Rozdział 46 - Naważniejsi ludzie na świecie
Twarze młodych i starszych ludzi, przeważnie mężczyzn, lecz również w niewielkiej ilości kobiet, przewijały się przed oczami Wojtka. Dostrzegał w ich spojrzeniach błysk podniecenia i rozbawienia, zabarwiony przez jaskrawe, neonowe światła klubu. Goście z nieskrywaną ochotą chwytali wargami kawałki owoców i kleksy bitej śmietany, tak licznie zdobiące niemal nagie ciało Wojtka. Alkohol wraz z mieszanką głośnej muzyki kołysał ich ciałami, wprowadzając w przyjemny stan zabawy.
Sylwestrowa noc nie dla każdego była chwilą relaksu, porzuceniem ciężarów, które zbierały się przez cały rok. W klubie La Garage Wojtek pracował, robiąc za szwedzki stół, ułożony na miękkim, bordowym materacu w samych stringach. Nie do końca czuł się dobrze w tej roli, ale nie mógł marudzić, czy chociażby zdradzić cień niezadowolenia. Mógł ładnie się uśmiechać, rzucając powłóczystymi spojrzeniami w stronę zainteresowanych imprezowiczów. A było ich sporo, często już podpitych, mimo że do północy było jeszcze sporo czasu. Nachylali się nad jego udami, gorącymi, wilgotnymi językami zlizując śmietanę, czy czekoladę. Mężczyzna cieszył się, że Sara postarała się, aby rumieniec zawstydzenia nie pojawił się na jego twarzy. Otuchy dodawała mu myśl, że gdzieś wśród rozbawionego tłumu, tańczącego i rozmawiającego przewijał się Mateusz, a przynajmniej miał się pojawić tuż przed końcem jego pracy. Na wspomnienie o swoim chłopaku poczuł napływające podniecenie, mając jedynie nadzieję, że ten nie przesadzi z alkoholem i kiedy wyjdą, nie będzie musiał zaciągać go do mieszkania, rezygnując z jakichkolwiek planów spędzenia razem sylwestra.
Odetchnął i uśmiechnął się uwodzicielsko do pary nastolatków, którzy z zaintrygowaniem nachylili się nad jego torsem, chcąc złapać wargami kawałek ananasa. Śmiali się przy tym i żartowali z innym mężczyzną, który od samego początku towarzyszył Wojtkowi, co nieco go niepokoiło. Obcy czasami o coś go pytał, rzucał dwuznacznymi tekstami, popijając piwo z butelki i wybuchając niepohamowanym rechotem. Tym razem jednak gdzieś zniknął, wtopił się w gromadę imprezowiczów, poruszających się jak jeden organizm w rytm głośnej muzyki. Wojtek leżał w bocznej niszy, oświetlony jasnym światłem oraz świeczkami ułożonymi na dwóch mniejszych stolikach po jego bokach. Na nich również ułożono jedzenie, ale większości ludzi wolała sięgać do ciała Wojtka, przy okazji oblizać go czy ucałować rozgrzaną skórę.
Cały czas ktoś podchodził, dotykał, komentował, lubieżnie się uśmiechał. Taką pełnił rolę, ale ani trochę mu się ona nie podobała, w ogóle cały ten biznes powoli go nużył i męczył, mimo że jakby nie patrzeć dopiero w nim zaczynał. Nie było jednak mowy o jakiś zmianach, gdyż pieniądze z tego, może nie jakieś ogromne, ale porządne były, a z uczelni nie chciał rezygnować.
Przyszła dziewczyna z obsługi klubu, dodając kolejnych owoców i posyłając mu wesołe spojrzenie, zapewne dzięki procentom. Aż żałował, że sam czegoś nie wypił, może nie czułby się tak dziwnie, lekko skrępowany, z myślami co by się stało, jakby ktoś z rodziny go zobaczył, albo ze studiów. Do głowy od razu przyszła mu sytuacja Mateusza i Anastazji, widmo zdemaskowania, które mocno przecież jego chłopakiem wstrząsnęło. On w takiej sytuacji na pewno by się pogubił.
Nie wiedział ile już tak leżał, mając nadzieję, że półtorej godziny niedługo minie, a wtedy zakończy się jego rola ”stolika”, jak nazwał się w myślach. Mimochodem rzucał spojrzeniem wśród bawiących, mając nadzieję, że Mateusz w końcu się pojawi. Musiał przyznać, że to co się działo między nimi od czasu wyznania chłopaka było czystą bajką, czymś do czego chciał wciąż wracać. Był szczęśliwy i wciąż się zastanawiał jak to możliwe, że są razem i oboje pałają do siebie poważnym uczuciem. Westchnął, czując przyjemne kłucie w piersi na myśl o Mateuszu, udając że jego reakcja jest jednak spowodowane kolejnym zainteresowanym mężczyzną, który dość gwałtownie zlizywał śmietanę z jego przedramion.
***
Mateusz zjawił się w klubie poważnie spóźniony, co nie było zresztą jego winą, a Witka, nie chcącego puścić go wcześniej z dopiero co rozkręcającej się domówki. Wciskanie mu kitów o czekającej na niego dziewczynie, z którą ma spędzić romantyczny wieczór na jedzeniu włoskiego żarcia i pieprzeniu średnio został przez przyjaciela przyjęty, ale cóż on miał w końcu do gadania. Leciał na złamanie karku, żeby zdążyć do klubu, w którym Wojtek pracował w Sylwestra, i trafić chociaż na ostatnią kandyzowaną wisienkę. Zostawił ciuchy w szatni, rozbierając się do samego podkoszulka, kiedy spotkał swojego dawnego seks - przyjaciela, odrobinę już podchmielonego. Chłopak rozpoznał go od razu, mając najwyraźniej ochotę na małe wspominki w jakimś bardziej ustronnym zakątku klubu. Gorąco mu się zrobiło, kiedy poczuł jego rękę nachalnie witającą się z jego tyłkiem, i przez ułamek sekundy miał tak oczywistą ochotę temu ulec, że kiedy przypomniał sobie o czekającym na niego Wojtku, zrobiło mu się podwójnie źle. Przez głowę przemknęła mu myśl, że mężczyzna o niczym nie musiałby wiedzieć, odgonił ją jednak szybko, z trudem uwalniając się z ramion dawnego znajomego.
Kiedy zobaczył Wojtka w pierwszym odruchu miał ochotę wybuchnąć śmiechem, powstrzymał się jednak, nie chcąc go rozpraszać. To, jak wyglądał, było tak niecodzienne, że trudno było mu zachować powagę, zagryzł jednak wargę, podchodząc bliżej, z najpoważniejszą miną, jaką był w stanie przybrać. Zlustrował długim spojrzeniem jego zrelaksowane, błyszczące od spożywczej oliwki ciało, artystycznie wręcz ozdobione czekoladą w płynie, bitą śmietaną i owocami. Jakiś mężczyzna, wzdychając ekstatycznie, zlizywał z jego sutka to, co zostało po truskawce i sztywnym kleksie śmietany. Było widać jak Wojtek jest spięty, jak stara się za wszelką cenę rozluźnić, czerwony na twarzy, wyraźnie zażenowany. I podniecony.
Uczucie nagłej zazdrości wstrząsnęło nim krótko, nie powiedział jednak nic, nachylając się nad nim nisko i sięgając językiem między jego uda, chcąc uchwycić kulkę winogrona, która tam wpadła. Nie było to jednak takie proste, owoc sunął w górę jego ściśniętych ud, dając się złapać dopiero, kiedy oparł się o opięte wąskimi majtkami jądra. Mateusz jak gdyby nigdy nic wziął winogrono do ust i posłał mu zadowolony uśmiech.
Wojtek patrzył na niego roziskrzonym wzrokiem, z trudem powstrzymując chęć pocałowania go. Posłał mu jedynie uśmiech, zaciskając lekko dłonie na miękkim podłożu, na którym leżał.
- W końcu, myślałem, że nie przyjdziesz i nic nie uszczkniesz - powiedział spokojnie, czując jak serce bije mu mocniej.
- Sorry, Witek nie chciał mnie puścić wcześniej - mruknął Mateusz, nachylając się nad jego torsem i wyjadając po kolei trzy niesamowicie słodkie wisienki. Chciał, żeby Wojtek mógł już wstać i napić się z nim. Sam wypił zaledwie jedno piwo, żeby nie upić się zbyt szybko i kontaktować. Liczył, że przed siódmą to się nie położy. Od strony parkietu pojawił się jakiś facet w garniturze, z elegancko ubraną, młodziutką dziewczyną. Odgarnęła za ucho jasne jak słoma włosy, nachylając się i zdejmując z Wojtka plasterek limonki do swojej tequili. Mateusz odetchnął ciężej w duchu, patrząc na piersi kobiety niemal wypadające z dekoltu złotej, brokatowej bluzki. Już on by ją napoił, gdyby mógł. Nie miało to się oczywiście nijak do tego, że kochał Wojtka i chciał, żeby mężczyzna był z nim szczęśliwy. W przedziwny sposób miłość i wierność nie szła u niego w parze. Wojtek natomiast nie miał prawa być z kimkolwiek innym. Mężczyzna w garniturze posłał mu groźne spojrzenie i odszedł ze swoją dziewczyną, pięknie roześmianą i zupełnie nieświadomą tego, jak została oceniona.
- Zmęczony? - szepnął, wylizując zastygnięte strużki czekolady z szyi partnera. Chciał oczywiście, żeby Wojtek czuł, że jest tym jedynym, który zaprząta jego umysł. Nie żeby zdążył go jakoś zdradzić, albo to planował, nic nie mógł poradzić jednak na to, że na każdym kroku czuł się kuszony.
- Głodny, cholernie głodny - mruknął Wojtek, patrząc na niego cały uradowany, mając ochotę zrzucić to wszystko z siebie i wstać. Nie ruszył się jednak, wodząc wzrokiem po twarzy partnera. - Która godzina? Może już niedługo kończę.
Mateusz rzucił okiem na zegarek zapięty na nadgarstku. Też chciał już zjeść, napić się i potańczyć.
- Kwadrans. Pomogę ci pozbyć się tych smakołyków - zaśmiał się cicho, zjadając cząstkę pomarańczy prosto z jego brzucha.
Minęła dosłownie chwila, nim zjawiła się dziewczyna z obsługi, niosąc szlafrok dla Wojtka i posyłając Mateuszowi miłe spojrzenie. Stół z przykryciem został szybko sprzątnięty i chłopak rozsiadł się przy barze, czekając aż Wojtek wróci do niego, umyty już i ubrany. Wiedział, jak bardzo potrzebne są mu te pieniądze, jednak kiedy pomyślał, że za parę dni wróci na plan i będzie pieprzył facetów przed kamerą, robiło mu się słabo. Praca jako szwedzki bufet była jeszcze do zniesienia, wiedział, że partner jest obserwowany i nikt nie miał prawa całować się z nim czy dotykać jego krocza, ale nagrywanie regularnych scen seksu po prostu go przerastało. Nie widział jednak żadnego wyjścia z tej sytuacji, co denerwowało go jeszcze bardziej.
- O czym tak rozmyślasz? - Wojtek cmoknął go w odsłonięty kark, pojawiając się niespodziewanie przy barze, przepychając między ludźmi, którym wciąż było mało alkoholu. Ubrany, odświeżony, cieszył się, że mógł pozbyć się tego uczucia lepkości, śladów śliny.
- Nic takiego. Dobrze, że jesteś już po. - Mateusz uśmiechnął się do niego, dotykając jego ramienia dłonią. Sączył wolno piwo z butelki, przypatrując mu się zmrużonymi oczyma. Lubił czuć go przy sobie, silne ramiona i umięśniony brzuch napierający mu na plecy, a kiedy budził się rano i czuł, że Wojtek ma poranny wzwód, lubił budzić go wtedy ssaniem. Lubił jego naturalny spokój, nieskomplikowane podejście do życia, wrażliwość, którą mężczyzna często objawiał. Pocałował go krótko pod brodą, kładąc sobie jego rękę na kolanie. Bliskość Wojtka była dla niego kojąca. - Chcesz iść na jakiegoś fast fooda i wrócić za moment tutaj? To dopiero moje drugie piwo - wskazał na swojego Lecha, nie przestając dotykać dłoni leżącej mu ciężko i ciepło na nodze.
- Z chęcią, strasznie mnie ssie, a owoców nawet nie chcę oglądać - zaśmiał się Wojtek, czując, że najchętniej ulokowałby się z Mateuszem w jakimś ustronniejszym miejscu, bez tej głośnej muzyki, stęskniony jego obecności przez cały dzień. Zwłaszcza, że po świętach, widzieli się dopiero pierwszy raz przedwczoraj, gdyż Wojtek musiał zostać dłużej w domu, po namowach bliskich, a zwłaszcza ciotki. Westchnął, obejmując Mateusza w pasie i wsuwając nos w jego rozburzone włosy. - To dopijaj i idziemy.
- Wezmę ze sobą, spoko. - Mateusz wstał z krzesełka i pocałował go jeszcze krótko w usta, nie przestając się uśmiechać. Było mu przy nim tak prosto, dobrze.
Zabrali kurtki z szatni i wyszli na mroźne powietrze, na ulicę zasypaną śniegiem, idąc kawałek do małego lokalu z hamburgerami i tego podobnym jedzeniem. Mateusz nawet jeśli nie był głodny, zjadł i tak, widząc Wojtka zajadającego się swoją porcją. Nie umiał sobie odmawiać takich rzeczy.
Kiedy wrócili do klubu, do ludzi, o ile to możliwe, było ich jeszcze więcej. Dochodziła już jedenasta, i najwyraźniej zjawiały się ostatnie osoby, które miały wykupione bilety na imprezę. Szybko dobili do baru, by zamówić kolejne piwo, i potem jeszcze, i jeszcze jedno, by tańczyć długo w gorącym tłumie, w absolutnym, anonimowym ścisku, ocierając się o siebie pożądliwie i całując bez skrępowania. Właśnie dlatego Mateusz lubił wyjścia do typowo gejowskich lokali, nie musiał zupełnie przejmować się swoją orientacją, mogąc afiszować się ze swoimi uczuciami tak bardzo, jak tego pragnął. Wojtek zdawał się coraz bardziej rozluźniać, bawił się z nim chętnie, spędzając krótkie chwile przerwy przytulony do niego ciasno, kiedy palili jednego papierosa, podając go sobie do ust, ściśnięci w rogu kanapy, intymnie, cali dla siebie. Mateusz był mistrzem słodkich słówek, szeptał mu co rusz do ucha różne czułe głupoty, zawstydzające komplementy, sprawiając, że Wojtek rumienił się co chwila albo wybuchał śmiechem, co tylko utwierdzało Mateusza w przekonaniu, że jego słowa działają na partnera, że nie jest im obojętny. Spotkali nawet znajomych z pracy, rozmawiali długą chwilę, lekko już podpici, nim zegar wybił północ, sala zalała się szampanem a tłum oszalał w kompletnym podnieceniu.
***
Dochodziła druga, albo było później, lecz Wojtek nie zastanawiał się nad tym, całkowicie skupiony na Mateuszu, a zwłaszcza podróży jaką odbyli. Bez problemu dał się wpakować do taksówki i mimo że ciągle pytał chłopaka gdzie jadą, dostawał w odpowiedzi jedynie szeroki, milczący uśmiech, nie mówiący mu nic. Próbował zorientować się po ulicach, budynkach skąpanych w mroku nocy, oświetlanych przez lampy ciepłym blaskiem, niestety nadal nie potrafił odgadnąć w jakiej części Warszawy się znajdują. Dopiero wysoki wieżowiec pod którym się zatrzymali nieco rozjaśnił mu w głowie. Z zaskoczeniem zauważył, że znajdują się w centrum, ale gdzie konkretnie, tego nie umiał powiedzieć. Potem domofon, jedno słowo wypowiedziane przez Mateusza i już szli w stronę windy. I tym razem Wojtek próbował wyciągnąć z Mateusza informacje o celu ich podróży, lecz poddał się, kiedy weszli do przestronnej, lustrzanej windy, a chłopak nadal jedynie się uśmiechał. Zgadywał, że może to hotel, wynajęty pokój na namiętną noc, ale jeśli faktycznie by tak było, partner powiedziałby mu to od razu, bez wszystkich tych tajemnic.
Dojechali do ostatniego piętra, jak dobrze Wojtek pamiętał, było to dziesiąte, błyszczący numer wbił mu się w pamięć. Drzwi rozsunęły się cicho i weszli do słabo oświetlonego korytarza, na jego końcu mężczyzna widział szare drzwi, nieco obdarte, ale i tak ich wygląd nieco go zaniepokoił. Zerknął na Mateusza, mając nadzieję, że to ten moment, kiedy w końcu dowie się gdzie go zabrał i po co.
Mateusz uchylił drzwi i pchnął Wojtka przed sobą, w stronę słabo oświetlonego pomieszczenia. Z środka uderzyło w nich przyjemne ciepło, nienachalny, kwiatowy zapach i przytłumiona, jazzowa muzyka. Przy stoliku, zaraz przy wejściu, siedział nie kto inny jak Przemysław, ich fotograf. Mężczyzna palił papierosa, podnosząc go flegmatycznym ruchem dłoni do ust, czytając jednocześnie jakieś opasłe tomisko. Na okładce widniał wielki, złoty napis, zdradzający, że autorem książki jest Tołstoj. Podniósł, zupełnie niespiesznie, spojrzenie na Mateusza, uśmiechając się pod nosem.
- Cześć Przemo. - Mateusz wyciągnął do niego rękę w krótkim powitaniu, czekając aż fotograf wstanie i się nimi zajmie. Przemysławowi często zdarzało się przesiadywać nocami właśnie tutaj, w klubokawiarni na dziesiątym piętrze wieżowca, robiąc jednocześnie za ochroniarza i kelnera. Nie żeby się jakoś zarabiał, o miejscu wiedzieli nieliczni, trzeba było być tu przyprowadzonym przez kogoś zaufanego, znać hasło, żeby zostać wpuszczonym, więc tłumów nie było nigdy, zatem Przemysław mógł spędzać swoje i tak bezsenne noce na lekturze i piciu.
- Mati - podał mu rękę, nie przestając uśmiechać się lekko ironicznie. Wyminął wysoką palmę, wychodząc zza swojego stolika. - Wtajemniczasz kolejną osobę - zauważył, zerkając ukradkiem na Wojtka. Znał go oczywiście z pracy.
- Tym razem jest stały - mruknął Mateusz, uśmiechając się półgębkiem. Sufit w pomieszczeniu był pałacowo wysoki, ściany pomalowane na przytłumioną czerwień dopełniały wrażenia kameralności. Wszędzie stały wysokie kwiaty w donicach, przez co miało się wrażenie subtelnego mikroklimatu.
- Tak mówisz? No ciekawy jestem - zaśmiał się sucho Przemysław, prowadząc ich w głąb pomieszczenia. Dyskretne parawany z papieru ryżowego sprawiały, że kolejne kanapy stanowiły niemal prywatne wysepki w tym morzu liści i subtelnej muzyki. Dało się jednak dostrzec kilka osób polegujących na siedziskach. Ogromny, kryształowy żyrandol nad ich głowami rzucał opalizujący blask na ściany, polerowane powierzchnie stolików, ogromne liście difenbachii.
- Tam gdzie zwykle, wiesz. I ten zestaw co zwykle, ale bez owoców - zaśmiał się cicho Mateusz, łapiąc Wojtka za dłoń i prowadząc za sobą. Zdawał sobie sprawę, że dla mężczyzny przebywanie w takim miejscu to zupełne novum. On sam przyprowadzał tu wielokrotnie te bardziej zaufane osoby, z którymi był. Nie każdy jednak na to zasługiwał.
- Masz szczęście, że jest wolne - mruknął mężczyzna, odsuwając odrobinę jeden z parawanów i wpuszczając ich do bardzo intymnego kącika z niską, pluszową kanapą, całym mnóstwem atłasowych poduszek i dywanem z długim, miękkim włosiem. Nie to jednak było najważniejsze - kanapa stała naprzeciwko okna, tafli ogromnej szyby, zajmującej niemal całe pięć metrów bocznej ściany kawiarni, z którego rozpościerał się widok na nocną Warszawę. Dla Mateusza, kiedy zawitał tu po raz pierwszy, wrażenie było niesamowite. Miał nadzieję, że Wojtek odbierze to podobnie.
Przemek mruknął coś jeszcze pod nosem i odszedł, by zrealizować zamówienie złożone przez chłopaka. Mateusz ścisnął mocniej Wojtka za rękę, patrząc na niego rozkochanym wzrokiem.
- Podoba ci się? - spytał, stojąc z nim ramię w ramię i samemu chłonąc z przyjemnością widok za oknem.
Wojtek był szczerze zaskoczony wszystkim po kolei, zaczynając od widoku Przemka, egzotycznym wystrojem miejsca, a kończąc na ostatnim etapie tej podróży, jakim był ten widok.
- Jest… - zaczął, ale nie wiedział, jak określić swoje emocje, skrępowany i osłupiony. Ścisnął dłoń Mateusza i uśmiechnął się do niego. -… ciekawie. I tak, podoba mi się.
- Ciekawie? Ha ha, dobre i tyle - zaśmiał się chłopak, samemu podchodząc do okna i zerkając w dół. Można było dostać zawrotów głowy z powodu wysokości. - Wiesz, Twelve to takie… specjalne miejsce. Nazwa oczywiście pochodzi od liczby kanap - prychnął, upojony widokiem, zmysłową atmosferą miejsca, nie czując specjalnie zmęczenia tak długim wieczorem.
- Nawet nie myślałem, że się znajdę w takim tajemniczym miejscu - powiedział z rozbawieniem Wojtek, siadając niepewnie na miękkim siedzisku. Nie miał pojęcia jak się zachować, czekając na instrukcje od swojego chłopaka, patrząc na jego sylwetkę, stęskniony dotyku.
- Nie chcesz tu być? Możemy jechać gdzieś indziej… Znam jeszcze jedno, fajne miejsce. Nie każdy musi się tu w końcu czuć dobrze - odparł, wciskając dłonie w kieszenie swoich materiałowych spodni i zerkając wyczekująco w stronę sali. - Zdejmij buty, będzie ci wygodniej. Tu każdy tak robi - dodał, uśmiechając się do niego lekko. Zza papierowego przepierzenia wyraźnie nadpłynął zapach marihuany, a zaraz po nim dało się słyszeć zduszony, damski chichot. Mateusz wyszczerzył się tylko, kręcąc głową.
- Chcę zostać, spokojnie, po prostu… - wzruszył ramionami, dotykając uda Mateusza, przesuwając palcami po szwach spodni. - Jestem zaskoczony, ale nie zrażony.
- Wojtuś. - Chłopak mruknął, rozczulony jego nieporadnością, już chcąc nachylić się do pocałunku, kiedy kątem oka zobaczył zbliżającą się dziewczynę z obsługi. Uśmiechnął się do niej, odsuwając od Wojtka i patrząc na nią wyczekująco. Na solidnej, drewnianej tacy, jaką niosła było wszystko, czego było mu teraz trzeba. - Dzięki wielkie - odparł, kiedy postawiła tacę na stoliku przy kanapie.
- Mat, chcesz coś jeszcze? Coś na specjalne okazje? - uśmiechnęła się pewnie, zaczesując włosy za ucho. Chłopak tylko pokręcił głową. Chciał już zostać z nim sam na sam.
Na stoliku stał zestaw do fondue, ceramiczne naczynie wypełnione czekoladą, dwa srebrne szpikulce, dwa talerzyki i widelce, talerz pełen biszkoptów oraz butelka białego wina i kieliszki. Chłopak zdjął z tacy alkohol i postawił ją na kanapie, obok uda Wojtka, siadają po drugiej stronie. Miał nadzieję, że chociaż to przypadnie do gustu partnerowi.
- Szalejesz. - Wojtek podrapał się w kark, nie mogąc się nadziwić temu, co się przed nim pojawiało. Już wcześniej Mateusz udowodnił, jak potrafi zadbać o urozmaicanie mu czasu, wyrażając tym samym, jak mu zależy. W głowie Wojtka pojawiła się myśl, że powinien podobnie mu się odwdzięczyć, a przynajmniej tak, aby zaskoczyć partnera. Sam zestaw, ułożony na stole kojarzył z filmów, ale nigdy nie miał okazji się z nim zaznajomić, mając cichą nadzieje, że nie zrobi z siebie idioty jeśli zdradzi się z nieumiejętnością posługiwania się nim. Złapał butelkę alkoholu, woląc zająć się tym czego był pewny, że umie otworzyć. - Hmm… często tu bywasz? - zwrócił się do Mateusza, żałując, że ten nie usiadł obok niego.
- Bywałem - odparł chłopak, podsuwając mu maleńki talerzyk i samemu zabierając się powoli za jedzenie. - Jakoś ostatnio nie było z kim. Mówiłem już, że to… takie inne miejsce, sprzyjające, hmm, pogłębianiu relacji - uśmiechnął się do niego oszczędnie, oblizując lekko spierzchnięte od mrozu usta. - Podobno jedzenie wspólnie fondue też temu sprzyja. Mam taką nadzieję - roześmiał się cicho, patrząc jak partner zerka z konsternacją na swój talerzyk. - Daj, pomogę ci - zaoferował, łapiąc jeden ze szpikulców i wkładając mu go w dłoń. Erotyczne skojarzenie pojawiło się momentalnie. Nabił jedno z ciasteczek, niesamowicie puszystych biszkoptów w formie małych gwiazdek i umoczył w czekoladzie, obserwując, jak oblewa ona ciasto, jak kładzie się na nim gęsto, ścieka z niego, by po chwili zsunąć je na talerzyk przy pomocy widelca. Uśmiechnął się zachęcająco, zerkając mu w oczy z zastanowieniem. Ciekaw był, na ile uda mu się posunąć z Wojtkiem tej nocy.
Partner przełknął ślinę, mając ochotę się zaśmiać, że w czymś tak banalnym musi mu pomagać Mateusz, ale były też tego plusy, chociażby przejmujące ciepło jego dłoni.
- Hmm… czuję się wyjątkowo - powiedział cicho, zawstydzony i nadal skrępowany miejscem oraz całą atmosferą, tak mało mu znaną, a przyjemną. Nabił na widelec czekoladową gwiazdkę i nadgryzł, czując jak ciepła czekolada miesza się z delikatnym, kruchym biszkoptem rozpływając mu się w ustach.
- Bo jesteś wyjątkowy - powiedział Mateusz, przerywając na chwile jedzenie, żeby cmoknąć go w usta. Odsunął się jednak zaraz, nie chcąc potrącić naczynia z czekoladą, pod którym paliła się mała świeczka. Popił odrobinę wina, dobrego, półsłodkiego i stanowczo nie na kieszeń przeciętnego studenta. Muzyka sącząca się leniwie z głośników potęgowała tylko jego uczucie totalnego zakochania. Niestety, były też mniej wesołe kwestie, które musiał poruszyć z partnerem. Liczył, że komfort miejsca zrekompensuje im ciężar tematu. - Chciałem w sumie pogadać z tobą o pewnej sprawie… Wiem, że może to nie pora, ale jak nie teraz, to kiedy? - zaczął enigmatycznie, nie mogąc powstrzymać się by nie pogłaskać uda partnera. Zaraz jednak zabrał rękę, wracając do flegmatycznego jedzenia.
- Hmm… mów, skoro jest na to czas. - Wojtek uśmiechnął się do niego zachęcająco, zastanawiając się jaki to temat chce poruszyć partner, wolno zajadając kolejnego biszkopta i popijając winem. Różnica tego miejsca a klubu była znacząca, chociażby w natężeniu muzyki, która tu płynęła gdzieś na granicy słyszalności, w klubie wręcz wdzierając się w umysł. Mężczyzna czuł przyjemne kołysanie, spokój, zadowolony, że może spędzić ten czas z Mateuszem.
- Umm, więc tak… Mój ojciec ma znajomego, który ma jakąś tam firmę, nieważne już jaką, w Gdyni, i chciałby, żebym po tym semestrze wrócił do domu, wiesz, na stałe, i zaczął tam pracować - wyrzucił z siebie Mateusz, nie patrząc nawet na niego, cały skupiony na swoim widelcu. - Nie uśmiecha mi się to zupełnie, ale zdaje się, że nie mam za bardzo wyboru - skrzywił usta, zerkając na niego krótko. Trochę obawiał się reakcji Wojtka.
Mężczyzna znieruchomiał, czując jak miła atmosfera gdzieś ulatuje, a jemu nagle robi się nieprzyjemnie duszno. Wiele myśli pojawiło mu się w głowie, ale był zbyt zaskoczony, żeby skupić się na którejś z nich, próbując przyjąć do wiadomości to, co usłyszał. Nie tego się spodziewał, a na pewno nie tego, że to wszystko co było tak piękne, tak szybko się skończy. Spuścił wzrok na talerzyk przed sobą, nie mając już ochoty na czekoladę i wino.
- Aha… - powiedział jedynie, przecierając twarz dłonią, to drapiąc w zdenerwowaniu po karku. Gdańsk, jest tak cholernie daleko, pomyślał ze znużeniem. - Czyli co? Chcesz… - westchnął, bo ciężko było mu powiedzieć co przyszło mu pierwsze na myśl, w związku z tą sytuacją. -… zrywasz ze mną? - spytał, z bijącym z nerwów sercem, zwracając smutny wzrok na Mateusza.
- Jasne, że nie, Wojtuś… - Mateusz aż się uniósł, zaskoczony, że partner pomyślał o czymś takim. Odstawił tacę na stolik, by móc bez przeszkód się do niego przysunąć. - Po prostu ci o tym mówię, ale zrobię wszystko, żeby przekonać ojca, że powinienem skończyć studia tutaj. Tylko wiesz, jeśli on się nie zgodzi, to zostanę zupełnie bez pieniędzy, odetnie mnie od gotówki, jeśli nie zrobię tak, jak by chciał, a nie mogę na to pójść, rozumiesz? - spytał, siadając zupełnie blisko niego i łapiąc go dłoń w przejęciu. Błękitne, roziskrzone oczy tak czytelnie wyrażały wszelkie uczucia.
Ulga opadła na Wojtka niczym powiew letniego wiatru na rozgrzaną skórę, ale i tak czuł ucisk w piersi na myśl, że po feriach Mateusz się wyprowadzi i nie wiadomo kiedy się zobaczą. Było to co najmniej frustrujące i napełniało go zniechęceniem.
- No rozumiem, ale czemu tak nagle chce abyś tam pracował? - mruknął, ściskając jego dłonie z wyczuciem. - Tu nie możesz czegoś znaleźć?
- Chce mieć mnie na oku… A poza tym ciśnie strasznie, żebym jakieś doświadczenie w zawodzie już zdobył, u znajomego łatwiej byłoby się zatrudnić i nie robić za przynieś - wynieś - pozamiataj - odparł, czując, że musi wytłumaczyć się z tej sytuacji. Wcale nie cieszył się na potencjalny powrót w rodzinne strony. Warszawa gwarantowała mu swobodę, ale wiedział też, że bez pieniędzy nie miał tu czego szukać.
- To…to z powodu twojej mamy? - Wojtek spojrzał na niego niepewnie, dotykając ramienia kochanka. - Nagle sobie przypomniał ojciec, że trzeba więzy rodzinne zacieśniać?
- Nie, chodzi o to, że on wie, że jestem bi… I chce mnie kontrolować - odparł Mateusz, zerkając na niego niepewnie. Położył rękę na jego boku, masując go delikatnie. Wojtek był tak przyjemnie ciepły, że miał ochotę po prostu do niego przylec.
- Serio? - Mężczyzna patrzył na niego w osłupieniu. - Czemu nie mówiłeś wcześniej, Mateusz? - Przesunął dłonią po jego przedramieniu, żeby po chwili objąć i przysunąć do siebie, chcąc mieć go w tej chwili blisko.
- A jest o czym? To nie było takie oczywiste, że każe mi się przenosić do Gdyni, dopiero parę dni temu mi to objawił. Zresztą, nie przejmuj się na zapas, będę starał się go przekonać, że lepiej skończyć studia tutaj, wiesz, że poziom wyższy, papierek będzie więcej znaczył i takie tam. Serio, nie myśl o tym na razie - powiedział, czując, jak momentalnie reaguje na bliskość mężczyzny przy sobie. Oblizał nagle spierzchnięte usta, patrząc na niego z tak niewielkiej odległości. Jakoś mimo upływu czasu ciągle nie miał go dosyć. - Nawet jeśli tak się stanie, będę przyjeżdżać tu do ciebie, jakoś to rozwiążemy - mruknął cicho, tuż przy jego twarzy. Nagle, zza parawanu, dało się słyszeć niewyraźny, kobiecy jęk. Coś zaskrzypiało, przywodząc na myśl skórzaną kurtkę albo lateksowy materiał. Uśmiechnął się pod nosem, doskonale wiedząc, co też musiało się dziać za tą cienką ścianką z papieru.
Wojtek zerknął tylko w tamtym kierunku, nieco zdziwiony tym, co słyszał, chociaż po głębszym zastanowieniu stwierdził, że bez tego takie miejsce nie było by tajemniczym miejscem. Mimo to bliżej przysunął do siebie Mateusza i nachylił się do jego karku, całując go w odsłonięte miejsce.
- Mam nadzieję, że jednak nie będziemy zmuszeni do związku na odległość - mruknął z ustami przy jego skroni. - Ale to chyba nie Anastazja mu powiedziała? - spytał, patrząc na chłopaka w rozterce.
- Dowiedział się przypadkiem… Anastazja nie odzywa się już dosyć długo, mam nadzieję, że sobie odpuściła - powiedział Mateusz, składając delikatne pocałunki na jego jabłku Adama. Położył dłoń na jego biodrze, ściskając je lekko, stymulująco. Jej na pewno by tu nie przyprowadził. Od początku wydawała mu się nadambitna w stosunku do niego, i nie miał zamiaru bawić się z dziewczyną w jakieś tam związkowanie. - Wiesz, tu nie tylko się je i pali zioło… Są jeszcze inne atrakcje… Takie zupełnie nieoficjalne - szepnął, zerkając mu głęboko w oczy. Bliskość mężczyzny wprost go odurzała.
- Nieoficjalne? - Wojtek przymknął powieki, patrząc na niego w zamyśleniu. Nawet nie mógłby sobie wyobrazić, gdyby jednak Mateusz musiał się przeprowadzić. W mieszkaniu zrobiłoby się tak nie przyjemnie cicho, biorąc pod uwagę, że Piotr również się ulatniał. Nowi współlokatorzy mogliby wprowadzić nowe, niechciane przyzwyczajenia, a on nie miał na to ochoty. Najwyżej znajdzie jakąś kawalerkę. Ale czy tak będzie faktycznie, nie miał pojęcia i w tej chwili nie miał zamiaru nad tym gdybać, mając do roboty ciekawsze rzeczy, jak zajmowaniem się swoim facetem. Posłał mu ciepły uśmiech, wciąż poruszony, że ktoś taki jak Mateusz się w nim zakochał, i bardzo mu to podwyższało samoocenę. Cmoknął go leniwie w usta, czując słodkawy posmak czekolady i cierpki smak wina. Westchnął, ogarniając Mateusza całkowicie w pasie ramionami, żeby po chwili wycofać jedną rękę i wsunąć ją pod kolana chłopaka, układając je na swoich udach. Tak było zdecydowanie wygodniej.
- Ha ha, Wojtek, już sobie ustawiłeś moją dupę? - zaśmiał się radośnie, wiercąc się na odrobinę zbyt miękkiej kanapie. - Chciałem powiedzieć, że nieoficjalnie mógłbym cię tu przelecieć, ale widzę, że szykujesz odwrotny scenariusz - powiedział, kładąc rękę na jego karku i przyciągając do głębszego pocałunku. Świeczka migotała gdzieś z boku, kładąc na nich drżący poblask płomienia. Otarł się tyłkiem o jego nogę, nic nie mogąc poradzić na to, jak bardzo był przy nim rozochocony. Tym bardziej, że Wojtek dosłownie pchał mu się w ramiona.
Mężczyzna uśmiechnął się w jego usta, oddając pocałunek pewnie i zachłannie, czując uderzenie ciepła w ciele. Zamruczał, ciesząc się ciepłem Mateusza, jego zapachem i tym, jak reagował na dotyk.
- Sam się tak ustawiłeś - powiedział rozbawiony, na chwilę przerywając pocałunek, ale ani trochę się nie odsuwając. - A do tego tak jest wygodniej. - Trącił nosem jego nos, patrząc na zaczerwienione policzki kochanka.
- Jesteś bardzo wygodny… Komfortowy - odparł Mateusz, stykając się z nim nosem i uśmiechając lekko do niego. Starał się nie analizować zbyt często tego, co było między nimi, wychodząc z prostego założenia, że należy cieszyć się tym, co niesie los. Nie zawsze było to jednak takie proste. Mina mu zrzedła, kiedy przypomniał sobie o pracy Wojtka w Uranosie. To nie było coś, co napełniałoby go radością. Sam dobrze wiedział, jak wygląda robota w wytwórni, i kiedy myślał o tym, czym zajmuje się jego chłopak, było mu słabo ze złości. Nie mógł mu przecież tego zabronić, ale zazdrość pozostawała zazdrością. Chciał mieć go tylko dla siebie. - Położysz się na mnie? - spytał, mimo nietęgiej miny, chowając twarz w zagięciu jego szyi. Nie chciał psuć świątecznego nastroju.
- Zmęczony, hrabia? - Wojtek przesunął dłonią po jego miękkich włosach, zsuwając ją na jego plecy, delikatnie drapiąc opuszkami palców skórę. - Można się tutaj…tak mościć?
- Można by i wiele więcej, gdybyś chciał - szepnął w odpowiedzi, rozsuwając bezwstydnie uda i ciągnąć mężczyznę za ramię między swoje nogi. Przymrużył oczy z rozkoszy, czując na sobie jego ciężar, napór gorącego ciała, zwartych, mocnych ud na wnętrzu swoich nóg, brzuch przywarty do niego ściśle, jego krocze tuż przy swoim. Odetchnął zauroczony, zatapiając się w miękkości kanapowych poduszek. Sama jego bliskość była kojąca i niosła ze sobą niespodziewaną błogość. - Podasz mi papierosa ze stolika? - spytał, przesuwając palcami po jego nagim ramieniu, po twardych węzłach mięśni i napuchniętych żyłach. Miał ochotę leżeć pod nim, palić i słuchać muzyki. Nie musieli robić nic więcej, żeby był teraz szczęśliwy.
- Można tu siedzieć ile się chce? - Partnera wyciągnął się do stolika i sięgnął po paczkę leżącą między kieliszkami. Zapalniczkę wyciągnął z kieszeni spodni Mateusza, przy okazji składając ciepłe pocałunki na jego odkrytych obojczykach. Odpalił papierosa, ale za nim mu podał, sam się zaciągnął. Przysunął popielniczkę na brzeg stolika, oddając papierosa mężczyźnie. - Mogę cię o coś spytać?
- Można, nie przejmuj się. - Mateusz zaciągnął się z rozkoszą, czując jak jego umysł opanowuje słodka błogość. Z Wojtkiem wszystko było inne, lepsze, spokojniejsze, mniej skomplikowane. Gdyby nie widmo nadciągających problemów, byłoby niemal sielankowo. Z nikim jeszcze nie układało mu się tak dobrze i dla nikogo jeszcze się tak nie starał. Podał mu papierosa do ust, z zadowoleniem chłonąc widok jego twarzy tak blisko siebie. Było cudownie. - Pytaj.
Mężczyzna dla wygody ułożył się obok niego na boku, podpierając głowę na zgiętej w łokciu dłoni, dzięki czemu mógł patrzeć na partnera i bezprecedensowo go dotykać po torsie czy twarzy. Zanim odpowiedział zaciągnął się mocno, i dopiero kiedy wsunął papierosa z powrotem w usta Mateusza odezwał się:
- Hmm… ale się nie śmiej, po prostu tak coś mnie dręczy - zaczął, uśmiechając się niepewnie, ze skrępowaniem, już wiedząc, że pytanie, które chce zadać może być idiotyczne. Nie przestawał sunąć dłonią po brzuchu partnera, nieco unosząc jego koszulkę i dotykając ciepłej skóry. - Czemu…właściwie ja, Mateusz?
- Hmm… Nie wierzę, że o to pytasz - odparł, wypuszczając pod sufit długą smugę gęstego dymu. Poruszył biodrami, z rozkoszą czując nacisk mocnego uda na swoim penisie. Spojrzał na niego z cieniem rozbawienia w oczach, by po chwili wrócić do kontemplowania faktury stropu. Tak było mu wygodniej. - Nie mam pojęcia, skąd pochodzą uczucia. Czy to była jakaś reakcja chemiczna w mózgu, która zaszła pod wpływem hormonów kiedy mnie ruchałeś, czy może… nie wiem, sygnał z kosmosu? - parsknął śmiechem, petując nieuważnie do popielniczki. Okruch popiołu osypał się z brzegu kryształowej popielniczki, nie zwrócił jednak na to uwagi. - Jesteś inny niż to, co znałem do tej pory, więc może to urok nowości mnie tak… uwiódł? Albo twoje niezdecydowanie, nieśmiałość, cholera, brzmienie głosu? Powiedz coś, muszę sprawdzić, może to serio chodzi tylko o twój głos - zaśmiał się, pokazując mu język.
Wojtek z każdym jego słowem uśmiechał się coraz szerzej, kręcąc głową, jakby chcąc zaprzeczyć, że może być kimś takim, jak jest opisywany.
- Przecież to same moje wady - powiedział z rozbawieniem, zataczając koło dłonią na odkrytym brzuchu mężczyzny. Mateusz z papierosem wyglądał tak kusząco, że ciężko było mu się skupić jedynie na obserwacji.
- Jesteś więc mistrzem autoreklamy, skoro skusiłem się na coś tak wadliwego. - Mateusz złapał jego dłoń i przyciągnął sobie do ust, całując wolno, z namaszczeniem niemal, delikatną skórę jego nadgarstka. Wyobraźnia podpowiadała mu, jak krew pulsuje w arteriach zanurzonych tak płytko pod jej powierzchnią, niemal czuł to pulsowanie na swoich wargach, pieszcząc go z zamkniętymi oczyma. - Wolałbym, żebyś był tylko mój - powiedział niespodziewanie, dotykając językiem fałdy między jego palcami. Skóra miała słony smak, wtulił nos we wnętrze jego dłoni, nieświadomie naśladując koci odruch ponaglający do głaskania.
- Jestem twój, kocie numer trzy - zamruczał Wojtek, z chęcią wplatając palce w jego włosy i przesuwając nimi po zaczerwienionym policzku kochanka, płatku nosa, wargach. Patrzył na niego z czułością, czując odurzający żar rozlewający mu się w piersi.
- Mmm, wiesz o co mi chodzi… Chciałbym, żebyś rzucił tą pieprzoną robotę w cholerę. Nosi mnie jak myślę, że ruchasz innych kolesi. No kurwa, Wojtek…
Uniósł brwi w wyrazie zaskoczenia, mimo że wiedział, że tak kwestia może budzić sprzeciw w partnerze. Odetchnął, nie przestając go dotykać.
- Mateusz, nie robię tego, bo było to moim marzeniem od małego, a ponieważ potrzeba mi kasa.
- Szkoda, że nie mogę zrobić z ciebie mojego utrzymanka. Całymi dniami rypałbym w papierach, a ty karmiłbyś mnie winogronami i masował mi stopy, hmm? - zażartował, jego mina jednak wyrażała całe spektrum negatywnych uczuć, jakie tliły się w środku. - Nie mogę znieść myśli, że ktoś inny cię dotyka i robi ci dobrze. Jestem chory, jak o tym myślę - szepnął, zaciskając usta aż pobielały mu wargi. Położył rękę na dłoni gładzącej go po brzuchu, zatrzymując jej ruch i przygniatając ją do swojego ciała. Czuł się rozdrażniony.
- Wiem, Mati - szepnął Wojtek, tak naprawdę nie mając pojęcia, jak inaczej ma się tłumaczyć. Nie widział nawet sensu w mówieniu o tym, bo łatwo było się domyśleć, że i jemu taki układ nie odpowiada. Objął partnera w pasie i przysunął do siebie cmokając w usta. - Myślałem o kredycie studenckim, ale to raczej jakoś po pierwszym roku studiów. Teraz jednak musi być tak jak jest. Nie myśl o tym, hm?
- Postaram się… Musisz mi często udowadniać, że nadal mnie chcesz - uśmiechnął się blado, zakładając długie ramię na jego plecy i przyciskając go do siebie. Warszawa mrugała do nich światłami zza okna. - Chciałbym zabrać cię gdzieś z dala od tego syfu, gdzie nie byłoby problemu z kasą, nietolerancyjnymi ludźmi, pieprzonych studiów, rozumiesz, moglibyśmy całować się na ulicy i dla wszystkich byłoby to normalne… Ty nie musiałbyś tam pracować. Byłoby idealnie.
- To chyba tylko za granicą. - Wojtek cmoknął go w policzek, nakrywając go swoim ciałem, wdychając jego przyjemną woń. - I zapamiętaj, że utrzymankiem nie będę, w końcu muszę za coś ci pokazywać, jak bardzo cię chcę.
- Mógłbyś mi to pokazać inaczej - powiedział Mateusz, niemal przy samej jego twarzy, wpatrując się w Wojtka błyszczącym, gorącym spojrzeniem. - Na przykład co rano nurkować pod kołdrę i budzić mnie fellatio. Mógłbyś na przykład, hmmm… teraz mi to pokazać - uśmiechnął się do niego zadziornie, ocierając się o niego biodrami.
- Och, lista życzeń się zaczyna? - Wojtek trącił go nosem, nie przestając się uśmiechać.
- W sumie to tylko jedno życzenie mam, wiesz… - Mateusz przymknął oczy, mając wrażenie, że w tym momencie uwaga całego wszechświata skupiła się właśnie na nim. Przełknął ślinę, poprawiając się pod Wojtkiem, przygnieciony jego gorącym, sprężystym ciałem, jego podnieceniem, gdzieś na dziesiątym piętrze budynku, unurzany w dymie i muzyce, rozgrzany alkoholem i miłością, gdzieś na Ziemi, wśród miliardów ludzkich istnień, gdzieś w galaktyce, którą wyobraził sobie zaraz jako mleczną spiralę gwiezdnych spalin na tle nicości. - Chciałbym, żeby nigdy się między nami nie popsuło. Żebyś zawsze był taki jak teraz - powiedział, przesuwając powoli opuszkami palców po mięsistej fałdce skóry na jego karku. Zdawało mu się, że na ten krótki ułamek sekundy stali się najważniejszymi ludźmi na świecie, że wszystko ucichło, żeby wysłuchać jego prośby.
Wojtek nabrał głęboko powietrza, mocno poruszony tym wyznaniem partnera. Nie spodziewał się czegoś tak szczerego, nie pozwalającego mu myśleć o czymkolwiek, jak tylko o nich. Patrzył na niego rozkochanym wzrokiem, ściskając w swoich ramionach, nie wiedząc co powiedzieć.
- Jak się postaramy, to tak będzie Mati. - Ucałował jego powieki, mając ochotę go pożreć, zmiażdżyć, nie puszczać, a tym bardziej gdzieś tak daleko, jak do Gdańska. - Uwielbiam cię - szepnął, rozsuwając mu wargi językiem, zmuszając do głębokiego pocałunku.
- Żebyś nigdy nie stracił tej cholernej wrażliwości - dodał Mateusz, rozchylając wargi w uśmiechu, prosto w jego usta. Kochał go, naprawdę go kochał.