóż, podskoczył lekko wystraszony głośną wibracją telefonu Zygi, który w rytm wygrywanej melodii podskakiwał na niewielkim stoliku. Na wyświetlaczu widniał numer podpisany imieniem Jarka. Chłopak zmarszczył brwi, mocno zaciskając pięści i wracając do pokoju.

Zyga pozwalał, by ciepła woda spływała po jego ciele, choć nie przynosiła ona oczekiwanej ulgi. Czuł się zmęczony. I po raz pierwszy w życiu nie miał żadnego dalszego planu działania.
To, co się dziś wydarzyło, przeszło wszystkie jego oczekiwania, pozostawiając po sobie uczucie pustki, żalu i bezsilności. Jaro nigdy do tej pory tak się nie zachował.
Zyga pamiętał dobrze początek liceum, gdy Jarek nagle zaczął wydawać mu się najbardziej pociągającym chłopakiem na całej kuli ziemskiej, a już na pewno w samym Wrocławiu. Jednak wyuczona z czasem ostrożność i trzeźwe podejście do życiowych spraw szybko wyplewiły z niego takie myśli, przypominając, że przyjaźń jest przecież o wiele ważniejsza niż przelotne zauroczenie. Sam sobie z czasem przyznał rację, wiedząc, że była to tylko młodzieńcza ciekawość, rozbudzona wraz z odkrywaną seksualnością.
Może przez to, że sam zabronił sobie czuć cokolwiek, nie dostrzegł tego, jak zaborczy w swoich działaniach był gitarzysta. Teraz, z biegiem lat, gdy patrzył wstecz, wszystko układało się w logiczną całość, szczególnie biorąc pod uwagę niecodzienną ciekawość Jarka, która obejmowała całe życie prywatne Zygi. Basista mocno zacisnął powieki, przesuwając twarz pod strumień ciepłej wody. To wszystko było całkowicie niewiarygodne. Może po prostu Jarek był pijany i swoją braterską troskliwość przemienił w bardziej namacalny akt.? Ta opcja również zdawał się być dobrym wytłumaczeniem.
Mężczyzna był świadom tego, że w najbliższym czasie będą musieli ze sobą porozmawiać. Na spokojnie i na trzeźwo. Z tą myślą wyszedł spod prysznica, owijając się puchatym, ciemnoniebieskim ręcznikiem. Miał ochotę na mocną herbatę i sen. To było remedium na większość problemów, które trzeba było przeczekać.

Kasztan uniósł się z łóżka z cichym westchnieniem, słysząc jak otwierają się drzwi do łazienki. Chwycił za czystą koszulkę i slipki, które przygotował sobie wcześniej i z duszą na ramieniu ruszył w stronę pomieszczenia. Przystanął na chwilę, widząc Zygę, owiniętego jedynie w ręcznik i wlewającego wodę do czajnika.
– Zrobiłem herbatę i kanapki – poinformował cicho, starając się nie zatrzymywać wzroku na basiście dłużej niż było to potrzebne. – Są na biurku.
Mężczyzna spojrzał na niego kątem oka, lekko kiwając głową i odstawiając czajnik na bok. Bez słowa ruszył w stronę pokoju.
– Jarek do ciebie dzwonił. Kilka razy. – Chłopak sam nie wiedział, co chciał osiągnąć, przekazując tą wiadomość. Na twarzy basisty nie zobaczył żadnych emocji prócz lekkiego zirytowania.
– Niech dzwoni – rzucił krótko podchodząc do szafki ze swoimi rzeczami. Kasztan, przeklinając się w myślach, podążył za nim.
– Nie zamierzasz odebrać? – zapytał butnie, czując jak krążąca w jego ciele złość zaczyna niebezpiecznie przybierać. Zyga westchnął ciężko, opierając się na drzwiach od szafki.
– Dzisiaj to nie jest dobry pomysł.
– Może ma ochotę skończyć to, co zaczął? Nie skorzystasz? – Wiedział, że wypowiedział o kilka słów za dużo w momencie, gdy na twarzy basisty pojawiło się zdziwienie momentalnie przechodzące w złość. Był to ten sam zły i paskudny grymas, jaki Kasztan widział już wcześniej tylko raz: w momencie gdy prowokował go do szczerości na dachu. Tym razem wyglądał o wiele poważniej. Dłonie mężczyzny zacisnęły się w pięści.
– Nie wiesz, o co chodzi – wysyczał Zyga, starając się utrzymać złość na wodzy. – A jak nie wiesz, to nie pierdol głupot.
– Po tym co zobaczyłem, faktycznie nic już nie wiem. – Kasztan splótł ręce na piersi, patrząc na niego wyzywająco. – Skoro tak się sprawy mają, to czemu z nim nie jesteś?
– Po pierwsze, to nie twoja sprawa. – Mężczyzna stanowczym ruchem wyciągnął z szafki czystą parę bielizny. – Po drugie, gówno wiesz jak się sprawy mają i za chuja nic z nich nie rozumiesz – zakończył, nieco za mocno trzaskając drzwiami od szafki. Mebel zakołysał się niebezpiecznie.
– Oczywiście, że nie rozumiem. – Kasztan prychnął głośno. – Ja nie skończyłem żadnych wielkich studiów, tak jak ty. Za głupi jestem, żeby zrozumieć, o chuj wam chodzi.
– Przestań, bo brzmisz coraz żałośniej.
– I do kompletu jestem żałosny, ale cóż, to już wiem…
– Naprawdę pierdolisz. I też jesteś pijany. – Zyga minął go podchodząc do łóżka.
– Nie tak pijany, by lizać się z najlepszym przyjacielem, który podobno jest hetero. – Kasztan dokładnie wiedział, że brnie w kierunku nadjeżdżającego z naprzeciwka pociągu i mimo wydawanych przez niego ostrzegawczych sygnałów, nie zamierzał schodzić z torów.
Zyga zaśmiał się. Pusto i upiornie.
– Jasne… – zaczął tonem, jakiego Kasztan jeszcze nigdy u niego nie słyszał. – Ależ oczywiście. I ocenia to ktoś, kogo rodzina wypierdoliła z domu. Ktoś, kto nie ma żadnego własnego miejsca i o przechowanie poprosił faceta o wiele starszego od siebie, bo najzwyczajniej w świecie nie ma żadnych znajomych, do których mógłby się zgłosić. A żeby było śmieszniej, ten ktoś sam ma zajebiste problemy ze sobą, co wyraźnie widać po sznytach. Serio? – Zyga spojrzał na niego kpiąco, uśmiechając się wrednie. – Naprawdę sądzisz, że masz prawo mnie oceniać?
Kasztan przez długą chwilę patrzył się na niego, nie do końca rozumiejąc, co się właśnie stało. Czuł, że w jego gardle formuje się wielka, filcowa kulka. Starał się przełknąć ślinę, ale nic to nie dało; kulka nadal tkwiła, dławiąc go powoli i nie pozwalając wydukać ani jednego słowa. Jego oddech znacznie przyśpieszył. Chłopak chciał zacisnąć pięści, ale nie potrafił zapanować nad drżeniem rąk, które nagle odmówiły mu posłuszeństwa.
Uśmiechnął się pod nosem. Właściwie wszystko co usłyszał było całkowitą prawdą. Wiedział to sam doskonale. Owszem, liczył na to, że Zyga przyjmując go pod swój dach i oferując schronienie wraz z poznawaniem go bliżej, nie będzie aż tak brutalny w swojej ocenie. Chciał wierzyć, że łagodność i realistyczne podejście mężczyzny pozwolą mu wyzbyć się pochopnie rzucanych sądów. Pragnął w to wierzyć. A teraz? Teraz dostał prawdę, brutalnie podaną na talerzu z najdroższej porcelany. Zaśmiał się lekko, nie mając pojęcia, jak na nią zareagować. Zyga znów miał rację. Ludzie jednak nie lubili prawdy, bo zdecydowanie za bardzo bolała, rzucona w twarz z tak małej odległości.
Nie postało już nic więcej do dodania. Kasztan pokiwał w milczeniu głową i wyszedł z pokoju, bez słowa kierując się do łazienki.


Kurwa mać.
To była jednym wyraźna myśl, jaka kołatała mu się obecnie po głowie. Mechanicznie zsunął z siebie ręcznik i włożył świeżą bieliznę. Równie odruchowo wsunął się pod koc, otulając się nim mocno, tak jakby była to ostatnia rzecz na ziemi, chroniąca go przed całym syfem świata. Mocno zacisnął powieki. Miał wrażenie, że raz jeszcze przeżywa swoje dojrzewanie. Miał w głowie mętlik, a wypity alkohol powrócił, sprawiając, że niemiło kręciło mu się w głowie. Z trudem opanował odruch wymiotny, który targnął jego ciałem. Nie chciał powiedzieć aż tak wiele. Nie chciał zranić Kasztana prawdą przekazaną w taki sposób. Wiedział, że słowa potrafiły najbardziej boleć. Wystarczyło odpowiednio naostrzyć je tonem, wycelować w miękkie miejsce i zwolnić spust, pozwalając im gładko płynąć do celu. Ich grot zawsze był zatruty i zakorzeniał się w myślach, zatruwając je powoli. Potrafił to robić. Umiał nimi walczyć. Jednak kiedyś przyrzekł sobie, że nigdy w życiu ich nie użyje. Jakże mocno się mylił. Jak wiele się zmieniło odkąd w jego spokojnym, nieciekawym i wypełnionym rutyną życiem pojawił się Kasztan.
Skulił się mocniej pod kocem, pozwalając by z jego ust wyrwało się ciężkie westchnienie. Miał ochotę wstać i zobaczyć co dzieje się z chłopakiem. Chciał przeprosić, ale zdawał sobie sprawę, ostatnimi podrygami świadomości, jak mocno bezsensowne było by to w tej chwili.
Jutro, obiecał sobie w miarę przytomnie. Jutro wszystko będzie lepiej.


Woda powoli robiła się zimna, jednak chłopak nie zwracał na to uwagi. Wolno wpuszczał i wypuszczał powietrze, starając się uspokoić swój oddech, szaleńcze bicie serca, rozdygotane dłonie i rozbiegane myśli. Sam był sobie winien. Mógł przecież nie zaczynać tematu. Mógł się nie czepiać, jak wzgardzony kochanek w porywie szaleńczej zazdrości. Ale szczerze mówiąc… był zazdrosny. Czuł to uczucie w sobie, zalewające jego środek goryczą i zabarwiająca wizję krwistą łuną. Mimo, że mocno chciał wyprzeć ją z myśli, było to daremne. Chciał tej bliskości. Chciał jakiekolwiek bliskości. Ich pocałunek dał mu słabą iskrę nadziei, która dziś zgasła z głośnym sykiem.
Kasztan ze świstem wypuścił powietrze, jego dłonie zsunęły się po mokrych kafelkach, a on sam podążył za nimi, opadając na podłogę w ciasnym brodziku. Nie czuł łez, które razem z wodą popłynęły po jego twarzy. Był żałosny i dokładnie o tym wiedział. Ręką sięgnął do swojego brzucha i mocno przeciągnął po nim paznokciami, zostawiając zaczerwienione szramy. Skóra pod jego opuszkami była nierówna, poznaczona bliznami po wcześniejszych walkach, rozegranych samemu z sobą i jak zawsze przegranych. Mocno zacisnął powieki, skupiając się na bólu, jaki rozkwitł w jego ciele. Na kilka sekund to on zastąpił wszystkie myśli i był punktem zaczepienia, był czymś realnym i pewnym. Westchnął cicho, uspakajając znów przyśpieszający oddech. Ręką jeszcze parę razy powtórzył wcześniejszą czynność, czując jak skóra zaczyna przyjemnie piec, a myśli robią się o wiele jaśniejsze.
Nie wiedział już, czy nadal płacze, a woda była już całkiem zimna. Jego ciałem targnął nagły dreszcz. Znał to. Wiedział, że jak zawsze po kolejnej walce, przyjdzie obrzydzenie i wstręt do samego siebie. Tym razem było to spotęgowane przez wypity alkohol i powracające echem słowa Zygi. Chłopak poderwał się chwiejnie, szybko wyłączając strumień wody i otwierając kabinę szarpnięciem. W dwóch krokach przemierzył odległość dzielącą go od ubikacji, padł na kolana i otworzył klapę w ostatnim momencie, zanim wszystko, co zjadł dzisiejszego dnia, zdecydowało się ponownie ujrzeć dzienne światło. Jego ciałem targnął kolejny spazm, niosąc ze sobą następną falę wymiotów. Zacisnął mocno powieki, nie patrząc na wypluwaną przez siebie breję. O dziwo, było to mocno uspakajające. W jakiś mocno popaprany sposób czuł, że zasługuje na to. Zasługuje by cierpieć i czuć się jak ostatni śmieć. Myśli te przynosiły spokój. Upewniały go w znajomym kształcie otaczających go rzeczy. To było coś, co znał i coś co nie było obce, tak jak wszystkie ciepłe, zawiłe uczucia jakie dane mu było ostatnio czuć.
Oparł czoło o zimną, ceramiczną powierzchnię kompaktu, oddychając głęboko. Torsje przeszły, zostawiając go jeszcze bardziej pustego niż wcześniej. Nie tylko psychicznie ale także fizycznie. Chwiejnie się podniósł, podchodząc do umywalki i przepłukując usta wodą. Nie spoglądał w lustro, bojąc się zobaczyć swoje odbicie. Po jego ciele przeszedł kolejny dreszcz, przypominając mu o tym, ze stoi nagi i mokry na środku pomieszczenia. Wytarł się szybko, mocno trąc wyziębione i roztrzęsione ciało. Mechanicznie wsunął na siebie koszulkę i slipki. Gdy wrócił do pokoju, Zyga spał, pochrapując cicho. Kasztan przez chwilę mocno wahał się, czy jego spanie na łóżku nadal jest aktualne. Po chwili stwierdził, że dziś nie miał tam wstępu, więc najciszej jak potrafił wyciągnął z szafy dodatkowy materac i rozłożył go na podłodze. Padł na niego ciężko, czując przyjemne pieczenie świeżych ran, przypominających mu o tym jak mało znaczy i na jak wiele rzeczy najzwyczajniej w świecie nie zasługiwał. Tej nocy nie zasnął wsłuchany w spokojny oddech basisty i zajęty głaskaniem miękkiej kociej sierści.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum