The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 01:08:13   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Tylko się nie bój 23


- To na pewno tutaj? - zapytał się dość sceptycznie Shinji. Wygłosił na głos obawy całości ekipy.
Wchodzili właśnie wąską klatką schodową - z odrabanymi i zamalowanymi kutasami ścianami - po drodze minęli śpiącego na półpiętrze gościa - nie wyglądał na bezdomnego - zza któryś drzwi dało się słyszeć dość głośną wymianę poglądów. Wchodzili, bo winda niestety nie działała, a nawet gdyby działała pewnie i tak by nie skorzystali.
- A co, hotelik pięciogwiazdkowy ci się marzy? - mruknął Grimmjow, ale zerknął na telefon. Adres z smsa się zgadzał.
Shinji wzruszył ramionami.
- Obawiam się tylko - powiedział i kiwnął głową, do stojącej w uchylonych drzwiach staruszki, która obserwowała ich dokładniej niż niejedna kamera. Uśmiechnął się szeroko i staruszka schowała się do mieszkania. - W takich miejscach, ludzie zazwyczaj dobrze się znają. Obcy, zwłaszcza w takiej ilości, są bardzo wyraźnie widoczni.
- W miejscach takich jak to - powiedziała Tia spokojnie. - Ludzie wiedzą, że najlepiej to co widzieli i słyszeli zachować dla siebie. Wtedy zazwyczaj dłużej się żyje.
Blondyn zrobił minę, mówiącą "być może" i już się nie odzywał.
Dotarli w końcu na ostatnie, ośme piętro. Grimmjow zadzwonił do drzwi, na których smętnie wisiała, do góry nogami, cyfra 1 - numer mieszkania był 183, ale widać cała reszta musiała odpaść. Zadzwonił jeszcze raz, ktoś ze środka krzyknął coś niewyraźnie i po chwili w drzwiach stanęła na oko osiemnastoletnia dziewczyna z krótko obciętymi, zielono-blond włosami i mocnym, nieco punkowym makijażem. Wielkimi różowymi oczami przyjrzała się mężczyźnie przed nią.
- Czego? - zapytała uprzejmie z niezwykle niezadowoloną miną i wydmuchała balona z żutej właśnie gumy, który zaraz pękł.
- Jest Starrk? - zapytał się Grimmjow po pierwszej chwili zaskoczenia.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko odwróciła się na pięcie.
- Ojciec! - krzyknęła w głąb mieszkania. - Jakiś niebieski pedał do ciebie.
W pierwszej chwili Grimmjow był zbyt wstrząśnięty wieścią, że ta mała jest córką jego starego kumpla, więc dopiero po tym dotarła do niego reszta zdania.
- Kurwa, kogo nazywasz pedałem, ty gówniaro! - wrzasnął.
- O Grimmjow - rozległ się zaspany, męski głos. - Wejdźcie i nie wyrażaj się tak, przy mojej córce.
Weszli do dość sporego korytarza, gdzie mogli zrzucić plecaki i zdjąć buty. W międzyczasie w wejściu do dalszej części mieszkania, pojawił się gospodarz - trzydziestokilkuletni mężczyzna z brązowymi, sięgającymi ramion włosami i z trzydniowym, dość niechlujnym, zarostem - przywitał ich w bokserkach, luźnej koszulce i puchatych kapciach w kształcie mord piesków. Minę miał taką, jakby zaraz miał zasnąć. Na wierzchu dłoni, którą właśnie przecierał twarz, miał wytatuowaną gotycką jedynkę.
- Jak ty się w ogóle córki dorobiłeś? - zapytał Grimmjow. - Do tego trzeba wysiłku i w ogóle.
- Też się na tym zastanawiam, ale nie chciało mi się już sprawdzać, czy na pewno moja - odpowiedział i popatrzył po reszcie towarzystwa. - Nie musicie się przedstawiać i tak nie będzie mi się chciało zapamiętywać waszych imion. Rzeczy możecie zwalić do drugiego pokoju po lewej. - Machnął dłonią gdzieś w głąb mieszkania. - No chyba nie myślisz - te słowa kierował już do swojej córki, która wyszła z jednego z pokoi. - Że gdziekolwiek cię puszczę z tą cegłą pod pachą. Jak już musisz, to weź moją dwudziestkę piątkę, jest w lewej kieszeni kurtki.
Dziewczyna zrobiła wielce urażoną i upartą minę.
- Lilynette - upomniał ją, patrząc na nią zmęczonym wzrokiem. Widać, nie była to pierwsza rozmowa tego typu. - Bo nigdzie nie pójdziesz - ostrzegł.
- Kurwa - mruknęła w końcu dziewczyna i wyciągnęła spod bluzy colta 22, odłożyła na najbliższą szafkę.
Minęła towarzystwo, po drodzę częstując się mniejszym pistoletem z kurtki ojca i wyszła trzaskając drzwiami.
- To u was normalne? - zapytał się Shuuhei delikatnie wstrząśnięty.
- Dziewczyna ma dopiero siedemnaście lat, nie puściłbym jej bez niczego - odpowiedział Starrk, jak gdyby dawanie nastoletnim dziewczynkom broni palnej było czymś najnormalniejszym na świecie.
Kensei spojrzał na Shuuheia z miną "a nie mówiłem", co nieco zirytowało chłopaka.
- Naprawdę jest tutaj aż tak niebezpiecznie? - dopytywał się, wchodząc za resztą towarzystwa w głąb mieszkania.
Gospodarz podrapał się w zamyśleniu po zaroście.
- Czy ja wiem - odpowiedział w końcu. - Na pewno jest bezpieczniej niż jeszcze kilka lat temu. Albo inaczej, niebezpieczeństwo jest bardziej przewidywalne. - Ziewnął przeciągle. - O ile jesteś na tyle bystry, żeby nie wchodzić tam, gdzie nie wolno, to nie ma problemu. - Wzruszył ramionami. - W gruncie rzeczy da się normalnie żyć.
Tym razem do Shuuhei spojrzał na Kenseia z miną i gestem "no widzisz". Mężczyzna prychnął tylko pod nosem.
- Rozgoście się, ja idę z powrotem spać - mruknął Starrk i zniknął w swojej sypialni.
- Propnuje pójść w ślady gospodarza - powiedział Shinji. - Planowaniem dalszych działań zajmiemy się jutro z samego rana.
Nikt nie zgłosił sprzeciwu. Wszyscy byli wyczerpani po całodniowej podróży w pełnym słońcu. Rozgościli się w otrzymanym pokoju, a konkretniej na podłodze tego pokoju, bo oprócz jednego łóżka - natychmiast zajętego przez Grimmjowa - w pomieszczeniu nic innego nie było. Rozgościli się więc ze śpiworami na podłodze i zasnęli.
Jak się okazało, dla każdego "z samego rana" znaczyło coś innego. Ostatni zebrał się Grimmjow, przywabiony zapachami właśnie podawanej przez Shuuheia jajecznicy. Chłopak wstał najszybciej, razem z Tią, więc zdążyli w międzyczasie wskoczyć do sklepu. Jak wrócili, to w kuchni siedział już Shinji, Kensei i Ichigo. Przez ten czas ich gospodarz ani jego córka się nie pojawili, w sumie nie byli pewni, czy którekolwiek jest w ogóle w domu.
- Dobra - odezwał się Shinji jako pierwszy. - To jaki mamy plan?
Tależe zostały sprzątnięte, a na stole pojawił się plan miasta.
- Z informacji od Ikkaku i Yumichiki - powiedział Shuuhei, przyglądając się mapie. - Warto zacząć tutaj - zaznaczył długopisem małe kółeczko w centrum miasta i dopisując obok nazwę lokalu. - Tutaj - kolejne kółeczko w śródmieście. - Tutaj - kolejne w południowej części. - I ewentualnie tutaj - ostatnie na północnym obrzeżu. - Mówili, że w tych miejscach można było spotkać ludzi, którzy pociągają za sznurki i coś wiedzą, ale było to przed ucieczką Aizena, więc mogło się co nieco pozmieniać, ale i tak jest to dobry punkt zaczepienia.
- To co - odezwał się Shinji. - Ja i Davne pójdziemy sprawdzić sypialnię, a Kudłaty, Scooby i Welma sprawdzą piwnice?
- Najlepiej będzie się rozdzielić - zgodził się Kensei. - Shinji z Tią sprawdziliby ten w centrum. Grimmjow z Ichigo ten w śródmieściu...
- A kto w ogóle powiedział - wciął mu się w słowo Grimmmjow. - Że to ty powinieneś wydawać polecenia.
Kensei odetchnął głębiej i przesunął dłońmi po twarzy. Czuł się trochę, jakby miał do czynienia z bardzo głośno szczekającym małym kundelkiem.
- Nikt - zgodził się nadzwyczaj spokojnie. - Ale żebyś nie miał pretensji możemy zrobić głosowanie. W końcu mamy tyle czasu - ostatnie zdanie wymruczal pod nosem. - Kto zgłasza swoją kandytaturę? - zapytał ogółu i podniósł rękę. Oczywiście Grimmjow też. - Doskonale. Kto chce, żebym to ja wydawał tego typu polecenia? - spojrzał po obecnych.
- Tia?! - krzyknął Grimmjow z wyrzutem. Chyba poczuł się zdradzony, tym że dziewczyna podniosła dłoń. Ta jedynie wzruszyła jedynie ramionami na pretensję kolegi.
Za Kenseiem ręki nie podniósł tylko Ichigo.
- Czy teraz jesteś usatysfakcjonowany? - zapytał się Kensei, Grimmjow tylko warknął coś niewyraźnie pod nosem. - Mam nadzieję, że tak. Więc Tia i Shinji sprawdzą ten w centrum. Grimmjow z Ichigo ten na śródmieściu, a Shuuhei i ja ten na południu. Tym na północy zajmiemy się później.
- Jeżeli myślicie o "Podłej dziurze" to zamknięli ją miesiąc temu - odezwała się, stojąca przy stole i pijąca mleko prosto z kartonu, Lilynette.
Wszyscy spojrzeli w jej kierunku.
- Właściciel zaliczył czapę - wyjaśniła jeszcze ze wzruszeniem ramion.
Shuuhei skreślił kółko na północy.
- Masz może jakieś ciekawe informacje o pozostałych lokalach? - zapytał z nadzieją.
Dziewczyna przyjrzała się uważnie mapie.
- Tych dwóch nie znam, ale tutaj - pokazała na punkt w centrum. - To taki klub dla starych dziadów, co jakieś ciemne interesy robią. Wstęp dla mężczyzn jest tylko na zaproszenie. Za to kobiety mogą wchodzić, jak chcą, o ile są ładne. Ciebie by wpuścili bez problemu - kiwnęła głową w stronę Tii. - Dziewczyny chodzą tam zazwyczaj, żeby sobie jakiegoś sponsora znaleźć, albo po prostu na darmowe drinki. I tyle. - Wzruszyła ramionami.
- Mogę tam pójść sama - powiedziała spokojnie Tia. - Dam sobie radę.
- Nie chodzi o to - powiedział Kensei. - Podejrzewam, że potrafiłabyś się obronić. Dwie osoby po prostu zawsze więcej zdziałają, ale chyba nie mamy wyboru.
Na chwilę zapadła cisza, gdzie każdy kombinował nad ewentualnymi opcjami.
- Lilynette - odezwał się w końcu Shuuhei. - Używasz dużej ilości kosmetyków, prawda?
- Masz z tym jakieś problem? - warknęła dziewczyna i zmierzyła go nieprzyjaznym spojrzeniem
- Nie, nie - pomachał szybko dłońmi w obronnym geście. - Nie o to chodzi. - Uśmiechnął się. - Czy mogłabyś mi je pokazać? Mam pewien pomysł - rzucił do reszty towarzystwa.

* * *

Ichigo zatrzasnął za sobą drzwi humvee i ruszył za Grimmjowem w stronę "ich" lokalu. Rozejrzał się w międzyczasie po okolicy. Rzadko poustawiane latarnie, niektóre się nie świeciły nawet. Stare kamienice czynszowe, w większości nawet nieotynkowane, w ścianach niektórych wciąż widoczne były dziury po pociskach - chociaż pytanie czy były to jeszcze pamiątki po "sztucznej wojnie", czy już po wojnie karteli, która rozpętała się później. Pewnie w Rukongai taka okolica uchodziłaby za po prostu biedną, w Seireitei za niebezpieczną. Tutaj ciężko było porównywać, bo niewiele miasta do tej pory widział. Może wcale nie było tak źle, w końcu na ulicy widoczne były nie tak znowu przepełnione śmietniki, a jeden przystanek autobusowy, który minęli, był cały w grafitti, ale w jednym kawałku i nawet z widocznym rozkładem jazdy. Podejrzewał, że mogło być gorzej.
Lokal znajdował się w piwnicach i wchodziło się do niego od podwórza-studni. Pomiędzy otaczającymi je budynkami były rozwieszone linki z praniem, widoczne jako cienie - tutaj było ciemnej niż na ulicy i nawet światło padające z okien mieszkań, niewiele pomagało. Na schodach prowadzących do lokalu minęli jakąś liżącą i obmacującą się parkę. Grimmjow nawet nie zwrócił na to zbytniej uwagi, Ichigo skrzywił się zniesmaczony, gdy dojrzał dłoń gościa w majtkach dziewczyny. Muzyka lecąca w środku przypominała tę, którą serwowano w "Destrukcji", jednak na tym podobieństwa się kończyły. Niewątpliwie ten przybytek był conajmniej trzy klasy niżej i towarzystwo, co innego rozumiało pod hasłem dobra zabawa - jak się w środku okazało parka na zewnątrz nie była odosobnionym przypadkiem - cóż, dla każdego jego pornos. Tylko barman wyglądął jak wyrwany z innej bajki - meżczyzna koło czterdziestki, z zadbanym wąsem, w białej koszuli, kamizelce i z opaską na jednym oku.
Usiedli na nieco chybotliwych krzesłach przy barze, obaj zamówili piwo w butelce - na szczęście mieli jakieś w miarę znane i znośne. Grimmjow upił porządny łyk i uśmiechnął się lekko.
- Aż mnie wspominki biorą - powiedział, rozglądając się uważnie po lokalu.
Przecież dobrze pamiętał, jak sam się włóczył po tego typu i jeszcze gorszych spelunach.
- Jak nie tylko głupi, ale i młody byłeś? - mruknął Ichigo również lustrując otoczenie, szukając jakiś wyróżniających się osób, może grupy.
- Ha, ha, ha - zaśmiał się bynajmniej nie wesoło Grimmjow. - Już ci się włączył wujek cięta riposta, myślałem, że to dopiero po drugim piwie.
Rudzielec pokazał mu tylko środkowy palec, na którym błysnęła srebrna obrączka. Wyjął papierosy i wyciągnął jednego, zaczął się klepać po kieszeniach szukając zapalniczki.
- Miałeś rzucić - burknął pod nosem Grimmjow.

- Rzucę - zgodził się. W końcu znalazł zapalniczkę, odpalił papierosa i sięgnął po stojącą na barze popielniczkę. - Jak tylko przestaniesz zachowywać się jak mój stary - spojrzał na przyjeciela spode łba.
Ten tylko odwdzięczył mu się ogólnorozpoznawalnym gestem miłości - on też na środkowym palcu miał srebrna obrączkę - i wrócił do obserwowania lokalu. Nic szczególnego się nie działo, nie było też nikogo jakoś szczególnie się wyróżniającego. Pewnie wypiją po piwie, posiedzą jeszcze chwilkę i pójdą, jeżeli nic się nie będzie działo.
- Mam - szepnął w pewnym momencie Ichigo, gasząc papierosa i wstając. - Poczekaj - rzucił tylko i ruszył gdzieś w bok.
Wszedł do łazienki zaraz za chłopakiem, który zwrócił jego uwagę, i podszedł do pisuaru - jak już tu był mógł załatwić bardziej przyziemne potrzeby. Zerknął na chłopaka przez ramię i tak jak podejrzewał, ten właśnie za pomocą jakiegoś mocno zużytego, kartonikowego kalendarzyka z gołą babą ustawiał sobie kreskę na jednym zlewie. Uśmiechnął się nieco smutno - swój, swego pozna.
- Kto rozdaje? - zapytał się, jak gdyby nigdy nic, podchodząc do drugiego zlewu.
Chłopak spojrzał na niego już nieco nieprzytomnym wzrokiem. To chyba nie było jego pierwsza porcja dzisiejszego wieczoru. Ichigo skinął głową w stronę kreski.
- Mojego zwinęli - mówił spokojnie, ale nie potrafił oderwać wzroku od białego proszku. - Znajomy mówił, że można tutaj dorwać, ale nie powiedział kogo pytać.
Jego "rozmówca" zmarszczył brwi, widać było, że myślenie sprawia mu wyraźną trudność, ale chyba w końcu jedna czarna kuleczką złapała drugą w tej pustce i coś zaiskrzyło.
- Pytaj o Ginjo - powiedział w końcu, schylił się i sprawnie wciągnął swój cudowny lek na nie tak cudowną rzeczywistość i wyszedł.
Ichigo jeszcze przez moment stał, patrząc się na miejsce, gdzie przed chwilą był narkotyk, potem przeniósł spojrzenie na swoje dłonie - zacisnięte z całych sił na brzegu zlewu i drzące delikatnie - i na swoje odbicie w brudnym lustrze.
- Jesteś żałosny - mruknął do samego siebie.
Przez chwilę - wcale nie taką krótką - miał ochotę odepchnąć tamtego chłopaka i wciągnąć jego porcję, nawet nie mając pojęcia, co to w ogóle było za gówno. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby był z nim ktoś inny, to by to zrobił. Powstrzymała go myśl, że znowu widziałby tę pogardę, zniesmaczenie i zawód w tych cholernych, błękitnych oczach. Grimmjow znowu spojrzałby na niego z góry, znowu by wygrał.
Jeszcze raz spojrzał sobie w oczy - szybko odwrócił wzrok - przemył twarz zimną wodą i wrócił do Grimmjowa. Zignorował pytające spojrzenie kumpla i odwrócił się w stronę barmana.
- Hej, wiesz może, który to Ginjo? - zapytał się bez wstępów.
- Oh gdzieś tu powinien być - powiedział, rozglądając się po sali, marszcząc jedyną widoczną brew. - Hmmm musiał wyjść, bo nigdzie go nie widzę, a przed chwilą tu był.
- A jak wygląda? - zapytał szybko i zaraz ruszył do wyjścia, jak dostał szybki rysopis.
- Co jest? - zapytał Grimmjow, jak tylko dogonił chłopaka.
- To tutejszy diler, może coś wiedzieć - wyjaśnił.
Na szczęście parka ze schodów się gdzieś przeniosła.
- A kto niby powiedział, że to wasz teren - dotarł do nich męski głos z góry.
Ichigo był pierwszy, więc zobaczy szerokie plecy mężczyzny z długimi do ramion ciemnymi włosami, w skórzanej kurtce z futrzastym kołnierzem - na szczęście szukany diler nie odszedł daleko.
- Ja tak kurwa mówię - odpowiedział drugi głos. - Więc tak kurwa będzie, a jak ci nie pasuje, to zaraz załatwimy to w inny sposób.
- Widzę - odezwał się niespodziewanie Grimmjow, uśmiechając się kpiąco. - Że wciąż wolisz znęcać się nad słabszymi, co?
Ichigo napierw spojrzał na kumpla, a później na mężczyznę, do którego mówił - najwyższego człowieka jakiego chłopak w życiu widział. Wysokiego i chudego, z długimi czarnymi włosami, które niemalże przysłaniały opaskę na jednym oku. Jedyne oko napierw otworzyło się szeroko z zaskoczenia, ale zaraz zmrużyło niebezpiecznie. Również szeroki uśmiech - który mógłby konkurować z tym u Shinjiego - nie wróżył niczego dobrego.
- Grimmjow. - Splunął. Odwrócił się, do towarzyszących mu ludzi. - Zmiana planów, chłopcy. Najpierw spuścimy wpierdol temu niebieskiemu. Kto by pomyślał, że spotka mnie takie szczęście.
Grimmjow nie za bardzo się przejął i również uśmiechnął się szeroko.
- I wzajemnie, Nnoitra.
Zanim Ichigo mógł zareagować, Grimmjow rzucił się do ataku.

* * *

Siedzieli na dachu pustego, jednopiętrowego budynku, który wcześniej mógł być jakimś sklepem i obserwowali dwupiętrową galerię handlową w starym stylu - sklepy poustawione ścianą w ścianę, każdy w osobnym wejściem i witryną - po drugiej stronie dość szerokiej ulicy, opuszczoną tak samo, jak sklep - większość okien była zabita dechami, albo zamalowana paskudną, olejną farbą w kolorze rzygowin. Gdy Shinji sprawdzał miejscówkę wcześniej w ciągu dnia, ta wyglądała na zupełnie martwą. Teraz powoli zaczynało się coś dziać.
- Swoją drogą - zagaił Shinji, nie odrywając oka od okularu kolimatora. Obserwował właśnie wejście do jednego ze sklepów, przy którym kręciła się jakaś ekipa. - Widziałeś łapę naszego gospodarza?
- Trudno było nie zauważyć - mruknął Kensei, rozglądając się po okolicy i co chwilę dotykając czubka ucha, gdzie przyczepiony były szeroki, srebrny kolczyk. - A co, rączka drgnęła? - zapytał z półuśmiechem.
Blondyn mruknął potwierdzająco. Obserwowana grupa powiększyła się o jeszcze dwie osoby i ruszyła na tyły galerii. A chwilę później w tym samym kierunku skręcił wóz dostawczy.
- Dobrze, że nie było z nami Love - odezwał się znowu Shinji. - Mam wrażenie, że chciałby pokazać mu jego własne lekarstwo.
- Myślę, że nie tylko on - powiedział Kensei, wstając. - Nikt nie lubi snajperów. Idziemy?
Shinji jeszcze chwilę patrzył w kierunku galerii - kolejny samochód, tym razem elegancki, schował się za budynkiem - w końcu kiwnął głową, rzucił Kenseiowi kolimator, żeby schował go do bojówek i wstał.
Podeszli do galerii od drugiej strony, znajdując kolejny dogodny punkt obserwacyjny pomiędzy garażami. Ekipa, którą wcześniej widzieli właśnie rozładowywała ciężarówkę. Wynosili z niej, zazwyczaj dwójkami, przykryte materiałem skrzynie, które warczały i szczekały.
- Już nie lubię tych gości - mruknął Kensei.
- Yhym - zgodził się z nim Shinji. Zaraz uśmiechnął się. - Pamiętasz tego psiaka, co jeden z twoich chłopaków przygarnął?
Drugi mężczyzna również uśmiechnął się na wspomnienie.
- Traktowali ją jak księżniczkę - powiedział.
- Wiesz, jedyna kobieta w okolicy, która dawała się pieścić. To co, że suka z niej była.
Ekipa kończyła rozładowywać wóż, a w międzyczasie zaczęli się schodzić kolejni ludzie - jak do tej pory sami mężczyźni, żaden jakoś szczególnie elegancko, czy bogato ubrany. Wszyscy wymieniali kilka słów z gościem, stojącym przy drzwiach i wchodzili do środka.
- Tutaj chyba też na zaproszenie tylko - powiedział Shinji i cmoknął niezadowolony. - Ale spróbować i tak można. Idziemy?
Kensei właśnie sprawdział telefon, czy przypadkiem nie dostał żadnych wiadomości od pozostałych. Cisza. Sam nie był pewien, czy to dobrze, czy źle.
- Przestań zachowywać się jak nadopiekuńcza kokosza - jęknął Shinji. - Poradzą sobie. Chłopak wyglądał, jakby wiedział co robi, poza tym jest z nim Tia. Nie zapominaj, że dziewczyna też jest z Espady.
Mężczyzna mruknął tylko coś pod nosem i chciał juz ruszyć w stronę budynku.
- A wy co za jedni? - doszło ich z cienia kawałek dalej. - Nie widziałem was w okolicy. Od kogo jesteście, he? - mówiący mężczyzna wszedł w zakres bladego światła, padającego od strony ulicy.
Za nim pojawiło sie jeszcze dwóch. A z drugiej strony również usłyszeli kroki, chyba nieco niedocenili ludzi, z którymi mieli do czynienia.
- Co? Jak? - zdziwił się Shinji, unosząc dłonie w obronnym geście. - Od nikogo, nie wiedzieliśmy, że tu nie wolno. Nowi w mieście jestesteśmy.
- Nie wciskaj mi tu kitu pedziu - warknął ten sam co przedtem. Ewidentnie najważniejszy w ekipie. - Kto was przysłał? - zapytał, wyciągnął z kieszeni i od razu rozłożył rurkę teleskopową.
- Ho ho ho czekaj, my naprawdę nie chcieliśmy - mówił dalej Shinji teraz już przerażonym głosem.
Kensei zerknął jeszcze przez ramię - tam kolejnych trzech. Wymienił szybkie spojrzenia z przyjacielem i w następnej sekundzie obaj rzucili się w bok w wąskie przejście pomiędzy garaże. Oczywiście pościg był tuż za nimi, na szczęście nikt do nich nie strzelał.
- To co o dwudziestej drugiej przy samochodzie? - rzucił w biegu Shinji.
Kensei kiwnął głową.
- Do zobaczenia - powiedział.
- Do zobaczenia - powtórzył Shinji i stuknął się z Kenseiem pięścią.
Jak tylko wypadli spomiędzy bloków rozdzielili się. Kensei zerknął przez ramię i widział, jak trójka mężczyzn rusza za nim.
- Prawda jest jedna - szepnął z lekkim uśmiechem, wyciągając nóż. - Prawda jest ze mną.
Skręcił w kolejny zaułek, stanął zaraz przy ścianie i czekał na pościg.

* * *

Centrum było tak bardzo różne, od pozostałych dzielnic, że miało się wrażenie przeniesienia do zupełnie innego miasta, w zupełnie innym kraju. Po wieżowcach i logach na nich widniejących widać było, że istnieły korporacje nie bojące się zakładać siedzib w wciąż niespokojnym kraju. Czyste ulice, odbudowane i odnowione budynki, nowoczesne oświetlenie, kawiarnie, restauracje i przede wszystkim ludzie, którzy nie przemykali się, a normalnie spacerowali, śmiejąc się i rozmawiając na zupełnie codziennie tematy. Zupełnie inne miejsce.
Klub "Arogancja" znajdował się w kompleksie biurowym w centrum zadbanego parku. Wysokie budynki tłumiły dźwięki ruchu ulicznego dwóch głównych arterii miasta, biegnących przez centrum. Cisza i spokój, żeby można była bez przeszkód dobijać mniej lub bardzej legalnych interesów.
- Czy ja was skądś nie znam? - zapytał się ochroniarz, przyglądając się dwóm kobietom przed sobą.
Obie były dość wysokie i raczej szczupłe. Ta wyższa - brunetka z krótkimi włosami, sterczącymi ze wszystkich kierunkach - miała wygląd punkówy, co na swój sposób jej pasowało. Szare, lekko skośne oczy podkreślone czarną kredką i eyelinerem. Ciemnokarminowe usta z okrągłym kolczykiem w dolnej wardze. Zastanawiało, co też dziewczyna sobie myślała rysując - bo na pewno nie był to tatuaż - liczbę 69 na policzku. Z drugiej strony każdy sposób, żeby przyciągnąć uwagę jest dobry. Na szyi czarny zwiewny szalik. Kamizelka spięta w pasie - biust nie był jej najmocniejszą stroną - i krótka plisowana spódnicą w drobną, szarą kratkę. A do tego wysokie wojskowe buty. Co najmniej interesująca. Jej towarzyszka wyglądała trochę mniej ekstrawagancko, ale za to miała o wiele pełniejsze kształty. Ona nie musiała nawet mieć szczególnie wyzywającego makijażu, wystarczył odpowiednio duży dekolt i odpowiednio krótkie spodenki na bardzo długich, zgrabnych nogach. Gdyby miał obstawiać, powiedziałby, że dziewczyny są modelkami.
- Mnie mogłeś widzieć w swoich snach, co najwyżej - rzuciła brunetka z uśmiechem. Miała głęboki, zmysłowy głos. - A ją - wskazała głową na towarzyszącą jej blondynkę. - O ile przyglądasz się reklamom damskiej bielizny.
Ochroniarz prychnął tylko pod nosem rozbawiony i zaraz odwócił się do mężczyzny, poprosił o jego zaproszenie.
- Wciąż jestem pod wrażeniem, Shuuhei - szepnęła Tia, gdy już odeszli kawałek od ochroniarza.
Mam nadzieję, że nie będę musiał zbyt dużo mówić - mruknął swoim zupełnie normalnym głosem. - Już zapomniałem, jakie to trudne mówić wyżej, ale nie piskliwie.
Praktycznie cały dzień Tia i Shuuhei spędzili w pokoju Lilynette przegrzebując dziewczynie szafę od góry do dołu w poszukiwaniu ciuchów, które zamaskowałyby chociaż w niewielkim stopniu sylwetkę chłopaka i jeszcze by na niego pasowały. Przez chwilę zastanawiali się, czy jednak nie lepszym kandydatem byłby Ichigo, jako że jest szczuplejszy od Shuuheia, ale z drugiej strony to Shuuhei, z tego co mówił, miał doświadczenie w przybieraniu kobiecych ról. Zapytany o to, odpowiedział jedynie, że w niektóre miejsca łatwiej się dostać, gdy ma się, nawet lekko oszukane, cycki. Jednak bardziej od ubioru, który jakoś udało się skompletować, ważniejszy był makijaż, zwłaszcza zatuszowanie blizny. Tutaj znowu chłopak ją zaskoczył, bo to on mówił jej, co ma robić. Przyznał się wtedy, że miał swego czasu za partnera wizażystę, który lubił zarówno jego, jak i siebie samego przerabiać na kobiety. Bardzo go bawiło wychodzenie w takim przebraniu na miasto i całowanie się publicznie - ponoć spojrzenia mężczyzn na widok dwóch całujących się lasek, były bezcenne. To było na studiach, więc Tii to absolutnie nie dziwiło. A najważniejsze, że w tej chwili sie przydało - weszli, albo raczej weszły.
Pierwsza sala, do której wchodziło się po minięciu szatni i uprzejmej obsługi, która pytała, czy zabrać jakieś okrycia wierzchnie, była po prostu elegancka w starym dobrym stylu - stonowane brązowe kolory, z odrobiną królewskiej purpury, skórzane fotele i kanapy, oraz niewielkie stoliczki. Wszystko skąpane w delikatnym, przygaszonym, świetle. W powietrzu unosił się zapach drogich cygar i równie drogich perfum. W tle leciała właśnie Edith Piaf. Ewidentnie było to miejsce, gdzie spotykały się grube ryby. Teraz pojawiało się pytanie, czy uda im się jakąś złowić.
Podeszły do baru, przy którym siedziały już jakieś dziewczyny, jedna z towarzystwem jakiegoś mężczyzny w średnim wieku, nawet przystojnego.
- Plan jest taki, że stoimy i ładnie wyglądamy? - zapytała się Tia.
- Na razie chyba nie mamy wyjścia.
Usiedli na hokerach. Shuuhei uśmiechnął się i puścił oczko do barmana - młodego chłopaka z długimi włosami splecionymi w warkocz - zaraz odwrócił się w stronę sali. Ciężko było stwierdzić, czy trafili na mniej czy bardziej tłumny wieczór. Więcej niż połowa stolików była zajęta, przy większości siedziało po trzy, cztery osoby, w większości mężczyźni, chociaż były dwie kobiety, które nie wyglądały na po prostu dziewczyny do towarzystwa. Od czego by tu zacząć?
- Czy moje oczy dobrze widzą? - rozległo się tuz przy nich. - Czy to nie moja droga Tier?
Tia się odwróciła się, a Shuuhei spojrzal ponad ramieniem dziewczyny. W ich stronę szedł młody mężczyzna z długimi blond włosami i nieco ciemniejszą karnacją. Miał na sobie dobrze skrojony, biały garnitur, a do tego błękitną koszule.
- Ha, a jednak dobrze widzę. Doskonale - powiedział niezwykle zadowolony.
- Findor - przywitała się nieco zaskoczona, ale również zadowolona dziewczyna. - Świat jest jednak mały, nieprawdaż?
Już był przy nich, więc dziewczyna pochyliła sie i pocałowała go w policzek.
- Racja moja droga, świat jest mały. Nic się nie zmieniłaś, jak zwykle olśniewająca - skomplementował, lustrując ją od góry do dołu.
- A mówiłaś, że nie znasz tu nikogo - wtrącił się Shuuhei, uśmiechając się lekko. - A ja tu widzę takiego przystojniaka. Chyba powinnam się obrazić.
- Wybacz - powiedziała Tia i uśmiechnęła się przepraszająco. - Shun to jest Findor, mój dobry znajomy, pomógł mi rozkręcić "Sacrifice". Findor to jest Shun, moja koleżanka po fachu.
Mężczyzna zlustrował Shuuheia, gdy podawali sobie ręcę i uśmiechnął się.
- A mówiłam, że nie znam, bo nie sądziłam, że go tu spotkam - wyjaśniła. - Ostatnio mieszkałeś w Karakurze, co cię skłoniło do powrotu?
- Praca - powiedział krótko. - Może usiądziemy sobie przy stoliku i na spokojnie porozmawiamy. Jakieś drinki, miłe panie?
Usiedli sobie w rogu sali, przy jednym gdzie była kanapa, na której usiadł Findor i Shuuhei i fotel, który zajęła Tia. Tia z Findorem zaczęli wspominać jakieś stare czasy. Shuuhei nie miał nic przeciwko, przynajmniej sam nie musiał zbyt wiele mówić, od czasu do czasu dorzucił tylko jakąś uwagę, albo rzucił pytanie. A tak to uśmiechał się i miał cichą nadzieję, że wygląda zmysłowo, bo blondyn co chwilę rzucał mu dość jednoznaczne spojrzenia. W pewnym momencie Tia przeprosiła ich na przypudrowanie noska.
- Częstu tu bywasz? - zapytał Shuuhei, gdy już zostali sami. Bawił się fikuśną słomką ze swojego drinka.
- Dosyć - odpowiedział lakonicznie.
- To pewnie znasz te wszystkie szychy - zasugerował i bardzo powoli objął wargami słomkę i zassał przez nią napoju.
- Masz rację, znam. - Pochylił się w jego stronę. - A teraz pozwól, że ja o coś spytam. Dlaczego tu przyjechałaś?
Zastanowił się przez chwilę, patrząc się w sufit, pobawił się językiem kolczykiem w wardze.
- Przygoda - odpowiedział w końcu, patrząc z powrotem na swojego rozmówcę.
- Racja, bardzo dobry powód, żeby przyjechać do Hueco Mundo. Bardzo łatwo tutaj o przygodę.
Jeszcze raz zlustrował chłopaka, przysunął się bliżej, położył ramię na oparciu kanapy za Shuuheiem.
- A teraz powiedz mi - te słowa już szeptał do ucha chłopaka. - Co chcesz właściwie osiągnąć... Mój drogi.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum