The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:30:36   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Tylko się nie bój 26


Obserwowali budynek od jakieś pół godziny, czekając na potwierdzenie od Starrka, że już sie rozłożył na pozycji. W międzyczasie Shinji zrobił szybką rundkę dookoła, potwierdzając, że z drugiej strony wejście wygląda tak samo – jedna budka z dwoma strażnikami, prawdopodobnie uzbrojonymi. Poza tym cisza i spokój. W całym budynku, tylko w kilku oknach paliło się światło i tam mignęły pojedyncze osoby.
Plan był bardziej niż prosty – zrobić wjazd frontowymi drzwiami, zabrać co potrzebują i wyjść – niestety był mniej niż genialny i zbyt wiele dziur, żeby obyło się bez problemów. Jednak Tia twierdziła, że jest to najlepszy z możliwych przy ich zasobach i ilości czasu. Shinji był w stanie jej uwierzyć, gdy wspomniała o tym, że to drużyna dowodzenia przez nią wdarła się do bazy Gotei 13 i odbiła stamtąd trzech ludzi Espady przy niewiele większych możliwościach – było to zdarzenie, które Seireitei chciałoby zakopać głęboko pod ziemią i o którym wiedzieli nieliczni – międzyonnymi Vizardzi, którzy mieli później misję wytropienia tej drużyny.
- Dobra od stania expa nie przybywa – mruknął Grimmjow, oddając lornetkę Ichigo, gdy Starrk potwierdził gotowość.
- Let's make some money – zgodził się Shinji z uśmiechem i ruszył samotnie wyluzowanym krokiem do budki strażniczej.
Po drodze wyciągnął papierosa i oklepał się po kieszeniach w poszukiwaniu zapalniczki – to Shuuhei podsunął tę sztuczkę. Reszta ekipy mogła widzieć ze swojej kryjówki, jak jeden ze strażników wychodzi na przeciw blondynowi i coś mówi. Shinji szedł dalej, a gdy drugi strażnik również się wychylił, nagle stało się coś bardzo dziwnego i stało się to bardzo szybko – obaj strażnicy leżeli na ziemi, obaj wyglądali na nieprzytomnych.
- Walnij mnie, jakbym kiedykolwiek wpadł na genialny pomysł, żeby z nim zaczynać, co? - powiedział Grimmjow do Ichigo, będąc wyraźnie pod wrażeniem, chociaż zaraz sie otrząsnął.
Dołączyli do Shinjiego, Grimmjow rzucił blondynowi jego kamizelkę CIRAS i M4. Wciągnęli obu wartowników do budki i od razu ich przeszukali – znaleźli pistolety, przepustki, jeden z nich miał również kartę magnetyczną.
- Tego cucimy – powiedział Shuuhei wzkazując na młodszego z mężczyzn, po przejrzeniu jego portfela. - Ma narzeczoną.
Dłuższą chwilę zajęło im przywrócenie mężczyzny do stanu używalności, przez ten czas Grimmjow ze swoim shutgunem pilnował, czy ktoś się nie zbliża.
- Piśnij, a dostaniesz kulkę między oczy – ostrzegł Shinji lodowatym tonem, gdy tylko strażnik jęknął i otworzył oczy, celując mu między rzeczone oczy ze swojego M4.
- Mamy kilka pytań – wtrącił się Shuuhei. - Albo nam na nie odpowiesz, albo zapytamy twojej ukochanej, ale wtedy nie będziemy juz tacy mili – wyjaśnił ponuro, zerknął na zdjęcie ślicznej, uśmiechniętej dziewczyny, które znalazł w portfelu. Nie lubił stosować szantażu, nawet takiego bez pokrycia, ale z drugiej strony czasami było to jedyne wyjście.
Mężczyzna popatrzył najpierw na jednego, potem na drugiego zdezorientowany, gdy ich słowa do niego powoli docierały. Na końcu skupił spojrzenie na wycelowanych w niego karabinie i chyba się odrobinę przeraził.
- Chyba nie wiecie z kim macie do czynienia – wyjąkał ze wzrokiem wciąż zafiksowanym na szarnej otchłani lufy, Shuuhei był w stanie doskonale go zrozumieć, ten widok naprawdę hipnotyzował.
Shinji uśmiechnął się szeroko, tak jak tylko on potrafi.
- Doskonale wiemy z kim mamy do czynienia – powiedział, pochylając się w stronę przesłuchiwanego. - I teraz pomyśl, że musimy być prawdziwymi skurwysynami, żeby coś takiego zaczynać.
Coś w głosie blondyna, albo w jego postawie, w tym uśmiechu, sprawiło, że nawet Shuuhei i Ichigo poczuli bardzo nieprzyjemny dreszcz na plecach. Może metody mieli inne, ale pod tym względem Shinji i Kensei byli podobni – potrafili zastraszyć i wymusić posłuch samą swoją obecnością. Shinji był nawet bardziej przerażający pod tym względem, gdy przypomni sobie jego zwyczajową lekkoduszną postawę – aż nachodziło pytanie, która z twarzy, jakie pokazywał, była jedynie maską?

Strażnik zaczął sypać – jakoś nikt mu się nie dziwił – aż trzeba było go przystopować, bo zaczął gadać zupełnie od rzeczy i o sprawach, które ich zupełnie nie interesowały. Niestety nie wiedział nic o jakikolwiek jeńcach, ani gdzie mogliby byś przestrzymywani – byli w stanie mu uwierzyć, bo wyglądał jakby miał się zaraz zsikać w gacie. Na koniec ogłuszyli go jeszcze raz, tak samo jako jego kolegę, który zaczął powoli dochodzić do siebie.
- Bączek, odbiór – powiedział do radia Shinji.
- Bączek? - pozwoliła sobie na lekkie zdziwienia Tia po drugiej stronie.
- Wchodzimy, więc nakurwiaj – odpowiedział z uśmiechem. - Bez odbioru.

* * *

Przyłożyl policzek do chłodnej kolby swojego wysłużonego, ale jakże dobrze znanego Dragunowa, spojrzał przez lunetę na budynek po skosie od tego, na którym się rozłożył.
- Jak myślisz – odezwała się, leżąca obok Lilynette, podnieconym szeptem. - Będziesz musiał kogoś zabić?
Dziewczyna wprosiła się na akcję, po tym jak podsłuchała ich plan. Stwierdziła, że chce koniecznie zobaczyć coś takiego. Nie miał serca jej odmówić.
- A chciałabyś? - odpowiedział spokojnie pytaniem na pytanie.
- Nooooo – pokiwała entuzjastycznie głową.
- Mam lepszy pomysł – powiedział poważnie, nie odrywając spojrzenia od lunety. - To ty kogoś zabijesz. To ty będziesz wydawała rozkaz strzału, bez niego nie strzelę, z nim strzelę zawsze bez względu na to, kogo wskażesz. Ja jestem jedynie maszynką, to ty – teraz patrzył prosto w jej szeroko otwarte, ale błyszczące podnieceniem oczy – będziesz odpowiedzialna za to, że ktoś dzisiaj zginie. To ty ich zabijesz. Rozumiemy się?
- Cooool – szepnęła i zaraz pokiwała głową.
Jeszcze chwilę jej się przyglądał, ale w końcu sam kiwnąl głową i wrócił do obserwowania budynku. Lilynette również przyłożyła do oka lornetę z dalekomierzem.
- W pierwszej kolejności sprawdzaj górne okna – tłumaczył, samemu sprawdzając wejścia do głównego budynku. - Podawaj mi położenie po ścianach, przednia, boczna, po piętrach i ewentualnie oknach.
Przymknął na chwilę oczy. Było to absolutnie paradoksalne – czuł jak się spina, jak adrenalina powoli zaczyna krążyć w jego żyłach, czuł się trochę, jakby właśnie znalazł się w jednym pokoju z naprawdę piękną kobietą z bardzo jednoznacznym zamiarem, to lekkie poddenerwowanie, z drugiej strony był pewny i spokojny. Czuł delikatny wiatr na lewym policzku, potrafił sobie doskonale wyobrazić tor lotu kuli, prawie czuł kopnięcie karabinu w ramię po odrzucie, tak dobrze znane, niemalże czułe.
Otworzył oczy akurat, gdy humvee staranował główną bramę, zatrzymał się z piskiem opon na placu i spomiędzy uchylonych drzwi zostały wystrzelone, jeden po drugim, granaty. Nagle zrobiło się głośno.
- Główna brama, budka strażnicza – powiedziała Lilynette. - Odległość 364 metry.

* * *

Gdy poleciał pierwszy granat, Shinji właśnie przesuwał kartę magnetyczną przez czytnik przy drzwiach. Błysnęło zielenią, Grimmjow otworzył drzwi i weszli do środka. Shinji pierwszy od razu przyklejając sie do ściany i podnosząc lufę karabinu – byli na klatce schodowej – za nim Shuuhei z berettą w rękach, której miała nadzieję nigdy nie użyć, i z sercem bijącym w taką prędkością i mocą, że pewnie by zszedł na zawał, gdyby był chociaż odrobinę mniej sprawny, później Ichigo bez broni, bo stwierdził, że pierdoli broń, on tu robi za pomoc medyczną – były ćpun, wszyscy od razu poczuli się bezpieczniej – i Grimmjow na końcu z shotgunem gotowym do strzału.
Gdzieś u góry trzasnęły drzwi i usłyszeli zbiegających ludzi, trzech może czterech. Schowali się pod schodami i przeczekali aż czwórka ludzi, nieuzbrojonych, wybiegnie z budynku. Po drodze poszła kolejna seria granatów – jednak rację mieli, którzy zabronili automatycznego granatnika, to była cholernie przerażająca broń.
- Miejmy nadzieję, że żadne z nich nie będzie próbowało sprawdzić budki strażniczej – mruknął Ichigo. - Bo jeszcze wpadną na pomysł zaalarmowania kogoś.
- Liczymy, że jako nasza maskotka, przyniesiesz nam szczęście – powiedział Shinji i posłał rudzielcowi szeroki uśmiech. - Idziemy.
Ruszył w górę, mieli zacząć przeszukiwanie od pierwszego piętra, mając nadzieję, że Tia ze Starrkiem na froncie zajmą towarzystwo na tyle długo, żeby zdążyli cokolwiek sprawdzić. Mieli do obskoczenia siedem pomieszczeń na pierwszym piętrze i trzy na drugim. Na parterze znajdowały się jedynie dwie sale konferencyjne i recepcja, a piwnic w ogóle nie było – przynajmniej według planu znalezionego przez Shuuheia – mogli dorobić i byłoby to nawet logiczne, skoro mieli zamiar prowadzić tutaj jakieś lewe interesy – nie ma lepszego miejsca na nielegalne sprawy niż własna piwnica.
Weszli na pierwsze piętro, mieli tutaj jedno pomieszczenie po prawej, które okazało się szatnią i toaletą, i ścianę kawałek dalej z kolejnym czytnikiem – tutaj juz karta strażnika nie zadziałała. Grimmjow już chciał rozwalać zamek z shutguna, ale Shinji go powstrzymał. Zamiast rozwalania zamka, kopnął w ściankę działową z kartongipsu i sięgnął do klamki po drugiej stronie.
Wpadli na właściwą część pierwszego piętra – wąski, wysoki korytarz z wysokimi oknami, wychodzacymi na tyły kompleksu po lewej i kolejne pomieszczenia z prawej, schody na drugie piętro na przeciwko. Pięć pomieszczeń po drodze – na szczęście w drzwiach do każdych było okienko, w dwóch paliło się światło.
Przeszli szybko korytarz, ale nigdzie nie było śladu Kenseia. Nie było też nikogo, kogo mogliby zapytać. Shuuhei czuł się, jak co raz bardziej się spina i co raz bardziej zaczyna martwić, że się pomylili, że Kenseia tutaj nie ma, że go nie znajdą, że odczepili mu kolczyk i zabili, a ciało już dawno wyrzucili do jakieś rzeki. Co jeżeli Kensei by umarł przez niego? Przez jego głupią potrzeba zadania kilku pytań? Przez jego cholerny problem egzystencjalny? Jego dłoń automatycznie zacisnęła się mocniej na trzymanej broni, palec chciał się już przesunąć na spust. Nigdy, przenigdy, nie trzymaj palca na spuście, uwierz mi zdążysz go na niego przesunąc, gdy przyjdzie co do czego, a tak przynajmniej nie wystrzelisz przez przypadek.
- Shuuhei! - warknął Shinji przez ramię. - Wyłączyłeś się.
- Przepraszam – szepnął zawstydzony i spróbował się uspokoić.
- Spokojnie – powiedział Shinji nieco łagodniej. - Znajdziemy go, mamy jeszcze drugie piętro. Musi tu być – dodał pewnie, jakby samego siebie też chciał przekonać.
Sprawdzili pierwszy pokój, w którym paliło się światło. Pusto, tylko jakiś sprzęt laboratoryjny, jakieś papiery porzucone w pośpiechu.
- Kurwa – mruknął Grimmjow. - Jak na razie za dobrze nam idzie, tak czy siak.
Napięcie dawało się we znaki wszystkim. Naprawdę było za cicho – może nie licząc kolejnych seri gdzieś na dole za oknem, gdy weszli do kolejnego pomieszczenia.
- Tu Stary Kapeć, Kociaki odbiór – odezwał się Starrk przez radio.
- Tu Kociacki, nadawaj Stary Kapeć – powiedział Shinji niezrażony przydomkami operacyjnymi. W sumie nie ustalili tego przed akcją.
- Bączek się zawija, zabiera ze sobą jakiś ośmiu ludzi w dwóch samochodach, zostanie ich jeszcze
około dziesięciu, na razie są zajęci na froncie, zbierają martwych i rannych. Zostaję na pozycji, odbiór.
- Przyjąłem. Sprawdziliśmy pierwsze piętro, na razie czysto. Daj znać, gdy zaczną wracać do budynku, odbiór.
- Przyjąłem, bez odbioru – powiedział Starrk, jeszcze załapali się na dźwięk wystrzału.
Weszli na drugie piętro, które było mniejsze i niższe niż poprzednie, bez skrzydeł z dodatkowymi salami i klatkami schodowymi, co znaczyło tylko jedną drogę ucieczki. Było to też ostatnie miejsce, gdzie mieli nadzieję znaleźć Kenseia. Nie paliły się żadne światło – jedynie nikły poblask z lamp z zewnątrz dawał jako taka widoczność – tylko Shinji nie miał problemów z lunetą noktowizyjną zamontowaną na karabinie.
- Czy wy też słyszycie Wagnera? - zapytał się Shuuhei nieco niepewnie. Słyszał muzykę już od jakiegoś czasu, dźwięk którego zupełnie nie spodziewałby się usłyszeć w miejscu takim jak to.
- Że kogo? - zapytał sie Grimmjow, marszcząc brwi.
- Taka muzyka klasyczna – wyjaśnił mu Ichigo.
Shinji zatrzymał się na chwilę, nasłuchiwał.
- Masz rację – szepnął i ruszył ostrożnie przed siebie.
Im dalej szli korytarzem tym wyraźniejsza stawała się muzyka, zatrzymał się jeszcze raz przy załomie korytarza, wyjrzał szybko – przed soba miał półotwarte drzwi do pokoju, z którego ewidentnie leciała muzyka. Gestem nakazał zostać Shuuheiowi i Ichigo, a sam ruszył z Grimmjowem do drzwi. Szli przyklejoni plecami do ściany – tylko na sekunde sie od niej oderwali, gdy mijali drzwi do innego, ciemnego pomieszczenia- na lekko ugiętych nogach, powoli stawiając najpierw pięte potem palce. Czy to było już to o czym marzyli, czy tam w tym pokoju przed nimi, czeka ktoś gotowy strzelić w ich stronę?
Wpadli do pokoju w doskonale znanym schemacie – Shinji na lewo, Grimmjow na prawo, lufy szybko omiotły pomieszczenie - białe szafki, stoliki, zapach chemii, bardzo wyraźny Wagner, krzesło z wysokim oparciem, stojące na środku pokoju i smród rzygowin.
- Czysto.
- Czysto.
Powiedzieli niemal jednocześnie. W tym momencie Shinji jakoś nie potrafił powstrzymać uśmiechu – podczas sztucznej wojny walczyli tak naprawdę z lustrzanym odbiciem swoich własnych oddziałów, Espada była szkolona według dobrze znanych standardów.
Chcieli już wychodzić, ale wtedy dotarło do nich równomierne pikanie i cichy jęk od strony krzesła. Oboje zareagowali jednocześnie – podnieśli na chwilę opuszczoną broń i skierowali ją w oparcie. Zaczęli obchodzić mebel z dwóch stron, gdy zobaczyli kto w nim siedzi, oboje szepnęli ciche "kurwa". Shinji popadł do fotela, a Grimmjow zawołał Ichigo i Shuuheia. Obaj chłopacy wpadli do pokoju o wiele mniej profesjonalnie – zwłaszcza Shuuhei, który od razu podbiegł do Shinjiego. Przez sekundę, gdy patrzył na zwisającego w skórzanych pasach, Kenseia, myślał, że ten nie żyje. Przez sekundę nim dotarło do niego miarowe pikanie, nim zobaczył, że pierś mężczyzny jednak się podnosi, myślał, że sam umrze.
- Jest nieprzytomny, ale nie widzę żadnych ran – wyjaśnjił Shinji, odczepiając kolejne czujniki i odpinajac pasy.
Po drodze podszedł do nich Ichigo. Przyjrzał się Kenseiowi uważnie, chwycił jego twarz – tutaj mężczyzna jęknął cicho i poruszył się nieznacznie – i podniósł mu jedną powiekę. Potem rozejrzał się jeszcze po pomieszczeniu, podszedł do jednego stolika.
- Przyćpali go czymś – powiedział, przyglądając się jednej z pustych strzykawek. - I podejrzewam, że nie jednym. Na przedramieniu ma kilka śladów po wkłuciach.
- Kurwa – warknął pod nosem Grimmjow. - Jest jakaś szans, że się obudzi w ciągu najbliższych kilku minut i wyjdzie stąd na własnych nogach?
- Nie mam pojęcia – stwierdził Ichigo, ze wzruszeniem ramion.
- Jak to nie masz?
- Kurwa – warknął rudzielec, widocznie jemu też juz nerwy siadały. - To, że ćpałem, nie znaczy że jestem pierdolonym specjalistą od prochów!
- Szkoda, przynajmniej wyszło by z tego coś dobrego.
Shinji z Shuuheiem w ogóle nie przejmowali się tą wymianą zdań. Oboje jednocześnie chwycili mężczyznę, by ten nie spadł z krzesła, gdy została odpięta ostatnia sprzączka.
- Ichigo, pomóż Shuuheiowi – polecił Shinji i gdy chłopak go zastąpił, zaraz podbiegł do pojedynczego, przysłoniętego żaluzją okna po drugiej stronie pokoju. - Zbieramy się – powiedział i ruszył do drzwi, na dole kończyli już zbierać rannych.
Ichigo i Shuuhei z Kenseiem zwisającym bezwładnie między nimi – Shuuhei trzymał go pod pochami i za głowę, a Ichigo za kostki. Grimmjow na końcu.
- Hej jest tam kto? - przytłumiony głos zatrzymał ich w miejscu. - Halo?
Jakiś mężczyzna wołał z sali na przeciwko.
- Trzeba go uwolnić – powiedział Ichigo.
- Proszę wypuście mnie, to jakaś pomyłka – wołał facet i słychać było, że jest przerażony. - To nie mnie chcieliście złapać. - Chyba zaczął płakać.
- Nie mamy na to czasu – powiedział Shinji chłodno, ruszając dalej.
Shuuhei chciał ruszyć dalej, chciał jak najszybciej wydostać się z tego budynku, żeby zająć się Kenseim, któy drżał, pocił się i momrotał cos niewyraźnie. Jednak Ichigo nie ruszył się z miejsca.
- To jakiś niewinny koleś, co nam szkodzi mu pomóc – powiedział stanowczo Ichigo, najpierw patrząc na Shinjiego, ale ten pozostał niewzruszony, więc przeniósł spojrzenie na Grimmjow, ten też nie wydawał się przejęty całą sprawą. - Naprawdę go tam zostawimy? Shuuhei – zwrócił się do chłopaka, a gdy ten uciekł spojrzeniem gdzieś w bok, aż prychnął mało wesoło. - A ciebie akurat miałem za najbardziej porządnego z całej ekipy – powiedział, kręcąc głową.
Shuuheia zatkało, naprawdę chciał zostawić tego gościa tutaj, a przecież wcześniej nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Co jeżeli jemu zrobią to samo, co Kenseiowi?
- Uwolnijmy go chociaż – powiedział, również patrząc na Shinjiego i Grimmjowa. - Niech dalej radzi sobie sam.
- Grimmjow – spróbował jeszcze raz Ichigo, widząc, że zdobył sojusznika. - Nie wybaczę sobie, jeżeli go nie uwolnimy – powiedział twardo patrząc w oczy przyjacielowi.
Ten warknął pod nosem przekleństwo i podszeł do drzwi, za których wciąż dobiegało ciche pochlipywanie. Spróbował je otworzyć, ale były zamknięte, więc po prostu strzelił w zamek z shotguna raz – gościu w środku wrzasnął przerażony – i drugi. Zamek puścił, ale w tym samym momencie rozległ się alarm.
- To macie swoje charetatywne działanie! – warknął Shinji.

* * *

- Wyjście z budynku – mówiła szybko Lilynette podnieconym głosem. Jak na razie udało jej się zabić trzech ludzi, to byłe zajebiste. - Odległość 476 metrów.
Starrk odnalazł cel, ale nie strzelił od razu. Widział wyraźnie w lunecie bardzo znajomą twarz, różowe włosy, okulary w białych oprawkach – Szayel. Nie przepadał za nim, szczególnie teraz, gdy ten zaczął współpracować z Arrancarem, ale to nadal był jego towarzysz z czasów wojny. Obiecał sobie, że nigdy nie zwróci broni przeciwko ludziom, z którymi walczył w przysłowiowe ramię w ramię, ale z drugiej strony, jeżeli go nie zabije Lilynette nie dostanie swojej lekcji.
- To mój znajomy – powiedział spokojnie, odprowadzając spojrzeniem lunety różowowłosego do stojącego kawałek dalej samochodu. - Walczyliśmy razem na wojnie, to mój towarzysz – powiedział i uśmiechnął się smutno. - Ale rozkaz został wydany.
Mały krzyżyk zrównał się z tyłem głowy mężczyzny, któremu właśnie otworzono drzwi samochodu.
- Co? Nie! - krzyknęła Lilynette, rzucając się na ojca.
Palec przesunął się na spust, padł strzał.
Szayel odwrócił się, po tym jak nabój wbił się w dach samochodu kilka centymetrów od jego głowy. Popatrzył po budynkach na przeciwko, po dachach, uśmiechnął się delikatnie. Wydał polecenie towarzyszącemu mu mężczyźnie i spokojnie wsiadł do samochodu.
- Dlaczego chciałeś go zabić skoro to twój znajomy?! - wkurzyła się Lilynette, uderzając ojca po głowie. - Kiedyś mi powiedziałeś, że nie możesz strzelać to swoich towarzyszy.
- To nie ja strzelałem, tylko ty – powiedział spokojnie. - To ty byś go zabiła.
- Uważaj bo ci uwierzę! I tak ty byś się obwiniał, idioto! - denerwowała się dalej.
- Nie rozumiem, czemu się tak denerwujesz – powiedział wciąż spokojnie, obserwując budynek. - Gdybym ci nie powiedział, to nawet byś nie wiedziała. A teraz zastanów się. Ta trójka, którą zabiłaś, też była kogoś znajomymi, może czyimś bratem, ojcem, partnerem. W czym oni sa gorsi od mojego znajomego? - zapytał, patrząc już uważnie na swoją córkę. - Co jeżeli tak naprawdę oni wszyscy byli moimi znajomymi, tylko nie powiedziałem ci o tym wcześniej?

Odwrócił się z powrotem w stronę budynku, zostawiając nieco przygasnięta Lilynette jej własnym myślom.
- Kociaki, odbiór – powiedział do radia.
- Ślij – odpowiedział Shinji, gdzieś w tle wył alarm.
- Włączyliście alarm? Leci do was szóstka z zachodniej strony. Ja się zawijam. Domyślili się, że kampie, odbiór.
- Przyjąłem. Znaleźliśmy Kenseia. Sprawdź jeszcze jak radzi sobie Bączek, bez odbioru.
Odsunął się od brzegu budynku i podniósł.
- Zabieramy się – powiedział tylko, nie patrząc na córkę, która poczłapała za nim z mniejszym entuzjazmem niż na początku.

* * *

Uwolnili przerażonego faceta, którego zaraz Grimmjow pogonił, żeby nie kręcił się pod nogami.
- Mam nadzieję, że jesteś zadowolony – mruknął jeszcze do Ichigo.
Zeszli schodami na pierwszo piętro. Shinji wychylił się i zerknął w głąb skrzydła i klatki schodowej akurat w momencie, by zobaczyć jak przez drzwi wpada na korytarz jakiś mężczyzna z pistoletem.
- Ruszacie, do tego otwartego pokoju, w którym pali się światło. Nie oglądacie się – polecił i wyciągnął z ładownicy granat dymny, rzucił go w stronę mężczyzny, wychylił się i puścił serią w korytarz.
Huk wystrzałów odbił się echem w pustych budynku, brzmiał jeszcze bardziej przerażająco niż Shuuhei pamiętał ze strzelnicy. Jedyne na co miał teraz ochotę to, żeby skulić się gdzieś. Całe jego ciało krzyczało, żeby uciekać w przeciwną stronę, ale spojrzał na twarz Kenseia i kiwnął głową Ichigo. Ruszyli tak szybko na ile pozwalało im ciało Kenseia, instynktownie pochylając głowy, próbując się jakimś cudem skurczyć. Za ich plecami leciały kolejne strzały, huknęło szkło rozbitej szyby w drzwiach sali. Wpadli do pokoju oboje dysząc po równo ze zmęczenia, jak z nerwów – to nie była sytuacja, w której którykolwiek z nich czułby się komfortowo. Odłożyli Kenseia na ziemię.
Huknęło o wiele głośniej – to Grimmjow wypalił z shotguna – aż szyby w oknach zadrżały lekko. Sam Grimmjow dołączył do nich po dwóch sekundach – on nie wyglądał jakby ta sytuacja w jakikolwiek sposób mu przeszkadzała – odsunął strzelbę na zawieszeniu na bok i wyciągnął berettę z kabury na udzie. Zaczął strzelać, trzymając broń w lewej ręce.
- Szlag – warknął Grimmjow, gdy z jego kieszeni rozległa się melodia "Move bitch" Ludacris. - Tylko kurwa nie teraz – jęknął, ale odebrał telefon. - Matko moja rodzicelko kochana, macico, z której przyszedłem na ten podół łez, nie teraz! - powiedział szybko do słuchawki i strzelił dwa razy. - Nie, fajerwerki! Kobieto, jesteś popierdolona w mózg. Tak! Celuję w głowę.
W tym momencie Shuuhei i Shinji, który właśnie do nich dobiegał, zerknęli już na Grimmjowa trochę zbici z tropu, tylko Ichigo nie powstrzymał delikatnego uśmiechu – matka Grimmjow była naprawdę specyficzną osobą i miała szczęście dzwonić do niego w najmniej odpowiednich momentach.
- Przecież już do cholery jasnej jesteś babcią – mówił dalej, nie przerywając ostrzału. - Nie, nie ma ze mną Nel i wszystko u niej w porządku... Nie no pierdolę, ty z nią rozmawiaj, Kurosaki, bo krew mnie zaleje – warknął i rzucił telefon Ichigo. - A ty Hisagi zarzuć mi magazynkiem.
Shuuhei potrzebował chwili, żeby zorientować się, że to do niego mówią, ale zaraz rzucił Grimmjowowi magazynek. Jednak dopiero, gdy jego kumpel włożył go do swojego pistoletu i przeładował, zorientował się, który dokładnie magazynek mu rzucił.
- Cze... - zaczął, ale wtedy Grimmjow wystrzelił pierwsze pociski.
Nagle powiało lodowatym powietrzem, a Grimmjow z wrażenia opuścił dłoń z bronią, która wypadła na ziemię z bezwładnych palców. W ogóle nie zwrócił na to uwagi, za to wyszedł na środek korytarza, patrząc się przed siebie z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Shuuhei zaraz podbiegł do niego i sam aż zamrugał, chociaż mógł sie domyślać efektu.
- Co to kurwa jest? - zapytał Grimmjow.

Cały korytarz był zablokowany przez lód, wybił również okna i wyrósł na zewnątrz. Układał się w kształty, które w innych okolicznościach można by uznać za naprawdę piękne, jak kwiaty wyrastające że ścian i podłogi o ostrych płatkach. Zamroziło nawet dym z granatu
- Toshiro się ucieszy – mruknął Shuuhei, wciąż nie mogąc wyjść z podziwu i zdumienia. - Działają nawet lepiej niż przypuszczał.
- Że co? - zapytał Grimmjow, wracając do rzeczywistości.
- Toshiro od ponad roku pracuje dla wojska, to jedna z zabaweczek, które zrobił... - zamilkł, gdy dostrzegł w lodzie karminową plamę i chyba czyjąś twarz. Zrobiło mu się niedobrze. - Chodźmy – powiedział słabo. Naprawdę chciał jak najszybciej wynieść się z tego miejsca.
Grimmjow jeszcze pokręcił z niedowierzaniem głową, patrząc na lodową figurę przed sobą.
- Przypomnijcie mi o tym, gdybym kiedykolwiek chciał wkurzyć białaska – mruknął, cofając się do pokoju.
Prawie udałoby im sie wyjść z budynku po cichu. Niestety jak już byli przy wyjściu z drzwi na parterze wypadł mężczyzna, który został natychmiast zdjęty przez Grimmjowa. Zaraz jednak za nim pojawił się następny i ten zdążył wystrzelić, tym razem to Shinji go zdjął. Shuuhei nie widział, co się właściwie wydarzyło, ale po jego twarzy Ichigo, która nagle przybrała maskę czystego przerażenia i po hałasie walącego się ciała, mógł się domyślić.
Ichigo puścił nogi Kenseia, zupełnie zapominając o czymkolwiek poza Grimmjowem, który został postrzelony i teraz półleżał na schodach, oparty o barierki.
- Ichigo! - powstrzymał go Shinji. - Nic mu nie jest! Dostał prosto w pierś, w płytę, zaraz się pozbiera. Łap Kenseia i wychodzimy. Grimmjow, żyjesz? - rzucił w strone schodów.
- Taaaaa – mruknął Grimmjow i zaraz stęknął, próbując wstać. - Z czego on strzelał? Z armaty? Kurwa będę miał sińca.
Podniósł się i dopiero wtedy zobaczył Ichigo, który wciąż stał w połowie drogi między Shuuheiem a Grimmjowem i patrzył na przyjaciele z czystym przerażeniem.
- A ty co? - warknął Grimmjow. - Ruszaj się, bo następnym razem mogą strzelać w głowę!
Chyba żaden z nich nie wiedział jakim cudem udało im się dotrzeć do zaparkowanego za sąsiednim budynkiem samochodu. Gdzieś po drodze Kensei wreszcie wrócił do jako takiej przytomności, co wcale nie pomogło – musieli się zatrzymać, bo wstrząsnęły nim okropne torsje, po których był w niewiele lepszym stanie niż, gdy był nieprzytomny.
Jechali przez praktycznie uśpione Las Noches. Cisza i spokój, tak jakby w ogóle do niczego nie doszło. Nie było żadnych syren, nie głębiło się od policji, nikt nie próbował ich zatrzymać. To było jeszcze bardziej chore niż cała ta akcja.
- Pół godziny – powiedział Ichigo słabym głosem, Shuuhei spojrzał na niego, marszcząc brwi. - Od naszego wejścia do budynku do wyjścia nie minęło nawet pół godziny. Najbardziej popierdolone pół godziny w moim życiu – powiedział kręcąc głową.
Shuuhei nie mógłby się z nim nie zgodzić, nawet wtedy w Rukongai, gdy odbijali Grimmjowa i Tię, nie było tak strasznie – chociaż tutaj nie zemdlał zaraz po. Cieszył się, że jest już po wszystkim. Tylko nie bardzo wiedział, gdzie podziać wzrok i dłonie, by nie patrzeć i nie dotykać Kenseia, który półleżał z głową na jego udach. Chyba spał, był rozpalony i drżał, jakby miał gorączkę. To była wina Shuuheia, że Kensei był w takim stanie, tylko i wyłącznie jego. Teraz musiał wymyślić coś, żeby taka sytuacja już się nie powtórzyła.

* * *

Na drewnianej desce położona została pojedyncza, okrągła tabletka w błyszczącej otoczce – wyglądała trochę jak cukierek. Została przytrzymana przez dwa chude palce i przekrojona na pół ciężkim, szerokim nożem. Połowa została starannie zagarnięta do kamiennej, płytkiej miseczki razem z okruszkami, które usypały się przy przecinaniu. Zaraz też została bardzo starannie zmiażdzona tłuczkiem na drobny pyłek. Rozdrobniona tabletka została przesypana do porcelanowego czajniczka z delikatnie parującą, aromatyczną herbatą najwyższej klasy – earl grey – i wymieszana razem z jedną łyżeczką brązowego cukru. Czajniczek został przykryty i ustawiony na tacy obok filiżanki z równie delikatnej porcelany o tym samym nienatrętnym kwiatowym wzorze. Obok porcelany został postawiony jeszcze talerzyk z ciepłą szarlotką z bitą śmietaną, gałką lodów waniliowych i przysypaną cynamonem.
Taca została podniesiona przez parę chudych dłoni o długich palcach i poniesiona wgłąb rezydencji. Można było się domyślić, że jest to dom kogoś bogatego, ale nie dzięki ekstrawagancji, czy lejącemu się ze ścian złotu, ale dzięki minimalistycznemu gustowi ograniczającemu wszystko do czerni i bieli w prostych kształtach i materiałach najwyższej klasy. Wysokie okna wpuszczały do środka przedpołudniowe słońce, które właśnie zaczynało powoli nabierać mocy, dzisiaj będzie piękny, słoneczny dzień.
Jedna z dłoni uniosła się i zapukała w proste, czarne drzwi, które zaraz otworzyła po uprzejmym "wejść". Taca z herbatą została ustawiona na stoliczku przy drzwiach. Najpierw do potężnego biurka, na którym stał jedynie laptop, została zaniesiona szarlotka. Później została nalana z czajniczka herbata. Dopiero aromat napoju zwrócił uwagę, siedzącego w wysokim skórzanym krześle, mężczyzny. Mężczyzny już po czterdziestce, ale wciąż przystojnego, z brązowymi starannie zaczesanymi włosami i również brązowymi, chłodnymi oczami. Zdjął okulary, złożył je niespiesznie obok laptopa. Sięgnął po filiżankę, pozwolił sobie dłuższą chwilę delektować się jej aromatem, zanim upił oszczędnego łyczka.
- Masz dla mnie jakieś informacje, Shinsou? - zapytał się w końcu, podnosząc wzrok znad filiżanki.
Stojący przy biurku szczupły mężczyzna z długimi, jasnymi włosami splecionymi w ciasny warkocz i w elegenckim, dobrze skrojonym, szarym garniturze, uśmiechnął się, ale uśmiech nie siegnął niebieskich, inteligentnych oczu.
- Jest kilka spraw, które mogą pana zainteresować, panie Aizen – powiedział uprzejmym tonem. - Ale proszę najpierw spokojnie zjeść szarlotkę. Lody się rozpuszczają.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum